Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zakaz pisania SMS-ów

Rekomendowane odpowiedzi

Gubernator Kalifornii, Arnold Schwarzenegger, błyskawicznie zareagował na ostatnie doniesienie naukowe. Przygotował przepisy, które zakazują wysyłania SMS-ów podczas prowadzenia pojazdów. Nowe prawo wejdzie w życie już 1 stycznia przyszłego roku. Za pierwsze naruszenie przepisów kierowca zapłaci 20 dolarów grzywny, a za każde kolejne - 50 dolarów. Gubernator ma nadzieję, że zmniejszy to liczbę wypadków na drogach.

Z najnowszych badań, przeprowadzonych przez brytyjskie Transport Research Laboratory, wynika, że pisanie SMS-ów podczas prowadzenia pojazdów stwarza większe zagrożenie, niż prowadzenie pod wpływem alkoholu czy narkotyków.

O tym, jak niebezpieczne może być wysyłanie wiadomości tekstowych mogliśmy się przekonać przed dwoma tygodniami, gdy maszynista piszący SMS-a nie zauważył czerwonego światła i spowodował katastrofę, w której zginęło 25 osób.

Kalifornijski zakaz pisania SMS-ów może szybko znaleźć uznanie w innych stanach. Tym bardziej, że najprawdopodobniej nie będzie to martwe prawo. Policja w stanie rządzonym przez Schwarzeneggera jest bardzo skuteczna. Od czasu wprowadzenia zakazów rozmawiania przez telefon komórkowy podczas prowadzenia pojazdów [dozwolone są jedynie rozmowy za pomocą systemów głośnomówiących - red.] sama tylko policja autostradowa wystawiła niemal 20 000 mandatów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U nas takie prawo mamy od jakichś dwóch lat, jak nie dłużej. Co prawda nie dotyczy ono (mam na myśli PoRD) wszystkich pojazdów, a jedynie tych poruszających się po drogach, ale kolej czy lotnictwo z pewnością posiadają własne regulacje w tym zakresie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość cogito

moze nie jestem najlepszym kierowca ale nawet nie rozmawiam przez tel podczas jazdy bo za bardzo mnie to rozprasza.

jednak nie stwarzam ryzykownych sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nawet nie mogę korzystać z zestawu słuchawkowego na rowerze, bo przepływające powietrze całkowicie mnie zagłusza. Brak kabiny wymusza na mnie dodatkowe środki bezpieczeństwa ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HEHEHEHE.

A za trzecie przewinienie przyjedzie sam Arnold i zrobi kierowcy HASTA LA VISTA.

 

Sorry. Wiem że to głupawe ale nie mogłem się powstrzymać.  ;D

 

A tak BTW dziwię się, że dopiero teraz Kalifornijczycy zwracają na ten problem uwagę. Czy przypadkiem zapis prawny nie dotyczy: "zakazu korzystania z telefonów komórkowych podczas jazdy"?? Ewidentnie to wskazuje na zakaz pisania również SMS'ów bo przecież jest to korzystanie z telefonu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To fakt widac jak ktos trzyma komorke przy uchu w czasie jazdy, ale dostrzezenie, ze ktos trzyma telefon ponizej wysokosci gornego progu drzwi to chyba nie lada sztuka.

Z reszta pisanie SMSow podczas jazdy? Ludzie to bez kitu maja zryte lby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy u nich w tych USAch muszą konkretnie i każdemu tłumaczyć zakazy/nakazy/prawa ? Rozmawiać przez komórkę za kierownicą nie można, ale można było do tej pory pisać esemesy ? OBŁĘD. Czyli jeśli zakazali teraz pisania esemesów to wolno prowadzić wideorozmowy z komórek 3G ? A może wolno grać w dajmy na przykład węża czy jakiegoś pasjansa ? Przecież tego nie zabronili jeszcze, więc jest wolno :/ Uwielbiam amerykańskie prawo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobre prawo to jednoznaczne prawo. Im mniej wyrażeń niejasnych, tym lepiej. Lepiej napisać dwa artykuły zamiast jednego, ale mieć pewność, że kodeks nie będzie naginany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W USA np. na spodzie szklanej butelki Coca-Cola pisze "Otwierac z drugiej strony" to co sie dziwisz ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość cogito

na swiatlach maluje sie paznokcie...albo rzesy. ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na swiatlach maluje sie paznokcie...albo rzesy. ;D

