Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'wydatki' .
Znaleziono 4 wyniki
-
IBM od lat prowadzi jedne z najbardziej zaawansowanych i najważniejszych badań w przemyśle półprzewodnikowym. Koncern posiada własne laboratoria i fabryki, w których na masową skalę powstają procesory. Analitycy uważają jednak, że Błękitny Gigant ma zamiar stopniowo rezygnować z produkcji i nie wybuduje już więcej żadnej dużej fabryki. Analizy wydatków kapitałowych IBM-a pokazują, że firma chce zlecać produkcję na zewnątrz. Koncern będzie w przyszłym roku jednym z organizatorów Common Platform Alliance Technology Forum. Specjaliści zauważyli, że podczas gdy wydatki CAPEX (inwestycje w rozwój i wdrożenia) pozostałych organizatorów - czyli Samsunga i Globalfoundries - sięgną 12 miliardów USD, to inwestycje IBM-a ograniczą się do kwoty 500 milionów USD. Dalsze analizy ujawniły, że ostatni raz CAPEX IBM-a przekroczyły miliard dolarów w 2004 roku. Wówczas dawało to Błękitnemu Gigantowi 11. pozycję na świecie. W roku bieżącym i przyszłym koncern nie zmieści się nawet w pierwszej dwudziestce. Więcej od IBM-a wydadzą nie tylko tacy giganci jak Samsung (9,2 miliarda USD), TSMC (5,7 mld), Intel (5,0 mld) czy Globalfoundries (3,2 mld), ale również Rohm (0,574 mld), Amkor (0,552 mld) oraz Infineon (0,550 mld) i Siliconware (0,533 mld).Bob Johnson, wiceprezes Gartnera, przyszłość firm posiadających własne fabryki układów scalonych opisuje słowami: Albo sprzedajesz układy pamięci, albo produkujesz na zlecenie, albo jesteś Intelem. Zdaniem analityka IBM nie inwestuje dużo w produkcję. Odgrywa rolę lidera badań.
-
Najnowsze badania wykazały, że ludzie planują nieplanowane z pozoru wydatki. Amerykańscy psycholodzy przeprowadzili eksperyment z udziałem klientów kilku sklepów spożywczych i stwierdzili, że często zakładali oni, że kupią określoną liczbę nieplanowanych towarów i z dużą trafnością przewidywali, jaką kwotę na nie przeznaczą. Karen M. Stilley i Jeffrey Inman z Uniwersytetu w Pittsburghu oraz Kirk L. Wakefield z Baylor University wyjaśniają, że przed udaniem się do sklepu ludzie układają sobie coś, co można nazwać mentalnym budżetem. Przeważnie znajduje się tam miejsce na nieplanowane zakupy, które Amerykanie nazwali "sklepowym luzem" (ang. in-store slack). By przeprowadzić eksperyment w naturalnych warunkach, naukowcy udali się do kilku teksańskich sklepów spożywczych. Pytali klientów, co zamierzają kupić, ile chcą na to wydać i ile ogólnie wydadzą w ramach tej konkretnej wyprawy do marketu. Po zakupach ludzie pokazywali rachunki i odpowiadali na serię pytań (niektóre dotyczyły osobowości, inne przebiegu sytuacji). Okazało się, że u ponad ¾ badanych znalazło się miejsce na nieplanowane towary. Ankietowani wyjaśniali, że w ten sposób uwzględniali produkty, o których zapomnieli, a także niezaplanowane potrzeby, nazywane przez część wprost impulsywnymi zakupami. Podobnie jak w ramach wcześniejszych studiów, wykazano, że kupujący zadziwiająco trafnie przewidują, ile w sumie wydadzą. Gdy od wydanej w sklepie kwoty odejmowano planowaną sumę, średnio różnica wynosiła jedynie 47 centów. Mniej impulsywne jednostki, które odwiedzają większość działów w sklepie, zazwyczaj wydają pieniądze ze sklepowego luzu i nie przekraczają ogólnego budżetu. Jednak u osób wysoce impulsywnych robiących zakupy w większości działów rezerwa sklepowa prowadzi do nadmiernego wydawania. Te ostatnie zdają się po prostu z góry planować dokonanie tak wielu zakupów, jak to tylko możliwe.
