Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Rozwiązano tajemnicę rekordowego chłodu

Rekomendowane odpowiedzi

Odkąd 21 lipca 1983 roku na stacji Wostok na Antarktydzie zanotowano rekordowo niską temperaturę -89,2°C, badacze głowili się, jakie czynniki złożyły się na tak ogromną ucieczkę ciepła z tego obszaru. Teraz, dzięki naukowcom z Brytyjskiej Misji Antarktycznej, udało się wreszcie znaleźć wiarygodne rozwiązanie tej zagadki.

Rekordowo zimna pogoda nadeszła nad Wostok niezwykle nagle i niespodziewanie. Jeszcze 11 lipca temperatura w okolicy stacji wynosiła ponad -60°C i mieściła się tym samym w wartościach zupełnie typowych dla antarktycznej zimy. Przyczyny tak gwałtownego wychłodzenia ustalono dzięki analizie danych meteorologicznych, obrazów satelitarnych oraz danych zebranych przez pracowników stacji Wostok. 

Jak się okazuje, rekordowy chłód był konsekwencją nałożenia się na siebie kilku czynników:
- niezwykle niskiej temperatury w średnich warstwach troposfery, w warstwie wirujących mas powietrza
- odpychania mas ciepłego powietrza z północy przez szczelną warstwę zimnego powietrza okrążającą okolice Wostoku
- niemal całkowitego ustania wiatru przy powierzchni lądolodu
- utrzymującego się przez aż 7 dni całkowitego braku chmur oraz tzw. diamentowego pyłu (drobnych kryształów lodu), które mogłyby zatrzymać ciepło uciekające z powierzchni lądolodu w kierunku przestrzeni kosmicznej
- położenia stacji na wysokości aż 3488 m n.p.m.

