Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
SpaceX niespodziewanie przerywa start swojej najnowocześniejszej rakiety
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Astronomia i fizyka
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Po raz pierwszy doszło do nieudanego wystrzelenia satelitów z konstelacji Starlink. W wyniku awarii satelity znalazły się na bardzo niskiej orbicie i wkrótce spłoną w atmosferze. Firma SpaceX zapewnia, że nie stanowią one zagrożenia. Pierwsze Starlinki trafiły na orbitę w 2019 roku. Obecnie konstelacja składa się z ponad 6000 niewielkich satelitów znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO).
Dwadzieścia satelitów Starlink zostało wystrzelonych przed 4 dniami na pokładzie rakiety Falcon 9 z Vandenberg Space Force Base. Pierwszy stopień rakiety spisał się bez zarzutu, wynosząc na orbitę drugi stopień i satelity. Następnie oddzielił się od nich i z powodzeniem wylądował. Było to już 329. udane lądowanie rakiety nośnej przeprowadzone przez SpaceX.
Pierwsze uruchomienie silników 2. stopnia przebiegło zgodnie z planem, jednak pojawił się wyciek ciekłego tlenu. W związku z tym silnik Merlin, który miał wynieść satelity na prawidłową orbitę, nie spełnił swojego zadania.
Co prawda satelity zostały prawidłowo zwolnione, ale znajdują się na orbicie o dużym mimośrodzie, która w najniższym punkcie znajduje się zaledwie 135 kilometrów nad Ziemią. To ponaddwukrotnie niżej, niż powinny się znaleźć. Na tej wysokości pojazdy doświadczają znacznego tarcia o atmosferę, przez co z każdym obiegiem tracą 5 kilometrów wysokości w apogeum (najwyższym punkcie orbity). Oddziaływanie atmosfery na satelity jest tak silne, że ich silniki nie poradzą sobie z wyniesieniem pojazdów na prawidłową orbitę. Dlatego wkrótce satelity wejdą w atmosferę i w niej spłoną.
SpaceX oświadczyła, że nie zagrażają one ani innym satelitom, ani ludziom na Ziemi. To przypomina nam, jak wymagające technicznie są loty w kosmos. Dotychczas przeprowadziliśmy 364 udane starty rakiet Falcon – które bezpiecznie dostarczały astronautów, ładunki i tysiące satelitów Starlink na orbitę – co czyni z rodziny Falcon jedną z najlepszych serii rakiet nośnych w historii, czytamy w firmowym oświadczeniu.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
NASA i DARPA ujawniły szczegóły dotyczące budowy silnika rakietowego o napędzie atomowym. Jądrowy silnik termiczny (NTP) DRACO (Demonstration Rocket for Agile Cislunar Operations) powstaje we współpracy z Lockheed Martinem i BWX Technologies. Najpierw zostanie zbudowany prototyp, następnie silnik do pojazdów zdolnych dolecieć do Księżyca, w końcu zaś silnik dla misji międzyplanetarnych. Jeszcze przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że DRACO może powstać w 2027 roku. Teraz dowiadujemy się, że test prototypu w przestrzeni kosmicznej zaplanowano na koniec 2026 roku.
To niezwykłe przyspieszenie prac – trzeba pamiętać, że zwykle projekty związane z przestrzenią kosmiczną i nowymi technologiami mają spore opóźnienie – było możliwe dzięki częściowemu połączeniu prac, które zwykle odbywają się osobno, w drugiej i trzeciej fazie rozwoju projektu. To zaś jest możliwe dzięki wykorzystaniu sprzętu i doświadczeń z dotychczasowych misji w głębszych partiach kosmosu. Budujemy stabilną i bezawaryjną platformę, w której wszystko, co nie jest silnikiem, to technologie o niskim ryzyku, mówi Tabitha Dodson, odpowiedzialna z ramienia DARPA za projekt DRACO.
