Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Najwyższy nastolatek świata

Rekomendowane odpowiedzi

Brenden Adams jest najwyższym nastolatkiem na świecie. Ma zaledwie 13 lat i mierzy ponad 224 cm. Tuż po urodzeniu wyglądał jak przeciętne dziecko, lecz w ciągu 12 miesięcy osiągnął gabaryty 3-latka. Gdy skończył 8 lat, dorównywał wzrostem dorosłemu.

Chłopiec, który mieszka w Ellensburgu w USA, nie choruje na nowotwór przysadki, a lekarze długo nie znali przyczyny jego nadmiernego wzrostu. Wreszcie odkryli, że tkwi ona w genach. Ponieważ dalszy wzrost zagrażał śmiercią, proces musiano jakoś zahamować albo chociaż przyhamować. Na szczęście wszystko się udało (zastosowano uruchamiające proces dojrzewania zastrzyki z testosteronu) i w zeszłym roku Brenden wydłużył się tylko o 1 cal (czyli 2,54 cm).

Jak łatwo się domyślić, życie tak wysokiej osoby nie jest łatwe. Przejście przez drzwi wymaga skurczenia w sobie, a siedzenie w ławce karkołomnego przechylania, gdyż kolana nie mieszczą się pod blatem. W SUV-ie matki chłopak lokuje się dopiero w 3. rzędzie siedzeń i wyciąga nogi ponad złożonymi fotelami drugiego rzędu. Matka Brendena, Debbie, opowiada, że jej dziecko jest jedyne w swoim rodzaju i tym razem twierdzenie to nie jest wyłącznie wynikiem rodzicielskiej miłości. Nastolatkiem opiekuje się cały zespół lekarzy. Dbają oni o jego gigantyczne stawy, walczą z tłuszczakami i wyrywają ponadnormatywne zęby. W zeszłym roku usunęli ich aż 12.

Rodzice po raz pierwszy zauważyli, że chłopiec rośnie zbyt szybko podczas kontrolnej wizyty u pediatry w drugim miesiącu życia. Po kolejnych dwóch miesiącach podejrzenia się potwierdziły, gdyż Brenden miał już wszystkie zęby.

Dr Melissa Parisi, genetyk ze Szpitala Dziecięcego w Seattle, opowiada, że w wyjaśnieniu zagadki ciągłego i szybkiego wzrostu chłopca bardzo pomogli hematolodzy i onkolodzy. Dzięki nim odkryto, że występuje u niego inwersja 12. chromosomu. Jeden z chromosomów z tej pary uległ przerwaniu, a wolna końcówka przyłączyła się w niewłaściwym miejscu, zaburzając pracę genu kontrolującego wzrost. Wydaje się, że Adams jest jedyną osobą na świecie z tego typu przypadłością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz to podłapią Chińczycy i będą przyspieszać rozwój dzieci, żeby szybciej poszły do pracy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niekoniecznie. Przy takim schorzeniu zapewne może wystąpić bardzo wiele komplikacji uniemożliwiających mu np. doznawanie ekstremalnego wysiłku. Nie wiem czy przypadkiem przerost organów wew. nie ma czegoś z tym wspólnego. Niech się ktoś wypowie, kto zna się na rzeczy. Ale już nawet w notce są podkreślone problemy ze stawami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przy szybkim wzroście, nawet normalnym, organizm jest bardzo obciążony i nie służy to zdrowiu. Sam tego doświadczyłem. Przy tak ekstremalnie szybkim wzroście, ten dzieciak nawet bez wyliczonych tu poważnych chorób musi się borykać ze strasznymi problemami. Wymieniono w artykule stawy, a np. układ krążenia? Trzeba mu naprawdę współczuć.

 

W SUV-ie matki chłopak lokuje się dopiero w 3. rzędzie siedzeń

Nie wiem, co to jest SUV. Bus?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, co to jest SUV.

SUV to takie fajne autko.

