Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Nowa pochodna morfiny na najcięższe bóle
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Medycyna
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Próby znalezienia skutecznego leku lub szczepionki na wirus HIV od dziesięcioleci spełzają na niczym. Być może sposób zwalczenia tej epidemii znajduje się w różnicach w odporności na HIV, jaką wykazują różne gatunki naczelnych.
Powszechnie uważa się, że wirus HIV przeniósł się na człowieka z któregoś z gatunków małp i uległ mutacji. Ma to sens, ponieważ dla wielu gatunków małp AIDS nie jest chorobą śmiertelną, lub wykazują odporność na niektóre szczepy tego wirusa. Czemu człowiek nie wykazuje takiej odporności, jak nasi dalecy „kuzyni" i czy nie dałoby się z tej ich przewagi skorzystać?
Organizm niewielkich małpek - rezusów, potrafi zniszczyć atakującego wirusa, co odkryto sześć lat temu. Dzieje się tak dzięki proteinie TRIM5a. Ta cząsteczka - „zabójca" najpierw przykleja się do wirusa HIV, który zostaje szybko oblepiony przez całą chmarę protein i ginie. To białko znajduje się również w organizmie człowieka, gdzie także służy do zwalczania wirusów. Ale HIV nie potrafi. Dlatego naukowców tak bardzo interesuje, czym się różni TRIM5a rezusa od ludzkiego.
TRIM5a składa się z ponad pięciuset aminokwasowych jednostek. Zidentyfikowane mutacji - różnic, jakie powodują, że nasz organizm „przepuszcza" HIV nie jest więc łatwą sprawą. Naukowcy z Loyola University użyli do tego celu szerokopolowego mikroskopu dekonwolucyjnego (odmiana mikroskopu fluorescencyjnego), przyczepiając fluorescencyjne białka do TRIM5a i różnych odmian wirusa. Dzięki temu udało im się zidentyfikować kluczowe elementy TRIM5a, które pozwalają mu skutecznie atakować HIV w organizmach rezusów - jest to sześć pojedynczych aminokwasów, mieszczących się w poprzednio niezbadanym regionie proteiny. W laboratoryjnych hodowlach tkankowych (do eksperymentów nie użyto małp). Po zmianach dokonanych w tych aminokwasów, cząsteczki TRIM5a umieszczone w komórkach traciły zdolność do blokowania infekcji wirusem HIV-1 (jedną z odmian wirusa, spokrewnioną z wirusem przenoszonym przez szympansy i goryle).
Uczeni z Loyola University mają nadzieję, że dobrze poznawszy funkcje i działanie poszczególnych aminokwasów, będzie można dzięki inżynierii genetycznej zmusić ludzkie białko TRIM5a do skutecznego atakowania wirusa HIV. Niewykluczone też, że uda się stworzyć syntetyczny lek, naśladujący działanie kluczowych aminokwasów białka - zabójcy HIV.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Zbyt restrykcyjne prawo i kryminalizacja narkotyków oraz osób „biorących" sprzyja szerzeniu się zakażeń HIV - wynika z badań, jakie opisano w serii artykułów w British Medical Journal. To sugestia dla rządów, aby zmienić regulacje prawne w tym względzie.
Żaden zakaz ani paragraf nie działa w magiczny sposób - wiedział o tym już król z powieści „Mały Książę", który wydawał tylko takie rozkazy, które na pewno zostałyby wykonane. Wielu prawodawców niestety o tym zapomina, jakby uważając, że na uchwaleniu kolejnego zakazu ich rola się kończy. Pół biedy, kiedy złe prawo po prostu nie działa, gorzej gdy powoduje dodatkowo bardzo negatywne skutki uboczne.
O tym, że penalizacja używania narkotyków nie daje żadnych rezultatów, a jedynie spycha osoby uzależnione do podziemia, mówiono już dawno. O tym, że taka postawa sprzyja zakażeniom wirusem HIV, również. Dziś potwierdzają to kolejne badania i raporty: kraje, które mają najbardziej restrykcyjne prawo antynarkotykowe zmagają się z największą ilością zachorowań na AIDS.
