Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Wiele naukowych studiów wskazywało na korzyści zdrowotne wynikające z wiary. Włoscy naukowcy zbadali wpływ religijności na osoby po przeszczepie wątroby, przy okazji rzucając nieco światła na mechanizm zjawiska.

Współczesna medycyna skupia się bardziej na konkretnych usługach medycznych niż na traktowaniu pacjenta całościowo, zapominając, że jest on nie tylko bytem fizycznym, ale także psychicznym, socjologicznym oraz duchowym. Zwłaszcza ta ostatnia dziedzina, jako z trudem poddająca się jakimkolwiek badaniom i klasyfikacji, traktowana jest po macoszemu, czemu nawet nikt się nie dziwi.

Tymczasem szacunkowo około 90 procent ludzi na świecie związanych jest z jakąś formą religii lub wiary. Badania wielokrotnie dowodziły pozytywnego wpływu religijności na zdrowie. Raport zespołu McCullough, będący meta-analizą dostępnych studiów (42 badań obejmujących 126 tysięcy ludzi) wykazał, że zaangażowanie religijne zwiększa przeżywalność o 26 procent.

Doktor psychologii, Franco Bonaguidi zajął się wpływem religijności (wiary w Boga, oddawania się Bogu w opiekę, zaufania w boską moc, etc) na długość życia osób po przeszczepie wątroby. Badanie, oparte na ankietach, objęło 129 mężczyzn i 50 kobiet w latach 2004-2007. Wszyscy przeszli przeszczep w końcowym stadium poważnej choroby: zapalenia wątroby (wirusowego lub autoimmunologicznego) lub zniszczenia organu w wyniku choroby alkoholowej, średnia wieku badanych wyniosła 52 lata.

Współczynnik religijności oraz długość pobytu na oddziale intensywnej opieki były niezależnie powiązane z przeżywalnością (w stosunku odpowiednio 2,95 i 1,05). Co ważne, udało się wykazać, że efekt nie miał związku z wyznawaną religią lub ścieżką duchową, lecz raczej z zaangażowaniem emocjonalnym w stosunku do siły wyższej, zaufaniem i osobistą wiarą.

Dr Bonaguidi podsumowuje, że aktywne poszukiwanie Boga i wiara w moc wyższej siły sprawczej ma pozytywny wpływ na przeżywalność. Zastrzega jednak, że wnioski nie muszą się stosować do pojedynczych przypadków chorobowych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szacunkowo około 90 procent ludzi na świecie związanych jest z jakąś formą religii lub wiary

 

A pozostałe apateistyczne 10% wybrańców, uważa się za elitę (skoro tylu ludzi żyje w błędzie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3grosze

Skąd tyle jadu u ciebie ostatnio. Jakieś kompleksy elity masz :)?

Może jakiś link do artykuliku potwierdzającego prawdziwość twych słów....

 

Co ważne, udało się wykazać, że efekt nie miał związku z wyznawaną religią lub ścieżką duchową, lecz raczej z zaangażowaniem emocjonalnym w stosunku do siły wyższej, zaufaniem i osobistą wiarą.

Krótko mówiąc wiara w wyzdrowienie, którego środkiem była religia co wcale nie oznacza, że religia ma pozytywny wpływ bo równie dobrze ktoś mógłby wierzyć w wyzdrowienie i nic więcej.

Nie od dziś wiadomo, że negatywne myślenie ma negatywny wpływ. Ot nic odkrywczego...i to właśnie przedstawił Dr Bonaguidi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Statystycznie rzec biorąc w szpitalach przebywa 90% więcej ludzi wierzących niż niewierzących.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krótko mówiąc wiara w wyzdrowienie, którego środkiem była religia co wcale nie oznacza, że religia ma pozytywny wpływ bo równie dobrze ktoś mógłby wierzyć w wyzdrowienie i nic więcej.

Nie od dziś wiadomo, że negatywne myślenie ma negatywny wpływ. Ot nic odkrywczego...i to właśnie przedstawił Dr Bonaguidi

 

Niby tak, tylko co z tego, że wiara w samo wyzdrowienie pomaga, skoro te konkretne badania wskazują, że jest ona tożsama z zaangażowanie duchowym/religijnością? Widać osoby niewierzące rzadziej wierzą w wyzdrowienie :)

 

No bo jeśli mam do wyboru zawodną medycynę i (teoretycznie) niezawodną siłę wyższą, to ta druga daje lepsze (teoretycznie) rokowania. Widać empirycznie działa to prawie tak jak w teorii :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bo jeśli mam do wyboru zawodną medycynę i (teoretycznie) niezawodną siłę wyższą, to ta druga daje lepsze (teoretycznie) rokowania. Widać empirycznie działa to prawie tak jak w teorii :-)

Najpierw trzeba by jeszcze zweryfikować stopień religijności pacjentów objętych badaniem, moim zdaniem traktowanie religijności jako binarne "wierzę" i "nie wierzę" jest śmieszne...