Coś pomiędzy autem terenowym i autem miejskim.

na tej stronie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Będzie paki walił z miejsca i se kolan nie zakatuje jak Mutombo i Shaq!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Iloraz inteligencji może znacząco wzrosnąć lub spaść w wieku nastoletnim. Zjawisko to wiąże się ze zmianami w budowie naszego mózgu.
      Dotąd inteligencję uznawano za stabilną cechę i iloraz wyliczony na pewnym - zazwyczaj dość wczesnym - etapie życia wykorzystywano do przewidywania osiągnięć szkolnych i przebiegu kariery zawodowej. Naukowcy z Wellcome Trust Centre for Neuroimaging z Uniwersyteckiego College'u Londyńskim pokazali jednak ostatnio, że IQ wcale nie jest stały.
      Zespół prof. Cathy Price testował w 2004 roku 33 zdrowe osoby, które miały wtedy 12-16 lat. Test powtórzono w 2008 r. Za każdym razem wykonywano badanie rezonansem magnetycznym.
      Naukowcy odnotowali znaczące zmiany w IQ. W przypadku niektórych nastolatków iloraz inteligencji wzrósł nawet o 20 punktów, a u części spadł o podobną liczbę punktów. By stwierdzić, czy wahnięcia te są istotne statystycznie, Brytyjczycy zestawili z nimi skany MRI. Odkryliśmy wyraźną korelację między zmianami w osiąganych wynikach a budową mózgu, dlatego możemy z określoną dozą pewności stwierdzić, że zmiany w IQ są czymś realnym - wyjaśnia Sue Ramsden.
      Akademicy mierzyli zarówno iloraz słowny, jak i bezsłowny każdego nastolatka. Dzięki temu stwierdzili, że wzrost słownego IQ wiązał się ze zwiększeniem gęstości istoty szarej w lewej korze ruchowej, która jest aktywowana podczas tzw. produkcji mowy. Poprawa bezsłownego IQ towarzyszyła wzrostowi gęstości istoty szarej w związanym z ruchami ręki przednim płacie móżdżku. Wzrostowi słownego ilorazu inteligencji niekoniecznie towarzyszył wzrost bezsłownego IQ.
      Prof. Price podkreśla, że nie wiadomo, skąd taka zmiana IQ i dlaczego u jednych nastolatków doszło do poprawy, a u innych do pogorszenia wyników. Niewykluczone, że wyjaśnieniem może być przynależność do podgrupy osób rozwijających się wcześnie lub późno (zawsze porównuje się do norm dla grupy wiekowej, więc ktoś rozwijający się wcześniej zdystansuje pozostałych, a przede wszystkim rówieśników później rozpoczynających dany etap dojrzewania). Należy także uwzględnić ewentualną rolę edukacji w zmianie IQ.
      Rodzi się pytanie, czy skoro budowa mózgu zmienia się w życiu dorosłym [vide badania na uczących się czytać partyzantach z Kolumbii], może się także zmienić iloraz inteligencji. Przypuszczam, że tak - podsumowuje prof. Price.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bierne palenie niemal podwaja ryzyko głuchoty typu odbiorczego (czuciowo-nerwowej, SNHL od ang. sensorineural hearing loss) u nastolatków.
      Zespół prof. Anila Lalwaniego z NYU Langone Medical Center and School of Medicine analizował dane 1533 nastolatków w wieku od 12 do 19 lat. Uzyskano je w latach 2005-2006 w ramach National Health and Nutrition Examination Survey. Poza wynikami badania audiologicznego dostępne były także odczyty poziomu metabolitu nikotyny kotyniny w surowicy (żadna z wziętych pod uwagę osób nie paliła aktywnie). Okazało się, że w im większym stopniu ktoś był narażony na bierne palenie, tym większe szkody dla uszu. W alarmującym artykule, który ukazał się w piśmie Archives of Otolaryngol - Head & Neck Surgery, naukowcy ujawnili, że zwykły kontakt z dymem tytoniowym doprowadza w niektórych przypadkach do takiej utraty słuchu, że upośledza to rozumienie mowy. Amerykanie podkreślają, że na razie nie wiadomo, jaka dawka dymu jest szkodliwa i kiedy dokładnie dochodzi do uszkodzeń.