Wiemy, że niedawno zakończyła się pierwsza faza projektu, w ramach którego powstał projekt nowego reaktora. Nie ujawniono, ile faza ta kosztowała. Kolejne dwie fazy mają budżet 499 milionów USD. Jeśli prototyp zda egzamin, powstanie silnik dla misji na Księżyc. Przyniesie on spore korzyści. Napędzane nim rakiety będą przemieszczały się szybciej, zatem szybciej dostarczą ludzi, sprzęt i materiały na potrzeby budowy bazy na Księżycu. Jednak największe korzyści z nowego silnika ujawnią się podczas misji na Marsa.
Okno startowe misji na Czerwoną Planetę otwiera się co 26 miesięcy i jest dość wąskie. Dzięki lepszym silnikom i szybszym rakietom okno to można poszerzyć, co ułatwi planowanie i przeprowadzanie marsjańskich misji. Nie mówiąc już o tym, że skrócenie samej podróży będzie korzystne dla zdrowia astronautów poddanych promieniowaniu kosmicznemu. Prędkość obecnie stosowanych silników jest ograniczona przez dostępność paliwa i utleniacza. Silnik z reaktorem atomowym działałby dzięki ogrzewaniu ciekłego wodoru z temperatury -253 stopni Celsjusza do ponad 2400 stopni Celsjusza i wyrzucaniu przez dysze szybko przemieszczającego się rozgrzanego gazu. To on nadawałby ciąg rakiecie.
Pomysłodawcą stworzenia napędu atomowego jest polski fizyk Stanisław Ulam, który przedstawił go w 1946 roku. Dziesięć lat później rozpoczęto Project Orion. Efektem prac było powstanie prototypowego silnika, który został przetestowany na ziemi. Obecnie takie testy nie wchodzą w grę. Zgodnie z dzisiejszymi przepisami naukowcy musieliby przechwycić gazy wylotowe, usunąć z nich materiał radioaktywny i bezpiecznie go składować. Dlatego też prototyp zostanie przetestowany na orbicie 700 kilometrów nad Ziemią. Ponadto w latach 50. wykorzystano wzbogacony uran-235, taki jak w broni atomowej. Obecnie użyty zostanie znacznie mniej uran-235. Można z nim bezpieczne pracować i przebywać w jego pobliżu, mówi Anthony Calomino z NASA. Drugi z podobnych projektów, NERVA (Nuclear Engine for Rocket Vehicle Application), doprowadził do stworzenia dobrze działającego silnika. Ze względu na duże koszty projekt zarzucono.
Reaktor będzie posiadał liczne zabezpieczenia, które nie dopuszczą do jego pełnego działania podczas pobytu na ziemi. Dopiero po opuszczeniu naszej planety będzie on w stanie w pełni działać.
W czasie testów zostaną sprawdzone liczne parametry silnika, w tym jego ciąg oraz impuls właściwy. Impuls właściwy obecnie stosowanych silników chemicznych wynosi około 400 sekund. W przypadku silnika atomowego będzie to pomiędzy 700 a 900 sekund. NASA chce też sprawdzić, na jak długo wystarczy 2000 kilogramów ciekłego wodoru. Inżynierowie mają nadzieję, że taka ilość paliwa wystarczy na napędzanie rakiety przez wiele miesięcy. Obecnie górny człon rakiety nośnej ma paliwa na około 12 godzin. Silniki NTP powinny być od 2 do 5 razy bardziej efektywne, niż obecne silniki chemiczne. A to oznacza, że napędzane nimi rakiety mogą lecieć szybciej, dalej i zaoszczędzić paliwo.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
AKTUALIZACJA: Inżynierowe SpaceX nie poradzili sobie z problemami z ciśnieniem w rakiecie Super Heavy. Test został odwołany.