 

;) Posłuchajcie, jak miałem zajęcia z prawa na uczelni (taki obowiązkowy zupełnie nie związany z kierunkiem przedmiot) facet starał się nas zainteresować na wykładach i często do swoich wywodów dawał mnustwo przykładów z życia, co faktycznie było niesamowicie ciekawe. I raz właśnie mówił o tych nieszczęsnych systemach głośnomówiących. Otóż zwrócił nam uwagę, dlaczego właściwie nie ma zakazu np, jedzenia kanapek podczas jazdy (z mniej realnych może być i malowanie paznokci :) ) i wykonywania innych czynności rozpraszających uwagę. Potem zwrócił nam uwagę na taki drobny fakt, że np u nas wprowadzenie tego przepisu forsował głównie poseł który był właścicielem firmy (produkującej/sprzedającej - nie pamiętam) związanej właśnie z tymi systemami głośnomówiącymi. Ot taki mały zbieg okoliczności i przykład jak to politycy się martwią o nasze zdrowie  8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
drobny fakt, że np u nas wprowadzenie tego przepisu forsował głównie poseł który był właścicielem firmy (produkującej/sprzedającej - nie pamiętam) związanej właśnie z tymi systemami głośnomówiącymi.

 

Chyba z kasami fi dla taxi było podobnie. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekaw jestem patrykusie czy za malowanie paznokci w czasie jazdy samochodem nie wpiszą Ci mandatu. Nie mówię wcale że sobie je malujesz ;) Lecz wydaje mi się to równie absorbujące uwagę kierowcy co rozmowa telefoniczna, czy samo włączanie/wyłaczanie telefonu w czasie jazdy. Niebezpieczeństwo spore, tylko nie każdy ma wyobraźnię. Są ludzie, którzy muszą mieć spisane prawa/protokoły i zobaczyć filmy instruktażowe "co by było gdyby", aby uwierzyć że to jest możliwe i nie powinno się tego robić. Tylko czego to jest wina ? Ludzkiej głupoty czy za dużych praw/za małych zakazów ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem za bardzo jaka kryje się intencja za twoim postem ale chyba źle odebrałeś moją wypowiedź. Chodziło mi tylko i wyłącznie o to, że ograniczenia zachowań dozwolonych podczas jazdy są wprowadzane raczej nie po to by nas chronić tylko w interesie pewnych jednostek stanowiących prawo, a prubowałem uzasadnić to właśnie przykładem braku jakichkolwiek innych ograniczeń, poza tymi dotyczącymi komórek. Właśnie o to mi chodziło, że to jedzenie kanapki jest równie absorbujące a jednak nie reguluje się tego prawnie. Gdyby w komórkach zamontowane były głośniki i mikrofony na tyle czułe i mocne by nie było konieczne korzystanie z systemów głośnomówiących najpewniej i co do tej kwestii żadne ograniczenia by nie powstały.

 

