Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

W jaskini Soreq w pobliżu Jerozolimy znaleziono dowody, które wskazują, że powodem upadku Imperium Rzymskiego i Bizancjum były zmiany klimatyczne (Quaternary Research).

Eksperci z University of Wisconsin-Madison i Izraela przeprowadzili analizę geochemiczną stalagmitu z groty. Okazało się, że pustynnienie regionu pomiędzy 100 a 700 rokiem n.e. pokrywało się ze zmierzchem i końcem starożytnych cesarstw.

Ian Orland wyjaśnił, że dzięki zawartości izotopów tlenu i zanieczyszczeniom z warstw kalcytu, np. materii organicznej napływającej wraz z deszczówką, można określić roczną ilość opadów w okresie tworzenia się stalagmitów, czyli między 200 r. p.n.e. a 1100 r. n.e. Koncentryczne kręgi minerału przypominają słoje w drewnie.

Nie wiadomo, czy to osłabiło Cesarstwo Bizantyjskie czy nie, ale to interesująca korelacja – podsumowuje profesor John Valley.

Amerykanie posłużyli się zaawansowaną techniką mikropróbkowania jonowego. Pobierano miniaturowe wycinki o przekroju zaledwie jednej setnej milimetra. Udało się też uzyskać obraz o dużej rozdzielczości, a to niezwykle istotne przy badaniu sezonowych i rocznych zmian pogody.

Jaskinia Soreq ma co najmniej 185 tys. lat i jest nadal aktywna. Obecnie geolodzy zamierzają się zająć starszymi próbkami, w tym z końca ostatniego zlodowacenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niedawno u Wojciecha Pastuszki można było przeczytać o wynikach badań, wg których również załamanie cywilizacyjne w Chinach (darujcie, że nie pamiętam, za której dynastii) było spowodowane suszą. Ale co się dziwić, skoro i obecnie wzrost cen żywności spowodowany suszą powoduje już poważne niepokoje społeczne w niektórych państwach afrykańskich.

Ale, hosanna, nie martwcie się, Janusz Korwin Mikke udowodnił doświadczalnie, że żadne złe skutki globalnego ocieplenia nam nie grożą. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
powodem upadku Imperium Rzymskiego i Bizancjum były zmiany klimatyczne

 

To chyba jest prawdziwa przyczyna całego zmieszania z ociepleniem klimatu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się składa że jestem dość regularnym czytelnikiem blogu Pana Janusza Korwin-Mikkego. O globalnym ociepleniu zdarzało mu się pisać różnie, a z wieloma zamieszczonymi tam tezami się nie zgadzam. Celny, choć demagogiczny argument stamtąd: skoro cieszymy się z łagodnych zim i ciepłych wakacji, to co złego jest w GO? :D

Niedawno w "Dzienniku Polskim" czytałem krótki felieton, który celnie podsumował obecne podejście: każdy, kto uważa że globalne ocieplenie nie występuje, lub że nie jest ono powodowane przez człowieka jest uważany za kretyna i wyśmiewany, nawet jeśli ma za sobą argumenty naukowe i wyniki badań. Innymi słowy, GO stało się tematem politycznym i rzeczy mówione na jego temat mają coraz mniej wspólnego z rzeczywistością.

A prawda jest taka - stwierdzono wzrost średniej rocznej temperatury w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Zaczęto głosić, że jest to spowodowane działalnością człowieka. Tymczasem nie jest to pewne. Chętnie zapoznam się z jakimiś rzetelnymi badaniami, których wyniki nie zostały opłacone przez UE, USA czy kogoś innego. Bo jak mam traktować to, że raz mówi się że antropogeniczna emisja CO2 stanowi 50%, a raz 2% całkowitej?