Profesor Tim Rhodes za przykład podaje takie kraje, jak Rosja i Ukraina, które posiadają bardzo restrykcyjne pod tym względem prawo, które nie pozwala nawet na terapię uzależnień substytutami na bazie opioidów. Jak podkreślają autorzy badania, legalizacja i wprowadzenie terapii zastępczej w Rosji zmniejszyłoby liczbę zakażeń HIV nawet o 55%. Terapia metadonem i buprenorfiną, zalecana przez WHO (Światową Organizację Zdrowia) pozwala na redukcję ryzyka zakażenia o 60-84%. Eliminuje przy tym szkodliwe społecznie skutki narkomanii.
Prof. Rhodes dowodzi, że zmiana prawa i wprowadzenie na szerszą skalę społecznych programów typu „igła i strzykawka" oraz terapii znacząco zmniejszyłoby liczbę zakażeń wśród uzależnionych, których w Rosji jest ponad dwa miliony. Potwierdzają to wyliczenia oparte na modelu matematycznym. Niestety, z różnych powodów opór przeciw takim zmianom w ustawodawstwie jest w Rosji zbyt silny.
Stephen Rolles z fundacji Transform Drug Policy uważa z kolei, że należy skończyć z radykalną kryminalizacją narkotyków, która wcale nie zmniejsza skali problemu. Jak postuluje raport stworzony przez fundację, należy wprowadzić model regulacji i kontroli rynku narkotykowego, oczywiście jeśli chcemy zmniejszyć szkodliwe społecznie skutki narkomanii. Jak dowodzą, nieliczne na razie, przykłady, złagodzenie prawa, czy wręcz legalizacja niektórych środków wcale nie muszą prowadzić do zwiększonego ich użycia. Transform Drug Policy Foundation nie sugeruje gotowych rozwiązań, ale namawia do pozbawionej uprzedzeń dyskusji i wypracowania rozwiązań, które będą skuteczne w prawdziwym życiu a nie jedynie na kartkach kodeksu karnego.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Wszystko wskazuje na to, że morfina może sprzyjać rozprzestrzenianiu się nowotworów. Opioid ułatwia bowiem powstawanie nowych naczyń krwionośnych, które mogą dostarczać guzowi tlen i składniki odżywcze.
Przemawiając na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Badań nad Rakiem, dr Patrick Singleton z Centrum Medycznego Uniwersytetu Chicagowskiego przekonywał audytorium, że na szczęście odkrył, jaki lek przeciwdziała temu efektowi. Ujawnił, że podczas testów laboratoryjnych okazało się, że morfina wzmacnia już istniejące naczynia, a także ułatwia tworzenie przerzutów w innych tkankach.
Cudownym remedium jest metylonaltrekson (MTNTX) - lek opracowany w latach 80., którego zadaniem jest łagodzenie objawów ubocznych stosowania morfiny, takich jak zatwardzenie, bez osłabiania jej działania przeciwbólowego.
U myszy z nowotworem płuc MTNTX hamował sprzyjające guzowi działanie morfiny i ograniczał o 90% proces powstawania przerzutów nowotworowych. Jeśli zostanie to klinicznie potwierdzone, może ulegnie zmianie sposób, w jaki znieczula się do zabiegu chorych z nowotworami. W okresie okołooperacyjnym bardzo istotne stałoby się podawanie antagonistów opioidów.
W ramach dwóch studiów Singleton wykazał, że ograniczanie dostępu opioidu do komórek nowotworu płuc zmniejszało namnażanie i migrację zarówno w hodowlach, jak i w modelu zwierzęcym.
