Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wrocław: barokowe obrazy znalezione w klasztornej piwnicy zdobią prezbiterium kościoła św. Antoniego

Rekomendowane odpowiedzi

W kościele św. Antoniego we Wrocławiu można zobaczyć część obrazów z cyklu "Cuda św. Antoniego" malarza barokowego Johanna Jacoba Eybelwiesera, ucznia słynnego Michaela Leopolda Willmanna. Po odzyskaniu w latach 90. kluczy do pomieszczeń piwnicznych obrazy zastawione regałami i niepotrzebnymi sprzętami odnalazł ojciec Joachim. Prace konserwatorskie rozpoczęły się w 2017 r. Kontynuowano je do końca 2020 r.

W oparciu o styl dzieł przypuszczano, że ich autorem może być osoba z otoczenia Willmanna, nazywanego m.in. śląskim Rembrandtem, Rubensem lub Rafaelem. Hipoteza ta potwierdziła się dopiero przy konserwacji ostatniego obrazu, na którym Eybelwieser pozostawił swoją sygnaturę.

Johann Jacob Eybelwieser urodził się w 1667(?) w Wiedniu(?) w rodzinie artystycznej Hansa Eybelwiesera. Osiadłszy we Wrocławiu, współpracował z Michaelem Willmannem. Jak podkreśla ojciec Jozafat Roman Gohly, nie wiemy do końca, jaką rolę w warsztacie Willmanna pełnił Eybelwieser. Widoczne jest jednak w jego pracach naśladownictwo Willmanna i charakterystyczna szkicowa maniera, którą starał się nieudolnie naśladować.

Warsztat Johanna Jacoba znajdował się na terenie parafii św. Macieja we Wrocławiu. Dziś jego prace można zobaczyć w katedrze świdnickiej, Oleśnicy Małej, Owczarach, Tyńcu nad Ślęzą, Gorzanowie, Lwówku Śląskim oraz, oczywiście, we Wrocławiu. Różne opracowania historyczne wskazują na współpracę Eybelwiesera z zakonami joannitów, augustianów, norbertanów, bonifratrów, dominikanów czy Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą. Cykl „Cuda św. Antoniego” rzuca zaś nowe światło na jego kontakty z franciszkanami.

Zagmatwane losy cyklu dzieł

W Archiwum Narodowym w Pradze znajduje się kronika wrocławskiego klasztoru franciszkanów pisana w latach 1750-56 (Archivum Conventus Wratislaviensis noviter descriptum Anno MDCCL). Z jednego z jej zapisów wynika, że w 1719 r. zakonnicy przyjęli darowizny na poczet zamówienia cyklu 11 scen z życia św. Antoniego Padewskiego. Malowidła miały zawisnąć w klasztornych krużgankach. W dalszej części kroniki napisano, że w latach 1720-22 jedenastu innych darczyńców ufundowało kolejne malowidła. Co ważne, pod nazwiskami darczyńców pojawiła się informacja, że za każdy z tych obrazów malarzowi Johannowi Eybelwieserowi zapłacono po 10 florenów.

Nie wiadomo, jaką dokładnie drogę pokonały obrazy, by ostatecznie znaleźć się w kościele św. Antoniego na Karłowicach. Na początku XVIII w., gdy powstawał cykl, klasztor franciszkanów znajdował się na ul. św. Antoniego. Franciszkanie opuścili go ok. 1793 r., a klasztor przekazano elżbietankom. Jak napisał w opracowaniu ojciec Jozafat Roman Gohly, po długim okresie sekularyzacji i likwidacji zakonów, franciszkanie wrócili do Wrocławia w 1889 r. jako spowiednicy katedralni i zamieszkali przy kościółku św. Idziego. Dopiero w 1894 r. rozpoczęto starania o zakup działki, a następnie budowę klasztoru i kościoła św. Antoniego na obecnych Karłowicach.

Zgodnie z relacjami najstarszych współbraci, obrazy były w klasztorze w latach 50. Za czasów PRL-u większa część klasztoru była przejęta przez władze, a w obiektach mieściło się m.in. liceum. Ostatecznie obrazy, które musiały cały czas znajdować się w pomieszczeniach piwnicznych, znalazł w latach 90. wspomniany na początku ojciec Joachim.

