Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów ' nawóz' .
Znaleziono 4 wyniki
-
Ostateczna klęska Napoleona, bitwa pod Waterloo, pochłonęła tysiące ofiar. Ta jedna z najbardziej znanych bitew w dziejach już w chwili jej zakończenia obrosła legendą, stała się tematem sztuki, a z czasem przedmiotem badań naukowych. Ledwie opadł dym wystrzałów, a na polu bitwy pojawili się pierwsi turyści, którzy pozostawili liczne opisy pola bitwy zasłanego ciałami poległych i rannych, ewakuacji rannych oraz grzebania i palenia zwłok. Dotychczas jednak na polu bitwy znaleziono pojedyncze szczątki. Co się więc stało ze zwłokami? Tony Pollard z University of Glasgow opublikował na łamach Journal of Conflicts Archeology artykuł, w którym przedstawia wyniki własnej analizy wspomnień, dzienników, gazet i dzieł malarskich z lat po bitwie. Pierwszymi turystami, którzy zjawili się na polu bitwy byli mieszkańcy Brukseli, w której w tym czasie żyła spora liczba Brytyjczyków. Był wśród nich James Ker, który pole bitwy pod Waterloo odwiedził już następnego dnia po zakończeniu walk. Szeroko opisał on to, co zobaczył, ale mimo że miał literackie aspiracje, jego wspomnienia nie zostały nigdy opublikowane. Z czasem zaczęli pojawiać się też turyści z zagranicy. Szczególnie z Wielkiej Brytanii, z których część wybrała się do Belgii tylko po to, bo obejrzeć pole bitwy. Najbardziej znanym z tych wczesnych turystów był bez wątpienia sir Walter Scott, który przybył pod Waterloo w sierpniu 1815 roku, dwa miesiące po bitwie. Ci pierwsi wizytujący skupiali się głównie na opisywaniu trzech wydarzeń: ewakuacji rannych (która trwała ok. 5 dni), pozbywaniu się ciał (co zajęło co najmniej 10 dni) oraz plądrowaniu pola bitwy, które trwało przez tygodnie, miesiące, a nawet lata. Z opisów wiemy, że zabici byli grzebani lub paleni nago. Szczególnie cennym nabytkiem były buty. Jednak cenne były również niektóre części ubioru. Brak jednak doniesień, by wkrótce po bitwie widywano miejscowych chłopów w żołnierskich ubraniach. Albo było więc zbyt wcześnie, by je założyć, albo materiał został pocięty i wykorzystany do produkcji innych ubrań, albo też wykorzystano go do produkcji papieru. Z relacji wiemy, że poległych chowano w płytkich grobach, z których deszcz wypłukiwał ziemię i trzeba było jej dosypywać. Część zmarłych spalono, ale niedokładnie, ponadto dotyczyło to mniejszości ofiar. Na polu bitwy powinny znajdować się więc tysiące pochówków. Z przeprowadzonych przez Pollarda analiz wynika, że odwiedzający pole bitwy wspominają o trzech masowych grobach. W wybierzysku piasku na północ od farmy La Haye Sainte miano pochować 4000 osób, w sadzie posiadłości Hougoumont spoczęło 7000 osób, a pomiędzy obiema farmami powstał trzeci z masowych grobów, gdzie pogrzebano 2000 poległych. Autor analizy stwierdza, że o ile same liczby są zapewne mocno przesadzone, to takie trzy masowe groby prawdopodobnie powstały. Większość zmarłych pochowano jednak w niewielkich pojedynczych lub podwójnych grobach. Pomimo tego, że relacje pisemne dość dokładnie opisują okolice, mamy też obrazy przedstawiające te wydarzenia, a farmy La Haye Sainte i Hougoumont wciąż istnieją, dotychczas nie tylko nie trafiono na masowe groby, ale w ogóle dotychczas znaleziono pojedyncze ciała. Przez dwie dekady po bitwie pod Waterloo europejskie pola bitew były łatwo dostępnym źródłem kości, które można było zmielić, a które – przed odkryciem w latach 40. XIX wieku superfosfatów – były używane w formie nawozu – czytamy w artykule. Pollard zauważa, że inni autorzy wspominali o takiej praktyce, jednak często