Bezdech senny pozbawia ludzi szczegółów osobistych wspomnień
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Medycyna
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Lato to czas, kiedy często spotykamy pszczoły i osy, i dobry moment na naukę ich odróżniania od siebie. Nie zawsze potrafimy dotrzeć w tym celu do specjalistycznych źródeł, a krążące po sieci ilustracje i artykuły czasem wprowadzają w błąd, zamiast pomagać w tym zadaniu. Sprawę komplikuje fakt, że są też inne owady łudząco podobne do pszczół i os. Jak połapać się w tej różnorodności?
Owadami, które najczęściej mamy na myśli, mówiąc o pszczołach i osach, są pszczoła miodna (Apis mellifera) oraz społeczne osy, takie jak pospolita (Vespula vulgaris) czy dachowa (Vespula germanica). Łączy je tworzenie dużych rodzin złożonych z królowej i robotnic, żądlenie w obronie gniazda, jeśli intruz zbytnio się do niego zbliży, oraz skłonność do przylatywania do słodkiego jedzenia i napojów.
Pszczoła miodna czy społeczna osa?
Jak odróżnić społeczną osę od pszczoły miodnej? Najłatwiejsze do zauważenia są różnice w ubarwieniu ciała. Osy mają kontrastowe żółto-czarne barwy (czasami z czerwonymi elementami), a ich odwłok ma mniej lub bardziej wyraźne wzory i paski. Odwłok pszczół miodnych również może być pasiasty, jednak całe ciało jest ciemniejsze, w brązowych tonacjach. Paski są koloru białego, a u starych lub chorych pszczół może ich w ogóle brakować. Niektóre linie pszczół miodnych hodowane w Polsce są jaśniejsze niż inne i część odwłoka może mieć barwę pomarańczową, jednak reszta ciała będzie w bardziej stonowanych kolorach.
U siedzącego owada spójrzmy na ułożenie skrzydeł. Pszczoły kładą je z płasko z tyłu ciała, przykrywając nimi odwłok lub trzymając je nieco rozpostarte na boki. Z kolei u os skrzydła w spoczynku są zwinięte w rodzaj harmonijki, a nie rozpostarte płasko. Jeśli przyjrzymy się owadowi z bliska, możemy dostrzec jeszcze jedną subtelną różnicę. Oczy pszczół są okrągłe, z kolei u os wewnętrzna krawędź oka ma wyraźne wcięcie.
Łagodny szerszeń
Do rodziny osowatych należy również szerszeń. Podane powyżej cechy wyglądu os - ubarwienie, ułożenie skrzydeł i wcięcie krawędzi oka - dotyczą również jego. Wyróżnia go natomiast wielkość - królowa może mierzyć nawet ponad 3 cm. Podobnie jak pszczoła miodna i społeczne osy, szerszenie również żyją w dużych rodzinach. Mogą zaatakować w obronie gniazda, jednak trudniej je do tego sprowokować od mniejszych gatunków osowatych.
Warto dodać, że w Polsce obecnie występuje tylko jeden gatunek szerszenia - szerszeń europejski (Vespa crabro). Inwazyjny gatunek szerszenia pochodzącego z Azji, Vespa velutina, występuje w niektórych krajach Europy, ale nie został jeszcze stwierdzony w naszym kraju. Jest nieco mniejszy od szerszenia europejskiego i różni się szczegółami ubarwienia. Dużo większy szerszeń azjatycki z gatunku Vespa mandarinia nie został dotąd stwierdzony nie tylko w Polsce, ale w ogóle w Europie. Spotkanie w naszym kraju szerszenia innego niż europejski jest bardzo mało prawdopodobne, a w razie takich podejrzeń należy skonsultować się z entomologiem, by potwierdzić oznaczenie.
