Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Moment moment. Taki model (nakierowany na rynek pracy) to nie edukacja, tylko przygotowanie do życia w gułagu.

A czym właściwie jest edukacja?

Człowieku, przez całą podstawówkę, gimnazjum, liceum miałeś edukację, wypadałoby na studiach poznać coś co ci naprawdę będzie potrzebne w pracy, prawda?

Bo mnie np. denerwuje że muszę się na studiach uczyć zarządzania czy ekonomii, która mi się do niczego nie przyda.

A zgadnij, czego się uczy (oprócz gramatyki) studentów dziennikarstwa - tych którzy mają to formalne przygotowanie do zawodu? Na porządnych uczelniach jest i łacina, i filozofia.

I jak to w swoim zawodzie wykorzystują? Powinni raczej poznać etykę, by potem nie szmacić się np. w Fakcie.

Dodam, że złota młodzież już prawie wypracowała zniesienie tych "niepotrzebnych" przedmiotów. A potem takie pacany wymachują dyplomammi i faktycznie zostają dziennikarzami...

Zazwyczaj te "pacany" są o wiele wydajniejsze w pracy, niż wielce wykształcony. Wiedza ma być pragmatyczna, a nie arogancka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poważny błąd w rozumowaniu. Nie rozrywka tylko wykształcenie. Powiedz mi, jakie praktyczne znaczenie ma praca astronoma? Przewidywanie zaćmień? Mój znajomy z premedytacją poszedł na zaoczne (czyli płatne) studia z historii sztuki (a i owszem - z łaciną). A wiesz co robi? Kładzie klepki. Czasami nazywa się to renowacją podłóg drewnianych. Ostatnio w jakimś zamku...

 

Kolejna sprawa - nauka ścisła czy humanistyczna? Bo te drugie mimo braku eksperymentów i możliwości weryfikowania tez, mają swoje narzędzia i metody badań. To nie jest gapienie się w chmury. Znająć nieco filozofii nie tylko można się bardziej pośmiać z przygód Lemowego Ijona Tichego (a właśnie - jego podróże to nieustające robienie sobie żartów z różnych systemów filozoficznych - wiedziałeś o tym?). Można też zidentyfikować przyszłego dyktatora wśród naszych superpolityków. I nie będziesz do tego potrzebował niedouczonych dziennikarzy, pracujących w manipulowanych stacjach TV. Platon przyjacielem, lecz większą przyjaciółką prawda... (to oczywiście znana łacińska sentencja)

 

Łacina jest bezcenna, jeśli posługujesz się językiem. Dlatego choćby, że ogromna liczba słów, które wypowiadasz, pochodzi z łaciny, a dziennikarz czy pisarz powinien być świadom tego, co mówi/pisze. Poza tym, jeśli znasz łacinę, bardzo szybko nauczysz się niemal dowolnego języka europejskiego (z gramatyką włącznie). Dziwnym trafem, najwybitniejsze postacie nauki czy kultury znają ten język, a najlepsze szkoły świata wciąż go uczą.

 

No ale po co to robolom? Po co im wiedza, że słowianin to po łacinie to samo co niewolnik? Niech tyrają i lepiej się nie wychylają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Powiedz mi, jakie praktyczne znaczenie ma praca astronoma?

No właśnie, jakie ma? Moim zdaniem nie ma sensu finansowanie przez państwo badań, z których nie ma realnej korzyści. To samo zresztą myślę o podboju kosmosu. Nie stać państwa polskiego na finansowanie takich badań.

Mój znajomy z premedytacją poszedł na zaoczne (czyli płatne) studia z historii sztuki (a i owszem - z łaciną). A wiesz co robi? Kładzie klepki. Czasami nazywa się to renowacją podłóg drewnianych. Ostatnio w jakimś zamku...
Jednostkowy przypadek.
Kolejna sprawa - nauka ścisła czy humanistyczna? Bo te drugie mimo braku eksperymentów i możliwości weryfikowania tez, mają swoje narzędzia i metody badań.

Owszem, ale filozofia jest jednak "nauką" nieco inną, niż biologia eksperymentalna, chyba przyznasz mi rację.

To nie jest gapienie się w chmury. Znająć nieco filozofii nie tylko można się bardziej pośmiać z przygód Lemowego Ijona Tichego (a właśnie - jego podróże to nieustające robienie sobie żartów z różnych systemów filozoficznych - wiedziałeś o tym?).

Super ;) Zmieniłeś raz na zawsze moje postrzeganie tej dziedziny :P Odwołując się do takich przykładów tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że studia z tego kierunku NIE mają sensu.

Można też zidentyfikować przyszłego dyktatora wśród naszych superpolityków.

Od tego są przede wszystkim socjolodzy, a więc naukowcy z krwi i kości.

