Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Czołgali się po jaskini, także dla zabawy, oświetlając sobie drogę płonącym drewnem

Rekomendowane odpowiedzi

Ślady dłoni i stóp pozostawione ok. 14 tys. lat temu w glinie na dnie jaskini Bàsura we Włoszech pokazały, w jaki sposób ludzie z górnego paleolitu eksplorowali ciemne i potencjalnie niebezpieczne systemy jaskiniowe. Analiza zademonstrowała, że pełzali niskim tunelem, oświetlając sobie drogę płonącym drewnem. Zamierzali się przedostać do innej części jaskini.

Naukowcy znaleźli co najmniej 180 odcisków dłoni i stóp. Grupa, która je pozostawiła, składała się z 5 osób: 2 dorosłych, 11-latka oraz 6- i 3-latka.

[...] Chcieliśmy się dowiedzieć, jak prehistoryczni ludzie eksplorowali fascynujący system jaskiniowy. Zależało nam na ustaleniu, ilu ludzi weszło do jaskini, czy eksplorowali pojedynczo, czy jako grupa, w jakim byli wieku, jakiej płci i jaką drogę obrali - opowiada dr Marco Romano z Wits University w Johannesburgu w RPA.

Ślady analizowano za pomocą oprogramowania i modelowania 3D. Naukowcy posłużyli się też różnymi metodami datowania. Łącznie pozwoliły nam one stworzyć narrację o tym, co się wtedy działo.

Naukowcy nie sądzą, że chodziło wyłącznie o przetrwanie (poszukiwanie pokarmu). Wydaje się, że niektóre ślady dłoni powstały bardziej celowo niż inne, co sugeruje aktywności symboliczne lub społeczne, np. zabawę.

Skamieniałe ślady ludzi i zwierząt z jaskini Bàsura są znane od lat 50. XX w. Pierwsze badania prowadziła Virginia Chiappella. Obecne studium odbyło się pod egidą Biura Dziedzictwa Archeologicznego Ligurii. Wzięli w nim udział specjaliści z Włoch, Argentyny i RPA.

Naukowcy podkreślają, że ich ustalenia wskazują, że w górnym paleolicie dzieci były aktywnymi członkami grupy nawet podczas niebezpiecznych przedsięwzięć.

 


