Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

A tak w ogóle, to najlepiej unikać smażenia i wybrać gotowanie na parze, a olej zostawić np. do sałatek :D

 

Znajomi częstowali mnie "pysznymi warzywami" zrobionymi na parze. Niestety smakowały jak trawa. 

 

Co do toksyn, to pewnie masz rację, choć przydałyby się testy. Z drugiej strony olej rzepakowy zawiera kwas erukowy. Podobno tylko modyfikowane genetycznie ziarna go nie mają, a normalne dostępne w sklepach oleje bezerukowe są tylko małoerukowcami (poza olejem kanolowym). Poza tym uważasz, że w obrobionym termicznie "zdrowym" oleju jest jeszcze coś specjalnie wartościowego?

 

Jeśli chodzi o panią Krychę od frytek, to w jej przypadku te ilości pewnie są zupełnie kosmiczne. Nie wiem, gdzie natomiast wyczytałeś, że tylko frytki od Krychy będą szkodliwe. W opracowaniu autorstwa prof. Cichosz można wyczytać, że utlenianie zaczyna się już w normalnej temperaturze, a wraz z jej wzrostem  rośnie niemal w postępie logarytmicznym, więc olej na zimno były dobry (jeśli świeży i nie sama omega 6), na ciepło niezdrowy, a od Krychy to zahaczałoby o §.

 

Trochę napaliłem się na ten olej kokosowy, więc wybiorę się do jakiegoś ekosklepu i wezmę na spróbowanie jakie to coś jest. Przy okazji kupię mąkę z amarantusa, o którym przeczytałem kilka peanów. I tu mam pytanie. Lubię placki ziemniaczane i zastanawiam się, czy jeśli dodam tę mąkę do nich, to po kontakcie z ziemniakiem (woda), tłuszczem i temperaturą skwalen nadal tam będzie? Podobne pytanie dot. naleśników i racuchów z jabłkami. Skoro jest okazja zapytać, to co sadzą o tym podstawy biochemii? ;) W sumie skwalenem można by zredukować ten cholesterol z nasyconych tłuszczy ze smażenia, ale i nie tylko z nich ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Znajomi częstowali mnie "pysznymi warzywami" zrobionymi na parze. Niestety smakowały jak trawa.

To dziwne, bo dobrze zrobione powinny mieć bardziej intensywny smak. No, ale wiadomo, kwestia gustu, więc nie dyskutuję.

olej rzepakowy zawiera kwas erukowy. Podobno tylko modyfikowane genetycznie ziarna go nie mają, a normalne dostępne w sklepach oleje bezerukowe są tylko małoerukowcami (poza olejem kanolowym).
Dlaczego w takim razie olej rzepakowy jest uznawany za najzdrowszy, prawdopodobnie lepszy nawet od oliwy z oliwek? I czy nie dajesz się przypadkiem wciągnąć w marketingową eko-papkę opartą o myśl przewodnią z cyklu "produkt unikalny musi być dobry i zdrowy, a olej kokosowy musi być dobry, skoro tropikalne wyspy są takie piękne"?
Poza tym uważasz, że w obrobionym termicznie "zdrowym" oleju jest jeszcze coś specjalnie wartościowego?
Ja od początku mówiłem, że smażenie w ogóle powinno się ograniczać. ALe jeżeli już zadajesz pytanie w ten sposób, to wg mnie po krótkim smażeniu pozostaje zdecydowana większość tego, co było w tym tłuszczu przed smażeniem, a więc związki korzystne dla zdrowia.
Nie wiem, gdzie natomiast wyczytałeś, że tylko frytki od Krychy będą szkodliwe.

O nie, nie, to nie tak. Napisałem jedynie, że badania, które czytałeś, o nie wiadomo jak wysokiej zawartości produktów utleniania, dotyczą długotrwałego i wysokotemperaturowego smażenia.

Trochę napaliłem się na ten olej kokosowy, więc wybiorę się do jakiegoś ekosklepu i wezmę na spróbowanie jakie to coś jest. Przy okazji kupię mąkę z amarantusa, o którym przeczytałem kilka peanów.

I zamierzasz dostrzec różnicę po tygodniu stosowania? :D BTW weź pod uwagę, że smażenie węglowodanów zawsze będzie się kończyło powstawaniem rakotwórczego akrylamidu, i będzie on o wiele bardziej szkodliwy od produktów utleniania tłuszczów powstających podczas smażenia na zmienianym każdorazowo oleju. Stosowanie oleju kokosowego przypomina więc nieco sytuację, w której zamawiasz BigMaca, ale popijasz Colą Light ;)

I tu mam pytanie. Lubię placki ziemniaczane i zastanawiam się, czy jeśli dodam tę mąkę do nich, to po kontakcie z ziemniakiem (woda), tłuszczem i temperaturą skwalen nadal tam będzie?

Skwalen jest b. oporny na działanie wysokich temperatur. Mimo to powtarzam jeszcze raz, że smażenie węglowodanów daje o wiele gorsze produkty, niż podgrzewanie tłuszczu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego w takim razie olej rzepakowy jest uznawany za najzdrowszy, prawdopodobnie lepszy nawet od oliwy z oliwek?

 

Przez kogo i na podstawie jakich wyników?

 

 

I czy nie dajesz się przypadkiem wciągnąć w marketingową eko-papkę opartą o myśl przewodnią z cyklu "produkt unikalny musi być dobry i zdrowy, a olej kokosowy musi być dobry, skoro tropikalne wyspy są takie piękne"?

 

A zauważyłeś u mnie argumentację tego typu? Powód jest tutaj: http://www.fitday.com/WebFit/nutrition/All_Foods/Fats_Oils_Dressings/Coconut_oil.html

 

Ma najmniej wielonienasyconych gotowych na nasycenie się tlenem.

