Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Jak wykryć obcego? Akcent chroni tożsamość kulturową i społeczną grupy

Rekomendowane odpowiedzi

Mieszkańcy Glasgow, Belfastu, Dublina i północno-zachodniej Anglii lepiej wykrywają, gdy ktoś naśladuje ich akcent, niż mieszkańcy Londynu i Essex. Najlepsi w wykrywaniu obcych naśladujących ich akcent byli mieszkańcy Belfastu, najgorzej wypadli mieszkańcy Londynu, Essex i Bristolu. Badani ze Szkocji, Irlandii, Irlandii Północnej i Anglii północno-wschodniej wykrywali obcych naśladujących ich akcent z trafnością 64–85 procent. U badanych z Essex, Londynu i Bristolu zdolność do wykrycia obcego wynosiła od 50 do 75%.

W największych badaniach tego typu naukowcy uzyskali 12 000 odpowiedzi. Ich analiza wykazała, że dla wszystkich badanych grup średnia zdolność do wykrycia osoby jedynie naśladującej akcent grupy, wynosi nieco ponad 60%. Istnieją jednak duże różnice pomiędzy poszczególnymi obszarami geograficznymi. Sądzimy, że zdolność do wykrywania osób naśladujących akcent jest powiązany z homogenicznością kulturową danego obszaru, czyli stopniem w jakim zamieszkujący go ludzie podzielają podobne wartości kulturowe, mówi doktor Jonathan R. Goodman z Leverhulme Centre for Human Evolutionary Studies na University of Cambridge.

Badacze stwierdzają, że akcenty mieszkańców Belfastu, Glasgow, Dublina i północno-wschodniej Anglii kształtowały się przez wieki, w czasie których wielokrotnie dochodziło do międzygrupowych napięć kulturowych, szczególnie takich, w które zaangażowani byli mieszkańcy południowo-wschodniej Anglii, szczególnie z Londynu. Mieszkańcy tamtych terenów, przede wszystkim Irlandii i obszarów położonych na północy, przywiązywali uwagę do akcentu jako oznaki identyfikacji społecznej. Obawiali się oni, że ich kultura, system wartości rozmyją się wśród przybyszów, stąd potrzeba dobrej identyfikacji swój-obcy. Ludzie z Londynu czy Essex są znacznie mniej wyczuleni na naśladowanie ich akcentu, gdyż na obszarach tych granice kulturowe pomiędzy grupami są słabsze i ludzie częściej słyszą różne akcenty, przez co są mniej wrażliwi na próby naśladowania ich własnego akcentu.

Autorzy badań przypominają, że wielu mieszkańców Essex przeniosło się w te regiony z Londynu w ciągu ostatnich 25 lat. Tymczasem akcenty ludzi z Belfastu, Glasgow czy Dublina ewoluowały przez wieki napięć kulturowych i przemocy.

Już wcześniejsze badania pokazały, że gdy ludzie z powodów kulturowych chcą wyraźniej zaznaczyć swoją tożsamość, ich akcent staje się silniejszy. W trakcie ludzkiej ewolucji zdolność do rozpoznania obcych próbujących „wślizgnąć się” do grupy, była niezbędnym elementem budowania złożonych społeczności. Konflikty kulturowe, polityczne czy wojny prawdopodobnie wzmacniają akcent, gdyż ludzie próbują utrzymać spójność społeczność poprzez jedność kulturową. Nawet łagodne napięcia, jak na przykład najazd turystów latem, mogą prowadzić do wzmocnienia miejscowego akcentu, mówi doktor Goodman. Interesują mniej zagadnienia związane z zaufaniem w społeczeństwie i jak to zaufanie jest budowane. Jeden z pierwszych osądów, jakie robimy na temat innej osoby, gdy decydujemy, czy można jej zaufać, opiera się na tym, jak osoba ta mówi. Sposób, w jaki ludzie nauczyli się ufać innym – którzy przecież mogli być intruzami – był niezwykle ważny w trakcie naszej ewolucji i pozostaje bardzo ważny do dzisiaj, dodaje uczony.

