Irracjonalni z dziada pradziada
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Lęk dość powszechnie kojarzony jest z nadwrażliwością, tymczasem okazuje się, że osoby lękowe mogą w rzeczywistości nie być dostatecznie wrażliwe (Biological Psychology).
Podczas eksperymentów doktorantka Tahl Frenkel z Uniwersytetu w Tel Awiwie pokazywała ochotnikom zdjęcia wywołujące lęk i strach. W tym czasie wykonywano im EEG. Okazało się, że grupa lękowa była w rzeczywistości mniej pobudzona tymi obrazami niż przedstawiciele grupy nielękowej. Jak wyjaśniają naukowcy, osoby często doświadczające lęku nie były fizjologicznie tak wrażliwe na drobne zmiany w środowisku. Frenkel uważa, że występuje u nich deficyt w zakresie zdolności oceny zagrożenia. Nie dysponując sprawnym systemem wczesnego ostrzegania, tacy ludzie dają się zaskoczyć. Stąd reakcja mylnie interpretowana jako nadwrażliwość. Dla odmiany nielękowi najpierw nieświadomie odnotowują zmiany w środowisku, analizują i dopiero potem świadomie rozpoznają ewentualne zagrożenie.
Naukowcy zebrali grupę 240 studentów. Bazując na wynikach kwestionariusza STAI (State-Trait Anxiety Inventory), wybrano 10% najbardziej i 10% najmniej lękowych osób. Na początku badanym pokazywano serię zdjęć człowieka, który wyglądał na coraz bardziej przestraszonego w skali od 1 do 100. Ludzie lękowi reagowali szybciej, identyfikując twarz jako przestraszoną już przy 32 punktach, podczas gdy członkowie drugiej podgrupy zaczynali uznawać fizjonomię za przestraszoną dopiero przy 39 punktach.
Do tego momentu wyniki potwierdzały obowiązującą teorię o nadpobudliwości lękowych, kiedy jednak psycholodzy skupili się na zapisie EEG, zobaczyli coś zupełnie innego. Osoby rzadko odczuwające lęk przeprowadziły pogłębioną analizę bodźców wywołujących strach, co pozwoliło im dostosować reakcję behawioralną. Ich koledzy i koleżanki z drugiej grupy tego nie zrobili. EEG pokazuje, że to, co wydaje się nadwrażliwością na poziomie zachowania, jest w rzeczywistości próbą skompensowania deficytu we wrażliwości percepcji.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
US Air Force uruchomi w 2017 roku system radarowy o nazwie Space Fence, który pozwoli na obserwację znacznie większej niż dotychczas liczby odpadków, krążących na orbicie okołoziemskiej. Obecnie amerykańskie siły zbrojne skatalogowało ponad 16 000 odpadków wielkości co najmniej 10 centymetrów każdy. Space Fence będzie znacznie bardziej czuły niż obecne metody obserwacyjne. Sądzimy, że w ciągu kilku miesięcy od uruchomienia Space Fence liczba skatalogowanych odpadków zwiększy się dziesięciokrotnie - mówi John Morse odpowiedzialny w projekcie Space Fence za nadzór nad pracami firm Lockheed Martin i Raytheon, z których każda otrzymała po 107 milionów dolarów na przygotowanie wstępnego projektu systemu radarowego. Po ocenie projektów US Air Force wybiorą do realizacji jeden z nich. Na rozwój systemu przeznaczono 6,1 miliarda dolarów.
Space Fence ma składać się z dwóch stacji radarowych ulokowanych na półkuli południowej. Zastąpią one 9 obecnie wykorzystywanych stacji, pochodzących jeszcze z lat 60. i rozmieszczonych na terenie USA. Dzisiejsze stacje wykorzystują pasmo VHF (30-300 MHz), Space Force będzie używał pasma S o częstotliwościach od 2 do 4 GHz. Im wyższe częstotliwości, tym większa rozdzielczość i możliwość obserwowania mniejszych odpadków.
Zanieczyszczenie orbity okołoziemskiej to coraz bardziej poważny problem. Wokół naszej planety krążą miliony odpadków, które stanowią zagrożenie dla satelitów, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz załogowych i bezzałogowych misji.
W czerwcu załoga ISS dostała polecenie ewakuacji do kapsuł ratunkowych, gdy odkryto, że jeden z odpadków znalazł się w odległości kilkuset metrów. Wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej pięciokrotnie Stacja musiała wykonywać manewry ratunkowe, by uniknąć zderzenia ze śmieciami.
Zagrożone są też loty załogowe. Ocenia się, że podczas lotu ryzyko katastrofalnego zderzenia z mikrometeorytami lub, co bardziej prawdopodobne, odpadkami, wynosi 1:250. Przy 100 misjach łączne ryzyko wynosi już 1:3.
