Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Szpitale nastawione na zysk gorzej leczą?

Rekomendowane odpowiedzi

Pacjenci, którzy leczą się w szpitalach nastawionych na zysk, częściej trafiają ponownie do szpitali, niż ci, którzy leczą się w szpitalach nie nastawionych na zysk i szpitalach publicznych, wynika z badań przeprowadzonych przez University of Illinois, Chicago.

Naukowcy z Chicago opublikowali na łamach PLOS ONE analizę dotyczącą ponownych przyjęć do szpitali. Dane pochodziły z Hospital Readmission Reduction Program (HRRP) z lat 2012–2015. Uczeni przyjrzeli się sześciu głównym powszechnie występującym przyczynom, dla których Amerykanie trafiają do szpitala. Są to: atak serca, niewydolność serca, wszczepienie by-passów, zapalenie płuc, przewlekła obturacyjna choroba płuc, wstawienie protezy biodra oraz wstawienie protezy kolana.

W USA jest ponad 5500 placówek mających status szpitala. Wśród nich znajduje się ponad 2800 nierządowych (należących do firm czy osób prywatnych) placówek nie nastawionych na zysk, ponad 1000 szpitali nastawionych na zysk i ponad 950 szpitali należących do stanów i władz lokalnych. Reszta to szpitale rządowe, nierządowe psychiatryczne oraz szpitale innego typu.

Analizy wykazały, że we wszystkich wymienionych kategoriach schorzeń liczba ponownych przyjęć do szpitala z powodu tego samego problemu była wyższa w szpitalach nastawionych na zysk niż w pozostałych. Wyższa była zarówno średnia jak i mediana.

To bardzo jasne dane. Nie ma ani jednej kategorii, w której szpitale nastawione na zysk miałyby mniejszy odsetek ponownych przyjęć niż inne szpitale. Tego się nie spodziewaliśmy. Niezwykłe jest również to, że taki sam trend jest widoczny w całym kraju, mówi profesor Andrew Boyd z University of Illinois, Chicago.

Naukowcy mówią, że o ile we wszystkich kategoriach szpitali istnieje korelacja pomiędzy rodzajem szpitala a odsetkiem ponownych przyjęć, to nie wiadomo, dlaczego szpitale nastawione na zysk wypadaą gorzej, niż szpitale non-profit i publiczne.

Być może przyczyną są wyższe podatki nakładane na takie szpitale oraz ich nastawienie na maksymalizację zysku. Oba te czynniki mogą powodować, że mniej inwestują one w wyposażenie i załogę.

Nasze badania ujawniają ważny ogólnokrajowy trend, który politycy, lekarze, naukowcy i pacjenci powinni wziąć pod uwagę. Konieczność ponownego pobytu w szpitalu wiąże się z dodatkowymi dniami poza pracą, rodziną, przyjaciółmi, mówi Boyd.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może w biznesie chodzi o to, aby klient wracał? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, raweck napisał:

A może w biznesie chodzi o to, aby klient wracał?

Ano, pewnie o to;) Takie mam wrażenie wyniesione z korzystania z opieki pewnego prywatnego zakładu, zaoferowanej mi przez pracodawcę. :D  Zdecydowanie częściej wystawiają mi skierowania na dalsze badania wizyty u specjalistów niż opieka państwowa :D  I teraz się pojawia pytanie, kto jest zdrowszy, ten co więcej bywa w szpitalach, czy ten co mniej :D A jest jeszcze możliwość, że nie ma związku statystycznego, tj. że lekarze tyle samo naprawiają, co psują :D

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Analizy wykazały, że we wszystkich wymienionych kategoriach schorzeń liczba ponownych przyjęć do szpitala z powodu tego samego problemu była wyższa w szpitalach nastawionych na zysk niż w pozostałych

 

Godzinę temu, darekp napisał:

Zdecydowanie częściej wystawiają mi skierowania na dalsze badania wizyty u specjalistów niż opieka państwowa

 

6 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Są to: atak serca, niewydolność serca, wszczepienie by-passów, zapalenie płuc, przewlekła obturacyjna choroba płuc, wstawienie protezy biodra oraz wstawienie protezy kolana.

hm..patrząc na powyższe, nie powiedział bym, że powrót z tego samego problemu (i jaki to problem) jest pozytywnym przejawem.

