Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

To nie jest prawo tylko wniosek. Tak jak wnioskiem z prawa powszechnego ciążenia jest przybliżona metoda wyznaczania różnic energii potencjalnej w pobliżu Ziemi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jaki wpłynął taki wypłynął ( miernikiem mierząc) inna sprawa będzie jeśli druciany opornik zasilisz 230VDC , rozgrzejesz przynajmniej do 800st i dasz dwa amperomierze przed i za wtedy zrozumiesz Kirchhoffa dlaczego zajął się poszukiwaniem brakującego ładunku.

Przykro mi, to nie zmieni wskazań.

Tak samo jak podłączenie silnika np szlifierki. Masa energii pójdzie na pracę mechaniczną ale oba amperomierze wskażą to samo, ten sam prąd i ten sam ładunek po przeliczeniu.

Ponadto Kirchhoff się już od dawna nie zajmuje poszukiwaniem ładunku, nie żyje od ponad 100 lat.

Zrozumcie prostą rzecz, nawet jeśli Kirchhoff nie miał do dyspozycji ani mierników ani wysokich napięć, to od ponad 50 lat jego następcy mieli. I nic nie wskazywało na konieczność jakichkolwiek poprawek z powodu uciekania części energii w postaci fotonów czy pracy mechanicznej. To nic nie zmienia.

Cały czas obowiązuje zasada zachowania ładunku, to jej pochodną są prawa Kirchoffa.

Tak więc problem polega na tym co dzieje się z ładunkiem.

Są przecież zjawiska odwrotne. Zasilamy fotodiodę i jednocześnie fotony powodują powstawanie dodatkowych ładunków, (ale zarówno dodatnich jak i ujemnych), nic się nie zmienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Przykro mi, to nie zmieni wskazań.

Skoro tak to , to jak działają jonizatory powietrza??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro tak to , to jak działają jonizatory powietrza??

Prąd wykonuje w obwodzie pracę i wraca do źródła. Ilość pracy zależy od wartości prądu i różnicy potencjałów.