Pamiętajmy, że jeszcze w latach 60-70 mówiono że grozi nam epoka lodowcowa..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Celny, choć demagogiczny argument stamtąd: skoro cieszymy się z łagodnych zim i ciepłych wakacji, to co złego jest w GO? :D

To zapewne, że Greenpeace płacze za niektórymi gatunkami, ale jej ludzie zostali na tyle dobrze opłaceni przez odpowiednich ludzi, że nie potrafią przyznać, że dzięki temu rozwinie się mnóstwo nowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No coz! Czy powolaniem kazdego gatunku jest jego upadek by wyksztalcilo sie inne "zycie"?

Co do globalnego ocieplenia to ono nie zmaleje! W net kabloidy puszcza ze maleje albo stoi w miejscu a sie okaze ze kazdy na lewo 200 tysiecy azotanow i 6TB/s czystego dwutlenku wypuszcza!

Ale co tam! Narazie zyjemy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
No coz! Czy powolaniem kazdego gatunku jest jego upadek by wyksztalcilo sie inne "zycie"?

Każdy gatunek ma pewien czas swego istnienia. Jedne żyją krótko, inne wiele milionów lat. Jedne znikają, drugie się pojawiają.

 

Nie ma żadnych dowodów na to, że człowiek może przeciwdziałać w jakiś sposób zmianom klimatu. I to jest chyba najlepszy argument przeciw różnego rodzaju przedsięwzięciom mających na celu ograniczenie emisji CO2, które może nic nie dać, a tylko uszczupli kieszenie zwykłych ludzi.

 

Na wypowiadanie się o greenpeace szkoda słów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma żadnych dowodów na to, że człowiek może przeciwdziałać w jakiś sposób zmianom klimatu.

Nie ma też żadnych dowodów na to że nie może im przeciwdziałać. Nawet jeśli to nie my wytwarzamy większość gazów cieplarnianych to możemy wytwarzać ich mniej. Jeśli przez gazy cieplarniane nadejdzie wielkie globalne ocieplenie to wytwarzając mniej tego syfu moglibyśmy je złagodzić w jakimś stopniu, bądź przeciągnąć o parę lat. Według mnie warto chociażby próbować. Tylko z głową jakoś :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie sądzisz, że jeżeli nie ma dowodów na szkodliwość CO2 i jednocześnie są dowody na szkodliwosć np. nadmiaru związków azotu i siarki, lepiej byłoby zainwestować w lepsze filtry?

 

I przede wszystkim: jeżeli rzekomo chodzi o środowisko, to czy nie byłoby uczciwie, żeby wymuszone daniny na rzecz państwa (oczywiście wszystko to przy założeniu, że w ogóle musimy je nakładać - ja tak nie uważam) były w 100% przeznaczane na rozwój ogólnodostepnych technologii przyjaznych środowisku? Sorry, w obecnej sytuacji jest to wyłącznie kolejna forma podatku, który ma na celu wyłącznie zasilenie budżetów państw. Ochrona klimatu to jedynie marna wymówka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie sądzisz, że jeżeli nie ma dowodów na szkodliwość CO2...

Jeśli to było do mnie, to pisałem już żeby chronić środowisko z głową - a nie tak jak do tej pory :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Srodowiska nie da sie uchronic . . . kazda spolecznosc dazy do auto-destrukcji i wyniszczania konkurencji. Nie dosc ze stwarzamy zagrozenie sobie to i takze innym jednostkom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie ma też żadnych dowodów na to że nie może im przeciwdziałać. Nawet jeśli to nie my wytwarzamy większość gazów cieplarnianych to możemy wytwarzać ich mniej. Jeśli przez gazy cieplarniane nadejdzie wielkie globalne ocieplenie to wytwarzając mniej tego syfu moglibyśmy je złagodzić w jakimś stopniu, bądź przeciągnąć o parę lat. Według mnie warto chociażby próbować. Tylko z głową jakoś