 

Wg. mnie nie obroni się tutaj akurat prywatna służba zdrowia. Raczej wg. mnie chodzi o to, że jak postawią człowieka na nogi to już zdrowy. Szybciej to taniej. a jak wróci to kasa z ubezpieczenia druga więc to też nie problem. Nie dopatrywał bym się tu nigdzie lepszej jakości

Edytowane przez Afordancja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tytułowa teza mocno kontrowersyjna, bo badanie nie dowodzi wcale, że szpitale komercyjne gorzej leczą, tylko że pacjenci częściej tam wracają. A czemu wracają tam częściej? Moim zdaniem przyczyna jest psychologiczna: w komercyjnym szpitalu zajmie się tobą ładna, młoda pielęgniarka, a nie babochłop. Lekarze są milsi dla pacjenta. Pacjent dostaje więcej pozytywnych bodźców, żeby tam wrócić. Część z tych wracających może wymyślić chorobę tylko po to, żeby wrócić do przytulnego szpitala, gdzie wszyscy się nim zajmują. Lekarze nastawieni na zysk nie będą uświadamiać pacjenta, że ubzdurał sobie chorobę, jeśli będą mogli na nim zarobić. Inni pacjenci mogą nawet psychicznie wytworzyć jakieś fizyczne objawy chorobowe i nie być tego świadomi. Tak czy inaczej, taka metoda badania jakości szpitala jest z góry błędna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
28 minut temu, mankomaniak napisał:

Część z tych wracających może wymyślić chorobę tylko po to, żeby wrócić do przytulnego szpitala,

I generuje sobie drugi atak serca? hm..dla mnie dość kontrowersyjne

 

[edit]

hm..trzeba chyba przypatrzeć się na "trafienie do szpitala z tego samego problemu" 

 

[edit2]

W sumie teraz zwróciłem uwagę na kryterium, nie chodzi prywatne vs publiczne a profit i non profit. To może mieć znaczenie

Edytowane przez Afordancja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie bardziej kontrowersyjne od twierdzenia, że komercyjne szpitale w USA minimalizują koszty kosztem pacjenta. Gdyby to była Polska to jeszcze można by uwierzyć, ale nie bogate kraje. Poza tym płatne placówki medyczne nie mogą sobie raczej pozwolić na niską reputację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drugi atak serca to raczej nie. Ale jest cała masa chorób - nazwijmy je dolegliwościami gdzie wraca się często w każdym szpitalu.
Jeśli szpital leczy w miarę dobrze to powrót jest bardziej prawdopodobny niż że ktoś wróci do szpitala gdzie leczą źle.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 minut temu, mankomaniak napisał:

Nie bardziej kontrowersyjne od twierdzenia, że komercyjne szpitale w USA minimalizują koszty kosztem pacjenta. Gdyby to była Polska to jeszcze można by uwierzyć, ale nie bogate kraje. Poza tym płatne placówki medyczne nie mogą sobie raczej pozwolić na niską reputację.

A dlaczego by tak nie miało być? (o minimalizacji kosztów). To nie jest instytucja charytatywna. (może dlatego non profit mają lepsze wyniki ;) 

Gdy nie badamy liczby powrotów to nie mamy niskiej reputacji,(teraz zbadano) ba pewnie szybciej wychodzą ze szpitali ;)

 

10 minut temu, thikim napisał:

rugi atak serca to raczej nie. Ale jest cała masa chorób - nazwijmy je dolegliwościami gdzie wraca się często w każdym szpitalu.
Jeśli szpital leczy w miarę dobrze to powrót jest bardziej prawdopodobny niż że ktoś wróci do szpitala gdzie leczą dobrze.

No ale popatrz co badali. To chyba kluczowe, gdyby chodziło o jakieś własnie o inne  choroby to ok.

 

Wracam znów z problemem z wszczepieniem by-passów bo jest fajnie u prywatnego? ;) Nie kupuję tego.

