Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Dłuższa znajomość, mniejsza wiedza

Rekomendowane odpowiedzi

Psychologowie ze szwajcarskiego Uniwersytetu w Bazylei i amerykańskiego Indiana University przeprowadzili badania, z których wynika, że małżeństwa z długim stażem wiedzą o sobie mniej, niż pary ze stażem krótszym.

W eksperymencie wzięło udział 58 par w wieku 19-32 lat, które były razem średnio 25 miesięcy oraz 20 par wieku 62-78 lat, których średnia długość wspólnego życia wynosiła 41 lat.

Wszystkie pary pochodziły z Berlina.

Uczestników eksperymentu poproszono, by - na podstawie 40 przepisów i zdjęć - określili swoje preferencje dotyczące żywności, mieli też zdradzić preferencje kinowe na podstawie 40 tytułów DVD oraz wybrać ulubione wystroje kuchni spośród 38 dostępnych. Każdy obiekt mieli ocenić w skali od 1 (w ogóle mi się nie podoba) do 4 (bardzo mi się podoba). Później musieli powiedzieć, jakie są preferencje ich partnerów.

Okazało się, że w przypadku par z krótszym stażem preferencje partnerów właściwie zostały określone w 47%, a u par z dłuższym stażem - w 40%. Największy rozdźwięk był w przypadku wyboru ulubionych dań.

Naukowcy sądzą, że do takich wyników mógł przyczynić się fakt, że pary znające się dłużej uważają swój związek za trwały, sądzą, że wiedzą o partnerze niemal wszystko lub też z czasem zwracają na partnera mniejszą uwagę. Mogą też uważać partnera za podobnego do siebie. W przypadku związków krótszych, partnerzy mają większą motywację by się o sobie dowiadywać nowych rzeczy.

Zauważono, że ludzie pozostający w dłuższych związkach wykazywali zbyt dużą pewność co do tego, że dobrze znają swojego partnera. Ponadto ludzie, którzy lepiej określali preferencje partnerów rzeczywiście pozostawali w związkach, w których oboje byli bardziej do siebie podobni, niż tam, gdzie słabiej określano preferencje.

Krytycy takich badań twierdzą, że starsze pary mogą po prostu należeć do generacji, która nie widziała potrzeby dowiadywania się o partnerze możliwie najwięcej. Ponadto niewykluczone, że gdy związek jest długotrwały partnerzy, by go umocnić, starają się dostosowywać do siebie, przekazując w ten sposób nie do końca prawdziwe informacje.

Niezależnie od uzyskanych wyników, pary pozostające w dłuższych związkach są z nich bardziej zadowolone, niż osoby, które żyją ze sobą krócej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli lepiej wiedzieć mniej aby mieć spokojną głowę oraz lepsze samopoczucie. :) Niewiedza to błogość? :>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli malżonkowie przed sobą zataili historię kontaktów seksualnych, związków, pobytów w agencjach towarzyskich romansów (internetowych na portalach społecznościowych czy przelotnych lub nagłych) to "mąciciele" z rodziny albo grupa dana w której się obracają wszystko w perzynę obrocą zapewne jak to bywa w wielu przypadkach. Jeśli były rozłąki dłuższe to wyglądająca czy też stwarzająca pozory udanej pary, może mieć pod dachem w domu instny Mortal Kombat, aż do wydarzenia się tragedii bez interwencji policji wcześniejszej czy pozwów składanych do sadu np.

Tyle że niewiedza chiana czy ze zwykłej jej niechęci do niej to opóźniony zapłon z reguły.

Wszystkiego się o drugim nigdy nie dowie jeden z partnerów choćby chiał. Najwięcej zawsze mącą społeczniaki zbierające się w grupy męsko-damskie i spożywające alkohol. To jest wylęgarnia największa rozpadu tychże grup wlaśnie, a sami oni to tego dążą grupując się i wymieniając informacjami nierweryfikowanymi.

W związku małżeńskim dominuje zawsze jeden z partnerów.

Jakby dobory były trafne to by rozwodów nie było (po co więc one są by się rozpadały? Zazwyczaj po ciąży nie chcianej). Czyli partnerzy by się dobrać muszą być takiej samej socjalizacji albo podobnej co daje sygnał to połączenia się i rozrodu dalszego.

JHeśli kobieta zwiazuje się z psychopatą to ten jest wspaniale zamaskowany do czasy, gdy ma pełną możliwość do ataku.

