Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

We wsi pod Biłgorajem znaleziono naczynie... peruwiańskiej kultury Chimu

Rekomendowane odpowiedzi

Na strychu domu jednej ze wsi w okolicach Biłgoraja znaleziono... naczynie peruwiańskiej kultury Chimú z X–XV wieku. Rozbite naczynie przekazał Muzeum Ziemi Biłgorajskiej anonimowy darczyńca. Początkowo specjaliści sądzili, że to zabytek polskiej sztuki ludowej, jednak gdy archeolog Konrad Grochecki zaczął je sklejać, okazało się, że do Biłgoraja trafiło coś wyjątkowego.

Naczynie to trafiło [do Muzeum] jeszcze przed moim zatrudnieniem i wtedy były nawet pomysły, że jest to wytwór jakiegoś ludowego artysty. Jednak gdy je zobaczyłem, skojarzyło mi się z kulturą Ameryki Południowej. Po wstępnym rozpoznaniu okazało się, że zabytek pochodzi z Ameryki Południowej, [a] dokładniej z terenów dzisiejszego Peru. Naczynie związane jest z kulturą Chimú, która powstała na początku X wieku. Jej kres rozpoczął się w roku 1470, kiedy to państwo zorganizowane przez lud Chimú zostało podbite przez Inków - wyjaśnia Grochecki.

Ucho naczynia przedstawia siedzącego człowieka grającego na instrumencie. Pozostała część naczynia jest ozdobiona półkolistym ornamentem i skośnymi liniami. W naczyniu przechowywano najprawdopodobniej płyny, wodę lub olej.

Nie wiadomo, w jaki sposób trafiło ono do Polski. Niewykluczone, że przyjechało w XIX wieku. Znamy bowiem przykłady Polaków, którzy w tym czasie pracowali dla rządu Peru i przywodzili różne zabytki. Jednym z takich podróżników był inżynier Władysław luger z Krakowa, który zgromadził pokaźną kolekcję prekolumbijskich zabytków; część z nich można oglądać w Muzeum Archeologicznym w Krakowie.

Muzeum Ziemi Biłgorajskiej spróbuje poznać historię naczynia i dowiedzieć się, w jaki sposób trafiło ono w okolice Biłgoraja. Jest to przepiękne naczynie. Garncarska sztuka Chimów naprawdę robi wrażenie. Obiekt będzie można oglądać, jak tylko zostaną zniesione obostrzenia. Naczynie będzie czekało na zwiedzających w naszym muzeum - stwierdził Konrad Grochecki w rozmowie z portalem Biłgoraj Nasze Miasto.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za krytykę, ale dziecko, by to lepiej posklejało. Rozumiem, że mogą być ubytki, ale widać na zdjęciach, że miejscami wzory się nie schodzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Kiedyś widziałem video na youtube, gdzie technik w renomowanej uczelni pracował nad sporą czaszką triceratopsa chyba przez 2-3 lata. Tyle pracy było potrzebne, żeby to osłonić, ogarnąć i porządnie zakonserwować do wystawy w muzeum.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas prac remontowych prowadzonych na strychu klasztornym przemyskich franciszkanów pod deskami podłogi odkryto opakowane w papier trzy późnogotyckie rzeźby. Prawdopodobnie pochodzą one z wyposażenia nieistniejącego już wcześniejszego kościoła. Figury zostały wpisane do rejestru zabytków.
      Jak podkreślono w komunikacie Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków z/s w Przemyślu, rzeźby nie były dotychczas znane i odnotowane w katalogach zabytków miasta, tym bardziej więc odkrycie należy uznać za spektakularne. Wstępna analiza historyczna i porównawcza, opracowana przez dr. hab. Piotra Łopatkiewicza, profesora Karpackiej Państwowej Uczelni w Krośnie, konsultanta naukowego krakowskiej ASP, określiła datowanie i poprzez analogie środowiska artystyczne, w których rzeźby mogły powstać.
      Najstarsza jest figura świętej Anny Samotrzeć, datowana na przełom lat 60. i 70., a najpóźniej na początek lat 70. XV wieku (1470-75 r.). Pozostałe dwie rzeźby - świętego Mikołaja i Madonny - pochodzą z późniejszego okresu, bo z wieku XVI. Figura św. Mikołaja jest datowana na 1510-15 r., zaś figura Marii na ok. 1530 r.; specjaliści analizują, do jakiego typu ikonograficznego ta ostatnia należy.
      Ze względu na warunki przechowywania stan zachowania rzeźb nie jest dobry; drewno jest przesuszone i nosi ślady działalności owadów. Widoczne są spore niekiedy ubytki polichromii, uszkodzenia gruntów kredowych i warstwy malarskiej. Rzeźby są niekompletne. O ile wśród zapakowanych w oddzielnym zawiniątku fragmentów można znaleźć dłonie Marii i kawałki szaty, o tyle niektórych elementów, w tym pastorału św. Mikołaja, niestety brakuje.
      Wśród zbiorów zakonnych, dużo później, odnaleziono jeszcze jedną niewielką rzeźbę przedstawiającą Dzieciątko Jezus. Wstępna analiza porównawcza sposobu opracowania obu rzeźb, Marii i Dzieciątka, pozwala przypuszczać, że stanowiły one jedną grupę, Maria trzymała na lewej ręce Dzieciątko [...].