 

zresztą w badaniu to też zostało wzięte pod uwagę:

Co ważne, udało się wykazać, że efekt nie miał związku z wyznawaną religią lub ścieżką duchową, lecz raczej z zaangażowaniem emocjonalnym w stosunku do siły wyższej, zaufaniem i osobistą wiarą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesiu dobrze mówi (mineralnej mu…!), żeby nie pokazanie, że to zależność od osobistej wiary, a nie konkretnej religii, to badanie nie byłoby warte wspominania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesiu dobrze mówi (mineralnej mu…!), żeby nie pokazanie, że to zależność od osobistej wiary, a nie konkretnej religii, to badanie nie byłoby warte wspominania.

 

Co nie zmienia faktu, że chodzi tylko o wiarę typu religia. Tj. z tego, co zrozumiałem, ateiści wypadają najgorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To logiczne, skoro ateizm to niewiara w istnienie siły wyższej.

Natomiast poza tym może to być dowolna wiara, włącznie z przysłowiową Religią Starych Butów oraz niekoniecznie religią: artykuł wymienia buddyzm, który religią nie jest, zaś z doboru słów wnioskuję, że działać ma również dowolna wiara czy ścieżka duchowa typu „new age”.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To logiczne, skoro ateizm to niewiara w istnienie siły wyższej.

Natomiast poza tym może to być dowolna wiara, włącznie z przysłowiową Religią Starych Butów oraz niekoniecznie religią: artykuł wymienia buddyzm, który religią nie jest, zaś z doboru słów wnioskuję, że działać ma również dowolna wiara czy ścieżka duchowa typu „new age”.

 

Teoretycznie może, ale praktycznie to z tym różnie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abstrahując od tematu: dla mnie cały czas porażająco istotne jest:

szacunkowo około 90 procent ludzi na świecie związanych jest z jakąś formą religii lub wiary.

a z pozostałych 10%,ta mądrzejsza część,intelektualizuje swoją negacje.

 

UWAGA techniczna:Ilustracja do artykułu.

Symbole religijne mają swoją wartość.Aby nikogo nie urazić proponuje,jako ilustracje do podobnych artykułów symbole uniwersalne, np słońce  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

UWAGA techniczna:Ilustracja do artykułu.

Symbole religijne mają swoją wartość.Aby nikogo nie urazić proponuje,jako ilustracje do podobnych artykułów symbole uniwersalne, np słońce  :)

Jej, a myślałem, żer to ja jestem upierdliwy :D Mnie tam akurat żaden symbol, włącznie ze swastyką nie kole w oko :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo nie masz osobistego stosunku do krzyża.A swastyka symbolizuje niewyobrażalne cierpienie jakie pod jej znakiem na ziemi się działo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To zależy jak kto zinterpretuje...

Swastyka (dewanagari स्वस्तिक, transliteracja svastika, transkrypcja swastika, 卐) – znak zazwyczaj w kształcie równoramiennego krzyża, o ramionach zagiętych pod kątem prostym. Nazwa swastika pochodzi z sanskrytu i oznacza "przynoszący szczęście" (swasti – powodzenie, pomyślność, od su – "dobry" i asti – "jest", -ka sufiks rzeczownikowy)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pod znakiem krzyża też przysparzano wielu cierpień, chyba nawet nie mniej – bo choć mniej intensywnie, to przez o wiele dłuższy czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pod znakiem krzyża też przysparzano wielu cierpień, chyba nawet nie mniej – bo choć mniej intensywnie, to przez o wiele dłuższy czas.

Odnoszę wrażenie że za to bardziej widowiskowo - chociażby inkwizycja, wyprawy krzyżowe itd.

 

@ 3grosze

ktoś ci krzyżem po plechach przejechał, że masz osobisty stosunek do niego? :) Nawet wtedy nie warto fatygować się symbolem, a osobą, która ten symbol wykorzystała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnoszę wrażenie że za to bardziej widowiskowo - chociażby inkwizycja, wyprawy krzyżowe itd.

