Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Częstsze współżycie poprawia jakość spermy

Rekomendowane odpowiedzi

Niektórzy mężczyźni powinni codziennie uprawiać seks, by zapłodnić swoją partnerkę – twierdzą naukowcy z Uniwersytetu w Sydney. Wcześniej parom bezskutecznie starającym się o dziecko zalecano przed współżyciem kilka dni abstynencji seksualnej. Taki zabieg miał zwiększyć liczbę plemników w ejakulacie.

Australijczycy przemawiający na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Reprodukcyjnego przekonywali jednak audytorium, że skutkiem takiego postu może być sperma gorszej jakości.

Akademicy z antypodów badali 42 mężczyzn, w których spermie znaleziono podczas badań mikroskopowych plemniki o nieprawidłowej budowie. Poproszono ich o doprowadzanie przez 7 dni do wytrysku, a następnie uzyskane próbki porównywano z ejakulatem zebranym po 3-dniowej abstynencji seksualnej. Okazało się, że u 37 mężczyzn w pobieranych dzień w dzień próbkach spadła liczba uszkodzonych plemników.

Dr Allan Pacey z British Fertility Society podkreśla, że mamy tu do czynienia z typowym dylematem, czy postawić na ilość, czy też może na jakość. Wg eksperta, badania Australijczyków wykazały, że codzienne współżycie zmniejsza liczbę uszkodzeń DNA w męskich komórkach rozrodczych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy jeden plemnik ;D byle był żywotny ;D ;D i to chyba naturalne że co świeże, to świeże i bardziej żywotne. (dotyczy również jogurtu ;D)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wystarczy jeden plemnik

Niby tak, ale nie do końca :) Jak tylko jeden dotrze to nic nie zdziała, bo sam nie przedrze się przez błonę komórkową :P Dopiero jak jest ich wiele to są w stanie ją osłabić i w końcu jeden z nich się dostanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wystarczy jeden plemnik

Niby tak, ale nie do końca :) Jak tylko jeden dotrze to nic nie zdziała, bo sam nie przedrze się przez błonę komórkową :P Dopiero jak jest ich wiele to są w stanie ją osłabić i w końcu jeden z nich się dostanie.

Nie do końca, a nawet odwrotnie: plemniki do pewnego stopnia nawet zwalczają siebie, walcząc o szansę na zapłodnienie. Poza tym każdy plemnik ma na własnej główce (akrosomie) enzym, którym jest zdolny samodzielnie rozpuścić błonę komórki. Jedyny problem w tym, że enzym nie daje 100% gwarancji działania i dlatego tak wiele plemników musi próbować, aż jednemu się uda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest chyba z 16 różnych zabezpieczeń by sperma była ludzka ;D a potomstwo zdrowe ;D (stąd dalej utrzymuje że wystarczy jeden byleby ten właściwy). 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest chyba z 16 różnych zabezpieczeń by sperma była ludzka ;D

A można jaśniej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A można jaśniej?

Oglądałem kiedyś program na Discovery i została mi informacja 16 zabezpieczeń. Chodzi między innymi o długość i średnicę prącia, cały arsenał chemiczny macicy, średnicę plemników, liczbę chromosomów, przyczepność zapłodnionej komórki, do poronienia (samobójstwa komórki jajowej włącznie) . Celem  głównym jest wyeliminowanie  krzyżówek między gatunkowych (głównie na siłę) jak i selekcja materiału genetycznego. Do tego dochodzą uzgodnienia feromonowe oraz pól informacyjnych. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, od razu fajniej, dzięki :) Bo nie szło jak zwykle zrozumieć :P  ;D Swoją drogą zabawny jest fakt, że testy płodności ludzkich plemników wykonuje się na komórkach jajowych chomika  ;D Tylko minimalnie "obrobionych", tzn. usuwa się z nich zewnętrzną otoczkę (oczywiście nie mam tu na myśli błony komórkowej!). U chomika mają wyjątkowo mało zabezpieczeń (wiadomo, większość gryzoni idzie w ilość potomstwa zamiast w jakość), więc są do tego stopnia "liberalne", że dochodzi do zapłodnienia nawet plemnikiem ludzkim (choć oczywiście taka zygota "zaraz" obumiera).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla chomika jest zaszczytem posiadanie potomstwa z wyżej rozwiniętym gatunkim, ale nie odwrotnie.  Stąd zabezpieczenia.