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Bazylice Mniejszej pw. św. Jana Apostoła w Oleśnicy na Dolnym Śląsku odbyły się prace związane z eksploracją sarkofagu księcia Sylwiusza Nimroda z krypty Wirtembergów. Brał w nich udział multidyscyplinarny zespół. Okazało się, że tkaniny, w których pochowano księcia, zachowały się w niezłym stanie. Należy też podkreślić, że cynowy sarkofag jest uważany za arcydzieło sztuki sepulkralnej i zabytek klasy europejskiej.
      Początek prac
      Ubrani w ochronne kombinezony eksperci uchylili wieko krypty i po drabinie dostali się do jej wnętrza.
      Po otwarciu sarkofagu stwierdzili, że materiał kostny zachował się źle, by nie powiedzieć fatalnie. Jak podkreślił dr hab. Henryk Głąb z Instytutu Zoologii i Badań Biomedycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest tylko sklepienie czaszki i dwa zęby [praktycznie nie ma części twarzowej i żuchwy]. Pozostałe części szkieletu są w kiepskiej formie. Na pierwszy rzut oka z tak zachowanego materiału kostnego nie da się pobrać kolagenu będącego podstawą do badań genetycznych. Ale będziemy próbować.
      Szczegółowe badania miały się rozpocząć po Wielkanocy. Gdyby udało się stworzyć profil genetyczny, w przyszłości można by go wykorzystać do porównań.
      Dr hab. Głąb dodał, że zły stan szkieletu nie pozwoli, niestety, zapewne odpowiedzieć na pytanie o przyczynę zgonu pierwszego księcia oleśnickiego z dynastii Wirtembergów. Zgodnie z przekazami historycznymi, 42-letni Sylwiusz Wirtemberski osłabł i po kilku dniach zmarł.
      Wydaje się, że sarkofag został kiedyś otwarty, przez co do środka dostało się dużo wilgoci. Połamane były dolne nasady kości promieniowej i łokciowej po obu stronach [są to połamania świeże, doszło do nich, gdy szkielet był już zmacerowany]. Ktoś czegoś tam szukał i być może znalazł. Poza modlitewnikiem w środku nie było żadnych ozdób, z którymi książę mógł być pochowany. Być może ktoś sięgnął po biżuterię. I nie była ona raczej z brązu czy miedzi. Jeżeli już, to ze srebra bądź złota.
      Zarówno strój, jak i szkielet znajdowały się w porządku anatomicznym.
      Wyjątkowy strój męski
      Analizą ubioru zajęła się prof. dr hab. Anna Drążkowska z Katedry Średniowiecza i Czasów Nowożytnych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Elementy garderoby zachowały się w stosunkowo dobrym stanie. Dwuczęściowy ubiór uszyty został z jedwabnej, wzorzystej tkaniny. Książę miał na sobie kaftan [do pasa, zapinany z przodu na drobne guziczki]. Do tego [pludry], krótkie spodnie, sięgające do wysokości kolan. Mocno szerokie, w pasie obficie przymarszczone. Zwisając swobodnie, mogły przypominać spódnicę. Zdobione po bokach tasiemką, koronką, z przodu miały rozporek zapinany na guziki. Przy dolnej krawędzi nogawki zachowały się kokardy. Cały strój odpowiada ówczesnemu kanonowi mody zachodniej, charakterystycznej dla mężczyzny w pierwszej połowie XVII wieku - powiedziała cytowana przez TVN24 ekspertka.
      Sylwiusz Wirtemberski był ubrany w jedwabne pończochy; jedna zachowała się w lepszym stanie, a druga tylko fragmentarycznie. Dopełnieniem stroju była obwiązana wokół nogi wstążka z kokardą. Na stopy księcia włożono trzewiki na obcasie z prosto ściętymi noskami. Wiązało się je na kokardę znajdującą się na wysokości podbicia.
      Prof. Drążkowska dodaje, że nie mamy do czynienia ze strojem przygotowanym specjalnie do trumny. Po pierwsze, był on dokładnie wykończony, po drugie - miał część zakrywającą plecy. Książę mógł go nosić na co dzień.