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na strychu budynku w miejscowości Łazy, na obrzeżach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, zidentyfikowano kolonię nocka orzęsionego (Myotis emarginatus). To jeden z najrzadszych gatunków nietoperzy rozmnażających się w Polsce. Jest chroniony zarówno przez prawo krajowe, jak i na mocy Dyrektywy Siedliskowej UE oraz Konwencji Berneńskiej i Bońskiej.
      Jak podkreślono w komunikacie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu (UPP), nocek orzęsiony jest jednym z 8 gatunków nietoperzy, dla których ochrony wyznacza się obszary Natura 2000. M. emarginatus to gatunek ciepłolubny, w Polsce jego zasięg jest ograniczony do południowych regionów.
      Prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Nietoperzy (OTON) Błażej Wojtowicz przeżył spore zaskoczenie, gdy zobaczył zdjęcia przesłane przez zgłaszających problem właścicieli budynku. Chociaż identyfikacja gatunków nietoperzy na podstawie zdjęć jest bardzo trudna, a czasami wręcz niemożliwa, tym razem nie było wątpliwości, nietoperze na zdjęciu to były nocki orzęsione! – podkreślił.
      Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w dniu identyfikacji (11 maja) w okolicy przebywali Jolanta i Andrzej Węgiel, członkowie OTON-u, a zarazem pracownicy Wydziału Leśnego i Technologii Drewna UPP. Po kilku telefonach i krótkiej wymianie informacji pojechaliśmy na spotkanie z właścicielami budynku goszczącego nietoperze, aby dokonać oceny sytuacji na miejscu.
      Jak się okazało, spora część kolonii przyleciała właśnie z zimowisk, które znajdują się  najprawdopodobniej w jednej z jurajskich jaskiń. Nietoperze gromadziły się na ścianie budynku, czekając na otwarcie okienka wlotowego na strych.
      Jak komentowali właściciele, sytuacja taka powtarza się każdego roku. Mimo że są oni pozytywnie nastawieni do przyrody, to jednak kolonia nietoperzy licząca kilkadziesiąt osobników stwarzała im pewne problemy - opowiadali członkowie OTON-u. Przebywające na strychu nietoperze produkują spore ilości guana, które zalega na stropie. W tym roku na strychu została położona wełna mineralna. Ponieważ właściciele obawiali się, że może zostać zniszczona, starali się, by nietoperze przeniosły się w inne miejsce. Na ścianie budynku powieszono, na przykład, budki dla nietoperzy.
      Jak się później okazało, zabieg nie mógł się sprawdzić, bo nocki orzęsione nie korzystają z takich schronień. Ostatecznie okienko zostało otwarte, a już następnej nocy nietoperze przeniosły się na strych.
      Wg doniesień UPP, OTON podejmie starania o pozyskanie funduszy i zabezpieczenie budynku przed niekorzystnym oddziaływaniem kolonii nietoperzy poprzez zamontowanie specjalnego podestu do gromadzenia guana. Planowane jest także wykonanie przegrody, która oddzieli część strychu zajmowaną przez nocki. Oprócz tego mają powstać adaptacje, które zapewnią lepsze warunki ssakom rodzącym i wychowującym tu młode.
      Warto również wspomnieć o innych przykładach działań na rzecz kolonii rozrodczych nietoperzy na strychach. Polskie Towarzystwo Przyjaciół Przyrody "pro Natura" od lat prowadzi program ochrony podkowca małego (Rhinolophus hipposideros). W ramach tego programu wyremontowano strychy licznych budynków sakralnych, zakładając nowe miedziane pokrycia dachowe. Dzięki temu kolonie mają zapewnione dobre warunki, a obiekty - często zabytkowe i cenne - są zabezpieczone.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Już przed 7000 lat w Europie Środkowej pojawiły się niewielkie ceramiczne butelki i kubki z dzióbkami. Z czasem pojawiało się ich coraz więcej, niektóre przyjmowały kształt zwierząt. Naczynia takie znaleziono m.in. w grobach dzieci i niemowląt, co przyczyniło się do wysunięcia teorii, że naczynia te wykorzystywano podczas odstawiania dzieci od piersi. Jednak równie dobrze mogły być używane do karmienia chorych czy niedołężnych. Najstarsze takie naczynia pochodzą z neolitu, a coraz powszechniejsze stają się w epoce brązu i żelaza.
      Dotychczas jednak nie badano ich zawartości. Teraz na łamach Nature naukowcy poinformowali o wynikach badań trzech niewielkich naczyń pochodzących z okresu od 3200 do 2500 lat temu, jakie znaleziono w Bawarii w grobach niemowląt. Analiza wykonana przez Julie Dunne, geochemiczkę z University of Bristol, i jej zespół dowodzi, że w naczyniach przechowywano produkty mleczne, najprawdopodobniej samo mleko. Jak mówi Dunne, obecność molekuł mleka i znalezienie naczyń w grobach dzieci co najlepsze dowody, jakimi możemy dysponować, by wnioskować o przeznaczeniu naczyń.
      Zdaniem Sian Halcrow, bioarcheolog z nowozelandzkiego University of Otago, to pierwszy bezpośredni dowód, że mleko zwierząt znajdowało się w tych naczyniach i służyło do karmienia dzieci. Podawanie dzieciom mleka było jednym z wyników pojawienia się rolnictwa. Dzięki temu możliwe było szybsze odstawienie dziecka od piersi i wzrost populacji.
      Doktor Dunne badała w swojej karierze tysiące ceramicznych naczyń pod kątem obecnych tam molekuł po przechowywanej żywności. Zwykle naukowcy biorą fragment ceramiki, mielą ją i przeprowadzają badania. Jednak w przypadku wspomnianych naczyń, które są bardzo rzadki, takie podejście było wykluczone. Naukowcom udało się jednak wykonać niewielkie odwierty w dwóch naczyniach pochodzących z epoki żelaza oraz jednym z epoki brązu. Po zbadaniu próbek jednoznacznie stwierdzono, że obecne tam molekuły pochodzą z mleka.
      Użyciu zwierzęcego mleka towarzyszy szybki wzrost populacji, mimo tego, że – jak oceniają specjaliści – aż 35% dzieci umierało w pierwszym roku życia, a dorosłości dożywało tylko 50% ludzi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak najłatwiej zniszczyć chorą tkankę? Świetnym rozwiązaniem może być odcięcie dopływu krwi. Właśnie taki sposób uśmiercania zmian chorobowych wybrali naukowcy z firmy CeloNova BioSciences, którzy opracowali system pozwalający na niemal całkowicie bezinwazyjne zablokowanie przepływu krwi np. przez nowotwór.
      Biozgodność, precyzyjna kalibracja, zdolność do długotrwałego przebywania w roztworach oraz stabilność struktury - to cztery cechy, które, zdaniem twórców produktu, decydują o jego wyjątkowej przydatności w klinice. Wynalazek, nazwany Embozene, został w ostatnim czasie dopuszczony do rutynowego użytku w Unii Europejskiej oraz Stanach Zjednoczonych. Od momentu wprowadzenia był już stosowany m.in. do niszczenia włókniaków macicy, zaburzeń budowy naczyń, raka wątroby i innych silnie ukrwionych zmian chorobowych.
       
