Czaszki, lampki i broń. W izraelskiej jaskini znaleziono dowody na nekromancję
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
W szczelinie jaskini w Rezerwacie 'En Gedi archeolodzy z Izraelskiej Służby Starożytności i Ariel University zauważyli skrytkę, a w niej 4 świetnie zachowane rzymskie miecze sprzed 1900 lat. Znaleziono też pilum, rzymski oszczep. Archeolodzy przypuszczają, że broń ukryli żydowscy rebelianci, którzy zdobyli ją na rzymskich legionistach. Znalezienie jednego miecza to rzadkość, ale cztery naraz? Marzenie! Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, cieszą się odkrywcy. Miecze wciąż znajdowały się w pochwach ze skóry i drewna.
Broń odkryto w niewielkiej trudno dostępnej jaskini. Przed pięćdziesięciu laty na jednym ze znajdujących się tam stalaktytów odkryto zapisaną tuszem częściową inskrypcję spisaną hebrajskim pismem charakterystycznym dla okresu Pierwszej Świątyni (966–587 p.n.e.). Niedawno do jaskini wrócili archeolog doktor Asaf Gayer z Ariel University, geolog Boaz Langford z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie oraz Shai Halevi, fotograf z Izraelskiej Służby Starożytności. Chcieli sfotografować inskrypcję w różnych długościach fali, by odczytać niewidoczną obecnie jej część. I właśnie wtedy doktor Gayer, który znajdował się w górnych częściach jaskini, zauważył świetnie zachowane pilum w jednej ze szczelin. Obok znajdowały się kawałki drewna.
Do jaskini przybyli specjaliści pracujący przy projekcie Judean Desert Cave Survey, którzy razem z Gayerem i Langfordem przeprowadzili szczegółowe przeszukania każdej szczeliny w jaskini. Właśnie wtedy w jednej z niemal niedostępnych szczelin znaleziono cztery świetnie zachowane rzymskie miecze w pochwach, a odkryte wcześniej kawałki drewna okazały się fragmentami pochew.
Rękojeści mieczy są starannie wykonane z metalu lub drewna. Długość ostrzy trzech z nich wynosi 60–65 cm, dzięki czemu zidentyfikowano je jako spatha, długie miecze używane przez kawalerię. Czwarty miecz, z pierścieniowatym zwieńczeniem rękojeści, miał długość ok. 45 centymetrów. Wstępne badania potwierdziły, że broń taka była standardowym wyposażeniem wojsk rzymskich stacjonujących w Judei.
Fakt, że miecze i pilum ukryto w szczelinach oddalonej jaskini wskazuje, że była to broń zdobyta na Rzymianach lub zebrana z pola bitwy przez żydowskich rebeliantów, którzy mieli zamiar jej użyć. Nie chcieli zostać przyłapani z bronią przez władze, mówi doktor Eitan Klein z Judean Desert Cave Survey. Dopiero rozpoczynamy badania w jaskini. Chcemy dowiedzieć się, kto był właścicielem broni, gdzie, kiedy i kto ją wyprodukował. Spróbujemy też określić, z jakim wydarzeniem historycznym związane jest ukrycie mieczy i czy doszło do niego podczas powstania Szymona Bar-Kochby z lat 132–135, dodaje. Przypuszczenie o związku broni z tym właśnie powstaniem wysunięto, gdyż u wejścia do jaskini znaleziono monetę z brązu wybitą przez Bar-Kochbę.
W jaskini trwają intensywne prace. Archeolodzy znaleźli już artefakty datowane na epokę miedzi (ok. 6000 lat temu) i okres rzymski (ok. 2000 lat temu).
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Mózg chroniony jest przez czaszkę, opony mózgowo-rdzeniowe i barierę krew-mózg. Dlatego leczenie chorób go dotykających – jak udary czy choroba Alzheimera – nie jest łatwe. Jakiś czas temu naukowcy odkryli szlaki umożliwiające przemieszczanie się komórek układ odpornościowego ze szpiku kości czaszki do mózgu. Niemieccy naukowcy zauważyli, że komórki te przedostają się poza oponę twardą. Zaczęli więc zastanawiać się, czy kości czaszki zawierają jakieś szczególne komórki i molekuły, wyspecjalizowane do interakcji z mózgiem. Okazało się, że tak.
Badania prowadził zespół profesora Alego Ertürka z Helmholtz Zentrum München we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Ludwika i Maksymiliana w Monachium oraz Uniwersytetu Technicznego w Monachium. Analizy RNA i białek zarówno w kościach mysich, jak i ludzkich, wykazały, że rzeczywiście kości czaszki są pod tym względem wyjątkowe. Zawierają unikatową populację neutrofili, odgrywających szczególną rolę w odpowiedzi immunologicznej. Odkrycie to ma olbrzymie znaczenie, gdyż wskazuje, że istnieje złożony system interakcji pomiędzy czaszką a mózgiem, mówi doktorant Ilgin Kolabas z Helmholtz München.
