Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'tworzenie' .
Znaleziono 5 wyników
-
Geolodzy z Uniwersytetu Yale zaproponowali nową teorię dotyczącą tworzenia superkontynentów. Wg nich, istotną rolę odgrywa ortowersja, w ramach której każdy kolejny superkontynent obraca się o 90 stopni w stosunku do środka geograficznego poprzednika. Jeśli rozumują prawidłowo, przed kolizją z Europą i Azją przemieszczające się na północ Ameryka Południowa i Północna zleją się ze sobą. Znikną Ocean Arktyczny i Morze Karaibskie. Gdy te zbiorniki znikną, będziemy na prostej drodze do powstania nowego superkontynentu [Amazji]. Będziemy mieć Ameryki spotykające się z Eurazją praktycznie na biegunie północnym - tłumaczy doktorant Ross N. Mitchell, główny autor artykułu opublikowanego w Nature. Nie wiadomo, kiedy Amazja powstanie, ale Mitchell przypuszcza, że za 50-200 mln lat. Najnowsza hipoteza stoi w sprzeczności z wcześniejszymi teoriami, które zakładały, że tworząc się, kolejne superkontynenty obracają się o 180 st. albo nie obracają się w ogóle (0 st.) w stosunku do środka geograficznego poprzedniego superkontynentu. Przewidując przyszłość Ziemi na ich postawie, trzeba by przyjąć, że zniknie Ocean Atlantycki i następny superkontynent będzie mieć środek w mniej więcej tym samym punkcie, gdzie poprzedni superkontynent, czyli Pangea (na terenie dzisiejszej Afryki) albo że zniknie Ocean Spokojny i utworzy się masa lądu z centrum po przeciwnej stronie globu. Model ortowersji zakłada, że centrum Amazji będzie albo Azja, albo Ameryka Północna w punkcie zajmowanym obecnie przez Ocean Arktyczny. Zespół Mitchella stworzył nową teorię w oparciu o analizę magnetyzmu prehistorycznych skał. Ustalono, że po każdym uformowaniu superkontynentu przechodził on serię rotacji wokół stabilnej osi zlokalizowanej wzdłuż równika. Ostatecznie w porównaniu do poprzednika oś kolejnego superkontynentu była przesunięta o 90 stopni.
- 2 odpowiedzi
-
- ortowersja
- superkontynent
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jedzenie suszonych śliwek zapobiega złamaniom kości i osteoporozie. W czasie mojej kariery naukowej testowałem liczne suszone owoce, w tym figi, daktyle, truskawki i rodzynki, ale żadne nie zbliżyły się nawet do tego, jak suszone śliwki wpływają na gęstość kości – twierdzi prof. Bahram H. Arjmandi z Uniwersytetu Stanowego Florydy. Arjmandi prowadził badania z kolegami z uczelni, a także specjalistami z Uniwersytetu Stanowego Oklahomy. Ich wspólny artykuł ukazał się w piśmie British Journal of Nutrition. W eksperymencie wzięły udział 2 grupy kobiet w wieku postmenopauzalnym. Przedstawicielkom pierwszej (55) polecono, by przez rok codziennie zjadały 100 g, czyli ok. 10 suszonych śliwek. Czterdzieści pięć pań z grupy kontrolnej raczyło się codziennie 10 dag suszonych jabłek. Obie grupy zażywały 500 mg wapnia i 400 jednostek międzynarodowych witaminy D dziennie. Okazało się, że w porównaniu do grupy jabłkowej, kobiety, które jadły suszone śliwki, miały znacznie większą gęstość kości łokciowej i kręgosłupa. Arjmandi jest przekonany, stało się tak, ponieważ suszone śliwki zmniejszały tempo resorpcji kości, które w miarę starzenia zaczyna przewyższać prędkość tworzenia kości. W ciągu pierwszych 5-7 lat po menopauzie kobiety są zagrożone utratą kości w tempie 3-5% rocznie. Osteoporoza nie jest jednak ograniczona wyłącznie do pań. Około 65. roku życia mężczyźni zaczynają tracić masę kostną z taką samą prędkością jak kobiety. Arjmandi zachęca wszystkich do profilaktyki śliwkowej. Proponuje, by zacząć od 2-3 suszonych śliwek dziennie i stopniowo zwiększać liczbę zjadanych sztuk do 6-10 dziennie.