      Specjalistka zapowiedziała, że strój, jakiego nie ma w polskich zbiorach muzealnych, zostanie poddany konserwacji w jej pracowni. Są fragmenty lepiej zachowane, ale są też takie, które przez lata przykryte ciałem, uległy większej degradacji. Ubytki, dziury, rozdarcia zostaną uzupełnione, tam, gdzie trzeba, tkanina zostanie zdublowana, odtworzony zostanie krój stroju, aby można było pokazywać go na manekinie.
      Sięgające ramion włosy księcia podtrzymywał duży kościany grzebień. Pod głową zmarłego ułożono jedwabną czerwoną poduszkę. Eksperci znaleźli też modlitewnik z okładkami zdobionymi ażurowymi okuciami.
      Renowacja sarkofagu
      Sylwiusz Nimrod został pochowany w zdobnym, polichromowanym i złoconym sarkofagu ze stopu cyny z ołowiem. W przekroju poprzecznym jest on sześcioboczny, a podłużnym - trumienny (zwężający się w kierunku stóp). Ozdobiono go licznymi rzeźbionymi i płaskorzeźbionymi aplikacjami, w tym listwą o ornamencie falistym i chrząstkowym, krucyfiksem, owalnym kartuszem epitafijnym, kartuszami herbowymi czy okrągłymi medalionami z przedstawieniami o tematyce symbolicznej. Specjaliści wymieniają też ornamenty roślinne i panoplia.
      Sarkofag posadowiono na 6 podporach w formie lwów z mitrami książęcymi na głowach. W narożnikach na lwach stoją pełnoplastyczne postaci aniołów.
      Renowacją sarkofagu zajmie się istniejąca od 1993 r. A.T. Pracownia Konserwacji Zabytków z Tychów. Państwo Agnieszka i Tomasz Trzosowie szacują, że prace potrwają przynajmniej 6 miesięcy. Analiza pobranych próbek pozwoli dokładnie poznać stop sarkofagu. Trzeba także zbadać skład chemiczny powłok dekoracyjnych.
      Jest to bardzo ciekawy egzemplarz, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Arcydzieło sztuki sepulkralnej. Pochodzi prawdopodobnie z któregoś z warsztatów śląskich. Na razie jest brudny, zanieczyszczony, pokryty grubą warstwą tlenków. Gdzieś w środku znajduje się jakaś sygnatura, gmerk, cecha, która pozwoli nam zidentyfikować twórców - wyjaśnia Tomasz Trzos.
      Specjaliści planują: 1) zahamować procesy korozyjne, 2) przeprowadzić konserwację estetyczną i techniczną, 3) wzmocnić konstrukcję wewnętrzną, a także 4) uzupełnić i zrekonstruować warstwy dekoracyjne za pomocą technik pierwotnych. Po renowacji wraz ze szczątkami sarkofag wróci do Bazyliki; ma zostać wystawiony w mauzoleum.
      Państwo Trzosowie od lat podejmują się konserwacji zabytkowych obiektów sztuki sepulkralnej, szczególnie sarkofagów i mają w tej dziedzinie spore doświadczenie. W tym miejscu warto podkreślić, że to w ich pracowni zostały odnowione sarkofagi królewskie z Wawelu. Prace trwały 3,5 roku. Dwudziestego piątego czerwca 2020 r. wyjechały ostatnie trzy: króla Augusta II Mocnego oraz królewicza Zygmunta Kazimierza i królewny Marii Anny Izabeli.
      Pierwszy książę oleśnicki z dynastii Wirtembergów, założyciel Zakonu Trupiej Czaszki
      Jak już wspominaliśmy Sylwiusz Nimrod był pierwszym księciem oleśnickim z dynastii Wirtembergów. Był synem księcia Juliusza i Anny Sabiny von Schleswig-Holstein-Sonderburg. W maju 1647 r. ożenił się z Elżbietą Marią, córką księcia oleśnickiego Karola Fryderyka Podiebradowicza. Karol zmarł parę tygodni po ślubie. Sylwiusz uzyskał od cesarza Ferdynanda III tytuł księcia oleśnickiego; jednocześnie zrzekł się swoich praw do tytułu księcia Wirtembergii-Weiltingen. To on odbudowywał księstwo po wojnie trzydziestoletniej.
      Zostawszy księciem oleśnickim, Sylwiusz sprowadził diakona Jerzego Bocka, jednego z najlepszych pisarzy polsko-śląskich. Jego zadaniem było nauczenie księcia języka polskiego.