To otwiera przed nami olbrzymie możliwości diagnostyczne i terapeutyczne, potencjalnie może zrewolucjonizować naszą wiedzę o chorobach neurologicznych. Ten przełom może doprowadzić do opracowania bardziej efektywnych sposobów monitorowania takich schorzeń jak udar czy choroba Alzheimer i, potencjalnie, pomóc w zapobieżeniu im poprzez wczesne wykrycie ich objawów, dodaje profesor Ertürk.
Co więcej, badania techniką pozytonowej tomografii emisyjnej (PET) ujawniły, że sygnały z czaszki odpowiadają sygnałom z mózgu, a zmiany tych sygnałów odpowiadają postępom choroby Alzhaimera i udaru. To wskazuje na możliwość monitorowania stanu pacjenta za pomocą skanowania powierzchni jego głowy.
Członkowie zespołu badawczego przewidują, że w przyszłości ich odkrycie przełoży się na opracowanie metod łatwego monitorowania stanu zdrowia mózgu oraz postępów chorób neurologicznych za pomocą prostych przenośnych urządzeń. Nie można wykluczyć, że dzięki niemu opracowane zostaną efektywne metody ich leczenia.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Do Wiednia wróciły kości, które prawdopodobnie są fragmentami czaszki Ludwiga van Beethovena. Kości, znane jako fragmenty Seligmanna, trafią do kolekcji słynnego Josephinum, czyli dawnej Cesarsko-Królewskiej Akademii Medyczno-Chirurgicznej. Obecnie w jego budynku znajduje się Muzeum Medyczne Wiedeńskiego Uniwersytetu Medycznego z jego niezwykłymi kolekcjami. Teraz wzbogaci się ona o prawdopodobne szczątki wielkiego kompozytora, które zostaną poddane specjalistycznym badaniom.
Fragmenty Seligmanna przekazał Josephinum amerykański biznesmen Paul Kaufmann. Ten z kolei odziedziczył je po swojej matce. Gdy kobieta zmarła Paul znalazł w skrytce bankowej we Francji metalową skrzynkę z wydrapanym napisem „Beethoven”. Jak jednak trafiły w ręce matki Kaufmanna?
Wielki kompozytor, który przez większość życia cierpiał na niezdiagnozowaną chorobę, chciał, by jego ciało dobrze zbadano po śmierci. Zmarł 26 marca 1827 roku, a dzień później przeprowadzono autopsję. W jej trakcie z czaszki pobrano dwa fragmenty wielkości dłoni i jeden wielkości groszku. Dwa dni później fragmenty te pochowano wraz z ciałem Beethovena. W 1863 roku Gesellschaft der Musikfreunde zorganizowała ekshumację i badanie ciał Beethovena i Szuberta. W ekshumacji brał udział wiedeński lekarz i historyk medycyny Franz Romeo Seligmann. Był on entuzjastą historii sztuki i frenologii, chciał przeprowadzić własne badania czaszki kompozytora. Selingman był bratem dziadka matki Paula Kaufmanna.
Fragmenty czaszki pozostawały w rodzinie przez dziesięciolecia. W latach 30. uciekając przed nazistami, rodzina przeniosła się do Francji i dlatego to właśnie w skrytce francuskiego banku Kaufmann znalazł część swojego spadku. Biznezmen wypożyczył je Ira F. Brilliant Center for Beethoven Studies w San Jose State University. Część amerykańskich naukowców wątpi w autentyczność fragmentów. Jednak kości były badane też w Wiedniu w 1985 roku i tamtejsi specjaliści byli przekonani co do ich autentyczności. Patolog Christian Reiter mówi, że pasują one do odlewu czaszki kompozytora wykonanego w 1863 roku. Ponadto kości zawierają dużą koncentrację ołowiu, co odpowiada wysokiej koncentracji tego pierwiastka stwierdzonej we włosach Beethovena. Niedawne badania tych włosów przyniosły sensacyjne wyniki odnośnie pochodzenia kompozytora i jego zdrowia.
Specjaliści z Instytut Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku już pobrali fragmenty kości do badań DNA. Porównają je z materiałem z pukli włosów, które na pewno należą do Beethovena. Do końca roku ostatecznie dowiemy się, czy fragmenty Seligmanna pochodzą z czaszki kompozytora.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W północnym Izraelu na stanowisku Eynan-Mallaha znaleziono rzadkie prehistoryczne instrumenty sprzed ponad 12 000 lat. Flety z ptasich kości wykonali przedstawiciele łowiecko-zbierackiej kultury natufijskiej, która rozwijała się na tych terenach od 13 000 do 9700 lat przed naszą erą. Kościane flety, aerofony, są rzadko znajdowane i spotyka się je przede wszystkim w Europie. Tutaj mamy do czynienia z pierwszym takim znaleziskiem na Bliskim Wschodzie i pierwszymi fletami naśladującymi odgłosy ptaków drapieżnych, na które polowali Natufijczycy.
