Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Co naprawdę zabiło dinozaury?

Rekomendowane odpowiedzi

Doktor Gerta Keller z Princeton University uważa, że dinozaury nie wyginęły wskutek uderzenia meteoru, który spadł na Ziemię w pobliżu półwyspu Jukatan. Jej zdaniem te wielkie gady zabił kolejny meteor, a zdarzenie to miało miejsce tysiące lat później.

Obecnie obowiązująca teoria o wyginięciu dinozaurów mówi, że ich zagłada miała miejsce około 65 milionów lat temu, gdy na Ziemię spadł olbrzymi meteoryt. Krater po jego uderzeniu, zwany Chicxulub, został znaleziony na półwyspie Jukatan i pod okalającymi go wodami.

Keller uważa jednak, że niemal 300 tysięcy lat później w naszą planetę uderzył znacznie większy meteoryt i to on właśnie zabił dinozaury oraz pozostawił cienką warstwę irydu, spotykaną w ziemskich skałach, która przypisywana jest obecnie wcześniejszemu z meteorytów.

Zdaniem doktor Keller badania mikroskamielin z dnia oceanu dowodzi, że krater Chicxulub powstał właśnie około 300 000 lat przed wystąpieniem masowego wymierania zwierząt, które miał jakoby spowodować.

Uważa ona, że uderzenie pierwszego z meteorytów doprowadziło do podgrzania atmosfery Ziemi i osłabienia wielu gatunków zwierząt. Gdy uderzył drugi z meteorytów, zaczęły one masowo wymierać.

Doktor Keller uważa, że śladów po uderzeniu należy szukać w okolicach Indii. Zdaniem jednego z naukowców, taki krater miałby średnicę około 500 kilometrów. Wciąż jednak brak dowodów na jego istnienie.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Młodzież Wszechszwedzka

Przecież dinozaury wcale nie wyginęły - dziadek Wszechmacieja Gietrycha je widział w Krakowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Wszechniemiec

na stosie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaraz zaraz coś nie gra z analizy lodu na biegunie wynika że epoki lodowcowe powracają co 110 000 lat , a w jakucji jak za ropą wiercili to co 8m mułu była 1 cywilizacja jest jakiś kataklizm który temat kasuje???