W ramach ciekawostki były (a może są) Anioły które współżyły z kobietami ludzkiego gatunku :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla chmika jest zaszczytem posiadanie potomstwa z wyżej rozwiniętym gatunkim, ale nie odwrotnie.  Stąd zabezpieczenia.

Tak samo komórki jajowe kobiet inteligentnych powinny się chronić przed plemnikami idiotów (pomijam tu ten skromny fakt, że 100% akcji odrzucania takiego zapłodnienia jest po stronie komórki jajowej - przecież to mało istotne). A jak się patrzy na scenę polityczną, to chyba jednak parę "skrzywionych" plemników dotarło do celu, a co jeszcze gorsze, zdarzało się, że efekt takiego zapłodnienia rodził się w dwóch kopiach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bliźniaki to nie jakiś wyjątkowy fenomen bo w przyrodzie to 8 czy 10 raczki nie budzą zdziwienia.

Natomiast co do braci Kaczyńskich to uważam że szalenie ważna jest współpraca Premiera z Prezydentem , a chyba wiekszego zaufania do siebie nie może być niż bycie braćmi a co dopiero bliźniakami - to wyjątkowa sytuacja w polityce i bardzo interesująca z punktu naukowego

(a dwa lata to mało żeby coś konkretnego zaobserwować) dlatego jeśli

PIS wygra zdecydowanie ,to czeka nas skok cywilzacyjny i gospodarczy albo coś czego jeszcze nie było. Możliwość takiej obserwacji w przyszłości nieprędko się zdarzy stąd będę głosował na PIS.

(szkoda że tak 10 cm nie są roślejsi, ale niski wzrost jest typowy dla pokoleń z czasów testowania broni nuklearnej)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja mam prośbę: pojedź do Dżibuti i tam wybierz premiera-bliźniaka... Nie rób eksperymentu na 40-milionowym narodzie tylko po to, żeby sprawdzić, jak to wypali ::)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz... w całym cywilizowanym świecie nie pozwala się na to, żeby rodzina zajmowała stanowiska rządzących, bo to od razu śmierdzi układzikiem i nieuczciwym sprzyjaniem "swoim". To ma nawet swoją nazwę, otóż jest to klasyczny nepotyzm (nawet jeśli ma mandat obywateli). Inna sprawa, że to wspaniale świadczy o naszych Braciach, skoro jeden z nich publicznie przysiągł, że nie zostanie premierem, jeśli jego brat zostanie prezydentem. Podobnie jak o tym, że nigdy nie zwiąże się politycznie z przestępcami. No, ale jak widać zasady zobowiązują. Jak diabli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie rozumiem jednak jak sama abstynencja pogarsza budowę plemników. przecież to oczywiste że częstsze ejakulacje => mniej plemników => mniej 'uszkodzonych' (jeżeli owe są). więcej plemników oznacza więcej 'uszkodzonych'. dlatego uważam że abstynencja lub jej brak nie wpływaja w żaden sposób na prawdopodobieństwo zapłodnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym był złośliwy, odpowiedziałbym: trudno. No, ale że stać mnie na nieco więcej... Jedną z możliwości jest np. to, że wyprodukowany plemnik krócej "leży" i przez to jest mniej narażony na czynniki zewnętrzne - zmiany temperatury, nikotynę u palaczy, dodatki do żywności. "Gotowy" (zróżnicowany) plemnik jest wyjąkowo podatny na wszelkiego rodzaju uszkodzenia, więc im świeższy, tym lepszej jakości jest prawdopodobnie jego DNA. Przy czym zaznaczam, to hipoteza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

