Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Na Nowej Zelandii znaleziono kości dwóch nieznanych dotychczas gatunków pingwina. Jeden z nich mógł być największym z pingwinów, jakie chodziły po Ziemi. Na podstawie zachowanych kości płetw naukowcy stwierdzili, że należały one do gatunku pingwina, który ważył średnio 154 kilogramy. Największe ze współcześnie żyjących pingwinów, pingwiny cesarskie ważą do 45 kilogramów.

Gatunek wielkiego pingwina został nazwany Kumimanu fordycei, na cześć doktora R. Ewana Fordyce'a z University of Otago. Ewan Fordyce to legenda w naszej branży i jeden z najwspanialszych mentorów, jakich miałem. Bez rozpoczętego przez Ewana programu badawczego nie wiedzielibyśmy, że wiele gatunków kiedykolwiek istniało, mówi główny autor badań, doktor Daniel Ksepka z Bruce Museum w USA. Drugi z nowo odkrytych gatunków, nazwany Petradyptes stonehousei, był znacznie mniejszy od K. fordycei, ale i tak jego waga sięgała 50 kg, był więc sporo większy od pingwina cesarskiego. Jego nazwa to hołd dla doktora Bernarda Stonehouse'a, który jako pierwszy opisał pełny cykl rozrodczy pingwina cesarskiego.

Oba gatunki żyły miliony lat temu, zanim jeszcze pingwiny całkowicie wykształciły dzisiejsze płetwy. Kości płetw K. fordycei – którego szczątki liczą sobie 57 milionów lat – i P. stonehousei są bardziej smukłe niż współczesnych pingwinów, a przyczepy mięśni bardziej przypominają te spotykane u ptaków latających.

Ksepka uważa, że większe rozmiary ciała niosły ze sobą sporo korzyści. Pingwiny mogły złapać większą ofiarę, a przede wszystkim lepiej utrzymywały ciepło w zimnych wodach. Być może to dzięki temu najwcześniejsze pingwiny z Nowej Zelandii skolonizowały inne części świata. Żyjące obecnie duże gorącokrwiste zwierzęta morskie mogą nurkować na znaczne głębokości. To zaś każe nam się zastanowić, czy ekologia K. fordycei nie była odmienna. Być może nurkował on na większe głębokości i miał dostęp do pożywienia nieosiągalnego dla współcześnie żyjących pingwinów, zastanawia się doktor Daniel Thomas z Massey University w Auckland.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mesoplodon traversii to najrzadszy waleń na świecie. Dość powiedzieć, że do grudnia 2010 r. znano go tylko z 2 częściowo zachowanych czaszek i żuchwy. Tymczasem przed 2 laty woda wymyła na nowozelandzką plażę Opape dwa osobniki z krwi i kości. Całe...
      W 1872 r. szkocki geolog James Hector opisał niezwykłą żuchwę, znalezioną rok wcześniej na wyspie Pitt. W 1950 r. na wyspie White natrafiono na pierwszą częściowo zachowaną czaszkę. Na drugą trzeba było poczekać aż do 1986 r. Tym razem nie pochodziła ona z terytorium Nowej Zelandii, lecz Chile, a konkretnie z wyspy Robinson Crusoe. W 2002 r. sekwencjonowanie potwierdziło, że wszystkie szczątki uznawane za fragmenty kośćca M. traversii rzeczywiście należą do jednego gatunku.
      Pięciometrową samicę i 3,5-m samca zobaczył w 2010 r. spacerowicz. Powiadomił Departament Ochrony, ale nim któryś z naukowców zdążył dotrzeć do plaży, zwierzęta zmarły. Pobrano więc próbki, a truchło zakopano w piasku. Na początku sądzono, że para należała do gatunku M. grayi, lecz analiza DNA i poszukiwania w bazie sekwencji wskazały, że mamy do czynienia z M. traversii.
      Czemu M. traversii ukazuje się ludzkim oczom raz na 140 lat? Autorzy artykułu z Current Biology nie mają na razie pojęcia. Wg nich, albo zwierzęta żyją na dużych głębokościach z dala od lądu, tak że nie mamy szans ich ujrzeć nawet po śmierci, albo gatunek reprezentuje maleńka populacja.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Parlament Nowej Zelandii przyjął ustawę Smokefree Aotearoa 2025 Action Plan, która ma uczynić Nową Zelandię pierwszym krajem wolnym od tytoniu. Tak zwykle definiuje się państwo, w którym tytoń pali nie więcej niż 5% dorosłej populacji. Ustawa wchodzi w życie w styczniu przyszłego roku.
