Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Nowy szczep dżumy rozwiązaniem zagadki upadku neolitycznych osad?

Rekomendowane odpowiedzi

Niewykluczone, że naukowcy wpadli na trop, który pomoże rozwiązać zagadkę nagłego upadku wielu społeczności z epoki kamienia. Przed 5000 laty w grobie w Szwecji spoczęła 20-letnia kobieta, należąca do jednej z pierwszych europejskich społeczności rolniczych. Teraz naukowcy dowiedzieli się, że zabiła ją Yersinia pestis, bakteria wywołująca dżumę.

To jedna z najstarszych znalezionych próbek Y. pestis, do tego należąca do nieznanego wcześniej drzewa ewolucyjnego tego organizmu. Część naukowców mówi, że dżuma mogłaby wyjaśnić upadek dużych społeczności z epoki kamienia. Inni specjaliści zauważają, że wciąż nie mamy wystarczającej liczby dowodów, by jednoznacznie stwierdzić, że przed 5000 laty doszło do pierwszej znanej nam pandemii dżumy.

Dżuma wydaje się występować wszędzie, mówi historyk Kyle Harper z University of Oklahoma, który bada, jak choroba ta wpływała na ludzkie społeczności. W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej dowodów na to, że wspólna historia ludzkości i dżumy liczy sobie tysiące lat: Znaleziono przodka wielkich epidemii dżumy, Dżuma nęka nas dłużej niż sądzono, Dżumę do Europy przynieśli migranci ze Stepu Pontyjskiego.

Dotychczas najstarszym znanym szczepem Y. pestis w Europie był ten przywleczony przed około 4800 laty ze Stepu Pontyjskiego przez migrujących przedstawicieli kultury grobów jamowych. Tysiące lat później dżuma spowodowała dwie największe epidemie w dziejach ludzkości, Dżumę Justyniana i Czarną Śmierć.

Odkrycia nowego szczepu Y. pestis dokonano przypadkiem. Zespół pod kierunkiem Simona Rasmussena z Uniwersytetu w Kopenhadze i Nicolasa Rascovana z francuskiego Uniwersytetu Aix-Marseille przeglądali publicznie dostępne bazy danych DNA w poszukiwaniu sekwencji genetycznych popularnych patogenów. W zębach 20-latki pochowanej na stanowisku Frälsegården w zachodniej szwecji oraz w zębach innej osoby z tego samego grobu znaleźli sekwencje nieznanego szczepu Y. pestis. Zmarli należeli do kultury pucharów lejkowatych i żadne z nich nie miało związku z kulturą grobów jamowych. To zaś oznacza, że ten szczep był obecny w Europie przed migracją ze Stepu Pontyjskiego. Jak zauważa Rasmussen, fakt, iż bakterie zagnieździły się w zębach świadczy o tym, że krążyły one we krwi i bardzo prawdopodobne jest, że zabiły zarażone osoby.

Nowo odkryty szczep Y. pestis należy do gałęzi, która oddzieliła się od wspólnego przodka przed około 5700 laty. Jednak, jak zauważa Johannes Krause, genetyk z Instytutu Historii Człowieka im. Maxa Plancka, nie jest on wspólnym przodkiem, a więc nie można stwierdzić, kiedy i gdzie dżuma pojawiła się po raz pierwszy.

Rasmussen i Rascovan wysunęli własną hipotezę dotyczącą pojawienia się Y. pestis. W neolicie we Wschodniej Europie, na terenach leżących obecnie w Rumunii, Mołdowie i Ukrainie rozwinęła się kultura Cucuteni-Trypole. Dziesiątki tysięcy ludzi mieszkały w gęsto zaludnionych osadach, w złych warunkach sanitarnych. Składowane przez nich zboże przyciągało gryzonie, które są nosicielami Y. pestis. Te wielkie osady to książkowe przykłady miejsc, w których mógł wyewoluować patogen, mówi Rasmussen.