I nie będziesz do tego potrzebował niedouczonych dziennikarzy, pracujących w manipulowanych stacjach TV.
Ależ oczywiście, że będę potrzebował, bo informacje ktoś będzie musiał przekazać.
Łacina jest bezcenna, jeśli posługujesz się językiem. Dlatego choćby, że ogromna liczba słów, które wypowiadasz, pochodzi z łaciny, a dziennikarz czy pisarz powinien być świadom tego, co mówi/pisze.

No ale co z tego tak na dobrą sprawę? Jeśli nauczysz się angielskiego, nauka francuskiego i niemieckiego automatycznie staje się prostsza. Nie musisz poznawać najstarszego z języków, żeby znać pozostałe - wystarczy poznać dowolny, a łacina jest zwykle poznawana jako jeden z kolejnych języków, a nie jako pierwszy.

Poza tym, jeśli znasz łacinę, bardzo szybko nauczysz się niemal dowolnego języka europejskiego (z gramatyką włącznie).

Wystarczy wyjść choćby od angielskiego.

najlepsze szkoły świata wciąż go uczą.

No właśnie wprost przeciwnie. Nawet na studiach medycznych, na których przez całe lata uznawano łacinę za absolutną podstawę, na Zachodzie coraz częściej odchodzi się od łaciny na rzecz solidnego angielskiego. Tak jest po prostu łatwiej, bo łaciny użyjesz tylko pisząc szpitalną epikryzę (którą równie dobrze możesz w razie potrzeby napisać po angielsku), a znając solidnie angielski możesz i napisać wszelkie dokumenty, i pojechać na kongres, gdzie wygłosisz zrozumiałą dla wszystkich prezentację.

No ale po co to robolom? Po co im wiedza, że słowianin to po łacinie to samo co niewolnik? Niech tyrają i lepiej się nie wychylają.
Znów argument wzięty z kapelusza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Moim zdaniem nie ma sensu finansowanie przez państwo badań, z których nie ma realnej korzyści.

 

No widzisz, astronomia niepotrzebna, chociaż to prawdziwa-prawdziwa nauka. Spórobwałbyś powiedzieć to takiemu Magellanowi...

Co jeszcze nie przynosi zysków? Wydział podstawowych problemów techniki?

 

Jednostkowy przypadek.

 

Gdyby to był twój argument, pisałbyś "wyjątek potwierdzający regułę".

 

Wystarczy wyjść choćby od angielskiego.

 

A próbowałeś się kiedyś uczyć francuskiego? Otóż w tym języku cała wymowa jest współczesna, a pisownia - taka sama jak w starofrancuskim, bazującym właśnie na łacinie. Uczenie się na pamięć tych wszystkich wygibasów z końcówkami, znikającymi głoskami itp jest bez sensu, skoro znając łacinę możesz do tego wszystkiego dojść "na rozum" (przy okazji, jedną z zalet tego języka jest kształcenie zdolności do precyzyjnego myślenia). Mamy więc francuski jako rzutowanie łaciny na Franków i angielski, jako rzutowanie francuskiego na mieszaknę Brytów, Anglów i Sasów (bo tak to właśnie szło). Wyjście od angielskiego to tak, jakby naprawiać silnik przez rurę wydechową.

 

Odwołując się do takich przykładów tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu, że studia z tego kierunku NIE mają sensu.

 

No spoko, nie ma sensu być, czy nawet próbwać - choć trochę - być erudytą. Zdolność do samodzielnej identyfikacji głosiciela zmutowanych idei Nietzschego czy takiego Marksa też nie jest potrzebna. Stadko zostanie zapędzone we właściwą stronę przez tefałeny i inne wybiórcze. Może tylko do strzyżenia, a może do rzeźni - po co się przejmować, przecież inni wiedzą lepiej. Zanim napiszesz jeszcze coś podobnego, spróbuj chociaż roszyfrować znaczenie słowa "filozofia".

 

Może dla rozrywki przypomnę modny w prasie zabieg: podają jakiś cytat, w którym wyrzeka się na współczesną młodzież i upadek obyczajów, a potem okazuje się, że te słowa pochodzą nie z 2009 roku, tylko ze starożytnej Grecji lub Rzymu. No kupa śmiechu po prostu, wychodzi że wszystko jest okej i po staremu, prawda? No to pomyśl - obie te cywilizacje upadły.

 

Czytałeś coś Lecha Jęczmyka? Spróbuj, na pewno się nie znudzisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gdyby to był twój argument, pisałbyś "wyjątek potwierdzający regułę".

Nie. Po prostu od renowacji starych budynków jest generalnie konserwator zabytków - istnieją osobne studia związane z tym zawodem.

A próbowałeś się kiedyś uczyć francuskiego? Otóż w tym języku cała wymowa jest współczesna, a pisownia - taka sama jak w starofrancuskim, bazującym właśnie na łacinie.

Tylko zapominasz, że wcześniej musisz jeszcze poświęcić parę lat na naukę łaciny ;D

Wyjście od angielskiego to tak, jakby naprawiać silnik przez rurę wydechową.

