Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wzrost liczby zachorowań na dżumę

Rekomendowane odpowiedzi

W czasach gdy prasa straszy nas w sezonie ogórkowym ptasią grypą, ludziom może zagrażać prawdziwe niebezpieczeństwo. Naukowcy informują o rosnącej liczbie zachorowań na dżumę.

Czarna Śmierć, która pustoszyła Europę w średniowieczu, nie przeszła do historii. W ciągu ostatnich 20 lat każdego roku zabijała 100-200 osób na świecie. To niewiele, jednak ostatnio zauważono wzrost liczby zachorowań. Uczeni przestrzegają, że dżuma wyjątkowo łatwo się rozprzestrzenia, jest bardzo zaraźliwa i śmiertelna. Jeśli wymknie się spod kontroli możemy być świadkami epidemii.

Dżumę przenoszą głównie gryzonie, może też rozprzestrzeniać się drogą kropelkową. A populacji gryzoni ani ich przemieszczania się nie jesteśmy w stanie kontrolować w skali globalnej.

Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że od wielu lat liczba chorych utrzymuje się na poziomie 1-3 tysięcy. Większość przypadków zachorowań ma miejsce na Madagaskarze, w Tanzanii, Mozambiku, Malawi, Ugandzie i Demokratycznej Republice Konga. Ale i w Stanach Zjednoczonych zdarzają się przypadki dżumy. Choruje tam 10-20 osób rocznie.

Specjalistów martwi jednak fakt, że po dziesięcioleciach spokoju znowu zanotowano wzrost liczby chorych.

Ponadto uczeni przestrzegają, że brak badań nad dżumą może okazać się zgubnym, gdy zostanie ona użyta jako broń biologiczna. W takiej roli stosowano ją w średniowieczu, gdy za pomocą katapult to obleganych miast wstrzeliwano ciała zmarłych na dżumę. W czasie II wojny światowej Japończycy eksperymentowali z bombami w których znajdowały się zakażone pchły. Po wojnie wykorzystanie dżumy jako broni biologicznej rozważały USA i ZSRR.

Przy obecnym stanie techniki możliwe jest wyprodukowanie aerozolu zawierającego bakterie dżumy. Stąd też niepokój niektórych lekarzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, ciekawe... Na całe szczęście wszystko wskazuje na to, że przez epidemię w średniowieczu doszło do selekcji w populacji ludzkiej, dzięki czemu wyginęły osobniki mające małą naturalną odporność na te bakterie. Obym miał rację...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że drugiej epidemii w Europie nie będzie... W sumie, to z biegiem lat ludzki organizm musiał się jakoś dobrze przygotować do jako takiej obrony przed chorobą. Dlatego też spora część mieszkańców zachodniej i północnej Europy (tam gdzie najbardziej szalała dżuma) ma nadmiar żelaza we krwi (Hemochromatoza). Dżuma atakuje makrofagi, żywiąc się zawartym w nich żelazem. Jeśli było go mało, nie mogły przetrwać i obumierały. Bo bezpośrednio z krwi nie wchłaniają żelaza, co nie?  ???  Co do hemochromatoztozy, dowiedziałam się o tym z nr. 42/2007 Wprost. Link: http://www.wprost.pl/ar/115707/Choroba-dla-zdrowia/?I=1295

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez sensu. Ewolucja nie potrzebuje chorób, by ulepszać nasz gatunek (z resztą co to za ewolucja gdy z jednej strony coś tracimy, a z drugiej zyskujemy). Nie można tej hemochromatozy traktować jako jakiś dar, bo jest to choroba genetyczna, a to że dżuma nie może się rozwijać bo jej brakuje wtedy żelaza, to już inna sprawa... "Niektóre schorzenia są niezbędne dla zachowania ludzkiego gatunku" - IMO to bzdura. Przykład z pląsawicą Huntingtona jest kompletnie bez sensu - gość twierdzi jakoby ewolucja specjalnie pozwalała zmienionym genom na przekazanie ich następnym pokoleniom, bo przyczyni się do przetrwania gatunku (nie zważając na fakt że ta zmiana powoduje przecież schorzenia), dzięki temu że choroba ujawnia się w późniejszym wieku, przez co pozwala na spłodzenie potomstwa, a tym samym przekazanie zmienionego genu. A co z cukrzycą? Jest to choroba bardzo niepożądana, nie mamy z niej raczej żadnych korzyści, a tak samo geny mają wpływ na wystąpienie tej choroby, która ujawnia się zwykle w późniejszym wieku, a młody człowiek będący posiadaczem nieodpowiednich genów może przecież spłodzić potomstwo. Stąd też zmiany genowe, które nie prowadzą do śmierci czy jakiegoś poważnego defektu, są powszechne. Krótko mówiąc, to normalne że istnieją geny powodujące szereg schorzeń, natomiast nie jest powiedziane że są one darem ewolucji pozwalającym na przetrwanie gatunku (a przecież choroby powodowane przez różne zmiany w genach raczej negatywnie wpływają na nasz gatunek), a to że dają nam odporność na cośtam, to przypadek (dżuma akuratnie żelaza potrzebuje i w tym przypadku nie przetrwa w organiźmie z hemochromatozą). Co innego, jeśli pojawia się jakaś mutacja, dająca nam jakąś korzyść (np zwiększoną odporność przed czymś), nie zabierająca nam niczego innego. Co do wirusa HIV (o którym jest napisane na ostatniej stronie artykułu do którego podałeś linka) to czytałem że atakuje on w szczególności białka CCR5 i CD4 znajdujące się na powierzchni limfocytów T. Niektóre osoby mają odpowiednie mutacje genowe, uniemożliwiające syntezę owych białek (bądź któregoś z nich), zyskują tym samym naturalną odporność na wirusa HIV - nie ma się do czego przyczepić i limfocyty T mogą spać spokojnie. Nie stwierdzono natomiast żadnych niepożądanych efektów u osób mających taką mutację - i to jest właśnie przykład ewolucyjnej korzyści z mutacji ;D Tyle tylko że odporność na HIV ma niewielki odsetek ludzi, co świadczy, że mutacja pojawiła się stosunkowo niedawno - a więc my nie straciliśmy w toku ewolucji odporności na HIV, tylko niektórzy z nas ją zyskali. Oczywiście, zawsze znajdą się jakieś zmienione szczepy tego wirusa, korzystające z innych białek - wtedy nawet organizm osób nie posiadający CCR5 i CD4 sobie z wirusem nie pojawi.

 

Ciekaw jestem jeszcze zdania mikroos'a :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... a ja czytałem że HIV to ściema

To prześpij się z HIV-pozytywnym albo przetocz krew :)

 

 

 

A na Twojego posta, Sebaci, odpowiem później - może być? Widzę, że potrzebna będzie solidna analiza. Jeszcze dziś się postaram odnieść do Twoich słów!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okej, jestem przy kompie na dłużej, odpowiadam.

