Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Pierwszy w historii komiks Zamku Królewskiego na Wawelu. Przedstawia niezwykłą historię Szczerbca
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Humanistyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Zamek Królewski na Wawelu ogłosił frekwencję wszech czasów. Mijający sezon zamknie wynikiem ok. 1 mln 785 tys. zwiedzających. W komunikacie instytucji podkreślono, że udało się to, choć w ciągu pierwszych pięciu miesięcy br. większości ekspozycji nie można było zobaczyć, bo Zamek przechodził metamorfozę, przygotowując się do wielkiego otwarcia w czerwcu.
Dyrektor Wawelu prof. Andrzej Betlej przyznał, że w 2022 r. doszło do prawdziwego oblężenia Zamku. Zapowiedział, że także w przyszłym roku instytucja z pewnością zaskoczy zwiedzających, zaplanowano bowiem kilka cennych niespodzianek.
Łącznie w br. otwarto 16 wystaw. Przeprowadzona na 2 piętrach metamorfoza oznaczała przeniesienie ok. 1200 obiektów.
Wyliczono, że od 30 czerwca nowy Skarbiec Koronny zobaczyło niemal 140 tys. osób. Przy okazji podano parę godnych podziwu statystyk. Okazało się, na przykład, że podczas najbardziej intensywnych prac nad Skarbcem specjaliści wykonywali 20 tys. kroków dziennie. Do użytku oddano 46 nowych gablot; wykonano je z 15 ton stali i 9 ton szkła. By efektownie zaprezentować w dość niewielkiej przestrzeni ważący 335 kg stół o wymiarach 765x4020x1275 mm, wykonano specjalną gablotę. [...] Konserwatorzy oczyścili w sumie 624 ogniste języki ważącego 19,5 kg płaszcza Jana III Sobieskiego.
Zrealizowano też 73 filmy, a edukatorzy przeprowadzili ponad 1000 lekcji muzealnych. Wydawnictwo Zamku Królewskiego na Wawelu opublikowało 25 tytułów. Oprócz tego Wawel pochwalił się zdobyciem 12 prestiżowych nagród.
Kolekcję wzbogaciło 45 obiektów. Część poznamy za jakiś czas. Jeden z takich wyjątkowych zakupów pochodzi od Pawła Sanguszki, ostatniego przedstawiciela jednego z największych rodów magnackich w dawnej Rzeczypospolitej. To bezcenny zbiór sześciu gobelinów z połowy XVII wieku, ozdobionych herbami, które znajdowały się w rezydencjach jego rodziny - podkreślono. Badania wykazały, że pierwotnie należały one do Dymitra Jerzego Wiśniowieckiego.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Od 18 marca na Zamku Królewskim na Wawelu będzie można zobaczyć wszystkie arrasy stworzone na zamówienie króla Zygmunta Augusta, które znajdują się obecnie w polskich zbiorach. Jak podkreślono w komunikacie Zamku, to jedyny w dziejach jagiellońskiej rezydencji pokaz całej zachowanej kolekcji we wnętrzach, dla których tapiserie zostały stworzone. Wystawie "Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021–1961–1921" towarzyszą prace współczesnych twórców - Mirosława Bałki i Marcina Maciejowskiego. Kuratorami i autorami wystawy są Magdalena Ozga, Magdalena Piwocka i Jerzy Holc.
Burzliwe dzieje tkanin mogłyby być inspiracją dla serialu sensacyjnego
Tytuł wystawy nawiązuje do burzliwych losów tkanin, które były ukrywane przed Szwedami i zostały zrabowane na polecenie carycy Katarzyny. Trzy dni przed wkroczeniem Niemców do Krakowa w 1939 roku arcydzieła wywieziono galarem wiślanym. Osiemnastego września ewakuowano je do Rumunii, potem przez Francję trafiły do Kanady. Od powrotu z Rosji rozpoczął się wieloletni proces konserwacji, który trwa zresztą do dziś.
