Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Pierwszy na świecie podwójny przeszczep nóg

Rekomendowane odpowiedzi

W szpitalu La Fe w Walencji przeprowadzono pierwszy na świecie podwójny przeszczep nóg. Biorcą był młody mężczyzna, który stracił kończyny dolne w czasie wypadku drogowego. Kilkunastogodzinny zabieg rozpoczął się w niedzielę wieczorem. Na razie nie ujawniono tożsamości pacjenta.

Hiszpańscy lekarze poinformowali o swoich dokonaniach we wtorek (12 lipca). Pracami ponad 50-osobowego zespołu medycznego kierował sławny chirurg Pedro Cavadas, który przewiduje, że dwudziestokilkulatek będzie mógł chodzić o kulach, a po jakimś czasie nawet samodzielnie. Wszystko zależy od postępów rehabilitacyjnych. Jeśli wszystko pójdzie, jak sobie tego życzymy, możemy realistycznie założyć, że w ciągu 6-7 miesięcy pacjent będzie mógł chodzić – podkreśla Cavadas. Najpierw jednak po ok. 3 tyg. powinien zacząć przesuwać nogi, a po mniej więcej 3 miesiącach wesprzeć ciężar swojego ciała na nowych kończynach.

Chirurg ujawnił, że podczas wypadku nogi zostały amputowane zbyt wysoko, by młody mężczyzna mógł korzystać z protez (pozostało za mało tkanki do ich zamocowania). Po operacji biorca jest stabilny i najprawdopodobniej wkrótce opuści oddział intensywnej terapii. W czasie przeszczepu połączono nerwy, mięśnie, ścięgna oraz kości. Zabieg jest trudniejszy niż w przypadku rąk, ponieważ naczynia i nerwy są większe. By w ogóle do niego doszło, lekarze musieli uzyskać szereg zezwoleń. W maju zeszłego roku zdobyli pozwolenie Organización Nacional de Transplantes, a w listopadzie zgodę wyraziło Ministerstwo Zdrowia. Później rozpoczęło się poszukiwanie właściwego kandydata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pacjenci, którzy leczą się w szpitalach nastawionych na zysk, częściej trafiają ponownie do szpitali, niż ci, którzy leczą się w szpitalach nie nastawionych na zysk i szpitalach publicznych, wynika z badań przeprowadzonych przez University of Illinois, Chicago.
      Naukowcy z Chicago opublikowali na łamach PLOS ONE analizę dotyczącą ponownych przyjęć do szpitali. Dane pochodziły z Hospital Readmission Reduction Program (HRRP) z lat 2012–2015. Uczeni przyjrzeli się sześciu głównym powszechnie występującym przyczynom, dla których Amerykanie trafiają do szpitala. Są to: atak serca, niewydolność serca, wszczepienie by-passów, zapalenie płuc, przewlekła obturacyjna choroba płuc, wstawienie protezy biodra oraz wstawienie protezy kolana.
      W USA jest ponad 5500 placówek mających status szpitala. Wśród nich znajduje się ponad 2800 nierządowych (należących do firm czy osób prywatnych) placówek nie nastawionych na zysk, ponad 1000 szpitali nastawionych na zysk i ponad 950 szpitali należących do stanów i władz lokalnych. Reszta to szpitale rządowe, nierządowe psychiatryczne oraz szpitale innego typu.
      Analizy wykazały, że we wszystkich wymienionych kategoriach schorzeń liczba ponownych przyjęć do szpitala z powodu tego samego problemu była wyższa w szpitalach nastawionych na zysk niż w pozostałych. Wyższa była zarówno średnia jak i mediana.
      To bardzo jasne dane. Nie ma ani jednej kategorii, w której szpitale nastawione na zysk miałyby mniejszy odsetek ponownych przyjęć niż inne szpitale. Tego się nie spodziewaliśmy. Niezwykłe jest również to, że taki sam trend jest widoczny w całym kraju, mówi profesor Andrew Boyd z University of Illinois, Chicago.
