Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Misja Bajkał
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Na dnie Zatoki Hajfy znaleziono grecki hełm z brązu. Specjaliści z Wydziału Archeologii Morskiej Izraelskiej Służby Starożytności szacują, że pochodzi z V-VI w. p.n.e. Jego wierzch pokryto złotym płatkiem. Wokół otworów na oczy wiją się węże, widać też zdobienie z pawiego ogona lub liścia palmy oraz motyw lwa.
Nie wiadomo, w jakich okolicznościach hełm trafił na dno: czy ktoś go upuścił, czy też zatonął z właścicielem i łodzią, która nadal leży gdzieś pod osadami. Prawdopodobnie należał on do najemnika, który walczył dla Necho II - faraona z XXVI dynastii saickiej. To za jego panowania Nabuchodonozor II najechał Egipt i spustoszył Deltę Nilu.
Hełm odsłoniła w 2007 r. holenderska pogłębiarka. Później do akcji wkroczyli konserwatorzy ze Służby Starożytności, którzy stwierdzili, że jest on bardzo podobny do hełmu odkrytego w latach 50. ubiegłego wieku w pobliżu włoskiej wysepki Giglio na Morzu Śródziemnym (tej samej, obok której w styczniu br. rozbił się wycieczkowiec Costa Concordia). W przypadku włoskiego artefaktu wiek oceniono na 2600 lat, co pomogło w datowaniu nowszego znaleziska.
Koby Sharvit, dyrektor Wydziału Archeologii Morskiej, twierdzi, że doskonale zachowany hełm z Zatoki Hajfy jest jednym z najbardziej zdobnych elementów wczesnej greckiej zbroi, jakie kiedykolwiek znaleziono. Biorąc to pod uwagę, należy założyć, że jego właściciel był osobą majętną. Akademicy podejrzewają, że pochodził z Jonii i był dowódcą najemników, którzy zawędrowali aż tutaj, by wziąć udział w tłumieniu powstania w Gazie czy walczyć z królem Judy Jozjaszem albo Babilończykami.
Pojawiły się też sugestie, że łódź, na której stacjonował właściciel hełmu, handlowała z osadą Tell Abu Hawam. W czasie wykopalisk prowadzonych tu w latach 1932-1933 znaleziono bowiem ceramikę pochodzącą z Koryntu, a w ostatnich latach dotarto do warstw dobrze zaplanowanego miasta z licznymi greckimi naczyniami.
Izraelczycy ustalili, że hełm typu korynckiego wykuto z pojedynczego arkusza brązu. Dzięki temu nakrycie nadal skutecznie zabezpieczało głowę, ale było sporo lżejsze. Nosal i części chroniące policzki były grubsze od potylicznej okolicy dzwonu. Pawia (lub liść palmowy) umieszczono się na czole, a lwy na napolicznikach.
Obecnie eksponat znajduje się na wystawie w Narodowym Muzeum Morskim w Hajfie.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Amerykańscy naukowcy oznakowali kałamarnice Humboldta (Dosidicus gigas). Dzięki temu mogli śledzić ich poczynania w środowiskach niemal pozbawionych tlenu.
Jak tłumaczy Julia Stewart z Uniwersytetu Stanforda, głowonogi nurkują w ciągu dnia i spędzają w wodach ubogich w tlen wiele godzin, wracając w pobliże powierzchni dopiero na noc. Byliśmy świadkami ich imponujących zanurzeń na głębokość 1,5 km. Zwierzęta przepływały przez obszary z bardzo niską zawartością tlenu.
Tagi odnotowywały temperaturę i głębokość. Po prawie miesiącu odpadały od ciała kałamarnicy i dryfowały na powierzchni. Gdy znajdowały się w zasięgu satelity, przekazywały zapisane informacje.
Naukowcy ze Stacji Morskiej Hopkinsa, która należy do Uniwersytetu Stanforda, prowadzili badania w obrębie Prądu Kalifornijskiego. Na głębokości ponad 500 m znajduje się tam pas wody o niskiej zawartości tlenu, dlatego zastanawiano się, jak D. gigas sobie z tym radzą. To niesamowite. Zwierzę, które wydawałoby się, potrzebuje dużo tlenu, pływa tam z podobną prędkością jak w wysoce natlenowanych wodach. Wydaje się, że w warunkach niedoboru tlenu potrafi w jakiś sposób przyhamować metabolizm, ale to wcale nie oznacza, że jest letargiczne. Pływa wtedy całkiem żwawo.
Ustalono, że w wodach powierzchniowych kałamarnice Humboldta osiągają prędkość 3 m/s, a na największych głębokościach 1-2 m/s. Spowolnienie nie jest więc tak duże, jak można by się spodziewać.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Włoska policja i straż przybrzeżna próbują rozwiązać zagadkę tajemniczego zniknięcia 3,5-tonowej figury świętego Franciszka z Paoli, która stała na dnie morza u wybrzeży Kalabrii.