Co przedstawiają zachowane obrazy

Konserwacją 4 z 5 obrazów („Prezentacji św. Antoniego”, „Wskrzeszenia umarłego”, „Spowiedzi św. Antoniego” oraz „Kazania św. Antoniego”) zajęła się mgr Joanna Jędrzejak z Legnicy. Restaurację „Kazania w deszczu” prowadził zaś mgr Krzysztof Lis z Wrocławia. Do czasu konserwacji dzieła były przechowywane w pomieszczeniach klasztornych.

„Prezentacja św. Antoniego” przedstawia parę z dzieckiem. Późniejszy święty urodził się w Lizbonie, nieopodal kościoła Matki Bożej. Po lewej stronie na górze naszkicowano obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. W części centralnej fragment Lizbony, z drogą prowadzącą do portu. Na dole łaciński napis „Nasceris Antoni prope Divae Virginis Aedem, Non procul a Domina servus abelle potest” oraz napis w języku staroniemieckim „Antonius wirdt nahe bey der Aller Seligsten Mutter, Gottes Kirchen zu Lisabona gobohren und auser zogen", głoszący „Antoni rodzi się nieopodal kościoła Matki Bożej w Lizbonie i jest wyniesiony na zewnątrz”.

Obraz „Kazanie w deszczu” nawiązuje do jednego z cudów św. Antoniego. Gdy Antoni przemawiał do ludzi, a ci zaczęli się rozchodzić, bo zbierało się na burzę, święty poprosił ich, by zostali, obiecując, że nic się nie stanie. Na jego słuchaczy nie spadła ani jedna kropla deszczu. Dlatego też widzimy przemawiającego Antoniego i zgromadzonych wokół ludzi, nad którymi niebo jest pogodne. Łaciński i niemiecki napis można przetłumaczyć jako „Niebo osuszało powietrzem obłok, kiedy Antoni przemawiał.

W prezbiterium po lewej stronie, najbliżej ołtarza głównego, franciszkanie powiesili obraz „Wskrzeszenie umarłego”. Jedna z wersji cudu mówi, że w ogrodzie Marcina, ojca Antoniego, znaleziono ciało zamordowanego człowieka. Marcin został więc posądzony o morderstwo. Św. Antoni w cudowny sposób przeniósł się do Portugalii i wskrzesił zmarłego. Ten nie potrafił wskazać mordercy, ale potwierdził, że to nie Marcin go zamordował. Tutaj tekst łaciński głosi "Liberat infontem distans, a morte Parentem; Res nova! dat vitam Filius iste Patri" „Wyzwala mimo odległości, od śmierci Rodzica (Ojca); Rzecz niesłychana! dając życie, Syn tego Ojca.”. W tekście niemieckim czytamy zaś: "Antonius kombt in einen augenblick auf Welschland in Portugal und hilft seinem Vatter im auserstem Nöthen durch erweckung eines Todten", co znaczy „Antoni pojawia się w mgnieniu oka w historycznej Portugalii i pomaga swojemu ojcu w pilnej potrzebie, przez wskrzeszenie umarłego”.

Naprzeciwko „Wskrzeszenia” zobaczymy „Spowiedź św. Antoniego”. W ostatnim roku życia (1231) św. Antoni wiele czasu spędził w roli spowiednika. W lewej części obrazu widzimy herb wskazujący, że fundatorem obrazu jest hrabia von Lestwitz herbu Nowina. Warto zwrócić uwagę na nietypową postać kobiety z dzieckiem na plecach. W kulturze europejskiej zwykle przedstawia się kobiety trzymające dziecko przed sobą. Tutaj zaś kobieta trzyma dziecko w sposób charakterystyczny dla kultury afrykańskiej. Ponadto kobieta jest bosa, co może być nawiązaniem do tradycji przychodzenia boso do grobu św. Antoniego. Zarówno napis łaciński, jak i niemiecki mówią o nawróceniu i odpuszczeniu grzechów.