Już od jakiegoś czasu przypuszczano, że morfina może wpływać na nowotwór także poprzez zwiększenie prawdopodobieństwa nawrotu choroby. Wszystko zaczęło się w 2002 r., kiedy zauważono, że pacjenci z oddziału opieki paliatywnej przeżywali dłużej po podaniu znieczulenia rdzeniowego niż ogólnego. Niedługo potem kolega Singletona, anestezjolog Jonathan Moss, stwierdził, że kilku pacjentów, którym podawano selektywne blokery opioidowe, żyło dłużej niż oczekiwano. W ramach dwóch badań retrospektywnych ustalono, że u chorych z nowotworami piersi i prostaty rzadziej występowały nawroty choroby, jeśli zastosowano znieczulenie miejscowe, a nie ogólne. W lutym bieżącego roku Anesthesia Patient Safety Foundation naświetliła to zagadnienie.
Moss podawał swoim terminalnie chorym pacjentom metylonaltrekson. Cierpieli oni na zaawansowane nowotwory i dawano im miesiąc-dwa życia. Niektórzy żyli jednak jeszcze przez kolejne 5-6 miesięcy, dlatego naukowcy zaczęli się zastanawiać nad powodem. Singleton, Moss i prof. Joe G.N. Garcia rozpoczęli serię testów, które miały rzucić na tę kwestię nieco światła. Okazało się, że morfina bezpośrednio nasilała namnażanie komórek guza i hamowała reakcję odpornościową. Poza tym opioid sprzyjał angiogenezie, czyli tworzeniu nowych naczyń krwionośnych, oraz osłabiał działanie bariery krew-tkanka, co w warunkach operacyjnych może prowadzić do łatwiejszego rozprzestrzeniania się nowotworu.
Amerykanie skupili się na receptorze opioidowym mu, który reguluje wzrost guza i metastazję, oraz na możliwościach MTNTX w zakresie łagodzenia tego efektu. Dzięki temu stwierdzono, że metylonaltrekson w dużej mierze znosi onkogeniczne efekty działania morfiny.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Morfina - silny i często stosowany środek przeciwbólowy - wykazuje niebezpieczne działania uboczne. Jej podanie powoduje spadek ciśnienia krwi i nasycenia jej tlenem. Dla osoby chorej czy rannej może być to zabójcze. Dlatego też w szpitalach stosuje się leki przeciwdziałające negatywnym skutkom morfiny, takie jak Nalokson, który jest antagonistą receptorów opioidowych.
Jest on podawany tylko w lecznictwie zamkniętym, gdzie można precyzyjnie kontrolować dawki morfiny i jej antagonistów.
Problem pojawia się poza szpitalem, gdy np. rannemu trzeba podać morfinę. Można ją podać w kombinacji z Naloksonem, jednak, bez szczegółowego monitorowania stanu pacjenta jest sporym problemem stwierdzenie, ile chory potrzebuje Naloksonu. Powinien dostać go tyle, by zniwelować efekty uboczne morfiny, a jednocześnie nie może być go zbyt dużo, by morfina mogła nadal blokować ból.
Uczeni z University of Michigan rozwiązali właśnie ten problem. Stworzyli oni pochodną Naloksonu, którą zamknięto polimerowych mikrokapsułkach. Po podaniu morfiny i nowego leku Nalokson uwalnia się tylko wówczas, gdy ciśnienie krwi zacznie zbliżać się do niebezpiecznie niskiego poziomu. Powstał w ten sposób samomonitorujący się system, dający gwarancję, że morfina nie zabije rannego, a jednocześnie będzie skutecznie uśmierzała ból. Gdy ciśnienie krwi spadnie, uwolni się Nalokson, gdy ponownie się podniesie, Nalokson przestanie się uwalniać, a chory będzie korzystał z dobrodziejstw morfiny.
