Search the Community
Showing results for tags 'odstrzał'.
Found 4 results
-
Wybiórczy odstrzał nie pozwala kontrolować rozprzestrzeniania zakaźnego raka pyska u diabłów tasmańskich (Sarcophilus harrisii). Raport na ten temat ukazał się właśnie w piśmie Journal of Applied Ecology. Jego autorami są dr Nick Beeton z Uniwersytetu Tasmańskiego oraz prof. Hamish McCallum z Griffith University. Pomiędzy 2004 a 2010 rokiem próby przeprowadzane na półwyspie Forestier, niemal całkowicie odizolowanym kawałku lądu w południowo-wschodniej Tasmanii, wykazały, że strategia ta nie pozwala całkowicie wyeliminować choroby z populacji. W ramach studium Beeton i McCallum stworzyli modele do oceny wpływu bardziej intensywnego odstrzału. Stwierdzili, że by kontrolować zakaźnego raka pyska, trzeba by wyeliminować niewykonalnie dużą liczbę zwierząt. W przypadku wszystkich wykorzystanych modeli zauważyliśmy, że konieczny do stłumienia choroby wskaźnik eliminacji jest wyższy, niż da się to osiągnąć w terenie. Supresja raka udałaby się tylko wtedy, gdyby wyłapano wystarczająco dużo zainfekowanych osobników z populacji. Inaczej zawsze istnieje ryzyko, że doszłoby do rozniecenia kolejnej fali epidemii. Aby sprostać temu zadaniu, trzeba by wdrożyć o wiele większy, długotrwały program odłowu. Nasze modele pokazują, że nawet w przypadku dających się łapać zwierząt, takich jak diabeł tasmański, pozyskanie wystarczającej liczby do wyplenienia choroby jest trudnym zadaniem. W świetle uzyskanych wyników sensowne wydaje się stworzenie populacji zabezpieczających podtrzymanie ciągłości gatunku, a także rozpoczęcie badań nad opornością genetyczną i szczepionką. Biorąc jednak pod uwagę ograniczone postępy w zakresie prac nad szczepionkami przeciwko ludzkim nowotworom, choć w badania inwestuje się olbrzymie kwoty, nadzieje na opracowanie szczepionki przeciw rakowi pyska diabła (DFTD) są raczej płonne. Choroba narasta wolniej wśród diabłów zamieszkujących północno-zachodnią Tasmanię, co sugeruje, że populacja może być w pewnym stopniu genetycznie oporna na DFTD. Naukowcy zebrali też dowody, że choroba ewoluuje, dlatego w pewnych rejonach wydaje się zachowywać inaczej. Ważne, by założyć wolne od raka dziko żyjące populacje na wyspach lub bardzo dużych ogrodzonych obszarach – podsumowuje Beeton.
-
- prof. Hamish McCallum
- dr Nick Beeton
- (and 4 more)
-
Przed kilkoma tygodniami powstała w polskiej sieci witryna dla ludzi, którym myśliwi zabili zwierzęta domowe. Znajdziemy tam historie osób, które poszły ze swoimi pupilami na spacer, a przechodzący obok członkowie kół łowieckich zastrzelili biegnącego psa. Polskie ustawy dają myśliwym prawo do zastrzelenia psa lub kota w ściśle wyznaczonych sytuacjach. By dokonać odstrzału muszą łącznie zachodzić następujące przesłanki: myśliwy musi mieć specjalne upoważnienie, zwierzę musi być bez opieki i wykazywać oznaki zdziczenia, musi znajdować się w odległości ponad 200 metrów od zabudować mieszkalnych i musi stanowić zagrożenie dla dzikich zwierząt. Tymczasem na stronie ZabiliMiPsa.pl znajdziemy liczne opisy zabicia zwierząt w sytuacji, gdy znajdowały się one w odległości kilkunastu metrów od swoich właścicieli, gdy ewidentnie było widać, że zwierze nie jest bez opieki i nie wykazuje oznak zdziczenia. Jak czytamy w serwisie, myśliwi strzelają do zwierząt w obecności dzieci, oddają strzały gdy w pobliżu znajdują się osoby postronne. Zdarzają się też przypadki strzelania do zwierząt w środku wsi. Niektórzy z internautów, którzy odwiedzili witrynę, mówią o sytuacjach, gdy myśliwy zabijał zwierzę znajdujące się na prywatnym terenie swojego właściciela. Często też można dowiedzieć się o zacieraniu śladów i usuwaniu dowodów przez myśliwych tak, by zrzucić z siebie winę czy przekonać, że zabicie zwierzęcia odbyło się zgodnie z prawem. Sami przedstawiciele kół łowieckich mówią, że za zdziczałego psa można uznać takiego, który jest bez obroży, ma brudną, zaniedbaną, zmierzwioną sierść oraz poluje na dziką zwierzynę. Założyciele strony ZabiliMiPsa.pl domagają się zmian w odpowiednich ustawach, wyraźnego oznakowania tablicami ostrzegawczymi terenów łowieckich, sprecyzowania określenia "zdziczały pies" i "zdziczały kot" oraz ograniczenia prawa do strzelania do zdziczałych psów i kotów do pewnych osób oraz zezwalania tylko na zorganizowane odstrzały. Nie wiadomo, jak duże szanse powodzenia ma inicjatywa. Poseł Grzegorz Dolniak (PO), wiceprzewodniczący komisji spraw wewnętrznych, mówi, że woli apelować do myśliwych o wrażliwość. Inicjatywa powstania witryny wyszła od właścicieli białego samojeda Floriana, który pod koniec stycznia bieżącego roku został zabity przez myśliwego podczas spaceru ze swoim właścicielem i grupą jego znajomych. Podobne sprawy często są umarzane. W przypadku Floriana policja uwierzyła, że strzelił on trzykrotnie do psa, gdyż ten gonił kozła. Słowo właściciela, który zaprzeczył, by widział dzikie zwierzę, nie wystarczyło. Na stronie ZabiliMiPsa.pl bardzo szybko zabrakło miejsca na wpisy internautów. Dlatego też dyskusje przeniesiono na www.forum.stopodstrzalom.pl.