      Projekt ustawy przedstawiono w grudniu 2021 roku. Opisuje ona trzy radykalne kroki, które mają znacząco zmniejszyć liczbę palaczy w Nowej Zelandii. Po pierwsze ustawa zakazuje sprzedaży tytoniu osobom urodzonym w roku 2009 lub później. W ten sposób ma pojawić się ciągle rosnąca grupa osób, które nigdy nie paliły. Po drugie liczba punktów detalicznej sprzedaży tytoniu ma zostać zmniejszona o 95%. Jednak najbardziej radykalnym posunięciem jest, zdaniem ekspertów, wymóg zmniejszenia ilości nikotyny w papierosach poniżej poziomu, w którym pojawia się uzależnienie. To właśnie ten element ustawy ma przynieść prawdziwą zmianę reguł gry walce z tytoniem.
      Wiceminister zdrowia, Ayesha Verrall, która stoi za ustawą, przypomina, że badania naukowe jasno wskazują, iż zmniejszenie ilość nikotyny w tytoniu zmniejsza uzależnienie. Badania wykazały też, że – szczególnie w ubogich okolicach – mniejsza liczba punktów sprzedaży papierosów przekłada się na mniejsza liczbę palących młodych ludzi oraz ułatwia palaczom zerwanie z nałogiem.
      Krytycy nowej ustawy twierdzą, że doprowadzi ona do rozwoju czarnego rynku oraz będzie kryminalizowała palaczy. To jednak zbyt daleko posunięta krytyka, gdyż karom będą podlegali nie palacze, ale punkty sprzedaży i osoby dostarczające papierosy ludziom urodzonym w roku 2009 lub później.
      Nowa Zelandia od lat jest światowym liderem w walce z tytoniem. Już w 1990 roku zakazano tam palenia w pomieszczeniach w miejscu pracy, w 2004 pojawił się zakaz palenia w barach i restauracjach, a w 2019 zakazano palenia w pojazdach przewożących dzieci, rozpoczęto też kampanię uświadamiającą, jak palenie z drugiej ręki wpływa na zwierzęta domowe. Od roku 2010 opodatkowanie papierosów wzrosło o 165%. Z tego też powodu w Auckland paczka Marlboro kosztuje równowartość 21 USD, podczas gdy w Nowym Jorku jest to 14 USD.
      Taka polityka daje wyraźne skutki. Odsetek palących dorosłych w Nowej Zelandii jest jednym z najniższym wśród krajów rozwiniętych i wynosi 10,9%, to dwukrotnie mniej niż w Polsce. Mimo tego palenie tytoniu jest tam jedną z głównych przyczyny chorób i przedwczesnych zgonów. Każdego roku z tego powodu umiera około 5000 osób z liczącej 5,1 miliona populacji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po zdigitalizowaniu zbiorów z Teece Museum w nowozelandzkim mieście Christchurch okazało się, że przechowywany tam fragment lnu, którym była owinięta egipska mumia sprzed 2300 lat pasuje do fragmentu przechowywanego w Getty Institute w USA. Profesor Alison Griffith z University of Canterbury mówi, że na obu fragmentach całunu znajdują się fragmenty egipskiej Księgi Umarłych zapisane w piśmie hieratycznym.
      "Pomiędzy oboma fragmentami mamy małą przerwę, jednak całość się ze sobą zgadza", stwierdza Griffith. "Egipcjanie wierzyli, że zmarłym w podróży do zaświatów i po zaświatach, muszą towarzyszyć odpowiednie słowa. Stąd zdobienia grobowców i piramid to abstrakcyjne przedstawienia, ale sceny dotyczące ofiarowania, dóbr, służących, tego wszystkiego, czego potrzeba po drugiej stronie", dodaje uczona.
      Najpierw tego typu przedstawieniami ozdabiano ściany grobowców. W wiekach późniejszych zaczęto ozdabiać tak papirus i len, którym owinięte było ciało.
      Profesor Griffith zwraca uwagę, że na wysoką jakość pisma na skojarzonych ze sobą fragmentach. Widzimy tam np. przedstawienie rzeźnika dzielącego mięso wołu, człowieka niosącego meble, łódź pogrzebową i inne. Bardzo podobna scena została uwieczniona na początku Księgi Zmarłych w papirusie turyńskim.