Jeden z aerofonów zachował się w całości, wraz z otworami i ustnikiem. Jego dźwięk przypomina krzyk niewielkiego ptaka drapieżnego. Wszystkie siedem fletów wykonano za pomocą kamiennych narzędzi w długich kościach cyraneczki zwyczajnej i łyski zwyczajnej. Na wszystkich widać mikroskopijne ślady używania, więc były wykorzystywane w praktyce. To unikatowe znaleziska, gdyż ich dźwięk przypomina dźwięk dwóch konkretnych gatunków ptaków, na które polowali ludzie żyjący w miejscu odkrycia fletów – pustułki zwyczajnej i krogulca zwyczajnego, mówi profesor Tal Simmons z Virgina Commonwealth University.
Zdaniem profesor Simmons aerofony mogły być wykorzystywane do polowania, komunikowania się lub muzykowania w czasie uroczystości. A jako że są to jedne z najstarszych aerofonów, mogą rzucić światło na rolę muzyki w kulturze natufijskiej oraz na związki Natufijczyków z ptakami drapieżnymi. Uczona zauważa, że Natufijczycy mogli wytworzyć instrumenty naśladujące odgłosy kaczek, by wabić ptaki drapieżne, na które polowali. Zamiast tego stworzyli instrumenty naśladujące odgłosy drapieżników. Z wykopalisk archeologicznych, podczas których znaleziono nieproporcjonalnie dużą liczbę szponów ptaków drapieżnych, wiemy, że zwierzęta te były ważne dla Natufijczyków i wcześniejszych kultur Lewantu. Szpony mogły odgrywać rolę ozdób, nie można wykluczyć, że ptaki drapieżne były zwierzętami totemicznymi.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Sportsmenka i alpinistka Beatriz Flamini spędziła w jaskini w Motril w Grenadzie 500 dni bez kontaktu z ludźmi. Eksperyment realizowany w ramach projektu Timecave był ściśle monitorowany przez ekspertów. Nadal tkwię w listopadzie 2021 r. Nie mam pojęcia, co się dzieje na świecie - powiedziała Hiszpanka po wyjściu. Dodała też, że to wspaniałe doświadczenie, którego nic nie przebije.
Flamini weszła do jaskini jako 48-latka, a wyszła z niej jako 50-latka. Dysponując czołówką, spędzała czas na głębokości 70 metrów na ćwiczeniach, rysowaniu i robieniu czapek na drutach. Dzięki 2 kamerom GoPro dokumentowała, co robi. Producent z firmy Dokumalia zbierał zapis jej doświadczeń, by móc później na tej podstawie zmontować serial dokumentalny. Jaskinia wybrana na miejsce realizacji wyzwania została przygotowana przez speleologów.
Powołując się na zespół wspierający sportsmenkę, BBC podało, że w ciągu 500 dni przeczytała 60 książek i zużyła 1000 litrów wody. Stan Beatriz monitorowali m.in. psycholodzy czy trenerzy. Nikt się z nią jednak nie kontaktował.
Dla naukowców z Uniwersytetów w Grenadzie i Almerii oraz madryckiej kliniki snu wyczyn Hiszpanki jest okazją do określania wpływu izolacji społecznej i skrajnej przejściowej dezorientacji na postrzeganie przez człowieka czasu. Eksperci wspominają również o badaniu zmian neuropsychologicznych/poznawczych zachodzących pod ziemią i analizowaniu oddziaływań na rytmy okołodobowe oraz sen.
Po wyjściu Flamini ujawniła, że ma problemy z równowagą i dlatego jest podtrzymywana. Podczas kolejnego spotkania z dziennikarzami 50-latka dodała, że poczucie czasu straciła po około 2 miesiącach. W pewnym momencie przestała liczyć dni. Jak sądziła, przebywała w jaskini 160-170 dni.
Ujawniła, że jednym z najtrudniejszych momentów była dla niej inwazja owadów. Sportsmenka wspominała także o omamach słuchowych.
Hiszpanka zeszła do jaskini 20 listopada 2021 r., a wyszła tuż po 9 rano 14 marca 2023 r. Na powierzchnię wychynęła w ciemnych okularach i powitała wszystkich szerokim uśmiechem.
Gdy po mnie przyszli, spałam. Pomyślałam, że coś się stało. Zapytałam: to już? Z pewnością nie... Nie skończyłam jeszcze książki. Pytana przez dziennikarzy, czy myślała o skorzystaniu z przycisku alarmowego czy opuszczeniu jaskini, stwierdziła, że nie. Nigdy. W rzeczywistości nie chciałam wychodzić.
Hiszpanka wyznała, że skupiała się na zachowaniu poczucia koherencji (spójności), dobrym odżywianiu i na rozkoszowaniu się ciszą. Poza standardowym prowiantem, ekipa wspierająca dostarczała jej co pewien czas czyste koszulki i przysmaki, takie jak awokado czy jajka, i przy okazji usuwała nieczystości. Nim jaskinia stała się domem dla Beatriz, koledzy ukryli w niej 2 butelki wina. Sportsmenka ich jednak nie znalazła.
Gdyby zdarzył się jakiś wypadek, ekipa miała przygotowany plan awaryjny. Bezpieczeństwo kobiety monitorowano za pomocą kamer, zapisów wideo i notatek zostawianych w punkcie kontaktowym.
Zanim zacznie planować kolejne wyprawy w góry bądź do jaskiń, Beatriz przejdzie kompleksowe badania.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.