Ale to jest straszna głupota. Ja nie chcę w przyszłości płacić 2x większych rachunków za prąd tylko po to, by za 50 lat średnia temperatura była niższa o ułamek stopnia. Zresztą mi osobiście odpowiada, jak jest cieplej i nie mam zamiaru płacić za pomysły eurofederastów. Niech płacą zieloni z greenpeace! I bardzo irytuje mnie posługiwanie się argumentami typu "w kraju xxx w Afryce globalne ocieplenie spowoduje blablabla, jeśli nie przeciwdziałamy zmianiom klimatu". Złodziei z Brukseli g..... obchodzą jakieś afrykańskie kraje, im chodzi o to, by się nakraść!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eeeee tam rachunki . .  ludzkosc jest zagrozona ;] No i co z tego ;] Diesse sissteme ist todd jak mawial Pan Krueger!

W tych czasach kazdy dba o swoj biznes i to bedzie glowna zaglada ludzkosci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
każdy, kto uważa że globalne ocieplenie nie występuje, lub że nie jest ono powodowane przez człowieka jest uważany za kretyna i wyśmiewany, nawet jeśli ma za sobą argumenty naukowe i wyniki badań.
Tak, zgadza się, ale JKM (przynajmniej w tym filmie, który mam na myśli) nie podważa akurat ani istnienia efektu, ani jego związku z człowiekiem, tylko twierdzi, że GO nie spowoduje podniesienia się poziomu wód. A za sobą ma nie argumenty naukowe i wyniki badań, tylko szkolny eksperymencik ze szklanką, kilkoma kostkami lodu i czajnikiem z ciepłą wodą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłem znaleźć filmiku, ale sam eksperyment kojarzę. Oczywiście odnosi się on tylko do sytuacji topnienia lodu pływającego. Stopienie się lądowej pokrywy Antarktydy naturalnie spowoduje podniesienie się poziomu wód (Arktyka o ile pamiętam to głównie lód pływający). Pytanie - o ile musi podnieść się temperatura w tamtych rejonach, aby zmiana poziomu morza była zauważalna? Stopią się przecież tylko obrzeża, gdzie temperatura zmieni się z ujemnej na dodatnią - na biegunie czy -60, czy -50, to i tak nic nie zmieni.

Nawet jeśli to nie my wytwarzamy większość gazów cieplarnianych to możemy wytwarzać ich mniej.

Ależ naturalnie. Pytanie, czy ma to sens. Przykład:

Załóżmy, że chcemy zmniejszyć emisję o połowę. I teraz: jeśli człowiek wytwarza 50% gazów cieplarnianych, to całkowita roczna emisja spadnie o 1/4 - sporo. Ale jeśli jest to tylko 2%, to całkowita emisja zmniejszy się o 1% - tyle co nic.

Kluczowe jest więc ustalenie, jaka część gazów cieplarnianych jest "nasza"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Pytanie, czy ma to sens. Przykład:

Załóżmy, że chcemy zmniejszyć emisję o połowę. I teraz: jeśli człowiek wytwarza 50% gazów cieplarnianych, to całkowita roczna emisja spadnie o 1/4 - sporo. Ale jeśli jest to tylko 2%, to całkowita emisja zmniejszy się o 1% - tyle co nic.

Z taką argumentacją się nie zgodzę. Zakładanie z góry, że 1% to "tyle co nic", to bardzo złe myślenie. Banalny przykład: utrata "tyle co nic" wody z Twojego organizmu osłabia Twoje mięśnie o ok. 10x "tyle co nic". Niezależnie od tego, ile wydzielamy w stosunku do źródeł naturalnych, należałoby zbadać dokładny wpływ tych emisji. Inna rzecz, że chyba zapominasz o tym, że CO2 "wytwarzany" w przyrodzie to tak naprawdę CO2 będący w ciągłym obiegu. Tymczasem ten wytwarzany przez nas jest wydzielany z zasobów, które przez miliony lat były całkowicie poza cyrkulacją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Niezależnie od tego, ile wydzielamy w stosunku do źródeł naturalnych, należałoby zbadać dokładny wpływ tych emisji.