Na zachodzie żenić się już nie za bardzo wykształceni chcą, bo wiedzą co się dzieje z czasem.

Już na portalu społecznościowym wgląd jest sporawy (o ile profil prawdziwy jest).

Skoro teraz są czasy Internetu to infoholizm bierze górę najwidoczniej - istny wywiady przeprowadzane są niczym szpiegowanie czy akcje detektywów.

Wielu partnerów przyszłych nie mieszkało razem przed przed poczęciem potomstwa czy przed ślubem.

Nic z kuchni czy filmów dvd jak rozwód będzie to i filmów nie będą razem oglądać czy posiłków spożywać w kuchni danej, poza nię czy przyrządzać w niej kanapeczek, zup i dan drugich.

Romanse w pracy czy miłości z tej samej szkoły albo miejsca zamieszkania (powroty i rozstania) to tak jakby z desperacji i na przymusów.

Jeśli wyjdzie mroczna tajemnica małżonka czy małżonki po latach to destrukcja jest nieunikniona.

Mlodzi-pół-dorośli też kopulują na slabej antykoncepcji i bez warunków materialnych, psychiczno-egzystencjonalnych czy mieszkaniowych gwarantujacych optymalny rozwój potomstwa co rzutuje na późniejsze pokolenia i dalsze funkcjonowanie społeczne rodziny teżje. To jest rozród niekontrolowany i bezmyślny na dłuższą metę. Życ w niewiedzy całkowitej źle, połowicznej też niedobrze, a wiedzieć za dużo to już dla samych nosicieli informacji udręka (predyspozycje genetyczne są to ich do zdobywania wiedzy czy socjalizacja?). Po co im to i na co? Co z tego mają? Sami swoje mózgi pozytkują wedle wlasnych potrzeb i chęci.

Idzie o pokarm i rozród z tego postu wnioskuję.

Jeśli te grupy dobierają się bezsensownie i bezcelowo wkręcając niepotrzebnie w swoje intrygi osoby poboczne to w gruzach one runą szybciej, niz powstały. Pod małzenstwa zawsze podczepiają sę osoby poboczne z pracy, miejsca zamieszkania czy ścieżki edukacyjnej.

Skoro małżeństwa dłufgo przetrwały (szczególnie te stroniące od alkoholu to maskować łatwiej mogły swoje epizody lżejsze czy te cieżkie wolające o pomstę do nieba).

Jeśli żona ma zaburzenia odżywiania, a mąż lubi sobie podjeśc i tamta mu pokarmy ogranicza, on pojada zaciekle to kłotnie będą wynikały o ile obydwoje pojęcia nie mają specjalistycznego o odżywianiu czyv też pokarmów za mało spożywają, segregują je lub istna "żywieniowa wojna" jest w gospodarstwie domowym.

Zamiast film głupi oglądać to malżeństwo, może czas mądrzej spożytkować w sumie.

Fałszowana informacja czy połowiczna jeśli partner ma pamięc dobrą, aklamiący słabszą wyjdzie (o ile nie była puszczona fałszywa by treśc wrociła w innej formie czy została rozpowszechniona i powróciła - wttedy roznosiciel lub ich cała masa nie są świadomi niczego tylko nadawca informacji ale i tak on nie przeliczy i nie dojdzie prawdy kto te informacje przerabiał, modyfikował, przedstawiał w świetle korzystniejszym lub gorszym).

Ofiarami w tym momencie sa nosieciele informacji, a nie sam nadawca co się małżeństwa tyczy rownież.

Zdradzana żona nie dowie się nic jeśli kopulacja z innymi samicami jest skryta (dopiero ciąża czy mącicielstwo kochanek prawdę ukazuje całą).