-
- Bahram H. Arjmandi
- gęstość kości
- (i 6 więcej)
-
Branie udziału w wydarzeniach kulturalnych jest dobre dla zdrowia. Okazuje się, że ludzie, którzy chodzą na wystawy czy koncerty, a także grają na instrumentach lub malują, są bardziej zadowoleni z życia i to bez względu na stan posiadania oraz zdobyte wykształcenie. Naukowcy zaobserwowali też ciekawe różnice międzypłciowe. Specjaliści z Norwegian University of Science and Technology (NTNU) analizowali dane nt. uczestnictwa w zdarzeniach kulturalnych i zdrowia, które zebrano w ramach studium populacyjnego HUNT. W latach 2006-2008 objęło ono 50797 dorosłych mieszkańców okręgu Nord-Trøndelag. Z dobrym zdrowiem, zadowoleniem z życia, niskim poziomem lęku oraz depresyjności wiązały się zarówno zaangażowanie w receptywne (oglądanie przedstawienia teatralnego czy wystawy obrazów), jak i twórcze działania kulturalne (gdzie sami ochotnicy coś robili). Dotąd za coś korzystnego dla zdrowia uważano aktywność fizyczną, tymczasem nasze studium pokazuje, że codzienne czynności sprzyjają dobremu stanowi zdrowia z holistycznego punktu widzenia. Wyniki sugerują, że wykorzystanie aktywności kulturalnej w promocji zdrowia może być usprawiedliwione – twierdzą Norwegowie. W porównaniu do kobiet, mężczyźni wydają się czerpać więcej korzyści zdrowotnych z odbioru sztuki. U obu płci i kreatywne, i receptywne czynności kulturalne sprzyjają zaś satysfakcji z życia, a także obniżonemu poziomowi lęki i przygnębienia. Zespół z NTNU zaobserwował związek między "dawką" kultury a samopoczuciem: im więcej działań kulturalnych, tym lepszy nastrój. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn odbiór sztuki wiąże się bardziej ze zdrowiem fizycznym, a radosna twórczość z profilaktyką przeciwlękową i przeciwdepresyjną. Podczas analizy Norwegowie zauważyli, że u obu płci więcej osób angażowało się w działania twórcze niż receptywne. Częstość uczestnictwa oraz liczba różnych aktywności rosła do wieku 50 lat, a potem zaczynała spadać. Jak można się też domyślać, dostępność rozrywek kulturalnych (w tym rozbudowanie wykorzystywanej oferty) zależała od statusu socjoekonomicznego.
-
- kobiety
- depresyjność
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Bakterie kojarzą się głównie ze śmierdzącymi substancjami, które produkują – warto wspomnieć choćby o siarkowodorze czy merkaptanach – lecz okazuje się, że organizmy te dysponują też molekularnym nosem. Zespół mikrobiologów z Uniwersytetu w Newcastle wykazał, że bakterie potrafią w ten sposób wykryć lotne związki, np. amoniak, wytwarzane przez inne rywalizujące z nimi mikroby. Zespół doktora Reinderta Nijlanda ustalił, że po "wyniuchaniu" konkurencji bakterie zaczynają tworzyć biofilm – czyli trójwymiarową kolonię zawieszoną w macierzy zewnątrzkomórkowych polimerów, która może przylegać do wilgotnych powierzchni. Z biofilmami związana jest lekooporność, stanowią one również główną przyczynę zakażeń implantów medycznych, takich jak zastawki serca, endoprotezy bioder czy nawet implanty piersi. Poza tym Brytyjczycy wspominają o tzw. biofoulingu, o którym po raz pierwszy napisano na początku XX wieku. W literaturze limnologicznej organizmy poroślowe nazwano wtedy mianem Aufwuchsmarine biofouling. Obrastanie kadłubów statków przynosi ogromne straty. Stają się one bowiem nadmiernie obciążone, co wiąże się ze zwiększonym tarciem i zużyciem paliwa. Odkrycie Nijlanda pozwoli lepiej zrozumieć mechanizm tworzenia biofilmów oraz ustalić, jak nimi manipulować dla naszych korzyści. To pierwszy dowód na istnienie bakteryjnego nosa, zdolnego do wykrywania potencjalnych konkurentów. Biofilm odgrywa ważną rolę zarówno w warunkach medycznych, jak i przemysłowych, dlatego fakt, że komórki tworzyły go pod wpływem ekspozycji na amoniak, ma kapitalne znaczenie [...]