z niedowierzaniem, a powszechne używanie kości z pól bitew zaliczano raczej do gatunku miejskich legend. Nawet autorzy, którzy wspominają o usuwaniu zębów poległych pod Waterloo, z których później powstawały protezy zwane „zębami z Waterloo”, nie wspominają o handlu kośćmi na potrzeby rolnictwa. Nie ma jednak powodu, jak stwierdza Pollard, by nie wierzyć np. gazecie The London Observer z listopada 1822 roku. Ocenia się, że z Europy kontynentalnej do portu w Hull importowano ponad milion buszli kości ludzi i zwierząt. Okolice Lipska, Austerlitz, Waterloo i innych miejsc, w których 15–20 lat temu rozgrywały się bitwy, zostały wyczyszczone z kości bohaterów oraz koni na których jeździli. Zebrane kości zostały dostarczone do Hull, a stamtąd do młynów kości w Yorkshire, gdzie silniki parowe i potężne maszyny zmieniły je na granulat. W takim stanie wysłano je do Doncaster, jednego z największych targów rolniczych w kraju, gdzie sprzedano im rolnikom, by nawozili swoje grunty. Autor tego samego artykułu zauważa, że Brytania wysyła młodych mężczyzn, by walczyli w zagranicznych wojnach, a potem robi z nich nawóz. Martwy żołnierz stał się bardzo wartościowym towarem, a dobrzy farmerzy z Yorkshire zadłużają się, by zamienić kości swoich dzieci w chleb. Siedem lat później London Spectator opisywał, że do szkockiego portu Lossiemouth zawinął statek z Hamburga wyładowanymi kośćmi poległych w bitwie narodów pod Lipskiem (październik 1813). Biorąc pod uwagę fakt, że sproszkowane kości były powszechnie używane w formie nawozu, możliwości przerobowe urządzeń do ich kruszenia, brak masowych pochówków na polu bitwy pod Waterloo oraz doniesienia prasowe z epoki, możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że używanie ludzkich kości z pól bitew nie było jedynie miejską legendą. Można tylko przypuszczać, że jakiś czas po bitwie u właściciela terenu, na którym znajdowały się pochówki, pojawiał się agent firmy produkującej nawozy – takiej jak np. Northern Agricultural Co. Aberdeen, której siedziba mieściła się, nomen omen, przy Waterloo Quay – i składał ofertę. Przynajmniej niektórzy z właścicieli mogli z chęcią pozbyć się ze swojego terenu grobów i jeszcze na tym zarobić. Najbardziej pożądanym celem dla takich agentów mogły być masowe groby, gdzie szybko i tanio można było pozyskać liczne kości. A źródłem informacji o lokalizacji takich grobów mogli być miejscowi, którzy przechowywali pamięć lokalnej społeczności, a część z nich osobiście mogła uczestniczyć w grzebaniu zmarłych. Pollard podkreśla, że nie można z całą pewnością stwierdzić, iż kości poległych pod Waterloo zostały przerobione na nawóz. Silnym kontrargumentem wydaje się brak informacji o rozkopywaniu czy niszczeniu grobów w pamiętnikach turystów z kolejnych dziesięcioleci po bitwie. Nawet jeśli sami tego nie widzieli, to mogli słyszeć o tym od miejscowych. Jednak niczego takiego nie zanotowali. Faktem jednak jest, że około połowy XIX wieku z pamiętników i dzienników informacje o grobach stopniowo znikają. Może to świadczyć zarówno o tym, że zostały one zlikwidowane, a kości przerobiono na nawóz, jak i o tym, że zatarła się pamięć o nich. Prace archeologiczne pod Waterloo trwają i być może w przyszłości dowiemy się nieco więcej o dalszych losach tysięcy poległych w tym miejscu. « powrót do artykułu
-
- bitwa pod Waterloo
- nawóz