 

Ja od początku mówiłem, że smażenie w ogóle powinno się ograniczać.

 

Ja też i właśnie o tym ograniczonym piszemy.

 

I zamierzasz dostrzec różnicę po tygodniu stosowania?.

 

Po kwadransie. Nie wiem skąd wziąłeś tydzień, ale jako jasnowidz nie zarobisz :D.

 

Stosowanie oleju kokosowego przypomina więc nieco sytuację, w której zamawiasz BigMaca, ale popijasz Colą Light ;)

 

To o tyle zły przykład, że Cola Light jest gorsza od tej z 18 kostkami cukru. Znam fankę Coli Light. Za to się płaci z odroczeniem. Jeśli już chcesz trzymać się Mc porównań, to byłaby to zamiana coli light na nieprzesłodzoną herbatę (Aha i nie jadam Big Macow, bo nie lubię aż tak rozdziawiać gęby. To dobre dla krokodyli.).

 

Skwalen jest b. oporny na działanie wysokich temperatur.

 

I nie wchodzi w jakieś „złe” reakcje ze składnikami tego co wymieniłem?

 

Mimo to powtarzam jeszcze raz, że smażenie węglowodanów daje o wiele gorsze produkty, niż podgrzewanie tłuszczu.

 

Do węglowodanów jeszcze nie doszedłem ;)

 

A tak poza tym, to zbyłeś pytanie o kwas erukowy i jego działanie na organizm - podobno nienajlepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Przez kogo i na podstawie jakich wyników?
Choćby na podstawie tych wyników, z których wynika dość jasno, że oleje bogate w nienasycone KT są korzystne dla zdrowia. Bez trudu znajdziesz wyniki w PubMedzie.
A zauważyłeś u mnie argumentację tego typu? Powód jest tutaj: http://www.fitday.com/WebFit/nutrition/All_Foods/Fats_Oils_Dressings/Coconut_oil.html

Ja nie mówię, że nie jest dobry. Chodzi mi tylko o to, czy rzeczywiście jest sens płacić kilka razy więcej za ten poziom korzyści. A do tego kolejny raz powtarzam, że przy jednorazowym smażeniu nie masz szans wytworzyć w oleju zbyt wielu toksyn.

Ma najmniej wielonienasyconych gotowych na nasycenie się tlenem.

ale jednocześnie te same kwasy są b. korzystne dla zdrowia, a jednorazowe smażenie nie powinno spowodować wytworzenia zbyt wielu połączeń z tymże tlenem. Morał z tego taki, że po jednorazowym smażeniu i tak nie pochłaniasz zbyt wielu szkodliwych produktów utleniania, za to dzięki olejowi rzepakowemu przyjmujesz więcej zdrowych, nienasyconych kwasów, i mniej niezbyt korzystnych nasyconych.

To o tyle zły przykład, że Cola Light jest gorsza od tej z 18 kostkami cukru.

To była akurat przenośnia i mam nadzieję, że jako inteligentny człowiek mimo wszystko zrozumiałeś sens :D

I nie wchodzi w jakieś „złe” reakcje ze składnikami tego co wymieniłem?

Nic mi na ten temat nie wiadomo.

Do węglowodanów jeszcze nie doszedłem ;)

A warto, bo śmiem przypuszczać, że są znacznie ważniejsze. Polecam skupienie się na indeksie glikemicznym i błonniku ;)

A tak poza tym, to zbyłeś pytanie o kwas erukowy i jego działanie na organizm - podobno nienajlepsze.

Fakt, umknęło mi to gdzieś. Nowoczesne metody produkcji oleju rzepakowego redukują ilość kwasu erukowego z ~50% do <1% (a więc na poziomie produktu jest to olej właściwie identyczny z olejem canola, bo całą różnica między rzepakiem i canolą ogranicza się właśnie do ilości kwasu erukowego). Skoro z badań wynika, że olej taki jest korzystny dla zdrowia, to najwidoczniej jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Choćby na podstawie tych wyników, z których wynika dość jasno, że oleje bogate w nienasycone KT są korzystne dla zdrowia.

Jeśli argumentujesz w dyskusji o smażeniu, że nienasycone KT są takie korzystne, to czy napiszesz, że smażenie na oleju lnianym też jest „cycuś”, bo Zawiera on najwięcej KT „korzystnych dla zdrowia”?

 

http://www.fitday.com/WebFit/nutrition/All_Foods/Fats_Oils_Dressings/Flaxseed_oil.html

 

Wiem, że nienasycone w pewnej proporcji i na zimno są korzystne i nie podważam tego.

 

Z tego co  czytałem, to tego erukowego w praktyce bywa w rzepakowym ponad 1 %, acz były to źródła w postaci for. Poza tym podobno po ekstrakcji zawiera tłuszcze trans:

http://www.optymalni.poznan.pl/z-roznych-zrodel/tluszcze-i-oleje-wielkie-nieporozumienie.html

 

Jakiemu producentowi oleju rzepakowego ufasz?

 

Dzięki za upewnienie w kwestii skwalenu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na temat oleju lnianego wolę się wypowiadać, bo nie zgłębiałem zbyt dokładnie jego właściwości.

 

Co do oleju rzepakowego - na forach można przeczytać bardzo wiele ciekawostek, szkoda jedynie, że rzadko mają one związek z rzeczywistością. W związku z tym nie będę się odnosił do tak niewiarygodnych danych. Natomiast co to tłuszczów trans, podejrzewam, że na upartego znajdziesz je w każdym oleju. Pozostaje jednak pytanie, czy w tak śladowych ilościach faktycznie będą one w ogóle szkodliwe. Moim zdaniem nie możemy popadać w paranoję, bo lada moment uznamy, że nie powinniśmy oddychać. A jeśli chodzi o producentów, nie będę się wypowiadał, bo badań nie prowadziłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na forach można przeczytać bardzo wiele ciekawostek, szkoda jedynie, że rzadko mają one związek z rzeczywistością. W związku z tym nie będę się odnosił do tak niewiarygodnych danych.