Św. Antoni był Portugalczykiem, przemawiał po włosku, ale rozumieli go rozmaici ludzie. Widzimy to na obrazie „Kazanie św. Antoniego”, gdzie wśród zgromadzonych znajdują się osoby ubogie i bogate, a także ludzie reprezentujący różne stany, kontynenty i narody. To, co mówi święty, jest zrozumiałe dla każdego. Napisy „Natali linguae dialecto noscitur omnis; Hic de qua patria venit civitate viaque” i „Antonius predigt und wird in unterschiedlichen; Sprachen von allen Völkern verstanden” odnoszą się właśnie do rozumienia słów Antoniego przez wszystkich ludzi.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed laty w podwrocławskim Domasławiu odkryto datowany na lata 850 – 400 p.n.e. cmentarz kultury łużyckiej, na którym w trakcie prac wykopaliskowych znaleziono ponad 800 pochówków urnowych. Wyposażenie grobów stanowią standardowe naczynia i importowane artefakty, jak miecze, naczynia z brązu, przybory toaletowe czy ozdoby. Świadczą one o kontaktach handlowych między tamtejszą społecznością, a centrami kultury halsztackiej oraz regionem śródziemnomorskim. Teraz Agata Hałuszko z UMCS, Marcin Kadej z UWr i Anna Józefowska z PAN znaleźli coś wyjątkowego – ozdobę z fragmentów ciał chrząszczy z gatunku naliściak zielonkawy (Phyllobius viridicollis).
      Zwykle na cmentarzyskach kręgu kultur popielnicowych – a do nich należy kultura łużycka – znajdowany materiał organiczny to zwęglone kości, węgiel drzewny. Dotychczas nie znaleziono jednoznacznych dowodów na wykorzystanie na cmentarzyskach ozdób z insektów.
      Inaczej było w Domasławiu, w grobie 543. Znajdowały się tam trzy urny. W tej oznaczonej numerem 1 zidentyfikowano szczątki dziecka w wieku 9–10 lat, które złożono wraz z kośćmi kozy lub owcy. W urnie 2. pochowano osobę dorosłą, zmarłą w wieku 20–35 lat. Urna 5 zawierała zaś bardzo nieliczne fragmenty kości, na podstawie której nie można określić wieku czy płci zmarłej osoby.
      W górnej warstwie wypełniającej urnę 1 archeolodzy odkryli 12 całych i 5 fragmentów przedpleczy naliściaków zielonkawych. Bliższe badania wskazały, że pozostałe części owadów zostały celowo usunięte. Niektóre z nich nanizano na źdźbło trawy. Niektóre przedplecza, które prawdopodobnie zachowały się w pierwotnym układzie, ułożono w jednym kierunku, zachodzące na siebie.
      Badacze przypuszczają, że przedplecza stanowiły ozdobę. Mogły być fragmentem zdobienia pojemnika z kory brzozowej, fibuli lub też zostały złożone w pudełku z kory brzozy w podarunku zmarłemu dziecku.
      Odkrycie pozostałości po ozdobie z chrząszczy – ze względu na wyjątkową nietrwałość materiału – jest nie tylko czymś wyjątkowym, ale pozwoliło określić porę roku, w której dokonano pochówku. Biorąc pod uwagę fakt znalezienia pyłku mniszka oraz przedplecza dorosłych chrząszcz, można stwierdzić, że dziecko z urny 1 pochowano pod koniec wiosny lub na początku lata.
      Odkrycie zostało opisane w piśmie Antiquity.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Krzywinie niedaleko Wrocławia znajduje się Skałka Goethego. Jednak jej nazwa nie pochodzi od poetyckich uniesień, jakie o zachodzie słońca przeżywał na skałce ten największy z niemieckich poetów, a od jego dokonań naukowych. Skałka Goethego to stare wyrobisko, w którym od XVII wieku wydobywano kryształy górskie. Goethe, który przebywał w Krzywinie, jako pierwszy zainteresował się bliżej odsłanianymi w tym miejscu, osobliwymi dla Dolnego Śląska, kwarcytami daktylowymi. W 1823 roku napisał na ich temat traktat, w którym zwraca uwagę, że kwarcyty te są podobne do brazylijskich utworów skalnych odkrytych przez Ludwiga van Eschwege. Kwarcyt daktylowy to skała przeważnie jasnoszara z uporządkowaną kierunkową budową, którą podkreślają wrzecionowate agregaty kwarcytowe podobne do daktyli. Naukowcy do dzisiaj spierają się o sposób powstania tych skał. Według jednych jest to tektonit, czyli efekt deformacji tektonicznej, która towarzyszyła przemianom piaskowców kwarcytowych. Według innych zaś, to wynik deformacji i metamorfizmu zlepieńców, w których znajdowały się otoczaki. Wedle tego poglądu kwarcyt daktylowy jest metazlepieńcem.