Lepsze śledzenie odpadków pozwoli uniknąć wielu niebezpieczeństw, ale nie rozwiąże problemu. Zagrożeni są też mieszkańcy planety. W marcu w Kolorado znaleziono 75-centymetrową metalową sferę pochodzącą prawdopodobnie z rosyjskiego satelity wystrzelonego dwa miesiące wcześniej. W tym samym miesiącu w Urugwaju spadł fragment silnika rakiety Delta 2, która przed ośmioma laty wyniosła na orbitę satelitę GPS. Od roku 2001 zanotowano trzy upadki (w Arabii Saudyjskiej, Argentynie i Tajlandii) kilkudziesięciokilogramowych fragmentów rakiet wynoszących satelity GPS.
Z kolei w 2009 roku nieczynny rosyjski satelita Cosmos uderzył w działającego satelitę sieci telefonii satelitarnej Iridium. Wskutek zderzenia powstały tysiące odłamków, z czego niemal 2000 wielkości co najmniej 10 centymetrów. Jeden z nich zagroził ISS w kwietniu bieżącego roku.
Na orbicie okołoziemskiej panuje już taki bałagan, że do zderzeń dochodzi co 4-5 lat. Nawet jeśli ludzie zaprzestaliby wysyłania w kosmos kolejnych obiektów, to liczba odpadów i tak będzie rosła wskutek zderzeń już istniejących śmieci i obiektów.
Utworzenie Space Fence to jedynie próba uniknięcia wypadków, a nie rozwiązanie problemu. Coraz częściej mówi się o konieczności posprzątania tego, co pozostawiliśmy na orbicie. Eksperci z NASA zauważają, że nigdy wcześniej Agencji nie przedstawiano tak wielu pomysłów na systemy aktywnego usuwania odpadów (ADR). Spektrum propozycji jest niezwykle szerokie: od laserów spalających odpady, po pojazdy je zbierające. Jednak obecnie wszystkie one przypominają idee rodem z filmów science-fiction.
Nie opracowano dotychczas ekonomicznie i technologicznie realnego sposobu na posprzątanie orbity. Zadanie to będzie najprawdopodobniej wymagało współpracy międzynarodowej o skali porównywalnej do budowy ISS.
Na szczęście kosmiczne odpadki nie spowodowały jeszcze niczyjej śmierci. Jednak, prawdopodobnie, takie wydarzenie jest tylko kwestią czasu.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Boisz się wszystkiego? Uciekasz, słysząc najmniejszy hałas? Być może dzieje się tak z powodu niedoboru enzymu – oksydazy monoaminowej A (MAO-A).
Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Kalifornii wykazali, że myszy pozbawione tego enzymu w wyniku mutacji nie są w stanie prawidłowo ocenić zagrożenia. Przejawiają zachowania obronne (np. gryzienie czy stukanie ogonem) w obecności neutralnych bodźców, takich jak plastikowa butelka. Gdy jednak pojawiają sygnały prawdziwego zagrożenia, np. mocz drapieżnika czy znieczulony szczur, są mniej defensywne i ostrożne od reszty (podczas eksperymentu niektóre zwierzęta wspinały się nawet na nieprzytomnego szczura). Nieobecność enzymu zmniejsza także tendencje ucieczkowe i związane z badaniem otoczenia – mijało więcej czasu, nim zmodyfikowane myszy opuszczały otwartą komorę.
Reasumując, nasze odkrycia sugerują, że niedobór oksydazy monoaminowej A prowadzi do ogólnej niezdolności do właściwej oceny kontekstowego ryzyka, na co wskazywały nieadekwatne zachowania obronne – podkreśla prof. Jean C. Shih.
Oksydaza monoaminowa A jest podstawowym enzymem rozkładającym w mózgu serotoninę, norepinefrynę i dopaminę, które zwiększając tętno, a także przepływ krwi i tlenu, przyczyniają się wystąpienia reakcji "walcz lub uciekaj". Wcześniejsze badania zespołu Shih i innych wykazywały, że niedobór MAO-A wywołuje u myszy i ludzi agresję. Najnowsze studium, którego wyniki ukażą się w październikowym wydaniu International Journal of Neuropharmacology, prostuje jednak, że to, co wyglądało na agresję, jest w rzeczywistości nieumiejętnością właściwego przystosowywania się i reagowania na wskazówki środowiskowe.
Myszy bez oksydazy monoaminowej A przejawiały jedyną w swoim rodzaju niezdolność dostosowania reakcji do sytuacji. Paradoksalne odpowiedzi na neutralne i wywołujące strach bodźce wyraźnie przypominają deficyty w przetwarzaniu wyrazów twarzy w przebiegu schizofrenii i autyzmu – uważa dr Sean Godar.
