Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Amerykańscy i holenderscy psycholodzy postanowili sprawdzić, czy władza napędza w jakiś sposób hipokryzję. Odkryli, że osoby ze świecznika rzeczywiście często stosują ostrzejsze normy moralne wobec innych, a złagodzone wobec siebie.

Joris Lammers i Diederik A. Stapel z Uniwersytetu w Tilburgu oraz Adam Galinsky z Northwestern University napisali artykuł, który ukaże się w najbliższym wydaniu pisma Psychological Science.

Galinsky wspomina o skandalach, których byliśmy świadkami nie tylko w mijającym roku. Widzieliśmy np. kierownictwo największych finansowych instytucji, które akceptowało premie dla władz wykonawczych, prosząc jednocześnie rząd o dofinansowanie ich firm. Psycholog wspominał też o politykach głoszących pochwałę życia rodzinnego, którzy w tym samym czasie wdawali się w romanse.

Zgodnie z wynikami naszych badań, władza i wpływy mogą powodować spory rozdźwięk, rodzaj rozłączenia, między osądami publicznymi a zachowaniem prywatnym. W rezultacie osoby obdarzone władzą ostrzej podchodzą do działań innych, a siebie traktują bardziej pobłażliwie.

Aby zasymulować poczucie władzy, badacze podzielili uczestników serii 5 eksperymentów na grupy i przypisali im role związane z wysokim bądź niskim statusem. I tak niektórzy mieli być premierami, a pozostali przedstawicielami służby cywilnej. Wszystkim uczestnikom badań przedstawiono do oceny szereg dylematów moralnych, które odnosiły się do złamania przepisów ruchu drogowego, deklaracji podatkowych czy zwrotu skradzionego roweru.

W jednym eksperymencie osoby z wysoką pozycją potępiły oszustwa innych, choć same oszukiwały w dużo większym stopniu. Nie podobało im się też zawyżanie wydatków na delegacje, lecz gdy nadarzała się okazja, by przez oszustwo podczas gry w kości wygrać losy na loterię (można było wykonywać rzuty w samotności w wydzielonym boksie), premierzy donosili o zdobyciu większej liczby kuponów niż skromni urzędnicy.

W kolejnych 3 eksperymentach amerykańsko-holenderski zespół głębiej badał stopień, w jakim ludzie obdarzeni władzą akceptują własne i cudze przekroczenia norm. Za każdym razem przedstawiciele grupy o wysokiej pozycji pozwalali sobie na więcej. Ostrzej oceniali innych, gdy ci przekraczali dozwoloną prędkość, uchylali się od płacenia podatków lub zatrzymywali ukradziony rower. Galinsky podkreśla, że moralna hipokryzja najsilniej zaznaczała się u ludzi dysponujących "uprawnioną" władzą. Jeśli ktoś uważał, że na nią nie zasłużył, siebie oceniał ostrzej od pozostałych. Zjawisko to nazywa się hiperkryzją. Wg psychologa z Northwestern University, wzorce hiper- i hipokryzji utrwalają społeczne nierówności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i niestety sprawdza się stara maksyma, że 'co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie' :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy są równi...

 

ale niektórzy równiejsi :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Im bardziej wpływowa osoba, tym wyższa wydaje się sama sobie - twierdzą amerykańscy psycholodzy. W świetle wyników ich badań Napoleon Bonaparte powinien uważać się za człowieka dość słusznego wzrostu i tak zapewne było...
      Przed przystąpieniem do każdego z 3 eksperymentów dotyczących oceny wzrostu Michelle Duguid z Uniwersytetu Waszyngtona w St Louis i Jack Goncalo z Uniwersytetu Cornella wywoływali u badanych poczucie mocy. W pierwszym eksperymencie naukowcy prosili niektórych ochotników, by przypomnieli sobie sytuację, gdy mieli nad kimś władzę, a innym polecili, by przywołali wspomnienia bycia rządzonym przez drugą osobę. Później wszyscy mieli ocenić swój wzrost w porównaniu do tyczki (była tak przycięta, by długość dokładnie o 0,5 m przekraczała wzrost badanego). Ludzie utwierdzani w poczuciu mocy uważali, że bliżej im do wymiarów tyczki, niż wskazywałyby na to liczby.
      W drugim badaniu utworzono pary: jeden z wolontariuszy był menedżerem, drugi szeregowym pracownikiem. Później w kwestionariuszu należało wpisać swój wzrost. Okazało się, że zarządzająca osoba z tandemu zawyżała wpisy.
      W 3. i ostatnim eksperymencie Duguid i Goncalo znowu prosili ochotników o przypomnienie sobie sytuacji rządzenia i poddawania się czyjejś woli. Potem badani mieli wybrać dla siebie awatar w grze Second Life. Osoby z grupy z primingiem mocy decydowały się na wyższe postaci.
      Skoro ktoś czuje się wyższy, zajmując istotne stanowisko, sytuację można odwrócić. Kontrola fizycznego położenia może być stosunkowo niedrogą i nieinwazyjną metodą dodawania komuś mocy i fundamentalnej zmiany stanu psychicznego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie mający władzę mniej się uśmiechają, przerywają innymi i głośniej mówią, dlatego kiedy w codziennym życiu spotykamy kogoś, kto zachowuje się podobnie, czyli łamie podstawowe zasady społeczne, automatycznie uznajemy, że jest kimś ważnym.
      Obdarzeni władzą żyją w zupełnie innym świecie niż rządzeni. Ci pierwsi muszą się podporządkować mniejszej liczbie reguł i mogą się cieszyć dostępem do pieniędzy, wiedzy i wsparcia. Ci drudzy muszą pamiętać o karach i ograniczeniach. Gerben Van Kleef z Uniwersytetu w Amsterdamie postanowił odtworzyć te warunki w serii eksperymentów. Jego badani czytali np. jedną z dwóch historii: 1) o osobie odwiedzającej biuro, która bez pytania wzięła kubek kawy jednego z pracowników lub 2) o księgowym naciągającym normy. Okazało się, że w obu przypadkach ktoś postępujący wbrew regułom wydawał się sprawować większą kontrolę/mieć większą władzę od ludzi, którzy nie kradli kawy ani nie prowadzili kreatywnej księgowości.
      Dla ochotników bezczelne zachowanie również było synonimem władzy czy mocy. Kiedy oglądali nagranie wideo mężczyzny, który w ogródku kawiarnianym siedział z nogami położonymi na krześle obok, palił, strzepując popiół na ziemię i składał zamówienie nieprzyjemnym tonem, z większym prawdopodobieństwem uznawali, że częściej podejmuje on decyzje i jest zdolny sprawić, by inni go słuchali.
      W trzecim eksperymencie Holendrów ludzie spotykali się w laboratorium z osobą przestrzegającą norm (grzeczną i zachowującą się normalnie) i mającą je za nic (spóźniającą się, kładącą torbę i nogi na stół). Po spotkaniu badani uważali, że człowiek nieprzestrzegający norm ma większą władzę i z większym prawdopodobieństwem uzyskuje od innych to, na czym mu zależy.
      Ze szczegółowymi wynikami badań można się zapoznać na łamach pisma branżowego Social Psychological and Personality Science.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do grona krajów, które postanowiły prowadzić wojnę w internecie dołączył... Sudan. Rządząca krajem Narodowa Partia Kongresowa (NCP) zapowiedziała, że jej "cyberdżihadyści" są gotowi do "zmiażdżenia" opozycji.
      Sudańscy dysydenci coraz chętniej korzystają z internetu. Dlatego też ważny polityk NCP, Mandur al-Mahdi ostrzegł, że "cyberbatalion" prowadzi "online'owe operacje obronne".
      Od stycznia w Sudanie rośnie napięcie, dochodzi do coraz większej liczby protestów, a rządząca krajem junta wojskowa obawia się podobnych wydarzeń, jakie mają miejsce w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie.
      Sudańska walka w internecie rozpoczęła się już w styczniu. Gdy młodzież organizowała się na Facebooku, działacze NCP umieścili w serwisie ostrzeżenia przed przyłączaniem się do demonstracji.