Mniej więcej 5400 lat temu wiele z tych osad nagle zniknęło. Ich mieszkańcy wymarli lub się wyprowadzili, a opuszczone budynki spalili. Zdaniem Rasmussena i Rascovana przyczyną mogło być pojawienie się dżumy. Być może mamy tu do czynienia z pierwszym znanym nam przypadkiem załamań dużych grup społecznych w wyniku zarazy, Rasmussen. A jako że te wielkie osady były połączone szlakami handlowymi z wieloma społecznościami na terenie Europy, nowa bakteria mogła z łatwością się rozprzestrzenić. Tak mogła rozpocząć się pierwsza pandemia, mówi Rasmussen.

Krause zauważa jednak, że mamy tu do czynienia wyłącznie ze spekulacjami. W miejscach gdzie żyli przedstawiciele kultury Cucuteni-Trypole nie znaleziono bowiem śladów Y. pestis. Ponadto wczesne szczepy nie mają genów, które umożliwiały łatwe rozprzestrzenianie się choroby. Dotychczas niewiele wiemy o nowym szczepie, nie wiemy, w jaki sposób doszło do zarażenia 20-latki i czy padła ona ofiarą większej epidemii.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na południu Hiszpanii, w miejscowości Antequera, znajduje się jedna z największych megalitycznych struktur w Europie, Dolmen de Menga. Ten olbrzymi tumulus (grobowiec) powstał niemal 6000 lat temu. Po raz pierwszy został zbadany w latach 40. XIX wieku i od tamtego czasu fascynuje archeologów. Autorzy najnowszych badań wykazali, że budowniczowie dolmenu mieli znacznie lepsze rozumienie inżynierii i fizyki, niż jesteśmy skłonni przypisywać ludziom z tamtej epoki. Im lepiej rozumiemy takie struktury, tym bardziej okazuje się, że nie doceniamy ludzi epoki kamienia.
      W Europie późnego okresu prehistorycznego megality były bardzo rozpowszechnione. Pojawiają się w połowie V tysiąclecia we Francji i są budowane w II tysiącleciu na Balearach, Korsyce, Sardynii i w Grecji. Megality, najwcześniejsze monumentalne budowle z kamienia, wyrażały głębokie przesłanie społeczne i ideologiczne w trwały i widoczny sposób. Trwałość wielkich głazów (w przeciwieństwie do drewna) oraz ich wpływ na kształtowanie wyglądu otoczenia, sugerują, że jednym z głównym motywów, dla których megality były wznoszone, była ich długowieczność, stwierdzają hiszpańscy badacze.
      Twórcy Dolmen de Menga zbudowali grobowiec, którego komora ma 28 metrów długości, 6 metrów szerokości i 3,5 metra wysokości. Aby tego dokonać musieli z odległego o 850 metrów kamieniołomu przetransportować 32 gigantyczne głazy i je odpowiednio ułożyć. Największy z nich, jeden z głazów stanowiących dach, ma 8 metrów długości i waży około 150 ton. To aż 5-krotnie więcej niż największe głazy ze Stonehenge.
      Już sam transport tak wielkich głazów był niezwykłym przedsięwzięciem. I nie chodzi tutaj tylko o ich masę. Budowniczowie musieli dostarczyć głazy w całości, wiedzieli więc co zrobić, by ich nie porozbijać, by nie złamały się pod własnym ciężarem.
      Transport ułatwiało położenie kamieniołomu, który znajduje się 50 metrów powyżej tumulusa. Autorzy badań uważają, że budowniczowie ułożyli drewnianą drogę, dzięki której mogli zmniejszyć tarcie. Wykorzystali też sanie. Transport tak masywnych głazów w dół wzgórza wymagał precyzyjnej kontroli przyspieszenia, centrum masy i równowagi. Prawdopodobnie użyli wielkich lin. Operację taką utrudniał fakt, że mamy tutaj do czynienia z miękkimi skałami, które mógł zniszczyć każdy niespodziewany wstrząs. Leżące na saniach kamienie musiały być w jakiś sposób równoważone podczas transportu.