Ciężko jest badać wpływ czegoś, co jest tylko jednym z wielu czynników.

 

A ten CO2 z wydobywanych surowców też był kiedyś w obiegu i też nie jest pewne, czy to przez niego kiedyś było cieplej. A jak teraz go wyemitujemy, to może będzie stymulował on wzrost szaty roślinnej Ziemi? 8)

 

Człowiek emituje chyba 1/20 tego co natura. Wpływ dwutlenku węgla na efekt cieplarniany to góra 5%. UE planuje w ciągu iluś-tam lat (kilkanaście - kilkadziesiąt, nie pamiętam dokładnie) ograniczyć emisję CO2 o 20%. Reszta świata się jednak do tego nie kwapi, a emisja CO2 z krajów Europy to mniejszość światowej emisji (patrz US czy Chiny), mniej więcej 1/3. Wywnioskujcie, czy pakiety-srety klimatyczne, to mądre projekty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ciężko jest badać wpływ czegoś, co jest tylko jednym z wielu czynników.

Ale nie oznacza to, że nie należy tego robić.

 

A ten CO2 z wydobywanych surowców też był kiedyś w obiegu i też nie jest pewne, czy to przez niego kiedyś było cieplej.

Owszem, nie zaprzeczyłem temu.

 

A jak teraz go wyemitujemy, to może będzie stymulował on wzrost szaty roślinnej Ziemi? 8)

Tylko przy założeniu, że nie będziemy prowadzili tak szaleńczej deforestacji.

 

Ogólnie popieram to, co masz do powiedzenia na temat GO, no ale argumentację masz jednak nie zawsze trafną...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagrożeniem są związki siarki a nie CO2, a tej tylko w ciągu jednego roku 1950 jak przemysł stalowniczy ruszył wydzielono tyle ile za 70 lat wczaśniejszych do kupy, sytuacja ta trwa do dzisiaj, tymczasem siarka zasłania słońce co utrudnia fotosynezę (a więc i pochłanianie CO2) oraz jest przyczyną niszczenia płuc i roślin (kwaśne deszcze).

Do tego zablokowane promieniowanie w atmosferze (pochłonięte przez związki siarki) wraz z prądami powietrza dociera i do lodowców powodując ich topnienie. CO2 jako lżejsze od siarkowych fruwają wyżej (powyżej ściany Barentza (900 metrów)) nie biorąc bezpośredniego udziału w ich topnieniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłem znaleźć filmiku, ale sam eksperyment kojarzę. Oczywiście odnosi się on tylko do sytuacji topnienia lodu pływającego. Stopienie się lądowej pokrywy Antarktydy naturalnie spowoduje podniesienie się poziomu wód (Arktyka o ile pamiętam to głównie lód pływający).

Niestety, pan JKM pokrywę lodową pominął (nie wiem, czy nie wie o jej istnieniu, czy rżnie głupa), jak też lodowce kontynentalne i - przede wszystkim - rozszerzalność cieplną wody. Zresztą zatapianie pomniejszych wysepek jest faktem, a Mikke pokazuje szklankę i przeczy faktom. Dlatego moim zdaniem wart jest w tym momencie tylko wyśmiania.

Ale akurat podniesienie się poziomu wód nie jest chyba największym problemem, choć może wywołać niezłe zamieszanie i kryzys wymuszając migracje ludności. Podgrzana woda zmniejsza to zmniejszenie rozpuszczalności gazów w niej, co musi mieć przykre konsekwencje dla podmorskiej fauny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JKM musi za wszelką cenę pokazać, że myśli inaczej niż wszyscy, nawet jeśli raz na jakiś czas okrutnie się ośmieszy :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do lodu pływającego, to należy jeszcze pamiętać, że w słonej wodzie wystaje ponad powierzchnie nieco bardziej niż wystawałby w wodzie gorzkiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Green Peace - jeżeli mógłbym przyrównać fundamentalistę islamskiego do jednego z nich... to fundamentalista to chłopiec niedoświadczony przy szeregach fanatyków eko-terrorystów.