Wotywna figura z brązu mierzy ponad 2 metry (2,2 m). Umieszczono ją na głębokości 29 metrów na betonowym postumencie. Jak można się domyślić, kradzież lub zmycie przez prąd morski byłyby bardzo trudne. Obecnie stróże prawa sprawdzają hipotezę, że rzeźba została wyrwana za pomocą sieci rybackich. Jeśli ktoś łowił na tym terenie nielegalnie, wyjaśniłoby się, czemu nie zgłoszono takiego incydentu.
Policja bierze też pod uwagę doniesienia mieszkańców Paoli, którzy twierdzą, że po zniknięciu figury, które miało miejsce 30-31 grudnia, na pace ciężarówki widziano przypominający ją ładunek. Oznaczałoby to, że święty Franciszek został ukradziony na zamówienie.
Włosi rozmieszczają rzeźby wzdłuż brzegu, by chronić w ten sposób rybaków, żeglarzy i wszystkich innych, którzy na co dzień mają do czynienia z morzem. Choć wydarzenie zasmuciło mieszkańców, przyczyniło się do bezcennego odkrycia. Nurkowie badający miejsce domniemanego przestępstwa odkryli wrak 15-metrowej łodzi sprzed kilkuset lat.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Skąd pingwiny cesarskie (Aptenodytes forsteri) wiedzą, ile czasu spędziły już pod wodą? Wygląda na to, że ogranicza je liczba machnięć skrzydłami, a konkretnie kumulacyjna praca mięśni. Dr Kozue Shiomi z Uniwersytetu Tokijskiego ustalił, że przed wynurzeniem ptaki wykonują średnio 237 uderzeń skrzydłami.
Japończycy od początku przypuszczali, że pingwiny decydują, kiedy zakończyć jedzenie i wychynąć na powierzchnię, bazując na mocy zapewnianej przez mięśnie dzięki zaczerpniętemu przed nurkowaniem powietrzu.
Kozue i inni wykorzystali dane ze swoich wcześniejszych wypraw. Przeanalizowali ponad 15 tys. pingwinich nurkowań w wykonaniu 10 swobodnie poruszających się ptaków i 3 osobników, które musiały korzystać z przerębli.
Pomiar czasu wykazał, że wolno nurkujące pingwiny zaczynały się wynurzać po upływie nieco ponad 5 min (5,7 min). Ptaki korzystające z otworów w lodzie nurkowały często dłużej, lecz gdy w oparciu o przyspieszenie naukowcy wyliczyli liczbę uderzeń skrzydłami, okazało się, że zawsze oscylowała ona wokół "magicznych" dwustu trzydziestu siedmiu.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
W ogródkach przydomowych, choć w tym przypadku lepiej chyba mówić o podręcznych, można uprawiać różne rzeczy, mało kto wpadłby jednak jak dziesięcionóg Kiwa puravida na pomysł hodowli mikrobiologicznej. Krab ma na swych szczypcach wiele różnych bakterii, które potem zjada.
Odkrywcą gatunku K. puravida jest Andrew Thurber, ekolog morski z Uniwersytetu Stanowego Oregonu. Był zaskoczony, że na te zwierzęta natrafiono dopiero teraz, ponieważ wcale nie są małe i występują masowo, w dodatku 6 godzin drogi od głównego portu Kostaryki.
W odróżnieniu od reszty ekipy, Thurber wcale nie był nastawiony na odkrywanie nowych gatunków. Pływał na łodzi, skąd prowadzone były badania geologiczne. Jego towarzysze studiowali wycieki metanu na dnie oceanu. W pewnym momencie pilot pojazdu podwodnego Gavin Eppard zauważył 9-cm kraba, który machał szczypcami nad jednym z wycieków. Po wynurzeniu wręczył go Thurberowi.
Wypustki pokrywające całe ciało K. puravida są oblepione hodowlami symbiotycznych bakterii, które pozyskują energię z nieorganicznych gazów z wycieków. Podczas posiłku zwierzę przeczesuje ogródki grzebieniopodobnymi elementami aparatu gębowego.
Bakterie, którymi żywi się K. puravida, są blisko spokrewnione z bakteriami żyjącymi w kominach hydrotermalnych. Thurber uważa, że krab nie bez powodu macha szczypcami nad wyciekiem gazu. Wg ekologa, w ten sposób aktywnie uprawia swoje ogródki. Ruch zapewnia bowiem dostawy świeżego tlenu i stanowi namiastkę kąpieli siarkowych.
Thurber potwierdził, że bakterie stanowią podstawę diety K. puravida. Profil izotopów węgla i kwasów tłuszczowych występujących w organizmie dziesięcionoga pasuje do organizmów, które nie korzystały z energii słońca. Oznacza to, że K. puravida polega na bakteriach z wycieku, a nie fitoplanktonie.
http://www.youtube.com/watch?v=r3fJAHWTNpc
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.