Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Koniec GeoCities

Rekomendowane odpowiedzi

GeoCities, jeden z najbardziej znanych i popularnych serwisów początku internetu, został zamknięty. Od dziesięciu lat był on własnością Yahoo!.

GeoCities narodził się w 1994 roku. Był to serwis webhostingowy, który umożliwiał założenie własnej strony internetowej w konkretnym "mieście". Nazwy poszczególnych miejscowości odpowiadały nazwom istniejących miejsc.

W połowie 1995 roku serwis zaistniał na rynku jako Beverly Hills Internet. Posiadał on katalog internetowy, w skład którego wchodziły "sąsiedztwa", takie jak Hollywood, WallStreet czy Colosseum. Pozwolono użytkownikom zakładać własne witryny, z czasem dodano czaty i inne mechanizmy społecznościowe.

Serwis bardzo szybko się rozwijał, a w 1998 trafił na giełdę. Pół roku później, w styczniu 1999 został kupiony przez Yahoo! za ponad 3,5 miliarda dolarów. GeoCities zaczęło tracić użytkowników.

W końcu 26 października 2009 roku Yahoo! oficjalnie zamknęło GeoCities. Nie można już zakładać tam witryn, a obecni użytkownicy serwisu są zachęcani do korzystania z płatnego Yahoo! Web Hosting.