Biurokracja i UE Biurokracja - szkoda gadać na to wszystko. Jaki oni tam pierdzielnik mają to głowa mała... nieefektywne funduszo żerne potwory.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy w V wieku Hunowie najechali Europę Środkową, Rzymianie w znaczniej mierze opuścili Panonię, prowincję, której duża część leżała na terenie dzisiejszych zachodnich Węgier. Trwająca już od dziesiątków lat wielka wędrówka ludów zmieniała kształt osadnictwa i kultury Europy. Do Panonii przybywały nowe grupy ludności, które wchodziły w interakcje ze zromanizowanymi mieszkańcami. Węgierscy archeolodzy, chcąc lepiej zrozumieć te zmiany, przeprowadzili niezwykle interesujące badania na cmentarzu Mözs-Icsei dűlő.
      Od dziesięcioleci na Węgrzech znajdowano niezwykłe wydłużone czaszki liczące sobie ponad 1000 lat. Cmentarz Mözs-Icsei dűlő, na którym pierwsze prace przeprowadzono w 1961 roku, jest największym ich składowiskiem w regionie. Nowe badania opowiedziały historię tych terenów w okresie olbrzymich zmian społecznych i politycznych, jakie tam zachodziły.
      Praktyka wiązania czaszek niemowlętom w celu ich wydłużenia narodziła się w paleolicie i była stosowana przez bardzo długi czas, mówią główni autorzy badań, Corina Knipper, István Koncz, Zsófia Rácz i Vida Tivadar. Wiadomo, że już w II wieku przed Chrystusem rozpowszechniła się w Azji, a w II i III wieku naszej ery zyskiwała popularność w Europie. Zwyczaj ten przetrwał na Starym Kontynencie do połowy V wieku. Na cmentarzu w Mözs badamy okres, w którym zwyczaj ten był bardzo rozpowszechniony, mówią naukowcy.
      Uczeni zbadali 51 wydłużonych czaszek pochodzących z 96 grobów. Groby te należą do trzech generacji ludzi, których pochowano od roku 430 do opuszczenia cmentarza w roku 470.
      Pierwsza grupa ludzi, która najprawdopodobniej założyła ten cmentarz, została pochowana w grobach typu rzymskiego. Później pojawiają się pochówki w stylu, który pochodził spoza regionu, w końcu trzecia grupa jest chowana w stylu będącym mieszanką tradycji rzymskich i innych.
      Pochówki osób o wydłużonej czaszce znaleziono we wszystkich grupach/generacjach. W pierwszej grupie stanowiły one 32% pochowanych, w drugiej – 65%, zaś w trzeciej – 70%. Jednak, jak zauważają naukowcy, różnice w lokalizacji i kierunku wydłużenia czaszek wskazują na różne techniki ich wiązania. Ponadto przeprowadzono też badania izotopów strontu, węgla i azotu w szkieletach zmarłych, by więcej dowiedzieć się o ich pochodzeniu.
      Na tej podstawie stwierdzono, że pierwsza grupa – generacja założycieli cmentarza – wykorzystywała rzymskie tradycje funeralne, a ważną rolę w jej diecie odgrywało proso. Reprezentuje ona późną populację rzymską z możliwymi migrantami z okresu najazdu Hunów.
      W drugiej grupie, pochowanej około połowy V wieku widzimy duży odsetek celowo zdeformowanych czaszek, szczególnie u pochowanych dzieci. Jeden z dziecięcych grobów jest wyjątkowo bogato wyposażony. Zdaniem naukowców wskazuje to na pojawienie się nowej populacji ludzi, która zdominowała populację miejscową i nie była powiązana z rzymskimi tradycjami. To tym bardziej uprawniona interpretacja, że generacja ta różni się od grupy założycielskiej stosunkiem izotopów.
      W końcu w trzeciej grupie użytkowników cmentarza widzimy wykorzystanie rzymskich tradycji, takich jak ozdoby noszone przez zmarłych czy struktura grobu mająca przypominać groby rzymskie, w połączeniu z wydłużonymi czaszkami. Najprawdopdobniej doszło tutaj do wymieszania się kultur.
