Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W jaskini pod zamkiem w Olsztynie odkryto narzędzia neandertalczyków

Rekomendowane odpowiedzi

W jaskini znajdującej się na terenie zamku w Olsztynie koło Częstochowy znaleziono setki krzemiennych narzędzi wykonanych ręka neandertalczyka. Olsztyński zamek to jedna z największych tego typu budowli na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.

Jaskinia, w której prowadzono wykopaliska, była wykorzystywana w czasie renesansu jako spiżarnia. Teraz okazuje się, że tysiące lat wcześniej korzystali z niej neandertalczycy.

Celem prowadzonych prac nie było poszukiwanie śladów prehistorii. Zadaniem naukowców było uporządkowanie jaskini po badaniach prowadzonych kilkadziesiąt lat wcześniej.

Uczeni natknęli się na fragment olbrzymiego filara, który wspierał sklepienie jaskini. Musiał on mieć nawet kilkadziesiąt metrów wysokości, a jego obecność wskazuje, że budowniczowie zamku obawiali się o stabilność całej konstrukcji. Znaleziono też piec metalurgiczny z XV wieku i kilkadziesiąt kilogramów odpadów z produkcji brązu. Umiejscowienie w jaskini pieca, który wytwarza dużo ciepła i toksycznego dymu, jest czymś niezwykłym. Dlatego też archeolodzy spekulują, że jego budowniczowie chcieli go ukryć. Mógł on więc służyć nielegalnym celom, np. produkcji fałszywych monet.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1931 roku w grocie Magharat as-Suchul w masywie Góry Karmel w dzisiejszym Izraelu znaleziono pierwszy szkielet rodzaju Homo. Należał on do dziecka w wieku 3–5, które zmarło przed około 140 000 lat i zostało pochowane. Początkowo naukowcy nie mogli dojść do zgody, czy szkielet należał do dziecka H. sapiens, H. neanderthalensis czy też do hybrydy obu gatunków człowieka. Obecnie przyjmuje się, że to anatomicznie współczesny człowiek.
      W czasie wykopalisk niekompletna żuchwa oddzieliła się od reszty szkieletu. Została ona zrekonstruowana, ale brak środkowej części twarzy i części podstawy czaszki uniemożliwiają połączenie jej z resztą. Niedawno zespół złożony z naukowców z francuskiego Narodowego Muzeum Historii Naturalnej, Uniwersytetu w Liège oraz Uniwersytetu w Tel Awiwie podjął się ponownego zbadania szczątków dziecka, wirtualnej rekonstrukcji czaszki oraz określenia jego przynależności gatunkowej.
      Żuchwa dziecka wykazuje prymitywne cechy, z wyraźnym pokrewieństwem z neandertalczykami. Tomografia komputerowa mózgoczaszki wykazała, że sklepie jest niskie, kość potyliczna jest wydłużona ze słabo zaznaczoną płaszczyzną karkową, a otwór wielki umieszczony jest bardziej grzbietowo – w kierunku tyłu – niż u H. sapiens. To cechy charakterystyczne neandertalczyka. Jednak wirtualnie zrekonstruowany prawy błędnik kostny wykazuje współczesną budowę anatomiczną. Co więcej taki mieszany układ cech H. sapiens, neandertalczyków i elementów prymitywnych zauważono też w pozostałej części szkieletu.
      Badania sugerują zatem, że dziecko było hybrydą Homo sapiens i Homo neanderthalensis. Nie może być to całkowitym zaskoczeniem, gdyż w czasie, gdy dziecko zostało pochowane, region ten był miejscem przepływu genów pomiędzy Europą, Afryką i Azją. Jeśli więc dokonana identyfikacja jest prawidłowa, mamy tutaj do czynienia z najstarszą znaną hybrydą H. sapiens i H. neanderthalensis. Co więcej, nie wiemy, kto pochował dziecko, nie możemy więc wykluczyć, że byli to neandertalczycy. Byłby to kolejny dowód, że gatunek ten grzebał swoich zmarłych.
      Ze szczegółami można zapoznać się na łamach pisma L'Anthropologie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Średniowieczną biżuterię archeolodzy zwykle znajdują w grobach lub w celowo ukrytych skarbach. Ten jednak klejnot – kaszta z ametystem – został odnaleziony w bardzo nietypowym miejscu, w osadach zamkowej fosy, pomiędzy szczątkami mostu. Datowanie wskazuje, że trafił tam między początkiem XIV wieku, a zniszczeniem zamku w 1443 roku.
      Pierwsze wzmianki o zamku Kolno (Coln, Callen, Kallen) w Starych Kolniach pochodzą z 1316 roku. Najprawdopodobniej założył go książę legnicko-brzeski Bolesław III. Znajdowała się tutaj strażnica, umiejscowiona na granicy księstw brzeskiego i opolskiego, oraz komora celna nad Stobrawą. Kontrolowała ona spław drewna i transport innych produktów na prawobrzeżnych dopływach Odry. 
