Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niektórzy z nas są w stanie zachować smukłą linię nawet wtedy, gdy jedzą bez porównania więcej od innych? Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco również zadali sobie to pytanie i poszukali na nie odpowiedzi. Ich zdaniem, kluczem do rozwiązania tej zagadki może być serotonina - jeden z neurotransmiterów, czyli substancji przekazujących informacje pomiędzy neuronami. Dowiedli bowiem, że związek ten potrafi nie tylko powstrzymywać uczucie głodu (co wiadomo od dawna), lecz także wpływać na sposób zużycia energii uzyskanej dzięki posiłkom.

To może oznaczać, że moglibyśmy stworzyć strategie terapeutyczne pozwalające na manipulację metabolizmem tłuszczów niezależnie od tego, co jemy, tłumaczy jeden z autorów badań, dr Kaveh Ashrafi. Oznacza to, że umiejętne sterowanie poziomem serotoniny w organizmie powinno - przynajmniej teoretycznie - pozwolić na zredukowanie ilości energii magazynowanej przez organizm w formie tłuszczu.

Na rynku dostępne są leki wspomagające odchudzanie, których działanie jest oparte o sterowanie poziomem neurotransmitera. Do tej pory jednak sądzono, że ich skuteczność wynika wyłącznie ze zdolności do tłumienia apetytu. Tymczasem okazuje się, że wpływ serotoniny na masę ciała nie wynika z jej zdolności do osłabiania uczucia głodu, lecz ze stymulowania przez nią przyśpieszenia wielu przemian metabolicznych, umożliwiających szybsze zużycie nadmiaru energii. Pozwala to przypuszczać, że istnieje możliwość zredukowania ryzyka otyłości bez potrzeby stosowania restrykcyjnej diety i rezygnacji z ulubionych posiłków.

Zasadniczym celem badań dr. Ashrafiego było ustalenie czynnika decydującego o niepowodzeniu wielu diet oraz pojawieniu się znanego powszechnie efektu jo-jo. Do serii eksperymentów użyto nicienia należącego do gatunku Caenorhabditis elegans, będącego jednym z najważniejszych organizmów modelowych dla biologów ze względu na znaczne podobieństwo jego metabolizmu do naszego. U różnych grup robaków wyłączano aktywność różnych genów kodujących białka regulowane przez serotoninę. Badacz udowodnił, że choć blokowanie genów odpowiedzialnych za łaknienie powodowało zmianę nawyków żywieniowych, nie wpływało na zawartość tłuszczu w organizmie. Z drugiej zaś strony stwierdził, że zablokowanie syntezy protein związanych ze zmianami w metabolizmie powodowało utratę masy ciała pomimo utrzymywania tej samej diety.

Jak tłumaczy naukowiec, na podstawie analizy można stwierdzić, że założenie, że masa ciała jest konsekwencją zachowań danej osoby, nie jest do końca poprawne. Jest to połączenie [wpływu] zachowania oraz sposobu zagospodarowania przyjmowanych substancji odżywczych. Oczywiście, nie oznacza to, że dieta nie odgrywa roli w rozwoju otyłości i nadwagi - kontrolowanie własnych nawyków żywieniowych z pewnością ułatwi utrzymanie prawidłowej masy ciała.

Dr Ashrafi oczekuje, że obserwacje uda się potwierdzić na ludziach. Podkreśla jednak, że wciąż wiemy na temat naszego metabolizmu stosunkowo niewiele. Jak zaznacza, Celem badania nie było stwierdzenie, że istnieje pigułka, która będzie odchudzała ludzi niezależnie od tego, co jedzą. Badacz podkreśla także niezwykle istotną rolę dobrego odżywiania oraz regularnej aktywności fizycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam kumpla który jest chudy jak patyk a potrafi wcinać na śniadanie 10 kromek przy czym wygląda jakby miał tasiemca ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak sobie ubzdurałem:czy szybszy metabolizm u tych osób nie powodowałby szybszego starzenia?

Najprawdopodobniej tak jest, a więc nie do końca sobie ubzdurałeś ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na powierzchnię Ziemi stale spada pył z meteorów (spalonych w atmosferze). Ale nie jest to jedyny materiał mogący żywić mikroorganizmy. W lodzie stwierdza się także pył z ziemskich wulkanów. W samych opadach atmosferycznych pojawia się też niewielka ilość soli morskich (zwykle do kilku ppm w opadach strefy polarnej).

Ale jest jeszcze jeden proces, który zmienia warunki bytowania bakterii w lodzie. Najlepiej jego skutki widać w przypadku lodów morskich. Zamarzająca woda morska daje lód, z którego można wytapiać wodę nadającą się do picia. Spowodowane to jest tym, że zamarza sama woda, natomiast substancje zawarte w roztworze - nie zamarzają w całości. Skutkiem tego w lodzie występują na granicach kryształów roztwory o znacznie większym stężeniu.