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Do 2050 roku rolnictwo będzie musiało zaspokoić potrzeby żywieniowe niemalże 10 mld ludzi. Biorąc pod uwagę dewastację gruntów rolnych i światowe niedobory wody jednym z rozwiązań wydają się być takie trendy jak zero waste czy alternatywne źródła białka, które pozwolą odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie bez niszczenia środowiska naturalnego. Filozofia „zero waste” mocno wpisuje się̨ w naszą codzienność, jednak czy kojarzymy to sformułowanie z rolnictwem? Niestety nie, a szkoda. Wbrew powszechnym twierdzeniom, rolnictwo w bardzo wielu zakresach jest zero waste – tłumaczy prof. UPP dr hab. Zuzanna Sawinska z Katedry Agronomii, Wydział Rolnictwa. Ogrodnictwa i Bioinżynierii UPP. Od zarania swych dziejów wykorzystuje w produkcji z dużym powodzeniem np. obornik, czyli odpad z produkcji zwierzęcej. W kolejnych latach do zastosowania w uprawach wprowadzane były komposty, nawozy zielone, pofermenty z biogazowni czy w ostatnim czasie osady ściekowe jako nawóz – wymienia badaczka. Ale to nie koniec możliwości wykorzystania „odpadów” w produkcji roślinnej. Coraz częściej słyszymy o owadach jako bardzo dobrym źródle białka w żywieniu zwierząt a także ludzi. A co będzie się działo z tym co owady zjedzą i wydalą? Otóż, powstaje z tego naturalny nawóz, który może znaleźć swoje zastosowanie w rolnictwie, ogrodnictwie czy w uprawach hobbystycznych. W jaki sposób, w jakich dawkach, w jakich roślinach i czy w ogóle taki nawóz będzie mógł znaleźć zastosowanie ocenia prof. UPP dr hab. Zuzanna Sawinska z zespołem swoich współpracowników z Katedry Agronomii w ramach prowadzonego dla HiProMine projektu badawczego „Opracowanie technologii wytwarzania nawozu organicznego (w postaci peletu/granulatu) na bazie odchodów Hermetia illucens i zbadanie jego oddziaływania na wybrane rośliny”. Pierwsze wyniki badań są bardzo obiecujące, wskazują że istnieje możliwość zastosowania nawozu z odchodów Hermetia illucens zarówno w uprawie jęczmienia ozimego, życicy trwałej jak i sałaty czy bazylii – wyjaśnia prof. UPP dr hab. Z. Sawinska. Aktualnie testujemy różne dawki tego nawozu, sposoby stosowania, będziemy także sprawdzać jak radzą sobie oceniane w badaniach rośliny w warunkach stresu suszy w przypadku zastosowania tego nawozu, oczywiście w porównaniu z kombinacjami w których nawóz na bazie odchodów Hermetia illucens nie był stosowany. Jeszcze wiele ciekawych obserwacji przed nami - dodaje Prof. UPP dr hab. Zuzanna Sawinska. Badania realizowane są jako podwykonawstwo w ramach badań przemysłowych i rozwojowych w projekcie HiProMine S.A. „Opracowanie technologii wytwarzania nawozu organicznego (w postaci peletu/granulatu) na bazie odchodów Hermetia illucens i zbadanie jego oddziaływania na wybrane rośliny” - działanie 1.1 „Projekty B+R przedsiębiorstw”, Poddziałanie 1.1.1 „Badania przemysłowe i prace rozwojowe realizowane przez przedsiębiorstwa” Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. « powrót do artykułu
-
- rolnictwo
- zero waste
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Młodzi naukowcy z Wydziału Geoinżynierii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UWM) stworzyli Kapsułę Nowego Życia, a w niej warunki niezbędne do powstania małego ekosystemu. Olsztynianie pracują nad specjalnym nawozem, który pozwoli na uprawę i rozwój roślinności na Marsie i w innych miejscach, w których obecnie jest to niemożliwe. Wyniki tych badań mogą stanowić przełom nie tylko dla NASA czy Elona Muska planującego osiedlić ludzi na Czerwonej Planecie. Pomogą także walczyć z głodem na wyjałowionych terenach pustynnych - podkreślono w komunikacie Wydziału Geoinżynierii. Autorami opisywanych badań są Izabela Świca ze Szkoły Doktorskiej UWM i Hubert Kowalski, doktorant z Katedry Inżynierii Środowiska