 

@ 3grosze

ktoś ci krzyżem po plechach przejechał, że masz osobisty stosunek do niego? :) Nawet wtedy nie warto fatygować się symbolem, a osobą, która ten symbol wykorzystała.

 

Warto - mniejsza śmiertelność :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Warto - mniejsza śmiertelność :)

Na moją logikę - wolisz mieć uraz do wszystkich wyznawców, zamiast rozumieć że ten "osobisty uraz" jest wynikiem złej interpretacji danej jednostki.

 

Na przykładzie islamu, wg twojego "warto": każdy uważający Koran za świętą księgę jest potencjalnym terrorystą... :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obecnie znaczących religii kultu solarnego nie ma, wiec spoko.

 

Yyy... Większość współczesnych starych religii zawiera spore elementy kultu solarnego. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yyy... Większość współczesnych starych religii zawiera spore elementy kultu solarnego. :)

 

Większość religii zawiera też elementy religii, a także wykorzystują meble :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wilk dobrze mówi. Chrześcijańskie „Boże Narodzenie” to zerżnięte święto religii Niezwyciężonego Słońca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wilk dobrze mówi. Chrześcijańskie „Boże Narodzenie” to zerżnięte święto religii Niezwyciężonego Słońca.

 

Nieprawda, głównie synteza bałkańsko-tureckiej tradycji z rzymiańskim świętem przesilenia :-) Jak widać, sprawdzona kombinacja :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osoby, które nieświadomie postrzegają w swoim otoczeniu złożone wzorce – a zatem mają zdolność do bezwarunkowego uczenia się wzorców (implicit pattern learning) – z większym prawdopodobieństwem są osobami silnie wierzącymi, że istnieje istota wyższa, która wzorce te stworzyła, informują neurolodzy z Georgetown University. Przeprowadzili oni pierwsze badania nad wpływem bezwarunkowego uczenia się na wierzenia religijne.
      Uczenie bezwarunkowe to zdobywanie wiedzy niezależnie od świadomych prób i w nieświadomości tego, czego się nauczyliśmy. Jest ono też zwane „milczącą wiedzą”.
      Naukowcy z Georgetown chcieli zbadać, czy bezwarunkowe uczenie się wzorców leży u podstaw wiary, a jeśli tak, to czy zjawisko to jest niezależne od kręgu kulturowego czy wyznawanej religii. Dlatego też przeprowadzili badania wśród dwóch grup religijnych: jednej w USA i drugiej w Afganistanie.
      Istnienie boga lub bogów, którzy interweniują w naszym świecie, by wprowadzić w nim porządek, jest kluczowym elementem wielu religii. Nasze badania nie dotyczą tego, czy Bóg istnieje. To badania mające na celu znalezienie odpowiedzi na pytanie jak i dlaczego nasze mózgi wierzą w bogów. Postawiliśmy hipotezę, że osoby, których mózgi są dobre w podświadomym postrzeganiu wzorców w otoczeniu, mogą przypisywać te wzorce działaniom siły wyższej, mówi jeden z głównych autorów badań, profesor Adam Green, dyrektor Georgetown Laboratory for Relational Cognition.
      Naukowcy zauważyli, że wiele interesujących procesów ma miejsce pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Ich badania sugerują, że jeśli dziecko nieświadomie dostrzega wzorce w otoczeniu, w miarę dorastania jego wiara z większym prawdopodobieństwem będzie coraz silniejsza. Z drugiej strony, jeśli takich wzorców nie dostrzega, to jego wiara prawdopodobnie będzie coraz mniejsza, nawet jeśli wychowuje się w religijnej rodzinie.
      Podczas badań naukowcy wykorzystali znany test sprawdzający zdolność do bezwarunkowego uczenia się wzorców. Uczestnikom testu pokazywano na ekranie sekwencje kropek, które ukazywały się i znikały. Zadaniem badanych było jak najszybsze naciśnięcie przycisku odpowiadającego położeniu kropki. Kropki pojawiały się i znikały szybko, ale niektórzy z uczestników – osoby o największej zdolności do bezwarunkowego uczenia się wzorców – zaczęli po pewnym czasie nieświadomie uczyć się wzorców pojawiania się kropek i naciskali odpowiedni przycisk zanim jeszcze kropka się pojawiła.
