Król jest nagi. Lekarze medycyny to najbardziej przeceniania pod względem intelektualnym grupa zawodowa. Nie potrafią myśleć - nie są tego uczeni w trakcie swojej edukacji (wręcz przeciwnie!), nie są również selekcjonowani na podstawie umiejętności sprawnego wnioskowania. Ich wiedza bywa rozległa, ale niewiarygodnie płytka co czyni ich idealnie zastępowalnymi przez nawet proste systemy ekspertowe (wzrost trafności diagnoz z 70 do 90%). Kolejnym problemem jest jakość wiedzy medycznej. Kiedy Richard Faynmann pisał o "cult cargo science", niewielu spodziewało się, że to określenie odnosi się nie tylko do psychologii, ale też do nauk medycznych. Prawdziwy postęp w medycynie nie powstaje w jej obrębie, ale poprzez wykorzystanie osiągnięć innych dyscyplin wiedzy. Im mniej tego kontaktu i większą swobodę pozostawia się "medykom", tym bardziej oderwane od rzeczywistości są ich ustalenia i absurdalne teorie. Bardzo często medycynę chińską przeciwstawia się zachodniej, wyśmiewając jej "magiczne" podstawy teoretyczne. Ale medycyna zachodnia, tam gdzie może działać sobie w oderwaniu o twardych danych eksperymentalnych i wyników z innych dziedzin, tworzy konstrukty które nie są jakościowo lepsze. Idealnym przykładem jest uporządkowana monotonicznie triada: psychologia-psychiatria-neurologia (na te dyscypliny już przygotowuje się bicz boży w postaci neurokongwistyki).
Medycyna to myślenie grupowe, nie posiada sprawnych mechanizmów do korygowania się, poza naturalnymi procesami wymierania starych generacji lekarzy (ktoś jeszcze pamięta, że za wymyślenie lobotomii przyznano nagrodę Nobla a procedurę zatrzymali dopiero radzieccy politycy?).
Tytuł artykułu jest mylący - to, że systemy automatyczne diagnozują lepiej niż lekarze, to wiadomo od 20 lat. Tutaj mamy przykład innego rodzaju - jest to wykazanie przewagi uczenia maszynowego nad społecznością lekarzy w tworzeniu wiedzy medycznej.