na Wydziale Geoinżynierii. Świca i Kowalski zajmują się wytworzeniem specjalnego nawozu z biomasy glonowo-grzybowej. Co ważne, substancja ma właściwości rekultywujące glebę, również reolit marsjański. Początki projektu "Kapsuła Nowego Życia NLC" to projekt, który w 2019 r. otrzymał dofinansowanie w konkursie Studencki Grant Rektora. Autorzy kapsuły - Hubert Kowalski, Maciej Piejdak oraz Izabela Świca - stworzyli Kapsułę w ramach Koła Naukowego Inżynierii Środowiska. Jak zaznaczono w Wiadomościach Uniwersyteckich, pomysł, który wystawili do rektorskiego konkursu, był na tyle ciekawy i rozwojowy, że nie tylko otrzymał grant, ale i zakończył się zgłoszeniem do Urzędu Patentowego RP. Autorzy złożyli też propozycję jego zastosowania do użyźniania jałowych pustynnych gruntów rządom Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru. Do tego, żeby właściwości glonów i grzybów wykorzystać, zainspirował nas prof. Mirosław Krzemieniewski, opiekun naszego koła – opowiada Hubert Kowalski. Studenci stwierdzili, że skoro grzyby i glony się uzupełniają, należy je połączyć. Powstał pomysł podwójnego reaktora do ich hodowli. W górnej części grubej szklanej rury znajdują się zielenice - a konkretnie chlorella zwyczajna (Chlorella vulgaris) - w dolnej rezydują zaś grzyby. Na pytanie jakie, Kowalski odpowiada następująco: leśne, a mówiąc nienaukowo – tzw. psie. Pozbieraliśmy ich grzybnie w lesie i zasadziliśmy na podłożu ze słomy w naszym reaktorze. Glony i grzyby mają dużo światła i ciepła, dostają pożywki i ich jedynym zadaniem jest produkować biomasę. Badamy współpracę i wzajemne zależności rozwoju między glonami a grzybami w warunkach niemal samowystarczalnych. Grzyby, rozkładając namnażającą się biomasę mikroglonów, wydzielają niezbędny do rozwoju glonów dwutlenek węgla. Glony zaś, w procesie fotosyntezy, wytwarzają tlen dla grzybów. W ten sposób powstaje nawóz, który użyźnia glebę – dodaje. Mechanizm działania i prace nad udoskonaleniem Woda zostanie pozyskana z urządzenia wykorzystującego zjawisko skraplania się rosy. Wykorzystanie paneli fotowoltaicznych pozwoli m.in. na ogrzanie reaktora z glonami i grzybami nocą. Jak podaje Lech Kryszałowicz, redaktor naczelny Wiadomości Uniwersyteckich, część glonów z górnego reaktora będzie dopływać do dolnego z grzybami, aby miały czym się pożywiać. Z zewnątrz kapsuła będzie potrzebować tylko co jakiś czas pożywki dla glonów. Nadmiar biomasy z reaktora będzie odprowadzany bezpośrednio do gruntu pod kapsułą, użyźniając go. Kapsuły można ustawiać przy sobie, tak aby powstawały poletka. Nadmiar tlenu uleci do atmosfery. W warunkach laboratoryjnych z 2 kg CO2 udało się uzyskać 1 kg biomasy. Kapsuła Nowego Życia to bardzo oryginalny i obiecujący pomysł. To szansa na użyźnienie gruntów na obszarach o glebach ubogich, pustynnych, gdyż wzbogaca je w substancje organiczne. Ważne jest też to, że Kapsuły nie potrzebują licznej obsługi. Jej autorzy myślą już o zasilaniu ich w pożywki dla glonów za pomocą dronów, a Izabela o wykorzystaniu tego pomysłu do ożywienia Marsa – pochwalił byłych podopiecznych prof. Mirosław Krzemieniewski. Badania rozpoczęły pod kierunkiem prof. Krzemieniewskiego, a obecnie są kontynuowane pod przewodnictwem prof. dr. hab. Marcina Dębowskiego. Pracujemy ciągle nad udoskonaleniem kapsuły, czyli np. zwiększeniem wydajności glonów i badaniem, w jakim tempie substancja organiczna przenika przez grunt – mówi Kowalski. Jeśli próby zasilania Kapsuł przez drony się powiodą, obniży to koszty ich eksploatacji i niewątpliwie zwiększy ich atrakcyjność. Będzie ich można ustawiać więcej