Co prawda w trakcie badań wiele osób potrafiło wykryć obcego tylko w 40–50 procentach przypadków, jednak ich autorzy zauważają, że badani słuchali zaledwie 2-3-sekundowych nagrań. Gdyby trwały one dłużej, z pewnością odsetek trafnych odpowiedzi byłby wyższy. Tym bardziej imponujący jest odsetek trafień sięgający 85%.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Santiago de Compostela to jedno z najważniejszych duchowych centrów chrześcijaństwa. Początki jego historii znamy dzięki dokumentom z XI i XII wieku, w którym zapisano ustnie przekazywaną tradycję. Dowiadujemy się z nich, że pomiędzy 820 a 830 rokiem pustelnik imieniem Pelayo zaobserwował deszcz gwiazd spadających na pole. Poszedł przyjrzeć się temu miejscu i zauważył tam starożytne mauzoleum. O odkryciu poinformował biskupa Teodomiro z Iria-Flavia. Ten, po trzech dniach modlitw i postu doznał objawienia, zgodnie z którym w mauzoleum pochowany został apostoł Jakub Większy i dwóch jego uczniów. Poinformowany o tym król Asturii Alfons II Cnotliwy kazał wznieść w miejscu grobowca niewielki kościół. Tak narodziło się jedno z najważniejszych centrów pielgrzymkowych i duchowych chrześcijaństwa. Pomimo tego historyczność postaci biskupa Teodomiro kwestionowano aż do połowy XX wieku.
      Biskupstwo w Iria Flavia było jednym z niewielu, które przetrwały po islamskim podboju Półwyspu Iberyjskiego. Już w drugiej połowie pierwszego milenium w regiony tamte migrowało wielu duchownych z innych części Półwyspu, a po podboju migracja się zwiększyła. „Odkrycie” grobu apostoła nadawało lokalnym władcom ogromnego znaczenia, stawiało ich w awangardzie obrony przed naporem islamu, stanowiło symbol jedności chrześcijaństwa i walki z kalifatem. Jednak oprócz legend narosłych wokół biskupa Teodomiro niewiele było informacji na jego temat, więc kwestionowano samo jego istnienie.
      W 1955 roku zespół archeologów pracujących pod kierunkiem Manuela Chamoso Lamasa prowadził prace ratunkowe pod podłogą katedry w Santiago de Compostela i odkrył tam płytę nagrobną z inskrypcją głoszącą „IN HOC TVMVLO REQVIESCIT FAMULUS DI THEODEMIRVS HIRIENSE SEDIS EPS QVI OBIIT XIII KLDS NBRS ERA DCCCLXXXV” (W tym grobie spoczywa sługa Boży Teodomiro, biskup Irii, który zmarł 13. dnia przed kalendami listopadowymi roku 885 ery hiszpańskiej). Napis wskazywał więc, że wewnątrz spoczął biskup, zmarły – wedle naszej rachuby czasu – w roku 847. W grobie znajdowały się szczątki starszego mężczyzny, szybko więc uznano, że to biskup. Jednak w połowie lat 80. autorzy kolejnej analizy osteoarcheologicznej stwierdzili, że szczątki należą do starszej kobiety i pochodziły z innego grobu.
      Teraz szczątkom przyjrzał Patxi Pérez Ramallo z Norwskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii oraz jego zespół i współpracujący z nimi specjaliści, wśród których znalazły się Alexandra Staniewska z Instytutu Antropologii i Etnologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza i Maja Krzewińska z Wydziału Archeologii i Studiów Klasycznych Uniwersytetu w Sztokholmie.