      W 1652 roku Sylwiusz założył na swoich ziemiach Zakon Trupiej Czaszki. Był jego przeorem (wielkim mistrzem), a przeoryszą (wielką mistrzynią) została Sophia Magdalena, wdowa po księciu Karolu Fryderyku. Pierwsi członkowie zakonu to przede wszystkim urzędnicy książęcy i ich żony.
      Członkowie zakonu mieli badać tajemnice Boga i natury i kontemplować nad celem życia. Po śmierci Sylwiusza zakon zakończył działalność (w 1709 r. wnuczka Sylwiusza Luise Elisabeth von Württemberg-Öls podjęła próbę kontynuacji Damskiego Zakonu Trupiej Czaszki; zakon upadł jednak po jej śmierci). Niewykluczone, że charakter grupy wpłynął na formę ikonograficzną sarkofagu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wenus z Willendorfu, jedno z najważniejszych dzieł sztuki europejskiej, jest wyjątkowe nie tylko z powodu swojego wyglądu, ale również użytego materiału. Rzeźbę wykonano z oolitu, skały osadowej, która nie występuje w pobliżu Willendorfu. Antropolog Gerhard Weber, geolodzy Alexander Lukender i Mathias Harzhauser oraz specjalistka prehistorii Walpurga Anti-Wieser z Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu określili, skąd pochodził materiał, z którego powstała Wenus.
      Inne figury Wenus są zwykle wykonane z ciosów mamuta lub kości zwierzęcych, czasami z różnego typu skał. Oolit został wykorzystany tylko w przypadku Wenus z Willendorfu. Ten niezwykły zabytek, znaleziony w 1908 roku w Willendorfie, był dotychczas badany jedynie z zewnątrz. Austriaccy naukowcy postanowili zaś zbadać jego wnętrze i wykorzystali w tym celu technikę mikrotomografii komputerowej. Pozwoliło im to przyjrzeć się figurce i jej wnętrzu w rozdzielczości do 11,5 mikrometra.
      Już pierwsze skanowanie wykazało, że Wenus nie jest wewnątrz jednorodna, co dało nadzieję, na określenie jej pochodzenia.
      Weber we współpracy z Lukenderem i Harzhauserem, którzy już wcześniej mieli do czynienia z oolitami, zebrali próbki oolitów z całej Europy i dokonali porównania. Oolity to skały tworzące się w strefach przybrzeżnych płytkich mórz. Badania tomograficzne pokazały, że tworzące skałę osady odkładały się w różny sposób. Różna była ich gęstość i rozmiary ziarna. Ponadto odkryto też pozostałości muszli oraz sześć dużych bardzo gęstych ziaren limonitu. Ich obecność wyjaśnia tajemnicę półkolistych wnęk tej samej wielkości, widocznych na powierzchni Wenus. To prawdopodobnie pozostałości po ziarnach limonitu, które pękły podczas rzeźbienia.
      Okazało się również, że Wenus jest porowata, gdyś tworzące oolit kuliste ziarna skalne – ooidy – uległy rozpuszczeniu. To prawdopodobnie dlatego prehistoryczny artysta wybrał tę skałę – łatwiej było z nią pracować. Wewnątrz rzeźby zauważono zaś 2,5-milimetrowy kawałek muszli z jury. To wykluczyło wiele obszarów występowania oolitów, jak np. Kotlinę Wiedeńską, gdzie oolity powstawały dopiero w miocenie.
      Naukowcy zmierzyli następnie wielkość tysięcy ooidów. Rozmiary żadnego z nich nie pasowały do ooidów występujących w oolitach w promieniu 200 kilometrów od Willendorfu. Analizy statystyczne wykazały, że oolit użyty do wyrzeźbienia Wenus pochodzi najprawdopodobniej z północnych Włoch, z okolic Jeziora Garda. To zaś oznacza, że rzeźba lub materiał, z którego powstała, odbył podróż przez Alpy.
      Przedstawiciele kultury graweckiej szukali przyjaznych miejsc do zamieszkania. Gdy w miejscu, gdzie mieszkali coś się zmieniło na niekorzyść – czy to warunki klimatyczne, czy zmniejszyła się liczba zwierząt, na które polowali – przenosili się dalej. Prawdopodobnie szli dolinami rzek, mówi Gerhard Weber. Taka podróż mogła trwać całe pokolenia.