a moze iryd pochodzi z wnętrza ziemi, kontynenty tez fruwją ale co to może być???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeszcze do niedawna naukowcy potrafili określi miejsce pochodzenia jedynie 6% meteorytów znalezionych na Ziemi. Teraz naukowcy z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), Europejskiego Obserwatorium Południowego i czeskiego Uniwersytetu Karola wykazali, że 70% wszystkich znalezionych na naszej planecie meteorytów pochodzi z trzech młodych rodzin asteroid.
      Rodziny te to wyniki trzech zderzeń, do których doszło w głównym pasie asteroid 5,8, 7,5 oraz 40 milionów lat temu. Badacze określili też źródło innych meteorytów, dzięki czemu możemy teraz zidentyfikować miejsce pochodzenia ponad 90% skał, które z kosmosu spadły na Ziemię. Wyniki badań zostały opublikowane w trzech artykułach. Jeden ukazał się łamach Astronomy and Astrophysics, a dwa kolejne na łamach Nature.
      Wspomniane rodziny asteroid to – od najmłodszej do najstarszej – Karin, Koronis i Massalia. Wyróżnia się Massalia, która jest źródłem 37% meteorytów. Dotychczas na Ziemi odnaleziono podczas 700 000 okruchów z kosmosu. Jedynie 6% z nich zidentyfikowano jako achondryty pochodzące z Księżyca, Marsa lub Westy, jednego z największych asteroid głównego pasa. Źródło pozostałych 94%, z których większość do chondryty, pozostawało nieznane.
      Jak to jednak możliwe, że źródłem większości znalezionych meteorytów są młode rodziny asteroid? Autorzy badań wyjaśniają, że rodziny takie charakteryzują się dużą liczbą niewielkich fragmentów powstałych w wyniku niedawnych kolizji. Ta obfitość zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych zderzeń, co w połączeniu z duża mobilnością tych szczątków, powoduje, że mogą zostać wyrzucone z głównego pasa asteroid, a część z nich poleci w kierunku Ziemi. Starsze rodziny asteroid nie są tak liczne. Przez wiele milionów lat mniejsze fragmenty, ale na tyle duże, że mogłyby spaść na Ziemię, zniknęły w wyniku kolejnych zderzeń i ucieczki z pasa asteroid.
      Określenie pochodzenia większości meteorytów było możliwe dzięki teleskopowym badaniom składu większości rodzin asteroid w głównym pasie oraz zaawansowanymi symulacjami komputerowymi, podczas których badano dynamikę tych rodzin.
      Autorzy badań określili też pochodzenie wielkich asteroid, takich jak Ryugu czy Bennu. Okazało się, że pochodzą one od tego samego przodka co rodzina asteroid Polana.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Antarktyka to jedno z najlepszych na świecie miejsc do poszukiwań meteorytów. Jej suchy, pustynny klimat, powoduje, że fragmenty skał, które przed tysiącami lat spadły na Ziemię, w niewielkim stopniu ulegają wietrzeniu. Nie mówiąc już o tym, że ciemne meteoryty są dobrze widoczne na śnieżnobiałym tle. Nawet meteoryty, które zatonęły w lodzie, zostają z czasem wypchnięte w pobliżu powierzchni.
      Grupa naukowców, pracujących pod kierunkiem Marii Valdes z Field Museum i University of Chicago znalazła właśnie 5 meteorytów, w tym jeden z największych w Antarktyce – okaz o wadze 7,6 kilograma. Valdes mówi, że wśród około 45 000 meteorytów znalezionych na Antarktyce jedynie około 100 było podobnych rozmiarów lub większych. Rozmiar niekoniecznie ma znaczenie w przypadku meteorytów, czasem małe mikrometeoryty mogą mieć olbrzymią naukową wartość. Ale, oczywiście, znalezienie dużego meteorytu to rzadkość i ekscytujące wydarzenie, stwierdza uczona.
      W ubiegłym roku grupa naukowa prowadzona przez glacjolog Veronikę Tellenaar stworzyła mapę najbardziej obiecujących miejsc poszukiwań meteorytów w Antarktyce. Uczeni wzięli pod uwagę dane satelitarne, informacje o wcześniejszych znaleziskach, dane o temperaturze powierzchni i prędkości ruchu lodu. Na tej podstawie algorytm ocenił szanse na występowanie meteorytów w konkretnych lokalizacjach. Zespół Valdes jest pierwszym, który wybrał się na poszukiwania wykorzystując tę mapę. Uczeni wybrali pięć potencjalnych miejsc. Po 10 dnia poszukiwań, w jednym z nich znaleźli 5 meteorytów.
      Znaleziska trafią do Królewskiego Belgijskiego Instytutu Nauk Naturalnych, gdzie będą badane. Natomiast Valdes i każdy z naukowców biorących udział w wyprawie otrzymał próbki lodu z miejsc znalezienia meteorytów. W swoich rodzimych instytucjach będą poszukiwali w nich mikrometeorytów.