Edytowane przez Afordancja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 godzin temu, raweck napisał:

A może w biznesie chodzi o to, aby klient wracał? ;)

W biznesie chodzi o zysk. Czasem bardziej opłaca się leczyć, niż wyleczyć. Wolałbym, aby ta maksyma nie przyświecała żadnemu lekarzowi, ale kto wie, czy w przypadku prywatnego szpitala czasem nie decyduje o sposobie leczenia pacjenta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od ponad dekady Catia Lattouf de Arída opiekuje się w swoim mieszkaniu w mieście Meksyk chorymi, rannymi i osieroconymi kolibrami. W jej azylu-szpitalu znajduje się jednorazowo nawet kilkadziesiąt tych ptaków.
      Siedemdziesięciotrzylatka poświęca potrzebującym kolibrom większość swojego wolnego czasu i zasobów.
      Misja Catii rozpoczęła się w 2012 roku (wcześniejsze lata nie były dla niej łatwe, bo w 2009 r. przeżyła śmierć męża, a później zdiagnozowano u niej raka jelita grubego). Pewnego razu, idąc ulicą, zobaczyła młodego kolibra z urazem oka. Zabrała go do domu. Nie miała pojęcia, jak się nim zajmować. Znajomy weterynarz zachęcał ją jednak, by się nie zrażała. Zapewnił jej niezbędne informacje nt. opieki, leków czy pokarmu.
      To był początek mojego nowego życia - mówi Catia o swoim pierwszym podopiecznym Guccim (jego imię wzięło się od marki etui na okulary, w którym u niej mieszkał). Ich drogi przecięły się, gdy kobieta przechodziła chemioterapię.
      Gucci, którego udało się ostatecznie wykurować, nadał życiu Catii nowy wymiar. Stał się jej ptakiem terapeutycznym. Dowiedziawszy się o sukcesie mieszkanki dzielnicy Polanco, ludzie zaczęli przynosić do niej ptaki. By dobrze się nimi zajmować, kobieta musiała poznać ich biologię i zwyczaje. Obecnie Lattouf de Arída jest skarbnicą wiedzy dla miłośników ptaków z kraju i zagranicy. Niekiedy, gdy w profesjonalnych instytucjach brakuje miejsca czy środków na zajęcie się kolejnym potrzebującym, ptaki trafiają do Catii.
      Popularność 73-latki bardzo wzrosła 3 miesiące temu, gdy na TikToku zamieszczono nagranie dokumentujące jej pracę.
      W opiece nad stadkiem kolibrów pomaga seniorce asystentka - Cecilia Santos. Początkowo chore/ranne ptaki mieszkają w sypialni właścicielki apartamentu. Gdy czują się lepiej, trafiają do sąsiedniego pokoju. Kolejnym krokiem jest wypuszczenie w lesistym terenie na południe od stolicy Meksyku. Nie wszystkie kolibry udaje się, oczywiście, uratować. Tym ptakom kobieta zapewnia opiekę paliatywną.
      Lattouf de Arída podkreśla, że choć głównym celem jest uratowanie i rehabilitacja jak największej liczby kolibrów, zależy jej też na uświadomieniu ludziom, jak ważną rolę te ptaki spełniają w ekosystemie.
      Catia urodziła się w Libanie. To tam poznała męża, który podróżował po Azji Zachodniej. W związku z sytuacją polityczną para przeprowadziła się w pewnym momencie do Paryża, a następnie do Meksyku. Kobieta najpierw studiowała w Bejrucie, później na Sorbonie. Jej wykształcenie nie miało nic wspólnego z biologią, ale zbieg okoliczności sprawił, że poświęciła ptakom spory kawałek życia...
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naturalnie występujący w ludzkim organizmie cukier mannoza, obecny też w wielu różnych owocach, może wspomóc leczenie nowotworów. Mannoza jest zabójcza dla pszczół miodnych, a od pewnego czasu wiemy, że ma też właściwości przeciwnowotworowe. Dotychczas jednak naukowcy nie rozumieli tego mechanizmu. Badania przeprowadzone właśnie przez Sanford Burnham Prebys i Osaka International Cancer Institute rzuciły światło na działanie mannozy i stwierdzili, że cukier może wspomagać leczenie onkologiczne.
      Wraz z innymi sposobami leczenia cukier ten może zadać nowotworowi dodatkowy cios. A jako, że występuje naturalnie w ludzkim organizmie, można będzie poprawić terapię przeciwnowotworową bez niepożądanych działań ubocznych, mówi współautor badań Hudson Freeze, dyrektor Human Genetics Program w Sanford Burnham Prebys.
      Mannoza to cukier, który służy naszemu organizmowi do stabilizowania struktury białek i pomaga im we wchodzeniu w interakcje z innymi molekułami w procesie glikozylacji. To kluczowy dla życia proces, w którym bierze udział połowa białek w naszym organizmie. Zaburzenia glikozylacji są powiązane z ciężkimi, zagrażającymi życiu chorobami.
      Dotychczas najbardziej obiecującym sposobem zastosowania mannozy w medycynie było leczenie wrodzonych zaburzeń glikozylacji. Sądzimy jednak, że mannozę można zaangażować do walki z nowotworami i innymi chorobami, dodaje Freeze.
      Jakiś czas temu zauważono, że w hodowlach komórkowych mannoza powstrzymuje wzrost komórek nowotworowych. Naukowcy, chcąc bliżej zbadać ten fenomen przyjrzeli się... pszczole miodnej. Od ponad wieku wiadomo, że mannoza jest zabójcza dla pszczół, gdyż ich organizmy nie przetwarzają jej w taki sposób, jak organizm człowieka. Zjawisko to znane jest pod nazwą „syndromu pszczoły miodnej”. Chcieliśmy sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy syndromem pszczoły miodnej a przeciwnowotworowymi właściwościami mannozy, przyznaje Freeze.
      Naukowcy wykorzystali zmodyfikowane genetycznie komórki rzadkiego ludzkiego nowotworu złośliwego, włókniakomięsaka, do odtworzenia syndromu pszczoły miodnej i odkryli, że bez enzymu potrzebnego do metabolizowania mannozy komórki nowotworu rozwijały się wolniej i były bardziej podatne na chemioterapię. Odkryliśmy, że wywołanie syndromu w tych komórkach nowotworowych spowodowało, że nie były one w stanie syntetyzować elementów DNA i normalnie się dzielić. To wyjaśnia obserwowany efekt przeciwnowotworowy, cieszy się Freeze.
      Naukowcy ostrzegają jednak, że syndrom pszczoły miodnej dotyka kluczowych procesów metabolicznych, zatem potrzeba jeszcze wielu badań, by sprawdzić, które nowotwory są najbardziej na niego podatne.
      Jeśli znajdziemy nowotwory o niskiej aktywności enzymu przetwarzającego mannozę, podanie im dodatkowej mannozy może wspomóc chemioterapię, wyjaśnia Freeze. Naukowcy wezwali też do szerzej zakrojonych badań nad cukrami biorącymi udział w glikolizacji i ich roli w zapobieganiu nowotworom. Wciąż nie rozumiemy biologii metabolizmu cukrów w komórkach nowotworowych. A może być to bardzo obiecujący kierunek prac nad nowymi metodami leczenia nowotworów, stwierdzają.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niewielkie roboty, które pędzą przez płyn z niewiarygodna prędkością, mogą pewnego dnia posłużyć do naprawy ludzkiego ciała od wewnątrz. Wyobraźmy sobie roboty, które będą mogły przeprowadzać zabiegi chirurgiczne. Zamiast kroić pacjenta, będziemy mogli podać mu roboty w formie pigułki lub zastrzyku, a one przeprowadzą zabieg, mówi doktor Jin Lee z Wydziału Inżynierii Biologicznej i Chemicznej University of Colorado w Boulder. Taka wizja to obecnie odległa przyszłość, ale same roboty już powstały.
      Lee i jego zespół stworzyli urządzenia o średnicy 20 mikrometrów. To około 3-krotnie mniej niż średnica ludzkiego włosa. Roboty poruszają się w płynie w prędkością 3 mm/s zatem w ciągu minuty przebywają odległość 9000 razy większą niż ich własna długość. Przeciętny samochód osobowy, żeby poszczycić się takim osiągami, musiałby poruszać się z prędkością ok. 2400 km/h.
      Jednak zalety mikrorobotów nie ograniczają się do szybkiego przemieszczania się. Podczas eksperymentów naukowcy wykorzystali je do dostarczenia deksametazonu do pęcherza myszy. To wskazuje, że można by je wykorzystać do leczenia chorób pęcherza i innych schorzeń u ludzi.