      Uczeni przeanalizowali kości za pomocą najnowszych technik badawczych. Wykorzystali analizy osteologiczne i DNA, badania radiowęglowe oraz badania stabilnych izotopów. Potwierdzili, że grób zawierał szczątki mężczyzny, który najprawdopodobniej zmarł w wieku powyżej 45 lat. Dzięki analizie izotopów uczeni dowiedli, że w diecie zmarłego znajdowały się zarówno białka pochodzące ze źródeł lądowych, jak i morskich. Dieta zmarłego była więc nieco inna, niż można się było spodziewać po chrześcijańskich mnichach z IX wieku, jednak oprócz przepisów religijnych na dietę mogły wpływać praktyki religijne oraz tradycje lokalne. Datowanie radiowęglowe wykazało, że kości pochodzą z lat 673–820. To jednak nie wyklucza Teodomiro. Spożywanie białka pochodzenia morskiego może bowiem prowadzić do zafałszowania wyników datowania radiowęglowego sztucznie „postarzając” szczątki. Tym bardziej, że badano fragment żebra, które podlegają szybkiej przebudowie, więc badany kolagen pochodzi z okresu 10–15 lat przed śmiercią. Oba te powodują, że wskazana na nagrobku data śmierci biskupa, rok 847, nie jest sprzeczny z wynikami datowania radiowęglowego.
      Za tym, że rzeczywiście mamy do czynienia z Teodomiro, przemawia dodatkowo dieta wskazująca, że zmarły mieszkał nad morzem (tam znajduje się Iria-Flavia). Ponadto znając średniowieczne obyczaje można przypuszczać, że biskup byłby jedną z pierwszych osób, które zostałyby pochowane w okolicach kaplicy budowanej na rozkaz Alfonsa II w latach 820/830-872. Tym bardziej, że wówczas jeszcze była to bardzo rzadko zaludniona okolica. A badane szczątki są najstarszymi datowanymi zwłokami z całej nekropolii związanej z katedrą w Santiago de Compostela. Mimo że Teodomiro należał do lokalnej elity, tamtejsze okolice nie miały jeszcze takiego znaczenia jak później. Mówimy w końcu o okresie z samych początków Santiago de Compostela. Biskup prowadził więc zapewne skromne życie, a badania szczątków pokazują, że zmarły nie jadł zbyt dużo białka zwierzęcego.
      Jeśli przyjmiemy, że szczątki rzeczywiście należą do Teodomiro, to na podstawie znajomości historii i demografii tamtego okresu i ówczesnych elit, możemy wysnuć kilka hipotez co do możliwego pochodzenia duchownego. Mógł on mieć związki genetyczne z elitami iberorzymskimi oraz wizygockimi, nie można wykluczyć też mieszaniny genów elit chrześcijańskich i muzułmańskich. W nekropolii katedry znajdowano już szczątki osób, które mogły pochodzić z centralnych i południowych regionów Półwyspu Iberyjskiego, a z dokumentów historycznych wiemy, że na przykład biskup Odoario, który w VIII wieku doprowadził do restauracji pobliskiego biskupstwa w Lugo, pochodził z północy Afryki. Przodkowie Teodomiro mogli pochodzić na przykład z chrześcijańskich elit Al-Andalus, które emigrowały do Królestwa Asturii.
      Sekwencjonowanie całego genomu badanych szczątków ujawniło znaczący dodatek genów z północy Afryki. Zatem przodkami biskupa mogli być obywatele Rzymu mieszkający w Afryce Północnej lub osoby właśnie z Al-Andalus. Jest to zgodne z tym, co wiemy o historii, demografii i genetyce Półwyspu Iberyjskiego w IX wieku.