      Specjaliści szacują, że na Antarktyce znajduje się jeszcze 300 000 meteorytów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      To pierwszy przypadek, gdy w Polsce udało się znaleźć meteoryt na podstawie materiałów wideo zarejestrowanych przez kamery sieci bolidowych. Mamy ogromną satysfakcję, że nasze doświadczenie i aparatura pomiarowa pomogły w potwierdzeniu jego kosmicznego pochodzenia oraz przypisaniu go do konkretnego zjawiska bolidowego, mówi Zbigniew Tymiński z Ośrodka Radioizotopów POLATOM w Narodowym Centrum Badań Jądrowych (NCBJ), jeden z koordynatorów Polskiej Sieci Bolidowej.
      Meteoroid został zarejestrowany 15 lipca ubiegłego roku przez 3 kamery Czeskiej Sieci Bolidowej. Był on na tyle jasny, że widać go było mimo bliskiego już wschodu Słońca. Czesi, na podstawie trajektorii, określili prawdopodobne miejsce upadku obiektu. Po tym, jak opublikowali swoje dane, Polska Sieć Bolidowa i związani z nią poszukiwacze udali się się w teren. Już dwa tygodnie później na polnej drodze w pobliżu Antonina w województwie wielkopolskim znaleziono kamień ważący 350 gramów, który pokryty był skorupą obtopieniową. Specjalistyczne badania izotopowe, potwierdzające, że mamy do czynienia z przybyszem z kosmosu, przeprowadzili naukowcy z NCBJ.
      Z obliczeń wykonanych przez Czechów wynika, że obiekt poruszał się po nietypowej orbicie eliptycznej między Wenus a Marsem. W atmosferę Ziemi wszedł nad Polską, w odległości ok. 130 km od granicy z Czechami. Kamery zarejestrowały go, gdy znajdował się na wysokości 74 kilometrów. Pędził wówczas z prędkością 18 km/s, kompresując przed sobą powietrze tak, że rozgrzało się do temperatury kilku tysięcy stopni. Na wysokości około 40 km doszło do rozpadu meteoroidu. Pozostawił on na niebie ślad o długości 62 km, który urywał się, gdy meteoroid wyhamował do 13 km/s. Jak wyjaśnia Tymiński, w późniejszej fazie na upadek obiektu mają wpływ wiatry, których oddziaływania nie jesteśmy w stanie precyzyjnie przewidzieć, przez co można podać tylko przybliżone miejsce lądowania.
      Tymczasem czas od upadku do odnalezienia odgrywa kluczową rolę. W czasie podróży w przestrzeni kosmicznej meteoroid jest bombardowany przez promieniowanie kosmiczne, które prowadzi do produkcji niestabilnych krótko istniejących izotopów promieniotwórczych. Po upadku na Ziemię izotopy te zaczynają szybko zanikać, a ich obecność to mocny dowód, że badany obiekt przebywał poza atmosferą. W przypadku meteorytu z Antonina mieliśmy dużo szczęścia: kompletny okaz mogliśmy umieścić na naszym wysokorozdzielczym detektorze promieniowania gamma po zaledwie trzech tygodniach od lądowania. Wykryliśmy w nim dwanaście radioizotopów pochodzenia kosmicznego, o czasach połowicznego rozpadu od setek tysięcy lat do kilkunastu dni, mówi doktor Agnieszka Burakowska z NCBJ.
      Naukowców szczególnie cieszy zarejestrowanie wanadu-48, którego czas połowicznego rozpadu wynosi 16 dni, oraz chrom-51 o 28-dniowym czasie połowicznego rozpadu. Ponadto, dzięki zbadaniu proporcji kobaltu-60 do aluminium-26 określono masę meteoroidu przed wejściem w atmosferę. Naukowcy wyliczyli, że obiekt ważył kilkadziesiąt kilogramów i jeśli założyć, że miał typową gęstość i kształt kulisty, to jego średnica wynosiła 20-25 centymetrów.
      Meteoryt z Antonina to pospolity chondryt zwyczajny. Mimo tego, jest niezwyczajny. Dotychczas bowiem na całym świecie dzięki stacjom bolidowym wyznaczono orbity jedynie 46 meteorytów, z których niewiele udało się przebadać pod kątem obecności krótko istniejących radionuklidów kosmogenicznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed 66 milionami lat na Ziemię spadła 10-kilometrowa asteroida, która przyniosła zagładę dinozaurom. Najnowsze dowody wskazują, że wywołała ona wielotygodniowe lub wielomiesięczne trzęsienie ziemi odczuwalne na całej planecie. ilość energii uwolniona w czasie tego trzęsienia wynosiła 1023 dżuli, czyli 50 000 razy więcej, niż podczas trzęsienia o sile 9,1 stopnia, które dotknęło Sumatrę w 2004 roku.
      Ślady tego trzęsienia znalazł Hermann Bermúdez, który specjalizuje się w badaniu granicy K-T (granica kreda-trzeciorzęd). Jest ona śladem wielkiego wymierania, które 66 milionów lat temu zakończyło mezozoik. W 2014 roku prowadził prace badawcze na kolumbijskiej wyspie Gorgonilla. Uczony odkrył wówczas warstwę sferuli (niewielkich kulek szkliwa oraz tektytów i mikrotektytów, które zostały wyrzucone do atmosfery w wyniku uderzenia asteroidy. Sferule tworzą się, gdy pod wpływem ciśnienia i temperatury wywołanych uderzeniem, dochodzi do roztopienia i rozkruszenia skorupy ziemskiej. W atmosferę wyrzucane są wówczas krople roztopionego materiału, który opada na powierzchnię.