-
Część australijskich polityków wzywa do redukcyjnego odstrzału krokodyli różańcowych (Crocodylus porosus), największych współcześnie żyjących gadów. Pojawia się bowiem coraz więcej doniesień, że zwierzęta te widziano na plażach dla surferów, zbiornikach wodnych, w których kąpią się ludzie, czy w pobliżu miast. Inne podejście prezentują osoby zajmujące się ochroną krokodyli różańcowych (zwanych też krokodylami morskimi) na północy Australii. Uważają one, że ci, którzy wkraczają na tereny, gdzie żyją te zwierzęta, powinny być karani wysokimi grzywnami. W Australii komercyjne polowania na krokodyle zostały zakazane w latach 70. i wiele osób sądzi, że od tego czasu populacja tych zwierząt gwałtownie się zwiększyła. Jednak minister ochrony środowiska stanu Queensland, Lindy Nelson-Carr uważa, że nie jest to prawdą. Wygląda na to, ze ludzie coraz częściej wchodzą na tereny zamieszkane przez krokodyle i dlatego widzą ich więcej – mówi. Dodaje, że krokodyle różańcowe to delikatny gatunek i w Queensland pozostało ich około 30 000. Niektórzy eksperci oceniają jednak, że może ich żyć od 65 do 70 tysięcy. Pani Nelson-Carr obiecuje, że Agencja Ochrony Środowiska opracuje plan, którego celem będzie wypracowanie równowagi pomiędzy bezpieczeństwem publicznym, rozsądnym komercyjnym wykorzystaniem krokodyli morskich a ochroną tych zwierząt. Krokodyle to jedne z australijskich rodzimych drapieżników. Utrzymują one równowagę w ekosystemie i bez nich Queensland byłby zupełnie innym miejscem – mówi Nelson-Carr.
-
- krokodyl morski
- krokodyl różańcowy
- (and 4 more)
-
Kangurom żyjącym wokół stolicy Australii Canberry będą wkrótce podawane doustne środki antykoncepcyjne. W ten sposób władze chcą kontrolować liczebność populacji tych zwierząt, która ostatnimi czasy bardzo wzrosła. Na pomysł wpadli obrońcy zwierząt, dla których podawanie leków jest lepszą alternatywą niż odstrzał torbaczy. To stanowczo lepsze niż zabijanie kangurów — powiedziała w środę (23 sierpnia) Reuterowi Simone Gray, rzeczniczka Animal Liberation. Zabijanie naszego symbolu narodowego w stolicy kraju jest czymś niewłaściwym. W Australii żyje w przybliżeniu ok. 57 mln dzikich kangurów, niemal trzy razy więcej niż ludzi. Niszczą one uprawy i mienie oraz konkurują o wodę i pożywienie ze zwierzętami hodowlanymi. Mimo że kangur jest symbolem narodowym, każdego roku miliony tych zwierząt padają od kul. Ich liczba jednak nadal wzrasta. Problem stał się palący na przedmieściach Canberry, ponieważ wskutek 5 lat suszy kangury zaczęły się "wprowadzać" do miast, szukając pożywienia. Tutaj stanowią zagrożenie m.in. dla kierowców. Odpowiadają za 70% powodowanych przez zwierzęta wypadków samochodowych. Tereny trawiaste i dziewicze lasy wokół Canberry są domem dla największej liczby kangurów w kraju: na jeden kilometr kwadratowy przypada między 450 a 500 kangurów szarych. W 300-tysięcznej stolicy Australii w 2004 roku torbacze te spowodowały 600 wypadków samochodowych. Lokalne władze zapowiedziały rozpoczęcie prób klinicznych doustnych środków antykoncepcyjnych, które będą dodawane do trawy na nisko położnych żerowiskach. Decyzja sprzed 2 lat, by zabić 800 kangurów, wywołała sprzeciw obrońców zwierząt, dlatego władze musiały znaleźć inne sposoby ograniczania liczebności populacji. W przeszłości uciekano się do wazektomii (podwiązania nasieniowodów) oraz do zakładania samicom wkładek antykoncepcyjnych, ale, niestety, nie okazały się one skuteczne.
-
- Animal Liberation
- odstrzał
-
(and 4 more)
Tagged with: