Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Utrata lodu morskiego w Antarktyce schładza ocean. To może zaburzyć cyrkulację
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Badacze z Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego znaleźli w Antarktyce zwłoki brytyjskiego naukowca, który zginął niemal równo 66 lat temu. W Zatoce Admiralicji na Wyspie Króla Jerzego cofający się lodowiec odsłonił ludzkie szczątki, a badania DNA potwierdziły, że to Dennis „Tink” Bell, 25-letni meteorolog, który pracował dla poprzedniczki British Antarctic Survey, Falkland Islands Dependencies Survey. Obok zwłok znajdowało się ponad 200 przedmiotów zmarłego, w tym pozostałości po walkie-talkie, latarka, kijki od nart, zegarek marki Erguel czy nóż szwedzkiej marki.
Dennis Bell był najstarszy z trójki rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły służył w Królewskich Siłach Powietrznych (RAF) jako radiooperator, a w 1958 roku został meteorologiem w FIDS. Otrzymał przydział do niewielkiej kilkuosobowej Stacji Zatoki Admiralicji (Admiralty Bay Station) na Wyspie Króla Jerzego. Koledzy zapamiętali go jako bardzo pogodnego człowieka.
Dnia 26 lipca 1959 roku czterech pracowników bazy wyruszyło na badania terenowe. Bell i geodeta Jeff Stokes poszli pierwsi, pół godziny po nich ruszyła kolejna para. Bell i Stokes wspinali się na lodowiec w głębokim śniegu, na obszarze poprzecinanym szczelinami. Marsz był trudny, a ciągnące sanie psy zaczęły wykazywać oznaki zmęczenia. Bell, chcąc je zachęcić, poszedł przodem. Niestety, na nogach nie miał nart. Nagle zniknął, wpadł w szczelinę, której nie zauważył. Stokes zaczął go nawoływać i, ku swojej uldze, usłyszał odpowiedź. Opuścił aż 30 metrów liny, zanim Bell był w stanie jej dosięgnąć.
Stokes przy pomocy psów zaczął wyciągać Bella. Meteorolog przywiązał jednak linę do paska od spodni, zamiast się nią obwiązać. Prawdopodobnie zrobił tak ze względu na kąt, pod jakim leżał w szczelinie. Gdy już dotarł do krawędzi szczeliny, zaklinował się, pasek pękł i Bell znowu spadł. Tym razem nie odpowiedział na wołania Stokesa.
Geodeta oznaczył szczelinę, pobrał pomiary z pobliskich wzniesień i zaczął schodzić w dół lodowca. Po drodze spotkał drugi zespół – meteorologa Kena Gibsona i geologa Colina Bartona. Razem wrócili na górę. Pogoda zaczęła się pogarszać, zerwała się burza śnieżna. W tych warunkach nie mogli znaleźć ani oznaczeń Stokesa, ani wzniesień. Mimo olbrzymiego ryzyka wpadnięcia w szczelinę, mężczyźni kontynuowali poszukiwania miejsca wypadku. W końcu, po około 12 godzinach, znaleźli właściwą szczelinę. Doszli do wniosku, że ich kolega nie mógł tak długo przeżyć w takich warunkach.
Ludzkie szczątki zostały zauważone przez Polaków 19 stycznia 2025 roku na Ecology Glacier. Nasi polarnicy oznaczyli miejsce i zebrali próbki. Po powrocie do Stacji Arctowskiego zapadła decyzja, że konieczne są dodatkowe badania archeologiczne. W wyprawie, która trwała od 9 do 13 lutego wzięli udział archeolodzy, geomorfolodzy, antropolodzy i glacjolodzy. Zebrane kości i przedmioty osobiste przewieziono na pokładzie statku Sir David Attenborough do stolicy Falklandów, Stanley. Następnie RAF przetransportował je do Londynu. Ich badaniami genetycznymi zajęła się profesor Denise Syndercombe Court z King's College London. Uczona właśnie potwierdziła zgodność genetyczną kości z rodzeństwem Dennisa, Davidem Bellem i Valerie Kelly. Prawdopodobieństwo, że kości nie należą do Dennisa Bella jest mniejsze niż jeden na miliard.
Mieszkający obecnie w Australii David stwierdził: Gdy moja siostra Valerie i ja zostaliśmy poinformowani, że po 66 latach znaleziono naszego brata Dennisa, byliśmy w szoku. British Atrantic Survey i British Antarctic Monument Trust udzieliły nam ogromnego wsparcia, a dzięki wrażliwości polskiego zespołu mogliśmy sprowadzić do domu naszego wspaniałego brata, co pomogło nam uporać się z żałobą. David wspomina, że starszy od niego Dennis był jego bohaterem. Potrafił naprawiać silniki, fotografował i samodzielnie wywoływał zdjęcia, zbudował radio od podstaw i całymi godzinami korespondował zdalnie z innymi radioamatorami posługując się alfabetem Morse'a. Lubił wędrówki, teatr i jedzenie. Nie znosił za to zawodów sportowych.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) oficjalnie certyfikowała najdłuższą zaobserwowaną błyskawicę. Pojawiła się ona w październiku 2017 roku podczas wielkiej burzy, która przeszła nad Stanami Zjednoczonymi. Błyskawica rozciągała się od wschodniego Teksasu i sięgnęła niemal Kansas City. Dzięki satelitom, które znakomicie poprawiają naszą zdolność obserwacji zjawisk atmosferycznych, możliwa była dokładna ocena jej długości. WMO poinformowała, że miała ona 829 kilometrów długości. To odległość pomiędzy Paryżem a Wenecją.