Zależy też czy przyczyną romansu jest zwykły seks czy rozpłodowy charakter albo rozpłodowo-seksualny zahamaowany anytykoncepcją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pary, które na początku związku mają wyższy poziom oksytocyny we krwi, pozostają ze sobą dłużej od par z niższym stężeniem hormonu miłości (Psychoneuroendocrinology).
      Naukowcy z Uniwersytetu Bar-Ilan badali 60 par w wieku dwudziestu kilku lat, które zaczęły się spotykać w ciągu 3 ubiegłych miesięcy. Mierzono u nich poziom oksytocyny i gdy minęło pół roku, ponownie przyglądano się statusowi związku. Okazało się, że osoby z par z wyższym początkowym stężeniem hormonu z większym prawdopodobieństwem nadal ze sobą były, podczas gdy inni zdążyli się rozstać.
      Jak zauważają Izraelczycy, oksytocyna odgrywa ważną rolę w początkowych etapach romantycznego związku, a przywiązanie do partnera rozwija się zasadniczo podobnie jak przywiązanie matki do dziecka. Psycholodzy dywagują nawet, że sprej z oksytocyną można by wykorzystać w terapii.
      Na początku studium kobiety i mężczyzn z osobna wypytywano o obawy i nadzieje związane z relacją, a potem - już wspólnie - opowiadali oni o pozytywnych doświadczeniach. Od wszystkich pobrano krew. Pomyślano też o grupie kontrolnej złożonej z 43 singli. Okazało się, że stężenie oksytocyny u ludzi w "świeżych" związkach było średnio prawie 2 razy wyższe niż u samotnych. U par, które były dalej ze sobą po upływie 6 miesięcy, poziom hormonu utrzymywał się na stałym poziomie.
      Izraelczycy uważają, że stężenie oksytocyny na początkowych etapach związku można potraktować jako wskaźnik jego perspektyw. Autorzy eksperymentu podkreślają, że pary z wyższym poziomem hormonu okazywały sobie w czasie wywiadów więcej uczuć, dotykając się czy utrzymując kontakt wzrokowy. Takie zachowania podwyższają z kolei stężenie oksytocyny i miłosny krąg się zamyka...
      Ponieważ nie badano poziomu hormonu przed wejściem w związek, nie wiadomo, jaki jest kierunek zależności: czy to miłość nasila jej sekrecję, czy też osoby z wyższym stężeniem hormonu mają silniejszą tendencję do wiązania się i pozostawania w parach.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wszczynając alarm, że w pobliżu czai się niebezpieczeństwo, np. wąż, szympansy biorą pod uwagę wiedzę innych członków stada. Z większym prawdopodobieństwem zaczną nawoływać, jeśli zdają sobie sprawę, że pozostałe małpy nie zauważyły obecności wroga. Nasi najbliżsi krewni muszą zatem śledzić, jakie informacje są dostępne dla innych i podejmują na tej podstawie decyzje.
      Szympansy naprawdę wydają się brać pod uwagę stan czyjejś wiedzy. Dobrowolnie [i świadomie] wydają okrzyk ostrzegawczy, aby poinformować słuchaczy o niebezpieczeństwie [...]. Z mniejszym prawdopodobieństwem powiadamiają tych, którzy już stwierdzili zagrożenie - wyjaśnia Catherine Crockford z University of St Andrews.
      Podczas eksperymentów biolodzy umieszczali na ścieżce dzikich szympansów z Ugandy model węża. Okazało się, że gdy któryś z osobników natykał się na makietę, wszczynał alarm skierowany do wszystkich w zasięgu głosu. Gdy na miejscu zjawiały się kolejne zwierzęta, szympansy powtarzały swoje zawołanie.
      Uzyskane wyniki przeczą teorii, że tylko ludzie są w stanie rozpoznać niewiedzę u innych i podać im niezbędne informacje. Od razu było oczywiste, że szympansy działają w takich sytuacjach z pobudek prospołecznych. Brytyjczycy podkreślają, że ich obserwacje wydają się tym ważniejsze, że lingwiści od dawna powtarzają, jak ważną rolę w ewolucji języka spełniła zdolność przypisania komuś stanu psychicznego. Kluczowym etapem miało być wydawanie dźwięków, by dać komuś o czymś znać. Studium z Ugandy pokazuje, że u szympansów pojawiło się więcej istotnych składników potrzebnych do rozpoczęcia złożonej komunikacji niż dotąd sądzono.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Susan Quilliam, brytyjska psycholog specjalizująca się w seksuologii i mowie ciała, opublikowała ostatnio na łamach Journal of Family Planning and Reproductive Health Care artykuł, w którym dowodzi, że zalewające półki księgarń i kiosków romanse mają na kobiety większy wpływ niż porady fachowców. Wg niej, niweczy to skuteczność inicjatyw dotyczących planowania rodziny czy tzw. zdrowia reprodukcyjnego (czyli np. chorób przenoszonych drogą płciową).