Posłużę się tu dobrze znanym wam wszystkim przykładem. Wiemy, że śnieg "lepi się" gdy temperatura jest do kilku stopni poniżej zera. Przestaje się natomiast lepić dopiero przy wielkich mrozach. Spowodowane to jest występowaniem wody ciekłej na powierzchni lodowych kryształów lepiącego się śniegu. Przyczyn zaś tego jest kilka. Pierwszą jest "wymrażanie" soli zawartych w roztworach aerozolu chmur. Ale jest jeszcze druga przyczyna, związana z siłami kapilarnymi, zwiększającymi ciśnienie. To jednak jest uzależnione od rozmiaru przyciągających sił cząsteczkowych na granicy fazy ciekłej i stałej wody. Siły te występują, czego dowodem jest zwilżalność lodu przez wodę ciekłą. Lód jest zatem ciałem hydrofilnym. W rezultacie daje to w kapilarach zwiększenie ciśnienia i woda nie zamarza.

Zjawisko niezamarzania wody w temperaturze poniżej 0°C jest szczególnie dobrze znane w gruntach kapilarnych (iły i gliny). W iłach woda może nie zamarznąć nawet przy temperaturze -30°C. W przeciętnym gruncie prawie cała woda zamarza przy temperaturze ok. minus 1,5-2°C.

Dlatego nie jest zupełną prawdą, że w lodzie wszystko jest "na kość" zamarznięte.

j50

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak sobie ubzdurałem:czy szybszy metabolizm u tych osób nie powodowałby szybszego starzenia?

Najprawdopodobniej tak jest, a więc nie do końca sobie ubzdurałeś ;)

 

Mało tego, osoby z cukrzycą wolniej starzeją się, pomimo wyniszczenia organizmu zbyt dużym stężeniem cukrów w organach, to skóra konserwuje się w cukrach.

 

A tak w ogóle przy szybkim metaboliźmie zmienione zostają proporcje uwalniania neurotransmiterów i transbłonowych przenośników energii. Samo napędzające się koło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

A tak w ogóle przy szybkim metaboliźmie zmienione zostają proporcje uwalniania neurotransmiterów i transbłonowych przenośników energii. Samo napędzające się koło?

Czy mógłbyś mi objaśnić co to właściwie jest ten szybszy metabolizm. Reakje przebiegają szybciej ? Zużywamy więcej tlenu? Podnosi się temperatura ciała. Czy szybciej syntezujemy tłuszcz czy białko. Czemu to służy? Tylko po to by szybciej umrzeć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zasadniczo całe życie jest balansowaniem na krawędzi. Nadrzędnym celem organizmu jest utrzymanie entropii w ryzach, co samo w sobie jest już karkołomnym zadaniem. Bo żeby ją obniżyć i uporządkować materię, organizm potrzebuje energii do przeprowadzania reakcji chemicznych. Tyle tylko, że te zawsze mają jakieś efekty uboczne w postaci szkodliwych związków chemicznych oraz, przede wszystkim, produktów nieplanowanego utleniania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak w ogóle przy szybkim metaboliźmie zmienione zostają proporcje uwalniania neurotransmiterów i transbłonowych przenośników energii. Samo napędzające się koło?

Czy mógłbyś mi objaśnić co to właściwie jest ten szybszy metabolizm. Reakje przebiegają szybciej ? Zużywamy więcej tlenu? Podnosi się temperatura ciała. Czy szybciej syntezujemy tłuszcz czy białko. Czemu to służy? Tylko po to by szybciej umrzeć?

 

Szybki metabolizm z natury to:

- łatwiejsze zmienianie cech psychicznych;

- szybkie wchłanianie składników pokarmu do organizmu;

- dużo mniej efektywne pożytkowanie pokarmu.

 

jeśli tak, to:

1. Czy szybciej przebiegają reakcje to wątpie, tutaj chodzi o większą ilość energii przekazaną w tym samym czasie.

 

2. Czy więcej zużywamy tlenu? Myślę, że ilość jest ta sama tylko lepiej spożytkowana. Osobiście uważam, że u osób z wolnym metabolizmem w niby niedotlenionej części krwioobiegu jest jednak dużo natlenionej krwi, więcej niż u osób z szybkim.

 

3. Temperatura większa? Osoby ze skłonnościami do szybkiej przemiany materii muszą mieć wydajniejszy system wymiany molekularnej. Osoby, które nie mają wrodzonych skłonności do gwałtownej przemiany materii a zwiększyły ją (aktywność fizyczna, zmiana sposobu żywienia, narkotykami pobudzającymi, suplementami stworzonymi do "chudnięcia", lekami) tracą więcej wody.

 

5. Czemu to służy? Żeby efektywniej wykorzystać "tu i teraz".

 

6. Na pewno nie po to żeby szybciej umrzeć. Jeśli przy szybkim metaboliźmie zdołasz utrzymać równowagę pomiędzy zużywaniem się komórek a regeneracją i produkcją nowych to w życiu szybciej nie umrzesz.

 

Podsumowując:

Szybsze starzenie się organizmu nastąpi wtedy i tylko wtedy, gdy nie zdołasz zapanować nad funkcjami regenerującymi.