Główny autor studium, prof. John Turner, zaznacza: nasze odkrycie wskazuje, że były to naturalne zjawiska, lecz pokazują nam one, jak niezwykłe mogą być zjawiska zachodzące na Ziemi w sposób naturalny. Badacz twierdzi także, że podobne warunki mogłyby teoretycznie utrzymywać się nawet dłużej, prowadząc ostatecznie do spadku temperatury w okolicach Wostoku do -96°C. Jeszcze zimniej mogłoby być na znajdującej się niedaleko stacji górze Dome Argus, na której, przy odpowiednim zbiegu okoliczności, możliwe byłoby nawet zarejestrowanie temperatury poniżej -100°C.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osoby z chorobami serca mogą nie być w stanie zaspokoić zwiększonego zapotrzebowania organizmu na tlen podczas wdychania zimnego powietrza.
      To studium pozwala ustalić, czemu zimne powietrze wyzwala zdarzenia sercowo-naczyniowe - uważa prof. Lawrence I. Sinoway z College'u Medycyny Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii.
      Wdychanie zimnego powietrza w czasie ćwiczeń może powodować nierównomierne rozmieszczenie tlenu w mięśniu sercowym. Zdrowy organizm radzi sobie z tym, redystrybuując przepływ krwi. U pacjentów z chorobami serca, np. chorobą wieńcową, się to nie udaje.
      Jeśli wykonujesz ćwiczenia izometryczne [napinając mięśnie bez rozciągania ich włókien] i wdychasz zimne powietrze, twoje serce mocniej pracuje, zużywając więcej tlenu. Amerykanie podkreślają, że takim rodzajem ruchu jest np. odgarnianie śniegu czy noszenie aktówki.
      Podczas studium Sinoway współpracował z doktorem Matthew D. Mullerem. Panowie badali zdrowych dorosłych w wieku dwudziestu kilku lat, a później zdrowych dorosłych w wieku sześćdziesięciu kilku lat. Podczas prób monitorowano zarówno działanie płuc, jak i serca.
      Ochotnicy przez 2 minuty ściskali rączkę urządzenia (miało to podwyższyć ciśnienie i obciążyć serce). Naukowcy stwierdzili, że dochodziło do niedopasowania zapotrzebowania i dostaw w obrębie lewej komory, do której dociera natlenowana krew, ale serce nadal sobie z tym radziło. Oznacza to, że zdrowi ludzie potrafią podczas jednoczesnego ściskania i wdychania zimnego powietrza odpowiednio redystrybuując przepływ krwi w w naczyniach w głębi mięśnia sercowego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pierwsze szeroko zakrojone badania pokryw lodowych i lodowców znajdujących się poza Grenlandią i Antarktydą  wykazały, że tracą one rocznie 150 miliardów ton lodu. Profesor John Wahr mówi, że oznacza to, iż z tego powodu globalny poziom oceanów wzrasta o 0,4 milimetra.
      Podczas swoich badań uczeni przeanalizowali dane dostarczone przez zespół dwóch satelitów GRACE (Gravity Recovery and Climate Experiment). Wykazały one, że w latach 2003-2010 strata lodu wynosiła 148 miliardów ton, czyli 162,5 kilometra sześciennego rocznie. Nie brano pod uwagę lodu z samotnych lodowców oraz pokryw lodowych z obrzeży Grenlandii i Antarktydy. Do obliczeń należy dodać 80 miliardów ton.
      Ziemia traci olbrzymie ilości lodu, który ostatecznie trafia do oceanów, a nowe badania pomogą nam znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące wzrostu poziomu wód oceanicznych oraz reakcji zimnych obszarów na zmiany klimatyczne - mówi Wahr.
      Satelity GRACE pozwalają obserwować lodowce z niespotykaną dotychczas dokładnością. Przed ich wystrzeleniem w 2002 roku lodowce obserwowano za pomocą czujników naziemnych. Uzyskiwano w ten sposób informacje na temat kilkuset spośród 200 000 wszystkich ziemskich lodowców. Satelity oddalone od siebie o 217,2 kilometra znajdują się na wysokości około 483 kilometrów nad Ziemią. Badają one zmiany w polu grawitacyjnym planety powodowane lokalnymi zmianami masy.
      GRACE posłużyły też uczonym z Boulder do zbadania utraty lodu na Grenlandii i Antarktydzie. Tam strata wynosiła 385 miliardów ton rocznie.
      W sumie w latach 2003-2010 roztopiło się około 4168 kilometrów sześciennych lodu.
      Woda z lodu utraconego przez Ziemię w latach 2003-2010 pokryłaby całe Stany Zjednoczone warstwą wody o głębokości około 0,5 metra - stwierdził Wahr.
      Naukowców najbardziej zaskoczył fakt, że utrata lodu jest znacznie mniejsza niż wcześniej szacowano. W wysokich górach Azji rocznie roztapia się około 4 miliardów ton, a niektóre wcześniejsze szacunki mówiły nawet o 50 miliardach ton.
      Dane GRACE z tych regionów były dużym zaskoczeniem. Jedno z możliwych wyjaśnień jest takie, że wcześniej informacje uzyskiwano z niżej położonych łatwo dostępnych lodowców i później ekstrapolowano je na zachowanie tych, które znajdowały się wyżej. Jednak mimo globalnego ocieplenia wyżej jest wciąż na tyle chłodno, że lodowce nie tracą masy - stwierdził uczony.
      Ciągle nie jest jasne, jak tempo topienia się może rosnąć i jak szybko lodowce będą traciły masę w nadchodzących dekadach. Z tego też powodu trudno jest przewidywać przyszłość - mówi profesor Pfeffer.
      Z badań wynika, że roczny przyrost wody w oceanach spowodowany topieniem się lodów wynosi zaledwie 1,5 milimetra.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania zmumufikowanych szczątków fok ujawniły, że zmiany wśród mikroorganizmów żyjących na Antarktydzie przebiegają znacznie szybciej, niż dotychczas sądzono. To wskazuje, że mikroorganizmy znacznie szybciej będą odpowiadały na zmiany temperatury czy wilgotności niż przypuszczali uczeni.