      Badania izotopowe sugerują również, że proso odgrywała ważną rolę w diecie wszystkich wspomnianych grup. Zgadzałoby się to z tym, co wiemy o okresie wędrówki ludów w tym regionie. Upadek dobrze zorganizowanego rzymskiego rolnictwa, którego centrum stanowiła rzymska willa, spowodował, że łatwiej było uprawiać mniej wymagające proso niż trudniejsze w uprawie zboża. Tym bardziej, że dochodziło do ciągłego przemieszczania się ludności.
      W podsumowaniu badań czytamy, że dowody archeologiczne, antropologiczne oraz analiza izotopów u niemal 100 osób z cmentarza w Mözs wskazują na zlewanie się ludzi i ich tradycji kulturowych. Stanowisko pochodzi z okresu transformacji, jaki nastąpił po upadku Imperium Rzymskiego, poprzez pojawienie się i upadek Hunów, a kończy się tworzeniem barbarzyńskich królestw w Kotlinie Panońskiej. Mieszkający tu ludzie byli bardzo otwarci. Przyjmowali i integrowali mężczyzn, kobiety i dzieci z innych miejsc i kultur.
      Praca pod tytułem Coalescing traditions—Coalescing people: Community formation in Pannonia after the decline of the Roman Empire została opublikowana na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Upadek Związku Radzieckiego znacząco wpłynął na... matematykę w USA. Kirk Doran z University of Notre Dame i George Borjas z Harvard University opublikowali pracę pod tytułem Upadek Związku Radzieckiego a produktywność amerykańskich matematyków. Pracę opublikowano w piśmie Quarterly Journal of Economics.
      Badamy w niej wpływ pojawienia się znanych radzieckich matematyków na światową społeczność matematyczną - mówi Doran.
      Pomiędzy pojawieniem się a upadkiem komunizmu, radzieccy matematycy w izolacji rozwijali tę dziedzinę wiedzy, stosowali inne metody i specjalizowali się w innych kwestiach niż matematycy amerykańscy. To spowodowało, że po upadku Związku Sowieckiego jedne dziedziny matematyki praktycznie nie odczuły żadnych zmian, natomiast w innych pojawiła się olbrzymia liczba nowych pomysłów, twierdzeń i napłynęło wielu matematyków - czytamy w pracy.
      Przez 70 lat matematycy w ZSRR pracowali w izolacji. Wszelkie kontakty ze światem zachodnim były ściśle nadzorowane, limitowane i wymagały specjalnych zezwoleń. Stąd też niewiele idei powstałych na terenie komunistycznego imperium przeniknęło do nauki Zachodu.
      Nagłe pojawienie się rzesz matematyków z bloku komunistycznego spowodowało, że gwałtownie spadła produktywność tych matematyków z USA, których dziedziny wiedzy pokrywały się z dziedzinami rozwijanymi w ZSRR. Zmniejszyło się też prawdopodobieństwo, iż amerykański matematyk opublikuje pracę w renomowanym czasopiśmie. Zauważono też, że słabsi matematycy z USA zaczęli przenosić się do słabszych szkół i uczelni co niekorzystnie wpływa na możliwość ich dalszego rozwoju.
      Znaleziono też dowody na to, że studenci pracujący pod kierunkiem uczonych z dawnego ZSRR są bardziej produktywni, niż studenci innych naukowców z tej samej instytucji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa uczonych z University of Southampton i British School at Rome prawdopodobnie odkryła olbrzymią stocznię z czasów Imperium Rzymskiego. Uczeni prowadzili wykopaliska w Portus, które w starożytności było portem Rzymu. W pobliżu sześciokątnego Lago di Traiano znaleziono pozostałości dużego budynku. Początkowo archeolodzy sądzili, że mają do czynienia z jakimś magazynem. Jednak dalsze pracy ujawniły, że struktura była związana z budową i naprawą statków.