Złoty przepis w wypowiedzi tutaj:

- sport (godzina dziennie + dojazd wszędzie do 20 km na rowerze)

- zdrowe odżywianie (bez fast foodów, dużo warzyw i owoców, dostarczyć wszystkiego co niezbędne w możliwie naturalnej postaci)

- stabilne życie (rodzina, ciepły dom, poczucie bezpieczeństwa)

- psychika (dbanie o potrzeby umysłu, zdobywanie wiedzy, tworzenie!, walczenie i leczenie fobii, strachów, depresji, gdyż te nie bez powodu "rakiem duszy" są zwane)

- praca (pod warunkiem że dobra, spokojna [głębszy punkt]); (połączenie 1, 3 i 4 punktu)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szybkie umieranie samo w sobie nie jest celem, ale coś jest na rzeczy. Ewolucja doprowadza nas to stanu korzystnego dla gatunku, nie zaś dla osobnika. Efekt jest taki, że z punktu widzenia ewolucji nie ma żadnego interesu w przedłużaniu życia powyżej momentu narodzin i ewentualnego odchowania potomstwa. Tak więc nieco szybsze umieranie niekoniecznie jest celem, ale jeśli jest efektem ubocznym, to niespecjalnie szkodliwym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szybkie umieranie (...)

 

szybkie umieranie nie równa się szybkiemu starzeniu. ;)

 

a co Mikroos z ludźmi którzy doświadczają szybkiego wypalania się? Co się dzieje z ich energią? Czym są skażeni? Czy tylko psychicznie?  ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szybkie umieranie (...)

szybkie umieranie nie równa się szybkiemu starzeniu. :)

Oczywiście, że nie ;) Ale fakir zapytał o szybszą śmierć ;)

 

a co Mikroos z ludźmi którzy doświadczają szybkiego wypalania się? Co się dzieje z ich energią? Czym są skażeni? Czy tylko psychicznie?  :D

Pewnie nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi. Nie ma przecież wątpliwości, że wielu ludziom udaje się nagle odzyskać formę po znacznie gorszym okresie np. dzięki psychoterapii. A z drugiej mamy osoby, które np. w wyniku bardzo stresującej pracy zaczynają częściej chorować, co oznacza szybsze zużywanie się (a więc utratę zdolności do utrzymania homeostazy) organów. Osobiście myślę, że to działa dwutorowo, na poziomie ciała i umysłu, na dodatek z wzajemnym wpływem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to działa dwutorowo

 

umysł działa na ciało, ciało na umysł a wszystkim bawi się jeszcze mózg, bo to on o wszystkim decyduje na poziomie pojedynczych atomów.

Stąd utrzymanie pełnej równowagi nie jest w ogóle możliwe!  8) Mimo tego równowaga i stabilizacja są korzystne dla umysłu, mózgu i ciała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Osobiście myślę, że to działa dwutorowo, na poziomie ciała i umysłu, na dodatek z wzajemnym wpływem.

To mi wiele wyjaśnia. Myślałem o szybszym metaboliżmie w sensie biochemii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czekaj, bo troszkę się nie rozumiemy ;) Sama serotonina jak najbardziej wpływa także, oprócz czysto psychologicznego efektu pobudzenia i poprawy nastroju, na metabolizm w sensie przyrostu ilości produktów reakcji chemicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Czekaj, bo troszkę się nie rozumiemy ;) Sama serotonina jak najbardziej wpływa także, oprócz czysto psychologicznego efektu pobudzenia i poprawy nastroju, na metabolizm w sensie przyrostu ilości produktów reakcji chemicznych.

Szybszy metabolizm to dla  mnie nie oznacza przyrostu ilości produktów tylko większą prędkosc reakcji enzymatycznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czym kończy się reakcja chemiczna, jeśli nie przyrostem ilości produktu? Jasne, że może również przyśpieszać degradacja, ale ilość powstającego (choć niekoniecznie pozostającego w nietkniętym stanie) produktu i tak będzie większa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

A czym kończy się reakcja chemiczna, jeśli nie przyrostem ilości produktu? Jasne, że może również przyśpieszać degradacja, ale ilość powstającego (choć niekoniecznie pozostającego w nietkniętym stanie) produktu i tak będzie większa.