Ale przynajmniej pierwszy opanowany przez Ciebie język jest jednocześnie najważniejszym, tym, który na dobrą sprawę może być jedynym, bo i tak dogadasz się na całym świecie. Znacznie lepsze to od języka mającego dziś zastosowanie wyłącznie jako narzędzie do pokazu (często bardzo pozowanej) erudycji.

Zdolność do samodzielnej identyfikacji głosiciela zmutowanych idei Nietzschego czy takiego Marksa też nie jest potrzebna.
Żeby je zidentyfikować, wystarczą lekcje literatury albo historii. Poza tym powtarzam, od tego jest osobna nauka i jest nią socjologia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, ogólnie się nie zgadzam. ;)  (np. nauka łaciny + francuskiego da lepsze efekty niż samego francuskiego, do tego może trwać krócej). Poza tym, angielski wcale nie jest językiem dominującym. Wypadałoby znać jeszcze portugalski i hiszpański (Ameryka), oczywiście francuski (znowu Ameryka, duża część Afryki, wiele krajów w Europie), rosyjski (Azja, Afryka), a amerykańscy biznesmeni intensywnie uczą się mandaryńskiego (no tak, tutaj łacina będzie bezużyteczna).

 

Dodam, że obecnie Europejczyk, który mówi nie dwoma, tylko pięcioma językami wcale nie jest jakimś ewenementem - coraz częściej tak się kształci ludzi w normalnych krajach.

 

Co do socjologii to hm... na jednych zajęciach pani socjolog podała definicję sekty. Kiedy zwróciłem uwagę, że pasuje do niej MKOl, nie potrafiła z tego wybrnąć. Może przydałoby się jej nieco logiki podszytej filozofią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do angielskiego, nie zgadzam się, ale naprawdę nie chce mi się powtarzać tych samych argumentów, których moim zdanem nie obaliłeś ;) ale chyba i tak nikt nikogo tu nie przekona.

Co do socjologii to hm... na jednych zajęciach pani socjolog podała definicję sekty. Kiedy zwróciłem uwagę, że pasuje do niej MKOl, nie potrafiła z tego wybrnąć. Może przydałoby się jej nieco logiki podszytej filozofią.

Bo realna, życiwoa definicja sekty jest bardzo prosta - od samego początku (co najmniej od czasów rzymskich) jest to grupa, którą przedstawiciele religii dominującej w danym kraju uznają za sektę :P Dopiero potem socjolodzy stworzyli definicję, która miała jakoś tam pasować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie prowadzę mailowe rozmowy z jednym Brazylijczykiem. Biedak musi się podpierać automatem (na wszelki wypadek tłumaczy na trzy sposoby, żebyśmy wszystko "odebrali"). Do tej pory żaden "brazylijski kontakt" nie znał angielskiego, mimo że już było ich parę, i to czasami z dużych firm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, ale nawet jeśli masz rację, łaciną też do tego gościa nie zagadasz ;) A nauka dodatkowego (i to martwego!) języka tylko po to, żeby nauczyć się drugiego, jest wg mnie marnowaniem czasu. EOT dla mnie :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście to ludzie decydują czego chca się uczyć i jaki kierunek wybrać(przynajmniej cześciowo), a nie osoby trzecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale niestety osoby trzecie muszą się do finansowania konsekwencji tego wyboru dorzucić. Chyba o tym zapominasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że rodzice tychże studentów pracując całe życie i płacąc składki "uzbierają" na studia delikwenta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jeśli ja uzbieram ze swoich podatków na nową ramę i koła do roweru, to mam prawo domagać się od państwa ich zakupu? Bo jeśli nie, to czegoś tu nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja nie rozumiem Twojego toku myślenia. Studia w Polsce opłacane są z pieniędzy podatników (oczywiście nie licząc studiów prywatnych, zaocznych itp.) Tak więc każdy ma wolne prawo wyboru swojego kierunku - może być to także negowana przez ciebie filozofia. Taki mamy system i ludzie się do tego systemu dostosowują. Więc o co chodzi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O to chodzi, że ten system jest w całości chory. Pomijam już to, że pomyłką jest zrzutka na studiowanie obywateli, ale jeżeli już do niej dochodzi, to przynajmniej studia powinny być dostępne na takich kierunkach, które przydadzą się całemu społeczeńśtwu i napędzą gospodarkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, iż uważasz, że twój punkt widzenia jest najlepszy i nieomylny. Jak byś klasyfikował "przydatnośc" kierunku dla gospodarki? Studenci ASP raczej nie wzbogacą skarbu państwa. Jak zatem wymiernie sprawdzić wartość rozważań filozoficznych? Myślisz, że nie miały one wpływu na obecny kształt społeczeństwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Myślę, że rodzice tychże studentów pracując całe życie i płacąc składki "uzbierają" na studia delikwenta.

Widzisz, moi rodzice też płacili przez całe życie składki, a teraz bym mógł być na kierunku przez mnie wybranym i ! użytecznym dla społeczeństwa, to muszę za te studia płacić.

DLACZEGO?! mam płacić za studia swoje i jeszcze komuś finansować?