      Dotychczas znaleziono niewiele stoczni Imperium Rzymskiego i jeśli nasza identyfikacja się potwierdzi, będzie to największa tego typu struktura we Włoszech lub w całym basenie Morza Śródziemnego - stwierdził Simon Keay, dyrektor Portus Project.
      Nowo odkryty budynek pochodzi z II wieku naszej ery. Jego wymiary to 145x60 metrów, a wysokość oceniono na 15 metrów. Wciąż widoczne są pozostałości szerokich na trzy metry kamiennych kolum podtrzymujących drewniany dach.
      To była wielka struktura, w której można było przechowywać drewno, tkaniny i inne materiały. Była na tyle duża, że można w niej było budować i remontować statki. Jej wielkość oraz natura przekonały nas, że odgrywała kluczową rolę w stoczni - mówi profesor Keay. Dodatkowymi dowodami są odkrycie na terenie Portus inskrypcji mówiącej o istnieniu gildii pracowników stoczniowych (corpus fabrum navalium portensium) oraz mozaika, która niegdyś znajdowała się na podłodze pobliskiej willi, a obecnie jest wystawiana w Muzeum Watykańskim. Widać na niej budynek, podobny do tego, który właśnie odkopano, a w każdym hangarze budynku przedstawiono okręt.
      Profesor Keay stwierdził, że najnowsze odkrycie pozwala lepiej zrozumieć rolę jaką odgrywało Lago di Traiano. Mimo to uczony zaleca pewną ostrożność. Pragniemy podkreślić, że nie znaleźliśmy ramp, które mogły być wykorzystywane do spuszczania nowo wybudowanych statków na wody sześciokątnego basenu. Mogą się one znajdować pod nasypem pochodzącym z początków XX wieku. Ich odkrycie udowodniłoby naszą hipotezę ponad wszelką wątpliwość - stwierdził Keay.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chitony, zwane wielotarczowcami (Polyplacophora), są morskimi mięczakami, u których w strukturach spełniających funkcję oczu, a jest ich kilkaset, występują soczewki z kryształów dwóch polimoficznych odmian węglanu wapnia: kalcytu oraz aragonitu. O istnieniu oczu chitonów naukowcy wiedzieli już od kilkudziesięciu lat, nie mieli jednak pojęcia, czy służą do oglądania znajdujących się wyżej obiektów, np. drapieżników, czy tylko do wykrywania zmian w oświetleniu. Tymczasem okazuje się, że chitony mogą widzieć różne obiekty, choć prawdopodobnie nie za dobrze - wyjawia Daniel Speiser z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara.
      Zadziwiające, jak istoty te wytwarzają oczy praktycznie ze skały - zachwyca się prof. Sönke Johnsen z Duke University. Wygląda jednak na to, że mamy do czynienia z prostym sposobem na wyewoluowanie oczu z dostępnego materiału. Chitony mają już bowiem aragonitową skorupkę.
      Johnsen i Speiser badali pewnien gatunek wielotarczowca, a mianowicie Acanthopleura granulata. Jego przedstawiciele mają płaską skorupkę zbudowaną z ośmiu płytek. Znajdują się na nich klastry światłoczułych komórek, pokryte setkami niewielkich soczewek. Testując wzrok mięczaków, Amerykanie umieszczali pojedyncze osobniki na łupkowej płytce. Pozostawione samym sobie, po jakimś czasie unosiły część ciała, by odetchnąć. W tym momencie Speiser pokazywał im albo czarny dysk o średnicy od 35 mm do 10 cm, albo szary łupek, który blokował dostęp takiej samej ilości światła. Dysk lub łupek pojawiał się 20 cm nad chitonem.