 

Przede wszystkim chyba różnimy się nieco w pojmowaniu procesu ewolucji (i broń Boże nie twierdzę przez to, że to ja mam rację). Mam wrażenie, że dla Ciebie ewolucja to jakiś zaplanowany proces, rządzący się pewnymi zasadami bądź może nawet rządzony przez kogoś. Tymczasem moja opinia jest taka, że jest to proces całkowicie przypadkowy i losowy (w końcu jest oparty na mutacjach, które wydają się być *niemal* całkowicie losowe). Dlatego moim zdaniem mówienie o tym, że "ewolucja nie potrzebuje" i tym podobne, to leciutkie nadużycie.

 

Teraz będę się odnosił po kolei do cytatów, chyba będzie łatwiej.

 

"Ewolucja nie potrzebuje chorób, by ulepszać nasz gatunek"

Moim zdaniem ewolucja nie polega na ulepszaniu, to nie jest tak - to raczej ciągły eksperyment, w którym ulepszanie (i to populacji, a nie organizmu!!) jest efektem i dziełem przypadku, a nie celem. Przede wszystkim należałoby zapytać: co to znaczy "ulepszenie"? Zwiększenie szans na przetrwanie? OK, ale w jakich warunkach? Już w innym temacie napisałem parę dni temu wyraźnie: nie wolno określać jakiejś zmiany jako korzystną, gdy nie jest podany precyzyjnie kontekst środowiskowy, w jakim znajduje się organizm. Idealnym przykładem jest właśnie hemochromatoza albo anemia sierpowata, wałkowana aż do bólu nawet w liceum. Zauważ: osoba z anemią sierpowatą ma gorszą wydolność, szybciej się męczy, rośnie u niej ryzyko żółtaczek (z powodu wzmożonego rozpadu czerwonych krwinek) itd. Czyli krótko mówiąc: w normalnej sytuacji przewalone. Ale gdy kontekst środowiskowy się zmienia i pojawia się zarodziec malarii, anemia sierpowata jest wybawieniem - pozwala przeżyć. Tak samo można powiedzieć o długiej szyi: fajnie być żyrafą na sawannie i mieć monopol na obgryzanie liści, ale troszkę gorzej by było mieć długą szyję w dżungli. I tak dalej, i tak dalej... Człowiek to jeden gatunek, ale z punktu widzenia ewolucji człowieka tworzy mnóstwo populacji zajmujących wiele nisz - zawsze należy o tym pamiętać, gdy mówi się o ewolucji.

 

"Niektóre schorzenia są niezbędne dla zachowania ludzkiego gatunku" - IMO to bzdura. Przykład z pląsawicą Huntingtona jest kompletnie bez sensu

No dobra, ale padło wyraźnie słowo "niektóre". Wiadomo, choroba Huntingtona to skrajnie niekorzystny dla człowieka przykład, ale z drugiej sam widzisz, że taka np. anemia sierpowata bywa na swój sposób potrzebna, by przeżyć w określonych warunkach. To stwierdzenie wbrew pozorom nie jest takie głupie, ale należałoby je rozszerzyć: "W pewnych warunkach niektóre choroby są potrzebne dla zachowania populacji". A do tego należy pamiętać, że choroba Huntingtona nie dziesiątkuje populacji, więc z takiego punktu widzenia jest raczej "niewypałem" w procesie przystosowywania, niż istotnym z punktu widzenia populacji zróżnicowaniem.

 

Co do cukrzycy: tutaj musimy rozpatrywać dwa rodzaje choroby, jak sam zauważyłeś.

 

Cukrzyca typu I, czyli tzw. młodzieńcza: ta choroba wynika (jak się dziś uważa) z tego, że przy określonym układzie tzw. HLA (czyli zestawu białek, które umożliwiają odczytywanie informacji o patogenach przez układ immunologiczny) dochodzi do sytuacji, w której organizm - wykrywając wirusa bardzo niegroźnego - przez przypadek nadmiernie aktywuje się i odpowiada nie tylko na wirusa, ale także na antygeny komórek beta trzustki - stąd brak wytwarzania insuliny bądź jego poważne upośledzenie (jak zapewne wiesz, insulina jest produkowana w trzustce). Gdzie tu ewolucja? Ano tutaj, że odpowiednie typy HLA oznaczają, że organizm z większą czułością i swoistością wykrywa określone patogeny. Czyli np. osoba z danym typem HLA będzie fantastycznie chroniona przed określonym typem wirusa grypy, ale z drugiej będzie podatna na odrę. I tak dalej, i tak dalej. Także nawet to, że dany osobnik zapada na cukrzycę niekoniecznie jest wyłącznie stratą, bo być może w zamian "otrzymuje" odporność na jakąś straszną chorobę?

 

Cukrzyca typu II: ta choroba najprawdopodobniej wynika z faktu, ze rozwój cywilizacji przegonił tempo ewolucji. Od milionów lat organizmy żyły w stanie głodowania co jakiś czas, więc organizm przyjmował słuszną wówczas taktykę: "gdy tylko jest okazja, jedz ile wlezie i magazynuj energię". Do jego spełnienia wykorzystywał insulinę (hormon odpowiedzialny m.in. za budownie tkanki tłuszczowej). Nagle przyszedł rozwój cywilizacji i jedzenie mamy pod ręką w każdej ilości, a apetyt nam nie zmalał - organizm pompuje insulinę masowo, aż w pewnym momencie komórki zwyczajnie padają ze zmęczenia i nie mają jak produkować insuliny. Znów: milion lat temu taktyka przechowywania energii w postaci tłuszczu była świetna, w dzisiejszych czasach okazuje się być utrapieniem.

 

to normalne że istnieją geny powodujące szereg schorzeń (...) a to że dają nam odporność na cośtam, to przypadek

Znów mam wrażenie, że traktujesz ewolucję jak jakiś zaprogramowany proces. A tymczasem moja opinia jest taka, że oba te fakty są przypadkowe, a jedynie ich zwiększona szansa na przeżycie w określonych warunkach jest wyznacznikiem ich "korzystności", że tak to niegramatycznie ujmę. Tak samo normalne jest istnienie "genów korzystnych" (a ściślej: alleli korzystnych w danych warunkach), jak i "genów niekorzystnych" i wszystko zależy od tego, w jakich warunkach przychodzi żyć danemu organizmowi.

 

Co do CCR5 i CD4 - masz rację, jak najbardziej. Tylko weź pod uwagę inny fakt: CCR5 to ważny receptor tzw. chemokin (mediatorów odpowiedzi immunologicznej), a CD4 to jedna z absolutnie kluczowych dla odpowiedzi immunologicznej cząsteczek. W tym konkretnym przypadku wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście te mutacje nie przynoszą szkody, a dają wielką korzyść. Ale wyobraź sobie sytuację, w której np. mutacja w CD4 powoduje pogorszenie odporności i równocześnie jest bardzo rzadkim wirusem. Jaki jest bilans? Tracisz trochę odporności na wszystkie patogeny, a zyskujesz wyłącznie na jeden, na dodatek bardzo mało powszechny. Rozumiesz, co mam na myśli?