Myszy pozbawione MOA-A miały tak samo sprawne zmysły jak inne zwierzęta: równie często zakopywały czekoladowe batoniki zbożowe, potrafiły pokonać kładkę i rozpoznawać różne obiekty. Zachowania przejawiane przez gryzonie niemające MOA-A mogą odzwierciedlać ograniczenie zestawu reakcji emocjonalnych oraz elastyczności [wygląda to tak, jakby działała tylko jedna przerzutka uruchamiająca strach] – podsumowuje kolejny ze współautorów badania Marco Bortolato.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Gdy samoocena jest zagrożona, np. po kiepskim wykonaniu zadania, ludzie częściej kupują towary luksusowe, płacąc za nie w dodatku kartami kredytowymi (Social Psychological and Personality Science).
Niro Sivanathan z Londyńskiej Szkoły Biznesu oraz Nathan Pettit z Uniwersytetu Cornella zaprosili badanych do udziału w niejasnym teście komputerowym. Po jego zakończeniu połowie ochotników powiedziano, że ich rozumowanie przestrzenne i zdolności logicznego myślenia lokują się w 12. percentylu, co de facto oznaczało, że nie są zbyt inteligentni. Resztę poinformowano o wyniku lokującym się w 88. percentylu, co wskazywało na świetne wykonanie. Później psycholodzy poprosili o wybór sposobu zapłaty za produkt, nad którego zakupem badani się zastanawiali. Okazało się, że osoby z zagrożonym ego dużo częściej wspominały o skorzystaniu z karty kredytowej.
W ramach kolejnego eksperymentu naukowcy poprosili 150 studentów o zastanowienie się nad zakupem dżinsów. Połowa miała rozważyć nabycie pary luksusowych spodni od znanego projektanta, a reszta zakup zwykłych dżinsów na co dzień. Studenci także wzięli udział w opisanym wyżej niejednoznacznym teście komputerowym. Osoby, którym powiedziano o fatalnym wyniku, były skłonne zapłacić o 30% więcej za designerskie spodnie, poza tym o 60% częściej deklarowały zakup za pomocą karty kredytowej.
Ponieważ w obliczu zagrożenia ego studenci rozważający zakup codziennych dżinsów nie byli skłonni zapłacić za nie więcej i częściej korzystać z karty, oznacza to, że towary luksusowe szczególnie dobrze nadają się do podbudowania osłabionej samooceny i utwierdzenia się we własnej wartości.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy obawiają się, że w Afryce mogą wyginąć rośliny, które od setek lat są wykorzystywane w ludowej medycynie do łagodzenia objawów malarii. Uczeni z World Agroforestry Centre i Kenya Medical Research Institute (KEMRI) przyjrzeli się 22 gatunkom roślin ułatwiającym walkę z malarią.
Pod uwagę wzięto tylko 22 gatunki, ponieważ są to jedyne spośród tysięcy wykorzystywanych przez uzdrowicieli, których skuteczność udowodniono także metodami współczesnej medycyny.
Wielu antymalarycznym drzewom w Afryce grozi wyginięcie z powodu wycinania lasów oraz wykorzystywania roślin w medycynie. Nie wszystkie takie drzewa są zagrożone. Na razie można być spokojnym o drzewa rosnące na nizinach i wybrzeżu.
Uczeni korzystali zarówno z danych satelitarnych, jak i przeprowadzali rozmowy z lokalnymi społecznościami i uzdrowicielami. Spotkali się ze 180 uzdrowicielami i 100 pacjentami z 30 społeczności z Kenii, Tanzanii i Ugandy. Szczegółowo badali też skład chemiczny antymalarycznych roślin.
„Ledwie otarliśmy się o potencjalne lecznicze zastosowania tych roślin. Mimo, że są one szeroko używane przez rolników i mieszkańców obszarów wiejskich, większość z nich nigdy nie została przebadana przez naukowców" - mówi doktor Geoffrey Rukunga, dyrektor centrum badań nad medycyną naturalną KEMRI.
Malaria tradycyjnie leczona jest środkami roślinnymi. Najbardziej znany lek, chinina, pochodzi z chinowca. Najnowocześniejszy ze współczesnych leków i bardziej skuteczny od chininy jest pozyskiwany z bylicy rocznej. Niestety, niedawno okazało się, że malaria w Azji zaczęła zyskiwać odporność na leki z bylicy.
Wyginięcie roślin wykorzystywanych w tradycyjnej medycynie nie tylko zuboży środowisko naturalne, ale może pozbawić ludzkość szansy na odkrycie lekarstwa przeciwko malarii. Nie można przecież wykluczyć, że któraś z używanych przez uzdrowicieli roślin jest naprawdę skuteczna, a połączenie tradycyjnej wiedzy i nowoczesnej medycyny nie pozwoli na pozyskanie substancji zwalczającej chorobę, która zabija około 800 000 osób rocznie.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.