      Bazując na zgromadzonych do tej pory informacjach, otolaryngolodzy wskazują 2 potencjalne patomechanizmy opisanego zjawiska. Po pierwsze, ustalono, że dym papierosowy zwiększa ryzyko infekcji ucha środkowego. Uznaje się też, że może on zaburzać dopływ krwi do ucha, wywołując drobne co prawda, ale akumulujące się z czasem zmiany.
      W amerykańskim studium ok. 40% z 800 nastolatków narażonych na bierne palenie miało wykrywalne problemy ze słuchem, w porównaniu do jedynie 25% w podgrupie nastolatków niemających kontaktu z dymem papierosowym. Co ważne, mniej niż 1/5 osób z ubytkiem słuchu zdawała sobie z tego sprawę. Głuchotę typu odbiorczego diagnozowano, jeśli podczas audiometrii tonalnej (ang. pure-tone audiometry, PTA), w ramach której określa się najsłabszy dźwięk słyszany przez badanego, dla częstotliwości 0,5, 1 i 2 kHz (częstotliwości niskich) oraz 3, 4, 6 i 8 kHz (częstotliwości wysokich) trzeba było użyć dźwięku o średnim natężeniu powyżej 15 decybeli. Okazało się, że ekspozycja na bierne palenie wiązała się z prawie 2-krotnym (1,83) wzrostem częstości obustronnego SNHL w odniesieniu do dźwięków o niskiej częstotliwości.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wyniki studium specjalistów z Emory University sugerują, że aktywność mózgu nastolatków podczas słuchania nowych utworów może pomóc w przewidzeniu popularności danej piosenki. Niewykluczone, że podobny wybieg sprawdziłby się również w innych grupach wiekowych.
      Zademonstrowaliśmy naukowo, że można użyć, oczywiście do pewnego stopnia, neuroobrazowania danej grupy ludzi, by przewidzieć kulturalną popularność utworu - ujawnia Gregory Berns.
      W 2006 r. naukowcy z laboratorium Bernsa wybrali 120 utworów z MySpace'a. Wszystkie zostały nagrane przez stosunkowo mało znanych muzyków, którzy nie mieli podpisanych kontraktów z wytwórniami. Wysłuchało ich 27 osób w wieku od 12 do 17 lat (każdy utwór należało ocenić na skali od 1 do 5). Podczas sesji wykonywano im funkcjonalny rezonans magnetyczny. Pierwotnie dane zbierano w ramach studium dot. wpływu presji rówieśników na opinie nastolatków. Wykorzystano mało znane piosenki, by mieć pewność, że badani ich wcześniej nie znali.
      Trzy lata później Berns oglądał z dwiema nastoletnimi córkami "Idola". Zorientował się, że jedna z piosenek z zestawu z 2006 r. stała się w międzyczasie hitem. Ponieważ naukowcy dysponowali zapisem reakcji mózgowych, zacząłem się zastanawiać, czy moglibyśmy przewidzieć, że utwór będzie przebojem.
      Analiza porównawcza pokazała, że dane neurologiczne zapewniały istotny statystycznie wskaźnik przewidywalności popularności utworów (popularność mierzono sprzedażą w latach 2007-2010). To nie do końca prognostyk hitów, ale natrafiliśmy na znaczący związek między reakcją mózgu w tej grupie nastolatków a liczbą utworów, które się ostatecznie sprzedały.
      Wcześniejsze badania pokazywały, że reakcje mózgowych centrów nagrody - zwłaszcza kory okołooczodołowej i brzusznego prążkowia - pozwalają przewidzieć indywidualne wybory (ale tylko u osób, które poddano skanowaniu mózgu). Studium akademików z Emory University sugeruje, że wykorzystując odpowiedzi mózgu pewnej grupy, da się przewidzieć losy kulturalnego fenomenu w większej populacji (nawet w jej niebadanej części). Berns podkreśla, że ograniczeniem opisywanego badania jest niewielka liczebność próby. Warto jednak zwrócić uwagę, że w całości składała się z nastolatków, a to grupa wiekowa stanowiąca 20% klienteli sklepów muzycznych.