 

Tyle tylko że odporność na HIV ma niewielki odsetek ludzi, co świadczy, że mutacja pojawiła się stosunkowo niedawno - a więc my nie straciliśmy w toku ewolucji odporności na HIV, tylko niektórzy z nas ją zyskali.

Najprawdopodobniej masz rację :)

 

Oczywiście, zawsze znajdą się jakieś zmienione szczepy tego wirusa, korzystające z innych białek - wtedy nawet organizm osób nie posiadający CCR5 i CD4 sobie z wirusem nie pojawi.

Mała poprawka: organizm nie posiadający CD4, byłby całkowicie pozbawiony obrony immunologicznej. CD4 to cząsteczka, która u każdego człowieka łączy się z częścią cząsteczek HLA (patrz wyżej) i przez to jest absolutnie niezbędna do rozpoznania antygenu (a żeby być precyzyjnym: epitopu), który dostał się do organizmu. Także jeśli można, chciałbym sprecyzować: u osoby nieposiadającej mutacji CD4 wirus się pojawi. Podejrzewam, że miałeś to na myśli, ale warto to sprecyzować.

 

No, chyba tyle. Strasznie się rozpisałem - chyba zrobiłem Wielki Post, a tymczasem do Wielkanocy dwa miesiące :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam że to kosmici stworzyli człowieka i teraz sobie patrzą jak sobie baraszkujemy na Ziemi :)

 

Pozdro  ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eBulwa - być może, ale nie ma sensu tu teraz o tym dyskutować :)

 

No być może przedstawiłem ewolucję jako proces zaprogramowany... Z przypadkowością mutacji się zgadzam - te "dobre" zostają, a te "złe" zostają wyeliminowane. "Dobre" i "złe" to pojęcia jak najbardziej względne i to czy mutacja jest korzystna czy nie, zależą od warunków w jakich dany osobnik żyje - a więc tu też się z tobą zgadzam 8) Po prostu forma w jakiej napisałem mój poprzedni post, była źródłem nieporozumienia.

 

Wracając jeszcze do artykułu zlinkowanego przez Acrux - autor pewnie ma sporo racji, ale też trochę przesadza (sugeruje jakoby pląsawica Huntingtona przyczyniała się do przetrwania gatunku - a skąd to wie?). "Niektóre schorzenia są niezbędne dla zachowania ludzkiego gatunku" - zauważmy że mamy tu użyte słowo "schorzenia", co nadaje artykułowi taki nieco szokujący charakter. Bowiem dziś mutacje genowe występujące rzadko utożsamia się ze schorzeniem, wadą, a patrząc na to z naukowego, ewolucyjnego punktu widzenia jest po prostu innym wariantem danego genu, dającym pewne korzyści i niekorzyści w porównaniu z powszechnie występującymi wariantami. A wtedy to właśnie od środowiska zależy, który wariant będzie dawał lepsze korzyści i mniej przeszkadzające niekorzyści, może zatem dojść do wyeliminowania czy upowszechnienia którejś z nich.

 

Hmm, w tej kwestii to na razie tyle, a jak czegoś zapomniałem, to jeszcze dopiszę. Chciałbym tu jeszcze poruszyć pewną kwestię :P

 

Niektórzy niespecjalnie uznają teorię ewulucji podając przykłady, którze rzeczywiście trudno wytłumaczyć. Chociaż Ty może pomożesz :P Mutacje mają charakter przypadkowy. Ale czasem wydaje się, jakoby zwierzęta były inteligentne i wiedziały "trzeba poprawić to albo to". Niektóre zwierzęta bardzo szybko dostosowują się do środowiska, łatwo więc zaobserwować ewolucyjne zmiany. Ciągle pamiętam przykład z ćmami, które miały zwyczaj  przesiadywać na białych brzozach - były więc białe. Później zanieczyszczenia z jakichś fabryk osadzały się na korze drzew - ćmy szybko przystosowały się i nabrały czarnego koloru, zaś gdy zanieczyszczenie minęło - znów stały się białe. Nie chodzi mi tu teraz o to "skąd ćmy wiedziały że mają się stać czarne) - wszak mutacje mają charakter przypadkowy i za którymś tam razem pojawił się odpowiedni gen (czy też geny, bo czasem kilka genów warunkuje daną cechę, ale to by the way). Najbardziej odpowiadał on środowisku, więc się upowszechnił w populacji. Ale czemu nigdy nie zaobserwowano ciem zielonych, niebieskich, czerwonych i innych? Albo motyle ze wzorkami odstraszającymi wrogów - też trochę trudno w to uwierzyć, że to dzieło "przypadkowych mutacji". To wszystko wygląda trochę tak, jakby było inteligentnie zaprojektowane. Albo ryby które przekształciły się w gady - nagle zachciało im się biegać po lądach ( ;D) i i odpowiednie mutacje postępujące w toku ewolucji doprowadziły do tego, że z płetw wykształciły się kończyny. Ale jak to się stało? Póki ryby pływały w wodzie, nic lepszego od płetw chyba nie było im potrzebne. Może wypływały często na brzegi lądu i dostawały jakieś bodźce, które przyczyniły się do rozwoju mutacji dzięki którym później mogły chodzić? Ale nie to jest najważniejsze. Wiadomo że nie od razu z płetw zrobiły się kończyny przystosowane do poruszania się po lądzie - musiały istnieć formy pośrednie. Przypuszczam jednak że takie formy pośrednie nie były zbyt korzystne dla tych zwierząt, ba, powinny one nawet wtedy wymrzeć. No chyba że cały proces (płetwy - kończyny) stał się bardzo szybko... Można by szukać innych przykładów, ale myślę że ewolucja to skomplikowany, nie do końca jeszcze poznany proces. Nie neguję oczywiście przypadkowości mutacji.

 

PS: Z tym co piszesz to się zgadzam, a nawet gdybym miał inne zdanie to musiałbym się zgodzić, po prostu wiem, że moja wiedza daleka jest jeszcze twojej ;D Możesz więc odechnąć - nie zamierzam z Tobą prowadzić takich konfrontacji jak niektórzy userzy B)

 

PS2: Zapewne wpadnie tu Waldi ze swoim PM i rozwieje wszelkie wątpliwości dot. ewolucji!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Mutacje mają charakter przypadkowy.

Tutaj od razu warto zaznaczyć, że nie jest to do końca prawdą. Istnieją miejsca w genomie, tzw. hot-spots, gdzie częstotliwość mutacji wzrasta nawet o kilka rzędów wielkości. Takie miejsca to np. rejony bogate w wielorazowo powtórzone pojedyncze nukleotydy lub krótkie ich serie. W takich miejscach często dochodzi do tzw. poślizgu polimerazy (przy długim odcinku enzym "gubi się w liczeniu" powtórzeń i przenosi nieprawidłową ich ilość na kopiowaną nić) lub do złamania chromosomu (np. w grupie chorób FRA-X, czyli "łamliwego chromosomu X"). Poza tym część mutacji powoduje natychmiastową letalność jeszcze u płodu, a nawet u zarodka, więc zanim osobnik się narodzi, jest już martwy. Także nie jest to przypadkowość pełna.

 

Ciągle pamiętam przykład z ćmami, które miały zwyczaj  przesiadywać na białych brzozach - były więc białe. Później zanieczyszczenia z jakichś fabryk osadzały się na korze drzew - ćmy szybko przystosowały się i nabrały czarnego koloru, zaś gdy zanieczyszczenie minęło - znów stały się białe.

Hehehe, to jest akurat jedno z większych nieporozumień w biologii :))) Okazuje się, że tak naprawdę naturalna barwa skrzydełek zmieniała się minimalnie, a większość koloru pochodziła z zanieczyszczenia jako takiego B) Choć rzeczywiście pewien udział samego ubarwienia powłok ciała też można było zaobserwować. Ale przejdźmy dalej:

 

Ale czemu nigdy nie zaobserwowano ciem zielonych, niebieskich, czerwonych i innych?

Z prostego powodu: jak wiesz, geny kodują sekwencję aminokwasów w białku. Z kolei każde białko ma pewną funkcję, determinowaną przez tę sekwencję. To, że jeden czy kilka nukleotydów się zmieniło, a w efekcie zmienia się całe białko, ale nie daje to temu białku pełnej "dowolności" zmiany funkcji. Chodzi mi o to, że (przykładowo) enzym odpowiadający za syntezę białego barwnika był na tyle podobny do enzymu produkującego czarny (powiedzmy, że enzym katalizował minimalnie inną reakcję podobnych związków), że widocznie takie "przejście" było możliwe, w przeciwieństwie do "przejścia" z koloru białego na zielony. Powód drugi: bardzo często jest tak, że w wyniku mutacji powstaje białko nieaktywne. Czyli np. domyślnie był syntetyzowany biały barwnik, potem doszło do inaktywacji =białka odpowiadającego za tę syntezę, więc nie dochodziło do przekształcenia ciemnego prekursora w biały barwnik - ciemny substrat enzymu pozostawał w organizmie i stad kolor. Po trzecie: osobnik wyraźnie inny, w tym wypadku czerwony, jest na tyle odmienny od normy, że może zostać np. pomylony przez "swoich" z jakimś intruzem albo zabity, albo też poprzez bardzo wyraźny kontrast z korą drzew zostawał błyskawicznie zjedzony. Także to wcale nie jest wykluczone, że kiedyś powstał czerwony motyl, tylko być może jego genotyp nie przetrwał do następnego pokolenia i przepadł raz na zawsze.

 

Albo motyle ze wzorkami odstraszającymi wrogów - też trochę trudno w to uwierzyć, że to dzieło "przypadkowych mutacji".

To jest kwestia tzw. ekspresji genów specyficznej tkankowo. Jak zapewne wiesz, podczas rozwoju zarodkowego kolejne podziały komórkowe kończą się powstaniem coraz to nowych typów komórek - czyli przykładowo na początku była zygota, potem po iluś tam podziałach prekursory poszczególnych tkanek itd. I co jest bardzo istotne, każda kolejna taka zmiana determinuje zmianę kolejną - wszystko na poziomie przekaźnictwa sygnałów między komórkami itp. Czyli w toku ewolucji dzieje się coś takiego, że np. z jednej zygoty powstaje u człowieka 250 typów komórek, na dodatek rozlokowanych bardzo specyficznie wg określonego planu, który jest zakodowany w genach (i zrealizowany przy korzystnych warunkach poprzez ekspresję tych genów). Być może stopniowo takie wzory powstają właśnie w ten sposób: w określonych liniach komórek dochodzi do ekspresji jednego barwnika, w innych powstaje inny. Być może taka zmiana utrwala się potem w genomie i w ten sposób wzorek "udoskonala się". Tego ostatecznie nie wie nikt, ale można coś takiego z pewnym prawdopodobieństwem wydedukować :P

 

To wszystko wygląda trochę tak, jakby było inteligentnie zaprojektowane.

Zgadza się - coraz częściej to zauważam, gdy obserwuję np. działanie układu immunologicznego, autentycznie zakochałem się w tym temacie :D

 

Albo ryby które przekształciły się w gady(...)Można by szukać innych przykładów, ale myślę że ewolucja to skomplikowany, nie do końca jeszcze poznany proces.

Widzisz, być może zmiany teoretycznie szkodliwe dla nas w dzisiejszych czasach (czyli np. naturalna skłonność człowieka do otyłości) kiedyś się odwrócą i staną się korzystne (gdy przyjdzie nowa epoka głodu)? Tego nie wie nikt, to są niesamowicie złożone zależności i nauka ledwie je tak naprawdę liznęła. Czasem te zmiany są niepozorne, może nawet dziwaczne - a mimo to czasem niektóre się utrwalają i gdy przychodzi odpowiedni moment, dają przewagę. Czy tak było z rybami/płazami? Ja tego nie wiem i zapewne nie wie tego nikt. Można tylko spekulować, że wychodzenie na ląd dawało pewne plusy, ale jednocześnie z uwagi na wciąż ograniczoną fizjologię była konieczna zdolność powrotu do wody.

 

PS: Z tym co piszesz to się zgadzam, a nawet gdybym miał inne zdanie to musiałbym się zgodzić, po prostu wiem, że moja wiedza daleka jest jeszcze twojej ;D Możesz więc odechnąć - nie zamierzam z Tobą prowadzić takich konfrontacji jak niektórzy userzy :D

Oj nie, nie! Proszę, nie traktuj mnie tak! Jestem tylko człowiekiem i jak każdy mogę się mylić! Ja sam ciągle mam duuuże luki w wiedzy i sam nie zawsze umiem sobie poukładać pewne sprawy - dlatego takie (ZDROWE) dyskusje, szczególnie z ludźmi takimi jak Ty, niejednokrotnie pozwoliły mi znaleźć rozwiązania pewnych wątpliwości. Także naprawdę nie krępuj się - jeśli coś Tobie nie pasuje, chcesz zapytać albo widzisz nieścisłości, śmiało mów mi o tym - kto wie, czy z naszej burzy mózgów nie wyniknie coś fajnego :P

 

PS2: Zapewne wpadnie tu Waldi ze swoim PM i rozwieje wszelkie wątpliwości dot. ewolucji!

http://brentroos.files.wordpress.com/2007/03/troll.jpg :o

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To z tymi kolorami skrzydeł wydaje się logiczne - nie pomyślałem o tym :P

 

Co do tych wzorków to pewnie było tak jak mówisz. Zaczęły dawać korzyści motylom, najbardziej rozmnażały się motyle mające najlepsze wzorki (dobór naturalny), co prowadziło do jeszcze lepszych itd, w końcu doszło do wykształcenia tak pięknych wzorków jakie mają dziś :P Zaskakuje tylko to, że sama natura potrafi robić takie rzeczy (odstraszający wygląd, kamuflaż modliszek, patyczaków czy niektórych ryb itd). Czasem człowiek stwierdza, że to musi być specjalnie zaprojektowane przez kogoś, kogoś kto to wszystko zaplanował (pomijam czy Bóg czy ktoś inny B)).