teoretycznie chyba tak ale np u palacza aby zeszły wszystkie groźniejsze związki z organizmu potrzeba przynajmniej pół roku a dodatki do zywności - przeważnie ludzie i tak maja własne nawyki żywieniowe. wydaje mi sie że różnica kilku dni nie robi tu najmniejszej różnicy. chociaż gdyby wziąć pod uwage przypadek naćpania sie jakimś gównem albo nawet zażycia silnych leków (jakichstam) róznica kilku dni może miec wpływ na jakość spermy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ALe tu nie chodzi o stężenie tej albo innej substancji lub jego zmianę w czasie! Tu chodzi o to, jak długo plemnik jest na nią narażony. Chyba zgodzisz się, że plemnik codziennie "oddawany" z organizmu jest na szkodliwy czynnik narażony krócej, niż taki, który "leży" przez parę dni. Poza tym przydatna jest tu wiedza, że plemniki są bardzo wrażliwe na czynniki zewnętrzne właśnie z tego powodu, że i tak: 1. są produkowane masowo 2. ewolucyjnie powinny być jak najszybciej  i jak najczęściej usuwane z organizmu. Ochrona plemnikowego DNA byłaby stratą energii.

 

Poza tym to, że składniki dymu pozostają przez parę miesięcy (czy nawet lat, jak twierdzą niektórzy) wcale nie oznacza, że ich stężenie jest stałe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie nie. plemnik jest produkowany 'już wadliwy' albo nie. to nie jest tak że rodzi sie zdrowy i w przeciągu godziny czy dnia traci na sile. przyczyny leżą głębiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tu się bardzo mylisz. Plemnik jest ekstremalnie wrażliwy na mutacje DNA. W międzyczasie wyedytowałem post, bo chciałem zawrzeć jeszcze jedną informację, więc wklejam to ponownie:

 

przydatna jest tu wiedza, że plemniki są bardzo wrażliwe na czynniki zewnętrzne właśnie z tego powodu, że i tak: 1. są produkowane masowo 2. ewolucyjnie powinny być jak najszybciej  i jak najczęściej usuwane z organizmu. Ochrona plemnikowego DNA byłaby stratą energii.

 

Nie mam co prawda doświadczeń w pracy z plemnikami, ale miałem styczność z kom. jajowymi chomika - i powiem Tobie, że do pracy z nimi konieczne jest wyłączenie wszystikch świateł i zasunięcie okien (mimo, że przecież szyby nie przepuszczają prawie wcale mutagennego UV), a jedyne dozwolone światło sztuczne ma kolor czerwony. Każde inne światło bardzo szybko zabija te komórki.

 

A, i jeszcze jedno. Zwróć uwagę, że "pożywka" plemników syntetyzowana przez prostatę stopniowo się zużywa. Mamy prostą zależność: im więcej powstaje plemników, tym więcej płynu produkuje prostata (i są to procesy wzajemnie zależne). Z kolei im więcej nasienia zostało wytworzone i jeszcze nie wydzielone, tym mniejsza jest synteza tego płynu. A więc stopniowo plemniki zużywają pożywkę i mają coraz więcej własnych metabolitów w środowisku. Gdybyś spędził choć kilka godzin w lab. hodowli komórek wiedziałbyś, jak bardzo szkodliwa dla komórek jest zużyta pożywka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mamy prostą zależność: im więcej powstaje plemników, tym więcej płynu produkuje prostata (i są to procesy wzajemnie zależne). Z kolei im więcej nasienia zostało wytworzone i jeszcze nie wydzielone, tym mniejsza jest synteza tego płynu. A więc stopniowo plemniki zużywają pożywkę i mają coraz więcej własnych metabolitów w środowisku. Gdybyś spędził choć kilka godzin w lab. hodowli komórek wiedziałbyś, jak bardzo szkodliwa dla komórek jest zużyta pożywka.

 

no tak ale pomysl dalej: czy nowo wyprodukowane plemniki masowo zarażaja sie od pozostałych? nie. nadal uważam ten czynnik za baardzo słaby argument

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piszesz "im więcej powstaje plemników, tym więcej płynu produkuje prostata (i są to procesy wzajemnie zależne) (...) Gdybyś spędził choć kilka godzin w lab. hodowli komórek wiedziałbyś, jak bardzo szkodliwa dla komórek jest zużyta pożywka."