      Sekretem Embozene jest powłoka z materiału nazwanego Polyzene-F, posiadającego właściwości przeciwzapalne i bakteriobójcze. We wnętrzu ukryta jest wykonana z hydrożelu sfera, posiadająca, w zależności od wersji produktu, odpowiedni rozmiar (obecnie dostępnych jest siedem wariantów o średnicach od 40 do 900 mikrometrów).
      Powłoka poszczególnych rodzajów preparatu posiada unikalny dla siebie kolor, zmniejszający prawdopodobieństwo pomyłki podczas stosowania. Całość umieszczona została w gotowych do użycia strzykawkach o pojemności 1 lub 2 ml.
      Procedura leczenia z użyciem nowatorskiego środka jest dziecinnie prosta. Z pomocą technik obrazowania wystarczy namierzyć naczynie krwionośne, a następnie wbić strzykawkę do jego wnętrza. Podane w ten sposób mikrosfery są przenoszone wraz z krwią do momentu, w którym napotykają zwężenie. Dochodzi wówczas do embolizacji, czyli, mówiąc najprościej, zatkania naczynia i zablokowania przepływu życiodajnej cieczy. Prowadzi to do śmierci komórek zasilanych przez określone naczynie.
      Czy Embozene stanie się rozwiązaniem stosowanym rutynowo i skutecznym? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć, lecz trzeba przyznać, że prostota tego wynalazku jest naprawdę godna podziwu. Miejmy nadzieję, że już niedługo przekonają się o tym także polscy pacjenci. 
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wkłuwanie się w dziecięcą żyłę, by pobrać krew lub założyć wenflon, bywa bardzo trudne, o czym doskonale wiedzą laboranci, pielęgniarki i lekarze. Chcąc ułatwić życie małym pacjentom i personelowi, naukowcy z Holenderskiego Centrum Innowacji Medycznych wynaleźli świecącą żabę, która podświetla dłoń, unaoczniając przebieg naczyń.
      VascuLuminator wykorzystuje promienie podczerwone, które głęboko penetrują skórę i są dobrze absorbowane przez krew. Dzięki temu powstaje duży kontrast między sąsiadującymi tkankami. Kamera odbiera generowany w ten sposób obraz, wystarczy więc spojrzeć na ekran, by bez pudła wkłuć się za pierwszym razem.
      Twórcy żabki przekonują, że mimo przemawiającej głównie do dzieci formy, urządzenie sprawdza się także w przypadku dorosłych obawiających się wizyt w laboratorium, np. cierpiących na hemofobię, czyli lęk przed krwią i wszystkim, co się z nią wiąże.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...