Jak podkreślił dyrektor Zamku dr hab. Andrzej Betlej, to pierwszy od XVI wieku pokaz całej kolekcji arrasów. Chcieliśmy pokazać galę arrasów, dlatego podjęliśmy decyzję, że wyeksponujemy wszystkie niezależnie od ich stanu zachowania. Uświadomienie bogactwa tej kolekcji jest jednym z naszych celów.
Królewskie zamówienie
Łącznie na zaprezentowanie czeka aż 137 tapiserii, w tym 19 monumentalnych tkanin figuralnych ze scenami z Księgi Rodzaju (w tym miejscu warto wymienić Szczęśliwość rajską – 480 cm x 854 cm, Wejście zwierząt do arki – 475 cm x 792 cm czy Budowę Wieży Babel – 482 cm x 812 cm), 44 werdiury z przedstawieniami zwierząt wpisanymi w krajobraz (np. Wydra z rybą w pysku i fantastyczne gady, Jednorożec-żyrafa i ryś, Bocian i króliki), 42 arrasy herbowe (m.in. groteska z herbami Polski i Litwy oraz postacią Cerery) oraz obicia mebli oraz tkaniny do dekoracji wnęk okiennych. Co istotne, wielu z nich widzowie nie mieli wcześniej okazji oglądać; po raz pierwszy pokazywane są np. werdiury Tygrys i Borsuk przy gnieździe czapli.
Powstanie tak wielkiej kolekcji arrasów w latach 1550–1560 w Brukseli na zlecenie jednego władcy nie ma precedensu w Europie [król zamówił ok. 160 tkanin]. To największe tego rodzaju prywatne – królewskie - przedsięwzięcie wynikające z kolekcjonerskiego zamiłowania Zygmunta Augusta, który zbierał m.in. biżuterię i dzieła rzemiosła artystycznego. Cieszę się, że wróciliśmy do dobrej tradycji organizowania wystaw w przestrzeniach historycznych: reprezentacyjnych komnatach i apartamentach prywatnych - opowiada dr Betlej.
Szesnastowiecznemu odbiorcy arrasy miały imponować rozmiarami, a także blaskiem srebrnych i srebrnych złoconych nici. Współczesny odbiorca dostrzeże w tapiseriach biblijnych nawiązania do mistrzów włoskiego renesansu: Rafaela i Michała Anioła.
Powroty i podróże w czasie
Symboliczny powrót arrasów na wawelską wystawę zaplanowano właśnie na 2021 r., bo obchodzimy w nim dwie "okrągłe" rocznice; 18 marca 1961 r. odbył się uroczysty pokaz tapiserii w komnatach z okazji powrotu tkanin z Kanady. Drugi z tytułowych powrotów nastąpił zaś wskutek Traktatu Ryskiego z 18 marca 1921 r. Akt ten, kończący zwycięską dla Polski wojnę z Rosją Sowiecką, umożliwił rewindykację tysięcy dzieł sztuki i dóbr kultury, wywiezionych w wyniku rozbiorów do carskiej Rosji. Na jego mocy sprowadzono także do kraju kolekcję Zygmuntowskich arrasów, zagrabioną po trzecim rozbiorze Polski w 1795 roku.
Koncepcja wystawy jest nieoczywista i zaskakująca. W odwróconej narracji podążamy od współczesności przez kolejne powroty. To wielkie dzieło przede wszystkim wawelskich konserwatorów. W Sali Senatorskiej, gdzie pokazujemy arrasy herbowe, można obejrzeć też arras po niedawnej konserwacji. Do pewnego stopnia "odzyskał" on swą barwę, wyróżnia się na tle innych. Zdradzę, że na wystawie będzie można, dzięki pewnemu zabiegowi, zobaczyć oryginalną kolorystykę niektórych arrasów! - wyjaśnia Betlej.