      Większość wykorzystanych w eksperymencie utworów to klapy. Świadczą o tym kiepskie wyniki sprzedaży. Tylko 3 piosenki spełniły branżowe kryteria hitu: sprzedano ponad 500 tys. ich egzemplarzy, włączając w to albumy z uwzględniającą je ścieżką dźwiękową oraz ściągnięcia plików muzycznych. Kiedy przedstawiliśmy dane w formie grafu, odkryliśmy "czuły punkt" sprzedaży rzędu 20 tys. jednostek. Reakcje mózgu pozwalały przewidzieć ok. 1/3 utworów, których sprzedaż ostatecznie przekroczy 20 tysięcy. Trend okazał się jeszcze silniejszy dla klap. Ok. 90% piosenek wywołujących słabą reakcję mózgu nastolatków nie przekraczało 20-tys. progu sprzedaży.
      Co ciekawe, gdy młodzież poproszono o ocenę na skali od 1 do 5, noty nie pokrywały się już z przyszłą sprzedażą utworów. Berns przypuszcza, że odpowiadają za to złożone zjawiska związane z oceną czegoś. Na ocenę wpływają zarówno uprzedzenia, jak i stosunek do ujawnienia osobistych preferencji eksperymentatorowi. Reakcji mózgu nie da się zaś zafałszować.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niematerialne cyfrowe artefakty, np. zdjęcia, e-maile czy pliki muzyczne, mogą być dla współczesnych nastolatków równie cenne, co ulubiona książka z dzieciństwa lub T-shirt z festiwalu muzycznego. Fakt, że wirtualne dobra nie mają formy fizycznej, tak naprawdę zwiększa ich wartość - ustalili naukowcy z Carnegie Mellon University (CMU).
      Amerykańskie studium objęło 21 nastolatków. Jego autorzy uważają, że pełniejsza ocena wartości przypisywanej wirtualnym obiektom może wspomóc wysiłki projektantów e-usług i e-towarów. Cyfrowe zdjęcie jest cenne, ponieważ jest zdjęciem, ale także dlatego, że można się nim dzielić [udostępniać], a inni mogą zostawiać swoje komentarze – podkreśla prof. John Zimmerman. Dla osób, które wzięły udział w badaniu CMU, fotografia z tagami od przyjaciół i znajomych, zlinkowana i skomentowana miała większe znaczenie od zdjęcia z albumu.
      Jedna z badanych 16-latek powiedziała, że za każdym razem, gdy bierze udział w jakimś wydarzeniu, np. koncercie, robi masę zdjęć, a następnie od razu umieszcza wszystkie w Internecie, tak by znajomi mogli je zlinkować, skomentować itp. Odbieram to jako prawdziwszą relację z wydarzenia. Komentujemy i omawiamy wszystko... co daje w konsekwencji uwspólniony sens tego, co się wydarzyło.
      Skłonność człowieka do zbierania i nadawania przedmiotom znaczenia jest znana i opisywana od wieków. Współcześnie jednak wiele cenionych obiektów – książki, zdjęcia, płyty CD – jest zastępowanych wersjami elektronicznymi, np. e-bookami. Ponadto za pomocą komputera można stworzyć coś, co nie miało wcześniej żadnej materialnej postaci, m.in. profile na portalach społecznościowych czy awatary do gier sieciowych.
      Zimmerman, prof. Jodi Forlizzi i doktorant William Odom zwerbowali do eksperymentu 9 dziewcząt i 12 chłopców w wieku od 12 do 17 lat. Ich rodziny reprezentowały tzw. klasę średnią lub wyższą średnią, dlatego dzieci miały łatwy i częsty dostęp do nowoczesnych technologii, w tym telefonów komórkowych i Internetu. Psycholodzy pytali o rzeczy związane z codziennym życiem, wykorzystanie technologii oraz o cenione dobra materialne i wirtualne.
      Niemożność powiązania wirtualnych dóbr z konkretnym miejscem zwiększa wartość, dlatego coś przechowywanego online jest cenniejsze od tej samej rzeczy znajdującej się na dysku komputera. Chodzi o to, że obiekty z Sieci są zawsze dostępne. Pewna 17-latka powiedziała, że skopiowała na serwer internetowy wszystkie swoje zdjęcia, by stale mieć do nich dostęp, bez względu na to, czy znajduje się w łóżku, czy w markecie. Lubię wiedzieć, że będą tam, gdy zechcę do nich zajrzeć.