      Amerykańska grupa badanych składała się ze 199 osób, głównie chrześcijan, mieszkających w stolicy kraju. Grupa afgańska to mieszkańcy Kabulu. Składała się ona ze 149 muzułmanów. Najbardziej interesującym aspektem badań, zarówno dla mnie jak i dla moich afgańskich kolegów, było spostrzeżenie, że zarówno proces poznawczy jak i jego znaczenie dla religijności, były takie same w obu grupach, mówi współautor badań, Zachery Warren. Mózg, który ma większe predyspozycje do bezwarunkowego uczenia się wzorców może mieć też większe skłonności do wiary w boga, niezależnie od tego, w jakim miejscu na świecie i w jakim kontekście religijnym mieszka dana osoba, dodaje profesor Green.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Northwestern University i University of Arizona uważają, że w dziewięciu zbadanych przez nich krajach wszyscy obywatele mogą za jakiś czas uważać się za ateistów. Te kraje to Australia, Austria, Czechy, Finlandia, Irlandia, Nowa Zelandia, Holandia i Szwajcaria. Badano akurat je, gdyż od co najmniej 100 lat ludność podczas spisów pytana jest o przynależność religijną.
      Uczeni wykorzystali matematyczny model dynamiki nieliniowej i nałożyli nań historyczne dane dotyczące religijności. Zauważyli wzrost liczby osób, które deklarują się jako niewierzące. A im większa grupa niewierzących tym więcej osób się z nią identyfikuje. Większe grupy są bowiem bardziej atrakcyjne dla osób z zewnątrz. Ponadto brak identyfikacji religijnej jest postrzegany jako coraz bardziej pożądany i atrakcyjny.
      Co ciekawe, podobna metoda badawcza została wykorzystana w 2003 roku przez jednego z członków zespołu, Daniela Abramsa, to wyciągnięcia wniosków na temat zanikania języków. Wówczas Abrams uznał, że np. walijski staje się coraz mniej popularny, gdyż przynależność do większej grupy mówiącej po angielsku jest postrzegana jako bardziej korzystna.
      Uczeni twierdzą, że podobny podstawowy sposób rozumowania może zostać użyty do każdego systemu społecznego. Jeśli np. będą powszechnie wprowadzanie prawa wymuszające ograniczenie palenia papierosów i będzie prowadzona propaganda antynikotynowa, to stygmatyzowanie palaczy i zmniejszanie się tej grupy osób spowoduje, że będą zanikały korzyści społeczne związane z przynależnością do niej, w związku z czym grupa ta będzie tym szybciej się kurczyła, im mniej członków będzie liczyła w stosunku do niepalących.
      Praca pod tytułem "A mathematical model of social group competition with application to the growth of religious non-affiliation" została opublikowana w arXiv.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kontakt z atrakcyjną osobą tej samej płci wzmacnia u ludzi uczucia religijne (Journal of Experimental Social Psychology).
      W eksperymencie wzięło udział 269 studentów i studentek. Yexin Jessica Li i zespół z Uniwersytetu Stanowego Arizony pokazywali im profil atrakcyjnej kobiety lub mężczyzny, informując przy tym, że to inny student/studentka, udzielający się na internetowej witrynie randkowej. Na kolejnym etapie badań wszystkich ochotników proszono o ustosunkowanie się na 10-punktowej skali do serii stwierdzeń o charakterze religijnym, np. "Wierzę w Boga", "Byłoby lepiej, gdyby religia odgrywała większą rolę w ludzkim życiu" lub "Wierzenia religijne są dla mnie ważne podczas podejmowania codziennych decyzji". Okazało się, że wolontariusze byli bardziej religijni, gdy chwilę wcześniej przyglądali się atrakcyjnemu przedstawicielowi własnej płci.
      Wg Amerykanów, oznacza to, że ludzie mogą dostosowywać swoje uczucia religijne do aktualnych celów społeczno-matrymonialnych.
      Sądzimy, że zachowanie religijne jest powiązane z kilkoma różnymi mechanizmami psychologicznymi, ale jedną z prawdopodobnych funkcji religijnych sankcji odnośnie do seksualności jest podtrzymanie i obrona monogamicznego stylu życia – tłumaczy Douglas Kenrick. Na tym etapie badań przypuszczamy, że widok atrakcyjnego przedstawiciela własnej płci zmniejsza prawdopodobieństwo udziału w grze mającej na celu znalezienie partnera, ponieważ konkurencja wydaje się zbyt wyśrubowana – dodaje Li. Psycholodzy dywagują, że ludzie mogą się stawać bardziej religijni w obecności rywali, ponieważ religia często obejmuje zakazy i nakazy natury seksualnej. Nie wykluczają też, że przedstawiciele naszego gatunku zaczynają bardziej wierzyć, by być bardziej atrakcyjni, sprowadzając tym samym poszukiwania religijne do poszukiwania swojej niszy i jej amatorów.