Specjaliści wskazują na znaczenie serwisu GeoCities dla rozwoju Sieci. Umożliwił on olbrzymiej liczbie osób założenie własnej witryny, pokazał, że można stworzyć bardzo popularny serwis i... nie przyniesie on zarobków. Dla Yahoo! GeoCities był straconą okazją. Na jego podstawie firma już 10 lat temu mogła bowiem tworzyć serwis społecznościowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak nieoficjalnie dowiedział się Reuter, Microsoft jest rzekomo ponownie zainteresowany zakupem Yahoo!. Nad przejęciem portalu zastanawiają się również Providence Equity Partners, Hellman & Friedman, Silver Lake Partners, chiński gigant Alibaba i rosyjska firma inwestycyjna DST Global.
      Obecna kapitalizacja rynkowa Yahoo! wynosi około 20 miliardów dolarów. Portal niedawno pozbył się swojej dotychczasowej szefowej, Carol Bartz, która nie potrafiła - podobnie jak jej dwaj poprzednicy - poradzić sobie z trapiącymi firmę kłopotami.
      Jedno z anonimowych źródeł stwierdziło, że Microsoft może będzie chciał zawiązać z spółkę w celu przejęcia Yahoo!.
      Jednak, jak wynika z nieoficjalnych informacji, koncern z Redmond nie podjął jeszcze żadnej decyzji, gdyż wśród kierownictwa nie ma zgody co do sensowności zakupu portalu.
      Zwolennicy przejęcia uważają, że pozwoliłoby to stworzyć silny portal, dzięki któremu Microsoft mógłby zaoferować nowe i lepsze produkty użytkownikom. Przeciwnicy twierdzą, że jeśli koncern ma wydać miliardy dolarów na zakup jakiegoś przedsiębiorstwa, to powinna być to firma, która ma większy potencjał wzrostu niż Yahoo!. Wartość Yahoo! nie rośnie od lat i niektórzy uważają, że powinniśmy kupić coś, co daje lepsze widoki na przyszłość - powiedział jeden z menedżerów Microsoftu.
      Jeśli nawet potwierdzą się informacje o tym, że Yahoo! jest na sprzedaż, to cały proces szukania kupca, składania ofert i przeprowadzania transakcji zajmie wiele miesięcy.
      Analitycy mówią, że Yahoo! może być zbyt dużą firmą dla większości funduszy inwestycyjnych. Tym bardziej w obliczu kryzysu gospodarczego. Ich zdaniem, jeśli portal zostałby zakupiony przez taki fundusz, to najprawdopodobniej doszłoby do podziału Yahoo! i sprzedaży jego azjatyckich aktywów takim firmom jak Alibaba, a fundusz zająłby się rozwojem amerykańskiej części portalu.
      Do Yahoo! należy obecnie około 40% portalu Alibaba i 35% Yahoo! Japan.
      Z kolei dla Microsoftu przejęcie Yahoo! jest o tyle korzystne, że dzięki niemu koncern miałby łącznie ponad 30% amerykańskiego rynku wyszukiwarek. Firma Ballmera ma obecnie do dyspozycji około 53 miliardów dolarów, więc jest w stanie kupić Yahoo!. Z drugiej jednak strony, Microsoft i Yahoo! podpisały umowę o współpracy, zatem koncern z Redmond już odnosi część korzyści, jakie stałyby się jego udziałem po zakupie Yahoo!.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Miliony użytkowników witryny Full Tilt Poker były oszukiwane przez jej założycieli. Tak przynajmniej twierdzą autorzy pozwu cywilnego, który federalni prokuratorzy złożyli przed jednym z sądów.
      Witryna Full Tilt Poker pobrała od swoich użytkowników 390 milionów dolarów. Pieniądze te miały być przechowywane na bezpiecznych kontach bankowych tak, by użytkownicy mogli z nich korzystać w czasie wirtualnego pokera. Tymczasem okazało się, że pieniądze przelano na konta właścicieli i zarządzających witryną. Są wśród nich najbardziej znani pokerzyści na świecie.
      Full Tilt nie był legalną witryną pokerową, a piramidą finansową - stwierdził prokurator Preet S. Bharara, którego biuro złożyło pozew. Prokuratura poinformowała, że na ślad oszustwa trafiono badając inne sprawy związane z Full Tilt i dwiema innymi witrynami - Poker Stars i Absolute Poker. Wszystkie trzy firmy mają swoje siedziby poza USA. Full Tilt pochodzi z Irlandii. W związku z powyższym odkryciem w kwietniu bieżącego roku amerykańskim obywatelom zablokowano dostęp do witryn, tłumacząc, że naruszają one przepisy o defraudacji i praniu brudnych pieniędzy.
      Użytkownicy Full Tilt, podobnie jak innych witryn dla pokerzystów, najpierw doładowywali pieniędzmi swoje wirtualne konta na witrynie. Wpłacone pieniądze, wraz z ewentualnymi wygranymi, miały być ciągle do ich dyspozycji i służyć do rozgrywek lub być wypłacane na żądanie. Gdy amerykańskie władze zablokowały dostęp do witryn, podpisano z nimi umowę, na podstawie której witryny miały zwrócić graczom ich pieniądze. Jednak w pewnym momencie witryna Full Tilt przestała dokonywać przelewów. Okazało się, że na kontach firmy skończyły się pieniądze, gdyż od kwietnia 2007 roku właściciele i zarządzający Full Tilt przelali na swoje prywatne konta 440 milionów dolarów.
      Wśród osób, do których trafiły pieniądze graczy znajdują się pokerzyści ze światowej czołówki - Howard Lederer otrzymał podobno 42 miliony USD, Chris Ferguson wzgobacił się o 25 milionów i miał otrzymać kolejnych 60 milionów.
      Wszystko wskazuje na to, że właściciele Full Tilt stworzyli olbrzymią piramidę finansową, a użytkowników uspokajali wypłatami na żądanie. Pokerzysta Greg Brooks, który od lat grał na Full Tilt powiedział, że ufał witrynie, gdyż regularnie odbierał wygrane przekraczające 100 000 USD. Teraz zdał sobie sprawę, że miliony, które zgromadził na kontach w Full Tilt najprawdopodobniej przepadły.
      Prokuratorzy, którzy pozwali właścicieli i zarządzających Full Tilt żądają zwrotu nielegalnie zarobionych pieniędzy. Poszkodowani gracze będą mogli starać się o swoje pieniądze po zakończeniu procesu sądowego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed niemal trzema laty emocjonowaliśmy się rozmowami pomiędzy Yahoo! a Microsoftem, których celem miało być - początkowo - kupno Yahoo! przez producenta Windows. Transakcja nie doszła do skutku, obie firmy nawiązały współpracę, a akcjonariusze zdecydowali o zwolnieniu założyciela portalu, Jerry'ego Yanga, i zastąpienie go na stanowisku dyrektora wykonawczego przez Carol Bartz.
      Yang, który sprzeciwiał się sprzedaży Yahoo!, ani nie potrafił wyciągnąć firmy z kłopotów, ani nie zaoferował żadnej alternatywy dla propozycji Microsoftu.
      Teraz Yahoo! zwalnia jego następczynię. Carol Bartz przez ostatnie dwa lata również nie poradziła sobie z problemami trapiącymi portal.
      Tymczasowym dyrektorem został Tim Morse, którego przed dwoma laty zatrudniła Bartz. Morse, który wcześniej pracował w Altera Corp. miał za zadanie pomoc w obniżeniu kosztów funkcjonowania portalu.
      Bartz została zwolniona w niezbyt elegancki sposób. O fakcie tym dowiedziała się od prezesa Rady Nadzorczej Roya Bostocka podczas rozmowy telefonicznej. Sam Bostock tez nie ma łatwego życia. Wielu akcjonariuszy jest niezadowolonych z jego pracy.
      Zdaniem analityka Bena Schachtera z Macquarie Securities zwolnienie Bartz może być sygnałem nadchodzących dramatycznych zmian w Yahoo!. Niewykluczone, że portal zostanie wystawiony na sprzedaż. Ewentualnie, jak spekuluje Schachter, Yahoo! może zechcieć kupić online'owy serwis wideo Hulu.com lub też próbować sprzedać posiadane przez siebie udziały - a ma ich aż 43 procent - w jednym z najcenniejszych chińskich serwisów Alibaba.com.
      W ciągu ostatnich czterech lat Yahoo! doświadcza już trzeciej zmiany na szczytach władzy. Firma ciągle traci rynek, nie radzi sobie z wyzwaniem ze strony Google'a, i mimo iż Bartz udało się zwiększyć przychód firmy, to jej dochody nie wzrosły.
      Bartz, która świetnie sprawdzała się przez 14 lat jako szefowa firmy Autodesk, nie miała jednak żadnego doświadczenia w reklamie internetowej, a to ona stanowi główne źródło przychodów Yahoo!. Już wcześniej zwracała ona uwagę, że objęła rządy w bardzo trudnym momencie, gdyż właśnie rozkręcał się kryzys finansowy, a po swoich poprzednikach, Jerry'm Yangu i Terry'm Semalu odziedziczyła olbrzymi bałagan. Porównywała nawet stojące przed nią zadania z tymi, z którymi musiał mierzyć się Steve Jobs w 1997 roku po powrocie do Apple'a. Jednak Bartz nigdy nie potrafiła sformułować jasnej strategii dla Yahoo!. Zajęła się zatykaniem dziur w statku, zamiast zmienić kurs - podsumował Ray Valdes, analityk Gartner Inc. Nigdy też nie udało się jej doprowadzić do takiego wzrostu kursu akcji jaki poleciła jej osiągnąć Rada Nadzorcza Yahoo!.
      Analitycy spekulują, że nowym prezesem może zostać David Kenny, który w kwietniu dołączył do zarządu Yahoo!. Obecnie jest on prezesem Akamai Technologies.
      Warto tutaj przypomnieć, że w 2008 roku Microsoft chciał przejąć Yahoo! płacąc 33 dolary za akcję. Oferta została odrzucona. Obecnie cena akcji Yahoo! wynosi poniżej 14 USD.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed dwoma tygodniami Google dokonało jednej z największych zmian w swoim algorytmie wyszukiwania. Zmiany te odbijają się już na finansach tysięcy przedsiębiorstw, zwiększając dochody jednych i zmniejszając innych.
      Wpływ Google'a na gospodarkę najlepiej oddaje to, czego obecnie doświadczają liczne firmy działające przede wszystkim w internecie. Na przykład Online Publishers Association, organizacja zrzeszająca wiele z największych światowych koncernów (w tym np. CNN) informuje, że dzięki zmianom w Google'u jej członkowie zarobią w ciągu roku dodatkowy miliard dolarów. Z kolei firma Mahalo.com zwolniła 10% pracowników z powodu "znacznego spadku ruchu i wpływów".
