Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'rudzik' .
Znaleziono 2 wyniki
-
Od dawna było wiadomo, że wiele zwierząt: niektóre ptaki, owady, łososie - posiada jakiś wewnętrzny kompas, zmysł pozwalający im rozpoznawać kierunki geograficzne. Dopiero niedawno udało się szczegółowo zbadać i opisać ten niezwykły mechanizm u ptaków. Niektóre doświadczenia związane z poszukiwaniem tego magnetycznego zmysłu stały się już anegdotami, jak na przykład przyczepianie migrującym ptakom magnesików do głów. Magnes nie zakłócał ptasiej orientacji, nie posiadają one kompasu w sensie dosłownym. Orientują się one w położeniu zupełnie inaczej - dosłownie widząc pole magnetyczne. Ptasi zmysł magnetyczny jest ściśle związany ze wzrokiem, do tego stopnia, że nie działa on w ciemnościach. Jak więc działa? Kluczem jest substancja zwana kryptochromem. Jest to receptor niebieskiego światła, powszechnie obecny w siatkówce zwierząt, również człowieka. Pobudzona promieniowaniem o odpowiedniej długości przechodzi ona w stan aktywny, z niesparowanym elektronem. To samo dzieje się w towarzyszącej kryptochromowi cząsteczce nazwanej FAD. Para taka szybko wraca do normalnego stanu, ale szybkość tego powrotu zależy od pola magnetycznego. Od kryptochromu zaś zależy czułość siatkówki ptasiego oka, zatem wpływa na nią również pole magnetyczne. Podczas eksperymentów sprawdzono, że w ciemności rudziki nie potrafią się orientować w kierunkach geograficznych. Doświadczenia były o tyle łatwiejsze, że zmysł magnetyczny występuje u nich tylko w prawym oku i odpowiada za niego jedynie lewa półkula mózgowa. Z zasłoniętym prawym okiem ptak nie potrafił odnaleźć właściwego kierunku, z zasłoniętym lewym zaś bez kłopotu. Podczas eksperymentów okazało się, że do odczytywanie kierunku rudzikom potrzebna jest również ostrość widzenia. Kiedy założono im gogle przepuszczające światło, ale powodujące rozmycie obrazu, zmysł magnetyczny nie działał prawidłowo. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ kryptochrom wpływa na czułość siatkówki, linie pola magnetycznego bezpośrednio nakładają się na widziany przez ptaka obraz w postaci łagodnych zmian jasności. Na rozmytym i niewyraźnym tle gradient związany z kierunkiem magnetycznym jest trudny do rozpoznania. Kiedy widzenie jest ostre, łatwo można odróżnić łagodne przejścia jasności spowodowane polem magnetycznym od wyraźnych i ostrych konturów krajobrazu. Wynika z tego, że również ptak - krótkowidz miałby kłopot z nawigacją. Można jednak sądzić, że bezlitosny dobór naturalny wyeliminował taką przypadłość u rudzików, czy innych zwierząt mających zdolność widzenia ziemskiego pola magnetycznego. Inna ciekawostką jest to, że kryptochromy, które ewolucyjnie powstały bardzo wcześnie, są obecne u roślin, koralowców a także u ssaków, w tym ludzi. Niektórzy naukowcy sądzą więc, że i my mamy potencjalną możliwość postrzegania pola magnetycznego.