 

To doceń teraz, że ja się odnoszę do jak najbardziej forowych wypowiedzi użytkownika mikroosa  :D 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tego pełną świadomość. A Ty masz możliwość sprawdzenia sobie w PubMedzie, czy mówię prawdę :D Sam zresztą podałem Tobie kilka linków z PubMedu oraz tytuły książek, do których mógłbyś zajrzeć ;) Przecież wiesz doskonale, że nie masz obowiązku mi ufać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tego pełną świadomość. A Ty masz możliwość sprawdzenia sobie w PubMedzie, czy mówię prawdę :D

 

To tak jakby urzędnik wydając decyzję administracyjną zamiast paragrafu dodał notkę: "Jak Pan nie wierzy, to proszę sobie wejść na stronę Sejmu. Jest tam kilkadziesiąt tysięcy aktów prawnych. Na pewno Pan tam znajdzie, to o co chodzi". Z tego co się orientuję Pubmed jest zbiorem gigantycznym, a poruszanie się po nim przez laika może być trudne. Ale nie ma co narzekać, przecież mogłeś powołać się ogólnie - na Internet ;).

 

Jeszcze raz przeczytałem sceptyczną co do olejów pracę prof. Cichosz. Wcale nie wygląda to tak prosto: "zwierzęce (nasycone) - złe, a roślinne (nienasycone) - dobre".

 

Koniec końców przyjmuję rozwiązanie kompromisowe: do pieczenia olej kokosowy lub palmowy, do smażenia mięsa smalec, do placków i naleśników może być rzepak, a jajecznica na maśle.

 

Ponoć starożytni mawiali, że trzeba zmieniać sobie trucizny ;).

 

Zapytam jeszcze co podstawy biochemii uważają za mniej złe w ketchupie - beznoesan sodu (jest w moim ulubionym Krzepkim Radku) czy ocet (jest w całej reszcie)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sekunda. Wypowiedziałeś się na forum - licz się z odpowiedzią. Potem zapytałeś mnie o zdanie, więc otrzymałeś odpowiedź. Jeżeli masz z tym problem, sam sobie dziękuj :D

 

BTW po co zadajesz mi kolejne pytanie, skoro w pierwszym akapicie między wierszami piszesz, że i tak nie warto mnie słuchać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sekunda. Wypowiedziałeś się na forum - licz się z odpowiedzią. Potem zapytałeś mnie o zdanie, więc otrzymałeś odpowiedź. Jeżeli masz z tym problem, sam sobie dziękuj :D

 

Ale o co kaman?

 

BTW po co zadajesz mi kolejne pytanie, skoro w pierwszym akapicie między wierszami piszesz, że i tak nie warto mnie słuchać?

 

Ja, poza szarym tłem, między wierszami nic nie widzę. Gdzie dokładnie to jest?

 

Po prostu pomyślałem, że skoro nabiłeś tu na forum 7962 posty, to generalnie lubisz pisać, a przy okazji mógłbyś się na coś przydać ;).

 

PS. Nie dyskredytuję Cię, tylko jestem dociekliwy. Ty zresztą też pytałeś o źródło i nie mam przecież tego za złe. Specyficzny klimat rozmowy wynika zapewne ze specyfiki osobowości obydwu stron, ale gdy uzyskałem odpowiedź dot. skwalenu, to nawet napisałem dziękuję ;), a Ty gdzieś tam po drodze też uznałeś argumenty (acz przyznając im mniejszą wagę), więc w sumie nie jesteś taki zły na jakiego wyglądasz. Nie łam się - warto Cię słuchać, bo czasem coś ciekawego można wyłuskać :D.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta wypowiedź z porównaniem do urzędu mnie trochę zirytowała, szczerze powiem. Nieważne zresztą, nie wracajmy do tego.

 

Co do benzoesanu, zdania są podzielone, a ja dzisiaj wybitnie nie mam czasu na rozwlekanie się. Przepraszam. Za to w PubMedzie znajdziesz ponad 1000 publikacji na jego temat :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapytam jeszcze co podstawy biochemii uważają za mniej złe w ketchupie - beznoesan sodu (jest w moim ulubionym Krzepkim Radku) czy ocet (jest w całej reszcie)?

Powiem na moim przykładzie - KEtchup z octem jest super, dzięki niemu kości stają się bardziej giętkie, dzięki czemu stłuczka pieszy vs samochód skończyła się jedynie obtarciami zamiast złamaniami.

 

A tak na poważnie:

W podstawówce robiliśmy taki fajny eksperyment z kością kurczaka wrzuconą do octu, marginesu czasowego nie pamiętam (dzień/tydzień) ale kość po tym czasie się pięknie wyginała.

 

można jeść wszystko tylko z umiarem - nawet taka woda czy sól mogą skutkować śmiercią w razie przedawkowania.

 

Osobiście wybrał bym ocet zamiast benzoesanu - choć nie ma za tym żadnych naukowych badań. Powiem więcej przy takich dawkach, w jakich się ketchup spożywa ilość konserwantu jest pomijalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kupiłem b. świeży olej lniany. Dostałem też przy okazji ulotkę na temat innych produktów producenta, a są to w dużej mierze na zimno tłoczone oleje z górnej półki. W ulotce tej czytam w pozycji olej rzepakowy "Stosowanie: podawać bezpośrednio na łyżeczce lub stosować jako dodatek do surówek z kiszonej kapusty, sałatek, dipów, sosów, past serowych.