Badania, finansowane przez DARPA, mają umożliwić stworzenie łatwego w podawaniu leku, który będzie można bez obaw stosować na polu bitwy. Tego typu lekarstwo przyda się też milionom osób, które cierpią na chroniczne bóle i są objęte opieką pozaszpitalną.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Niewielki sensor zdolny do wykrywania różnorakich substancji w próbce krwi lub śliny został zaprezentowany przez firmę Philips. Jest to jeden z najmniejszych tego typu aparatów, które doczekały się wprowadzenia na rynek.
Debiutujące urządzenie (oraz technologię będącą jego sercem) nazwano Magnotech. Zdaniem producenta, jest ono na tyle proste w obsłudze, że może być wykorzystywane w domu przez samego pacjenta. Nie oznacza to jednak, że jest to maszyna prymitywna. Wprost przeciwnie - wykonywane przez nią analizy są dokładne i pozwalają na analizę kilku parametrów jednocześnie, zaś szybkość wykonywania testów pozostawia w tyle nawet złożone "kombajny" stosowane w laboratoriach klinicznych.
Magnotech otwiera drzwi do zmian. Oferuje branży związanej z badaniami laboratoryjnymi możliwość wyprowadzenia niektórych testów z laboratorium, tłumaczy sekret technologii Marcel van Kasteel, wiceprezydent Philips Handheld Immunoassays - oddziału firmy zajmującego się jej rozwojem. Dodaje: W dalszej perspektywie, wyobrażamy sobie różne rodzaje stacji diagnostycznych - zarówno tych stacjonarnych, zautomatyzowanych, jak i nowych, mieszczących się w dłoni systemów przenośnych - współpracujące jako części "sieci diagnostycznej" wykorzystującej połączenia przewodowe lub bezprzewodowe oraz złożone rozwiązania informatyczne w celu przechowywania i wspomagania interpretacji danych.
Sekretem technologii są wymienne wkłady zawierające magnetyczne nanocząsteczki oraz połączone z nimi molekuły odpowiedzialne za wykrywanie poszukiwanych substancji (choć informacje prasowe nie są w tej kwestii precyzyjne, można przypuszczać, iż chodzi tu o przeciwciała).
Po automatycznym załadowaniu krwi lub śliny do wnętrza maszyny dochodzi do związania odczynników z wyszukiwanymi związkami zawartymi w próbce. Następne uruchamiany jest miniaturowy elektromagnes, który ma za zadanie wychwycić utworzone kompleksy i związać je z powierzchnią sensora. Kolejnym etapem analizy jest usunięcie z mieszaniny tych przeciwciał, które nie zostały związane. W tym momencie możliwe jest już wykonanie właściwego pomiaru.
Techniką pozwalającą na określenie stężenia poszukiwanych związków jest ocena tzw. całkowitego odbicia wewnętrznego. Jest to metoda optyczna, mierząca koncentrację substancji na podstawie jej zdolności do odbijania światła.
Ogromną zaletą Magnotech jest możliwość wykonania testu na bardzo małej próbce - wystarcza do tego nawet kropla krwi lub śliny. Przeprowadzenie kompletnego badania trwa zaledwie 1-5 minut. Dla porównania, tradycyjne zestawy diagnostyczne potrzebują na to od 30 do 60 minut, co w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia bywa niekiedy czasem zbyt długim.
Przedstawiciele Philipsa zaprezentowali już pierwsze pilotażowe testy ukazujące możliwości nowej technologii. Pierwszy z nich pozwala na wykrycie tzw. sercowej troponiny I, jednego z białek kluczowych dla diagnostyki zawału serca. Drugi umożliwia ocenę stężenia parathormonu, regulującego gospodarkę wapnia i fosforu w organizmie. Pomimo skrajnie niskich stężeń obu substancji, udaje się je wykryć z precyzją porównywalną z klasycznymi badaniami laboratoryjnymi. Podobne wyniki osiągnięto podczas badań pozwalających na ocenę stężenia morfiny w ślinie osób nadużywających tego leku.
Pierwsze egzemplarze Magnotech mają trafić do odbiorców na początku przyszłego roku. Planowana cena urządzenia nie została jeszcze podana.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.