      Naukowcy mówią, że o ile we wszystkich kategoriach szpitali istnieje korelacja pomiędzy rodzajem szpitala a odsetkiem ponownych przyjęć, to nie wiadomo, dlaczego szpitale nastawione na zysk wypadaą gorzej, niż szpitale non-profit i publiczne.
      Być może przyczyną są wyższe podatki nakładane na takie szpitale oraz ich nastawienie na maksymalizację zysku. Oba te czynniki mogą powodować, że mniej inwestują one w wyposażenie i załogę.
      Nasze badania ujawniają ważny ogólnokrajowy trend, który politycy, lekarze, naukowcy i pacjenci powinni wziąć pod uwagę. Konieczność ponownego pobytu w szpitalu wiąże się z dodatkowymi dniami poza pracą, rodziną, przyjaciółmi, mówi Boyd.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak ostrzegają naukowcy z Indiana University, pacjenci, którzy przed wybraniem szpitala postanawiają sprawdzić dostępne w internecie opinie innych pacjentów, mogą zostać zwiedzeni co do jakości opieki.
      Victoria Perez i Seth Freedman ze School of Public and Environmental Affairs porównali oceny szpitali dostępne w serwisach społecznościowych, a dokonywane przez pacjentów, z opartym na dużej ilości danych federalnym rankingiem z witryny Hospital Compare.
      Okazało się, że dostępne na Google'u, Yelpie i Facebooku oceny pacjentów dotyczące wyżywienia, przyjaznego podejścia pracowników szpitala oraz udogodnień oferowanych przez szpital, w dużej mierze zgadzały się z rankingiem z Hospital Compare. Znacznie gorzej było w przypadku oceny jakości opieki zdrowotnej i poziomu bezpieczeństwa. Okazało się bowiem, że aż 20% szpitali uznanych za najlepsze pod tym względem przez społeczności internetowe, było najgorszymi wedle Hospital Compare.
      Nasze badania pokazują, że ocena społecznościowa dobrze odzwierciedla te czynniki, które jest najłatwiej zaobserwować. Jednak w przypadku opieki zdrowotnej przeciętny pacjent nie jest w stanie dobrze ocenić wszystkich jej elementów, mówi Perez.
      Badacze zauważają jednocześnie, że oficjalne obiektywne dane przekazywane w sposób bardzo trudny do analizy i przyswojenia. Pacjent, który chciałby na Hospital Compare porównać jakość opieki medycznej w szpitalach musiałby zapoznać się z 46 z 57 dostępnych elementów rankingu. To zadanie niewykonalne dla większości ludzi, tym bardziej, że wiele z tych elementów nie dotyczy ich przypadku, więc nie będą zainteresowani ich analizowaniem.
      Nasze badania pokazały, że strona rządowa musi opracować lepsze narzędzia komunikacji z pacjentami zainteresowanymi ogólnie rozumianą oceną jakości klinicznej i bezpieczeństwa szpitali, dodaje Freedman.
      Stosowane przez serwisy społecznościowe systemy ocen, polegające najczęściej na tym, że pacjenci przyznają szpitalom od 1 do 5 gwiazdek są bardzo łatwe do zrozumienia i analizy, jednak badania pokazały, że pacjenci powinni dwa razy pomyśleć, zanim uznają je za jedyne źródła informacji do podjęcia decyzji dotyczącej wyboru szpitala. Decyzji, która może zmienić życie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z opublikowanych w magazynie Social Science and Medicine badań pt. Physician-Leaders and Hospital Performance: Is There an Association? wynika, że najlepsze wyniki osiągają te szpitale, którymi kierują lekarze. Od pewnego czasu pojawiały się wątpliwości, czy menedżerowie nie posiadający wykształcenia medycznego są na pewno lepszymi dyrektorami placówek zdrowia niż lekarze. Tezę taką zakwestionowano m.in. w zamówionym przez brytyjskie National Health Service badaniach o nazwie Darzi Report, nawet jednak one nie dały wystarczających dowodów.