 

UWAGA: Może wytrącić się naturalny osad. Stosować wyłącznie na zimno – nie podgrzewać i nie smażyć na nim potraw."

 

Firma zamieszczając takie ostrzeżenie ogranicza swoje potencjalne zyski. Wystarczy pomyśleć ile oleju idzie do jednego smażenia np. frytek lub do ciasta.

 

Powyższe zastrzeżenie można znaleźć na stronie sklepu producenta.

 

Przeglądając sieć znalazłem przypadkiem też tę stronę: http://www.dietametaboliczna.com/oleje.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Firma zamieszczając takie ostrzeżenie ogranicza swoje potencjalne zyski.

Ależ wprost przeciwnie! Zmniejszając sprzedaż taniego oleju rzepakowego zwiększa swoje obroty na drogim lnianym! Genialne w swej prostocie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwłaszcza, że na lnianym zamieściła takie samo ostrzeżenie. Zresztą, to oczywiste, że na omedze 3 się nie smaży ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ostrzeżenia nie ma już na 2x droższym oleju z pestek winogron ani na jeszcze droższym z orzechów brazylijskich (inna rzecz, że nawet cena rzepakowego jest absolutnie absurdalna - 15zł za pół litra o_O ). Ot, prosta kalkulacja.

 

A ja tylko nieśmiało przypominam, że badania na temat wytwarzania szkodliwych substancji dotyczyły smażenia w cyklu wymiany oleju raz na tydzień... Ale rób jak chcesz, przekonywać nie będę, choć ja dla siebie widziałbym znacznie lepsze sposoby na zainwestowanie takiej kasy we własne zdrowie.

 

Pozdrawiam :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że miałem się już nie udzielać, ale przeszukałem nieco literatury i chciałbym podzielić śię wynikami:

 

1. http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17018706 "Our results do not indicate a relevant role of fried foods on colorectal cancer risk. We found a possible favorable effect of (fried) olive oil on colon cancer risk but not on rectal cancer risk." (czyli obniżenie ryzyka raka okrężnicy i brak wpływu na raka odbytnicy)

2. http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16416919 : "Different oils were used to fry chips and extruded snacks in different industrial plants (continuous frying) at temperatures between 170 and 205 degrees C, and peanut oil was used to fry French fries and fish (discontinuous frying) at temperatures between 160 and 185 degrees C (...) All the analyzed samples, including oils from fried snacks, had benzo[a]pyrene concentrations well below the 2 ppb limit recently proposed by the European Community."

3. http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12223422 (dłuższy cytat byłby potrzebny, ale generalnie chodzi o to, że ryzyko dotyczy praktycznie wyłącznie mięsa i to smażonego długo w głębokim tłuszczu)

4. http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19954071 : baaardzo ciekawa publikacja, z której wynika, że spożywanie pokarmów surowych wiąże się z wyższym (choć i tak niewielkim) ryzykiem, niż jedzenie pokarmów smażonych.

5. http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/16164477 : smażenie rzeczywiście ma wpływ na choroby serca, ale bez wyróżnienia poszczególnych typów tłuszczu

6. http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15584474 : publikacja, z której wynika, że jednym z podstawowych zastosowań oliwy z oliwek jest smażenie, a mimo to jest ona bardzo korzystna

 

W żadnym wypadku nie chcę, żebyś czuł, że staram się Tobie jakoś dokopać. Starałem się zebrać dane możliwie rzetelnie i naprawdę zbierałem je sam dla siebie. Co z nimi zrobisz, to Twoja sprawa - ja przedstawiam tylko najciekawsze wg mnie prace, bo chyba fajnie by było, gdyby z efektów moich poszukiwań skorzystał ktoś poza mną samym.

 

Pozdrawiam :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  A co powiecie o ludach zmuszonych do stosowania diety mięsno-tłuszczowej? Mam na myśli mieszkańców Syberii czy Grenlandii.