Ja studia darmowe mają być dostępne, to albo dla wszystkich (ewentualnie stypendia dla najbiedniejszych), albo dla nikogo, bo wszyscy się składamy.

Tak więc każdy ma wolne prawo wyboru swojego kierunku

Nie wolny wybór, tylko wyścig szczurów dla tych którzy mieli odpowiednie przygotowanie, albo silne plecy (czego przykładem jest m.in. UW i ! ASP).

O to chodzi, że ten system jest w całości chory.

Dokładnie tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Widzę, iż uważasz, że twój punkt widzenia jest najlepszy i nieomylny.

Nie, ale podchodząc do dyskusji chyba zakładam, że mam rację, prawda? Chyba jest to dość logiczne.

Jak byś klasyfikował "przydatnośc" kierunku dla gospodarki?

Ot choćby wartością rynku, wielkością zapotrzebowania na specjalistów, udziałem branży w PKB.

Studenci ASP raczej nie wzbogacą skarbu państwa.[/uote]

Sam sobie odpowiedziałeś :> (i żeby nie było, że mówię to dlatego, że mnie to nie dotyczy - jedna z bliskich mi osób studiuje dokładnie na ASP)

Widzisz, moi rodzice też płacili przez całe życie składki, a teraz bym mógł być na kierunku przez mnie wybranym i ! użytecznym dla społeczeństwa, to muszę za te studia płacić.

DLACZEGO?!

Nie mogę nie zadać niewygodnego pytania: a jak napisałeś maturę? Czy zakwalifikowałeś się na studia dzienne?

Ja studia darmowe mają być dostępne, to albo dla wszystkich

Są darmowe dla wszystkich, którzy się dostali. Chociaż generalnie popieram, że system studiów państwowych jest absurdalny, bo m.in. prowadzi właśnie do takich roszczeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie mogę nie zadać niewygodnego pytania: a jak napisałeś maturę? Czy zakwalifikowałeś się na studia dzienne?

Na historię albo Anglistykę na pewno. Pewnie na geografię bym się dostał.

Chciałbyś abym za twoje pieniądze kształcił się na takim kierunku?

Są darmowe dla wszystkich, którzy się dostali.

;D Dobra gra słowna. Mógłbym powiedzieć są prawie darmowe dla wszystkich, gdzie prawie robi wielką różnicę ;)

Chociaż generalnie popieram, że system studiów państwowych jest absurdalny, bo m.in. prowadzi właśnie do takich roszczeń.

I słuszne są te roszczenia. To jak ze służbą zdrowia, skoro wszyscy płacą, dlaczego tylko "lepsza" grupa miałaby korzystać?

Natomiast już nieziemsko mnie irytuje to, że Polska rokrocznie sponsoruje studia iluś tysięcy Ukraińców vel innych, a nie ma pieniędzy na kształcenie Polaków. My płacimy za to i dopóki wszystkim Polakom nie będą zagwarantowane studia, to powinniśmy się zając pomocom sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie trochę dziwi, że napisałeś maturę za słabo, żeby dostać się na wymarzone studia, ale narzekasz, że nie możesz studiować za darmo na wymarzonym kierunku. Generalnie jeżeli mamy już system socjalistyczny, to dość oczywistym jest, że najwięcej powinni dostać ci, którzy najlepiej rokują. W żadnym wypadku nie próbuję Ciebie obrazić, ale jeżeli na maturze Tobie nie poszło bardzo dobrze, to jakie są podstawy, by sądzić, że poradziłbyś sobie na wyjątkowo ciężkich studiach na państwowej uczelni?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie pytam się o to czy sobie poradzę, ale o to dlaczego nie miałbym mieć takiego prawa, skoro płacę jak wszyscy. Nie chodzi mi teraz o zdolności, tylko o fakt sprawiedliwości płacenia komuś za to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Płacisz jak wszyscy i masz takie samo prawo do podjęcia studiów. Musisz jedynie napisać dobrze maturę, a to, jak widać, nie do końca się Tobie udało. To tak samo, jakbyś narzekał, że nie dostałeś złotego medalu, chociaż zapłaciłeś opłatę startową na zawodach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, ze ten medal jest cholernie drogi, płaci za niego całe społeczeństwo, a prawo realne mają do niego nieliczni.

Zresztą dlaczego porównujesz to do medalu?! W takim razie dostać się do lekarza publicznego (służba zdrowia), to też jest medal, mimo że wszyscy za to płacą. Nie chodzi mi o talent, czy uzdolnienia, chce po prostu sprawiedliwości, albo wszyscy płacą, albo nikt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Problem w tym, ze ten medal jest cholernie drogi, płaci za niego całe społeczeństwo, a prawo realne mają do niego nieliczni.

No dobrze, ale mimo wszystko na starcie szansę miałeś taką samą, jak wszyscy. A Ty oczekujesz, że zostaniesz przyjęty, choć nie spełniałeś kryteriów.

Zresztą dlaczego porównujesz to do medalu?!