      Teraz doktor Amanda Goodall z Instytutu Badań nad Pracą z Bonn zebrała bazę danych dotyczących 300 najlepszych szpitali w USA. Następnie szczegółowo sprawdziła zarówno wykształcenie jak i historię pracy każdego z dyrektorów. Szczególnie skupiła się na wynikach uzyskiwanych przez szpitale w zwalczaniu nowotworów, chorób przewodu pokarmowego oraz chirurgii serca.
      Badania doktor Goodall wykazały, że przeciętny szpital prowadzony przez lekarza osiągał o około 25% lepsze wyniki niż przeciętny szpital prowadzony przez osobę bez wykształcenia medycznego.
      Przez ostatnie kilkadziesiąt lat rady nadzorcze szpitali coraz chętniej decydowały się na zatrudnienie na stanowisku dyrektora menedżera bez wykształcenia medycznego. Wyniki tych badań to sygnał, że taka strategia jest niewłaściwa - mówi Goodall.
      Uczona dodaje: Z badań wynika, że wyróżniające się szpitale są zwykle kierowane przez osoby z wykształceniem medycznym. Zaskoczyło mniej, jak silna była ta zależność.
      Barry Silbaugh, prezes Amerykańskiej Szkoły Lekarzy Menedżerów stwierdził: Uważnie zapoznaliśmy się z badaniami doktor Goodall, gdyż w końcu dostarczono mocny dowód na to, że szefami szpitali powinni być lekarze. Od dawna forsujemy taką ideę.
      Doktor Goodall zauważa, że konieczne są dalsze badania, które ewentualnie pozwolą potwierdzić i wyjaśnić, dlaczego szpitale zarządzane przez lekarzy uzyskują lepsze wyniki.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bakterie są przez ludzi wykorzystywane do wielu celów: bez nich nie mielibyśmy choćby jogurtu czy kefiru albo biologicznego oczyszczania ścieków. Po raz pierwszy w historii nauki bakterie będą jednak oczyszczać dzieła sztuki. Eksperyment objął m.in. XVII-wieczne freski Antonia Palomino (Acislo Antonio Palomino de Castro y Velasco) w kościele Św. Janów w Walencji.
      Specjaliści z Instytutu Odnowy Dziedzictwa (Institute of Heritage Restoration, IRP) i Centrum Zaawansowanej Mikrobiologii Żywności (Centre for Advanced Food Microbiology, CAMA) Politechniki Walenckiej zauważyli, że pewien rodzaj mikroorganizmów oczyszcza dzieła sztuki naprawdę szybko i bez szkody dla samego obiektu, w dodatku metoda jest nietoksyczna zarówno dla restauratora, jak i środowiska. Powód do radości mają więc i historycy sztuki, i ekolodzy.
      Pionierzy metody opowiedzieli o niej w maju na seminarium zorganizowanym na politechnice i zademonstrowali jej potencjał na przykładzie walenckich fresków oraz murali z cmentarza Campo Santo w Pizie.
      Wszystko zaczęło się, kiedy pracownicy IRP zabrali się za odnowę fresków z kościoła Św. Janów, które zostały doszczętnie zniszczone podczas pożaru w 1936 r., a następnie nieumiejętnie odnowione w latach 60. Początkowo naukowcy próbowali nanosić w puste miejsca malowidła wydruki odpowiednich fragmentów, mieli jednak duży problem z poradzeniem sobie z wykwitami (nalotami krystalicznymi) soli oraz nadmierną ilością żelatynowego kleju. Prof. Rosa María Montes i dr Pilar Bosch pojechały zatem do Włoch, by nauczyć się, jak wykorzystywać bakterie do usuwania stwardniałego kleju.