      Wyspa Gorgonilla, na której pracował Bermúdez, położona jest około 3000 kilometrów na południowy-zachód od miejsca uderzenia asteroidy. Pod powierzchnią oceanu, na głębokości około 2 kilometrów, przez miliony lat odkładały się osady. Gdy 3000 kilometrów od badanego miejsca upadła asteroida, doszło do deformacji osadów. Deformacja objęła osady na głębokości nawet do 15 metrów pod dnem morskim. Jej ślady są widoczne do dzisiaj. Jednak to nie wszystko. Zdeformowana jest również warstwa zawierająca sferule. A to oznacza, że wstrząsy spowodowane uderzeniem asteroidy musiały trwać po tym, gdy sferule opadły z atmosfery. Proces ich opadania trwał zaś całymi tygodniami lub nawet miesiącami. Zaraz nad warstwą sferuli widać zachowane spory paproci, pierwsze oznaki odradzającego się życia roślinnego po uderzeniu.
      Przekrój, który odkryłem na wyspie Gorgonilla, to wspaniałe miejsce do badania granicy K-T, gdyż jest jednym z najlepiej zachowanych takich miejsc oraz znajduje się głęboko pod powierzchnią oceanu, więc nie zostało zaburzone przez tsunami, mówi uczony.
      Gorgonilla to nie jedyne miejsce, w którym Bermúdez zauważył ślady gigantycznego trzęsienia ziemi. W odsłonięciu El Papalote w Meksyku widoczne są ślady upłynnienia gruntu, a w stanach Mississippi, Alabama i Teksas uczony znalazł uskoki i pęknięcia prawdopodobnie spowodowane wielkim trzęsieniem ziemi. W wielu miejscach znalazł też osady naniesione przez wielkie tsunami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Argentyńskiego Muzeum Historii Naturalnej informują o odkryciu szczątków jednego z największych mięsożernych dinozaurów. Olbrzym nazwany przez nich Maip macrothorax był największym z maniraptorów. Żywił się innymi dinozaurami, które rozrywał za pomocą przednich kończyn.
      Długość ciała zwierzęcia wynosiła 9–10 metrów, dinozaur ważył 5–6 ton. Aby utrzymać tak olbrzymią masę, kręgosłup Maip amcrothoraxa zbudowany był z wielkich kręgów połączonych skomplikowanym systemem mięśni, ścięgien i więzadeł. Dzięki temu drapieżnik mógł stać i biegać na tylnych łapach. Na kręgach i żebrach dinozaura zachowały się struktury, do których były przymocowane więzadła. Dla specjalistów to okazja do zdobycia informacji, które rzadko są dostępne. Pozwalają bowiem przynajmniej częściowo zrekonstruować układ tkanek miękkich.
      Szczątki dinozaura znaleziono na południe od El Calafate. Panują tam bardzo niskie temperatury i widać stamtąd Andy. A olbrzymi dinozaur, ścigający swoją ofiarę, był zapowiedzią jej śmierci. Dlatego też nowo odkryty gatunek zyskał nazwę „Maip” pochodzącą od diabolicznej postaci z mitologii Tehuelche, która mieszka w górach i zabija za pomocą mrozu. Mitologiczny Maip reprezentuje też cień nadchodzącej śmierci. Z kolei „macrothorax” od rozmiarów jamy klatki piersiowej, której szerokość dochodziła do 1,4 metra.
      Megaraptory swój rozkwit przeżywały w kredzie, występowały głównie na południowych obszarach grobu. Pierwszym opisanym przedstawicielem tego rodzaju był Megaraptor namunhuaiiquii znaleziony w argentyńskiej prowincji Neuquén. Kolejne megaraptory znajdowano w Australii, Japonii czy Tajlandii.
      Wiemy, że zwierzęta te polowały na inne dinozaury, miały nisko sklepioną, wydłużoną czaszkę, w której znajdowało się ponad 60 ostrych zębów. Megaraptory mają długą elastyczną szyję oraz sprawne dobrze rozwinięte kończyny przednie zakończone potężnymi pazurami służącymi do chwytania i rozrywania ofiary.
      Maip amcrothorax to już kolejny dinozaur znaleziony w Estancia La Anita, kilka kilometrów na południe od miasta El Calafate. W 2019 roku znaleziono tam szczątki dwóch przedstawicieli gatunku Nullotitan glacieris. To niemal 25-metrowej długości dinozaury roślinożerne. Obok nich odkryto szczątki niewielkiego zwierzęcia z gatunku Isasicursor santacrucensis. Ten dinozaur chodziło na tylnych łapach. Dotychczas, na podstawie kilku izolowanych zębów, przypuszczano, że w okolicy mogą znajdował się też pozostałości jakiegoś megaraptora. Teraz przypuszczenie się potwierdziło
      Autorzy odkrycia piszą na łamach Scientific Reports, że Maip amcrothorax był bliżej spokrewniony z megaraptorami z obecnej Ameryki Południowej. Zwierzęta z Azji i Australii były jego dalszymi kuzynami. Zdaniem odkrywców, południowoamerykańskie megaraptory wyewoluowały z mniejszych form pośrednich, o długości ciała 5–6 metrów, a szczyt ich osiągnięć ewolucyjnych przypadł na kredę. Maip był największym znanym megaraptorem i jednym z ostatnich, które zamieszkiwały Ziemię przed zagładą dinozaurów.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...