      Dostarczone na miejsce głazy były następnie wkładane w głębokie na 1,5 metra otwory wykute w podłożu skalnym. Skanowanie laserowe ujawniło, że budowniczowie musieli używać ramp i przeciwwag, dzięki którym umieścili głazy z milimetrową dokładnością. Tak olbrzymia precyzja była potrzebna, gdyż w głazach wyrzeźbiono fasety, dzięki którym – po usunięciu ramp i przeciwwag – głazy zazębiają się o siebie, utrzymując swą masę.
      Budowniczowie Dolmen de Menga, ludzie, którzy żyli niemal 6000 lat temu, wykazali się olbrzymią precyzją, wiedzą na temat fizyki, inżynierii i geometrii. Przy tak masywnej konstrukcji pomyłka o kilka centymetrów w ustawieniu tylko jednego z głazów prawdopodobnie uniemożliwiłaby skorygowanie błędu.
      Dolmen de Menga jest o 1000 lat starszy od Stonehenge i powstał na terenie aktywnym sejsmicznie. Mimo to stoi od 6000 lat. To dowodzi, że jego budowniczowie dobrze wiedzieli, co robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najstarszy w Chinach system odwadniający, wykonany z ceramicznych rur, dowodzi, że neolityczni mieszkańcy stanowiska Pingliangtai byli zdolni do tworzenia złożonych struktur inżynieryjnych bez potrzeby odwoływania się przy tym do scentralizowanej władzy. Naukowcy z University College London (UCL) opisali na łamach Nature Water pochodzący sprzed 4000 lat, z okresu kultury Longshan, system, który powstał dzięki współpracy lokalnej społeczności. Nie znaleziono tam śladów istnienia władzy centralnej.
      Odkrycie ceramicznych rur odprowadzających wodę pokazuje, że ludzie z Pingliangtai zbudowali i utrzymywali złożony system zarządzania wodą, dysponując przy tym jedynie narzędziami dostępnymi w epoce kamienia i bez zorganizowanej władzy centralnej. Jego budowa wymagała dobrego planowania i koordynacji, ale wszystko to zostało zrobione na poziomie lokalnej społeczności, mówi doktor Yije Zhuang z Instytutu Archeologii UCL. Ceramiczne rury ułożono wzdłuż dróg i ścian. Przekierowywały one wodę opadową, nie dopuszczając do pojawienia się obszarów podmokłych. To najstarszy znany z terenu Chin system tego typu.
      Tym, co najbardziej zaskoczyło naukowców jest fakt, że w Pingliangtai nie znaleziono dotychczas śladów hierarchii społecznej. Wszystkie tamtejsze domy były jednakowo małe, nie zauważono, by istniały różne warstwy społeczne czy znaczące nierówności wśród mieszkańców. Również pochówki nie wskazują na istnienie takiego zróżnicowania, co stanowi wyraźny kontrast z innymi miejscowościami w tej okolicy.
      Jednak mimo braku władzy centralnej mieszkańcy potrafili porozumieć się odnośnie zaprojektowania i wyprodukowania rur, ich ułożenia i utrzymania całego systemu. Poziom złożoności prac, które zostały wykonane, każe ponownie zastanowić się nad rozumieniem rozwoju społeczeństw. Dotychczas uważano, że jedynie scentralizowana władza i rządzące elity były w stanie zorganizować ludzi i zasoby niezbędne do stworzenia złożonego systemu zarządzania wodą. Widać to zresztą w innych starożytnych miejscach, w których tego typu systemy istniały. Zawsze występowała tam silniejsza, bardziej scentralizowana władza, często była to władza despotyczna. Pingliangtai dowodzi, że istnienie takiej władzy nie zawsze jest warunkiem koniecznym i bardziej egalitarne społeczności są w stanie poradzić sobie z takim zadaniem.
      Pingliangtai to wyjątkowe miejsce. Istniejąca tu sieć rur dowodzi zaawansowanego zrozumienia problemów inżynieryjnych i hydrologicznych, dodaje współautor badań, doktor Hai Zhang z Uniwersytetu w Pekinie.