Natomiast co do tego co napisałeś to oczywiście się zgadzam nawet gdzy niemamy zakazów powinniśmy postępować rozważnie, aczkolwiek nie byłbym takim radykałem. Bo zobacz są ludzie którzy jerzdząc szybko są bezpieczniejsi na drodze niż ci powolni, ale niedoświadczeni. I co z tego że ci pierwsi czasem łamią prawo? Dam ci przykład. Mój ojciec używa telefonu komórkowego już dziesięć lat. Nie używa systemu głośnomówiącego, a mimo to jeszcze nigdy nie spowodował wypadku z powodu komórki, nigdy też nie uczestniczył w wypadku z jego winy (jeździ już pewnie 20 lat) , a tymczasem inni na trzeźwo potrafią się zabić w wieku 20 lat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pisanie SMS-ów wywiera negatywny wpływ na zdolność interpretowania i akceptowania nowych słów.
      Joan Lee z Uniwersytetu w Calgary ustaliła, że osoby, które wysyłały więcej wiadomości tekstowych, w mniejszym stopniu akceptowały nowe wyrazy. Dla odmiany zwolennicy tradycyjnych mediów - książek czy gazet - byli w tym względzie bardziej tolerancyjni.
      W ramach studium pytano studentów o ich nawyki dot. czytania, włączając w to SMS-owanie. Badanym przedstawiono szereg słów, zarówno prawdziwych, jak i fikcyjnych.
      Założenie dotyczące SMS-owania było takie, że zachęca ono do używania swobodnego języka. Studium wykazało jednak, że to mit. Ludzie, którzy akceptowali więcej słów, postępowali tak, bo potrafili lepiej zinterpretować ich znaczenie lub tolerować mimo braku rozpoznania. Studenci intensywniej korzystający z wiadomości tekstowych odrzucali więcej wyrazów, zamiast uznać je za słowa możliwe.
      Lee uważa, że czytanie tradycyjnych mediów wystawia ludzi na oddziaływanie zróżnicowanego i twórczego języka, sprzyjając elastyczności językowej i tolerancji w stosunku do różnych sformułowań/słów. Widząc nieznany czy nietypowy wyraz, starają się go zinterpretować.
      SMS-owanie jest związane ze sztywnymi ograniczeniami językowymi, które powodowały, że studenci odrzucali wiele słów testowych. To zaskakujące, ponieważ w języku wiadomości tekstowych istnieje wiele [reprezentujących slang internetowy] niezwykłych akronimów. Kanadyjka podkreśla, że dla zwolenników wiadomości tekstowych ważnym kryterium akceptowalności jest częstotliwość występowania słowa.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czemu starsi kierowcy powodują wypadki głównie na skrzyżowaniach? Psycholodzy twierdzą, że mamy do czynienia nie tylko z pogorszeniem wzroku czy wydłużeniem czasu reakcji, ale i ze złymi przyzwyczajeniami, które - co pocieszające - można wyeliminować dzięki programowi treningowemu.
      Alexander Pollatsek, który sam jest kierowcą po siedemdziesiątce, podkreśla, że duży odsetek przypadków niezachowywania dostatecznej ostrożności na skrzyżowaniu jest raczej wynikiem strategii czy nastawienia, a nie problemów z mózgiem. To problem z oprogramowaniem, a nie sprzętem. Bojąc się, że na kogoś najadą, starsi kierowcy skupiają się na samochodzie z przodu. Niestety, ta strategia nie przydaje się na skrzyżowaniu, ponieważ najczęściej zdarzają się tu uderzenia z boku. Nie wystarczy patrzeć przed siebie, trzeba też przeskanować "flanki".
      Pollatsek przeanalizował ze współpracownikami wyniki dwóch wcześniejszych studiów. W ramach pierwszego porównywano starszych kierowców powyżej 70. r.ż. z młodszymi doświadczonymi kierowcami w wieku 25-55 lat. Badani jeździli prawdziwym samochodem, jednak pokonywana przez nich trasa była wyświetlaną symulacją. Kierowcy zbliżali się do 3 typów skrzyżowania i mieli skręcić. W przypadku pierwszego wzdłuż głównej ulicy przebiegało wzniesienie. Gdyby nadjeżdżał drugi samochód, przez dłuższy czas nie byłoby go widać. W przypadku dwóch pozostałych skrzyżowań - bez względu na to, czy skręcało się z ulicy podporządkowanej w główną, czy z głównej w boczną - widok zasłaniały drzewa. Problem sprawiały też łuki drogi. Okazało się, że starsze osoby rzadziej i krócej patrzyły na krytyczny obszar, skąd mógł się wyłonić inny pojazd.