      W tym przypadku dane potwierdzają historyczność Teodomiro, postaci tak ważnej dla fenomenu Camino de Santiago, jako odkrywcy grobu Jakuba Większego i jego uczniów. Informacje te pomogą w zachowaniu szczątków oraz ustanowieniu specjalnego miejsca kultu w katedrze. Teodomiro to kluczowa postać nie tylko dla historii Santiago de Compostela i Galicji, ale również dla Hiszpanii, Europy i katolicyzmu. Nasze badania pokazują, jak potencjalnie złożone było jego dziedzictwo genetyczne. Są też przykładem dowodzącym, że nauka może weryfikować przekonania bazujące na wierze oraz dostarczać nam bardziej szczegółowych danych na temat osób z przeszłości, czytamy w artykule Unveiling Bishop Teodomiro of Iria Flavia? An attempt to identify the discoverer of St James's tomb through osteological and biomolecular analyses (Santiago de Compostela, Galicia, Spain).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przywiązanie do zasad moralnych zmienia się wraz z... porami roku, donoszą naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Może mieć to szerokie konsekwencje, obejmujące życie polityczne, stosowanie prawa czy ludzkie zdrowie. Osądy moralne mają przecież wpływ zarówno na decyzje polityczne, jak i wyroki sądowe. Tak więc wyniki wyborów parlamentarnych czy wyrok, jaki zapadnie w sądzie, mogą być zależne od pory roku, a raczej od zmian w stopniu przywiązania do zasad moralnych.
      Badacze przeanalizowali wyniki ankiet przeprowadzonych wśród ponad 230 000 Amerykanów na przestrzeni 10 lat i zauważyli, że uzyskiwane odpowiedzi dotyczące zasad moralnych zmieniają się, w zależności od pory roku. Spostrzeżenie takie zostało potwierdzone następnie na mniejszych próbkach z Kanady i Australii.
      Przywiązanie do zasad moralnych, które promują spójność społeczną i przestrzeganie norm jest większe wiosną i jesienią niż latem i zimą. Zasady moralne to najważniejsze elementy, na podstawie których podejmujemy decyzje i tworzymy sądy. Przypuszczamy, że zaobserwowane przez nas zjawisko może mieć wpływ na cały ciąg wydarzeń związanych z decyzjami i osądami, mówi Ian Hohm z UBC.
      Naukowcy oparli się na wynikach ankiety, która od 2009 roku dostępna jest na witrynie YourMorals.org. Ankieta bada pięć wartości moralnych. Są nimi lojalność (ocena przywiązania do swojej grupy i chęci podtrzymywania więzi z nią), autorytet (podążanie za autorytetami grupy oraz przestrzeganie ustanowionych zasad), cnotliwość (przywiązywanie wagi do porządku, tradycji i świętości), troska (przywiązywanie uwagi do życzliwości i unikania krzywdzenia innych), uczciwość (upewnienie się, by wszyscy byli jednakowo traktowani).
      Lojalność, autorytet i cnotliwość są uważane przez badaczy za wartości wiążące, to one promują przywiązanie do norm społecznych panujących w grupie. Są one też blisko związane ze współczesnym konserwatyzmem politycznym. Z kolei troska i uczciwość mogą być postrzegane jako wartości bardziej liberalne, gdyż skupiają się bardziej na dobrostanie i prawach indywidualnych. Wszystkie zaś wymienione cechy również mocno wpływają na ocenę tego, co uważamy za dobre i złe.
      Badacze zauważyli, że ludzie bardziej przestrzegają wartości wiążących wiosną i jesienią, ale mniej latem i zimą. Schemat taki powtarzał się przez całe 10 lat badań. Co więcej, okazało się, że letni spadek przywiązywania wagi do wartości wiążących był większy tam, gdzie różnice w klimacie pomiędzy porami roku są większe.
      Niewykluczone, że przykładanie większej miary do wartości moralnych ma związek z niepokojem. Z niedawnej pracy jednego ze współautorów obecnych badań wynika bowiem, że poziom niepokoju u ludzi osiąga szczyt wiosną i jesienią, zbiega się więc z okresami, gdy ludzie przywiązują większą wagę do zasad moralnych. Ta korelacja sugeruje, że odczuwanie większego niepokoju może popychać ludzi do poszukiwania ukojenia w normach społecznych i tradycji, czyli w naszych wartościach wiążących, stwierdza profesor psychologii Mark Schaller.