      Pingliangtai to stanowisko archeologiczne w środkowych Chinach. Około 2500 lat przed naszą erą powstała tam neolityczna osada zamieszkana przez około 500 osób. Chroniła ją fosa i szeroki wał ziemny. W tym czasie obszar ten charakteryzował się dużą sezonową zmiennością klimatyczną. Latem monsunowe deszcze przynosiły miesięczne nawet pół metra wody. Zarządzanie tą wodą było niezbędne do utrzymania lokalnych społeczności. Mieszkańcy Pingliangtai zbudowali bezprecedensowy dwustopniowy system odwadniania. Składał się on z wykopanych wzdłuż domów rowów, które przekierowywały wodę do rur wyprowadzających ją do fosy chroniącej miejscowość. Ceramiczne rury były bardzo zaawansowane jak na ówczesny poziom rozwoju technologicznego. Każda z nich miała średnicę 20–30 centymetrów i długość 30–40 cm. Łączono je, dzięki czemu można było transportować wodę na duże odległości.
      System odwadniający z Pingliangtai jest unikatowy. Nigdzie na świecie nie znaleziono podobnego systemu pochodzącego z podobnego okresu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dżuma trapi ludzkość od 5000 lat. W tym czasie wywołująca ją Yersinia pestis ulegała wielokrotnym zmianom, zyskując i tracąc geny. Około 1500 lat temu, niedługo przed jedną z największych pandemii – dżumą Justyniana – Y. pestis stała się bardziej niebezpieczna. Teraz dowiadujemy się, że ostatnio bakteria dodatkowo zyskała na zjadliwości. Pomiędzy wielkimi pandemiami średniowiecza, a pandemią, która w XIX i XX wieku zabiła około 15 milionów ludzi, Y. pestis została wzbogacona o nowy niebezpieczny element genetyczny.
      Naukowcy z Uniwersytetu Chrystiana Albrechta w Kilonii i Instytutu Biologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka przeanalizowali genom Y. pestis od neolitu po czasy współczesne. Mieli dostęp m.in. do szkieletów 42 osób, które zostały pochowane pomiędzy XI a XVI wiekiem na dwóch duńskich cmentarzach parafialnych.
      Wcześniejsze badania pokazały, że na początkowych etapach ewolucji patogen nie posiadał genów potrzebnych do efektywnej transmisji za pośrednictwem pcheł. Taka transmisja jest typowa dla współczesnej dżumy dymieniczej. W wyniku ewolucji Y. pestis znacząco zwiększyła swoją wirulencję, co przyczyniło się do wybuchu jednych z najbardziej śmiercionośnych pandemii w historii ludzkości, mówi doktor Joanna Bonczarowska z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej na Uniwersytecie w Kilonii. Podczas naszych badań wykazaliśmy, że przed XIX wiekiem żaden ze znanych szczepów Y. pestis nie posiadał elementu genetycznego znanego jako profag YpfΦ, dodaje uczona. Profag, jest to nieczynna postać bakteriofaga, fragment DNA wirusa, który został włączony do materiału genetycznego zaatakowanej przez niego bakterii.
      Te szczepy Y. pestis, które mają w swoim materiale genetycznym YpfΦ, są znacznie bardziej śmiercionośne, niż szczepy bez tego profaga. Nie można więc wykluczyć, że to jego obecność przyczyniła się do wysokiej śmiertelności podczas pandemii z XIX/XX wieku.
      Naukowcy z Kilonii chcieli szczegółowo poznać mechanizm zwiększonej wirulencji Y. pestis z profagiem YpfΦ. W tym celu przyjrzeli się wszystkim białkom kodowanym przez tę bakterię. Okazało się, że jedno z nich jest bardzo podobne do toksyn znanych z innych patogenów.
      Struktura tego białka jest podobna do enterotoksyny wytwarzanej przez Vibrio cholerae (ZOT - zonula occludens toxin), która ułatwia wymianę szkodliwych substancji pomiędzy zainfekowanymi komórkami i uszkadza błonę śluzową oraz nabłonek, dodaje Bonczarowska. Uczona wraz z zespołem będą w najbliższym czasie badali wspomniane białko, gdyż jego obecność prawdopodobnie wyjaśnia zjadliwość współczesnych szczepów Y. pestis.