Dzisiaj o godzinie 15:00 czasu polskiego ma odbyć się testowy lot najpotężniejszej rakiety w dziejach, systemu Starship firmy SpaceX. Pojazd załogowy został zintegrowany z rakietą Super Heavy i czeka na stanowisku startowym. Start może odbyć się pomiędzy godziną 15:00 a 16:30, chociaż Elon Musk nie wyklucza, że zostanie odwołany. SpaceX bardzo ostrożnie podchodzi to pierwszego testu tak potężnej rakiety. Mimo, że system jeszcze nie został sprawdzony, NASA już podpisała ze SpaceX wielomiliardową umowę przewidującą, że w przyszłości Starship będzie woził astronautów na Księżyc w ramach programu Artemis.
Plan pierwszego testu zakłada, że Starship wzniesie się na wysokość około 240 kilometrów nad powierzchnię Ziemi. Znajdzie się więc w przestrzeni kosmicznej, której granicę umownie wyznacza linia Karmana na wysokości 100 km nad Ziemią.
Starship składa się z pojazdu załogowego o tej samej nazwie oraz rakiety nośnej Super Heavy, która korzysta z 33 silników. Całość ma wysokość 120 metrów. Już pierwsza wersja tego zestawu wielokrotnego użytku ma wynosić na niską orbitę okołoziemską (LEO) ładunek o masie od 100 do 150 ton. Po rozbudowie Starship będzie wynosił na LEO nawet 250-tonowe ładunki.
Siła ciągu całości wynosi imponujące 75 900 kN. Starship jest nie tylko potężniejszy od najnowszego systemu NASA – SLS – o maksymalnym ciągu 41 000 kN, który będzie zdolny wynieść na LEO masę 130 ton. To również najpotężniejszy system rakietowy w historii. Obecnie miano najpotężniejszej rakiety w dziejach należy do Saturna V. Zawiozła ona ludzi na Księżyc i była w stanie wynieść na LEO ładunek o masie 140 ton.
SpaceX przez rok czekała na zgodę Federal Aviation Administration na przeprowadzenie dzisiejszego testu. Firma musiała spełnić wysokie wymagania dotyczące m.in. bezpieczeństwa osób i infrastruktury naziemnej. W teście będą brali udział urzędnicy FAA, którzy sprawdzą, czy SpaceX spełniła wszystkie wymagania.
NASA i SpaceX zawarły umowę, która przewiduje, że w roku 2025 Starship może wziąć udział w misji Artemis III. Plan przewiduje, że astronauci zostaną wystrzeleni w kapsule Orion za pomocą systemu SLS i – być może – przesiądą się do Starshipa, który będzie oczekiwał na orbicie Księżyca. To właśnie Starship ma lądować na Srebrnym Globie. Przedstawiciele SpaceX mówią, że zanim ich pojazd będzie gotowy do zabrania na pokład ludzi, będą chcieli przeprowadzić 100 testów orbitalnych. W tej chwili nie wiadomo, czy uda się to założenie spełnić.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
NASA wyznaczyła datę kolejnej próby startu misji Artemis I. Będzie ona miała miejsce 14 listopada, a 69-minutowe okienko startowe otworzy się o godzinie 6:07 czasu polskiego. Dotychczas podjęto dwie próby startu, a po drugiej z nich nie było pewne, czy we wrześniu uda się przeprowadzić trzecią próbę. Mimo, że usterki, które uniemożliwiły obie próby, udało się usunąć, do Florydy zaczął zbliżać się huragan Ian, w związku z czym podjęto decyzję o przetransportowaniu rakiety do hangaru.
Przeprowadzone po przejściu huraganu inspekcje i analizy wykazały, że przygotowanie rakiety i stanowiska startowego nie wymaga zbyt dużo pracy. Zdecydowano więc o podjęciu drobnych napraw w systemie ochrony termicznej, ponownym załadowaniu lub wymianie akumulatorów, przeprowadzeniu niewielkich zmian w systemie awaryjnego przerwania lotu. Rakieta wyjedzie z hangaru w kierunku stanowiska startowego 4 listopada.