  Dla tych, którzy chcą naocznych dowodów: jest nawet odcinek szkoły przetrwania, gdy ponad 80 letni Tuwiniec przegania Gryllsa po lesie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A w Afryce ludzie głodują i mimo to biją wszelkie rekordy na mistrzostwach lekkoatletycznych. Czy to coś udowadnia? Raczej nie - po prostu pokazuje, że osoby przystosowały się do swojego środowiska. Gdybyś się ty czy ja ruszał przez min 2h dziennie też moglibyśmy sobie pozwolić na zjedzenie większej iości pozornie szkodliwych substancji bez szkody dla zdrowia - adaptacja czyni cuda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie. W Stanach obserwuje się zresztą ostatnio m.in. fenomen niespodziewanie zdrowych otyłych. Pomimo kolosalnego BMI zdarza się, że osoby te mają perfekcyjne wyniki praktycznie wszystkich badań, i wszystko wskazuje na to, że zawdzięczają to właśnie ruchowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Albo ludzie dostosowali się do nadmiaru kalorii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nieodpowiednia dieta była przyczyną 14,1 milionów zachorowań na cukrzycę typu 2. w 2018 roku, informują naukowcy z Tufts University. Na podstawie stworzonego przez siebie modelu dotyczącego zwyczajów dietetycznych mieszkańców 184 krajów, uczeni uznali, że złe odżywianie się odpowiada za 70% nowych przypadków cukrzycy typu 2. Badania, w których uwzględniono dane z lat 1990–2018 zostały opublikowane na łamach Nature Medicine. Autorom badań udało się określić te zwyczaje żywieniowe, które w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju cukrzycy.
      Uwzględnili w swoich badaniach 11 czynników powiązanych z dietą i stwierdzili, że 3 z nich odgrywają nieproporcjonalnie dużą rolę w rozwoju cukrzycy. Są nimi niedostateczne spożycie pełnego ziarna, zbyt duże spożycie oczyszczonego ryżu i pszenicy oraz zbyt duże spożycie przetworzonego mięsa. Mniejszy wpływ na rozwój choroby miało spożywanie zbyt dużych ilości soków owocowych, zbyt małych ilości warzyw zawierających niewiele skrobi oraz orzechów i nasion.
      Nasze badania sugerują, że zła jakość węglowodanów w diecie to główna przyczyna rozwoju cukrzycy typu 2., mówi profesor Dariush Mozaffarian, jeden z głównych autorów badań.
      Naukowcy zauważyli, że we wszystkich 184 badanych krajach doszło w latach 1990–2018 do wzrostu zachorowań na cukrzycę typu 2. Ma to niekorzystny wpływ na całe społeczeństwo, od osób chorych, poprzez ich rodziny, po systemy opieki zdrowotnej.
      Analiza wykazała też, że zła dieta jest częściej przyczyną zachorowań na cukrzycę wśród mężczyzn niż kobiet, wśród osób młodszych niż starszych i wśród mieszkańców miast niż wsi. Największy wzrost zachorowań notuje się w Europie Środkowej i Wschodniej oraz Azji Centralnej. Niechlubne rekordy dzierżą tutaj Polska i Rosja, gdzie dieta pełna jest czerwonego mięsa, mięsa przetworzonego oraz ziemniaków. To właśnie w tych krajach zanotowano największy odsetek przypadków cukrzycy typu 2. powiązanych z nieprawidłową dietą. Drugim obszarem częstych zachorowań jest Ameryka Łacińska i Karaiby, szczególnie Kolumbia i Meksyk. Tam za zachorowania odpowiadają głównie słodzone napoje, przetworzone mięso oraz niskie spożycie pełnych ziaren.
      Regionami, w których dieta ma mały wpływ na cukrzycę typu 2. są kraje Azji Południowej i Afryki Subsaharyjskiej, a z 30 najbardziej zaludnionych krajów świata najmniej przypadków cukrzycy powiązanej z dietą występuje w Indiach, Nigerii i Etiopii.
      Z innych ostatnio publikowanych analiz podobnego typu dowiadujemy się, że zła dieta odpowiada za 40% przypadków cukrzycy typu 2. Autorzy nowych badań mówią, że różnica wynika z faktu, iż w swojej analizie jako pierwsi uwzględnili rafinowane ziarna, a ponadto wykorzystali nowsze dane pochodzące m.in. z badań zwyczajów dietetycznych poszczególnych osób, a nie tylko z danych na temat produkcji rolnej w różnych krajach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeden z mitów dietetycznych głosi, że osoby, które więcej jedzą wieczorami, są bardziej podatne na przybranie na wadze i mają mniejszą szansę na jej zrzucenie. Badania przeprowadzone przez profesorów Alexandrę Johnstone z University of Aberdeen i Jonathana Johnstona z University of Surrey dowodzą, że energia z pożywienia jest podobnie użytkowana, niezależnie od tego, jak w ciągu dnia rozłożymy sobie liczbę spożywanych kalorii. Innymi słowy, bez samego ograniczenia liczby spożywanych kalorii nie powinniśmy liczyć na schudnięcie.
      Analizy zwyczajów dotyczących odżywiania się wskazują, że wiele osób większość kalorii spożywanych w ciągu dnia przyjmuje wieczorem. Johnstone i Johnston opublikowali właśnie na łamach Cell Metabolism pierwsze brytyjskie badania, w ramach których porównano wpływ spożywania większości dziennej dawki kalorii w ramach śniadań z ich spożywaniem w ramach kolacji.
      W badaniach wzięło udział 30 ochotników. Wszyscy oni mieli nadwagę lub byli otyli, jednak poza tym byli zdrowi. Badani przez 10 tygodni żywili się wyłącznie tym, co dostarczali im naukowcy.
      Przez pierwszy tydzień ochotnicy spożywali dietę potrzebną do utrzymania wagi. Otrzymywali 1,5 raza więcej kalorii niż wynosiło ich zapotrzebowanie energetyczne w czasie odpoczynku. Liczbę tę ustalono indywidualnie dla każdego z badanych. To standardowa liczba kalorii potrzebna do podtrzymania codziennych czynności życiowych. Kalorie były równomiernie rozłożone pomiędzy trzema posiłkami dziennie.