      W drugim studium oceniano skuteczność programu treningowego. Starszych kierowców rozlosowano do 3 grup. Nagrywano ich podczas jazdy samochodem z domu do samodzielnie wybranego celu. Zadanie jednej z grup (kontrolnej) się na tym kończyło, jednak dwie pozostałe przeszły trening: bierny lub aktywny. Grupa pasywna wysłuchała 30-40-min wykładu na temat niebezpieczeństw czyhających na skrzyżowaniach i prawidłowych sposobów ich pokonywania. Grupa z aktywnym nauczaniem obejrzała nagranie własnej jazdy. Wskazywano popełnione błędy, choć psycholodzy ujawnili, że w większości przypadków nie było to konieczne, bo ludzie sami wcześniej dostrzegali swoje uchybienia. Potem przychodził czas na ćwiczenie w symulatorze prawidłowego skanowania wzrokiem i skręcania oraz wykład - taki sam jak w grupie z biernym treningiem. Przy ponownym teście grupy kontrolna i z pasywnym treningiem nadal jeździły źle, lecz przedstawiciele 3. zaczęli prowadzić jak młodsi kierowcy (a wzrok ani tempo reagowania nie uległy przecież nagłej poprawie). Po roku nadal było widać efekty uczenia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sąd Najwyższy USA stosunkiem głosów 7:2 orzekł, że wydany przez stan Kalifornia zakaz sprzedaży nieletnim gier zawierających sceny przemocy narusza konstytucyjną gwarancję wolności wypowiedzi. Daje ona obywatelom prawo dostępu do książek, filmów i wszelkich innych form wyrazu. Sąd uznał, że poszczególne stany mają prawo do ochrony najmłodszych, jednak nie wolno im dowolnie ograniczać idei, z jakimi mogą zetknąć się dzieci. Sędziowie dodali, że równie dobrze stan mógłby zechcieć ograniczyć dostęp do bajki o Królewnie Śnieżce czy do kreskówek, gdyż w tych wypadkach również spotykamy sceny przemocy.
      Sędzia Antonin Scalia, w pisemnym uzasadnieniu wyroku, stwierdził: Kalifornia wybrała producentów gier wideo i traktuje ich gorzej niż innych - szczególnie w porównaniu z wydawcami książek, komiksów czy producentami filmów - nie dając przy tym przekonującego uzasadnienia, dlaczego podjęła taką decyzję.
      Obalone przez Sąd prawo zostało uchwalone w Kalifornii w 2005 roku, jednak nigdy nie weszło w życie, gdyż było blokowane kolejnymi wyrokami sądów niższej instancji. Zakazywało ono sprzedaży i wypożyczania osobom poniżej 18. roku życia gier zawierających sceny zabójstw, gwałtów i okaleczania wirtualnych bohaterów. Sprzedawcom takich gier groziła grzywna do 1000 USD za każdą kopię rozprowadzoną wśród najmłodszych.
      Sądy niższej instancji odrzucały jednak takie przepisy zarówno w Kalifornii jak i w innych stanach. W końcu Kalifornia zwróciła się do Sądu Najwyższego z wnioskiem, by przepisy ograniczające dostęp najmłodszym do scen seksualnych, które Sąd Najwyższy podtrzymał wyrokiem z 1968 roku, zostały rozszerzone też na sceny przemocy, szczególnie w grach wideo.
      Scalia zauważył też, że, w przeciwieństwie do tradycyjnego ograniczania najmłodszym dostępu do scen seksualnych, w USA nie ma tradycji ograniczania im dostępu do scen przemocy. Przywołał tutaj liczne przykłady, takie jak bajki o Królewnie Śnieżce, Jasiu i Małgosi po szkolne lektury w rodzaju „Odysei" czy „Władcę much". Sędzia przypomniał również, że już od XIX wieku różne dzieła, od popularnej wówczas taniej literatury kryminalnej, po XX-wieczne komiksy i filmy były oskarżane o wywoływanie aktów przemocy wśród najmłodszych. Scalia odrzucił też argumentację, że liczne badania wykazały, iż gry pełne przemocy szkodzą najmłodszym. Sędzia stwierdził, że wykazały one co najwyżej, iż po graniu w takie gry niektóre dzieci czują przypływ agresji, a takie same wyniki uzyskano badając miłośników Królika Bugsa czy Strusia Pędziwiatra.
      Na tym samy posiedzeniu Sąd odrzucił też inne takie przepisy jak zakaz organizowania protestów antywojennych podczas pogrzebów żołnierzy, zakaz sprzedawania firmom farmaceutycznym baz danych dotyczących recept wystawionych przez lekarzy oraz uchwalone przez stan Arizona prawo przewidujące wspomożenie finansami publicznymi tych kandydatów w wyborach, którzy na swoją kampanię zebrali znacznie mniej prywatnych pieniędzy niż ich kontrkandydaci.