      Badacze zwracają uwagę, że szybka ewolucja patogenu zwiększa ryzyko pandemii. Nabywanie nowych elementów genetycznych może spowodować, że pojawią się nowe objawy. To zaś może prowadzić do problemów z postawieniem diagnozy i opóźnienia właściwego leczenia, które jest kluczowe dla przeżycia. Co więcej, niektóre szczepy Y. pestis już wykazują oporność na różne antybiotyki, co dodatkowo zwiększa zagrożenie, stwierdza doktor Daniel Unterweger, który stał na czele grupy badawczej. Naukowcy przypominają, że u innych bakterii również odkryto elementy podobne do YpfΦ, co może wskazywać na ich zwiększoną wirulencję.
      Zrozumienie, w jaki sposób patogen zwiększał swoją szkodliwość w przeszłości, a czasem robił to skokowo, pomoże nam w wykrywaniu nowych jego odmian i w zapobieganiu przyszłym pandemiom, wyjaśnia cel badań profesor Ben Krause-Kyora z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej.
      Dżuma to wciąż jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób. Śmiertelność w przypadku szybko nieleczonej choroby wynosi od 30% (dżuma dymienicza) do 100% (odmiana płucna). Obecnie najczęściej występuje w Demokratycznej Republice Konga, Peru i na Madagaskarze. Zdarzają się jednak zachorowania w krajach wysoko uprzemysłowionych. Na przykład w USA w 2020 roku zanotowano 9 zachorowań, z czego zmarły 2 osoby.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwóch młodych mężczyzn, którzy zmarli 4000 lat temu na terenie dzisiejszej Austrii, chorowało na dżumę, donoszą badacze z Austriackiej Akademii Nauk. Tym samym są to najstarsze znane ofiary tej choroby zidentyfikowane w Austrii. Szkielety zmarłych znaleziono w graniczącej z Czechami gminie Drasenhofen. Jedna z ofiar dżumy zmarła pomiędzy 23. a 30. rokiem życia, drugi z mężczyzn miał 22–27 lat. Zostali pochowani niedaleko siebie na cmentarzu składającym się z 22 grobów. Ich groby znajdują się na obrzeżach cmentarza, więc być może wiedziano, że zmarli na chorobę zakaźną, mówi Katharina Rebay-Salisbury z Austriackiego Instytutu Archeologicznego.
      Naukowcy, badający cmentarz w Drasenhofen, nawiązali współpracę z Instytutem Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku, gdyż poszukiwali ewentualnych pokrewieństw pomiędzy pochowanymi tam osobami. Ku ich zdumieniu, analizy ujawniły obecność Yersinia pestis, bakterii wywołującej dżumę. Co interesujące, pomimo tego, że obaj zmarli żyli w tym samym miejscu i w podobnym czasie, obu zabiły różne szczepy Y. pestis. Oznacza to, że nie mamy tutaj do czynienia z infekcją przekazywaną w ramach tej samej grupy mieszkańców epoki brązu, ale z dwoma niezależnymi epizodami infekcji.
      W przeciwieństwie do późniejszych epidemii ze średniowiecza dżuma epoki brązu nie była transmitowana za pośrednictwem pcheł, gdyż ówczesnej bakterii brakowało odpowiednich właściwości genetycznych. Choroba musiała rozpowszechniać się w inny sposób, na przykład drogą kropelkową lub poprzez zjedzenie zarażonego mięsa. Analiza wszystkich badań dotyczących prehistorii dżumy w Eurazji wskazuje, że częściej umierali na nią mężczyźni niż kobiety, mówi Rebay-Salisbury. Dotychczas zidentyfikowano 27 mężczyzn i 11 kobiet, którzy zmarli na dżumę. Naukowcy nie znają przyczyn tej nierównowagi. Być może jej przyczyn należy szukać w fakcie, że dżuma jest zoonozą, chorobą którą zarażamy się od zwierząt. Mężczyźni mogli częściej niż kobiety być pasterzami, mieć kontakt z dzikimi zwierzętami, być może uczestnictwo np. w wyprawach wojennych sprzyjało rozprzestrzenianiu się choroby.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...