      Przez kolejne 4 tygodnie uczestnicy badań byli podzieleni na 2 grupy. W jednej z nich znalazło się 14 osób, które 45% dziennej dawki kalorii zjadały na śniadanie, 35% na obiad i 20% na kolację. w grupie drugiej było 16 osób, które na śniadanie zjadały 20% dawki kalorii, na obiad otrzymywały 35%, a na kolację zjadały 45% kalorii. Tutaj każdy z badanych otrzymał tyle kalorii, ile potrzebował jego organizm w czasie odpoczynku. Z tłuszczu pochodziło 35% kalorii, 30% dostarczano z białek, a 35% z węglowodanów.
      Po czterech tygodniach obie grupy jadły tak, jak w pierwszym tygodniu, a następnie – na ostatnie 4 tygodnie – zamieniono im dietę, czyli osoby, które wcześniej były w grupie jedzącej duże śniadania, trafiły do grupy jedzącej duże kolacje.
      Po każdym z czterotygodniowych etapów – przypomnijmy, że w ich trakcie badani otrzymywali tylko tyle kalorii, ile wynosiło ich zapotrzebowanie w czasie spoczynku – uczestników badania ważono. Okazało się, że osoby, które jadły większe śniadania niż kolacje straciły średnio 3,33 kg, a osoby jedzące większe kolacje niż śniadania straciły średnio 3,38 kg.
      Mimo, że różny rozkład kalorii w ciągu dnia nie wpływał na utratę wagi, to naukowcy zauważyli inną istotną rzecz. Osoby, które jadły większe śniadania czuły się bardziej najedzone przez resztę dnia. Przez ostatnie trzy dni każdej z diet badanym kilkukrotnie w ciągu dnia dawano do wypełnienia ankietę, w której swój poziom głodu oceniali na skali od O do 100, gdzie 0 oznaczało w pełni najedzony. Badani, gdy jedli duże śniadanie oceniali średnio swój poziom głodu na 30, a podczas jedzenia dużych kolacji – na 33. Jedzenie dużych śniadań wiązało się też z mniejszą chęcią na sięgnięcie po coś do zjedzenia, niższym poziomem stymulującego apetyt hormonu greliny i wyższymi poziomami hormonów odpowiedzialnych za uczucie najedzenia.
      To ważne badania, gdyż obala przekonanie, że różny rozkład liczby kalorii w ciągu dnia prowadzi do różnic w wydatkowaniu energii. Zasadniczym elementem odchudzania się, jest kontrola apetytu. Nasze badania sugerują, że osoby jedzące więcej kalorii na śniadanie, czują się bardziej najedzone, niż gdy jedzą więcej kalorii na kolację – stwierdzają autorzy badań.
      Spożywanie większej liczby kalorii na śniadanie a nie na kolację, może być dobrą strategią jeśli chcemy stracić na wadze, ale nie dlatego, że organizm w inny sposób korzysta z energii, ale dlatego, że czujemy się mniej głodni, więc możemy rzadziej podjadać.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed przybyciem wikingów niewielu mieszkańców Wysp Brytyjskich jadło duże ilości mięsa. Brak też dowodów, by anglosaskie elity spożywały go więcej, niż wieśniacy, stwierdzają autorzy najnowszych badań. Wszystko wskazuje na to, że władcy Wysp żywili się głównie dietą wegetariańską, chociaż od czasu do czasu wieśniacy urządzali dla nich wystawne mięsne uczty.
      Popularne wyobrażenia o władcach dawnych królestw znajdujących się na Wyspach Brytyjskich rysują nam obraz elity zasiadającej przy suto zastawionych stołach. Nawet historycy od dawna utrzymują, że w czasach anglosaskich członkowie rodów królewskich i inni szlachetnie urodzeni spożywali znacznie więcej mięsa niż reszta mieszkańców, a wolni chłopi musieli przez cały rok dostarczać im duże ilości pożywienia w ramach systemu podatkowego zwanego feorm.
      Na łamach pisma Anglo-Saxon England ukazały się właśnie artykuły pod wielce znaczącymi tytułami Food and Power in Early Medieval England: Rethinking Feorm i Food and Power in Early Medieval England: a lack of (isotopic) enrichment.
      Wszystko zaczęło się od wykładu ówczesnej doktorantki bioarcheologii Sam Leggett z University of Cambridge. Przeanalizowała ona sygnatury izotopów znalezione w kościach 2023 osób pochowanych w Anglii pomiędzy V a XI wiekiem. Następnie porównała te sygnatury z dowodami na status społeczny zmarłych, takimi jak dobra grobowe, pozycja ciała i orientacja grobu. Na podstawie swoich badań stwierdziła, że nie istnieje korelacja pomiędzy statusem społecznym, a dietą bogatą w białko. Prezentacja zaintrygowała historyka Toma Lamberta. Wiedział on bowiem, że wiele średniowiecznych tekstów oraz badań naukowych wskazuje, iż anglosaskie elity spożywały olbrzymie ilości mięsa.
      Lambert i Leggett rozpoczęli więc wspólny projekt badawczy, by dowiedzieć się, jak było naprawdę. Uczeni zaczęli od odczytania listy pożywienia skompilowanej za czasów króla Wesseksu, Ine (688–726). Był on jednym z największych władców przed Alfredem Wielkim. Jego dziełem jest m.in. pierwszy zbiór praw, który miał duży wpływ na kształtowanie się angielskiego społeczeństwa.
      Naukowcy dokładnie przeanalizowali listę, by dowiedzieć się, ile pożywienia na niej zapisano i jaka była jego wartość kaloryczna. Stwierdzili, że na liście znajduje się pożywienie o łącznej zawartości 1,24 miliona kalorii, z czego połowę stanowi białko zwierzęce. Wymieniono tam 300 bochenków chleba (o wadze 300 g każdy), więc naukowcy założyli, że każdy z uczestników uczty otrzymał 1 bochenek, zatem na liście znajduje się pożywienie dla 300 osób. Z przeliczenia wynikało, że każdy z gości mógł zjeść 0,7 kg baraniny, wołowiny i drobiu, niemal 0,4 kg łososia i węgorza. Podano też po ok. 150 gramów sera i masła, 200 gramów miodu oraz 2,1 litra piwa na głowę. W sumie każdy z gości spożył 4140 kcal. Następnie uczeni przeanalizowali 10 podobnych list z południa Anglii i zauważyli ten sam wzorzec: umiarkowana ilość pieczywa, duża ilość mięsa, dość sporo piwa oraz żadnych wzmianek o warzywach.