Margines błędu w pomiarze gigantycznej błyskawicy wynosi ± 8 kilometrów. Była ona o 61 kilometrów dłuższa, niż poprzedni rekordzista, błyskawica z 29 kwietnia 2020 roku. Rozświetliła ona niebo nad południową częścią USA i miała 768 kilometrów długości.
Nowa rekordzistka powstała nad Wielkimi Równinami. To jedno z miejsc, gdzie tworzą się mezoskalowe układy konwekcyjne, których dynamika umożliwia powstawanie megabłyskawic. Burza z 2017 roku, podczas której powstała, była jedną z pierwszych podczas których nowy satelita NOAA GOES-16 (Geostationary Operational Environmental Satellite) zarejestrował wyjątkowo długotrwałe i potężne błyskawice. Rekordowego wydarzenia nie zauważono podczas pierwszej analizy danych. Dopiero ponowne przyjrzenie się informacjom przekazanym przez GOES-16 ujawniło, do jak wielkiego rozbłysku na niebie doszło.
WMO odnotowuje też inne rekordy związane z błyskawicami, niektóre niezwykle tragiczne. Najdłużej trwająca błyskawica pojawiła się 18 czerwca 2020 roku podczas burzy nad Urugwajem i Argentyną. Trwała nieco ponad 17 sekund. Z kolei w 1975 roku w Rodezji (Zimbabwe) błyskawica zabiła 21 osób, które schroniły się w jednej z chat podczas burzy. Do jeszcze bardziej tragicznego wypadku, spowodowanego niebezpośrednim działaniem błyskawicy, doszło w 1994 roku w miejscowości Dronka w Egipcie. Błyskawica uderzyła w znajdujące się w pobliżu cysterny z ropą naftową i paliwem lotniczym, stanowiące zapasy strategiczne wojska. Występująca jednocześnie powódź zaniosła płonące paliwo w kierunku Dronki. Zginęło 469 osób.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy z Barcelony i Corku opublikowali najbardziej szczegółową mapę podmorskich kanionów Antarktyki. Zawiera ona 332 kaniony, niektóre z nich o głębokości ponad 4000 metrów. Katalog, wspólne dzieło uczonych z Universitat de Barcelona i University College Cork, zawiera informacje o pięciokrotnie większej liczbie kanionów niż poprzednie podobne zestawy danych. A w towarzyszącym mu artykule na łamach Marine Geology uczeni wykazali, że kaniony mogą mieć większe niż przypuszczano znaczenie dla cyrkulacji wód oceanicznych, zmniejszania się pokrywy morskiego lodu oraz zmian klimatu.
Kaniony odgrywają niezwykle istotną rolę w transporcie osadów i substancji odżywczych z wybrzeży do głębokich partii oceanów, łączą płytkie i głębokie obszary oceanów, tworzą bogate siedliska dla morskiego życia. Dotychczas na całym globie zidentyfikowano około 10 000 podmorskich kanionów, jednak prawdopodobnie jest ich znacznie więcej. Pomimo ich wielkiego wpływu na ekologię, geologię czy oceanografię, struktury te są słabo znane, szczególnie leżące w obszarach poarnych.
Kaniony w Arktyce i Antarktyce są podobne do kanionów z innych obszarów planety, ale zwykle są większe i głębsze z powodu długotrwałego oddziaływania lodu oraz olbrzymich ilości osadów transportowanych przez lodowce z szelfu kontynentalnego, mówi David Amblàs. Ponadto antarktyczne kaniony tworzą się głównie w wyniku działalności prądów zawiesinowych, gdzie gęstsza od otoczenia zawiesina gwałtownie spływa w dół pod wpływem grawitacji. Te silne prądy, zasilane w osady przez lodowce, rzeźbią w dnie wielkie kaniony.
Zdaniem naukowców, najbardziej interesującym aspektem ich badań jest odnotowanie różnic pomiędzy kanionami powstającymi w dwóch ważnych regionach Antarktyki. W Antarktyce Wschodniej kaniony są bardziej rozbudowane, rozgałęzione, tworząc wielkie systemy o przekroju w kształcie litery U. To sugeruje, że powstały w wyniku długotrwałego oddziaływania lodowców i wielkiego wpływu procesów erozji i sedymentacji. Z kolei w Antarktyce Zachodniej kaniony są krótsze, mają bardziej strome brzegi, a ich przekrój przypomina literę V. Spostrzeżenie to jest wsparciem dla hipotezy, że lądolód Arktyki Wschodniej – największy lądolód na Ziemi – powstał wcześniej. Dotychczas hipoteza ta miała wsparcie w badaniu osadów, teraz kolejnym dowodem jest geomorfologia dna morskiego.