Wystawa nie jest tylko i wyłącznie prezentacją tkanin. To także opowieść o fundatorze, artystach stojących za powstaniem dzieł czy trudnych losach arrasów. Wystawa jest również dedykowana ludziom, dzięki którym arrasy ocalały i wróciły na Wawel, m.in.: Stanisławowi Świerzowi-Zaleskiemu, Józefowi Krzywdzie-Polkowskiemu, Jerzemu Szablowskiemu, Witoldowi Małcużyńskiemu, a także tym, którzy walczyli o ich rewindykację z Rosji – Aleksandrowi Czołowskiemu i Marianowi Morelowskiemu. Mają oni zostać uhonorowani tablicą pamiątkową, która zostanie odsłonięta na wernisażu.
Arcydzieła gatunku
Kolekcja arrasów z Wawelu jest największym takim zbiorem w Polsce i jednym z najważniejszych w Europie. Na wystawie "Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021-1961-1921" brakuje 1 arrasu, który znajduje się w Amsterdamie i 34 fragmentów arrasów przechowywanych w Ermitażu. Zespół arrasów został utkany w latach 1550-60 w warsztatach w Brukseli. Tkaniny wykonano z wełny i jedwabiu oraz nici srebrnych i srebrnych złoconych. Po raz pierwszy zdobiły sale zamku w czasie trzeciego wesela Zygmunta Augusta; w 1553 r. król ożenił się z młodszą siostrą swojej pierwszej żony - Katarzyną Habsburżanką. Pod względem artystycznym arrasy należały do światowej czołówki. Dr Magdalena Piwocka, kustoszka Działu Tkanin, zaznacza, że arrasy, a szczególne te największe - a więc wspomniane już wcześniej dzieje Adama i Ewy oraz Noego - zamawiano do konkretnych wnętrz. Wydaje się, że nawet za czasów Zygmunta Augusta nie prezentowano naraz całej kolekcji; najznakomitsze dzieła wykorzystywano podczas koronacji, ślubów, chrztów, pogrzebów oraz innych okazji wymagających zaznaczenia królewskiego splendoru.
Mówimy często, że arrasy są ruchomymi freskami Północy. Na Południu – w krajach śródziemnomorskich - malowano sceny figuralne na ścianach, na północy Europy wykonano to w inny sposób, a użyte materiały i techniki okazały się astronomicznie drogie i dlatego przywiązywano wielką wagę do arrasów, bo były one lokatą kapitału i oznaką statusu społecznego zamawiającego. Nie każdy mógł sobie na nie pozwolić zwłaszcza na te tkaniny, w których był duży procent nici jedwabnych, srebrnych i złotych - wyjaśniła Piwocka w wywiadzie dla PAP-u.
Wystawa i wydarzenia towarzyszące
Wystawa ma potrwać do 31 października br. Niektóre z arrasów zyskały specjalną oprawę - są prezentowane w gablotach i na ekspozytorach - inne zdobią wnętrza na 2. piętrze Zamku. Współczesnym akcentem są prace Marcina Maciejowskiego i Mirosława Bałki. Archiwalne fotografie ukazują królewskie arrasy w zaskakujących kontekstach. Twórcy wystawy wspominają m.in. o zdjęciu Brigitte Helm – gwiazdy filmu Metropolis (1927), która gościła niegdyś na Wawelu i podziwiała Zygmuntowską kolekcję. By upamiętnić królewską fundację i tych, którzy przez kilkaset lat się o nią troszczyli, wydano parę książek poświęconych arrasom, np. album w ośmiu wersjach językowych. W ramach bogatego programu wydarzeń edukacyjnych towarzyszących przewidziano m.in. spotkania z konserwatorami i kustoszami oraz lekcje muzealne.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W nocy z 21 na 22 stycznia zmarł Henryk Jerzy Chmielewski, Papcio Chmiel, autor komiksów o Tytusie, Romku i A'Tomku. Grafik rysownik i publicysta oraz najsłynniejszy twórca polskich komiksów miał 97 lat.