Bo dokładnie tak jest ;) Zapłaciłeś składkę, potem wziąłeś udział w eliminacjach do turnieju, ale odpadłeś w ćwierćfinale.

W takim razie dostać się do lekarza publicznego (służba zdrowia), to też jest medal, mimo że wszyscy za to płacą.

Nie do końca. Nie każdy jest ubezpieczony w NFZ, a podatki rzeczywiście płacą wszyscy. Poza tym podatki płacisz do ogólnego funduszu w budżecie, a ubezpieczenie zdrowotne idzie konkretnie na leczenie (pamiętaj więc, że możesz z tego samego budżetu ciągnąć więcej od innych na innych frontach). I jeszcze poza tym wizyta u lekarza, czyli ratowanie życia i zdrowia, jest jednak czymś innym, niż przywilej (a nie prawo) zdobycia wykształcenia wyższego. Chociaż generalnie ja się z Tobą cały czas zgadzam - napisałem przecież, że nie popieram tego systemu, ale jeśli już funkcjonuje, to oczywistym jest, że wykształcenie wyższe, jak sama nazwa wskazuje, powinno dotyczyć tych, na których społeczeństwu opłaca się zrzucać. Ciągle jest to patologia,ale przynajmniej mniejsza, niż dawanie wszystkim tego, czego sobie zażyczą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Bo dokładnie tak jest ;) Zapłaciłeś składkę, potem wziąłeś udział w eliminacjach do turnieju, ale odpadłeś w ćwierćfinale.

Gdyby ta składa była dobrowolna, to nie miałbym się do czego doczepić, ale jestem do niej zmuszany.

No dobrze, ale mimo wszystko na starcie szansę miałeś taką samą, jak wszyscy. A Ty oczekujesz, że zostaniesz przyjęty, choć nie spełniałeś kryteriów.

Jeszcze raz: nie oczekuję na szansę, i nie powinienem się dostać, skoro nie spełniam kryteriów danej szkoły, bo nawet bym nie chciał! I dlatego nie rozumiem dlaczego mam płacić za możliwość, której nie chce.

I jeszcze poza tym wizyta u lekarza, czyli ratowanie życia i zdrowia, jest jednak czymś innym, niż przywilej (a nie prawo) zdobycia wykształcenia wyższego.

Dlatego nie rozumiem dlaczego mam komuś to sponsorować.

Poza tym podatki płacisz do ogólnego funduszu w budżecie, a ubezpieczenie zdrowotne idzie konkretnie na leczenie (pamiętaj więc, że możesz z tego samego budżetu ciągnąć więcej od innych na innych frontach)

Ubezpieczenie jest (a raczej powinno być) gwarantem pomocy tobie, jak będzie ci zagrażać jakaś choroba. Uważam że jest to dosyć praktyczne jeżeli składasz się na coś takiego, gdybyś miał pewność pomocy, bo wiadomo, że nikt w takim samym stopniu tego nie wykorzysta, ale zawsze możesz na to liczyć. Nie liczę tutaj oczywiście ludzi palących vel niedbających o zdrowie, bo do tego potrzebna by była dodatkowa solucja.

Chociaż generalnie ja się z Tobą cały czas zgadzam

Ja z tobą też oczywiście, tylko podoba mi się nasza spekulacja :P

napisałem przecież, że nie popieram tego systemu, ale jeśli już funkcjonuje, to oczywistym jest, że wykształcenie wyższe, jak sama nazwa wskazuje, powinno dotyczyć tych, na których społeczeństwu opłaca się zrzucać.

W obecnym stanie bardzo się nie opłaca. Weź to pod uwagę, że też mogłem iść na bezużyteczny kierunek publicznie, jednak tak nie zrobiłem!

Ciągle jest to patologia,ale przynajmniej mniejsza, niż dawanie wszystkim tego, czego sobie zażyczą.

Ja bym to tak zrobił:

- zachować elitarność szkół, ale je sprywatyzować (czyli wszystko tak jak do tej pory, za wyjątkiem tego że się zań płaci),

- stypendia rozdawać najzdolniejszym i najbiedniejszym, na realnie uczciwych zasadach.