      Nie wiemy, jaką podróż odbyła Wenus. Jedną z możliwych tras jest droga na wschód dookoła Alp i wejście w Kotlinę Panońską. Oczywiście najkrótsza droga wiedzie przez same Alpy, jednak nie wiemy, czy ponad 30 000 lat temu ich przekroczenie było możliwe, gdyż w tym mniej więcej czasie zaczął pogarszać się klimat. Jeśli w tym czasie był tam ciągły lodowiec, jest mało prawdopodobne, by droga ludzi wiodła tamtędy. Nie można jednak tego wykluczyć, gdyż 730-kilometrowa trasa dolinami rzek Adige, Inn i Dunaj tylko na 35-kilometrowym odcinku przy Jeziorze Reschen biegnie powyżej 1000 m.n.p.m.
      Północne Włochy to najbardziej prawdopodobne ze statystycznego punktu widzenia miejsce pochodzenia Wenus lub materiału, z którego ją wytworzono. Istnieje jednak jeszcze jedna możliwość. Wenus może też pochodzić ze wschodniej Ukrainy, z okolic miasta Izium w obwodzie charkowskim. Tamtejszy oolit jest drugim najbardziej prawdopodobnym miejscem pochodzenia materiału, chociaż nie pasuje aż tak dobrze, jak oolit z Włoch. Jednak naukowcy zwracają uwagę, że na pobliskich terenach południowej Rosji znajdowane są bardzo podobne – chociaż młodsze – figurki. Co więcej, badania genetyczne wskazują na istniejące w tamtym czasie związki pomiędzy ludnością zamieszkującą centralną i wschodnią Europę.
      Szczegóły badań nad Wenus zostały opublikowane na łamach Nature w artykule The microstructure and the origin of the Venus from Willendorf.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Quesang na Wyżynie Tybetańskiej znaleziono serię odcisków dłoni i stóp, które – jak się wydaje – zostały celowo odciśnięte w miękkim trawertynie. Materiał został naniesiony przez gorące źródło, które obecnie jest nieaktywne, więc doszło do lityfikacji i utrwalenia śladów. Naukowcy doszli do wniosku, że pozostawiło je dwoje dzieci. Jako, że mamy tutaj z celowym działaniem, a trawertyn pochodzi sprzed 169–226 tysięcy lat, badacze interpretują ślady jako najstarszy znany przykład sztuki.
      Jednocześnie są to najstarsze ślady bytności ludzi na tym obszarze. Przypomnijmy, że w 2017 roku informowaliśmy, iż sekwencje genetyczne specyficzne dla Tybetańczyków liczą sobie od 38 do 62 tysięcy lat. Niewykluczone, że są one pozostałościami po najwcześniejszej kolonizacji Wyżyny. Rok później pisaliśmy, że na stanowisku Nwya Devu znaleziono kamienne narzędzia sprzed 30–40 tysięcy lat.
      Autorzy najnowszych badań piszą, że ich odkrycie dostarcza kolejnych dowodów, że dzieci były jednymi z pierwszych artystów rodzaju Homo. Pytanie brzmi, co to oznacza? Jak interpretować te odciski? Z pewnością nie powstały one przypadkowo, mówi Thomas Urban z Tree Ring Laboratory na Cornell University. Pięć odcisków dłoni i pięć odcisków stóp jest znacznie starszych niż odciski ludzkich dłoni z jaskiń Hiszpanii, Francji czy Indonezji.
      Wspomniane odciski znaleziono w 2018 roku. Pozostawiły je dzieci prawdopodobnie w wieku 12 i 7 lat. Co prawda zwykle sztuka naskalna pojawia się na ścianach, jednak znamy też jej przykłady z podłoża. Dobrze rozumiemy, jak powstają odciski stóp podczas normalnego chodzenia, skakania czy biegania. Tutaj mamy do czynienia z celowo i starannie zrobionymi odciskami. Zestawiono je w linii obok siebie, dodaje Urban.
      Naukowcy sądzą, że dzieci, które zostawiły odciski, były denisowianami lub neandertalczykami. Raczej nie należały do gatunku Homo sapiens.
      Nie wszyscy są przekonani, że możemy tutaj mówić o sztuce. Trudno mi tutaj stwierdzić, że w układzie odcisków jest jakieś celowe działanie. I nie sądzę, by istniały naukowe kryteria, które pozwoliłyby to jednoznacznie ocenić. To kwestia wiary, co chcemy tutaj zobaczyć, stwierdził Eduardo Mayoral, paleontolog z Uniwersytetu w Huelvie (Hiszpania), który nie brał udziału w badaniach.