      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Brytyjska poczta postanowiła uczcić 40-lecie początków „Świata Dysku” Terry'ego Pratchetta za pomocą serii 8 znaczków. Jak dobrze pamiętają wszyscy fani twórczości pisarza, w 1983 r. ukazał się pierwszy tom tego cyklu satyrycznych powieści fantasy pt. „Kolor magii”.
      Znaczki zdobią rysunki ilustratora Paula Kidby'ego; można na nich zobaczyć maga Rincewinda, Bibliotekarza, gwiezdnego żółwia A’Tuina, czarownicę Esmeraldę Weatherwax, zwaną Babcią Weatherwax czy sir Samuela Vimesa. Royal Mail zamówiła też rysunki z Moistem von Lipwigiem, Tiffany Obolałą (Akwilą Dokuczliwą), a także Śmiercią i Mortem.
      Od 3 sierpnia znaczki są dostępne w przedsprzedaży m.in. w sklepie internetowym brytyjskiej poczty. Zgodnie z zapowiedzią, regularna sprzedaż rozpocznie się już 10 sierpnia.
      Podczas prac nad jubileuszową serią Royal Mail ściśle współpracowała nie tylko ze wspominanym wcześniej ilustratorem, ale i ze spadkobiercami zmarłego w 2015 r. pisarza.
      Te wspaniałe znaczki spodobają się zarówno starszym, jak i młodszym pokoleniom. Powieści z cyklu „Świata Dysku” Terry'ego Pratchetta cieszą się niesłabnącą popularnością. To dobrze, że świętujemy 40-lecie „Koloru magii” za pomocą zestawu znaczków będącego uhonorowaniem pracy tego znanego na całym świecie pisarza - podkreśla David Gold z Royal Mail.
      To wielki zaszczyt móc zilustrować zestaw znaczków upamiętniający 40-lecie „Świata Dysku”. Teraz wreszcie mogę się tym pochwalić! Sądzę, że wybrano świetny sposób na upamiętnienie dziedzictwa Terry'ego [...] - twierdzi Kidby.
      Na stronie internetowej Royal Mail można również zobaczyć różne wersje koperty Pierwszego Dnia Obiegu (ang. FDC, od first day cover), arkusz kolekcjonerski z alternatywnymi scenami, pocztówki czy oprawione wydruki niektórych znaczków z autografem Kidby'ego.
      Paul Kidby zaczął pracować z Pratchettem w 1993 r. Od 2002 r. projektował okładki powieści ze „Świata Dysku”.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Intel ogłosił, że wybuduje w Polsce supernowoczesny zakład integracji i testowania półprzewodników. Stanie on w Miękini pod Wrocławiem, a koncern ma zamiar zainwestować w jego stworzenie do 4,6 miliarda dolarów. Inwestycja w Polsce to część obecnych i przyszłych planów Intela dotyczących Europy. Firma ma już fabrykę półprzewodników w Leixlip w Irlandii i planuje budowę drugiej w Magdeburgu w Niemczech. W sumie Intel chce zainwestować 33 miliardy euro w fabrykę w Niemczech, zakład badawczo-rozwojowo-projektowy we Francji oraz podobne przedsięwzięcia we Włoszech, Hiszpanii i Polsce.
      Zakład w Polsce ma rozpocząć pracę w 2027 roku. Zatrudnienie znajdzie w nim około 2000 osób, jednak inwestycja pomyślana została tak, by w razie potrzeby można było ją rozbudować. Koncern już przystąpił do realizacji fazy projektowania i planowania budowy, na jej rozpoczęcie będzie musiała wyrazić zgodę Unia Europejska.
      Intel już działa w Polsce i kraj ten jest dobrze przygotowany do współpracy z naszymi fabrykami w Irlandii i Niemczech. To jednocześnie kraj bardzo konkurencyjny pod względem kosztów, w którym istnieje solidna baza utalentowanych pracowników, stwierdził dyrektor wykonawczy Intela, Pat Gelsinger. Przedstawiciele koncernu stwierdzili, że Polskę wybrali między innymi ze względu na istniejącą infrastrukturę, odpowiednio przygotowaną siłę roboczą oraz świetne warunki do prowadzenia biznesu.