 

Większa prędkość to większy stosunek ilości produktu do czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale większy stosunek przy zachowaniu jednostek czasu oznacza ni mniej, ni więcej, jak tylko wzrost ilości produktu. Proszę, nie mylmy tutaj wzrostu produkcji z wzrostem ilości obecnego w komórce związku! Można mieć jednocześnie większą produkcję i stałą (lub nawet zmniejszającą się) ilość produktu - wystarczy przyśpieszyć degradację. A szybkość reakcji chemicznej nie jest mierzona w całkowitej ilości produktu pozostającej po zakończeniu syntezy, lecz po ilości wytwarzanego związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby w szybkim metaboliźmie chodziło o prędkość syntezy oraz rozpadu przemian metabolicznych wszyscy wyglądalibyśmy jak Pudzian w połączeniu z ćwiczeniami, a tak jedynie w wolnym stopniu przyrasta nam masa mięśniowa i spalany jest tłuszcz. Czy to zły przykład pomimo stosowania u Pudziana odżywek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie do tego dążę, josh. Szybki metabolizm nie musi mieć na celu tylko wytwarzania produktów, ale też ich rozpad (w końcu metabolizm to nie tylko anabolizm, ale też katabolizm, czyli rozpad). Zapewnia to szybszą regenerację i rotację potrzebnych w danej chwili cząstek, czyli lepszą adaptację do warunków środwiska.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Właśnie do tego dążę, josh. Szybki metabolizm nie musi mieć na celu tylko wytwarzania produktów, ale też ich rozpad (w końcu metabolizm to nie tylko anabolizm, ale też katabolizm, czyli rozpad). Zapewnia to szybszą regenerację i rotację potrzebnych w danej chwili cząstek, czyli lepszą adaptację do warunków środwiska.

Czyli szybszy metabolizm = szybsza apoptoza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, jeśli komórka ma odpowiednio aktywne i skuteczne mechanizmy regeneracji uszkodzeń. A te przecież też wliczają się do metabolizmu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli szybszy metabolizm = szybsza apoptoza.

 

Apoptoza jest niezbędnym procesem usuwania uszkodzonych komórek. Dzięki niej nie każdy choruje na raka. Komórki rakowe nie są podatne na apoptozę. Apoptoza zostaje włączona w momencie nieodwracalnego uszkodzenia DNA komórki i braku możliwości przywrócenia komórce jej pierwotnych właściwości. Mutacja genu p53 prowadzi do zmian nowotworowych (brak możliwości usuwania zniszczonych komórek). Apoptoza jest ostatecznym rozrachunkiem organizmu z niedziałającą prawidłowo komórką. Komórka zostaje zjedzona przez fagocyty.

Zanim zostanie podjęta decyzji o eliminacji komórki musi nastąpić jej podział o ile DNA jest dobre.

Mówimy, że układ nerwowy nie regeneruje się lub powoli regeneruje się.

Gdyby w mięśniach nastąpiła szybko apoptoza nie byłbyś w stanie zbudować masy mięśniowej.

 