      Urban uważa jednak, że odkrycie pokazuje, iż konieczne jest poszerzenie definicji sztuki. Z pewnością nie mamy tutaj do czynienia z zachowaniem utylitarnym. Tutaj chodziło o zabawę, kreację, być może o jakąś symbolikę. To zaś każe nam zadać podstawowe pytanie o to, co znaczy być człowiekiem.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Earliest parietal art: hominin hand and foot traces from the middle Pleistocene of Tibet opublikowanym na łamach Science Bulletin.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W skałach w regionie Wuerhe w prowincji Xinjiang chińscy naukowcy znaleźli 114 odcisków kończyn dinozaurów. Badania wykazały, że to ślady pterozaurów, pozostawione przed 135 milionami lat. Wszystkie znajdowały się na powierzchni zaledwie 0,3 m2.
      Specjaliści z Instytutu Paleoantropologii i Paleontologii Kręgowców z Chińskiej Akademii nauk zidentyfikowali 57 odcisków kończyn górnych i 57 odcisków kończyn dolnych. Wskazuje to, że zwierzę poruszało się na czterech kończynach.
      Po przeanalizowaniu głównych cech morfologicznych odcisków, jak długość palców, uczeni stwierdzili, że nie nie należą one do żadnego z 15 znanych gatunków pterozaurów. Odkrywcy zaproponowali dla nowego gatunku nazwę Pteraichus wuerhoensis isp. nov. i datują go na wczesną kredę.
      Li Yang, główny autor badań, mówi, że nagromadzenie śladów i różna ich wielkość wskazuje, że zwierzęta w różnych wieku żyły stadach. W tym czasie region Wuerhe był pokryty wielkimi jeziorami. Pterozaury pozostawiły tu dużo śladów. Prawdopodobnie dlatego, że w jeziorach poszukiwały pożywienia, mówi uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziewięćdziesięciosześcioletni Giuseppe Paterno został najstarszym absolwentem studiów we Włoszech. Oklaskiwany przez rodzinę, wykładowców i kilkadziesiąt lat młodszych studentów, były pracownik kolei odebrał ostatnio (29 lipca) dyplom i tradycyjny wieniec laurowy.
      Jestem zwykłym człowiekiem [...]. W kategorii wieku pokonałem [co prawda] wszystkich innych, ale to nie to mną powodowało - powiedział Paterno.
      Rozpoczynając studia filozoficzno-historyczne na Uniwersytecie w Palermo, Paterno był już po dziewięćdziesiątce. Choć zawsze lubił czytanie i naukę, w młodości nie mógł studiować, bo pochodził z biednej sycylijskiej rodziny.
      Powiedziałem sobie: teraz albo nigdy i w roku 2017 się zapisałem. Wiedziałem, że jest trochę późno na 3-letnie studia, ale postanowiłem sprawdzić, czy dam radę.
      Senior skończył studia z wyróżnieniem. Pogratulował mu sam rektor Fabrizio Micari.
      Paterno urodził się w biednej sycylijskiej rodzinie. Jego dzieciństwo przypadło na lata przed Wielkim kryzysem, otrzymał więc jedynie podstawowe wykształcenie. Podczas drugiej wojny światowej Giuseppe służył w marynarce. Później pracował na kolei.
      Życie społeczne koncentrowało się na odbudowie wojennych zniszczeń, nic więc dziwnego, że priorytetami Paterno były praca i rodzina. Ambitny Giuseppe nie spoczął jednak na laurach i w wieku 31 lat ukończył szkołę średnią. Marzył też o kolejnych stopniach edukacji. Wiedza jest jak walizka, którą ze sobą noszę. To skarb - podkreśla.
      Wszystkie studenckie prace Paterno pisał na maszynie, którą dostał od matki po przejściu na emeryturę w 1984 r. Od Internetu wolał drukowane książki. Jest pan wzorem dla młodszych studentów - powiedziała profesor socjologii Francesca Rizzuto po zdanym w czerwcu ostatnim ustnym egzaminie.
      Jakie są plany starszego pana na przyszłość? Chce się poświęcić pisaniu i analizować głębiej różne teksty.
       


      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...