      W 1317 roku książę Bolesław przeniósł komorę celną do Brzegu, by kontrolować tam ruch na Odrze. Znaczenie zamku spadło, więc w 1327 roku książę przekazał go jako allodium (nieruchomość zwolnioną ze zobowiązań feudalnych) jednemu ze swoich wasali, Witkowi ze Smogorzewa. Wiemy, że w 1408 roku jego (prawdopodobnie) wnuk Witko sprzedał go rodowi Blankenstein. Zamek został zdobyty i zniszczony w czasie wojen na Śląsku w dniu 13 lipca i dniach następnych 1443 roku.
      Miejsce, w którym stał zamek, stało się w XIX wieku miejscem amatorskich wykopalisk. A w 2009 roku doktor Lech Marek z Uniwersytetu Wrocławskiego i jego zespół rozpoczęli tam archeologiczne badania ratownicze. 
      Niedawno w ich trakcie trafili na ametyst osadzony w złoconej oprawie ze srebra. Musiał być częścią większego klejnotu, prawdopodobnie broszy lub (co mniej prawdopodobne) diademu bądź korony. Wskazuje to, że zamek w Kolnie – mimo że został przekazany szlachcie o niższym pochodzeniu – wciąż odwiedzały wysokie warstwy społeczne.
      Klejnot posiada charakterystyczne cechy międzynarodowego stylu zdobniczego XIII wieku. Widzimy je na przykład w XIII-wiecznej oprawie złotniczej kamei z II wieku, którą użyto w koronie króla Kastylii i Leonu Sancha IV Odważnego, w diademach przechowywanych na Wawelu czy wreszcie w broszy ze skarbu średzkiego. Możemy się tylko domyślać niezadowolenia osoby, której tak cenny klejnot wpadł do fosy podczas przejeżdżania przez most.
      Bardzo dziękujemy doktorowi Lechowi Markowi za zdjęcia i pomoc w opisaniu losów kaszty i zamku Kolno.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Znajdująca się w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej Jaskinia Maszycka jest jednym z najważniejszych stanowisk paleolitycznych na terenie Polski. W latach 80. XIX wieku Godfryd Ossowski odkrył w niej pozostałości osadnictwa łowców-zbieraczy sprzed 18 000 lat. W jaskini znaleziono kamienne i kościane narzędzia oraz szczątki zwierząt. Najbardziej jednak interesujące są ludzkie kości. W Jurze mieszkali w tym czasie bowiem przedstawiciele kultury magdaleńskiej.
      Manipulacja ludzkimi szczątkami była powszechna w górnym paleolicie. W przypadku kultury magdaleńskiej jest ona dobrze udokumentowana. Wiemy, że w czasie bliskim chwili zgonu usuwali tkanki miękkie. Była to część ich praktyk pośmiertnych. Istnieją jednak różne interpretacje odnośnie tego, dlaczego tak robili. Jedna z nich mówi o kanibalizmie. Ludzkie szczątki z Jaskini Maszyckiej są elementem tego sporu wśród naukowców.
      W latach 90. XX wieku ukazały się badania, których autorzy sugerowali kanibalizm wśród mieszkańców jaskini. Jednak późniejsi badacze odrzucali tę interpretację twierdząc, że chodziło o przygotowanie szczątków do pogrzebu.
      W Scientific Reports ukazały się wyniki nowych badań, przeprowadzonych na 63 kościach pochodzących od 10 osób, które przechowywane są w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. Badania przeprowadził międzynarodowy zespół naukowy z Hiszpanii, Niemiec i Polski. Brali w nich udział profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego doktor Marta Połtowicz-Bobak w Instytutu Archeologii UR oraz Dariusz Bobak z Fundacji Rzeszowskiego Ośrodka Archeologicznego.
      Badacze przypominają, że gdy na ludzkich kościach widoczne są ślady nacięć, łamania czy zębów w grę wchodzą dwa zachowania. Pierwszym jest, oczywiście kanibalizm. Drugim zaś rozczłonkowanie ciała, usunięcie tkanki miękkiej, ale bez kanibalizmu. Problem polega na odróżnieniu obu zachowań na podstawie takich samych śladów. Zauważają, że tafonomia – nauka o pośmiertnym losie szczątków organicznych – ustaliła, że oba zachowania różnią się intensywnością działań na szczątkach. Szczątki, na której widać znacznie większa aktywność i stopień manipulacji, były przygotowywane do konsumpcji. Tam, gdzie dotychczas wskazywano na zachowania kanibalistyczne, ślady manipulacji przekraczają 30%. Natomiast w przypadku manipulacji niezwiązanych z kanibalizmem związane są z obdarciem ze skóry oraz rozczłonkowaniem celem ponownego pochówku i są dokonywane po okresie rozkładu.