Osobiście nie maiłbym nic przeciwko na dopłacanie się do stypendiów tym, którzy tego potrzebują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Upadek asteroidy, która przed 66 milionami lat przyniosła zagładę dinozaurom, stał się szansą ewolucyjną dla wielu innych zwierząt. Skorzystały na tym m.in. węże. Jak twierdzą naukowcy z Milner Centre for Evolution na University of Bath, wszystkie ze znanych dzisiaj niemal 4000 gatunków węży wyewoluowały z niewielkiej grupy gatunków, które mogły zająć nowe nisze ekologiczne, z których zniknęła ich konkurencja zabita przez asteroidę.
      Naukowcy z Bath stali na czele grupy badawczej, w skład której weszli też specjaliści z uniwersytetów w Bristolu, Cambridge i Norymbergi. Podczas badań wykorzystali skamieniałości oraz techniki analizy genetycznej współczesnych węży, by zrekonstruować ewolucję tego podrzędu gadów. Wykazali w ten sposób, że wszystkie obecnie żyjące gatunki węży pochodzą od niewielkiej liczby gatunków, które przetrwały uderzenie asteroidy. W przeżyciu pomogła im zdolność schronienia się pod ziemią oraz możliwość obywania się bez pokarmu przez długi czas. A gdy mogły już wyjść z ukrycia, okazało się, że z powierzchni Ziemi zniknęła konkurencja w postaci nie tylko innych gatunków węży, ale również samych dinozaurów.
      Badania wykazały, że dopiero po uderzeniu asteroidy doszło do wysokiego zróżnicowania węży. Pojawiły się żmije, kobry i pytony, węże nadrzewne, wodne czy wielcy dusiciele. Skamieniałości pokazują, że zmienił się też kształt ich kręgosłupa. Jego budowa jest obecnie inna niż węży z kredy, pojawiły się też wielkie, nawet 10-metrowej długości, węże morskie.
      One nie tylko przeżyły okres, który przyniósł zagładę tak wielu gatunkom zwierząt, ale w ciągu kilku milionów lat zaszły w nich zmiany, pozwalające na wykorzystanie nowych habitatów w nowy sposób, mówi doktor Catherine Klein z Uniwersytetu Fryderyka i Aleksandra w Erlangen i Norymberdze.
      Przodkowie współczesnych węży żyli prawdopodobnie na półkuli południowej. Po zagładzie dinozaurów węże zaczęły rozprzestrzeniać się po całym świecie. Podbój planety rozpoczęły od Azji. Nasze badania sugerują, że wyginięcie dinozaurów zadziałało jak „kreatywna destrukcja”. Wyginęły stare gatunku, a ci, którzy przeżyli, mogli zająć nowe nisze ekologiczne oraz eksperymentować z nowymi sposobami życia i habitatami. Wydaje się, że to ogólna zasada ewolucji – po dużych epizodach wyginięcia życie jest najbardziej innowacyjne i widzimy najwięcej eksperymentów ewolucyjnych, mówi doktor Nich Longrich z University of Bath. Zniszczenie bioróżnorodności robi miejsce na nowe gatunki. W końcu życie staje się bardziej różnorodne niż wcześniej, dodaje.
      Naukowcy zdobyli też dowody, że drugim dużym skokiem bioróżnorodności był okres, w którym Ziemia przeszła z klimatu ciepłego do znacznie chłodniejszego, w którym uformowały się lądolody na biegunach i rozpoczęły epoki lodowe.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trajektoria asteroidy, która przed 66 milionami lat spadła na Ziemię i doprowadziła do zagłady dinozaurów, była dokładnie taka, jaka powinna być, by spowodować jak najwięcej zniszczeń. Nowa analiza krateru Chicxulub połączona z licznymi symulacjami komputerowymi wykazała, że prędkość i kąt uderzenia asteroidy znajdowały się w najbardziej śmiercionośnym dla Ziemi zakresie.
      Gdy asteroida uderzyła w Ziemię, wybiła olbrzymi kater, do której następnie zapadła się część materiału przemieszczona podczas uderzenia. Uderzenie skruszyło i ugięło skorupę ziemską, która następnie wyprostowała się, tworząc równinę w centrum krateru.
      Równina ta jest nachylona w kierunku, z którego nadeszło uderzenie, a kąt jej nachylenia jest zależny od kąta uderzenia asteroidy. Stąd też, na podstawie danych o budowie krateru, osadach, jego części centralnej i otaczających go wyniesieniach można wyciągnąć wiele wniosków na temat asteroidy, jej prędkości i kąta, pod jakim spadła na Ziemię.
      Naukowcy z Imperial College London przeprowadzili setki symulacji komputerowych, by sprawdzić, jak powinien wyglądać krater po uderzeniu asteroidy nadlatującej z różną prędkością i pod różnym kątem. Znaleźli w końcu taką konfigurację, która najlepiej odpowiada rzeczywistemu wyglądowi krateru Chicxulub.
      Okazało się, że asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom, poruszała się w tempie około 20 km/s i uderzyła w Ziemię pod kątem około 60 stopni. Większość zniszczeń zostało spowodowane przez odparowanie skał, z których materiał trafił do atmosfery, zablokował promienie słoneczne i na planecie zapanowała atomowa zima.