- 3 odpowiedzi
-
Rachunki odnalezione na Uniwersytecie w Cambridge ujawniają, w jaki sposób młody Karol Darwin dysponował w latach 1828-1831 swoimi pieniędzmi. Okazuje się, że podczas studiów przyszły twórca teorii ewolucji wydawał więcej na buty niż na książki i prowadził życie dżentelmena z krwi i kości: płacił za dodatkowe warzywa w posiłkach, a także wynagradzał osobę ścielącą łóżko, odpowiadającą za podsycanie ognia w kominku i pucybuta. Historycy natrafili na 6 ksiąg rachunkowych z czasów nauki Darwina w Christ's College. Od dziś (23 marca) są one dostępne w Sieci. Okres spędzony w Cambridge uznaje się za jeden z najważniejszych w życiu ewolucjonisty, jednocześnie naukowcy dysponują niewieloma informacjami na temat tego, co dokładnie się w nim wtedy działo. Dzięki nowemu odkryciu wiadomo np., że Darwin przybył na uniwersytet 26 stycznia 1828 r. Ujawnionym księgom nie poświęcano dotąd należytej uwagi, ponieważ uznawano je za typowe zapiski administracyjne. Wśród innych dokumentów wytropił je profesor Geoffrey Thorndike Martin. W ówczesnych czasach studenci nie płacili za wiele usług gotówką. Zamiast tego kupowali na kredyt, a sklepikarze i in. wysyłali rachunki college'owi, który z kolei obciążał adeptów wiedzy kwartalnie. W ten sposób koszty realizacji zamówień zaliczano w poczet opłat za naukę. Podczas 3 lat spędzonych w Cambridge Darwin wydał ok. 636 funtów. Opłacał nie tylko pucybuta, ale również kominiarza, fryzjera, ogrodnika, krawca, kapelusznika czy kowala. Wygląda na to, że w tym okresie pokój uczonego należał do najlepszych, a na pewno do najdroższych kwater studenckich przedstawicieli jego klasy społecznej. Darwin kupował mało książek, podczas studiów wolał raczej polować, jeździć konno i kolekcjonować owady. Choć papiery dostarczyły wielu użytecznych informacji, nadal nie wiadomo, ile wydawał na alkohol i na stajnię dla swojego wierzchowca – opowiada dr John van Wyhe, dyrektor The Complete Work Of Charles Darwin Online.
- 10 odpowiedzi
-
- rachunki
- Christs College
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na zakupy nie powinniśmy wybierać się, gdy jesteśmy przygnębieni czy smutni. Naukowcy zaobserwowali, że wówczas mamy tendencję do niezwykłej wprost rozrzutności. Uczestników eksperymentu podzielono na dwie grupy. Jednej pokazano przygnębiający klip wideo, druga obejrzała klip o neutralnej wymowie. Później uczestnikom obu grup zaoferowano wodę. Okazało się, że Ci, którzy widzieli przygnębiający film byli skłonni zapłacić za nią czterokrotnie więcej. Zjawisko wpływu smutku na wydatki jest znane psychologom reklamy od kilku lat. Tym razem jednak naukowcy z czterech uniwersytetów postanowili zbadać, kiedy jesteśmy szczególnie rozrzutni. Dowiedzieli się, że im bardziej smutek skłania nas do skupieniu się na sobie, tym więcej pieniędzy jesteśmy skłonni wydać. Zależność tę zbadano, każąc uczestnikom eksperymentu opisać swój smutek. Ci, którzy użyli więcej zaimków osobowych (ja, mnie, mi itp.) chcieli wydać więcej pieniędzy. Po obejrzeniu filmów uczestników zapytano, czy chcą wziąć udział w kolejnym eksperymencie. Za uczestnictwo w nim każdemu z nich zapłacono 10 dolarów. Następnie proponowano im kupno butelki wody. Ci, którzy widzieli smutny film byli skłonni zapłacić za nią średnio 2,11 USD. W drugiej grupie średnia wyniosła 0,56 dolara. Pomimo tak olbrzymiej różnicy osoby, które oglądały przygnębiający klip, twierdziły, że ich stan emocjonalny nie wpływa na decyzje dotyczące zakupów. To zjawisko, którego się nie zauważa. Problem nie jest podobny do uzależnienia od zakupów, gdy człowiek wie, że pójście na zakupy poprawia mu humor. W tym przypadku ludzie nie wiedzą, że smutek tak na nich wpływa – mówi profesor Jennifer Lerner z Harvardu, która specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących emocji i podejmowania decyzji. Naukowcy doszli do wniosku, że powoduje, iż ludzie bardziej skupiają się na sobie i czują, że ani oni sami, ani to, co posiadają, nie jest dużo warte. To z kolei zachęca do wydawania większych pieniędzy, być może dlatego, by za ich pomocą poczuć się bardziej wartościowym. Edward Charlesworth, psycholog kliniczny, który zajmuje się leczeniem uzależnienia od zakupów, zasugerował, że do takiego postępowania może popychać nas kultura. Często bowiem widzimy reklamy, których bohaterowie są na zakupach szczęśliwi i poprawiają sobie dzięki nim nastrój.