 

Co do hot-spots: dobrze wiedzieć. A to prawda że 95% DNA nie koduje białek? Ta reszta zawiera informacje o ekspresji genów i tym podobnych?

 

Haha, przypomniało mi się jeszcze jedno - dlaczego rośliny są zielone a nie czarne ;D W zadadzie pytanie jest retoryczne (nie pamiętam gdzie o tym było napisane, być może tu na kopalni wiedzy). Gdyby były czarne, pochłaniałyby więcej energii słonecznej, czemu więc ewolucja uczyniła je zielonymi (a ściślej mówiąc chodzi o chloroplasty bo chlorofil w nich zawarty nadaje roślinom odpowiedni kolor prawda).

 

Ok wypadałoby powoli kończyć pisać w tym wątku bo zeszliśmy już trochę na offtop :o Także oczekuję jeszcze jednej twojej odpowiedzi, a jak coś to będę tworzył nowe wątki...

 

PS: ile to ludzi zmarło w średniowieczu na dżumę? Być może właśnie wymarło wiele osób mniej odpornych, a dziś geny warunkujące lepszą odporność na tę chorobę są powszechniejsze, więc epidemia nie byłaby już taka straszna :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sebaci..

 

może to że roślinki zielone są ma swoje zalety.. np: odparowuje mniej wody.. :) i tak natura zabezpieczyła się różnego rodzaju włoskami coby ograniczyć utratę wody..

 

nie tylko organizmy ludzkie ewoluują.. dżuma zapewne też się zmieniła od czasów średniowiecza.. nie zapominajmy o badaniach nad bronią biologiczną z wykorzystaniem dżumy.. czort wie czy oni tam nie namącili..

 

ewolucji nie da się przewidzieć.. przyjrzyjcie się nam samym.. przecież ewoluowaliśmy z organizmu jednokomórkowego.. (jeśli mnie pamięć nie zawodzi) ze związku siarki!:P

 

pozdrawiam.. proszę o poprawę jeśli się mylę bo człowiek to nie Jezus żeby nieomylnym być :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Zaskakuje tylko to, że sama natura potrafi robić takie rzeczy (odstraszający wygląd, kamuflaż modliszek, patyczaków czy niektórych ryb itd).

A dla mnie jeszcze piękniejsza jest zawsze rywalizacja: człowiek wymyślił antybiotyk, więc bakterie wymyśliły oporność dzięki enzymom, które te antybiotyki rozkładają. HIV powstał i atakował CD4 i CCR5, więc człowiekowi przydarzyła się szcześliwie mutacja właśnie tych dwóch receptorów :) To jest dopiero fenomen, takie wzajemne napędzanie się! :P

 

A to prawda że 95% DNA nie koduje białek? Ta reszta zawiera informacje o ekspresji genów i tym podobnych?

Tak naprawdę to odpowiedzi do końca nie zna nikt. Rzeczywiście, białka są kodowane przez bardzo krótką część genomu (kilka procent). Czym jest pozostała część, tak naprawdę nie wiadomo. Jeszcze niedawno twierdzono, że to "spadek" po przodkach, taki "genetyczny śmietnik". Tymczasem już teraz wiadomo, że sekwencje te mają pewne funkcje, a zapewne znamy i tak tylko część z nich. Wiemy np., że sekwencje niejednokrotnie bardzo oddalone od genu potrafią regulować jego ekspresję albo np. służyć do syntezy tzw. miRNA, czyli specyficznego RNA, które z definicji nigdy nie jest przepisywane na białko, ale za to pełni w komórce funkcje już na poziomie RNA. Swoją drogą miRNA to niesamowite cząsteczki - szacuje się, że poznanie ekspresji zaledwie kilkudziesięciu genów miRNA pozwoli z ogromnym prawdopodobieństwem przewidzieć np. rozwój chorób, bo każde miRNA wpływa na wiele genów naraz. To niesamowicie ciekawa sprawa... ale zboczyłem mocno z tematu :o

 

Swoją drogą samo RNA jest fenomenem: DNA jest całkiem stabilne chemicznie, więc służy jako perfekcyjyn wzorzec, który komórka przechowuje przez całe swoje życie. Z kolei RNA jest mało stabilne i podatne na uszkodzenia, ale za to prostsze w syntezie. I teraz zobacz: masz transkrypcję, czyli przepisanie z DNA na RNA. Tak powstały produkt opuszcza jądro, powstaje z niego białko. Tylko co zrobić, żeby tego białka nie powstało zbyt wiele? Ano zabezpieczeniem jest to, co pisałem wcześniej: stabilność RNA :P Ono po prostu samo się rozpada po jakimś czasie, więc nie powstanie nadmiar produktu. Tymczasem DNA jako "kopia główna" pozostaje cały czas stabilna chemicznie, na dodatek schowana bezpiecznie pod dodatkową osłoną w jądrze komórkowym. Genialne, nie? :D

 

Haha, przypomniało mi się jeszcze jedno - dlaczego rośliny są zielone a nie czarne ;D W zadadzie pytanie jest retoryczne (nie pamiętam gdzie o tym było napisane, być może tu na kopalni wiedzy). Gdyby były czarne, pochłaniałyby więcej energii słonecznej, czemu więc ewolucja uczyniła je zielonymi (a ściślej mówiąc chodzi o chloroplasty bo chlorofil w nich zawarty nadaje roślinom odpowiedni kolor prawda).