Antarktyczne kaniony ułatwiają wymianę wody między szelfem kontynentalnym, a głębokimi partiami oceanu. Dzięki nim zimne gęste wody z okolic lądolodu spływają w dół i tworzą AABW (Antarctic Bottom Water), masę wody odgrywającą ważną rolę w światowej cyrkulacji oceanicznej. Ponadto kaniony kierują ciepłe wody, takie jak CDW (Circumpolar Deep Water) z Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego w kierunku szelfu Antarktyki, podgrzewając lód i prowadząc do jego topnienia.
Autorzy badań zauważają, że obecne modele cyrkulacji oceanicznej niedokładnie odtwarzają lokalne procesy fizyczne zachodzące między masami wody a kanionami, przez co mają ograniczoną możliwość przewidywania zmian zachodzących w oceanach i atmosferze.
Źródło: The geomorphometry of Antarctic submarine canyons
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Na Grzbiecie Wschodniopacyficznym, między Alaską a Kalifornią, naukowcy odkryli trzy nieznane wcześniej gatunki kikutnic (pająków morskich) napędzanych... metanem.
Zwierzęta żyjące przy miejscach wysięków metanu na dnie morskim wypracowały niezwykłe partnerstwo z licznymi gatunkami bakterii żywiących się metanem. Kikutnice z rodzaju Sericosura (rodzina Amotheidae) zapewniają bakteriom miejsce do życia na swoim egzoszkielecie, hodują bakterie i je zjadają. Szczegółowe analizy tkanek kikutnic wykazały, że w ich skład wchodzi węgiel pochodzący z metanu.
Rodzaj Sericosura jest znajdowany wyłącznie w habitatach chemosyntetycznych, takich jak okolice kominów hydrotermalnych, zimnych wysięków z dna morskiego, czy miejsc, w które opadły ciała waleni. Chemosynteza jest prostszym od fotosyntezy i starszym ewolucyjnie sposobem autotrofizmu (samożywności).
Chemosyntezę przeprowadzają bakterie. Jak widzimy, często stanowią one źródło pożywienia dla kolejnych organizmów. W tym przypadku dla kikutnic. To niezwykle ważny proces, który zachodzi w ekosystemach głębinowych, gdzie fotosynteza jest niemożliwa.
Mikrobiom egzoszkieletu kikutnic zawierał wiele taksonów bakterii, w tym trzy rodziny znane z powiązań ze zwierzętami. Były wśród nich Methylomonadaceae-MMG-2, które są symbiontami gąbek czy wieloszczetów, Methylomonadaceae-MMG-3 to symbionty omułkowatych, a Methylophilaceae są epibiontami skorupiaków żyjących przy kominach hydrotermalnych.
Naukowcy przypuszczają, że żywiące się metanem bakterie kolonizują egzoszkielet kikutnic przechodząc z rodziców na potomstwo.
Więcej o napędzanych metanem kikutnicach znajdziecie tutaj: https://www.pnas.org/doi/full/10.1073/pnas.2501422122
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Wielkie wirusy mają istotne znaczenie dla ekosystemu mórz i oceanów poprzez ich oddziaływanie z glonami czy amebami, które znajdują się na dole morskiego łańcucha pokarmowego. Naukowcy z University of Miami odkryli 230 nowych, nieznanych dotychczas wielkich wirusów żyjących w morzach i oceanach. Odkrycia dokonali zaś za pomocą wysoko wydajnych metod obliczeniowych za pomocą których przeanalizowali publicznie dostępne bazy danych zawierających informacje o genach zidentyfikowanych w wodach na całym świecie.
Wśród przeanalizowanych genomów naukowcy scharakteryzowali 530 nowych białek funkcyjnych, w tym 9 zaangażowanych w fotosyntezę. To wskazuje, że posiadające je wirusy są zdolne do manipulowania swoim gospodarzem i jego procesem fotosyntezy.
Poprzez lepsze zrozumienie różnorodności i roli wielkich wirusów w oceanach, ich interakcji z glonami i innymi mikroorganizmami, możemy przewidywać szkodliwe zakwity glonów, które są zagrożeniem dla zdrowia ludzi na całym świecie, mówi współautor badań, profesor Mohammad Moniruzzaman. Wielkie wirusy są często główną przyczyną śmierci fitoplanktonu znajdującego się na dole łańcucha pokarmowego wspierającego systemy oceaniczne i źródła pożywienia. Nowo odkryte wirusy mogą mieć też potencjał biotechnologiczny, gdyż mogą wytwarzać nowe enzymy, dodaje uczony.
Odkrycia dokonano dzięki nowatorskiemu narzędziu BEREN (Bioinformatic tool for Eukaryotic virus Recovery from Environmental metageNomes), zaprojektowanemu specjalnie pod kątem wykrywania wielkich wirusów w rozległych publicznych bazach danych. Naukowcy użyli przy pracy superkomputera Pegasus.
Źródło: Expansion of the genomic and functional diversity of global ocean giant viruses
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.