      Sezonowe zmiany w naszym przywiązaniu do zasad moralnych mogą wpływać na wiele aspektów życia. Jako wyborcy będziemy bardziej surowo oceniać polityków w tych porach roku, w których jesteśmy bardziej przywiązani do wartości wiążących. Podobnie mogą działać sędziowie, wydający w tym czasie bardziej surowe wyroki. Pory roku mogą też wpływać na to, jak oceniamy osoby z zewnątrz naszej grupy oraz tych, którzy nie przestrzegają zasad grupowych.
      Autorzy badań chcą teraz sprawdzić, czy zaobserwowany przez nich wzorzec przestrzegania zasad rzeczywiście znajduje swoje odzwierciedlenie we wzorcu zapadających wyroków sądowych oraz czy jest widoczny w działaniach świadczących o uprzedzeniach do jakichś grup czy osób.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wildlife Conservation Society (WCS) opublikowało pierwsze znane zdjęcia z aparatu pułapkowego, na których uwieczniono grupę goryli Cross River (Gorilla gorilla diehli) z kilkorgiem niemowląt w różnym wieku. G. g. dehli są najbardziej zagrożonym podgatunkiem goryla. Ok. 300 osobników występuje w izolowanym regionie przy granicy nigeryjsko-kameruńskiej. Fotografie, o których mowa, wykonano w górach Mbe w Nigerii.
      Goryle Cross River są rzadko widywane, a co dopiero fotografowane. Wcześniej aparaty/kamery pułapkowe na stanowiskach WCS w Kamerunie i Nigerii wykonały zaledwie kilka ujęć, w tym jeden film z 2012 r. w kameruńskim Kagwene Gorilla Sanctuary, na którym widać członka stada z brakującą dłonią (prawdopodobnie wskutek urazu związanego z wnykami). W górach Mbe i Afi w Nigerii udało się uwiecznić matkę noszącą na grzbiecie pojedyncze młode, a przy innych okazjach samotne srebrnogrzbiete samce. Zdjęcia, o których wspomnieliśmy na początku, to pierwsze fotografie z licznymi niemowlętami odnotowanymi w tej samej grupie.
      Przez długą historię prześladowań goryle Cross River są bardzo nieufne w stosunku do ludzi. Zamieszkują najbardziej niedostępne obszary swojego zasięgu. O ich obecności można wnioskować głównie na podstawie dowodów pośrednich, np. gniazd, odchodów czy śladów żerowania. Rozproszone populacje goryli Cross River są otoczone ludzkimi populacjami, co naraża je na utratę habitatu i polowanie na ich mięso.
      Swego czasu przypuszczano, że G. g. dehli wyginęły w Nigerii; w latach 80. XX w. ponownie je jednak zauważono. Około 100 osobników występuje obecnie na 3 przyległych stanowiskach w stanie Cross River: w podjednostce Okwangwo w Parku Narodowym Cross River, Afi Mountain Wildlife Sanctuary oraz lesie wspólnotowym Mbe Mountains. W tym ostatnim ekipa wyszkolonych i zatrudnionych przez WCS 16 ekostrażników z lokalnych społeczności codziennie patroluje rezerwat, by chronić goryle i inne zwierzęta. Oprócz tego WCS współpracuje z lokalnymi społecznościami, by zwiększyć świadomość dot. ochrony i poprawić jakość życia.
      To niesamowicie ekscytujące widzieć tak dużo młodych goryli Cross River; to zachęcająca wskazówka, że goryle te są teraz dobrze chronione i po dekadach polowań z powodzeniem się rozmnażają [...] - podkreśla Inaoyom Imong, dyrektor Cross River Landscape. Od 2012 r. nie stwierdzono ani nie doniesiono w Nigerii o zabiciu ani jednego goryla Cross River.