      Jak mówi Gareth Collins z ICL, symulacje wykazały, że kąt 60 stopni jest idealny, by wyrzucić w powietrze jak najwięcej materiału. Jeśli asteroida uderzyłaby pionowo z góry, zmiażdżyłaby więcej skał, jednak mniej materiału trafiłoby do atmosfery. Jeśli zaś uderzyłaby pod mniejszym kątem niż 60 stopni, to nie odparowałaby tak wielkiej ilości skał.
      To było uderzenie idealne, dodaje Collins. To był bardzo zły dzień dla dinozaurów. Im zaś więcej szczególnych warunków musiało być spełnionych, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że do takiego zdarzenia dojdzie ponownie, stwierdza uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom, uderzyła w Ziemię, doszło do olbrzymich pożarów, pojawiły się wielkie tsunami, a uderzenie wyrzuciło do atmosfery olbrzymie ilości siarki, która na długo zablokowała dostęp promieni słonecznych, spowodowała ochłodzenie, co ostatecznie zabiło dinozaury.
      To scenariusz znany, ale hipotetyczny. Teraz został on potwierdzony przez naukowców University of Texas, którzy zbadali setki metrów skał, jakie w ciągu 24 godzin wypełniły krater uderzeniowy.
      Te dowody to m.in.kawałki węgla drzewnego, skały naniesione przez przepływ wsteczny tsunami oraz brak siarki. To zapis wypadków, który odczytujemy bezpośrednio z miejsca uderzenia. Sam świadek opowiada nam o tym wydarzeniu, mówi profesor Sean Gulick z Instytutu Geofizyki University of Texas.
      Gulick stał na czele misji 2016 International Ocean Discovery Program, w ramach którego przeprowadzono wiercenia w miejscu, w którym asteroida uderzyła w naszą planetę w pobliżu Jukatanu.
      Większość materiału, który wypełnił krater uderzeniowy w ciągu kilku godzin po katastrofie pochodziła albo z miejsca uderzenia, albo też została naniesiona przez wody Zatoki Meksykańskiej, które w wyniku uderzenia gwałtownie się cofnęły, a następnie zalały krater. W ciągu zaledwie doby krater został wypełniony warstwą materiału grubą na około 130 metrów. To jeden z najszybciej przebiegających procesów osadzania w historii geologii. Osady te zaczęły gromadzić się w ciągu minut i godzin po uderzeniu, stanowią więc szczegółowy zapis wydarzenia, które doprowadziło do wyginięcia 75% organizmów żywych na Ziemi. Gulick mówi, że po krótkotrwałym regionalnym piekle nastąpiła długotrwała planetarna zima. Dinozaury najpierw zostały upieczone, a później zamrożone. Nie wszystkie zginęły tego dnia, ale wiele poniosło śmierć, stwierdza uczony.
      Zdaniem specjalistów energia uderzenia była 10 miliardów razy większa, niż energia bomb atomowych zrzuconych na Japonię. Była tak olbrzymia, że tysiące kilometrów dalej zapaliły się rośliny, a potężne tsunami dotarło na tereny dzisiejszego stanu Illinois. Teraz wewnątrz krateru znaleziono węgiel drzewny oraz chemiczny biomarker grzybów, co wskazuje, że powracające po tsunami wody naniosły wypalone resztki z całej okolicy.
      To był doniosły dzień w historii życia, a tutaj mamy dobrą dokumentację z samego centrum wydarzeń, mówi profesor Jay Melosh z Purdue University. Dla naukowców równie ważne jak to, co znaleźli, jest to, czego nie znaleźli. Obszar otaczający krater uderzeniowy jest pełny skał bogatych w siarkę. Jednak siarki nie ma w rdzeniu wydobytym z krateru.
      Odkrycie to potwierdza teorię mówiącą, że w wyniku uderzenia doszło do odparowania skał, olbrzymie ilości siarki trafiły do atmosfery i wywołały globalne ochłodzenie. Naukowcy szacują, że do atmosfery mogło trafić co najmniej 325 miliardów ton siarki. Aby zdać sobie sprawę, co to oznaczało dla klimatu, trzeba wiedzieć, że jest to o cztery rzędy wielkości więcej, niż ilość siarki, która trafiła do atmosfery w 1883 roku podczas erupcji wulkanu Krakatau. Erupcja ta spowodowała, że średnie temperatury na Ziemi na pięć lat obniżyły się o około 1,2 stopnia Celsjusza.
      Upadek asteroidy wywołał zniszczenia na skalę regionalną. Tym, co zabiło dinozaury i wiele innych roślin oraz zwierząt były zmiany klimatu. Prawdziwym zabójcą było to, co stało się w atmosferze. Jedynym sposobem na doprowadzenie na masowego wymierania są bowiem zmiany atmosferyczne, mówi Gulick.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy zmierzyli wartość odżywczą diety roślinożernych dinozaurów, hodując ich pokarm w warunkach atmosferycznych zbliżonych do tych sprzed 150 mln lat.
      Wcześniej wielu specjalistów uważało, że rośliny wyhodowane w atmosferze o dużej zawartości dwutlenku węgla mają niską wartość odżywczą. Nowe podejście eksperymentalne zespołu dr. Fiony Gill z Uniwersytetu w Leeds pokazało jednak, że to niekoniecznie prawda.