Skryte spokojne klecanki
Jeszcze łagodniejszymi od szerszeni przedstawicielami osowatych są klecanki. W Polsce stwierdzono dotychczas pięć gatunków (w przypadku jednego z nich była to obserwacja pojedynczego samca). Ubarwienie ciała, ułożenie skrzydeł w spoczynku i kształt oka są takie same jak u osy pospolitej i szerszenia, a cechą wyróżniającą jest smukły kształt ciała i bardzo długie nogi. Klecanki żyją w o wiele mniejszych rodzinach niż inne społeczne osowate, a zamiast papierowych “kul” budują gniazda w postaci odsłoniętego plastra. Jeden z gatunków, klecanka rdzaworożna (Polistes dominula), chętnie gnieździ się w pobliżu ludzi, w różnego rodzaju osłoniętych miejscach, takich jak strychy, komórki czy skrzynki na gaz. Owady te są bardzo spokojne i zwykle do ataku sprowokować je może dopiero dotknięcie czy potrącenie gniazda. Niejednokrotnie ich sąsiedztwo pozostaje przez długi czas niezauważone przez ludzi. Czasami dopiero przy porządkach odkryte zostaje już opuszczone gniazdo (społeczne osowate używają gniazda tylko przez jeden sezon, a na jesień rodzina wymiera).
Samotnym być
Świat osowatych nie kończy się na społecznych osach, a pszczół - na pszczole miodnej. Zarówno wśród pszczół, jak i os mamy wiele samotnych gatunków. Nie żyją one w rodzinach, ale każda samica buduje własne gniazdo i troszczy się o nie. Gniazda tych gatunków mogą być umieszczone w różnego rodzaju szczelinach i dziurach (również w domkach dla owadów), a także w samodzielnie kopanych przez owady ziemnych norkach. Wiele pojedynczych gniazd może sąsiadować ze sobą na jednym obszarze, tworząc tzw. kolonię gniazd (agregację). Samotnice, w przeciwieństwie do gatunków społecznych, nie żądlą w obronie swoich gniazd, dlatego przebywanie w ich sąsiedztwie jest dla ludzi zupełnie bezpieczne.
Trzmiel też pszczoła, a nie bąk
Zapewne mało kto miałby problem z rozpoznaniem trzmiela, ale nie każdy wie, że trzmiele również są rodzajem pszczół, i to całkiem blisko spokrewnionych z pszczołą miodną. Podobnie jak ona, żyją w rodzinach złożonych z królowej i robotnic. Produkują też wosk i miód, które jednak nie są wykorzystywane przez ludzi tak jak produkty pracy pszczoły miodnej. W Polsce żyje około 30 gatunków trzmieli. Niektóre są pospolite, inne rzadkie albo spotykane wyłącznie w pewnych częściach kraju. Wszystkie mają charakterystyczną, krępą sylwetkę i gęste owłosienie nadające im wygląd latających puszystych kulek (z wiekiem trzmiele mogą jednak… łysieć, gdyż wytarte w czasie życia włoski nie odrastają). Poszczególne gatunki, a niejednokrotnie również płcie w obrębie tego samego gatunku, różnią się ubarwieniem. Trzmiele bywają - błędnie - nazywane bąkami. W rzeczywistości bąki to muchówki, przedstawiciele rodziny bąkowatych (Tabanidae).
Jak pomylić osę z pszczołą?
O ile odróżnienie pszczoły miodnej od osy, przy odrobinie wprawy i uważności, nie powinno stanowić problemu, to sprawę komplikuje fakt, że osy to nie jedyne żółto-czarne pasiaste owady. Takie ubarwienie możemy spotkać nawet wśród niektórych pszczół. Koczownice (Nomada) to niezwykłe pszczoły, zwane kukułkami ze względu na swój tryb życia. Samice nie budują gniazd, ale wyszukują te założone przez inne gatunki, wkradają się do nich pod nieobecność gospodarza, i podrzucają swoje jajeczka. Koczownice mają słabo owłosione ciało i ubarwienie w kontrastowych kolorach - czarnym, żółtym i czerwonym - przez co przypominają osy. Ułożenie ich skrzydeł w spoczynku i kształt oczu są jednak takie same jak u innych pszczół, a nie os.
Wygląda jak osa, jest krewniakiem pszczoły, czyli grzebaczowate
Jeśli na swojej drodze napotkamy przedstawiciela grzebaczowatych, możemy mieć poważne problemy z zaklasyfikowaniem go do pszczół lub os. Nic dziwnego - grzebacze nie należą do żadnej z tych grup. Na pierwszy rzut oka mogą bardziej przypominać osy, ale bliżej spokrewnione są z pszczołami. Ich oczy są okrągłe, jak u pszczół, a skrzydła u siedzącego owada złożone płasko na grzbiecie. Aby rozpoznać grzebacza, może być potrzebna konsultacja z kimś bardziej doświadczonym, na przykład entomologiem. Grzebacze zwykle prowadzą samotny tryb życia. Polują na różne gatunki drobnych bezkręgowców, którymi karmią swoje larwy. Nie atakują w obronie gniazd i nie są niebezpieczne dla człowieka.