NASA zarezerwowała sobie dwa rezerwowe okna startowe, na 16 i 19 listopada. Wystrzelenie misji podczas którejś z trzech wymienionych dat – 14, 16 lub 19 listopada – będzie oznaczało, że misja Artemis I potrwa około 26 dni.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
NASA nie jest pewna, czy w bieżącym miesiącu uda się przeprowadzić kolejną próbę startu misji Artemis I. Nawet gdyby naprawiono element, który uniemożliwił przeprowadzenie ostatniego startu, na przeszkodzie mogą stanąć względy formalne. Wkrótce bowiem upływa okres certyfikacji systemu autodestrukcji rakiety.
Dotychczas dwukrotnie próbowano wystrzelić Artmis I. Podczas pierwszej próby zauważono kilka problemów, jednak najpoważniejszym z nich – tym z powodu którego start przerwano – była niemożność schłodzenia jednego z silników do wymaganej temperatury -251 stopni Celsjusza. Później okazało się, że winny był czujnik, który wskazywał niewłaściwą temperaturę silnika.
Kilka dni później, 3 września, przeprowadzono kolejną próbę startu. Tym razem podczas tankowania rakiety pojawił się wielki wyciek wodoru. Start więc odwołano. Najprawdopodobniej winnym jest wadliwy zawór przy instalacji tankowania. Inżynierowie muszą teraz zdecydować, czy zawór uda się wymienić i przetestować na stanowisku startowym, czy też trzeba będzie to zrobić w Vehicle Assembly Building.
Obecnie otwarte okienko startowe misji Artemis I zamyka się jutro, 6 września. Już w momencie odwołania sobotniego startu stało się jasne, że nie będzie ono więcej dostępne. Przepisy wymagają bowiem, by pomiędzy 2. a 3. próbą startu rakiety upłynęły co najmniej 72 godziny. Zatem NASA musi czekać na kolejne okienko startowe. Otworzy się ono 19 września i potrwa do 28 września. Tutaj jednak pojawia się kolejny problem.
Przepisy wymagają, by wszystkie rakiety startujące w przestrzeń kosmiczną z terenu USA były wyposażone w ręczny lub automatyczny system autodestrukcji. Jest on uruchamiany, gdy rakieta zejdzie z kursu i może zagrozić ludziom na ziemi. W taki system były wyposażone nawet rakiety nośne i zewnętrzny zbiornik paliwa promów kosmicznych. Dla rakiet startujących ze wschodnich wybrzeży USA systemy autodestrukcji są certyfikowane na 25 dni. Gdy certyfikat straci ważność, konieczne jest zresetowanie ich akumulatorów i ponowna certyfikacja. A jest to proces, który można przeprowadzić wyłącznie w Vehicle Assembly Building (VAB). Transport rakiety to bardzo skomplikowany i powolny proces. Odległość pomiędzy stanowiskiem startowym a VAB wynosi ponad 5 kilometrów. Transport, w zależności m.in. od warunków pogodowych, może trwać od 8 do 11 godzin. Rakiety przewożone są za pomocą imponującego pojazdu CT-2 (crawler-transporter).
Istnieje więc spore ryzyko, że we wrześniu nie uda się przeprowadzić kolejnej próby starty misji. Trudno będzie też skoordynować start na początku października. Wtedy bowiem zaplanowany jest start rakiety, która zawiezie astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Co prawda w Kennedy Space Center jest więcej niż jedno stanowisko startowe, ale tutaj znowu pojawia się kwestia bezpieczeństwa. Podczas startu rakiety żadna inna rakieta nie powinna znajdować się na innym stanowisku startowym.
Jeśli więc NASA nie zdąży na drugie z wrześniowych okien startowych i nie uda się skoordynować startu w oknie 1-4 października, to kolejne okna otwierają się 14 oraz 17–22 października.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.