      WCS pracuje także w kameruńskiej części obszaru transgranicznego, by chronić G. g. dehli i wspierać zarządzanie Parkiem Narodowym Takamanda, Kagwene Gorilla Sanctuary, Rezerwatem Leśnym Rzeki Mone, a także Mbulu and Mawambi Hills. Biorą w tym udział zarówno rząd, jak i lokalne społeczności.
      Na filmie z 2012 roku widać m.in. wspomnianego osobnika bez dłoni.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ślady dłoni i stóp pozostawione ok. 14 tys. lat temu w glinie na dnie jaskini Bàsura we Włoszech pokazały, w jaki sposób ludzie z górnego paleolitu eksplorowali ciemne i potencjalnie niebezpieczne systemy jaskiniowe. Analiza zademonstrowała, że pełzali niskim tunelem, oświetlając sobie drogę płonącym drewnem. Zamierzali się przedostać do innej części jaskini.
      Naukowcy znaleźli co najmniej 180 odcisków dłoni i stóp. Grupa, która je pozostawiła, składała się z 5 osób: 2 dorosłych, 11-latka oraz 6- i 3-latka.
      [...] Chcieliśmy się dowiedzieć, jak prehistoryczni ludzie eksplorowali fascynujący system jaskiniowy. Zależało nam na ustaleniu, ilu ludzi weszło do jaskini, czy eksplorowali pojedynczo, czy jako grupa, w jakim byli wieku, jakiej płci i jaką drogę obrali - opowiada dr Marco Romano z Wits University w Johannesburgu w RPA.
      Ślady analizowano za pomocą oprogramowania i modelowania 3D. Naukowcy posłużyli się też różnymi metodami datowania. Łącznie pozwoliły nam one stworzyć narrację o tym, co się wtedy działo.
      Naukowcy nie sądzą, że chodziło wyłącznie o przetrwanie (poszukiwanie pokarmu). Wydaje się, że niektóre ślady dłoni powstały bardziej celowo niż inne, co sugeruje aktywności symboliczne lub społeczne, np. zabawę.
      Skamieniałe ślady ludzi i zwierząt z jaskini Bàsura są znane od lat 50. XX w. Pierwsze badania prowadziła Virginia Chiappella. Obecne studium odbyło się pod egidą Biura Dziedzictwa Archeologicznego Ligurii. Wzięli w nim udział specjaliści z Włoch, Argentyny i RPA.
      Naukowcy podkreślają, że ich ustalenia wskazują, że w górnym paleolicie dzieci były aktywnymi członkami grupy nawet podczas niebezpiecznych przedsięwzięć.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grupa naukowa z MIT oraz Uniwersytetów Columbia, Cornell i Harvarda, wzorując się na systemach biologicznych, stworzyła system złożony z niewielkich prostych robotów, które w grupie są w stanie przemieszczać się, transportować przedmioty i wykonywać inne zadania.
      W skład systemu „robotyki cząsteczkowej” wchodzą urządzenia w kształcie dysków, które naukowcy nazwali „cząsteczkami”. Są one luźno ze sobą połączone za pomocą magnesów, a każdy z robotów potrafi tylko dwie rzeczy – rozszerzać się i kurczyć. W pozycji skurczonej robot ma około 15, a w pozycji rozszerzonej około 23 centymetrów średnicy. Dzięki odpowiednio skoordynowanym ruchom roboty są w stanie przyciągać się lub odpychać. Umieszczone na nich czujniki powodują, że roboty przemieszczają się w kierunku źródła światła.
      Podczas badań, które opisano na łamach Nature, naukowcy wykorzystali grupę 15 robotów oraz wirtualną symulację 100 000 urządzeń nawigujących wśród przeszkód w kierunku źródła światła. Uczeni wykazali też, że roboty mogą transportować przedmioty.