Po co komu żądło?
Wszystkie powyżej opisane owady - osowate, pszczoły oraz grzebacze - należą do żądłówek. Ich samice posiadają żądła, które u niektórych gatunków służą do obrony gniazda, a u większości - co najwyżej do obrony własnej, w przypadku kiedy samica zostanie nadepnięta, przyciśnięta lub złapana, a także do polowania na inne bezkręgowce. Niektóre owady wyglądają bardzo podobnie do żądłówek. Ma to dla nich tę zaletę, że drapieżnik (na przykład owadożerny ptak) może pomylić je z uzbrojonym w żądło gatunkiem i zrezygnować z ataku. Również my możemy nabrać się, spotkawszy takiego owadziego “oszusta”. Do najbardziej znanych owadów udających pszczoły i osy należą bzygi (Syrphidae). Są to muchówki i nie dysponują one ani żądłem, ani gryzącym aparatem gębowym, są więc zupełnie bezbronne. Podobnie jak pszczoły, należą do cennych zapylaczy, bo dorosłe osobniki odwiedzają kwiaty. Gatunki naśladujące pszczoły lub osy możemy spotkać również w innych rodzinach muchówek, a także m.in. wśród motyli.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Po badaniach przeprowadzonych na 403 pacjentach z depresją naukowcy z Mass General Brigham zauważyli, że u 55% z tych, którzy otrzymywali dożylnie ketaminę doszło do poprawienia nastroju. Tym samym stwierdzili, że niewielkie dawki ketaminy są równie skuteczne u pacjentów z oporną na leczenie niepsychotyczną depresją, co terapia elektrowstrząsowa. Leczenie elektrowstrząsami jest wciąż stosowane, ale niesie ono ze sobą ryzyko, skutki uboczne i ma złą prasę w opinii publicznej.
Terapia elektrowstrząsowa przez ponad 80 lat była złotym standardem leczenia ciężkiej depresji. Jest to jednak również terapia kontrowersyjna, gdyż powoduje utratę pamięci, wymaga znieczulenia i jest stygmatyzowana w społeczeństwie. Przeprowadziliśmy największe badania porównawcze terapii za pomocą ketaminy oraz elektrowstrząsów. Jako jedyni oceniliśmy też utratę pamięci w obu typach leczenia, mówi Amit Anand, profesor psychiatrii z Harvard Medical School i dyrektor Psychiatry Translational Clinical Trials w Mass General Brigham.
Zaburzenia depresyjne dotykają dziesiątków milionów ludzi na całym świecie. Terapia elektrowstrząsowa polega na wywołaniu napadu drgawkowego za pomocą prądu elektrycznego przepuszczanego przez mózg. Dochodzi wówczas do uwolnienia neuroprzekaźników, zwiększenia aktywności receptorów czy pobudzenia zaburzonej osi podwzgórze-przysadka. Z kolei ketamina to lek używany głównie w anestezjologii oraz jako środek przeciwbólowy. Już wcześniej pojawiały się wskazówki, że jej niewielkie dawki mogą wywierać korzystny wpływ na osoby z depresją.
Naukowcy z Mass General Brigham prowadzili swoje badania w latach 2017–2022. Wzięło w nich udział 403 pacjentów, z których połowa przez trzy tygodnie była leczona elektrowstrząsami aplikowanymi trzy razy w tygodniu, a połowa otrzymywała dwa razy w tygodniu ketaminę. Wpływ terapii na pacjentów badano przez 6 miesięcy po jej zakończeniu.
Okazało się, że 55% osób otrzymujących ketaminę i 41% leczonych elektrowstrząsami doświadczyło co najmniej 50-procentowego zmniejszenia objawów depresji oraz poprawy jakości życia. W przypadku terapii elektrowstrząsowej skutkami ubocznymi były utrata pamięci i objawy ze strony układu mięśniowo-szkieletowego. W przypadku ketaminy jedynym skutkiem ubocznym było przejściowe poczucie dysocjacji w trakcie leczenia.