 

chodzi mi o to że może i im szkodzi (niech ci będzie że bardzo) ale co ma to do nowo wyprodukowanych plemników które "nie zalegały"? nagle stają sie 'uszkodzone'? jak koleś ma zdrowe plemniki i załóżmy ze uprawia sex niecodziennie to nie ma możliwości że jego sperma dzień po dniu będzie coraz gorsza. u osoby 'chorej' natomiast która ma wysoki procent uszkodzonych plemników szybkie jej usuwanie dużo nie zmieni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Seria interesujących eksperymentów sugeruje, że już pięciodniowe dzieci potrafią odróżniać zachowania prospołeczne od antyspołecznych i preferują te prospołeczne. Jeśli rzeczywiście tak jest, może to wskazywać, że mamy wrodzoną preferencję do zachowań prospołecznych, a skoro tak, musi być ona wbudowana w naszych mózgach.
      Pięciodniowe dzieci nie mają praktycznie żadnego doświadczenia ze światem zewnętrznym i stosunkami społecznymi. A mimo to wolą działania przyjacielskie i pomocne od nieprzyjaznych, w których mamy element przeszkadzania.
      Na pomysł, jak można zbadać tego typu rzeczy u tak małych dzieci spadł zespół pod kierunkiem doktor Kiley Hamlin w kanadyjskiego University of British Columbia i doktor Alessandry Geraci z włoskiego Università di Catania.
      Naukowcy zaangażowali do badań 90 noworodków, którym pokazywano bardzo proste animacje wideo w odcieniach szarości. Na jednej z nich widoczna była kula, która z trudem toczy się pod górę i druga kula, która pomaga osiągnąć jej cel. Na drugiej animacji, odgrywanej jednocześnie obok, druga kula spychała pierwszą w dół, uniemożliwiając jej osiągnięcie szczytu. Dzieci dłużej przyglądały się pierwszej animacji.
      Drugi eksperyment zawierał podobne animacje. Tym razem na pierwszej z nich jedna z kul zbliżała się do drugiej, chcąc się przysunąć lub przywitać. Na drugiej, kula oddalała się od innej kuli, unikając jej. I znowu dzieci dłużej przyglądały się animacji z przyjazną interakcją.
      Badacze chcieli jednak upewnić się, że dzieci nie reagują po prostu na ruch. Dlatego pokazali im też kontrolne animacje, na których kule się poruszały, nie wchodząc w żadne interakcje. Dzieci nie wykazywały preferencji ku żadnej z takich animacji.
      To pokazuje nam, że dzieci nie reagują w prosty sposób na różne wzorce ruchu. Wydają się reagować na społeczne znaczenie stojące za ruchem, mówi doktor Hamlin.
      Bazą do najnowszych badań były wcześniejsze prace Hamlin, w których wykazano, że dzieci w wieku 6–10 miesięcy wolą przyjacielskie animowane postaci. Uzyskanie podobnych wyników u pięciodniowych dzieci wskazuje, że takie preferencje nie są wyuczone.
      Pięciodniowe dzieci głównie śpią, nie mają okazji do obserwowania zachowań pro- i antyspołecznych. Nawet, gdyby je miały, to ich słaby wzrok nie pozwoliłby im przetworzyć obrazu, o ile jakaś scena nie miałaby miejsc bezpośrednio przed ich twarzą. A mimo to wolą patrzeć na zachowania prospołeczne, a nie antyspołeczne. Jest nieprawdopodobne, by była to preferencja wyuczona, wyjaśnia Hamlin. Tak małe dzieci dobrze postrzegają ruch i kontrast o ile mają je bezpośrednio przed oczyma. Dlatego animacje były w odcieniach szarości i odgrywano je przed twarzami dzieci.
      Źródło: Human newborns spontaneously attend to prosocial interactions, https://www.nature.com/articles/s41467-025-61517-3