      Mikroroboty zostały wykonane z biokompatybilnych polimerów metodą podobną do druku 3D. Przypominają niewielką rakietę z przyczepionymi trzema łopatami. W każdym z nich uwięziono pęcherzyk powietrza. Gdy taki robot zostanie wystawiony na działanie fal akustycznych – w eksperymentach wykorzystano ultradźwięki – pęcherzyk zaczyna wibrować, odpycha płyn i robot się porusza.
      Naukowcy postanowili przetestować swoje urządzenie na mysim modelu śródmiąższowego zapalenia pęcherza moczowego. To bolesna choroba powodująca silny ból w miednicy. Jej leczenie jest niekomfortowe. Pacjenci muszą zgłaszać się do lekarza, gdzie za pośrednictwem cewnika do pęcherza wprowadzany jest deksametazon. Naukowcy stworzyli mikroroboty zawierające ten lek, a następnie wprowadzili urządzenia do pęcherza myszy. Roboty rozprzestrzeniły się po organizmie, a następnie przylgnęły do ścian pęcherza, gdzie przez dwa dni powoli uwalniały środek leczniczy. Dzięki temu można było w dłuższym czasie podczas więcej lekarstwa, poprawiając stan pacjenta.
      Twórcy robotów zastrzegają, że zanim trafią one do ludzkiego organizmu, muszą zostać jeszcze udoskonalone. Pierwszym celem jest uczynienie urządzeń w pełni biodegradowalnymi, by całkowicie rozpuszczały się w organizmie po zrealizowaniu zadania.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na Uniwersytecie Jagiellońskim powstał materiał, który może pomóc w dobudowaniu ubytków kostnych oraz służyć jako nośnik leków na osteoporozę. Jest on dziełem naukowców z Wydziału Chemii kierowanych przez profesor Marię Nowakowską. Nowy materiał ma postać hydrożelu, który wstrzykuje się w miejscu ubytku. Następnie dochodzi do jego zestalenia w temperaturze 37 stopni Celsjusza. Hydrożel trwale przyczepia się do tkanki kostnej i pełni rolę rusztowania, na którym w naturalny sposób tworzy się nowa tkanka wypełniająca ubytek.
      Hydrożel ma też dodatkową zaletę – może posłużyć jako nośnik podawanych miejscowo leków na osteoporozę. To zaś pozwala na uniknięcie ogólnoustrojowego podawania leków niosących ze sobą skutki uboczne oraz dalej możliwość aplikowania znacznie większych stężeń w bezpośrednie sąsiedztwo chorych tkanek.
      Komponenty naszego hydrożelu naśladują naturalny skład tkanki kostnej. Wśród jego składników jest między innymi kolagen, kwas hialuronowy oraz chitozan, czyli polisacharyd o udowodnionych właściwościach antybakteryjnych, przeciwzapalnych i przeciwbólowych. Oprócz tego w jego skład wchodzi kluczowy składnik nieorganiczny. Jest nim syntetyzowany przez nas układ cząstek krzemionki dekorowanych hydroksyapatytem, który w hydrożelu i projektowanej terapii pełni kilka istotnych i pożytecznych funkcji. Składowe hydrożelu, po jego wstrzyknięciu, już w organizmie, wiążą się ze sobą wiązaniami kowalencyjnymi. Właściwość ta pozwala podać hydrożel nieinwazyjną drogą a cały materiał zachowuje swoją funkcjonalność, ponieważ nie ulega niekontrolowanej degradacji, opisuje działanie hydrożelu doktor Joanna Lewandowska-Łańcucka.
      Naukowcy z UJ przeprowadzili już wstępne badania na modelu mysim. Wykazały one, że hydrożel nie jest toksyczny. Naukowcy zauważyli też, że miejscu wstrzyknięcia powstają włosowate naczynia krwionośne, co stanowi podstawę do obudowania się tkanki kostnej. Hydrożel ulega stopniowej powolnej degradacji. Po 60 dniach od podania wciąż były widoczne jego resztki. Z kolei podczas badań in vitro stwierdzono, że podany w hydrożelu lek jest uwalniany stopniowo, co może zwiększyć skuteczność terapii.
      Pierwsze testy hydrożelu na liniach komórkowych i modelach zwierzęcych wypadły bardzo obiecująco. Na razie planujemy przeznaczyć ten materiał do projektowania terapii mniejszych ubytków kostnych, spowodowanych przede wszystkim osteoporozą, ale również różnego rodzaju urazami czy ubytków, jakie powstają na przykład w wyniku operacji neurologicznych. Materiał