i w większej liczbie miejsc, także w tych z trudnym dostępem. Pracujemy na symulancie marsjańskiej gleby, który pochodzi z Hawajów. Na podstawie zgromadzonych danych pozyskanych z dotychczasowej eksploracji Czerwonej Planety Amerykanie stworzyli kopię skały pokrywającej Marsa o identycznych właściwościach. Badając wytworzony nawóz, w Kapsule Nowego Życia eksperymentujemy na próbkach właśnie tego symulantu – wyjaśnia Izabela Świca. Nie tylko Mars Wyniki badań doktorantów mogą pomóc w odtworzeniu żyzności gleb na terenach zdegradowanych, a także pustynnych. Nasze badania umożliwią uprawę i rozwój roślinności w miejscach, na których dzisiaj nie da się tego robić. W obliczu zwiększającej się liczby ludności na świecie i ciągle nierozwiązanego problemu głodu, organiczny nawóz użyźniający glebę niesie nadzieję na poprawę warunków życia dla milionów ludzi - podkreśla Świca. Prace badawcze mają się zakończyć w 2023 roku. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Kapsuła Nowego Życia
- reaktor
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Studenci z Uniwersytetu w Kapsztadzie stworzyli cegły z... ludzkiego moczu. Niezwykły materiał budowlany powstał dzięki naturalnemu procesowi o nazwie mikrobowe wytrącanie węglanów. Jest on podobny do procesu, w którym powstają muszle stworzeń morskich. Południowoafrykańscy studenci wykorzystali luźny piasek i bakterie, wytwarzające ureazę. Gdy pojawi się mocz, ureaza rozkłada mocznik, tworząc w złożonym procesie chemicznym węglan wapnia. To wiąże piasek i możemy otrzymać zadany kształt, na przykład cegłę. Osiągamy tutaj podwójną korzyść. Z jednej strony pozbywamy się moczu, z drugiej zaś otrzymujemy materiał budowlany, który powstaje w temperaturze pokojowej. Tradycyjne cegły wymagają wypalania w bardzo wysokich temperaturach, co jest procesem energochłonnym i wiąże się z emisją dużych ilości dwutlenku węgla. Nowe cegły można dobierać pod wymagania klienta. Jeśli klient chce mieć cegłę o 40% bardziej wytrzymałą niż wapień, to po prostu dajemy bakteriom więcej czasu na działanie. Im dłużej one pracują, tym bardziej wytrzymały jest materiał końcowy. Możemy więc optymalizować ten proces, mówi doktor Dyllon Randall, który nadzorował badania swoich studentów. Pomysł wykorzystania mocznika do wytwarzania cegieł testowano kilka lat temu w USA. Wówczas jednak użyto syntetycznych roztworów, a Suzanne Lambert i Vukheta Mukhari postanowili wykorzystać ludzki mocz. Dodatkową zaletą opracowanego przez nie procesu jest fakt, że produktami ubocznymi produkcji cegieł są azot i potas, ważne składniki komercyjnych nawozów sztucznych. Jak informuje Randall, mocz stanowi mniej niż 1% objętości ścieków bytowych, ale znajduje się w nim 80% azotu, 56% fosforu i 63% potasu obecnych w ściekach. Około 97% fosforu z moczu można wykorzystać do produkcji fosforanu wapnia, ważnego składnika nawozów, którego naturalne światowe rezerwy powoli się wyczerpują. W Kapsztadzie powstała nowatorska metoda, która pozwala na całkowity recykling moczu. Najpierw jest on zbierany w specjalnych pojemnikach, gdzie powstaje nawóz w stanie stałym. Pozostały płyn jest wykorzystywany do produkcji cegieł, a to, co pozostaje, służy do wyprodukowania drugiego nawozu. Całość moczu jest zamieniana w trzy użyteczne produkty. Kolejnym krokiem jest zoptymalizowanie całego procesu tak, by przynosił on zysk, mówi doktor Randall. Wykorzystanie powyższego pomysłu nie będzie proste. Trzeba by rozstrzygnąć kwestię zbierania i transportu moczu oraz zadbać o społeczną akceptację dla produktów z niego uzyskanych. « powrót do artykułu