      Przesunięcie witryny na wysokie pozycje w wynikach wyszukiwania ma olbrzymi wpływ na liczbę odwiedzających ją osób. Zdaniem Adama Dunna, dyrektora ds. SEO w Greenlight Search, aż 20-30% osób klika na pierwszy wynik w wyszukiwarce. Znalezienie się na drugim lub trzecim miejscu oznacza dla firmy przyciągnięcie uwagi 5-10% osób wyszukujących dany termin. Dalsze pozycje przyciągają mniej niż 1% odwiedzających. To oznacza, że np. witryna, która przed zmianą algorytmu była pokazywana jako pierwsza, a po jego zmianie spadła na czwartą pozycję, zanotuje olbrzymi spadek liczby odwiedzin.
      Zmiany algorytmu najbardziej dotknęły tzw. content farms, czyli witryny, które gromadzą treści innych stron. Jak twierdzi firma Sistrix, na takich witrynach ruch zmniejszył się o ponad 75%. Jednak nie wszędzie takie zmiany zaszły. Mahalo.com, Wisegeek.com czy należący do Yahoo! Associated Content zanotowały olbrzymie spadki. Tymczasem Demand Media, jedna z najbardziej krytykowanych content farms, nie zanotowała większych zmian, a na jednej z jej witryn - eHow.com - pojawiło się nawet więcej odwiedzających.
      Google twierdzi, że najwięcej na zmianach skorzystały witryny oferujące treści wysokiej jakości, czyli informacje nt. badań naukowych, dogłębne analizy itp.. I rzeczywiście. Członkowie OPA już w ciągu pierwszej doby zauważyli wzrost ruchu o 5-50 procent.
      Wyszukiwarkowy koncern zapewnia, że zmiany są dobre dla konsumentów, internetu i twórców treści wysokiej jakości.
      Jednak najwyraźniej nie wszystko poszło po myśli Google'a. Max Spankie, twórca witryny My3cents.com informuje, że stracił znaczną część użytkowników. Jego witryna umożliwia konsumentom pozostawianie recenzji i opinii na temat towarów i usług. W przeciwieństwie do witryn, które po zmianie algorytmu znalazły się wyżej niż strona Spankiego, My3cents.com moderuje wszystkie opinie i jest bardzo poważana. Amerykańska Federacja Konsumentów uznała ją za najlepszą tego typu witrynę w USA, a z My3cents.com korzystają setki firm, które dzięki witrynie kontaktują się z niezadowolonymi klientami i wyjaśniają spory. Myślę, że coś zrobili źle. Ciężko pracowaliśmy, by stworzyć witrynę najwyższej jakości, a teraz wygrywają z nami strony, które o jakość nie dbają - mówi Spankie.
      Problemy zauważył też Morris Rosenthal, autor podręczników nt. naprawy laptopów. Mówi, że po zmianie algorytmu gdy wyszukujemy jego książkę "Laptop Repair Workbook" na pierwszym miejscu znajdziemy sklep Amazona, w którym jest sprzedawana, jednak już na drugiej pozycji jest witryna, która pozwala na jej nielegalne pobranie.
      Osoby takie jak Spankie czy Rosenthal nie są, na szczęście, pozostawione same sobie. Właściciele witryn, który uważają, że niesprawiedliwie ucierpieli na zmianie algorytmu, mogą o tym poinformować Google'a na firmowym forum. Co prawda żadne ręczne zmiany w wynikach wyszukiwania nie zostaną wprowadzone, jednak jeśli skarga będzie zasadna, Google może poprawić swój algorytm tak, by wartościowa witryna znalazła się na wyższych pozycjach listy wyszukiwania.
      To system przewidujący, że jesteś winny, póki nie udowodnisz niewinności - mówi Rosenthal i dodaje, że Google nie udostępniło żadnej opcji dwustronnej komunikacji, która pozwoliłaby na wyjaśnienie wątpliwości.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W USA w ramach walki z internetową pedofilią przypadkiem zablokowano 84 000 witryn, które nie miały nic wspólnego z nielegalnymi działaniami. Amerykański rząd prowadzi "Operation Protect Our Children", w ramach której blokowane są witryny z pedofilskimi materiałami. Przed kilkoma dniami Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DHS) poinformował o wykonaniu nakazu przejęcia 10 domen "zaangażowanych w reklamę i dystrybucję pornografii dziecięcej". Wśród tych domen znalazła się mooo.com, która hostuje niemal 84 000 witryn, przeważnie blogów i stron niewielkich firm.
      Osoby odwiedzające te witryny pomiędzy ubiegłym piątkiem a niedzielą były przekierowywane na stronę, na której widziały logo DHS i Departamentu Sprawiedliwości oraz informację, iż posiadanie dziecięcej pornografii zagrożone jest karą więzienia do lat 30.
      Urzędnicy w niedzielę przyznali się do pomyłki, jednak przywracanie pełnego dostępu do wszystkich witryn zajęło trzy doby.
      Poszkodowani właściciele witryn skrytykowali fakt, że urzędnicy mają prawo do blokowania witryn bez procesu sądowego. Dla mnie nie jest żadnym argumentem stwierdzenie, że w internecie dzieją się przerażające i nielegalne rzeczy... Istnieją bowiem też odpowiednie metody walki z nimi - napisał właściciel bloga Grey Ghost.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...