Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Krytyczna edycja dzieł sposobem na zobaczenie w anachronicznej postaci Sienkiewicza na miarę XXI w.

Rekomendowane odpowiedzi

Polscy specjaliści podejmą się opublikowania w opracowaniu krytycznym wszystkich udokumentowanych co do autorstwa utworów Henryka Sienkiewicza. Projektem „Pisma Henryka Sienkiewicza. Edycja krytyczna pierwsza. Z okazji 100. Rocznicy Odzyskania Niepodległości” pokieruje prof. Jolanta Sztachelska z Uniwersytetu w Białymstoku (UwB). Jak podkreślono w komunikacie prasowym uczelni, edycji poddana zostanie nowelistyka, powieści, podróżopisarstwo, publicystyka społeczna i literacka, pisma polityczne, wywiady, ankiety i inne utwory – poza korespondencją prywatną pisarza, która została opracowana i opublikowana.

Plan na lata

Wg badaczki, realizacja zamierzenia zajmie kilkanaście lat. Pierwszy etap ma potrwać 60 miesięcy; na ten cel przyznano finansowanie w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki (moduł „Dziedzictwo narodowe”). W ciągu tych 60 miesięcy naukowcy chcą opracować i opublikować przynajmniej 10 tomów dzieł noblisty. Kolejne dwa powinny zaś zostać przygotowane do druku.

Jeśli projekt będzie kontynuowany i zostaną wdrożone kolejne etapy, planowane jest także opracowanie 1) koncepcji cyfrowej publikacji wybranych utworów pisarza i 2) portalu prezentującego jego warsztat.

Koniec końców naukowcy chcieliby opublikować 36 tomów oryginalnych dzieł Sienkiewicza. Jest na co czekać, gdyż zespół wspomina o nowoczesnym opracowaniu edytorskim, z komentarzem, przypisami oraz historią tekstu czy odmianami tekstowymi. Suplementem miałyby być 4 tomy tłumaczeń utworów mających kluczowe znaczenie dla światowego odbioru Sienkiewicza („Ogniem i mieczem”, „Quo vadis” itp.).

Skład zespołu

Sekretarzem projektu będzie dr Karolina Szymborska z UwB. W skład zespołu wchodzi też kilkunastu badaczy z całego kraju. Są to wybitni znawcy literatury XIX w., sienkiewiczolodzy i osoby, które dopiero rozpoczynają karierę naukową. Prof. Sztachelska chce bowiem wykształcić grupę edytorów zarówno ze średniego, jak i młodszego pokolenia. Czeka ich nie lada wyzwanie, ponieważ problemem mogą być same źródła - niepełne czy niesprawdzone - mnogość wersji oraz wydań poszczególnych utworów i rozproszenie druków (np. w przypadku pism politycznych).

Zobaczyć w anachronicznej postaci Sienkiewicza na miarę XXI w.

Chcielibyśmy przywrócić dziełu Sienkiewicza stosowną mu pozycję w kulturze współczesnej. Pierwszemu polskiemu laureatowi Nagrody Nobla należy się uwaga i zainteresowanie głębsze niż to, którym obdarza się go obecnie. W naszej ocenie edycja krytyczna może wpłynąć na zmianę wizerunku autora Trylogii. Może być szansą, byśmy w przemienionej w mit, anachronicznej postaci z przeszłości, zobaczyli wreszcie Sienkiewicza na miarę XXI wieku - człowieka zainteresowanego modernizującym się światem, wsłuchanego w swój czas, mającego własny, nieraz bardzo krytyczny stosunek do wielu przejawów życia politycznego i społecznego, nade wszystko zaś - zatroskanego przedłużającą się niewolą, projektującego przyszłość wolnej Polski [...] - podkreśla prof. Sztachelska.