      Mięczaki nie reagowały na szary łupek, ale opadały na widok krążka o średnicy powyżej 3 cm. Johnsen uważa, że u człowieka odpowiadałoby to spojrzeniu w niebo i dostrzeżeniu dysku o średnicy 20 Księżyców. Oznacza to, że nasz wzrok jest o wiele wrażliwszy od wzroku chitonów. Ponieważ mięczaki reagowały tylko na czarne dyski, a nie na blokujące tę samą ilość światła szare łupki, sugeruje to, że nie reagują na prostą zmianę w oświetleniu. Biolodzy nie sądzą, by ich "skalne" oczy stanowiły część ewolucyjnej ścieżki prowadzącej do naszych oczu.
      Speiser opowiada, że pierwsze chitony pojawiły się na Ziemi ponad 500 mln lat temu. Najstarsze wielotarczowce z oczami znajdowano jednak w zapisie kopalnym dopiero z ostatnich 25 mln lat, co oznacza, że w perspektywie ewolucyjnej są stosunkowo świeżą zdobyczą. Wg biologa, chitony potrzebowały oczu, by chronić się przed drapieżnikami. Podczas eksperymentów naukowcy sprawdzili, czy oczy chitonów działają w wodzie i w kontakcie z powietrzem, ponieważ niektóre gatunki Polyplacophora spędzają czas zarówno w zanurzeniu, jak i wynurzeniu. Okazało się, że sprawdzają się w obu środowiskach i że soczewki inaczej skupiają wtedy światło.
      Strukturalnie siatkówka chitonów przypomina siatkówkę ślimaków, ale ta ostatnia reaguje na pojawienie się światła, podczas gdy u wielotarczowców może reagować wyłącznie na jego usunięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pokryte drzewami wysepki z mokradeł Everglades to nie do końca twory geologiczne, lecz właściwie pokryte skałami osadowymi prehistoryczne pryzmy śmieci. Badania archeologiczne wykazały bowiem, że pod warstwą torfu w caliche znajdują się rozmaite artefakty, kości i węgiel drzewny, a pod nimi coś jeszcze.
      Zazwyczaj wysepki mają około metra wysokości i kształt łzy. Kiedyś sądzono, że są one posadowione na wybrzuszeniach z węglanów ze skały macierzystej. Kiedyś jednak Robert Carr z Archaeological and Historical Conservancy w Davie na Florydzie ustalił, że pod torfem znajduje się czerwonoszara utwardzona warstwa. Gail Chmura i Maria-Theresia Graf z McGill University postanowiły kontynuować jego badania i zaczęły wykopaliska na kilku wysepkach. Znalazły czerwonoszarą warstwę i stwierdziły, że to caliche - iluwialna skała osadowa złożona głównie z węglanu wapnia (kalcytu). Miała ona 40-75 cm grubości i to w niej tkwiły wspomniane wcześniej artefakty wraz kośćmi i węglem. Gdy badaczki się przez nią przebiły, znalazły pryzmę śmieci sprzed 4 tys. lat.
      Jak więc doszło do utworzenia charakterystycznych wysepek? Kanadyjki podają, że zwierciadło wód gruntowych w Everglades podniosło się w ciągu ostatnich 5 tysięcy lat, tak więc wyniesienia stały się wygodną oazą dla drzew. Po ukorzenieniu czerpały one wodę znad skały macierzystej. Ponieważ zawierała za dużo węglanów i fosforanów, rośliny wydzielały je do okolicznej gleby, prowadząc do wytworzenia caliche (w zwykłych okolicznościach skała powstaje wskutek ewaporacji podciąganych kapilarnie roztworów przesyconych kalcytem). Drzewa doprowadziły do powiększenia i dalszego wyniesienia wysepek. Caliche chroni z kolei same drzewa, osłaniając znajdującą się pod spodem glebę przed częstymi pożarami. W takich warunkach życie może się odrodzić. Chmura obawia się jednak, że powodzie zniszczą warstwę z kalcytu.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...