Sam Papcio Chmiel mówił, że urodził się w Barbakanie. Jest w tym trochę racji. Artysta przyszedł na świat w kamienicy zwanej Piwnicą Gdańską, której po wojnie nie odbudowano. W jego miejscu znajduje się odtworzony warszawski Barbakan.
Gdy Henryk miał 16 lat rozpoczęła się II wojna światowa. W marcu 1943 roku, w wieku 20 lat, został żołnierzem AK o pseudonimie „Jupiter”. Brał udział w Powstaniu Warzawskim i trafił do niewoli. Po wojnie zamieszkał w Łodzi, pracował jako kreślarz w Wydziale Technicznym Centralnego Zarządu Przemysłu Włókienniczego.
W lipcu 1945 roku został powołany do wojska, gdzie opiekował się gazetką wojskową. Po wyjściu do cywila w 1947 roku rozpoczął pracę jaką rysownik, najpierw w „Świecie Przygód”, później w „Świecie Młodych”. W latach 1950–1956 studiował na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie.
Henryk Chmielewski najpierw był autorem kontynuacji serii komiksów „Sierżant King z królewskiej konnicy”, nad którą pracował w 1947 roku. Później już były jego własne pomysły, jak „Półrocze bumelanta” z 1951 roku i seria „Witek-sprytek” z lat 1955–1956.
Sławę przyniosła mu seria „Tytus, Romek i A'Tomek” ukazująca się od 1957 roku. Do 2010 roku ukazało się 31 części tej serii.
Papcio Chmiel został Papciem Chmielem w 1950 roku. Jak mówił dziennikarzom, problem polegał na tym, że w Warszawie było dwóch znanych Henryków Chmielewskich. On i starszy o 15 lat dziennikarz i karykaturzysta, który dla prasy podziemnej rysował pod pseudonimem YES. I obu panów ciągle mylono. Tym bardziej, że razem pracowali dla słynnych „Szpilek”. Miarka się przebrała, gdy do późniejszego twórcy Tytusa poczta przysłała wynagrodzenie drugiego Henryka Chmielewskiego. Obaj panowie ustalili, że starszy rysownik pozostanie Henrykiem Chmielewskim, a drugi będzie działał pod pseudonimem. Początkowo był to Dziadzio Chmiel, gdyż pod tym pseudonimem H. J. Chmielewski odpowiadał na listy czytelników „Świata Przygód”, który czytały 10-latki. Jednak z czasem średnia wieku jego odbiorców rosła, więc pseudonim zmienił się w Papcio Chmiela.
Jak zdradził Papcio Chmiel w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, w pojawieniu się „Tytusa, Romka i A'Tomka” sporą rolę odegrał przypadek i rzeczywistość polityczna PRL-u. Pierwszym przypadkiem było spotkanie na ulicy, już po wyjściu z wojska, kolegi z AK, którego mama pracowała w „Świecie Przygód”. Dzięki temu 24-letni Henryk dostał wymarzoną pracę karykaturzysty. Drugi przypadek to brak konkurencji. Władze nie mogły zgodzić się, by wydawane w socjalistycznym kraju komiksy przypominały te z Zachodu. A że wydawcą było Wydawnictwo Harcerskie, komiksy musiały mieć tematykę harcersko-dydaktyczną.
Gdy Papcio Chmiel wpadł na pomysł zrobienia autorskiego komiksu, jego bohaterami zostało dwóch harcerzy, chudy i wysoki Romek oraz niski gruby A'Tomek. Autor wsadził ich do rakiety, gdzie spotkali małpkę doświadczalną. Nadali jej imię Tytus. Przygody w galaktyce miały pozwolić na uniknięcie konieczności nawiązań politycznych. Jednak władze nie pozwalały na drukowanie komiksu.
W sukurs przyszedł... ZSRR, który wystrzelił Sputnika. Temat kosmosu stał się popularny i nośny politycznie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jeden z sekretarzy Wydziału Prasowego KC PZPR miał 10-letniego synka. Sekretarz ten zadzwonił do redakcji i powiedział "można drukować, to jest nawet pożyteczne".