. Następnym krokiem będzie zidentyfikowanie nosa lub czujnika, który realizuje funkcję powonienia. Najnowsze odkrycie pokazuje, że bakterie dysponują co najmniej czterema z pięciu zmysłów: 1) reagują na światło, co odpowiada wzrokowi, 2) przejawiają zależną od kontaktu ekspresję genów (dotyk), 3) reagują na obecne w środowisku związki chemiczne i toksyny albo pod wpływem bezpośredniego kontaktu (smak), albo 4) stykając się z nimi przez powietrze (powonienie). Amoniak to jedno z najprostszych źródeł azotu – składnika kluczowego dla bakteryjnego wzrostu. Używając dwóch konkurencyjnych gatunków bakterii Bacillus subtilis i B. licheniformus, akademicy wykazali, że lotny amoniak stymulował tworzenie biofilmu, a siła reakcji spadała w miarę zwiększania odległości między koloniami. Zmysł węchu zaobserwowano u wielu istot, nawet u drożdży i śluzowców, ale nasze studium pokazuje po raz pierwszy, że powonienie występuje także u bakterii. Z ewolucyjnego punktu widzenia wierzymy, że to może być pierwszy przykład na to, jak żyjący organizm nauczył się wyczuwać inne organizmy – podsumowuje nadzorujący projekt prof. Grant Burgess.
- 1 odpowiedź
-
- bakterie
- nos molekularny
- (i 9 więcej)
-
Duńscy naukowcy potwierdzili stosunkowo słabo dotąd znaną teorię tworzenia się chmur. Wg nich, jądra kondensacji, które pomagają ustabilizować zarodniki kropelek, tłumaczą formowanie się chmur nad obszarami miejskimi, ale nie nad lasami deszczowymi, oceanami czy w czasach poprzedzających rewolucję przemysłową. Gdyby jednak uznać, że cząstki promieniowania kosmicznego – protony i neutrony – zderzają się w atmosferze ziemskiej z cząsteczkami wody, wybijając z nich elektrony, a powstające w ten sposób jony przyciągają nienaruszone cząsteczki, sprawa wyglądałaby już zupełnie inaczej. W 2006 r. członkowie zespołu fizyka Henrika Svensmarka z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego w Kopenhadze sztucznie wytworzyli aerozol w komorze atmosferycznej. Zbombardowali wtedy dipole wody strumieniem cząstek. Większa liczba jonów oznaczała większą ilość aerozolu. W ramach najnowszego studium Svensmark skoncentrował się na spadkach natężenia promieniowania kosmicznego, tzw. spadkach Forbusha. Są one skutkiem burz na Słońcu i koronalnych wyrzutów masy. Do przestrzeni międzyplanetarnej trafiają głównie elektrony i protony oraz nieco jonów cięższych pierwiastków. Wiatr słoneczny i związane z nim pole magnetyczne odpychają cząstki promieniowania kosmicznego, tworząc coś w rodzaju okresowej tarczy. Gdyby rzeczywiście tworzenie się chmur miało coś wspólnego z promieniowaniem kosmicznym, w czasie spadku Forbusha okrywa powinna być cieńsza. By to sprawdzić, Duńczycy zebrali satelitarne dane pogodowe z ostatnich 22 lat i zestawili je z 26 spadkami Forbusha. W przypadku 5 najsilniej zaznaczonych zawartość kropli w chmurach zmalała średnio o 7%. Po kilku tygodniach wszystko wracało do normy. Teraz jesteśmy przekonani, że spadki Forbusha wpływają na aerozole. Svensmark sądzi, że jego odkrycia wskazują na związek między promieniowaniem kosmicznym a zmianą klimatu. Skoro z chmur pada i odbijają one światło słoneczne, to ich skurczenie oznacza ogrzanie Ziemi.
- 2 odpowiedzi