Ciekawej odpowiedzi udzielił kowal - może rzeczywiście chodzi o ilość ciepła? A może o to, by dzięki wyraźnym kolorom rośliny były łatwiej dostrzegalne? Przeciez bez sensu byłoby męczenie się z produkcją kolorowych kwiatów, gdy ma się czarne liście. Nie wiem, spekuluję - ewolucja to niesamowicie sprytna rzecz, ciągle wiemy o niej tak mało B)

 

PS: ile to ludzi zmarło w średniowieczu na dżumę? Być może właśnie wymarło wiele osób mniej odpornych, a dziś geny warunkujące lepszą odporność na tę chorobę są powszechniejsze, więc epidemia nie byłaby już taka straszna :D

Szacuje się, że średniowieczna epidemia pochłonęła ok. 75 milionów ofiar. Swoją drogą ciekawe, czy ktokolwiek zbadał, a ile ludzie żyjący obecnie mają wrodzoną odporność na dżumę na poziomie wyższym, niż w średniowieczu. Poza tym warto pamiętać, że w średniowieczu na porządku dziennm było niedożywienie i fatalne warunki sanitarno-epidemiologiczne (szczególnie chodzi o obecność szczurów, które są głównym nosicielem tej choroby, jeszcze ważniejszym od człowieka), co bardzo mocno sprzyjało przenoszeniu tej choroby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciągle pamiętam przykład z ćmami, które miały zwyczaj  przesiadywać na białych brzozach - były więc białe. Później zanieczyszczenia z jakichś fabryk osadzały się na korze drzew - ćmy szybko przystosowały się i nabrały czarnego koloru, zaś gdy zanieczyszczenie minęło - znów stały się białe. Nie chodzi mi tu teraz o to "skąd ćmy wiedziały że mają się stać czarne) - wszak mutacje mają charakter przypadkowy i za którymś tam razem pojawił się odpowiedni gen (czy też geny, bo czasem kilka genów warunkuje daną cechę, ale to by the way).

 

NO, i nikt mi nie powie, że czarne jest czarne a białe jest białe. :)

Cos mi się zdaje, że przeze mnie i linka, którego wcześniej podałam wszyscy mieli podzielone zdania. Ale mam nadzieję, że dużo się wyjaśniło, bo choroba - wiadomo, raczej niczego dobrego nie przynosi (chyba tylko to, że przez cały dzień można nic nie robić). A to, że może nas uratować przed inną chorobą, powinno się uważać za przypadek. Natura nie da się oszukać, nie można wyciągać samych korzyści, coś za coś. Niestety...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
chyba różnimy się nieco w pojmowaniu procesu ewolucji (i broń Boże

Chyba nie jesteś do końca szczery ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzisz waldi, tu jest pies pogrzebany. Sebaci bardzo szanuję, bo zawsze dyskutuje na poziomie. a ty potrafisz jedynie bawić się w trolla, wygadujesz swoje teorie, a konkretu nie przytaczasz nigdy żadnego. Z takim człowiekiem jak Sebaci przynajmniej można i warto dyskutować, bo jest spora szansa, że się wyniesie z takiej dyskusji coś wartościowego zamiast bełkotu niepopartego żadnymi poważnymi badaniami.

 

Zacznij wreszcie operować faktami i wiarygodnymi danymi, wtedy zapewniam, że rozmowa będzie zupełnie inna, bo akurat dyskutować to ja kocham, tylko to musi mieć sens i mieć jakieś poparcie w faktach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa dyskusja ... może dorzucę z 3 grosze ... :)

z tym że HIV to ściema, to pewnie chodzi o śmieszną rzecz:

http://en.wikipedia.org/wiki/Duesberg_hypothesis

ten gość jeszcze jest znany ze stwierdzenia, że duża ilość błędów genetycznych potrzebnych do rozpoczęcia procesu nowotworzenia, może być spowodowana nieprawidłowym podziałem chromosomów - to już jest całkiem sensowne.

 

Apropo pląsawicy Huntingtona, to przypominam że ewolucja praktycznie zapomina o osobnikach, które na przykład z racji wieku już nie będą miały potomstwa (trochę uproszczone...).

Jeśli jeszcze taka choroba zwiększa sukces macierzyński - no to jest to bardzo groźne zjawisko ...

 

Tą dyskusję zakończyć należy tym, że dobór naturalny stety/niestety został dziś zastąpiony humanitaryzmem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Sebaci bardzo szanuję, bo zawsze dyskutuje na poziomie

= próba zjednania większego frontu

a ty potrafisz jedynie bawić się w trolla

= próba obrażenia przez porównanie

Z takim człowiekiem jak Sebaci przynajmniej można i warto dyskutować

= kundlizm

wtedy zapewniam, że rozmowa będzie zupełnie inna

= próba podporządkowania do szeregu

bo akurat dyskutować to ja kocham

= odkrycie celu

tylko to musi mieć sens i mieć jakieś poparcie w faktach

= musi jakoś wyglądać ??

Nic nie napisałeś a tyle wyczytać można. ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Po prostu rozmawiając używaj faktów. Nie proszę o więcej. Już wiele razy upierałeś się przy jakichś teorii, a nigdy żadnej z nich nie potwierdziłeś. Nie dziw się, że nie jesteś przeze mnie traktowany poważnie.

 