Dla rosnącej grupy pacjentów, którzy nie reagują na konwencjonalne leczenie, terapia elektrowstrząsowa pozostaje najlepszym sposobem leczenia. Nasze badania pokazują, że dożylne podawanie ketaminy nie jest gorszą metodą i powinno być rozważone jako alternatywny sposób leczenia, dodaje doktor Murat Altinay z Cleveland Clinic.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Dr Andrzej Śliwerski z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego (UŁ) podkreśla, że zgodnie z wynikami badań, depresja występuje nawet u 30,4%, a zaburzenia lękowe u 32% dzieci z cukrzycą typu 1. (CT1). Interdyscyplinarny zespół zamierza sprawdzić, w jakim stopniu na stan psychiczny chorego wpływają zachowania rodziców i otoczenia oraz wizja siebie pacjenta. Projekt dr. Śliwerskiego jest realizowany w ramach konkursu Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza.
Cukrzyca typu 1. jest chorobą autoimmunologiczną, w przebiegu której dochodzi do zniszczenia komórek beta wysp trzustkowych (wysp Langerhansa). Z tego względu insulina musi być dostarczana w postaci zastrzyków. W większości przypadków cukrzyca typu 1. zaczyna się w wieku wczesnodziecięcym i we wczesnej dorosłości; średnia wieku wynosi 8 lat. Dr Śliwerski zaznacza, że obserwuje się stały wzrost liczby pacjentów z CT1.
Problemy psychologiczne towarzyszące CT1
CT1 towarzyszą dolegliwości psychologiczne; najczęstszymi są wspominane na początku depresja i zaburzenia lękowe. Związek między depresją i lękiem a kontrolą cukrzycy jest dwukierunkowy - mówi dr Śliwerski. Zaburzenia emocjonalne wpływają na gorszy poziom wyrównania glikemii. Jednocześnie nawracające hipoglikemie (niskie poziomy cukru we krwi) i hiperglikemie (wysokie poziomy cukru we krwi) powodują większe ryzyko depresji i lęku. Ponieważ zaburzenia lękowe i depresyjne pogarszają wyrównanie metaboliczne cukrzycy, zwiększając ryzyko wystąpienia ostrych i przewlekłych powikłań choroby, znajomość czynników warunkujących ich wystąpienie może przyczynić się do opracowania programów profilaktyczno-edukacyjnych poprawiających stan zdrowia psychicznego dzieci chorych. W konsekwencji doprowadzi to do lepszej samokontroli cukrzycy.
Zbadają rolę czynników poznawczych
W ramach projektu Cognitive Vulnerability to Depression wykazano, że czynniki poznawcze - tendencyjnie ukierunkowana uwaga i pamięć czy negatywna wizja siebie - istotnie wpływają na podatność na zaburzenia emocjonalne. Model weryfikowano w populacji polskiej, ale na razie w odniesieniu do depresji i tendencji samobójczych, a także zaburzeń nastroju związanych z wahaniami poziomu hormonów.
Teraz sprawdzimy, w jakim stopniu te same czynniki stanowią o podatności na zaburzenia depresyjne i lękowe u dzieci z CT1, uwzględniając sposób funkcjonowania ich rodzin. Warto podkreślić, że na co dzień żyją one w specyficznych, trudnych warunkach, biorąc choćby pod uwagę obowiązek permanentnej kontroli poziomu cukru u dzieci, jaki spoczywa na rodzicach.
W ramach badań dzieci z CT1 i ich matki wykonają 2 zadania komputerowe: trzeba będzie zapamiętać słowa i policzyć twarze wyrażające emocje. Jak tłumaczy dr Śliwerski, w ten sposób będzie można ustalić, czy z większą łatwością zapamiętują i kierują swoją uwagę na negatywne bodźce.
Psycholog opowiada, że na ryzyko zagrożenia życia przez nadmierne spadki poziomu cukru i ryzyko ciężkich powikłań w wyniku hiperglikemii wielu rodziców reaguje lękiem i nadmierną potrzebą kontroli funkcjonowania dziecka. Wskutek tego u młodego pacjenta dochodzi do obniżenia poczucia własnej wartości. Niekorzystnym zjawiskiem jest także brak akceptacji choroby przez rodziców. Z drugiej strony badania pokazują, że pozytywne postawy rodziców mogą w znaczący sposób obniżać ryzyko wystąpienia depresji – na przykład poprzez zaangażowanie i pomaganie dzieciom w adaptacji do choroby.