      Na wartość online'owych obiektów wpływa stopień, do jakiego użytkownicy mogą je zmieniać i personalizować. Jeden z ankietowanych 17-latków spędził np. dużo czasu, dopracowując awatar do gry "Halo". Jego znajomi często go komentowali. Zimmerman, Forlizzi i Odom zauważyli też, że gromadzące się metadane (np. historia aktywności, komentarze czy wskaźniki czasu spędzonego online) znacznie podwyższają wartość wirtualnych dóbr.
      Badani twierdzili, że w Sieci mogą ujawniać rzeczy, np. zdjęcie nielubianego przez rodziców chłopaka, które nigdy nie pojawiłyby w ich sypialni. Wirtualny świat pozwala nastolatkom prezentować odpowiednim grupom odpowiedni wizerunek. Wskazuje to na potrzebę tworzenia zaawansowanych narzędzi do kontroli prywatności.
      Naukowcy podkreślają, że stałe rozszerzanie repertuaru i kolekcji wirtualnych dóbr stwarza realne dylematy, np. czy jeśli użytkownicy wspólnie tworzą artefakty (dodają tagi lub znaczniki do zdjęć), trzeba zgody wszystkich, by je usunąć?
      Nasze przyszłe badania będą służyły sprawdzeniu, co się dzieje, kiedy granice między dobrami wirtualnymi i fizycznymi są bardziej rozmyte. Przyjrzymy się tagom i społecznościowym metadanym oraz ich roli w dzieleniu się doświadczeniami z rodziną i rówieśnikami – podsumowuje Forlizzi.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      U otyłych nastolatków wykryto ślady sztywnienia ścian aorty. Stan ich naczyń przypominał obrazki widywane u osób w średnim wieku z chorobami sercowo-naczyniowymi. Kanadyjskie studium, które dało tak zatrważające wyniki, objęło 63 dzieci w średnim wieku 13 lat.
      Byliśmy zaskoczeni, stwierdzając, że te otyłe dzieci mają już do tego stopnia sztywne ściany naczyń – ujawnia dr Kevin Harris ze Szpitala Dziecięcego Kolumbii Brytyjskiej, który obrazowo tłumaczy, że wyglądało to tak, jakby starzenie ich aorty raptownie przyspieszyło. Autorzy badań i nie tylko oni obawiają się, że epidemia otyłości wśród najmłodszych drastycznie obniży wiek pacjentów z zawałami, udarami czy cukrzycą typu drugiego.
      W zwykłych warunkach aorta, duży pień tętniczy, którego gałęzie doprowadzają krew do wszystkich tkanek, amortyzuje pulsacyjny charakter przepływu krwi. Sztywnienie ścian naczyń to przeważnie wynik starzenia; stanowi silny prognostyk przyszłych zdarzeń sercowo-naczyniowych oraz wczesnego zgonu.
      Wyniki 63 otyłych dzieci porównywano z 55-osobową grupą kontrolną. Mierzono ciśnienie, określano profil lipidowy krwi (poziom cholesterolu HDL i LDL oraz trójglicerydów) i wyliczano wskaźnik masy ciała (BMI). Poza tym wszystkim wykonywano echo serca (inaczej ultrasonokardiografię – UKG). W ten sposób ustalono prędkość fali tętna (ang. Pulse Wave Velocity), czyli szybkość przepływu krwi w aorcie. Jeśli sztywność naczynia wzrasta, zwiększa się też prędkość rozchodzenia fali tętna.
      U otyłych dzieci skurczowe ciśnienie krwi było tylko nieznacznie wyższe, podczas gdy ogólny poziom cholesterolu, a także stężenia jego frakcji HDL i LDL utrzymywały się w normie. UKG wykazało jednak, że zmniejszyła się m.in. elastyczność aorty.
      Dr Harris podkreśla, że uzyskane wyniki są szczególnie alarmujące, gdyż mimo pogorszenia działania aorty, inne wskaźniki zdrowia serca i naczyń nie sugerowały, że w organizmie dzieje się coś złego. W przyszłości Kanadyjczycy zamierzają sprawdzić, czy zaobserwowane zmiany są odwracalne, np. za pomocą diety czy ćwiczeń.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...