Co wpływa na przeinaczenie wizerunku XIX-wiecznego pisarza? Specjalistka wskazuje na 2 powody: bezkrytyczną recepcję popularną, w której pomija się niewygodne wątki niepasujące do wytworzonych mitów i brak źródeł.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sienkiewicz i inni pisarze pozytywizmu to ludzie z krwi i kości, a nie nudziarze, przekonuje dr hab. Agnieszka Kuniczuk, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, obecnie adiunkt na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Czytane pod skreśleniem. Sienkiewiczowskie bruliony nowel jako wskazówki do analizy procesu twórczego”, wielu artykułów naukowych i książeczki dla dzieci „To ja, Sienkiewicz”. Wśród jej zainteresowań naukowych znajduje się intymistyka XIX wieku, edytorstwo naukowe dzieł dziewiętnastowiecznych, krytyka genetyczna i badanie procesu myślowego pisarzy na podstawie rękopisów, a także biografie kobiet (o jednej z nich właśnie pisze książkę).
      Sienkiewicz, ale i reszta pisarzy pozytywizmu, to ktoś nudny, poważny, elegancko ubrany, piszący w celach edukacyjnych lub ku pokrzepieniu serc i zachowaniu polskości. Taki obraz wynosimy ze szkoły. Czy ci twórcy rzeczywiście tacy byli?
      O nie!!! Szkoła pokazuje wszystko z jednej perspektywy… dlatego wciąż aktualne jest powiedzenie Gombrowicza: „jak zachwyca, skoro nie zachwyca…?”. I nie dotyczy to tylko Słowackiego. O Sienkiewiczu, Orzeszkowej, Konopnickiej i wielu innych uczy się tak samo. Zapominamy, że to byli prawdziwi ludzie, mający rodziny, domy, własne pasje i słabości. W szkole wszystko przepełniamy patosem. Nawet zwrot użyty w ostatnim zdaniu „Trylogii” przekręciliśmy, bo „dla pokrzepienia serc”, jak napisał Sienkiewicz, brzmiało zbyt prosto, więc wyszło nam to nieszczęsne „ku” na początku. Szkoła wymaga dat urodzin i zgonu, znajomości podstawowych tytułów książek, a potem dręczy młodzież charakterystyką bohaterów.
      Wielokrotnie spotykałam się z młodzieżą i opowiadałam o wielkiej pasji Sienkiewicza do podróżowania. On był w Afryce, Stanach Zjednoczonych, wielu krajach europejskich. Znał kilka języków i miał znajomych na całym świecie. Jego najbliższy przyjaciel, milioner i wynalazca Bruno Abakanowicz, miał własną wyspę, na której Sienkiewicz z rodziną spędzał niejedne wakacje. Dziś nawet czytałam list Sienkiewicza do siostry. Pisał w nim, że nie musi pakować sukien i kosmetyków do makijażu, bo u Abakanowicza cały dzień chodzi się w stroju kąpielowym. Oczywiście, gdy trzeba było, zakładał frak, a panie eleganckie suknie. Ale wydaje mi się, że gdybyśmy uczyli więcej o codzienności, kulturze XIX wieku, to i zamiłowanie do czytania by wzrastało, a i twórcy by stali się bardziej bliscy.
      Czy Pani wie, że Orzeszkowa przez kilka lat miała zakaz opuszczania Grodna, wyjeżdżała tylko do małej wioski, która cudem należała formalnie do miasta? Pisząc do osób, które miały ją odwiedzić, instruowała: to nie jest daleko, 4 godziny do mnie, potem tylko 2 w drodze powrotnej. Dlaczego tak? Bo płynęło się do niej po Niemnie, pod prąd dłużej, z prądem krócej.
      A Konopnicka? Można powiedzieć, że prowadziła życie nowoczesne, była mocno zaangażowana w rodzący się feminizm, nie bała się przyznawać do swoich preferencji płciowych. A my uczymy, że napisała „Naszą szkapę”, bo miała dużo dzieci.
      W XIX wieku żyli też Maria Skłodowska, jej siostra, która założyła wraz z mężem pierwsze sanatorium w Zakopanem, lekarz Tytus Chałubiński czy malarz Stanisław Witkiewicz. O nich w szkole nie wspominamy (no… czasem o Skłodowskiej), a oni oprócz tego, że byli wybitni w swoich dziedzinach, też pisali, rozwijali się w zupełnie innych nurtach. Czy to nie fascynujące?
      XIX wiek był niezwykle ciekawy, a my uczymy dzieci o pracy u podstaw. To też jest oczywiście ważne, ale nie można tylko tak. Rozumiem, że mamy mało zdjęć, na których pisarze są przedstawiani jako zwykli ludzie – dzieje się tak, bo fotografia nie była powszechna jak dziś. Wszystkie zdjęcia wykonywano w atelier fotograficznych, był pewien kodeks czy sposób pozowania. Ale to też jest ciekawe, gdyby uczniowie o tym wiedzieli, mieliby pole do wyobrażania sobie, jak ci ludzie mogli wyglądać w zwykłych, codziennych sytuacjach.
      Sienkiewicz na przykład – używając współczesnej nomenklatury – był gadżeciarzem. Chętnie kupował wszystkie nowinki techniczne, uczył się jazdy na rowerze, miał maszynę do pisania. Wielką wagę przykładał do tego, by jego dzieci (a miał syna i córkę) nie tylko były wykształcone, znały języki, ale również by uprawiały sport i rozwijały własne pasje.
      O XIX wieku można mówić godzinami, wyciągać wciąż nowe anegdoty i opowieści… z pasją czytać utwory literackie. Może kiedyś stworzymy taki program nauczania, który pozwoli zachwycać młodych ludzi.
      Dziedzina, którą się Pani zajmuje, to krytyka genetyczna. Na czym ona polega?
      Krytyka tekstu to przede wszystkim przyglądanie się i opisywanie, jak tekst powstawał, jaka jest jego geneza i czy w kolejnych wydaniach różnił się od pierwodruku. Nie ma nic wspólnego z krytykanctwem, czyli mówieniem czegoś złego. Krytyka genetyczna schodzi o poziom niżej, zajmuje się wszystkim, co wydarzyło się przed wydrukowaniem utworu. Materiałem do moich badań są głównie rękopisy utworów literackich, notatek, notesów oraz korespondencja pisarzy. Na ich podstawie analizuję, jak powstawało dzieło literackie krok po kroku: od pomysłu, aż do wydrukowania. Ja nazywam to procesem myślowym, w krytyce genetycznej mówimy o archiwum pisarza, przedtekście, artefaktach…
      Co można zobaczyć w rękopisach, czego nie widać w już wydanej książce?
      Rękopisy pokazują, z czym zmagał się pisarz, jakie fragmenty książki przysparzały mu najwięcej kłopotu. Często możemy też poznać wcześniejsze pomysły i wersje dobrze znanych utworów literackich. Im więcej skreśleń, tym ciekawsza praca krytyka genetycznego. W rękopisach zachowała się nie tylko wersja ostateczna, ale także skreślenia, dopiski, często rysunki. Rękopis jest dynamiczny, nawet u najlepszych włodarzy pióra pojawiają się skreślenia i namysł nad fabułą. Tego w wydanej książce nie mamy. Druk to ostateczna, zaakceptowana przez pisarza wersja jego zmagań.  
      Wróćmy do Sienkiewicza. Jaki człowiek wyłania się z analizy jego rękopisów?
      Można to opisać na paru poziomach. Na pewno był bardzo oszczędny i nie wydawał niepotrzebnie pieniędzy: pisał na papierach firmowych z hoteli i pensjonatów, czasem na maleńkich karteczkach, zapisywał dosłownie wszystko, co można było zapisać. Był też dość skrupulatny, numerował kolejne karty, zaznaczał wydawcom, gdzie powinni skończyć drukowanie kolejnej części utworu (bo w XIX wieku najczęściej pierwodruk ukazywał się w gazecie, a więc w odcinkach). Miał, zdaje się, swój ulubiony atrament, bo większość kartek zapisana jest w tym samym kolorze.
      Widać też w rękopisach upływ lat, ręka z każdym rokiem bardziej się trzęsła, więc litery stawały się mniej wyraźne. Choć muszę powiedzieć, że czytałam wiele rękopisów i te Sienkiewicza czyta się niezwykle łatwo i przyjemnie. Dukt pisma jest równy, a litery wyraźne, co może świadczyć o zdyscyplinowaniu pisarza.
      Choć z korespondencji wiemy, że najpierw układał w głowie fabułę, a potem ją spisywał, to w rękopisach widać też, jak starał się adekwatnie dobierać słowa, a nawet całe ustępy, by wszystko było klarowne, a w treści nie pojawiały się żadne błędy. To chyba moment, by powiedzieć, że Sienkiewicz musiał mieć doskonałą pamięć, bo pisał z odcinka na odcinek, rękopis wysyłał do druku, kolejny tworzył bez spoglądania w to, co już stworzył. To wymagało wielkiego skupienia i samokontroli.
      Analizując rękopisy korespondencji, odkryć natomiast można człowieka przejętego losem rodziny i bliskich, hipochondryka, ale też człowieka pełnego humoru i dystansu do siebie. Moim zdaniem można go polubić.
       