A Sebaci? Fajny gość, ale źle diagnozujesz moje potrzeby. Nie potrzebuję budować frontu, bo w dyskusji używam faktów - to na nich się opieram, a nie na czyjejś protekcji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dżuma trapi ludzkość od 5000 lat. W tym czasie wywołująca ją Yersinia pestis ulegała wielokrotnym zmianom, zyskując i tracąc geny. Około 1500 lat temu, niedługo przed jedną z największych pandemii – dżumą Justyniana – Y. pestis stała się bardziej niebezpieczna. Teraz dowiadujemy się, że ostatnio bakteria dodatkowo zyskała na zjadliwości. Pomiędzy wielkimi pandemiami średniowiecza, a pandemią, która w XIX i XX wieku zabiła około 15 milionów ludzi, Y. pestis została wzbogacona o nowy niebezpieczny element genetyczny.
      Naukowcy z Uniwersytetu Chrystiana Albrechta w Kilonii i Instytutu Biologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka przeanalizowali genom Y. pestis od neolitu po czasy współczesne. Mieli dostęp m.in. do szkieletów 42 osób, które zostały pochowane pomiędzy XI a XVI wiekiem na dwóch duńskich cmentarzach parafialnych.
      Wcześniejsze badania pokazały, że na początkowych etapach ewolucji patogen nie posiadał genów potrzebnych do efektywnej transmisji za pośrednictwem pcheł. Taka transmisja jest typowa dla współczesnej dżumy dymieniczej. W wyniku ewolucji Y. pestis znacząco zwiększyła swoją wirulencję, co przyczyniło się do wybuchu jednych z najbardziej śmiercionośnych pandemii w historii ludzkości, mówi doktor Joanna Bonczarowska z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej na Uniwersytecie w Kilonii. Podczas naszych badań wykazaliśmy, że przed XIX wiekiem żaden ze znanych szczepów Y. pestis nie posiadał elementu genetycznego znanego jako profag YpfΦ, dodaje uczona. Profag, jest to nieczynna postać bakteriofaga, fragment DNA wirusa, który został włączony do materiału genetycznego zaatakowanej przez niego bakterii.
      Te szczepy Y. pestis, które mają w swoim materiale genetycznym YpfΦ, są znacznie bardziej śmiercionośne, niż szczepy bez tego profaga. Nie można więc wykluczyć, że to jego obecność przyczyniła się do wysokiej śmiertelności podczas pandemii z XIX/XX wieku.
      Naukowcy z Kilonii chcieli szczegółowo poznać mechanizm zwiększonej wirulencji Y. pestis z profagiem YpfΦ. W tym celu przyjrzeli się wszystkim białkom kodowanym przez tę bakterię. Okazało się, że jedno z nich jest bardzo podobne do toksyn znanych z innych patogenów.
      Struktura tego białka jest podobna do enterotoksyny wytwarzanej przez Vibrio cholerae (ZOT - zonula occludens toxin), która ułatwia wymianę szkodliwych substancji pomiędzy zainfekowanymi komórkami i uszkadza błonę śluzową oraz nabłonek, dodaje Bonczarowska. Uczona wraz z zespołem będą w najbliższym czasie badali wspomniane białko, gdyż jego obecność prawdopodobnie wyjaśnia zjadliwość współczesnych szczepów Y. pestis.
      Badacze zwracają uwagę, że szybka ewolucja patogenu zwiększa ryzyko pandemii. Nabywanie nowych elementów genetycznych może spowodować, że pojawią się nowe objawy. To zaś może prowadzić do problemów z postawieniem diagnozy i opóźnienia właściwego leczenia, które jest kluczowe dla przeżycia. Co więcej, niektóre szczepy Y. pestis już wykazują oporność na różne antybiotyki, co dodatkowo zwiększa zagrożenie, stwierdza doktor Daniel Unterweger, który stał na czele grupy badawczej. Naukowcy przypominają, że u innych bakterii również odkryto elementy podobne do YpfΦ, co może wskazywać na ich zwiększoną wirulencję.
      Zrozumienie, w jaki sposób patogen zwiększał swoją szkodliwość w przeszłości, a czasem robił to skokowo, pomoże nam w wykrywaniu nowych jego odmian i w zapobieganiu przyszłym pandemiom, wyjaśnia cel badań profesor Ben Krause-Kyora z Instytutu Klinicznej Biologii Molekularnej.
      Dżuma to wciąż jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób. Śmiertelność w przypadku szybko nieleczonej choroby wynosi od 30% (dżuma dymienicza) do 100% (odmiana płucna). Obecnie najczęściej występuje w Demokratycznej Republice Konga, Peru i na Madagaskarze. Zdarzają się jednak zachorowania w krajach wysoko uprzemysłowionych. Na przykład w USA w 2020 roku zanotowano 9 zachorowań, z czego zmarły 2 osoby.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czarna Śmierć, największa pandemia w historii, trwała w latach 1346–1353. Wiemy, że wywołała ją bakteria Yersinia pestis, jednak jej źródła pozostają tajemnicą. Naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka w Lipsku, Uniwersytetu w Tybindze oraz University of Stirling przebadali starożytne genomy Y. pestis i stwierdzili, że źródeł pandemii należy szukać w Azji Środkowej.
      Zaraza najpierw dotarła nad Morze Śródziemne na statkach wiozących towary z terytoriów kontrolowanych przez Złotą Ordę. Szybko rozprzestrzeniła się po Europie, Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej. Trwająca kilka lat pandemia Czarnej Śmierci mogła zabić do 60% ludności opanowanych przez nią terenach. A później powracała w kolejnych, chociaż mniejszych, falach przez następnych 500 lat. Okres ten – trwający do początków XIX wieku – nazwano Pandemią Drugiej Fali.
      Jedna z najpowszechniej akceptowanych teorii mówiła, że źródłem Pandemii Drugiej Fali była Azja Wschodnia, w szczególności Chiny. Jednak podczas dotychczas prowadzonych prac archeologicznych nie znaleziono dowodów na występowanie choroby dalej na wschód niż okolice jeziora Issyk Kul w Kirgistanie. Dowody te wskazują, że w latach 1338–1339 doszło tam do epidemii, która zdewastowała okoliczne szlaki handlowe. Pochodziły one z wykopalisk przeprowadzonych przed 140 laty, kiedy to znaleziono miejsce pochówku z inskrypcjami w języku syryjskim. Od tamtej pory znalezisko budzi kontrowersje wśród specjalistów. Wówczas zidentyfikowano bowiem ofiary tajemniczej epidemii, nie można było jednak jednoznacznie stwierdzić, że była to ta sama choroba, która zabijała w czasie Czarnej Śmierci.
      Teraz uczeni z Niemiec i Wielkiej Brytanii przeprowadzili badania genetyczne szczątków znalezionych we wspomnianym grobie. Znaleźli tam DNA bakterii Yersinia pestis, a z odczytanych inskrypcji wiemy, że pochowano tam osoby, które w 1338 roku zmarły z powodu zarazy. Mogliśmy dzięki temu wykazać, że epidemia, o której mowa, to rzeczywiście dżuma, mówi Phil Slavin, jeden z autorów badań.
      Naukowcy musieli jeszcze odpowiedzieć na pytanie, czy to tam miał miejsce początek Czarnej Śmierci. Już wcześniejsze badania powiązały pojawienie się pandemii z wielką dywersyfikacją szczepów bakterii. Wydarzenie to zyskało nazwę Wielkiego Wybuchu zróżnicowania Y. pestis. Nie wiadomo jednak było, kiedy do niego doszło. Teraz autorzy najnowszych badań przyjrzeli się kompletnemu genomowi Y. pestis z Kirgistanu i przeanalizowali jego związki z innymi szczepami bakterii. Odkryliśmy, że szczepy z Kirgistanu znajdowały się dokładnie w centrum masowego różnicowania się Y. pestis. Innymi słowy, odkryliśmy dokładne źródło szczepu, który wywołał Czarną Śmierć oraz datę jego pojawianie się, czyli rok 1338, dodaje główna autorka badań, Maria Spyrou z Uniwersytetu w Tybindze.