      Jednak, jak podkreślają uczeni, skala i proporcje tych dostaw wskazują, że było to pożywienie na okazjonalne, wielkie uczty, a nie zwykłe dostawy żywności dla domu królewskiego. Wbrew temu, co dotychczas sądzono, nie był to standardowy spis dostaw.
      Doktor Sam Leggett dodaje, że nie znalazła żadnych dowodów, by ci ludzie codziennie jedli tak duże ilości mięsa. Jeśli by tak było, to znaleźlibyśmy izotopowe dowody na nadmiar protein, a w kościach widoczne byłyby ślady schorzeń takich jak dna moczanowa. Niczego takiego nie stwierdziliśmy. Wręcz przeciwnie, wszystkie dowody wskazują na to, że w czasach anglosaskich codzienna dieta wszystkich warstw społecznych była do siebie bardziej podobna, niż nam się wydaje. Ludzie jedli głównie pieczywo, niewiele mięsa i sera, zupy jarzynowe z pełnymi ziarnami i niewielką ilością mięsa. Również dieta królów opierała się głównie na zbożach. I nawet dla nich okazją do zjedzenia większej ilości mięsa były uczty organizowane przy wyjątkowych okazjach. Musiały być to duże wydarzenia społeczne, podczas których na rożnach pieczono całe woły. We wschodniej Anglii znaleziono ślady takich palenisk. Jednak nie tylko królowie brali udział w tych bogatych biesiadach.
      Generalnie uważa się, że średniowieczne uczty były zarezerwowane dla elity. Jednak te listy pokazują, że w ucztach musiało uczestniczyć co najmniej 300 osób. A to oznacza, że brało w nich udział wielu chłopów. Uczty te miały olbrzymie znaczenie polityczne, wyjaśnia Lambert. Historyk zajął się też samym terminem feorm. Obecnie uważa się, że oznacza on rentę w naturze płaconą władcom przez wolnych chłopów. Renta ta, w ramach której chłopi dostarczali na dwór m.in. produkty rolne, miała być głównym źródłem pożywienia dworu królewskiego. Z czasem, gdy królestwa się rozrastały, przywilej pobierania takiej renty przyznawano lokalnym elitom, wzmacniając ich więź z dworem.
      Lambert zbadał znaczenie słowa feorm w różnych kontekstach i doszedł do wniosku, że wyraz ten odnosi się do uczty, a nie do formy podatku. To niezwykle ważne spostrzeżenie. Zapłata narzuconego z góry podatku nie wymaga bowiem osobistej obecności władcy czy feudała i nie ma związku z okazywaniem przez niego szacunku chłopom. Jednak feorm rozumiany jako wspólna uczta, zupełnie zmienia dynamikę relacji feudał-chłop. Mamy tutaj bowiem zarówno osobiste zaangażowanie władcy w relację z poddanym, jak i okazję do podziękowania poddanym za służbę. Wyobraźmy sobie władców podróżujących, by wziąć udział w wielkich ucztach organizowanych przez wolnych chłopów, ludzi posiadających własną ziemię, a czasem i niewolników. Można by to porównać do obiadów, jakie kandydaci na prezydenta USA wydają w czasie kampanii wyborczej. Miało to olbrzymie znaczenie polityczne, wyjaśnia Lambert.
      Taka zmiana rozumienia terminu feorm ma daleko idące znaczenie dla badań nad historią średniowiecza i całością historii politycznej Anglii. Rzuca bowiem nowe światło na kwestie związane z początkami rozwoju systemu monarchistycznego Anglii, polityki opierającej się na patronacie i własności ziemskiej, jest też ważnym elementem w dyskusji nad przyczynami zniknięcia klasy wolnych chłopów.
      Legett i Lambert czekają teraz na wyniki badań izotopowych z Winchester Mortuary Chests, gdzie prawdopodobnie spoczywają król Wesseksu Egbert (IX w.), Knut Wielki (XI w.) i inni anglosascy władcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Odpowiednia dieta może wydłużyć życie nawet o ponad dekadę, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bergen. Uczeni przeanalizowali dane z Global Burden of Disease i stwierdzili np., że 20-letnia Amerykanka przechodząc z typowej zachodniej diety na optymalną, może wydłużyć życie o 10,7 lat, a jej rówieśnik o 13 lat. Z kolei 60-latka zyska średnio 8 lat, a 60-latek może wydłużyć życie o 8,8 lat. Norwegowie udostępnili też kalkulator pokazujący, jak poszczególne zmiany diety wpłyną na przewidywaną długość życia.
      Global Burden of Disease to olbrzymia baza danych tworzona i aktualizowana od ponad 30 lat. Pracuje nad nią niemal 4000 naukowców. Baza zawiera informacje z 204 krajów i terytoriów dotyczące 369 rodzajów chorób i urazów oraz 87 czynników ryzyka.
      Dieta to jeden z najważniejszych czynników wpływających na nasze zdrowie. Szacuje się, że nieodpowiednia dieta zabija rocznie około 11 milionów osób, a globalny wskaźnik DALY (lata życia skorygowane niesprawnością), który wyraża lata życia utracone w wyniku przedwczesnej śmierci lub uszczerbku na zdrowiu, wynosi 255 milionów (utraconych lat życia na rok).
      Wraz z rosnącą świadomością dotyczącą wpływu pożywienia na zdrowie i jakość życia, rośnie też zainteresowanie środowisk naukowych tym tematem. Od 2017 roku na całym świecie ukazało się około 250 000 artykułów naukowych, których tematyka była powiązana z żywieniem. Wykonano kilkanaście metaanaliz uwzględniających dane naukowe, a dotyczące wpływu różnych grup żywności na zdrowie.