      Antarktyczne Suche Doliny to najzimniejsze i jedne z najbardziej suchych pustyń na Ziemi. Panuja tam tak trudne warunki, że sądzono, iż wszelkie zmiany dotyczące zamieszkujących je organizmów żywych zachodzą niezwykle powoli z powodu małej ilości źródeł pożywienia. Naukowcy postanowili jednak sprawdzić to założenie badając zmumifikowane zwłoki fok z Suchych Dolin. Już sama obecność fok w odległości 66 kilometrów od morza i na wysokości 1800 metrów nad jego poziomem stanowi zagadkę. Być może zwierzęta trafiły tam w wyniku choroby lub pobłądziły z powodu złej pogody. Jednak uczonych nie interesowały same foki, a mikroorganizmy zamieszkujące liczące sobie setki latmumie.
      Uczeni zbadali organizmy żyjące pod mumią i porównali je z tymi zamieszkującymi inne miejsca Suchych Dolin. Ponadto przenieśli jedną z mumii 150 metrów dalej i przez 5 lat analizowali zmiany zachodzące w gruncie.
      Niezwykle wolno rozkładające się szczątki zwierzęcia użyźniały glebę i zatrzymywały w niej wodę, która w innym wypadku szybko by odparowała. Uczeni odkryli, że po zaledwie dwóch latach życie mikroorganizmów w nowym miejscu spoczynku mumii było równie bujne jak w miejscu, w którym szczątki foki leżały przez 250 lat.
      Nie sądziliśmy, że odpowiedź będzie tak szybka. Dotychczas sądzono, że pojawienie się takiego bogactwa mikroorganizmów zajmie dziesiątki, jeśli nie setki lat - mówi specjalsta w dziedzinie ekologii mikroorganizmów Craig Cary z nowozelandzkiego University of Waikato.
      Pod nowym miejscem, w którym położono mumię, rozwinęły się bujnie te same gatunki mikroorganizmów, które naturalnie występowały w tamtejszej glebie. Jednak zmieniły się ich proporcje. Organizmy wcześniej dominujące stały się mniejszością.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rosjanie prawdopodobnie dowiercili się do Jeziora Wostok, największego z jezior znajdujących się pod lodem Antarktydy. Na nic zdały się apele ekologów i prośby ze strony USA czy Wielkiej Brytanii, by z wierceniami wstrzymać się do czasu opracowania technik gwarantujących, że woda w zbiorniku nie zostanie zanieczyszczona.
      Jezioro Wostok powstało prawdopodobnie 400 000 lat temu i od tamtej pory było izolowane od wpływów zewnętrznych warstwą lodu grubą na niemal 4 kilometry. W jeziorze mogą istnieć niespotykane nigdzie indziej formy życia, a jego woda może pozwolić np. na zbadanie składu atmosfery z czasów formowania się jeziora.
      Ekolodzy od początku krytykowali rosyjskie wysiłki apelując, by do wierceń wykorzystywano gorącą wodę. Rosjanie stwierdzili, że na odległej stacji polarnej nie mają możliwości jej wykorzystywania. Podczas wierceń użyto kilkudziesięciu ton freonu i parafiny. Mimo apeli ONZ, organizacji ekologicznych i wielu krajów, wiercenia były kontynuowane. Teraz agencja RIA Novosti doniosła, powołując się na nieujawnione źródło, że „nasi naukowcy na głębokości 3786 metrów dotarli do powierzchni jeziora“. Na razie nie wydano żadnego oficjalnego komunikatu w tej sprawie. Niewykluczone, że sukces zostanie ogłoszony przez władze w Moskwie.
      Jeśli to prawda i wszystko poszło dobrze, to jest to znaczące osiągnięcie. Dla Rosjan to bardzo ważny krok, gdyż od lat nad tym pracowali - mówi profesor Martin Siegert, dziekan wydziału nauk o Ziemi z University of Edinburgh. Uczony dodaje, że podobne warunki jakie panują w Jeziorze Wostok mogą panować też pod lodem Europy, księżyca Jowisza. Można będzie zatem sprawdzić, czy życie może przetrwać w takich warunkach.
      Rosjanie rozpoczęli wiercenia w 1989 roku. W 1996 ostatecznie potwierdzono istnienie jeziora, a w 1998 roku wiercenia przerwano w obawie o skażenie wody Jeziora. Później, po opracowaniu nowych technik, znowu je rozpoczęto. Mimo to zachodni eksperci ciągle są pełni obaw, że użyta parafina może zanieczyścić jezioro.
      W przyszłym roku profesor Siegert i jego zespół rozpoczną wiercenia w celu dotarcia do innego podlodowego zbiornika wody - Lake Ellsworth. W swojej pracy będą wykorzystywali gorącą wodę.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Liczbę jaj składanych przez żółwie zielone (Chelonia mydas) na filipińskiej wyspie Baguan - najdalej wysuniętej na wschód w archipelagu Wysp Żółwich - monitoruje się od 1984 r. W zeszłym roku gady pobiły rekord. W 14.220 jamach złożyły 1,44 mln jaj. W drugim pod względem "obfitości" 1995 r. znaleziono 12.311 gniazd.
      Jak podkreśla Romeo Trono, dyrektor wykonawczy Conservation International na Filipinach, 1,44 mln jaj to świetny wynik, który pozwala wierzyć w lepszą przyszłość Ch. mydas. Skoro dojrzałość płciową osiąga ok. 1% lęgu, zeszłoroczny sukces reprodukcyjny z Baguan zasili populację 13 tysiącami dorosłych osobników.
      Po wyżu z roku 1995 nastąpił ogromny spadek - wg danych z Wydziału Środowiska i Zasobów Naturalnych, w 2003 r. znaleziono nieco ponad 4 tys. jam z jajami. Mimo że Baguan stanowi obszar chroniony, żółwiom zagraża kłusownictwo, kradzież jaj na pokarm i handel, nielegalne metody połowu ryb oraz niedostateczny stopień wdrożenia uregulowań prawnych. Na szczęście wzrastająca ponownie liczba gniazd sugeruje, że gdy żółwie są chronione na plażach lęgowych i wodach przez odpowiednio długi czas, mogą się odrodzić - uważa Bryan Wallace z Conservation International. Co ważne, dzięki wspólnym wysiłkom różnych organizacji, prawo jest przestrzegane w coraz większym stopniu. Strażników z rezerwatu przeszkolono, wzmożono patrole i skorzystano z pomocy ochotników z lokalnych społeczności. Niebagatelne znaczenie ma też zapewne zaangażowanie filipińskiej straży przybrzeżnej oraz marines.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...