Szybszy metabolizm = szybszy podział komórek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Analizy przeprowadzone za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji wskazują, że metabolity diety są głównym winowajcą rozwoju nowotworów jelita grubego u dorosłych poniżej 60. roku życia. Szczególnie silny wpływ mają metabolity czerwonego mięsa i mięsa przetworzonego. Uzyskane wyniki są o tyle istotne, że od dłuższego czasu notuje się wzrost liczby nowotworów u młodszych osób, a badania na obecność metabolitów są znacznie łatwiejsze i tańsze niż badania kolonoskopowe. Okazuje się więc, że ważnym czynnikiem zmniejszającym ryzyko nowotworów jelita grubego może być zmiana diety.
      U osób poniżej 60. roku życia byłoby niepraktycznym stosowanie metod, które proponujemy osobom starszym. Łatwiejsze od tego typu badań przesiewowych jest wykonanie prostego testu z krwi, który zmierzy biomarkery metabolitów. Wówczas osoby narażone na największe ryzyko można będzie skierować na dokładniejsze badania, mówi jeden z autorów badań, onkolog układu pokarmowego Suneel Kamath.
      Uczeni z Center for Young-Onset Colorectal Cancer w Cleveland Clinic prowadzą wielkoskalowe analizy danych dwóch grup pacjentów. Jednej, leczonej z powodu nowotworu jelita grubego, który wystąpił u nich w wieku młodszym niż średnia dla tej choroby, oraz grupy, u której nowotwór zdiagnozowano w wieku typowym dla jego występowania. Badacze już wcześniej zidentyfikowali różnice w metabolitach pomiędzy obiema grupami, a inna grupa naukowa zauważyła, że u obu grup występują też różnice w mikrobiomie jelit. Wiemy jednak, że na ryzyko wystąpienia nowotworów wpływa wiele czynników, dlatego też bardzo trudno jest określić, które z nich mogą odgrywać najważniejszą rolę i pod tym kątem zaplanować kolejne badania. jakby tego było mało, bakterie mikrobiomu spożywają nasze metabolity i wytwarzają własne, co dodatkowo zaciemnia obraz.
      Doktor Naseer Sangwan, dyrektor Microbial Sequencing & Analytics Resource Core, który był jednym z kierowników grupy badawczej, zaprzągł do pracy algorytm sztucznej inteligencji. Jego zadaniem było przeanalizowanie danych z dotychczas prowadzonych badań i określenie, które czynniki stwarzają największe ryzyko, zatem na badaniu których należy się skupić.
      Okazało się, ku zaskoczeniu badaczy, że głównym czynnikiem z powodu którego w jednej grupie nowotwór jelita grubego pojawia się szybciej niż średnia, była dieta. Badacze coraz intensywniej badają mikrobiom. Tymczasem z naszych badań wynika, że chodzi o dietę. Już wcześniej wiedzieliśmy, że metabolity odgrywają główną rolę, teraz więc możemy prowadzić badania w odpowiednim kierunku, mówi Sangwan. Fakt, że winowajcą jest dieta ma tę zaletę, że badania metabolitów z krwi są znacznie łatwiejsze niż analiza DNA mikroorganizmów występujących w jelitach. Ponadto bardzo trudno jest zmienić mikrobiom. Co prawda zmiana diety również nie zawsze jest łatwa, ale jest znacznie łatwiejszym rozwiązaniem jeśli chcemy zapobiec nowotworowi, wyjaśnia doktor Kamath.
      U osób, które w młodszym wieku zachorowały na raka jelita grubego, zaobserwowano większe stężenie metabolitów związanych z przetwarzaniem argininy oraz cyklem mocznikowym, niż u pacjentów, u których choroba wystąpiła później. Te różnice są prawdopodobnie powiązane z długotrwałą konsumpcją czerwonego mięsa oraz mięsa przetworzonego. Naukowcy, by sprawdzić swoje przypuszczenia, prowadzą obecnie analizy dotyczące zachorowań na terenie całego kraju. Jeśli potwierdzą, że metabolity argininy i cyklu mocznikowego – i co za tym idzie nadmierne spożycie czerwonego mięsa i mięsa przetworzonego – odpowiadają za wczesne ryzyko rozwoju raka jelita grubego, rozpoczną badania nad dietami i dostępnymi już lekami, za pomocą których będzie można regulować wspomniane metabolity.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone na modelach mysich, u których poprzez dietę wysokotłuszczową wywołano otyłość wykazały, że samice, w przeciwieństwie do samców, są lepiej chronione przed otyłością i towarzyszącym jej stanem zapalnym, gdyż w ich organizmach dochodzi do większej ekspresji proteiny RELM-α. Stwierdziliśmy, że komórki układu odpornościowego oraz RELM-α są odpowiedzialne za międzypłciowe różnice w reakcji układu odpornościowego na otyłość, mówi profesor Meera G. Nair z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside. Jest ona współautorką badań prowadzonych wraz z profesor Djurdjicą Coss.
      Do białek z rodziny RELM (resistin-like molecule), obok rezystyny, należą też RELM-α i RELM-β. Do wysokiej ekspresji RELM zachodzi w czasie infekcji i stanów zapalnych. Gdy tylko u myszy pojawia się infekcja, błyskawicznie dochodzi do uruchomienia produkcji RELM-α, które ma chronić tkanki. RELM-α reguluje działanie dwóch typów komórek układu odpornościowego: przeciwzapalnych makrofagów i eozynofili. Autorki badań zaobserwowały, że samce myszy wykazywały niższą ekspresję RELM-α, miały mniej eozynofili, a więcej prozapalnych makrofagów, które wspomagały otyłość. Gdy uczone usunęły RELM-α u samic odkryły, że nie były one chronione przed otyłością, miały mniej oezynofili, a więcej makrofagów – podobnie jak samce.