      Zakład w Miękini będzie ściśle współpracował z fabryką w Irlandii i planowaną fabryką w Niemczech. Będą do niego trafiały plastry krzemowe z naniesionymi elementami elektronicznymi układów scalonych. W polskim zakładzie będą one cięte na pojedyncze układy scalone, składane w gotowe chipy oraz testowane pod kątem wydajności i jakości. Stąd też będą trafiały do odbiorców. Przedsiębiorstwo będzie też w stanie pracować z indywidualnymi chipami otrzymanymi od zleceniodawcy i składać je w końcowy produkt. Będzie mogło pracować z plastrami i chipami Intela, Intel Foundry Services i innych fabryk.
      Intel nie ujawnił, jaką kwotę wsparcia z publicznych pieniędzy otrzyma od polskiego rządu. Wiemy na przykład, że koncern wciąż prowadzi negocjacje z rządem w Berlinie w sprawie dotacji do budowy fabryki w Magdeburgu. Ma być ona warta 17 miliardów euro, a Intel początkowo negocjował kwotę 6,8 miliarda euro wsparcia, ostatnio zaś niemieckie media doniosły, że firma jest bliska podpisania z Berlinem porozumienia o 9,9 miliardach euro dofinansowania. Pat Gelsinger przyznał, że Polska miała nieco więcej chęci na inwestycję Intela niż inne kraje.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W prywatnej kolekcji w Wielkiej Brytanii odkryto jakiś czas temu nieznaną parę portretów pędzla Rembrandta. Obrazy przedstawiają osoby z jego najbliższego kręgu. Mają zostać sprzedane na początku lipca przez dom aukcyjny Christie's. Szacuje się, że cena może sięgnąć 5-8 mln funtów (6,25-10 mln dol.).
      Dzieła są sygnowane i datowane na 1635 r.  Przedstawiają mieszkańców Lejdy - hydraulika Jana Willemsz. van der Pluyma (ok. 1565-1644) i jego żonę Jaapgen Carels (1565-1640). Majętni mieszczanie byli powiązani z rodziną Rembrandta przez małżeństwo syna.
      W 1635 r., gdy powstały portrety, van der Pluymowie kupili ogród położony obok ogrodu matki Rembrandta.
      Należeli do bardzo bliskiego otoczenia mistrza. Opisywane portrety możemy [więc] postrzegać raczej jako osobiste dokumenty niż formalne zamówienia - powiedział Washington Post Henry Pettifer, ekspert od dawnych mistrzów domu aukcyjnego Christie's.
      Niesamowite jest to, że obrazy te były zupełnie nieznane. Nie wspominano o nich w XIX-XX-w. literaturze nt. Rembrandta - dodał specjalista w wywiadzie dla CNN-u. Ich niewielkie rozmiary, a także intymna natura sugerują, że uwiecznionych ludzi łączyła z malarzem bliska relacja. Sądzę, że to najmniejsze znane nam portrety pędzla Rembrandta [mierzą 19,9x16,5 cm].
      Jak podkreślono w komunikacie domu aukcyjnego, portrety pozostawały w rodzinie modeli do 1760 r.; po śmierci ich praprawnuka Martena ten Hove (1683-1759) zostały sprzedane na aukcji w Amsterdamie. Trafiły do Warszawy, do kolekcji hrabiego Wincentego Potockiego. Później w ich posiadanie weszli kolejno baron d'Ivry i pierwszy baron Glenlyon James Murray. Ten ostatni wystawił obrazy na sprzedaż w Christie's (aukcja odbyła się 18 czerwca 1824 r., a wizerunki opatrzono następującym opisem: „Rembrandt – wyjątkowo porywający, z pięknymi barwami”). Od tej pory dzieła przez niemal 200 lat należały do tej samej brytyjskiej rodziny.
      Pettifer wyjaśnił mediom, że odkryto je przypadkowo parę lat temu, podczas rutynowej oceny wyposażenia domu. Ekspert przyjrzał się zbiorom rodzinnym podczas pandemii. Ujawnił, że choć właścicielom obrazy się podobały, nie byli pewni, czy to Rembrandt i nigdy się tym specjalnie nie interesowali. Później autentyczność portretów potwierdzili specjaliści z Rijksmuseum. Przed aukcją będzie je można zobaczyć w Nowym Jorku, Amsterdamie i oczywiście Londynie.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...