Tak rozpoczęła się wielka kariera Tytusa, Romka, A'Tomka i Papcia Chmiela.
Papcio Chmiel ma dwoje dzieci. Córka Monique Lehman jest twórczynią gobelinów, a syn Artur Chmielewski pracuje w Jet Propulsion Laboratory NASA i był menedżerem misji Rosetta.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
"Kosmograf" to pierwsza w historii Wawelu gra komputerowa. Gra wideo to kolejna nieoczywista propozycja Zamku Królewskiego na Wawelu, którą prezentujemy po komiksie "Tajemnica miecza", serialu "Wawel. Królestwo odkryte" czy wirtualnych spacerach. "Kosmograf" to nie tylko forma rozrywki, ale też i doskonałe narzędzie edukacyjne, służące do zgłębiania historycznej wiedzy w nowoczesnej i atrakcyjnej formule. Zapraszamy w ten sposób każdego, by mógł odkryć Wawel na nowo - podkreśla dyrektor dr hab. Andrzej Betlej.
Gra przygodowa typu point & click jest przeznaczona dla dzieci w wieku 9-15 lat. Jej główną bohaterką jest wrażliwa i zbuntowana Zuzia. Pewnego dnia dziewczynka jedzie z klasą na wycieczkę na Wawel. Przez swoją nieuwagę zostaje sama w komnacie królewskiej. Na dodatek w jej obecności rozpada się obiekt, machina fantastyczna. Usiłuje ją zreperować, tak by nie widać było szkody. Próba naprawy maszyny powoduje uruchomienie jej ukrytej funkcji – podróży w czasie...
Zuzia przenosi się na renesansowy Wawel i spotyka tytułowego Kosmografa – Laurentego Corvinusa Novoforensisa Wawrzyńca Nowotarskiego. Pierwowzorem postaci jest Wawrzyniec Korwin Nowotarski, urodzony w Środzie Śląskiej humanista, poeta, pedagog i geograf, który przez lata był pisarzem miejskim we Wrocławiu i rektorem szkoły św. Elżbiety.
Okazuje się, że w jego pracowni znajduje się maszyna czasu - chronograf. Maszyna jest jednak nieskończona, brakuje kilku ważnych elementów. Zuzia podejmuje wyzwanie – chce zdobyć narzędzia niezbędne do uruchomienia maszyny. Dzięki temu będzie mogła powrócić do swoich czasów.
Na Zuzię czekają różne zadania. Spotyka, na przykład, królewskiego Alchemika Sędziwoja, który prowadząc eksperymenty w wieży zwanej Kurzą Stopką, igra z ogniem. I to dosłownie. Dziewczynka pomaga ugasić pożar i zdobywa paliwo do maszyny Kosmografa. W Sali Poselskiej ożywają zaś arrasy i renesansowe legendy. Zuzia rozwiązuje zagadki gadających głów i zdobywa królewski kompas. To ważne, bo jest on niezbędny do nastawiana dat w chronografie.
Gdy wszystkie zadania są już rozwiązane, Zuzia i Kosmograf mogą przystąpić do złożenia i uruchomienia maszyny. Dumna ze swoich osiągnięć i chwalona przez renesansowego badacza [dziewczynka] wyrusza w podróż do swoich czasów. Ta przygoda była dla niej ważnym doświadczeniem. Pozwoliła jej wykorzystać swoje umiejętności, poznać wawelskie historie i postacie, które sprawiły, że zwiedzanie zamku stało się niesamowitą przygodą.
Premiera gry miała miejsce w piątek (15 stycznia) o godz. 16. Udostępniono wtedy link do pliku instalacyjnego.