      Pani Li uważa, że takie podejście daje szansę na badanie powiązań religii z ewolucją. Naukowcy sądzą, że osoby bardzo religijne mogą nie zmieniać swoich poglądów, bez względu na stopień atrakcyjności rywala. Co więcej, reakcje będą się zapewne różnić w poszczególnych wyznaniach, ponieważ zawarte w nich obwarowania dotyczące seksu nie są przecież identyczne.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Reprezentanci pewnych wyznań wychwytują ukryte wzorce wzrokowe szybciej od ateistów. Psycholodzy z Leiden University doszli do tego wniosku po zbadaniu grupy 40 studentów: agnostyków i kalwinistów (PLoS ONE).
      Bernhard Hommel i zespół pokazywali ochotnikom trójkąt lub kwadrat, które składały się z mniejszych figur geometrycznych - trójkącików albo kwadracików. Badanie przeprowadzano z wykorzystaniem komputera. Należało się skoncentrować na mniejszym lub większym kształcie i rozpoznać go. Obie grupy równie szybko identyfikowały dużą figurę, ale wyznawcy kalwinizmu wpadali na trop ukrytych miniatur średnio o 30 milisekund wcześniej.
      Naukowcy uważają, że zaobserwowane różnice w postrzeganiu mogą być skutkiem wyznawanej doktryny. Kalwiniści są bowiem w większym stopniu skoncentrowani na sobie i swoim życiu niż na zewnętrznych bodźcach rozpraszających.
      W przyszłości Hommel chce przeprowadzić badania także wśród przedstawicieli innych religii, np. katolicyzmu, judaizmu oraz islamu. Zastanawia się przy tym, jak wyeliminować wpływy kulturowe, które mogłyby maskować uzyskane wyniki. Nie ma przecież sensu porównywać irańskich muzułmanów z holenderskimi ateistami.
      Tak naprawdę trudno jednak wykluczyć możliwość, że osoby z tendencją do dostrzegania ukrytego porządku są bardziej religijne. By wyznaczyć ewentualną zależność przyczynowo-skutkową i jej kierunek, warto byłoby zatem porównać ludzi urodzonych w jakimś obrządku z nawróconymi.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Religijność człowieka nie jest monolitem. Można w niej wyróżnić kilka elementów. Joanna Maselko z Temple University postanowiła sprawdzić, czy któryś z nich – uczestnictwo w życiu zgromadzenia, dobrostan religijny lub dobrostan egzystencjalny – zmniejszają ryzyko depresji (Psychological Medicine).
      O ile wiadomo, na czym może polegać uczestnictwo w jakimś ruchu religijnym, o tyle psycholodzy musieli doprecyzować, czym są pozostałe dwie składowe. Dobrostan religijny to jakość związku z istotą wyższą, a dobrostan egzystencjalny – poczucie znaczenia i celu życia.
      Zespół porównał każdą z dziedzin religijności z ryzykiem depresji. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że osoby osiągające najwyższe wyniki w dobrostanie religijnym zapadały na depresję o 1,5% częściej od ludzi o słabym poczuciu związku z istotą wyższą. Wg Maselko, jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania religii jako mechanizmu radzenia sobie z problemami. Zaczynają się wtedy więcej modlić i nawiązują bliższy kontakt z Bogiem.
      Osoby, które uczestniczyły w zbiorowych obrzędach, o 30% rzadziej chorowały na depresję. Takie zachowanie dawało im bowiem możliwość obcowania z innymi, zadzierzgania i podtrzymywania więzi. U ludzi z silnym poczuciem sensu życia depresję diagnozowano o 70% rzadziej niż u tych, którym go brakowało. Ci pierwsi znają swoje miejsce na Ziemi i są bardzo skoncentrowani emocjonalnie, co stanowi dobrą bazę.
      Choć nie da się uchylić od konieczności rozstrzygnięcia dylematu z rodzaju jajka i kury (co pojawia się pierwsze: depresja czy pewne formy religijności), nie da się zaprzeczyć, że obcowanie z innymi wyznawcami i życiowy spirytyzm oddalają widmo depresji skuteczniej od samodzielnego podtrzymywania więzi z istotą wyższą.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...