      Mogłyśmy jednak zredukować otyłość u samic myszy podając im eozynofile lub RELM-α to sugeruje, że mogą być one obiecującymi środkami terapeutycznymi, mówi Nair.
      Niedobór RELM-α miał duży wpływ na samców, ale wciąż był on mniejszy niż na samice. Prawdopodobnie dlatego, że samice mają wyższy poziom RELM-α, zatem niedobory bardziej wpływają na ich organizm. Z naszych badań płynie wniosek, że w chorobach metabolicznych, takich jak otyłość, konieczne jest branie pod uwagę różnic międzypłciowych, stwierdza Coss.
      Najważniejsze jednak jest odkrycie nieznanej dotychczas, zależnej od płci, roli RELM-α w modulowaniu reakcji metabolicznej i zapalnej na indukowaną dietą otyłość. Istnieje „oś RELM-α-eozynofile-makrofagi”, która chroni kobiety przed otyłością i stanem zapalnym wywoływanymi dietą. Wzmocnienie tego szlaku może pomóc w walce z otyłością, dodaje Nair.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nieodpowiednia dieta była przyczyną 14,1 milionów zachorowań na cukrzycę typu 2. w 2018 roku, informują naukowcy z Tufts University. Na podstawie stworzonego przez siebie modelu dotyczącego zwyczajów dietetycznych mieszkańców 184 krajów, uczeni uznali, że złe odżywianie się odpowiada za 70% nowych przypadków cukrzycy typu 2. Badania, w których uwzględniono dane z lat 1990–2018 zostały opublikowane na łamach Nature Medicine. Autorom badań udało się określić te zwyczaje żywieniowe, które w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju cukrzycy.
      Uwzględnili w swoich badaniach 11 czynników powiązanych z dietą i stwierdzili, że 3 z nich odgrywają nieproporcjonalnie dużą rolę w rozwoju cukrzycy. Są nimi niedostateczne spożycie pełnego ziarna, zbyt duże spożycie oczyszczonego ryżu i pszenicy oraz zbyt duże spożycie przetworzonego mięsa. Mniejszy wpływ na rozwój choroby miało spożywanie zbyt dużych ilości soków owocowych, zbyt małych ilości warzyw zawierających niewiele skrobi oraz orzechów i nasion.
      Nasze badania sugerują, że zła jakość węglowodanów w diecie to główna przyczyna rozwoju cukrzycy typu 2., mówi profesor Dariush Mozaffarian, jeden z głównych autorów badań.
      Naukowcy zauważyli, że we wszystkich 184 badanych krajach doszło w latach 1990–2018 do wzrostu zachorowań na cukrzycę typu 2. Ma to niekorzystny wpływ na całe społeczeństwo, od osób chorych, poprzez ich rodziny, po systemy opieki zdrowotnej.
      Analiza wykazała też, że zła dieta jest częściej przyczyną zachorowań na cukrzycę wśród mężczyzn niż kobiet, wśród osób młodszych niż starszych i wśród mieszkańców miast niż wsi. Największy wzrost zachorowań notuje się w Europie Środkowej i Wschodniej oraz Azji Centralnej. Niechlubne rekordy dzierżą tutaj Polska i Rosja, gdzie dieta pełna jest czerwonego mięsa, mięsa przetworzonego oraz ziemniaków. To właśnie w tych krajach zanotowano największy odsetek przypadków cukrzycy typu 2. powiązanych z nieprawidłową dietą. Drugim obszarem częstych zachorowań jest Ameryka Łacińska i Karaiby, szczególnie Kolumbia i Meksyk. Tam za zachorowania odpowiadają głównie słodzone napoje, przetworzone mięso oraz niskie spożycie pełnych ziaren.
      Regionami, w których dieta ma mały wpływ na cukrzycę typu 2. są kraje Azji Południowej i Afryki Subsaharyjskiej, a z 30 najbardziej zaludnionych krajów świata najmniej przypadków cukrzycy powiązanej z dietą występuje w Indiach, Nigerii i Etiopii.
      Z innych ostatnio publikowanych analiz podobnego typu dowiadujemy się, że zła dieta odpowiada za 40% przypadków cukrzycy typu 2. Autorzy nowych badań mówią, że różnica wynika z faktu, iż w swojej analizie jako pierwsi uwzględnili rafinowane ziarna, a ponadto wykorzystali nowsze dane pochodzące m.in. z badań zwyczajów dietetycznych poszczególnych osób, a nie tylko z danych na temat produkcji rolnej w różnych krajach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeden z mitów dietetycznych głosi, że osoby, które więcej jedzą wieczorami, są bardziej podatne na przybranie na wadze i mają mniejszą szansę na jej zrzucenie. Badania przeprowadzone przez profesorów Alexandrę Johnstone z University of Aberdeen i Jonathana Johnstona z University of Surrey dowodzą, że energia z pożywienia jest podobnie użytkowana, niezależnie od tego, jak w ciągu dnia rozłożymy sobie liczbę spożywanych kalorii. Innymi słowy, bez samego ograniczenia liczby spożywanych kalorii nie powinniśmy liczyć na schudnięcie.
      Analizy zwyczajów dotyczących odżywiania się wskazują, że wiele osób większość kalorii spożywanych w ciągu dnia przyjmuje wieczorem. Johnstone i Johnston opublikowali właśnie na łamach Cell Metabolism pierwsze brytyjskie badania, w ramach których porównano wpływ spożywania większości dziennej dawki kalorii w ramach śniadań z ich spożywaniem w ramach kolacji.