Pomoc w radzeniu sobie z trudnymi aspektami choroby
Nad projektem pracują psycholodzy z Instytutu Psychologii UŁ, a także diabetolodzy i psycholog z Kliniki Pediatrii, Diabetologii, Endokrynologii i Nefrologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Ponieważ przed wypisem ze szpitala dzieci i ich rodziny przechodzą szkolenie diabetologiczne, w ramach którego omawia się kwestie dotyczące insulinoterapii, diety i codziennego funkcjonowania, uzyskane wyniki będzie można wykorzystać w szkoleniach dla rodziców ze wsparcia i sposobów prowadzenia dzieci chorych na CT1.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Wiele twierdzeń o dobroczynnym wpływie medycznej marihuany nie znajduje potwierdzenia w badaniach, informuje doktor Jodi Gilman z Center for Addiction Medicine na Massachusetts General Hospital. Stał on na czele grupy badawczej, które zauważyła, że u osób zażywających medyczną marihuanę w celu walki z bólem, depresją i lękiem, pojawiają się zaburzenia związane z używaniem marihuany, a jednocześnie pacjenci ci nie odczuwają poprawy tam, gdzie marihuana miała im pomagać.
Przeprowadziliśmy pierwsze randomizowane badania wśród pacjentów, którzy otrzymali kartę upoważniającą do zakupu medycznej marihuany. Stwierdziliśmy, że jej użycie może nieść ze sobą negatywne konsekwencje. Osoby próbujące zwalczać za jej pomocą ból, niepokój i lęk nie zauważyły żadnej poprawy, natomiast osoby cierpiące na bezsenność informowały o poprawie jakości snu, mówi Gilman. Badaczy najbardziej zmartwił fakt, że u osób cierpiących na niepokój i depresje rozwijały się zaburzenia związane z używaniem marihuany. Zaburzenia te to kolejność zwiększania dawek, by pokonać rozwijającą się tolerancję oraz zażywanie jej pomimo widocznych problemów fizjologicznych i psychologicznych związanych z użyciem tego środka.
Medyczna marihuana jest dostępna w 36 stanach USA i w Dystrykcie Kolumbii. Jej użycie dopuszczono w przypadku olbrzymiej liczby schorzeń i dolegliwości. Do zakupu marihuany do celów medycznych uprawnieni są posiadacze specjalnych kart. Jednak obecny system wydawania takich kart powoduje, że są one przyznawane nie przez lekarza prowadzącego, a przez innych lekarzy, którzy mogą je wydawać na postawie pobieżnych badań, nie muszą proponować innych metod leczenia i sprawdzają, czy marihuana pomogła osobom, którym te karty wydali. Marihuana, traktowana jest tutaj jako środek medyczny, ale nie jest objęta regulacjami dotyczącymi innych leków.
Badacze z Massachusetts General Hospital rozpoczęli swój eksperyment w 2017 roku. Wzięło w nim udział 269 dorosłych osób, które chciały otrzymać kartę zezwalającą na zakup medycznej marihuany. Część tych osób otrzymała karty natychmiast, a części powiedziano, że muszą poczekać 12 tygodni. Następnie przez 12 tygodni śledzono losy obu grup. Okazało się, że w grupie, która od razu otrzymała kartę, ryzyko wystąpienia zaburzeń związanych z użyciem marihuany było 2-rotnie większe niż w grupie oczekującej. Do 12. tygodnie takie zaburzenia wystąpiły u 10% grupy, która otrzymała kartę, a w przypadku osób, które otrzymały ją ze względu na odczuwany niepokój lub depresję, niekorzystne objawy zauważono u 20%.