A oto minimalne wymagania systemowe. System operacyjny Windows 7, 10 (wersja 64-bitowa), 2-GHz procesor (Dual Core), pamięć: 6 GB RAM, karta graficzna: GeForce 610 1GB RAM, AMD HD5750, 5 GB dostępnej przestrzeni i karta dźwiękowa.
Autorem grafiki i koncepcji postaci jest Marek Głowacki, zaś animacji Sebastian Duran. Koncepcję poziomów i struktury gry opracował Jacek Złoczowski. Za stronę programistyczną odpowiada Wojciech Jończyk. Dramaturg i poeta Mateusz Moczulski jest, obok Jacka Złoczowskiego, autorem scenariusza i dialogów.
Projekt ma być rozwijany. Dzięki temu w przyszłości gracz będzie się mógł wcielić w jednego z kilku wirtualnych bohaterów (wzorowanych na postaciach historycznych związanych z Zamkiem). Zadanie będzie polegało na odnalezieniu cennych wawelskich zabytków: Szczerbca, pantofelków koronacyjnych Zygmunta Augusta czy szachów Zygmunta III. Poszczególne poziomy zaawansowania przybliżą różne epoki historyczne.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Niedawno miała miejsce światowa premiera filmu "Avengers: Koniec gry". Doniesienia izraelskich psychologów, którzy stwierdzili, że oglądanie krótkich urywków ze Spidermanem i Ant-manem zmniejsza, odpowiednio, arachno- i mirmekofobię, są więc jak najbardziej na czasie.
W terapii zaburzeń lękowych stosuje się ekspozycję. Pacjenta wystawia się na oddziaływanie sytuacji bądź przedmiotów, które wzbudzają w nim lęk. Lęk się stopniowo zmniejsza (następuje odwrażliwienie, czyli desensytyzacja). Jak podkreśla zespół z Uniwersytetu w Ari'elu i Uniwersytetu Bar-Ilana, dotąd nikt nie oceniał skuteczności pozytywnej ekspozycji w kontekście fantastyki, np. w postaci filmów fantastycznonaukowych powstających na podstawie komiksów wydawnictwa Marvel Comics.
Prof. Menachem Ben-Ezr i dr Yaakov Hoffman pokazywali 424 osobom fragmenty filmów ze Spidermanem i Człowiekiem-Mrówką, by sprawdzić, czy symptomy ich fobii się zmniejszą.
Okazało się, że obejrzenie 7-sekundowego fragmentu z filmu "Spiderman 2" zmniejszało nasilenie symptomów fobii aż o 20%, w porównaniu do punktacji osiąganej przed obejrzeniem urywku. Podobne wyniki osiągnięto w przypadku Ant-mana i mirmekofobii.
Gdy jednak przed i po oglądaniu sceny otwierającej Marvela lub po zapoznaniu się z 7-s naturalną sceną badanych pytano o ogólną fobię dot. owadów, nie zaobserwowano znaczącego zmniejszenia objawów. Jak widać, to nie spokój (naturalna scena) czy radość związana z oglądaniem filmu o superbohaterach odpowiadały za pożądany efekt. Chodziło raczej o ekspozycję na mrówki i pająki w kontekście filmów fantasy.
Ben-Ezr i Hoffman podkreślają, że interwencja bazująca na filmach może destygmatyzować terapię, zwłaszcza w opornych przypadkach, i zachęcać do pracy w domu, która często jest integralną częścią terapii poznawczo-behawioralnej.
Izraelczycy zastanawiają się na metodami maksymalizacji efektów i nad wyzwaniami związanymi z zastosowaniem podobnych interwencji w odniesieniu do innych fobii.
Ben-Ezr i Hoffman, którzy obaj są fanami superbohaterów Marvela, dodają, że takie filmy przynoszą wiele korzyści psychologicznych, np. pomagają ludziom poczuć się lepiej ze sobą.
W kolejnym etapie badań naukowcy chcą ocenić skuteczność oglądania urywków filmów o superbohaterach w odniesieniu do zespołu stresu pourazowego (PTSD).
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.