      W badaniach wzięło udział 30 ochotników. Wszyscy oni mieli nadwagę lub byli otyli, jednak poza tym byli zdrowi. Badani przez 10 tygodni żywili się wyłącznie tym, co dostarczali im naukowcy.
      Przez pierwszy tydzień ochotnicy spożywali dietę potrzebną do utrzymania wagi. Otrzymywali 1,5 raza więcej kalorii niż wynosiło ich zapotrzebowanie energetyczne w czasie odpoczynku. Liczbę tę ustalono indywidualnie dla każdego z badanych. To standardowa liczba kalorii potrzebna do podtrzymania codziennych czynności życiowych. Kalorie były równomiernie rozłożone pomiędzy trzema posiłkami dziennie.
      Przez kolejne 4 tygodnie uczestnicy badań byli podzieleni na 2 grupy. W jednej z nich znalazło się 14 osób, które 45% dziennej dawki kalorii zjadały na śniadanie, 35% na obiad i 20% na kolację. w grupie drugiej było 16 osób, które na śniadanie zjadały 20% dawki kalorii, na obiad otrzymywały 35%, a na kolację zjadały 45% kalorii. Tutaj każdy z badanych otrzymał tyle kalorii, ile potrzebował jego organizm w czasie odpoczynku. Z tłuszczu pochodziło 35% kalorii, 30% dostarczano z białek, a 35% z węglowodanów.
      Po czterech tygodniach obie grupy jadły tak, jak w pierwszym tygodniu, a następnie – na ostatnie 4 tygodnie – zamieniono im dietę, czyli osoby, które wcześniej były w grupie jedzącej duże śniadania, trafiły do grupy jedzącej duże kolacje.
      Po każdym z czterotygodniowych etapów – przypomnijmy, że w ich trakcie badani otrzymywali tylko tyle kalorii, ile wynosiło ich zapotrzebowanie w czasie spoczynku – uczestników badania ważono. Okazało się, że osoby, które jadły większe śniadania niż kolacje straciły średnio 3,33 kg, a osoby jedzące większe kolacje niż śniadania straciły średnio 3,38 kg.
      Mimo, że różny rozkład kalorii w ciągu dnia nie wpływał na utratę wagi, to naukowcy zauważyli inną istotną rzecz. Osoby, które jadły większe śniadania czuły się bardziej najedzone przez resztę dnia. Przez ostatnie trzy dni każdej z diet badanym kilkukrotnie w ciągu dnia dawano do wypełnienia ankietę, w której swój poziom głodu oceniali na skali od O do 100, gdzie 0 oznaczało w pełni najedzony. Badani, gdy jedli duże śniadanie oceniali średnio swój poziom głodu na 30, a podczas jedzenia dużych kolacji – na 33. Jedzenie dużych śniadań wiązało się też z mniejszą chęcią na sięgnięcie po coś do zjedzenia, niższym poziomem stymulującego apetyt hormonu greliny i wyższymi poziomami hormonów odpowiedzialnych za uczucie najedzenia.
      To ważne badania, gdyż obala przekonanie, że różny rozkład liczby kalorii w ciągu dnia prowadzi do różnic w wydatkowaniu energii. Zasadniczym elementem odchudzania się, jest kontrola apetytu. Nasze badania sugerują, że osoby jedzące więcej kalorii na śniadanie, czują się bardziej najedzone, niż gdy jedzą więcej kalorii na kolację – stwierdzają autorzy badań.
      Spożywanie większej liczby kalorii na śniadanie a nie na kolację, może być dobrą strategią jeśli chcemy stracić na wadze, ale nie dlatego, że organizm w inny sposób korzysta z energii, ale dlatego, że czujemy się mniej głodni, więc możemy rzadziej podjadać.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed przybyciem wikingów niewielu mieszkańców Wysp Brytyjskich jadło duże ilości mięsa. Brak też dowodów, by anglosaskie elity spożywały go więcej, niż wieśniacy, stwierdzają autorzy najnowszych badań. Wszystko wskazuje na to, że władcy Wysp żywili się głównie dietą wegetariańską, chociaż od czasu do czasu wieśniacy urządzali dla nich wystawne mięsne uczty.
      Popularne wyobrażenia o władcach dawnych królestw znajdujących się na Wyspach Brytyjskich rysują nam obraz elity zasiadającej przy suto zastawionych stołach. Nawet historycy od dawna utrzymują, że w czasach anglosaskich członkowie rodów królewskich i inni szlachetnie urodzeni spożywali znacznie więcej mięsa niż reszta mieszkańców, a wolni chłopi musieli przez cały rok dostarczać im duże ilości pożywienia w ramach systemu podatkowego zwanego feorm.
      Na łamach pisma Anglo-Saxon England ukazały się właśnie artykuły pod wielce znaczącymi tytułami Food and Power in Early Medieval England: Rethinking Feorm i Food and Power in Early Medieval England: a lack of (isotopic) enrichment.
      Wszystko zaczęło się od wykładu ówczesnej doktorantki bioarcheologii Sam Leggett z University of Cambridge. Przeanalizowała ona sygnatury izotopów znalezione w kościach 2023 osób pochowanych w Anglii pomiędzy V a XI wiekiem. Następnie porównała te sygnatury z dowodami na status społeczny zmarłych, takimi jak dobra grobowe, pozycja ciała i orientacja grobu. Na podstawie swoich badań stwierdziła, że nie istnieje korelacja pomiędzy statusem społecznym, a dietą bogatą w białko. Prezentacja zaintrygowała historyka Toma Lamberta. Wiedział on bowiem, że wiele średniowiecznych tekstów oraz badań naukowych wskazuje, iż anglosaskie elity spożywały olbrzymie ilości mięsa.