      W Sudanie z internetu korzysta ponad 10% populacji. W latach 2000-2010 liczba użytkowników sieci zwiększyła się o 139-krotnie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W wierszu Andrzeja Waligórskiego "Cysorz to ma klawe życie", okazuje się jednak, że życie przedstawicieli europejskich rodów królewskich nie było w przeszłości aż tak usłane różami, jak mogłoby się wydawać. Badania profesora Manuela Eisnera z Uniwersytetu w Cambridge, które objęły 1513 władców, wykazały bowiem, że w latach 600-1800 w 45 europejskich monarchiach do 22% królewskich zgonów doszło w krwawych okolicznościach. Były to wypadki, zabójstwa i śmierć w bitwie.
      W artykule, który ukazał się w Journal of Criminology, aż 15% wszystkich zgonów uznano za skutek oczywistych morderstw – "odpowiada to średniemu wskaźnikowi 10 morderstw na każde 1000 lat panowania monarchy, a to znacznie więcej, niż wynosi wskaźnik zabójstw w najniebezpieczniejszych obecnie rejonach świata". Jest on nawet wyższy od wyliczonego dla największych bitew przeszłości. Mamy więc doskonały obraz intensywnej i brutalnej walki o dominację wśród przedstawicieli historycznej elity politycznej.
      Kryminolog z Cambridge podzielił przypadki królewskich śmierci na 4 kategorie. Najliczniej reprezentowaną jest zabójstwo w celu przejęcia tronu: panujący zostaje tu wyeliminowany, by jego miejsce mógł zająć konkurent. Cesarz bizantyjski Nicefor II Fokas został np. zamordowany w 969 r. we własnej sypialni przez żonę Teofano i jej kochanka Jana I Tzimiskesa. Generała obwołano cesarzem, gdy zgodził się ponieść karę za morderstwo i odseparować się od występnej kochanki.
      Do drugiej kategorii zalicza się przypadki zamordowania władcy z sąsiedztwa, by zagarnąć terytorium lub przypieczętować zwycięstwo. W scenariusz ten doskonale wpisuje się śmierć sułtana Granady Muhammada VI, którego zaproszono na pokojowe rozmowy z Piotrem I Okrutnym. Na zlecenie króla Kastylii i Leónu zamordowano go 25 kwietnia 1362 r. w Tabladzie koło Sewilli. W ten sposób Piotr I pomógł odzyskać tron Muhammadowi V.
      Kolejna kategoria to morderstwo w odwecie za zniewagę/osobiste żale. Albrecht I Habsburg zginął 1 maja 1308 r. Wracał wtedy z przyjęcia, na którym publicznie znieważył bratanka Jana Parracidę. Najrzadszą kategorią jest śmierć z ręki przypadkowej obcej osoby. W 1354 r. Jusuf I Mądry zginął z rąk maniaka, modląc się w meczecie.
      Szczególnie często ofiarą katów padali młodzi i zbyt delikatni monarchowie. Szczególnie okrutne wydaje się uśmiercenie Edwarda V i jego młodszego brata Ryszarda w Tower of London. Niejednokrotnie jedno morderstwo pociągało za sobą falę kolejnych. Do wielu aktów przemocy dochodziło w wyjątkowo chłodnych klimatach, np. Norwegii czy Nortumbrii, anglosaskim państwie z VI-IX wieku, położonym w południowej Szkocji i północnej Anglii.
      Do największej liczby królobójstw dochodziło we wczesnym średniowieczu. Potem, z biegiem stuleci, zdarzały się one coraz rzadziej. Wg Eisnera, powodem był rozwój prawodawstwa dotyczącego podziału i przekazywania władzy. Chodzi głównie o doktrynę uznającą króla za pomazańca bożego. Na jej mocy monarcha cieszył się niemal boskim statusem, dlatego akt zabicia go wydawał się świętokradztwem.
      Po XVI w. bardzo rzadko dochodziło do transferu władzy przez pozbawienie kogoś życia. Jeśli się tak działo, wymagało rozległego uzasadnienia prawnego, jak miało to np. miejsce podczas procesu kryminalnego Karola I Stuarta, który ostatecznie doprowadził do jego egzekucji [30 stycznia] 1649 r. Królobójstwa podyktowane ideologią i radykalizmem występowały do początków XX wieku.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Meksykańscy naukowcy z Universidad Nacional Autónoma de México(UNAM) zidentyfikowali żuchwę znalezioną w 2004 r. w ruinach prekolumbijskiego miasta Teotihuacán. Wg nich, należała do hybrydy wilka i psa, czyli wilczaka. Krzyżówka miała stanowić symbol siły i władzy miejscowych wojowników.
      Jak podkreślają akademicy z Narodowego Instytutu Antropologii i Historii, to pierwszy dowód na świadome krzyżowanie zwierząt w starożytnych kulturach meksykańskich. Kości znaleziono w jednej z piramid w grobowcu wojownika. Ozdobiono nimi jego szkielet.
      W tradycji ustnej i starych kronikach psopodobne zwierzęta pojawiają się z symbolami władzy i boskości. Nie mieliśmy jednak dowodu [ich istnienia] w postaci szkieletu. Teraz po raz pierwszy udało się go zdobyć – cieszy się rzecznik Instytutu Francisco De Anda.
      Na malowidłach Teotihuacán widnieje sporo psowatych stworzeń. Dotąd myślano jednak, że to kojoty, które występują w tych okolicach. Okazuje się jednak, że to nieprawda (choć może na niektórych z nich rzeczywiście uwieczniono kojota). Mimo że mieszkańcy Teotihuacán hodowali psy, wilki i kojoty, w ceremonii pogrzebowej wykorzystywano niemal wyłącznie kości wilczaków. Wśród tych odkrytych w starożytnej metropolii 8 należało bowiem do wilczaków, 3 do psów, a tylko 2 do krzyżówki kojotów z wilczakami.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...