      „Roboty cząsteczkowe” mogą tworzyć wiele różnych konfiguracji i płynnie przemieszczać się między przeszkodami, przeciskając się przez ciasne miejsca. Co ważne, żaden z nich nie komunikuje się bezpośrednio z innym, a jego działanie nie zależy od działania innego robota. Dzięki temu wielkość grupy można dynamicznie zmieniać bez żadnego wpływu na jej funkcjonowanie.
      Co więcej, naukowcy wykazali, że grupa jest w stanie wykonać zadania, nawet jeśli wiele robotów się zepsuje.
      Pomysł amerykańskich uczonych jest odmienny od tego, w jaki sposób konstruuje się współczesne roboty. Są to zwykle duże, skomplikowane urządzenia, które przestają działać, gdy któraś część zawiedzie. My mamy tutaj małe komórki, które indywidualnie nie dorównują złożonym robotom, ale jako grupa mogą wiele osiągnąć, mówi profesor Daniela Rus, dyrektor Computer Science and Artificial Intelligence Laboratory (CSAIL). Robot sam w sobie jest statyczny, jednak gdy połączy się z innymi robotycznymi cząstkami, wszystkie razem mogą eksplorować otoczenie i wykonywać złozone zadania. W ten sposób mamy uniwersalne robotyczne komórki, które mogą tworzyć różne kształty, poruszać się i podążać za światłem. To daje wielkie możliwości.
      Każdy z robotów składa się z cylindrycznej podstawy, w której umieszczono akumulator, silnik, czujnik wykrywający intensywność światła, mikrokontroler oraz układ komunikacyjny, który wysyła i odbiera sygnały. Na podstawie umieszczono zabawkę dla dzieci o nazwie Hoberman Flight Ring. Składa się ona z niewielkich paneli przytwierdzonych do okręgu. Po jego pociągnięciu panele się rozszerzają, a gdy się go popchnie, panele składają się. Do każdego z paneli przymocowano dwa niewielkie magnesy.
      Cały trik polega na takim zaprogramowaniu robotów, by rozszerzały się i kurczyły w odpowiedniej sekwencji, zapewniającej całej grupie ruch w kierunku źródła światła. By tego dokonać, naukowcy wyposażyli każdego robota w algorytm, który analizuje informacje o intensywności światła rozgłaszane przez każdego innego robota. Nie ma tutaj potrzeby bezpośredniej komunikacji pomiędzy dwoma robotami.
      Każda z „robotycznych cząstek” bez przerwy mierzy intensywność docierającego doń światła i rozgłasza wyniki swoich pomiarów. Jeśli na przykład każdy z robotów mierzy intensywność światła w skali 1-10, gdzie 10 odpowiada najwyższej intensywności, a 1 najniższej, to sygnał o zmierzeniu intensywności 10 będzie pochodził od robotów znajdujących się bliżej źródła światła. Te roboty rozszerzają się jako pierwsze. Gdy zaś one się kurczą, rozszerzają się roboty, które zmierzyły niższa częstotliwość na skali, czyli 9. W ten sposób kolejno dochodzi do rozszerzania się i kurczenia kolejnych maszyn. To tworzy mechaniczną falę, skoordynowany ruch pchania i ciągnięcia, który powoduje, że grupa przesuwa się w stronę sygnału lub odsuwa od niego, mówi doktor Shuguang Li. Jeśli źle dobierzesz synchronizację ruchów, cały system będzie pracował mniej efektywnie, dodaje.
      To nowy rodzaj robota, który nie ma scentralizowanego systemu kontroli, nie ma elementu, którego awaria unieruchamia całość, nie ma ustalonego kształtu, a jego poszczególne części nie są unikatowe, mówi profesor Hod Lipson z Columbia Engineering.
      Następnym celem naukowców jest takie zminiaturyzowanie robotów, by można było tworzyć grupy składające się z milionów miniaturowych cząstek.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...