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy w historii Muzeum Sztuki w Baltimore (BMA) ludzie, którzy na co dzień pilnują dzieł sztuki, wybrali dzieła sztuki na wystawę. Kuratorami Guarding the Art są pracownicy działu ochrony. Wystawa otworzy swoje podwoje 27 marca. Będzie ją można oglądać do 10 lipca.
      Na wystawie zobaczymy 26 dzieł, w tym obrazy, ceramikę z różnych okresów, instalację z ołówków czy kosz. To swoisty przekrój przez ery, gatunki, kultury i środki wyrazu. Strażnicy są kuratorami gościnnymi i przy wyborze oraz interpretacji dzieł mogli liczyć na wsparcie pracowników BMA. Dodatkowo ekipa współpracowała ze znaną niezależna kuratorką i specjalistką w dziedzinie historii sztuki dr Lowery Stokes Sims.
      Zaczęło się od rozmowy, która dotyczyła zaangażowania strażników w dodatkowe aktywności. Chciano im dać szansę na przedstawienie swojej perspektywy, zainteresowań i doświadczeń. Dzięki pozytywnym reakcjom okazało się, że w dziale ochrony pracują artyści, muzycy czy pisarze.
      Dla wielu gościnnych kuratorów wybór dzieł na wystawę był najtrudniejszą częścią projektu. Po sporządzeniu listy maksymalnie trzech preferowanych prac grupa spotkała się z kuratorami, konserwatorami i projektantami wystaw, by dowiedzieć się więcej o każdym z dzieł sztuki, jego kondycji i wymogach prezentacji. Ostatecznego wyboru dokonywano w oparciu o to, jak dobrze prace będą pasować do przestrzeni wystawienniczej. Później przyszedł czas m.in. na opracowanie podpisów i materiałów towarzyszących wydarzeniu.
      Strażnicy-kuratorzy, a jest ich 17, dostali dodatkowe wynagrodzenie za pracę przy wystawie. Doświadczenie to wpłynęło także na dr Sims, która w świecie sztuki funkcjonuje już od półwiecza. Widząc te osobiste reakcje na sztukę, byłam pozytywnie pobudzona i zachwycona. To, czego stałam się świadkiem, wykraczało poza moje dotychczasowe doświadczenia. Świeżość, bezpośredniość i spostrzegawczość przydarzyły mi się w momencie, kiedy wyjątkowo potrzebowałam zastrzyku energii w kontakcie ze sztuką.
      Michael Jones zaprojektował specjalną gablotę na „Głowę Meduzy” Antoine'a Bourdelle'a, tak by wreszcie móc w spokoju napawać się dziełem i nie obawiać się, że będzie ono dotykane przez zwiedzających. Elise Tensley skupiła się na sztuce kobiecej i wybrała „Koniec zimy” Jane Frank, abstrakcyjny obraz z 1958 r., który nie był wystawiany od 1983 r. Typem Chrisa Koo okazał się zaś obraz „The Oracle” Philipa Gustona (1974); to jego inspiracja, aby samemu tworzyć, hołdując wolności i szczerości, a nie chęci zadowalania innych. Takich osobistych historii wyrażonych za pomocą sztuki będzie więcej. A każda warta poznania...