      Powstaje jednak pytanie, skąd ten szczep się wziął? Czy wyewoluował lokalnie czy skądś przybył? Dżuma nie jest chorobą wyłącznie człowieka. Rezerwuarami bakterii są gryzonie na całym świecie. Szczep, który pojawił się w 1338 roku w okolicach jeziora Issyk Kul musiał pochodzić z takiego zwierzęcego rezerwuaru. Odkryliśmy, że współczesne szczepy dżumy najbliżej spokrewnione ze szczepem, który wywołał Czarną Śmierć, pochodzą z okolic gór Tien Szan, a więc są bardzo blisko miejsca, które zidentyfikowaliśmy jako źródło Czarnej Śmierci. To wskazuje, że bezpośredni przodek Czarnej Śmierci pochodzi z Azji Centralnej, dodaje Johannes Krause, dyrektor Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcom udało się zrekonstruować ważną część genomu historycznego patogenu - bakterii odpowiedzialnej za czarną śmierć, czyli epidemię dżumy, która spustoszyła Europę w XIV w. Na łamach Nature zaprezentowano nową metodę postępowania ze zniszczonymi fragmentami DNA, wypróbowaną na wariancie Yersinia pestis.
      Zaczęło się od drobnych elementów układanki, lecz dość szybko prace objęły odtwarzanie i sekwencjonowanie większych partii genomu. Wyniki kanadyjsko-niemiecko-amerykańskiego zespołu są niezwykle ważne, ponieważ pozwalają prześledzić ewolucję i zmiany zjadliwości patogenu na przestrzeni 660 lat, a to wiedza niezwykle przydatna z punktu widzenia zarządzania współczesnymi epidemiami.
      Dane genomiczne pokazują, że ten szczep bakteryjny, albo wariant, jest przodkiem wszystkich [bakterii] dżumy, jakie mamy teraz na świecie. Każdy współczesny wybuch epidemii to wynik działalności potomków średniowiecznej dżumy. Zrozumienie ewolucji tego zabójczego patogenu wprowadza nas w nową erę badań nad chorobami zakaźnymi - uważa genetyk Hendrik Poinar z McMaster University.
      Johannes Krause z Uniwersytetu w Tybindze przekonuje, że za pomocą metody wypróbowanej na Y. pestis będzie można w przyszłości odtworzyć genomy innych historycznych patogenów.
      Po wstępnym zbadaniu szczątków ponad 100 osób, ostatecznie naukowcy skupili się na miazdze zębowej 5 najbardziej obiecujących szkieletów z masowego grobu w przy drodze East Smithfield w Londynie. Jako pierwsi bezspornie wykazali, że za czarną śmierć odpowiadały właśnie pałeczki Y. pestis. Choć bakterie były obecne w średniowiecznych próbkach, wcześniejsze rezultaty odrzucono ze względu na zanieczyszczenia współczesnym DNA, m.in. bakterii glebowych.
      Międzynarodowej ekipie udało się odkodować niewielki plazmid pPCP1, który odpowiada za syntezę proteazy serynowej Pla (warunkuje ona inwazyjność patogenu, m.in. zdolność wnikania do komórek nabłonka). Dr Krause zastosował metodę molekularnego poławiania "wzbogaconych" fragmentów DNA pałeczek dżumy, które później poddawano sekwencjonowaniu. Okazało się, że plazmid pPCP1 jest identyczny jak u współczesnych Y. pestis. Oznacza to, że przynajmniej ta część informacji genetycznej niewiele się zmieniła na przestrzeni ubiegłych 600 lat.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Co może zrobić bakteria, gdy do ataku na organizm człowieka jest jej potrzebne białko, które niewiele później okazuje się idealnym celem dla układu odpornościowego? Badania nad bakteriami spokrewnionymi z mikroorganizmem powodującym dżumę wykazały, że doskonałym rozwiązaniem jest "ukrycie" newralgicznej proteiny zaraz po wniknięciu do ciała gospodarza.
      Odkrycia dokonali naukowcy z Centrum Badań nad Infekcjami im. Helmholtza w niemieckim mieście Braunschweig. Podczas badań nad jednym z białek wytwarzanych przez bakterie z rodzaju Yersinia odkryli oni niezwykły mechanizm pozwalający na odróżnienie środowiska zewnętrznego od wnętrza ciała człowieka na podstawie zmian temperatury.
      W centrum uwagi badaczy z Braunschweig było białko RovA, znane od pewnego czasu ze swojej zdolności do regulowania aktywności niektórych genów. Jednym z jego "celów" jest gen kodujący inwazynę - białko pozwalające patogenowi na skuteczne zaatakowanie organizmu gospodarza. Choć zjawisko ukrywania tej cząsteczki po zainfekowaniu organizmu człowieka było znane od pewnego czasu, nikt nie wiedział, dlaczego tak się dzieje.
      Szczegółowe badania nad strukturą RovA wykazały, że proteina ta zmienia swój układ przestrzenny (konformację) pod wpływem zmian temperatury. Jej cząsteczki inaczej wyglądają w temperaturze pokojowej, a inaczej - w temperaturze 37°C, typowej dla wnętrza organizmu człowieka.
      Efektem zmiany konformacji jest "wyciszenie" genu kodującego inwazynę, dzięki czemu bakteria staje się niemal niewidoczna dla układu odpornościowego. Co więcej, zmieniona strukturalnie cząsteczka aktywuje geny ułatwiające rozprzestrzenianie się w ciele gospodarza, a niewiele później... rozkłada sama siebie, gdyż nie jest już więcej potrzebna. 
      Przy tak zaawansowanej optymalizacji metabolizmu aż trudno się dziwić, że najsłynniejszy z przedstawicieli rodzaju Yersinia wywołał w średniowieczu epidemię, która doprowadziła do śmierci 1/3 mieszkańców Europy...
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas wykopalisk zbiorowej mogiły prowadzonych na wyspie w Lagunie Weneckiej odnaleziono czaszkę pochowaną z otwartymi ustami, w które wbito kamienny kołek. Grób jest datowany na średniowiecze, a wg doktora Matteo Borriniego z Uniwersytetu we Florencji, takim zabiegom poddawano wampirzyce – przebicie fragmentem skały uniemożliwiało żerowanie na zmarłych na dżumę oraz atakowanie żywych.
      Włoch opowiedział o swoich odkryciach na konferencji Amerykańskiej Akademii Medycyny Sądowej w Denver. Antropolog udowadniał, że w średniowiecznej Europie wierzono, że dżuma rozprzestrzeniała się właśnie przez kobiety-wampiry. Kiedy pogrzebano je obok ofiar czarnej śmierci, żywiły się nimi, aż zyskiwały na tyle siły, by udać się na polowanie na żywych. Gryząc, zarażały kolejnych ludzi.
      Skąd pomysł, że ludzie zmarli na dżumę to wampiry? Powodem może być krew wydobywająca się z ust denata. Powoduje ona, że całun zapada się do środka i rozrywa. Kobietę z kamiennym kołkiem w ustach znaleziono na wyspie Lazzaretto Nuovo. Zbiorowy grób powstał po wybuchu epidemii dżumy w 1576 roku. Wcześniej (w 1468 r.) władze Wenecji utworzyły tam lazaret, gdzie na czas kwarantanny umieszczano osoby z podejrzeniem choroby.
      Kamień został wepchnięty w usta kobiety z taką siłą, że złamano jej kilka zębów. Grabarze byli zobowiązani do poszukiwania na całunach wokół ust śladów ugryzienia. Czaszka domniemanej wampirzycy jest pierwszą, która może zostać zbadana przez lekarza sądowego.
      Komentując znalezisko, Peer Moore-Jansen z Wichita State University podkreśla, że podobne szkielety znajdowano wcześniej w Polsce.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...