- 19 odpowiedzi
-
Naukowcy z Uniwersytetu im. Waszyngtona w Saint Louis donoszą o ciekawym odkryciu dotyczącym wirusa Zachodniego Nilu. Naukowcy zaobserwowali, że prawdopodobieństwo infekcji tym mikroorganizmem maleje, gdy w otoczeniu wzrasta... różnorodność ptactwa. Wirus Zachodniego Nilu (ang. West Nile Virus - WNV), spokrewniony m.in. z wirusami powodującymi dengę i żółtą febrę, należy do mikroorganizmów mogących powodować groźne dla człowieka gorączki krwotoczne. Powodowana przez WNV choroba, gorączka Zachodniego Nilu, jest co prawda schorzeniem rzadkim, lecz jej śmiertelność jest stosunkowo wysoka. Wirus jest przenoszony na ludzi niemal zawsze przez komary, które z kolei "otrzymują" go wraz z krwią ptaków. Ponieważ nie istnieje szczepionka przeciw WNV, wykonuje się wiele badań na temat jego rozprzestrzeniania. Zdaniem amerykańskich badaczy istotnym elementem profilaktyki może być dbanie o różnorodność ptaków. Podsumowując, tam, gdzie na waszych podwórkach występuje więcej gatunków ptaków, macie znacznie niższe ryzyko zostania zakażonymi wirusem Zachodniego Nilu - podsumowuje wnioski ze swoich badań ich autor, doktorant Brian Allan. Młody naukowiec dodaje: mechanizmy są podobne do tych opisywanych w przypadku ekologii choroby z Lyme [inaczej: boreliozy, ciężkiej choroby bakteryjnej przenoszonej przez kleszcze - przyp. red.]. Tam, gdzie istnieje więcej gatunków ptaków, bardzo nieliczne komary zostają zakażone, więc ludzie są narażeni na mniejsze ryzyko. Tylko nieliczne gatunki ptaków są dogodnym rezerwuarem wirusa, lecz występują one często w obszarach miejskich i podmiejskich, gdzie różnorodność ptactwa jest silnie ograniczona. Z punktu widzenia ryzyka zagrożenia infekcją największym zagrożeniem dla człowieka są niepozorne rudziki - ptaki chętnie żyjące w otoczeniu człowieka, przeważnie mile przez niego widziane. Do innych gatunków istotnych pod tym względem należą m.in. kruki, gwarki, zięby czy sójki. Jak pokazują Amerykanie, im więcej przedstawicieli różnych gatunków żyje na danym terenie, tym większa jest szansa, że ukąszone przez komara zostaną te spośród nich, które są dla nas mniejszym zagrożeniem. Badacze zaobserwowali jeszcze jedną istotną zależność. Okazuje się, że prawdopodobieństwo przeniesienia WNV na człowieka zależy nie tylko od liczby gatunków żyjących na określonym obszarze, lecz także od stosunkowej liczebności osobników każdego z nich. Allan tłumaczy to następująco: to połączenie bogactwa, czyli liczby gatunków, oraz równości, czyli ich wzajemnych proporcji. Na terenach miejskich i podmiejskich można zaobserwować mniejsze bogactwo gatunków i niższy stopień równości ich liczebności. Można na przykład spotkać przedstawicieli pięciu gatunków, ale na sto zwierząt dziewięćdziesiąt należy do tego samego gatunku. Właśnie dlatego liczba gatunków stanowi tylko połowę równania. Obserwacje prowadzone przez badaczy z Saint Louis trwały aż pięć lat. Prowadziło je 16 zawodowych naukowców i cała rzesza magistrantów, co czyni projekt wyjątkowym, lecz jednocześnie jest to zrozumiałe z uwagi na złożoność badań. Pod opieką ekologów znajdowało się aż osiemset hektarów różnorodnych terenów miejskich, podmiejskich i dzikich. Badacze chwytali do specjalnych pułapek różne gatunki komarów i studiowali ich zdolność do przenoszenia wirusa. W ciągu całego badania zidentyfikowano co prawda trzy miejsca, w których odnaleziono moskity będące nosicielami wirusa Zachodniego Nilu, lecz oznacza to, że zainfekowany był maksymalnie jeden owad na tysiąc. Allan zauważa jeszcze jedną oczywistą korzyść wynikającą z dbania o różnorodność ptaków w naszym otoczeniu: to sytuacja, w której zwyciężamy podwójnie: chronimy środowisko i zdrowie publiczne. Trudno się z tym nie zgodzić.
-
- komar
- gorączki krwotoczne
- (i 6 więcej)