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wcześniejsze badania pokazały, że mikroplastik występuje w różnych organach ludzkiego organizmu. Nie byliśmy więc zdziwieni, że znaleźliśmy go też w płynach układu rozrodczego. Jednak bardzo nas zaskoczyło, jak powszechnie on się tam znajduje, mówi doktor Emilio Gomez-Sanchez. Podczas zakończonego właśnie 41. Dorocznego Spotkania Europejskiego Towarzystwa Rozrodczości Człowieka i Embriologii, Gomez-Sanchez poinformował o wynikach badań swojego zespołu nad występowaniem mikroplastiku w płynie pęcherzykowym i spermie.
      Jego zespół zbadał pod kątem obecności mikroplastiku płyn pęcherzykowy 29 kobiet i płyn nasienny 22 mężczyzn. Mikroplastik znaleziono w aż 69% badanych próbek płynu pęcherzykowego. W 31% odkryto poli(tetrafluoroetylen), czyli PTFE (teflon, tarfalen, fluon), w 28% występował polipropylen (PP), w 17% znaleziono poli(tereftalan etylenu) (PET), w 14% poliamid (PA), w 10% były polietylen i poliuretan, a w 7% polistyren.
      Zanieczyszczonych mikroplastikiem było też 55% próbek płynu nasiennego. Także i tutaj najpowszechniejszym zanieczyszczeniem był PTFE, który występował w 41% próbek. W 14% znaleziono polistyren, w 9% PET, a w 5% poliamid i poliuretan.
      Z badań nad zwierzętami wiemy, że tkanki, w których gromadzi się mikroplastik mają tendencję do występowania stanów zapalnych, uszkodzeń DNA, przyspieszonego starzenia się komórek i zaburzeń hormonalnych. W tej chwili nie wiadomo, czy mikroplastik prowadzi do problemów z płodnością, obniżenia jakości spermy czy pojawienia się problemów z jajeczkiem. Brak na to dowodów.
      Zespół Gomeza-Sancheza planuje teraz objęcie badaniami większej liczby osób. W kolejnych etapach chce sprawdzić potencjalny związek między obecnością mikroplastiku a jakością spermy i oocytów.
      Niedawno chińscy naukowcy poinformowali, że istnieje związek pomiędzy koncentracją plastiku w organizmie a problemami zdrowotnymi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      „Niezbędnik podróżnika” to pakiet, który dostaje każde dziecko przyjmowanie do Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. Pacjent znajdzie w pakiecie wszystko, co jest niezbędne na pierwsze dni pobytu w szpitalu. A dostępne na oddziale okulary VR mają ten pobyt uprzyjemnić, stanowiąc odskocznię od codzienności i element psychoterapii.
      Pięć par okularów kupiło Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi w Lublinie, a zakup sfinansowała Fundacja DKMS. Aplikacje uruchamiane na okularach zostały wybrane po konsultacjach z lekarzami i specjalistami od VR.
      Przyjmowanie do USzD dzieci niejednokrotnie spędzają tam kilka lub kilkanaście miesięcy. Tęsknią za rówieśnikami, aktywnością fizyczną i życiem poza szpitalem. Okulary dają im namiastkę normalności. Pozwalają odbywać wakacyjne podróże. Wybrane aplikacje są spokojne i stateczne. Pozwalają dzieciom relaksować się na tropikalnej plaży, obserwować żyrafy, pływać kajakiem czy łowić ryby. Po zabawie dzieci często opowiadają gdzie były i co robiły. Rysują, tworzą plany na przyszłość po szpitalu.
      Zabawa z wirtualną rzeczywistością to część psychoterapii, która jest elementem podróży – stąd „Niezbędnik podróżnika” – jaką jest proces leczenie i dążenie do celu, zdrowia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rodzic bądź opiekun prawny który chce rozpocząć z maluchem jazdę na rowerze z pewnością zanim się tego podejmie z pieczołowitością zapozna się z przepisami wypływającymi z kodeksu drogowego. Większość społeczeństwa zgodzi się z rzymską paremią Ignorantia iuris nocet co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle że 'nieznajomość prawa szkodzi', jednak należy wiedzieć że Kodeks Drogowy także pewnych kwestii nie reguluje.