      Sąd aż nadto jasno pokazał, że nie będzie tolerował ograniczeń wolności wypowiedzi tylko dlatego, że mogą się one komuś nie podobać - stwierdził David Horowitz z organizacji Media Coalition.
      Członek kalifornijskiego Senatu, LelandYee, skrytykował decyzję sądu: Większość Sądu Najwyższego po raz kolejny przedłożyła interes korporacji nad interes naszych dzieci.
      Dwóch sędziów, którzy wyrazili odmienne zdanie, argumentowało, że zakaz jest tylko niewielkim naruszeniem prawa do wolności wypowiedzi, gdyż nie zabrania kupowania gier przez dorosłych i dostarczania ich dzieciom oraz, że Konstytucja USA w swoim oryginalnym brzemiu dawała rodzicom pełnię władzy nad dziećmi, a to oznacza, że można uchwalić przepisy zabraniające innym osobom, poza rodzicami,  kontaktowanie się z dziećmi czyli też i sprzedaż im dowolnych przedmiotów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kolejne wyciekające wersje rozwojowe systemu Windows 8 przynoszą coraz więcej informacji o kształcie nowego produktu Microsoftu. Najnowszy wyciek, kompilacji 7989, przyniósł kilka niezwykle interesujących wiadomości.
      Wszystko wskazuje na to, że w klienckiej wersji Windows 8 zostanie wbudowany trzon hyperwizora Hyper-V 3.0. Jego nowa wersja przynosi znaczną poprawę wydajności i znakomicie zwiększa możliwości funkcji tryb Windows XP czy App-V.
      W Windows 8 zostanie też wbudowany sklep z aplikacjami, działający podobnie jak App Store Apple'a. Główna różnica będzie jednak taka, że sklep w Windows pozwoli na odblokowanie różnych funkcji systemu. To z kolei może wskazywać, że Microsoft zrezygnuje z rozpowszechniania wielu wersji Windows 8, a konkretną wersję uzyskamy łącząc się ze sklepem i odblokowując moduły systemu.
      Niewykluczone również, że w nowy system zostanie wbudowany mechanizm geolokalizacji, który przyda się posiadaczom laptopów i tabletów. Nie wiadomo, jaki ostateczny kształt uzyska ten mechanizm, jednak Microsoft będzie musiał działać tutaj bardzo ostrożnie, jeśli nie chce narazić się obrońcom prywatności.
      W ujawnionej kompilacji znajduje się też mechanizm wysyłania SMS-ów, który również przyda się właścicielom urządzeń przenośnych.
      Oczywiście należy pamiętać, że powyższe informacje uzyskano na podstawie wczesnych wersji rozwojowych i wiele jeszcze może się zmienić, zanim Windows 8 trafi do rąk klientów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wikileaks, serwis żyjący z przecieków, postanowił zamknąć usta swoim pracownikom, którzy sami chcieliby zdradzić szczegóły na temat pracy w Wikileaks. Jak dowiedzieli się redaktorzy New Statesman, Wikileaks wymaga od pracowników podpisania „Umowy o zachowaniu tajemnicy", zgodnie z którą osoba ujawniająca szczegóły dotyczące serwisu ma zapłacić 12 milionów funtów kary.
      Serwis Juliana Assange'a już wcześniej wykonywał pewne kuriozalne ruchy, twierdząc na przykład, że jest właścicielem informacji, które zostały mu przekazane. Jednak ostatnie działania Wikileaks muszą budzić co najmniej zdumienie. Z lojalki [PDF], którą muszą podpisywać pracownicy serwisu, dowiadujemy się, że nie wolno im zdradzać informacji, które doprowadziłyby do utraty możliwości sprzedaży pozyskanych danych innym wydawcom i mediom; utraty reputacji; utraty wykonania przyszłych umów dotyczących danych; utraty wartości przez dane; utraty możliwości wykonania przyszłych umów dotyczących informacji wskutek utraty reputacji; możliwych działań prawnych przeciwko Wikileaks związanych ze stratą, jakie poniosłyby strony innych umów.
      Takie zapisy oznaczają, ni mniej ni więcej, że osoby, które podpisały umowę nie mogą zdradzić nie tylko żadnych informacji z tych, które Wikileaks uzyskuje w ramach przecieków, ale nie mogą też udzielać żadnych informacji o działaniu Wikileaks, które mogłyby prowadzić do utraty reputacji przez serwis Assange'a.
      Umowa, która wyciekła do New Statesman jest ważna do roku 2020.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...