      Na współczesne kobiety nadal silnie oddziałuje wizja wyidealizowanej miłości i seksu rodem z romantic fiction. I choć, oczywiście, jest w literaturze miejsce dla tego gatunku prozy, który może dostarczać sporo radości i przyjemności, spoglądanie na świat związków przez różowe okulary niekoniecznie sprzyja paniom.
      Quilliam podkreśla, że wiele sytuacji, z którymi klinicyści mają do czynienia w swej codziennej pracy, stanowi właśnie pokłosie romansów. Psycholog uważa wręcz, że romantic fiction silniej wpływa na zachowania kobiet niż wysiłki stowarzyszeń na rzecz równouprawnienia czy planowania rodziny. Gatunek ten jest [niestety] nadal zdominowany przez silny trend ucieczkowości, perfekcjonizmu oraz idealizacji. To przeciwieństwo tego, co staramy się promować. Brytyjka wspomina choćby o seksie uprawianym poza konwencją obopólnej zgody. Bohaterki romansów ulegają raczej przebudzeniu pod wpływem działania mężczyzny, co wyklucza kierowanie się przez kobiety własną wolą i pragnieniami.
      Romanse kreują też nierealistyczną wizję świata. Tutaj kobiety przeżywają wielokrotne orgazmy i przechodzą ciąże bez najmniejszych komplikacji. Quilliam wyjaśnia, że terapeuci podkreślają, że seks i związki mogą być, oczywiście, wspaniałe, ale nigdy idealne. O ile zakochanie stanowi świetną inspirację dla książki, o tyle romans sam w sobie nie jest w stanie unieść ciężarów trwającego całe życie związku. We wcześniejszych wersjach powieści o miłości bohaterkami były dziewice, które dopiero uwiedzione przez mężczyznę odkrywały swój popęd seksualny. W romantic fiction sprzed paru dziesięcioleci próżno szukać samotnych rodziców lub przemocy domowej. Obecnie książki reprezentujące ten gatunek lepiej oddają rzeczywistość - bohaterowie pracują i muszą się rozprawiać z przeciwnościami losu, nadal jednak zaawansowany idealizm powoduje, że w listach miłośniczek romansów, które docierają do prowadzącej kolumnę z poradami Quilliam, często pojawiają się charakterystyczne pytania. Kobiety pozostające w stabilnych związkach piszą np. o pociągu emocjonalnym do innego niż partner mężczyzny. Chcą odejść, nie podejmując w ogóle prób odbudowania relacji, bo w nieidealnym związku wygasła namiętność. Co gorsza romantic fiction często aktywnie zniechęca do używania prezerwatyw. Pani psycholog ujawnia, że przeprowadzone ostatnio badania pokazały, że o korzystaniu z kondomów wspomina się w 1 romansie na 10. Zazwyczaj główna bohaterka odmawia stosunku z prezerwatywą, twierdząc, że nie chce, by między nią a wybrankiem istniały jakiekolwiek bariery. Odnotowano też korelację między częstością czytania romansów a negatywnym nastawieniem do używania kondomów.
      Z pozoru problem wydaje się błahy, ale jak wylicza Quilliam, w niektórych krajach rozwiniętych romantic fiction stanowi aż ok. 50% sprzedaży książek.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kupowanie na pokaz jest u mężczyzn napędzane chęcią przeżycia przelotnego romansu. Choć ta strategia działa na kobiety, jednocześnie potrafią one przejrzeć ukryte motywy działania właściciela luksusowych towarów.
      Zespół psychologów z Rice University, University of Texas-San Antonio (UTSA) i University of Minnesota przeprowadził serię eksperymentów. Wyniki zebrano w artykule pt. "Pawie, porsche i Thorstein Veblen: konsumpcja na pokaz jako system sygnalizacji seksualnej", który ukazał się w piśmie Journal of Personality and Social Psychology. Badania przeprowadzono na ok. 1000 osobach.