      Doktor Foy Scalf, dyrektor archiwum w Instytucie Orientalistyki Chicago University, potwierdza, że oba fragmenty do siebie pasują i wyjaśnia, że oba pochodzą z mumii niejakiego Petosirisa, którego matka miała na imię Tetosiris. Fragmenty tkaniny, którą niegdyś owinięto jego mumię, zostały w przeszłości poodzierane i obecnie znajdują się w kolekcjach na całym świecie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W wyniku masowego wypłynięcia na brzeg (strandingu) na wyspę Chatnam w Nowej Zelandii zginęło 97 grindwali długopłetwych. Do grona ofiar należy też zaliczyć 3 delfiny. Strażnicy z Wydziału Ochrony Przyrody (DOC) musieli przeprowadzić eutanazję 28 grindwali i wszystkich delfinów.
      Specjaliści zostali poinformowani o wydarzeniu w niedzielę (22 listopada). Dotarcie na miejsce zajęło sporo czasu ze względu na odległą lokalizację Waitangi West Beach. Wystąpiły też utrudnienia komunikacyjne wywołane przerwami w dostawie prądu.
      Po przybyciu zespołu DOC okazało się, że przy życiu utrzymało się zaledwie 26 osobników. W przypadku większości z nich widoczne było osłabienie. Ze względu na trudne warunki na morzu i niemal pewną obecność żarłaczy białych, które są przyciągane przez takie zdarzenia, podjęto decyzję o eutanazji.
      Do poniedziałkowego ranka strandingowi uległy kolejne 2 osobniki. W ich przypadku również konieczne było uśpienie.
      Jak można przeczytać na witrynie DOC,  gatunkiem zębowca, który najczęściej i w największej liczbie wypływa na plaże Wysp Chatham, jest grindwal długopłetwy. Od 1901 r. stranding przydarzył się tu ponad 4 tys. Globicephala melas.
      Stranding tego gatunku stanowił ważne, choć sporadyczne, źródło pokarmu i kości dla [ludu] Moriori. Do jednego z największych strandingów G. melas doszło w 1918 r., gdy na Long Beach wypłynęło 1000 osobników.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Władze Niezależnego Państwa Samoa poprosiły obywateli, którzy nie są zaszczepieni przeciwko odrze, by wywiesili przed swoimi domami czerwone flagi. Mają one pomóc lekarzom zidentyfikować domy, w których należy dokonać szczepień. Przed trzema tygodniami władze państwa ogłosiły stan wyjątkowy.
      Pod koniec października w tym zamieszkanym przez około 198 000 osób państwie wybuchła epidemia odry. Dotychczas zachorowało ponad 4000 osób, zmarły 62 osoby, w tym 54 dzieci poniżej 4. roku życia.
      Rząd poprosił też, by dzisiaj i jutro większość pracowników – zarówno rządowych i firm prywatnych – pozostała w domach. Zamknięto główne drogi, a zespoły medyczne wędrują od domu do domu ze szczepionkami. Stąd też prośba o wywieszenie czerwonych flag.
      W związku z trudną sytuacją, UNICEF wysłał na Samoa 110 500 szczepionek, a z Nowej Zelandii przybyły dodatkowe tysiące szczepionek, pielęgniarki oraz odpowiednie wyposażenie. Samoa Amerykańskie, sąsiadujące z Niezależnym Państwem Samoa, ogłosiło stan podwyższonej gotowości służby zdrowia. Tam jednak odsetek zaszczepionych wynosi 90% i nie zanotowano epidemii.
      Ta jednak pojawiła się na Tonga, położonym 900 kilometrów od Samoa i to pomimo faktu, że również i na Tonga odsetek wyszczepień wynosi 90%. Chorobę przywieźli tu zawodnicy narodowej drużyny rugby, którzy wrócili z Nowej Zelandii. Zachorowało w sumie 440 osób, nikt nie zmarł.
      W Niezależnym Państwie Samoa, dokąd chorobę zawlókł prawdopodobnie turysta z Nowej Zelandii, odsetek wyszczepień wynosi obecnie 55%. Z danych WHO i UNICEF wynika, że w ubiegłym roku w Niezależnym Państwie Samoa zaszczepiono jedynie 31% noworodków, podczas gdy jeszcze cztery lata temu było to 84%. Tak niski odsetek był spowodowany śmiercią dwójki dzieci. Program szczepień zawieszono do czasu wyjaśnienia sprawy. Śledztwo wykazało, że jedna z pielęgniarek przypadkowo wymieszała proszek do przygotowania szczepionki nie z wodą, a z przeterminowanym środkiem znieczulającym zwiotczającym mięśnie. To jednak nie uspokoiło rodziców bojących się o swoje dzieci.
      Obecnie w samoańskich szpitalach przebywają 172 osoby chore na odrę, w tym 19 dzieci znajduje się w stanie krytycznym.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...