      Brytyjczycy hodowali pokarm dinozaurów, np. skrzyp czy miłorząb, w warunkach wysokiego poziomu CO2. Sztuczny system fermentacyjny pozwalał symulować trawienie liści w żołądkach zauropodów. Dzięki temu autorzy publikacji z pisma Palaeontology stwierdzili, że wiele roślin miało o wiele wyższą wartość energetyczną i zawartość składników odżywczych niż dotąd sądzono.
      To z kolei oznacza, że wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, megaroślinożercy nie musieli wcale tak dużo jeść i że ekosystem mógł utrzymać znacznie większą gęstość populacji (+20%).
      W mezozoiku, gdy żyły olbrzymie brachiozaury czy diplodoki, klimat był zupełnie inny, z prawdopodobnie o wiele wyższym poziomem CO2. Zakładano, że skoro rośliny rosły w takich warunkach szybciej i/lub stawały się wyższe, spadała ich wartość odżywcza. Uzyskane wyniki pokazują, że [przynajmniej] w przypadku niektórych roślin to nieprawda.
      Nasze badania nie dają pełnego obrazu diety dinozaurów. Nie obejmują też [całego] zakresu występujących wtedy roślin, ale lepsze zrozumienie, jak te zwierzęta jadły, może naukowcom pomóc w zrozumieniu [trybu] ich życia.
      Akademicy z Leeds dodają, że dzięki ich nowemu podejściu eksperymentalnemu będzie można symulować inne ekosystemy i diety innych prehistorycznych megaroślinożerców, np. mioceńskich ssaków będących przodkami wielu współczesnych ssaków.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dinozaury, np. tyranozaury, często przedstawia się z obnażonymi zębami i wystawionym językiem. Nowe badania pokazują jednak, że nie mogły one wysuwać języka z pyska jak jaszczurki. Ich języki były bowiem prawdopodobnie zakotwiczone w dnie jamy ustnej podobnie jak u aligatorów.
      Naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin i Chińskiej Akademii Nauk doszli do takiego wniosku, badając kości gnykowe współczesnych ptaków i aligatorów, a także dinozaurów i pterozaurów.
      Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE twierdzą, że istnieje związek między lataniem a wzrostem różnorodności i mobilności języka.
      Języki są często przeoczane. A dają one kluczowy wgląd w tryb życia wymarłych zwierząt - zaznacza prof. Zhiheng Li.
      W ramach badań wykonano wysokiej rozdzielczości zdjęcia tomograficzne mięśni i kości gnykowych 3 aligatorów i 13 gatunków współczesnych ptaków, np. strusi i kaczek. Okazy kopalne, głównie z północno-zachodnich Chin, obejrzano pod kątem zachowania delikatnych kości. Analiza objęła m.in. pterozaury i tyranozaury (Tyrannosaurus rex).
      Okazało się, że kości gnykowe większości dinozaurów przypominały kości gnykowe aligatorów i krokodyli, tzn. były krótkie, proste i połączone z niezbyt mobilnym językiem. Prof. Julia Clarke dodaje, że w związku z tym wszelkie rekonstrukcje, które przedstawiają języki dinozaurów wystawione z rozdziawionej paszczy, są błędne.
      Przez długi czas źle je rekonstruowano. U większości dinozaurów kości gnykowe były bardzo krótkie. U przedstawicieli rzędu krokodyli [Crocodilia] z podobnie krótkimi kośćmi gnykowymi język jest [zaś] przymocowany do dna jamy ustnej.
      U pterozaurów, dinozaurów ptasiomiednicznych i współczesnych ptaków występowała za to duża różnorodność kości gnykowych. Naukowcy sądzą, że spory zakres kształtów kości ma związek ze zdolnością lotu (kości nielotów, np. emu, wyewoluowały zaś od przodka, który umiał latać). Amerykańsko-chiński zespół przekonuje, że wzbicie się w przestworza doprowadziło do nowych sposobów żerowania/odżywiania się, a to z kolei miało związek z różnorodnością i ruchliwością języka.
      Generalnie ptaki w niezwykły sposób rozbudowały strukturę języka - zaznacza Clarke. Może to mieć związek ze spadkiem zręczności w wyniku przekształcenia dłoni w skrzydła - dodaje Li. Jeśli nie możesz wykorzystywać łap do manipulowania ofiarą, wzrasta rola języka w manipulowaniu pokarmem. To jedna z wysuniętych przez nas hipotez.
      Wyjątkiem od reguły łączącej różnorodność języka z lotem były dinozaury ptasiomiedniczne, do których należały m.in. stegozaury, ceratopsy i inne roślinożerne gady przeżuwające. Choć nie latały, także miały wysoce skomplikowane i bardziej mobilne kości gnykowe, które mimo wszystko różniły się strukturalnie od kości latających dinozaurów i pterozaurów.
      Clarke przekonuje, że dalsze badania nad zmianami anatomicznymi, które towarzyszyły przekształceniom funkcji języka, mogą poprawić stan wiedzy nt. ewolucji ptaków. Współcześnie da się bowiem np. prześledzić, jak zmiany języków ptaków wiążą się z położeniem głośni. To z kolei oddziałuje na sposób oddychania i wokalizacji.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...