      Badanie sugeruje, że produkty na pokaz, takie jak porsche, mogą u niektórych mężczyzn spełniać tę samą funkcję, co wspaniałe pióra pawia - podkreśla prof. Jill Sundie z UTSA. Paw rozkłada przed potencjalną partnerką ogon, a mężczyzna demonstruje rzucające się w oczy produkty. Nie wszyscy mężczyźni wybierają tę strategię, zachowują się tak panowie zainteresowani krótkotrwałymi związkami seksualnymi.
      Naukowcy stwierdzili, że dla kobiet mężczyźni nabywający rzucające się w oczy towary luksusowe są bardziej atrakcyjni od mężczyzn kupujących produkt nieluksusowy, ale tylko jako kandydaci do umówienia się na randkę, a nie w roli partnera do poślubienia. Panie wnioskowały z bijących po oczach wydatków, że mężczyźni ci są zainteresowani wyłącznie przelotnym seksem.
      Kiedy kobiety zastanawiały się nad długoterminowym związkiem, posiadanie sportowego samochodu nie zapewniało korzyści, w porównaniu do posiadania samochodu ekonomicznego. Ludzie sądzą, że możność pochwalenia się rzucającymi się w oczy rzeczami zwiększa ich atrakcyjność jako partnerów w związku, ale w rzeczywistości wielu mężczyzn wysyła kobietom niewłaściwe komunikaty - tłumaczy prof. Daniel Beal z Rice University.
      Oczywiście kobiety także wydają masę pieniędzy na drogie rzeczy, ale inaczej niż u mężczyzn przewidywanie romansu nie wyzwala u nich rzucających się w oczy zakupów. Obie płcie zachowują się więc podobnie, ale tylko z pozoru, bo kierują nimi zupełnie inne motywy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcom z The Scripps Research Institute (TSRI) udało się ukończyć syntezę związku, który może dać początek nowej klasie środków przeciwbólowych. Konolidynę wyizolowano po raz pierwszy w 2004 roku z kory Tabernaemontana divaricata. Roślinę tę wykorzystuje się w tradycyjnej medycynie chińskiej, tajlandzkiej oraz indyjskiej.
      W artykule, który ukazał się w piśmie Nature Chemistry, naukowcy zdefiniowali chemiczne metody pozyskiwania znaczących ilości rzadkiego produktu naturalnego. Dane z badań na modelu mysim pokazują, że syntetyczna konolidyna jest tak skuteczna pod względem usuwania bólu ostrego i zapalnego jak morfina, wywołując przy tym o wiele mniej (jeśli w ogóle) efektów ubocznych.
      Morfina powoduje różne skutki uboczne. Niektóre są po prostu nieprzyjemne, inne potencjalnie śmiertelne. Należą do nich mdłości, chroniczne zatwardzenie, uzależnienie czy depresja oddechowa (stłumienie oddychania).
      W Indiach, Tajlandii i Chinach ekstrakt z liści T. divaricata stosuje się jako środek przeciwzapalny na rany, a korzenie żuje się na ból zęba. Inne części rośliną są wykorzystywane do leczenia chorób skóry oraz nowotworów.
      Pracami nad syntezą konolidyny, które trwały od 2008 r., kierował prof. Glenn Micalizio. Było to konieczne, ponieważ z rośliny nie dało się pozyskać takich ilości substancji, by badać jej właściwości. W końcu zespół doszedł do 9-etapowej metody pozyskiwania konolidyny; punktem wyjścia była łatwo dostępna pirydyna. Później przyszedł czas na ocenę farmakologiczną. Badania prowadzone na gryzoniach w laboratorium prof. Laury Bohn wykazały, że choć konolidyna wykazuje niskie powinowactwo do receptorów opiatowych, działa niemal tak silnie jak morfina. Nowy syntetyczny związek tłumił ból ostry i pochodzenia zapalnego, pokonywał też łatwo barierę krew-mózg i był obecny w stosunkowo dużych stężeniach we krwi oraz mózgu do 4 godzin po wstrzyknięciu. Zwierzęta zachowywały się normalnie i nie były pobudzone.
      Bohn ujawnia, że choć wiadomo już trochę o możliwościach sztucznej konolidyny, nadal nie wyjaśniono sposobów jej działania. Po przejrzeniu ponad 50 [konkretnie 55] prawdopodobnych celów komórkowych nadal nie rozszyfrowaliśmy podstawowego mechanizmu.
      Brak efektów ubocznych stanowi, wg Amerykanów, obosieczny miecz. Brak skutków ubocznych czyni z konolidyny świetną kandydatkę do rozwijania, z drugiej jednak strony skutki uboczne mogłyby coś powiedzieć o działaniu związku na poziomie molekularnym. Syntetyczna konoidyna nie działa na żadne receptory związane z opiatami, a także na receptory głównych neuroprzekaźników.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...