Waldi, prościej nie można.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No interesujące (czyli lampy działają w magiczny sposób, działa elektronowe też a nawet zjawisko promieniowania beta też nie istnieje??).  Nawet Nagroda Nobla za to była, a wy twierdzicie że tego nie ma (pobudka Panowie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z University of Illinois zaobserwowali w grafenie zjawisko termoelektryczne i odkryli, że w nanoskali materiał ten chłodzi się efektywniej niż krzem. Zespół pracujący pod kierunkiem profesora Williama Kinga wykorzystał końcówkę mikroskopu sił elektronowych w roli czujnika temperatury. Uczeni dowiedzieli się, że w miejscu, w którym grafenowy tranzystor dotyka metalowych połączeń, chłodzący efekt termoelektryczny jest silniejszy niż ogrzewanie się materiału wywołane oporami w przepływie prądu. Oznacza to, że w tym miejscu tranzystor samodzielnie się schładza.
      Zjawisko termoelektryczne zachodzi wskutek bezpośredniej transformacji napięcia elektrycznego pomiędzy dwoma punktami na różnicę temperatur.
      W krzemie i większości materiałów nagrzewanie się spowodowane przepływem prądu jest znacznie większe niż samodzielne chłodzenie. Odkryliśmy jednak, że w tych tranzystorach grafenowych istnieją miejsca, w których chłodzenie jest większe niż nagrzewanie, co pozwala urządzeniom na samodzielne schłodzenie się. Dotychczas nie obserwowano tego zjawiska w grafenie - mówi King.
      Dzięki nowo odkrytej kolejnej przydatnej właściwości grafenu, elektronika grafenowa, o ile powstanie, będzie wymagała niewiele wspomaganego chłodzenia, a niewykluczone, że obejdzie się bez niego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      O metamateriałach pisaliśmy już wielokrotnie, również w kontekście skonstruowania dzięki nim technologicznej peleryny niewidki. To, co dla światła pozostaje w sferze odległych planów, w dziedzinie dźwięku właśnie osiągnięto, tworząc materiał zapewniający niewidzialność dla sonarów.
      Sonar to nic innego, jak dźwiękowy radar, korzystający najczęściej z ultradźwięków - woda morska tłumi fale radiowe, zaś dźwięk przenosi się w niej szybko i na duże odległości (dzięki temu, że woda jest bardziej gęsta od powietrza). Wykładowca mechaniki i inżynierii na University of Illinois, Nicholas Fang, skonstruował w swoim laboratorium metamateriał wytłumiający dźwięki w zakresie stosowanym przez sonary.
      Urządzenie ma postać dysku składającego się z wielu pierścieni o malejącej średnicy. Każdy pierścień to misterna struktura wgłębień „prowadzących" falę dźwiękową, każdy ma inny współczynnik refrakcji. Wgłębienia powodują zmianę prędkości fali akustycznej i spadek jej energii, a całość powoduje uwięzienie dźwięku, wygięcie fali i „owinięcie" jej wokół zewnętrznych krawędzi dysku, niwelując niemal całkowicie odbicie dźwięku.
      Specyfiką konstrukcji jest to, że działa nie tylko dla ściśle określonej długości fali - jak to jest z metamateriałami dla fal elektromagnetycznych - lecz jest skuteczne dla dość szerokiego przedziału częstotliwości, do 40 do 80 kiloherców, przy czym teoretycznie można uzyskać pokrycie przedziału częstotliwości aż do dziesiątek megaherców.
      Podwodne testy z sonarem wykazały skuteczność takiego urządzenia maskującego i rozpoczynają się prace nad zastosowaniami praktycznymi. Pierwszym, jakie się narzuca, jest oczywiście zastosowanie militarne celem stworzenia niewykrywalnych okrętów podwodnych. Są jednak i inne: na przykład doskonała izolacja akustyczna, czy polepszenie osiągów ultrasonografii medycznej. Autorzy są też przekonani, że dzięki wynalazkowi będzie można uporać się ze zjawiskiem kawitacji, czyli tworzenia się wirów i hałaśliwych pęcherzyków wokół śrub napędowych statków i okrętów podwodnych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Malaria, pasożytnicza choroba przenoszona przez moskity, wciąż jest niepowstrzymana, mimo wielu badań. Naukowcy z uniwersytetu w Chicago proponują nowy sposób, który ma zablokować przenoszenie się zarodźca malarii.
      Samice moskitów potrzebują dużych ilości krwi (a dokładniej: hemoglobiny) jako pożywienia koniecznego dla rozwoju jaj. Podczas jej pobierania roznoszą zakażenie poprzez zarodźce (Plasmodium), które wykluwają się w ich wnętrznościach. W tym złożonym, bo wymagającym dwóch różnych żywicieli, cyklu rozwojowym ważną rolę spełnia proteina FLVCR, transportująca pochodzący z hemoglobiny hem poza komórkę. Proteina ta jednocześnie chroni moskita przed stresem oksydacyjnym. John Quigley z University of Illinois w Chicago postawił hipotezę, że zakłócenie działania białka FLVCR nie pozwoli na dokończeniu cyklu rozwojowego Plasmodium i zablokuje przenoszenie się choroby.
      Podczas eksperymentu wyizolowano gen kodujący FLVCR od dwóch gatunków moskitów znanych z roznoszenia malarii i korzystając z techniki wyciszania genów, z powodzeniem zmniejszono wydatnie ilość produkowanego białka we wnętrznościach moskitów. Przed zespołem dra Quigley stoi jeszcze zbadanie czy i w jakim stopniu zablokowanie proteiny i zwiększenie stresu oksydacyjnego hamuje przenoszenie pasożyta.
      Jeśli zakłócenie funkcjonowania proteiny zahamuje przenoszenie się pasożyta Plasmodium, pojawi się potencjalna możliwość wykorzystania elementów proteiny FLVCR do stworzenia przeciwciał i wyprodukowania szczepionki dla ludzi - tłumaczy autor rozwiązania. - Wówczas przeciwciała zablokują FLVCR i zwiększą stres oksydacyjny, wskutek zarodźce malarii nie będą potrafiły doprowadzić do końca swojego cyklu życiowego, co zapobiegnie rozprzestrzenianiu się malarii.
      Na malarię co roku umiera nawet do trzech milionów ludzi, głównie dzieci (choruje co roku ponad 220 milionów), więc problem zwalczenia tej choroby jest dość palący. Niestety, fakt że choroba dotyka głównie niezamożne kraje i ludzi, nie sprzyja inwestowaniu dużych środków finansowych w badania przez firmy farmaceutyczne.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bycie członkiem nie zawsze tolerowanej mniejszości, zwłaszcza seksualnej, może być psychicznym obciążeniem. Według badań, aż jedna trzecia z zaliczanej do takich mniejszości młodzieży próbowała w życiu popełnić samobójstwo.
      Badania przeprowadzone przez University of Illinois w Chicago wśród młodzieży (16-20 lat) zaliczanej do mniejszości seksualnych (LGBT - lesbian, gay, bisexual and transgender czyli lesbijki, geje, biseksualiści i transseksualiści). Badaną grupę stanowiło prawie 250 osób, zróżnicowanych pod względem etnicznym. Badanie miało na celu weryfikację wcześniejszych ustaleń i diagnozę zdrowia psychicznego osób z tych grup społecznych.
      Jedna trzecia badanych osób wykazywała oznaki zaburzeń psychicznych (wliczano tu również niewielkie zaburzenia), w tym prawie 10 procent badanych cierpiało na zespół stresu pourazowego (lęki wskutek wyjątkowo traumatycznego wydarzenia), 15 procent miało oznaki poważnej depresji. Około 70 procent nie wykazywało żadnych zaburzeń i problemów psychicznych. Również około jednej trzeciej badanych osób przynajmniej raz w życiu próbowało popełnić samobójstwo, 6 procent podjęło taką próbę w ciągu ostatniego roku.
       