      powinien więc zainteresować szerokie grono lekarzy reumatologów, ortopedów, jak również neurologów i stomatologów, dodaje doktor Gabriela Konopka-Cupiał, dyrektor CITTRU – Centrum Transferu Technologii UJ.
      Teraz naukowcy poszukują inwestorów, którzy wezmą udział w rozwoju wynalazku oraz zaangażują się w badania kliniczne.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzięki protokołowi medycznemu opracowanemu na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco (UCSF), kanadyjscy lekarze jako pierwsi na świecie przeprowadzili w macicy matki udane leczenie dziecka cierpiącego na rzadką genetyczną chorobę Pompego. Nieleczona prowadzi do śmierci dzieci i niemowląt. Mała Ayla, którą zajmowali się lekarze w Kanadzie od dwóch lat rozwija się prawidłowo.
      Gdy Zahid i Sobia Bashir dowiedzieli się, że ich nienarodzone dziecko ma to samo zaburzenie genetyczne, na które zmarła już dwójka ich dzieci, natychmiast zapisali je na eksperymentalne leczenia. Choroba Pompego to rzadka choroba dziedziczna. Należy do lizosomalnych chorób spichrzeniowych. Polega na braku enzymu α-glukozydazy. W jej wyniku następuje odkładanie glikogenu w wątrobie, sercu, komórkach glejowych, jądrach ruchowych pnia mózgu czy w rdzeniu kręgowym. U niemowląt i dzieci prowadzi to do hipotonii mięśniowej (obniżenia napięcia tonicznego mięśni), powiększenia serca i jego niewydolności, a w końcu śmierci. Chorobę leczy się za pomocą enzymatycznej terapii zastępczej, w której choremu podaje się glikoproteinę o nazwie alglukozydaza alfa.
      Doktor Tippi MacKenzie, chirurg dziecięca z należącego do UCSF Benioff Children's Hospital wysunęła hipotezę, że terapia choroby Pompego może być bardziej skuteczna, jeśli zastosuje się ją u nienarodzonego dziecka, gdy lek będzie mógł łatwiej przekroczyć barierę krew-mózg. Po udanych badaniach na myszach uzyskała zgodę FDA na rozpoczęcie testów na pierwszych 10 osobach. Szybko skontaktował się z nią lekarz, który miał pierwszego kwalifikującego się pacjenta – nienarodzone dziecko państwa Bashir. Było to jednak pod koniec 2020 roku i pandemia uniemożliwiała podróżowanie między USA a Kanadą.
      Podzieliliśmy się opracowanym przez nas protokołem leczenia z lekarzami w Kanadzie, a oni postarali się o zgodę władz na jego zastosowanie. Wraz ze specjalistami od choroby Pompego z Duke University organizowaliśmy cotygodniowe wideokonferencje, podczas których omawialiśmy sposoby opieki nad matką i płodem, mówi MacKenzie.
      Mała Ayla jeszcze przed narodzinami otrzymała 6 dawek enzymu. Urodziła się w terminie i po 16 miesiącach rozwija się prawidłowo. Funkcje motoryczne i układu krążenia są dokładnie takie, jak być powinny, spełnia wszystkie kryteria prawidłowego rozwoju dla dziecka w jej wieku. Cechą charakterystyczna choroby Pompego u niemowląt jest choroba serca, która rozwija się jeszcze w łonie matki. W przypadku tej pacjentki choroba serca się nie rozwinęła. U jej rodzeństwa, które zostało zdiagnozowane przed narodzinami ale nie było leczone w łonie matki, doszło do poważnego pogrubienia mięśnia sercowego, dodaje uczona.
      Doktor Paul Harmatz, gastroenterolog dziecięcy, który zajmuje się pacjentami z lizosomalnymi chorobami spichrzeniowymi mówi, że to bardzo dewastujące schorzenia. Sam fakt, że Ayla żyje, normalnie się porusza i rozwija to znaczny postęp w porównaniu z tym, co zwykle widzimy. Wyniki terapii prenatalnej są więc znaczące.
      Przypadek Ayli został opisany na łamach The New England Journal of Medicine. Wciąż trwa rekrutacja pacjentów do testów klinicznych. Więcej informacji pod adresem fetaltreatmentcenter@ucsf.edu.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...