      Lambert i Leggett rozpoczęli więc wspólny projekt badawczy, by dowiedzieć się, jak było naprawdę. Uczeni zaczęli od odczytania listy pożywienia skompilowanej za czasów króla Wesseksu, Ine (688–726). Był on jednym z największych władców przed Alfredem Wielkim. Jego dziełem jest m.in. pierwszy zbiór praw, który miał duży wpływ na kształtowanie się angielskiego społeczeństwa.
      Naukowcy dokładnie przeanalizowali listę, by dowiedzieć się, ile pożywienia na niej zapisano i jaka była jego wartość kaloryczna. Stwierdzili, że na liście znajduje się pożywienie o łącznej zawartości 1,24 miliona kalorii, z czego połowę stanowi białko zwierzęce. Wymieniono tam 300 bochenków chleba (o wadze 300 g każdy), więc naukowcy założyli, że każdy z uczestników uczty otrzymał 1 bochenek, zatem na liście znajduje się pożywienie dla 300 osób. Z przeliczenia wynikało, że każdy z gości mógł zjeść 0,7 kg baraniny, wołowiny i drobiu, niemal 0,4 kg łososia i węgorza. Podano też po ok. 150 gramów sera i masła, 200 gramów miodu oraz 2,1 litra piwa na głowę. W sumie każdy z gości spożył 4140 kcal. Następnie uczeni przeanalizowali 10 podobnych list z południa Anglii i zauważyli ten sam wzorzec: umiarkowana ilość pieczywa, duża ilość mięsa, dość sporo piwa oraz żadnych wzmianek o warzywach.
      Jednak, jak podkreślają uczeni, skala i proporcje tych dostaw wskazują, że było to pożywienie na okazjonalne, wielkie uczty, a nie zwykłe dostawy żywności dla domu królewskiego. Wbrew temu, co dotychczas sądzono, nie był to standardowy spis dostaw.
      Doktor Sam Leggett dodaje, że nie znalazła żadnych dowodów, by ci ludzie codziennie jedli tak duże ilości mięsa. Jeśli by tak było, to znaleźlibyśmy izotopowe dowody na nadmiar protein, a w kościach widoczne byłyby ślady schorzeń takich jak dna moczanowa. Niczego takiego nie stwierdziliśmy. Wręcz przeciwnie, wszystkie dowody wskazują na to, że w czasach anglosaskich codzienna dieta wszystkich warstw społecznych była do siebie bardziej podobna, niż nam się wydaje. Ludzie jedli głównie pieczywo, niewiele mięsa i sera, zupy jarzynowe z pełnymi ziarnami i niewielką ilością mięsa. Również dieta królów opierała się głównie na zbożach. I nawet dla nich okazją do zjedzenia większej ilości mięsa były uczty organizowane przy wyjątkowych okazjach. Musiały być to duże wydarzenia społeczne, podczas których na rożnach pieczono całe woły. We wschodniej Anglii znaleziono ślady takich palenisk. Jednak nie tylko królowie brali udział w tych bogatych biesiadach.
      Generalnie uważa się, że średniowieczne uczty były zarezerwowane dla elity. Jednak te listy pokazują, że w ucztach musiało uczestniczyć co najmniej 300 osób. A to oznacza, że brało w nich udział wielu chłopów. Uczty te miały olbrzymie znaczenie polityczne, wyjaśnia Lambert. Historyk zajął się też samym terminem feorm. Obecnie uważa się, że oznacza on rentę w naturze płaconą władcom przez wolnych chłopów. Renta ta, w ramach której chłopi dostarczali na dwór m.in. produkty rolne, miała być głównym źródłem pożywienia dworu królewskiego. Z czasem, gdy królestwa się rozrastały, przywilej pobierania takiej renty przyznawano lokalnym elitom, wzmacniając ich więź z dworem.
      Lambert zbadał znaczenie słowa feorm w różnych kontekstach i doszedł do wniosku, że wyraz ten odnosi się do uczty, a nie do formy podatku. To niezwykle ważne spostrzeżenie. Zapłata narzuconego z góry podatku nie wymaga bowiem osobistej obecności władcy czy feudała i nie ma związku z okazywaniem przez niego szacunku chłopom. Jednak feorm rozumiany jako wspólna uczta, zupełnie zmienia dynamikę relacji feudał-chłop. Mamy tutaj bowiem zarówno osobiste zaangażowanie władcy w relację z poddanym, jak i okazję do podziękowania poddanym za służbę. Wyobraźmy sobie władców podróżujących, by wziąć udział w wielkich ucztach organizowanych przez wolnych chłopów, ludzi posiadających własną ziemię, a czasem i niewolników. Można by to porównać do obiadów, jakie kandydaci na prezydenta USA wydają w czasie kampanii wyborczej. Miało to olbrzymie znaczenie polityczne, wyjaśnia Lambert.
      Taka zmiana rozumienia terminu feorm ma daleko idące znaczenie dla badań nad historią średniowiecza i całością historii politycznej Anglii. Rzuca bowiem nowe światło na kwestie związane z początkami rozwoju systemu monarchistycznego Anglii, polityki opierającej się na patronacie i własności ziemskiej, jest też ważnym elementem w dyskusji nad przyczynami zniknięcia klasy wolnych chłopów.
      Legett i Lambert czekają teraz na wyniki badań izotopowych z Winchester Mortuary Chests, gdzie prawdopodobnie spoczywają król Wesseksu Egbert (IX w.), Knut Wielki (XI w.) i inni anglosascy władcy.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...