      Czy jedna trzecia to dużo?
       
      Może wydawać się, że tak. W porównaniu z próbami populacji narodowej jest to rzeczywiście więcej, ale, jak wskazuje doktor Brian Mustanski, dyrektor programu badawczego Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, jeśli porównamy wyniki z innymi grupami młodzieży zaliczającej się do mniejszości (etnicznych, kulturowych/subkulturowych) wyniki nie odbiegają od normy. Oznacza to, zdaniem autorów studium, że młodzież LGBT dobrze radzi sobie ze swoją odmiennością i w większości nie cierpi na żadne zaburzenia psychiczne.
      Porównywano także wyniki wewnątrz badanej próby. W przeciwieństwie do poprzednich badań, sugerujących większy odsetek problemów psychicznych u osób biseksualnych, to studium dało wynik odwrotny: osoby biseksualne były mniej skłonne do zaburzeń psychicznych czy emocjonalnych, niż pozostałe mniejszości seksualne.
      Studium ukazało się w grudniowej edycji miesięcznika American Journal of Public Health.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Terroryści zawsze byli o krok przed służbami policyjnymi, a dziś, kiedy zagrożenie terroryzmem wzrasta, technologia pozwala im być nawet o dwa kroki do przodu. Olbrzymie kłopoty sprawia wykrywanie ładunków wybuchowych - dziś nikt nie używa tradycyjnych materiałów, a rozwój chemii pozwala stosunkowo łatwo sporządzić silne i trudno wykrywalne materiały wybuchowe z substancji powszechnie dostępnych w sklepach chemicznych.
      Jednym z takich materiałów jest nadtlenek acetonu (najczęściej używaną postacią jest triacetonetriperoxide, TATP), uzyskiwany w prostej reakcji utleniania acetonu nadtlenkiem wodoru. Związek ten jest trudny do wykrycia większością tradycyjnych, chemicznych metod: nie paruje intensywnie, nie ulega jonizacji, nie absorbuje ultrafioletu, nie fluoryzuje. Urządzenia do jego wykrywania są wielkie i nieporęczne nawet jako detektory stacjonarne, ponadto są wrażliwe na zmiany wilgotności, ślady innych środków chemicznych (jak detergenty), itd. To czyli TATP niemal idealnym środkiem do sporządzenia przysłowiowej bomby w bucie.
      Tak przynajmniej było do tej pory, bowiem bardzo skuteczne i efektywne urządzenie do wykrywania nadtlenku acetonu skonstruowali Kenneth Suslick oraz Hengwei Lin z University of Illinois w Urbana-Champaign. Ich kolorymetryczna matryca pozwoli wykryć TATP już w stężeniu dwóch cząsteczek na miliard. Składa się ona z 16 kropek różnokolorowych pigmentów naniesionych na obojętną, plastikową błonę. Specjalny, kwasowy katalizator rozkłada cząsteczki TATP na łatwo wykrywalne substancje, powodujące zmianę koloru pigmentów, od razu stosownie do stężenia. Do analizy zmian pigmentów wystarcza zwykły stołowy skaner lub kamera cyfrowa oraz odpowiednie oprogramowanie.
      Technologia nie tylko pozbawiona jest wad dotychczasowych rozwiązań, ale jest również bardzo tanie, a matryca z pigmentami posiada długi termin ważności, a urządzenie łatwo zaprojektować w wersji przenośnej, pozwalającej szybko skontrolować np. bagaż podręczny, czy wnętrze samolotu. Inżynierowie z University of Illinois skonstruowali zresztą pierwszy, przenośny egzemplarz, korzystając z elementów dostępnych w sklepie.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...