      Jakich zapisów nie ma w Kodeksie Drogowym a co należy wiedzieć chcąc jeździć rowerem z dzieckiem?
      Przepisy nie odnoszą się do konieczności jazdy z dzieckiem w kaskach a jest to niezwykle istotne zagadnienie. Co prawda nie ma takiego przepisu, jednak każdy rozsądny rodzic czy szerzej osoba sprawująca pieczę wychowawczą nad młodym człowiekiem z pewnością nie wyobraża sobie sytuacji by ten poruszał się bez kasku.
      Warto pamiętać także o tym że istnieje granica 10 r.ż., poniżej niej cykliści traktowani są jako piesi. W związku z tym dzieci poruszające się na rowerach do czasu ukończenia przez nie 10 r.ż. mogą poruszać się jedynie po chodnikach, gdy takowych nie ma, mają obowiązek jechać lewą stroną jezdni, poboczem. Dziecko poniżej 10 r.ż. poruszające się rowerem musi mieć pełnoletniego opiekuna, co ważne nie musi być nim cyklista, rodzic bądź opiekun prawny dziecka po prostu ma być i sprawować pieczę nad dzieckiem, podyktowane jest to potrzebą zachowania ostrożności.
      Dziecko powyżej 10 r.ż. chcące poruszać się po drogach rowerowych ma mieć Kartę Rowerową, poza kilkoma wyjątkami zakazane jest przemieszczanie się dziecka po chodnikach. Karta Rowerowa nie jest restrykcyjnie wymagana przez stróżów prawa, jednak za nie posiadanie tego dokumentu jeśli trafi się przypadkowo na chcącego przestrzegać przepisów policjanta należy się sankcja w wysokości 200 złotych.
      Co należy wiedzieć ponadto o poruszaniu się rowerem z dzieckiem poniżej 10 r.ż.?
      Dziecko które nie ukończyło 7 r.ż. należy przewozić na rowerze w foteliku bądź też w specjalnej przyczepce. Przyczepka ma być przystosowana do przewożenia dziecka, nie może być to więc przyczepka towarowa. W tym miejscu niektórzy mogą zastanowić się jaka ma być ta przyczepka oraz gdzie znajduje się wypożyczalnia przyczepek rowerowych, dokąd należy się udać, gdy nie posiadamy swojej przyczepki.
      Rodzice zastanawiają się także nad tym kiedy zakupić dla swojej pociechy pierwszy rower z pedałami. Zwykle powinno wybierać się taki rower pomiędzy 4 a 6 r.ż. dziecka, w zależności od stylu jazdy, nie bez znaczenia będą również wzrost dziecka, staż jazdy oraz obserwacja tego jak młody człowiek radził sobie poruszając się na biegówce. W przypadku kiedy widzisz że Twój trzylatek radzi sobie na biegówce, możesz zdecydować się na zakup lekkiego roweru na kołach 14 cali gdyż najprawdopodobniej Twój maluch na taką zmianę jest już gotowy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Częste wykorzystywanie smartfonów czy tabletów do uspokojenia dziecka może się zemścić. Wielu rodziców, by jak najszybciej uspokoić niegrzeczne czy marudzące dziecko, daje mu do ręki smartfon lub tablet. To zwykle natychmiast działa. Jednak może prowadzić do jeszcze gorszego zachowania i problemów emocjonalnych w przyszłości. Badania przeprowadzone przez naukowców z University of Michigan pokazują, że częste używanie gadżetów elektronicznych w celu uspokojenia dziecka w wieku 3–5 lat jest powiązane – szczególnie u chłopców – z coraz większym rozchwianiem emocjonalnym.
      Wykorzystywanie urządzeń mobilnych do uspokojenia dziecka wydaje się bezpiecznym tymczasowym sposobem na rozładowanie stresu, tymczasem może mieć długoterminowe konsekwencje, jeśli jest to standardowa strategia stosowana przez rodziców. Urządzenia elektroniczne, szczególnie na wczesnych etapach rozwoju, mogą zastąpić u dziecka rozwój niezależnych alternatywnych metod panowania nad sobą, ostrzega główna autorka badań, Jenny Radesky, która specjalizuje się problemach rozwojowych dzieci.