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dziesiątego grudnia w Warszawie odbędzie się niezwykła licytacja. W domu aukcyjnym DESA Unicum zostaną wystawione pierwsze ilustracje, jakie powstały do „Ogniem i mieczem”. Autorem dzieł, długo uważanych za zaginione, jest sam Juliusz Kossak, dlatego szacuje się, że cena 12 ilustracji może sięgnąć nawet 1,5 miliona złotych.
      „Ogniem i mieczem” zostało po raz pierwszy wydane w 1884 roku i od tamtego czasu cieszy się olbrzymim powodzeniem. Ilustracje do książki tworzyło wielu znakomitych artystów, a pierwszym z nich był właśnie Kossak. Malarz miał już na swoim koncie ilustracje do „Pana Tadeusza” i „Pamiętników” Paska.
      Do ilustrowania dzieła Sienkiewicza zaprosił Kossaka lwowski fotograf i wydawca Edward Trzemeski. Kossak stworzył 12 prac – m.in. „Spotkanie Skrzetuskiego z Chmielnickim na Dzikich Polach”, „Napad Bohuna na Kurcewiczów w Rozłogach” czy „Przeprawa Skrzetuskiego przez staw pod Zbarażem” – które zostały zreprodukowane techniką fotogramu i wydano z nich album. Zostały też zaprezentowane w Zachęcie w 1886 roku.
      Kossak sprzedał swoje ilustracje hrabiemu Jerzemu Dunin-Borkowskiemu. To zresztą wywołało konflikt z wydawcą, który chciał dochodzić swoich praw w sądzie.
      Przez wiele kolejnych dziesięcioleci oryginały uznawane były za zaginione. Same ilustracje były jednak dobrze znane. Trafiły bowiem zarówno do książki jak i na pocztówki. Z czasem okazało się, że oryginały nie zaginęły. Po raz drugi w historii można było oglądać je na wystawie w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa w 1999 roku w setną rocznicę śmierci Kossaka. Później wystawiono je jeszcze trzykrotnie.
      Obecnie wiemy, że po wojnie trafiły do prywatnej kolekcji w Londynie, następnie do kolekcji w Wiedniu, a obecnie są własnością kolekcjonera z Krakowa. Za niecałe trzy tygodnie być może po raz kolejny zmienią właściciela.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...