      Położenie i częstotliwość śladów nacięć, a także celowe łamanie kości nie pozostawiają wątpliwości, że celem było wydobycie składników odżywczych ze zmarłych, stwierdza główny autor badań, Francesc Marginedas z Katalońskiego Instytutu Paleoekologii Człowieka i Ewolucji Społecznej. Nie wiadomo, co było przyczyną zachowań kanibalistycznych. Kultura magdaleńska pozostawiła po sobie wspaniałe dzieła sztuki – jak na przykład malowidła z Lascaux – wskazujące, że ówczesne warunki życia były dobre. Dlatego też jest mało prawdopodobne, by do kanibalizmu dochodziło z konieczności. Być może były na tyle dobre, że zwiększyła się liczba ludności i dochodziło do konkurencji o zasoby, a napięcia pomiędzy poszczególnymi grupami mogły prowadzić do kanibalizmu.
      Autorzy badań zauważają, że wiek osób zmarłych z Jaskini Maszyckiej odpowiada profilowi wiekowemu całej rodziny. Być może więc rodzina tam mieszkająca została zaatakowana, uwięziona i zjedzona. To tym bardziej prawdopodobny scenariusz, że szczątki ludzkie były wymieszane z odpadkami, co wskazuje, że zmarli nie zostali potraktowani z szacunkiem.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pochodzenie języka wciąż stanowi tajemnicę. Nie wiemy, kiedy nasi przodkowie zaczęli mówić, czy jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi zdolnym do złożonej komunikacji głosowej. Nie wiemy też, czy jesteśmy jedynym gatunkiem hominina, który posługiwał się zaawansowaną mową. Wiemy za to, że nasi najbliżsi kuzyni, neandertalczycy, posiadali struktury anatomiczne konieczne do produkcji mowy oraz wariant genu łączony ze zdolnością mówienia. Jednak dotychczasowe badania sugerują, że ich zdolności językowe były bardzo ograniczone w porównaniu z naszymi. Co więc spowodowało, że potrafimy posługiwać się niezwykle złożoną mową? Niewykluczone, że tę zdolność zawdzięczamy... wariantowi pewnego białka.
      W Nature Communications ukazał się interesujący artykuł autorstwa naukowców z The Rockefeller University, w którym opisują oni swoje badania nad ludzkim wariantem proteiny NOVA1. To specyficzne dla neuronów białko zaangażowane w dojrzewanie i metabolizm RNA. Jest ono niezbędne do prawidłowego rozwoju. U człowieka współczesnego występuje właściwa tylko dla naszego gatunku zmiana. Na 197. aminokwasie NOVA1 u Homo sapiens występuje walina tam, gdzie u denisowian i neandertalczyków znajduje się izoleucyna.
      Uczeni z Rockefellera postanowili zbadać wpływ tej zmiany na fizjologię. Stworzyli więc myszy posiadające specyficzny dla ludzi wariant NOVA1 i przeanalizowali zmiany molekularne i behawioralne, jakie to za sobą pociągnęło.
      Stwierdzili, że ten specyficzny dla nas wariant spowodował pojawienie się u myszy zmian w regionach mózgu odpowiedzialnych za wokalizację. Te zmiany na poziomie molekularnym miały swoje konsekwencje w zachowaniu zwierząt. Wokalizacje zarówno młodych, jak i dorosłych myszy były inne niż naturalne. Nasze odkrycie sugeruje, że ten specyficzny dla ludzi wariant NOVA1 może być częścią procesów ewolucyjnych, jakie zaszły u naszego przodka, i możliwe jest że procesy te brały udział w rozwoju języka mówionego, stwierdzają autorzy badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy niedawno 9-letni Ben Witten odwiedził Worthing Museum, na wystawie poświęconej epoce kamienia zauważył coś znajomego. Tamtejsze pięściaki przypominały błyszczący kamień, który znalazł kilka lat wcześniej na plaży i od tego czasu miał w swoim pokoju. Po powrocie do domu wysłał kuratorowi Jamesowi Sainsbury'emu zdjęcie swojego kamienia. Okazało się, że chłopiec znalazl na plaży pięściak, pochodzący prawdopodobnie z końca środkowego paleolitu.
      Byliśmy na plaży, rozglądałem się i zauważyłem lśniący krzemień. Pomyślałem, że wygląda inaczej niż pozostałe kamienie, wspomina Ben. Chłopiec zabrał go do domu i przez lata gubił go i odnajdował w swoim pokoju.
      Eksperci z muzeum stwierdzili, że Ben miał wyjątkowe szczęście. Znalazł bowiem wyjątkowe narzędzie neandertalczyków. Na tyle rzadkie, że większość archeologów nie może pochwalić się takim znaleziskiem. W Sussex rzadko znajdujemy neandertalskie pięściaki. To pierwsze takie znalezisko od lat, mówi kurator Sainsbury.
      Pięściak Bena nosi niewielkie oznaki użytkowania. Ne wiadomo, w jaki sposób trafił na plażę. Być może został przypadkiem wydobyty podczas prac przy wzmocnieniu nabrzeża, a może został wyrzucony przez neandertalczyka tam, gdzie go znaleziono.
      Chłopiec wypożyczył muzeum swoje znalezisko. Przez kilka miesięcy pięściak będzie wystawiany, a później wróci do Bena.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...