      W badaniach wzięło udział 422 dzieci w wieku 3–5 lat oraz 422 rodziców. Naukowcy analizowali, jak często rodzice wykorzystywali gadżety elektroniczne, by uspokoić źle zachowujące się dziecko i jak wpływało to na przyszłe jego zachowanie. Oznakami rozregulowania emocjonalnego są m.in. nagłe przejścia od smutku do pobudzenia, impulsywność czy nagłe zmiany nastrojów.
      Wyniki badań sugerują, że istnieje związek pomiędzy wykorzystywaniem urządzeń elektronicznych do uspokajania dzieci a ich zachowaniem, a związek ten był silniej zaznaczony u chłopców oraz u dzieci, które już wcześniej były nadaktywne, impulsywne i wykazywały mocne reakcje, jak gniew, frustracja czy smutek. Wykorzystywanie urządzeń w celu uspokojenia dziecka może być szczególnie problematyczne w przypadku dzieci, które już nie radzą sobie ze swoimi emocjami, dodaje Radesky.
      Opiekunowie doświadczają natychmiastowej ulgi, gdy dając dziecku do ręki urządzenie elektroniczne doprowadzą do zmiany jego negatywnego czy trudnego do zniesienia zachowania. To uczucie jest nagradzające zarówno dla dorosłego, jak i dziecka i może motywować obie strony do podtrzymania takich zachowań. Zwyczaj wykorzystywania urządzeń do zarządzania nieodpowiednimi zachowaniami jest wzmacniany z czasem, a u dziecka wzmacnia się mechanizm zapotrzebowania na urządzenie. Im częściej urządzenia są używane, tym rzadziej dziecko i jego rodzice ćwiczą inne sposoby radzenia sobie z takimi sytuacjami, stwierdza uczona.
      Radesky podaje kilka przykładów takich sposobów. Mogą to być na przykład techniki sensoryczne, takie jak przytulenie dziecka, ukołysanie, pozwolenie mu na poskakanie na trampolinie, ściskanie gumowej piłeczki, słuchanie muzyki czy czytanie książki, w zależności od tego, co uspokaja nasze dziecko. Rodzice mogą też zastanowić się, co dziecko czuje, nazwać emocje i porozmawiać o nich z dzieckiem, pokazując mu, że je rozumieją. Im bardziej są przy tym spokojni, tym bardziej pokazują dziecku, że da się nad tymi emocjami zapanować.
      Uczona radzi też zastosować kolory. Dla małych dzieci nazywanie emocji może być trudne. Dlatego zastosowanie różnych kolorów, np. niebieskiego gdy się nudzi, zielonego gdy jest spokojne, czerwonego gdy zaraz się rozpłacze itp. itd. może ułatwić mu opisanie swojego stanu i zastanowienie się, co należy zrobić, by z koloru czerwonego powrócić do zielonego. Kolejnym rozwiązaniem jest zaproponowanie bezpieczniejszego sposobu komunikowania negatywnych emocji. Gdy na przykład dziecko w złości ma zwyczaj bić innych, można mu wyjaśnić, że to boli i zaproponować, by zamiast pięści czy twardych przedmiotów, użyło wówczas poduszki, a gdy chce zwrócić na siebie uwagę, nie musi rzucać zabawkami, może np. podejść i dotknąć rodzica.
      Radesky zauważa, że o ile rzadkie i doraźne używanie gadżetów w celu uspokojenia dziecka nie jest niczym złym, to problem pojawia się, gdy urządzenia stają się podstawowym lub często używanym środkiem uspokajania. Dziecko i rodzice powinni wypracować metody radzenia sobie z emocjami. Dawanie dziecku urządzenia elektronicznego nie powoduje, że uczy się ono radzić sobie z negatywnymi emocjami. Urządzenie mobilne nie uczy dziecka nowych umiejętności, ono po prostu odciąga jego uwagę od tego, co czuje. Dzieci, które w odpowiednim wieku nie nabędą umiejętności radzenia sobie z emocjami, będą miały większe problemy emocjonalne w szkole i w późniejszym życiu, dodają naukowcy.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...