      Murale cmentarza Campo Santo zostały odnowione właśnie dzięki mikroorganizmom. Restauratorzy zastosowali metodę opracowaną przez Giancarla Ranallego, a pracami kierował Gianluiggi Colalucci, znany z przywracania dawnego blasku Kaplicy Sykstyńskiej. Po zakończeniu nauki u włoskich kolegów po fachu Hiszpanie podrasowali technikę i wytrenowali bakterie najbardziej nadające się do postawionego przez nich celu - oczyszczenia lunet sklepienia, za którymi zagnieździły się gołębie, z wykwitów soli. Wybrali szczep mikroorganizmów z rodzaju Pseudomonas.
      W wyniku działania grawitacji i parowania sole materii organicznej zaczęły podczas rozkładu wnikać do malowidła. Pojawiły się krystaliczne naloty, które ukrywają obraz i mogą doprowadzić do poluzowania warstwy z farbą - tłumaczy dr Bosch.
      Na czym polegają hiszpańskie innowacje? Zespół zmienił np. sposób aplikowania bakterii. Włosi posługiwali się kawałkiem bawełny, a naukowcy z Walencji stosują żel. Nakłada się go na 1,5 godz. na fresk, potem malowidło należy oczyścić i osuszyć. Wilgoć jest niezbędna do przeżycia bakterii. Stosując osuszanie, mamy więc pewność, że wszystko, co pozostało na muralu, obumrze.
      Dotąd za pomocą mikroorganizmów oczyszczono dwie lunety, a teraz specjaliści przymierzają się do oczyszczenia kolejnych dwóch. Zespół ma nadzieję, że skoro w naturze występują bakterie żywiące się niemal wszystkim, w przyszłości będzie można wyczyścić właściwie każdy materiał z dowolnie wskazanej substancji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Użytkownicy interaktywnych gier na konsole są narażeni na określony typ kontuzji. Prelegenci konferencji Amerykańskiej Akademii Pediatrii w San Francisco porównali to hobby do uprawiania sportu i wspominali o szczególnym obciążeniu stóp, ramion i kostek, a także o związanych z tym skręceniach.
      Urazy związane z używaniem konsoli nie są niczym nowym, ale wcześniej w tym kontekście wspominano o obtarciach i nadmiernym obciążeniu dłoni oraz palców podczas naciskania guzików. Po pojawieniu się w 2006 roku Wii rozpoczęła się jednak era nowych gier, których użytkownik naśladuje ruchy typowe dla jakiejś dziedziny sportu z kontrolerem w ręku.
      Naukowcy ze Szpitala Dziecięcego w Filadelfii przeanalizowali dane zgromadzone w National Electronic Injury Surveillance System, gdzie trafiają informacje dotyczące przyjęć na tzw. urazówkach. Okazało się, że w ciągu 5 lat (od 1 stycznia 2004 do 1 stycznia 2009 r.) odnotowano 696 przypadków związanych z grami wideo. Średni wiek kontuzjowanych wynosił 16,5 roku, lecz na izbie przyjęć znaleźli się ludzie w bardzo zróżnicowanym wieku: od 1 miesiąca do 86 lat. Gros urazów odnoszono podczas używania tradycyjnych konsoli, ale natrafiono też na 92 związane z grami interaktywnymi, głównie na Wii. Ci pacjenci - 49 mężczyzn i 43 kobiety - częściej doznawali kontuzji obręczy barkowej, kostki lub stopy, poza tym widywano u nich rozcięcia i posiniaczenia. Ofiarami gier interaktywnych byli też postronni obserwatorzy, przeważnie dzieci poniżej 10. roku życia.
      W literaturze przedmiotu wspominano również o urazach głowy po uderzeniu kontrolerem w głowę przez innego gracza oraz o złamaniu stopy po utracie równowagi na Wii Balance Board.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...