Wyniki naszych badań pokazują, że istnieje konieczność poprawienia systemu przyznawania kart, szczególnie tam, gdzie są one wydawane osobom cierpiącym na niepokój i depresję. To te osoby są bowiem narażone na zwiększone ryzyko działań niepożądanych marihuany, mówi Gilman. Pacjenci muszą otrzymywać lepszą informację. Obecnie sami decydują o wyborze produktu, dawkowaniu i często nikt nie sprawdza skutków takich działań, dodaje Gilman.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Ludzie, którzy chodzą spać wcześniej i wcześniej wstają są narażeni na mniejsze ryzyko poważnej depresji, wynika z dużych studiów genetycznych, których wyniki opublikowano na łamach JAMA Psychiatry. Ich autorzy – naukowcy z University of Colorado Boulder oraz Broad Institute of MIT and Harvard – przeanalizowali dane dotyczące ponad 840 000 ludzi. Dostarczyły one jednego z najsilniejszych dowodów na to, że nasz chronotyp – to, czy jesteśmy rannym ptaszkiem czy nocnym Markiem – wpływa na ryzyko depresji.
Od pewnego czasu wiemy, że istnieje związek pomiędzy snem a zachowaniem. Lekarze kliniczni często jednak pytali nas: o ile wcześniej ludzi powinni chodzić spać, by odnieść z tego korzyści?, mówi profesor Celine Vetter. Okazało się, że już chodzenie spać o godzinę wcześniej jest powiązane ze znacznym zmniejszeniem ryzyka depresji.
Już w 2018 roku Vetter opublikowała wyniki swoich długoterminowych badań nad 32 000 pielęgniarek i wykazała, że u tych, które wstawały wcześniej, ryzyko rozwoju depresji w ciągu 4 lat było o 27% niższe. Pozostawało jednak pytanie, na ile wcześniej należy wstawać.
Wiadomo, że na nasz chronotyp wpływa ponad 340 wariantów różnych genów, w tym gen PER2. Wiemy też, że genetyka odpowiada za 12–42 procent naszych preferencji dotyczących snu. Na potrzeby obecnych badań naukowcy zidentyfikowali te warianty genów u ponad 840 000 osób. Wśród nich było 85 000 osób, które przez 7 dni nosiło urządzenia do monitorowania snu, a kolejnym 250 000 dano do wypełnienia kwestionariusze dotyczące snu.
Około 33% badanych samoidentyfikowało się jako ranne ptaszki, 9% jako nocne Marki, reszta była pośrodku. Wyliczono, że średnio dla badanych połowa snu przypadała na godzinę 3 raną co, przy założeniu, że spali po 8 godzin oznaczało, że badani kładli się spać o godzinie 23, a wstawali o godzinie 7. Ten środek snu jest ważnym punktem odniesienia dla badań.
Uzbrojeni w takie informacje naukowcy przyjrzeli się genom badanych oraz historii ich chorób. Wszystkie zebrane dane zostały następnie poddane analizie statystycznej, by odpowiedzieć na pytanie, czy te warianty genetyczne, które powodują, że jesteśmy rannymi ptaszkami są powiązane z niższym ryzykiem wystąpienia depresji. Odpowiedź: tak.
Badania wykazały, że osoby, które wcześniej kładą się spać i wcześniej wstają narażają się na 23% niższe ryzyko poważnej depresji na każdą wcześniejszą godzinę, na którą przypada połowa snu.
Naukowcy zauważają, że konieczne są dalsze badania, by poznać biologiczny mechanizm stojący za tym zjawiskiem oraz jaki ma ono wpływ na zdrowie.
Niektórzy specjaliści sugerują, że być może przyczyną jest fakt, że osoby, które wstają wcześniej, mają dłuższy kontakt ze światłem naturalnym, które uruchamia całą kaskadę hormonów wpływających na nastrój. Inni zastanawiają się, czy posiadanie inne zegara biologicznego, czyli innego trybu funkcjonowania niż większość otaczających nas ludzi, samo w sobie nie wpływa negatywnie na nasz stan psychiczny. "Żyjemy w społeczeństwie, które jest zaprojektowane dla ludzi wstających wcześnie. Ci, którzy wstają późno często czują się niedopasowani do zegara całego społeczeństwa, stwierdza główny autor badań, Iyas Daghlas.
Dla osób, które chciałyby przesunąć swój sen na wcześniejsze godziny, profesor Vetter ma radę. Róbcie tak, by wasze dni były jasne, a noce ciemne. Poranną kawę wypijcie na ganku lub balkonie. Jeśli tylko możecie, do pracy idźcie pieszo lub pojedźcie rowerem, a wieczorami zmniejszcie jasność ekranów urządzeń, z których korzystacie.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.