      Norwescy naukowcy opracowali własną metodologię, na podstawie której połączyli dane z artykułów naukowych oraz Global Burden of Disease i przeprowadzili metaanalizę dostępnych informacji. Wzięli pod uwagę spodziewaną długość życia i dodali do tego czynnika element zmiany diety, który może mieć pozytywny bądź negatywny wpływ na długość życia. Za punkt wyjścia przyjęli typową dietę zachodnią, którą odtworzyli na podstawie danych dotyczących diety w USA i Europie. Zbadali w ten sposób korzyści, jakie możemy odnieść, zmieniając nasze przyzwyczajenia dietetyczne dla różnych grup pokarmów.
      Z analiz wynika, że największe korzyści odniesiemy jedząc więcej roślin strączkowych, pełnych ziaren zbóż i orzechów oraz ograniczając spożycie czerwonego mięsa oraz mięsa przetworzonego. Im wcześniej zaczniemy stosować zdrową dietę, tym większe korzyści odniesiemy. Dlatego też osoba, która zaczęła zdrowo odżywiać się w wieku 20 lat może liczyć na większe przedłużenie życia, niż ktoś, to przeszedł na zdrowa dietę później.
      Największe korzyści można – oczywiście – osiągnąć przy diecie optymalnej. Jednak dla wielu osób jej utrzymanie może być zbyt trudne. Dlatego też Norwegowie obliczyli np., że amerykańska 20-latka, zmieniając typową zachodnią dietę na dietę realną do utrzymania, zyska dodatkowo 6,2 roku życia, a jej rówieśnik może liczyć na zwiększenie spodziewanej długości życia o 7,3 roku.
      Norwegowie przedstawili 3 scenariusze. Punkt wyjścia, czyli typową dietę zachodnią (TW), dietę realną do utrzymania (FA) oraz dietę optymalną (OD) i dla każdej z nich pokazali, jakie jest lub powinno być spożycie poszczególnych grup pokarmów. I tak:
      - pełne ziarna zbóż: w typowej diecie zachodniej jest to 50 g, dla diety realnej do utrzymania powinno być to 137,5 g, dla diety optymalnej 225 g;
      - warzywa: TW 250 g, FA 325 g, OD 400 g
      - owoce: TW 200 g, FA 300 g, OD 400 g
      - orzechy: TW 0 g, FA 12,5 g, OD 25 g
      - strączkowe: TW 0 g, FA 100 g, OD 200 g
      - ryby: TW 50 g, FA 125 g, OD 200 g
      - jajka: TW 50 g, FA 37,5 g, OD 25 g
      - produkty mleczne: TW 300 g, FA 250 g, OD 200 g
      - oczyszczone ziarna zbóż: TW 150 g, FA 100 g, OD 50 g
      - czerwone mięso: TW 100 g, FA 50 g, OD 0 g
      - przetworzone mięso: TW 50 g, FA 25 g, OD 0 g
      - białe mięso: TW 75 g, FA 62,5 g, OD 50 g
      - słodzone napoje: TW 500 g, FA 250 g, OD 0 g
      - dodane oleje roślinne: TW 25 g, FA 25 g, OD 25 g.
      Naukowcy zauważają, że główne korzyści ze zmiany diety są powiązane ze zmniejszeniem ryzyka chorób układu krążenia, nowotworów i cukrzycy. Autorzy badań piszą, że w zaprezentowanych wyliczeniach skupili się na Stanach Zjednoczonych, ale wyniki dla Europy i Chin były bardzo podobne.
      Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach PLOS Medicine.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nie wszystkie wegańskie i wegetariańskie diety są zdrowe, ostrzegają naukowcy z Bond University. Diety o niskiej jakości mogą prowadzić do pogorszenia zdrowia psychicznego. Wegetarianie i weganie jedzący produkty przetworzone są bardziej narażeni na depresję, niż ich koledzy, spożywający świeże produkty. Badania są o tyle ważne, że na wegetarianizm i weganizm przechodzi coraz więcej osób. W trendu tego postanowił skorzystać przemysł, który oferuje coraz więcej gotowych pakowanych dań dla wegan i wegetarian.
      Istnieje szeroko rozpowszechniony pogląd, że dieta oparta na roślinach jest zawsze zdrowa. Jednak, jak w przypadku każdej innej diety, wszystko zależy od tego, co jemy, mówi główna autorka badań, Megan Lee z Bond University. Wraz z zespołem przeanalizowała ona jakość diety i stan zdrowia psychicznego 219 wegan i wegetarian z Australi.
      Okazało się, że osoby, które spożywają świeże owoce, warzywa, orzechy i ziarna byli narażeni na mniejsze ryzyko depresji, niż weganie i wegetarianie na słabej jakości dietach przemysłowych z wysokim odsetkiem przetworzonej żywności.
      Lee uważa, że ochronny wpływ wysokiej jakości diety prawdopodobnie bierze się z większej obecności złożonych węglowodanów, włókien, probiotyków i antyoksydantów, o których wiadomo, że zmniejszają ryzyko depresji. Uczona przypomina przy tym, że weganie i wegetarianie już i tak są bardziej narażeni na depresję, niż ogół populacji. Bierze się to stąd, że średni wiek w tej grupie jest niższy niż średnia dla populacji, a wiadomo, że wówczas ryzyko tego typu problemów jest większe. Ponadto większa podatność na depresję u wegan i wegetarian może wynikać też z faktu, że są oni bardziej świadomi takich rzeczy jak dobrostan zwierząt, bardziej przejmują się stanem środowiska naturalnego, ponadto z powodu swojej diety mogą spotykać się z pewnym ostracyzmem społecznym, stwierdza Lee.
      Osoby, które brały udział w badaniach miały od 18 do 44 lat. Grupa ta była więc bardzo podobna pod względem wieku do grupy 15–44 lata, która w Australii charakteryzuje się największym odsetkiem samobójstw.
      Badania Lee niosą ze sobą też dobrą wiadomość dla miłośników mięsa. Nadal mogą oni korzystać z dobroczynnego wpływu pożywienia na zdrowie psychiczne. Wystarczy, że zwiększą odsetek świeżych warzyw i owoców w diecie.
      Obecnie w Australii weganie i wegetarianie stanowią aż 12% populacji.
      Więcej na temat badań znajdziemy w artykule Plant-based dietary quality and depressive symptoms in Australian vegans and vegetarians: a cross-sectional study.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...