Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Tkanka tłuszczowa kojarzy nam się niemal jednoznacznie z biologicznym "magazynem" przechowującym nadmiar energii przyjmowanej wraz z pokarmem. Nie wszyscy wiedzą jednak, że istnieje także tzw. brunatna tkanka tłuszczowa, spalająca tłuszcz i wytwarzająca w ten sposób ciepło. Dotychczas sądzono, że występuje ona wyłącznie u dzieci, lecz najnowsze badania pokazują, że nie jest to do końca prawdą.

Odkrycia dokonano dzięki zastosowaniu nowoczesnej techniki diagnostycznej, zwanej pozytonową tomografią emisyjną, sprzężonej z klasyczną tomografią komputerową. Testy, przeprowadzone na niemal 2000 pacjentów, wykonywano przy okazji przygotowań do zabiegów chirurgicznych w rejonie głowy i szyi.

Wyniki eksperymentu zaskoczyły badaczy. Jak się okazało, aż 6% badanych osób posiadało przynajmniej trzy uncje (ok. 90 g) brunatnej tkanki tłuszczowej. Co więcej, wykazywała ona aktywność metaboliczną zależną od potrzeb organizmu. Teraz wiemy, że jest ona obecna i funkcjonuje u dorosłych, cieszy się dr Aaron Cypess, główny autor badania. Trzy uncje brunatnej tkanki tłuszczowej mogą spalić kilkaset kalorii dziennie.

Zaobserwowana tkanka wyraźnie reaguje na warunki środowiska. Świadczy o tym choćby fakt, iż zimą pojawia się ona w znacznie większej ilości, by ochronić organizm przed wychłodzeniem. Mało tego - jest jej więcej u osób szczupłych, co w łatwy sposób można wytłumaczyć tym, że posiadają one niewiele "zwykłej" (żółtej) tkanki tłuszczowej, będącej doskonałym izolatorem. 

Badacze zaobserwowali także różnicę w ilości brunatnej tkanki tłuszczowej u mężczyzn i kobiet. Te ostatnie mają jej więcej, ponieważ, jak spekulują autorzy studium, są słabiej umięśnione, a ciepło powstające podczas pracy mięśni odgrywa istotną rolę w utrzymaniu ciepłoty ciała.

Zdaniem dr. Cypessa odkrycie może doprowadzić do ulepszenia terapii zwalczających otyłość. Jak tłumaczy badacz, środek aktywujący brunatną tkankę tłuszczową mógłby pomóc wielu osobom w spaleniu znacznej liczby kalorii. Byłoby to, przynajmniej teoretycznie, możliwe nawet bez nadmiernego wysiłku fizycznego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jako ciekawostkę dodam, że (ponoć) preparaty ECA przez zwiększenie termogenezy wspomagają wytwarzanie brunatnej tkanki tłuszczowej. No cóż szkoda, że sprzedawanie ECA jest oficjalnie w Polsce nielegalne. ECA = efedryna + aspiryna + kofeina, związki bez ECA (z korą wierzby i skórką pomarańczy) nawet w połowie nie są tak skuteczne.

 

@Grzegorz: teraz informacja jest również podana w gramach, a wcześniej fakt podania jedynie uncji też nie stanowił problemu - osoby wystarczająco dociekliwe skorzystają z google, bądź wikipedii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Eh, kalka amerykańska, dlaczego mamy wiedzieć, co to jest uncja, cal, jard, jak tylko 1% ludzkości używa tych wielkości?

Po pierwsze:  nie przesadzajmy, że 1% :P Ale to tak na marginesie.

 

Co do samej uwagi: nie mogłem napisać po prostu "90 g", bo jednak nie jest to dokładnie tyle samo, co trzy uncje. Z kolei gdybym napisał "84,48 g", to by dopiero wyglądało niepoważnie :D Dlatego napisałem w obu wersjach i zostawiłem te nieszczęsne uncje, bo tak przedstawili to autorzy. Im dziękuj za to, że w materiale przygotowanym do publikacji na cały świat pojawia się jednostka spoza układu SI  ::D

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
szkoda, że sprzedawanie ECA jest oficjalnie w Polsce nielegalne

Zdajesz sobie sprawę, że efedryna ma działanie psychotropowe? A z tego, że aspiryna może w takich dawkach powodować krwotoki wewnętrzne i wrzody? Udostępnienie takiego środka byłoby niebezpieczne, a do tego istnieje dla nich skuteczna alternatywa w postaci wizyty na siłowni. Z kolei w celach czysto leczniczych są stosowane inne preparaty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdajesz sobie sprawę, że efedryna ma działanie psychotropowe? A z tego, że aspiryna może w takich dawkach powodować krwotoki wewnętrzne i wrzody? Udostępnienie takiego środka byłoby niebezpieczne, a do tego istnieje dla nich skuteczna alternatywa w postaci wizyty na siłowni. Z kolei w celach czysto leczniczych są stosowane inne preparaty.

Jednak w Polsce są dozwolone leki o silniejszym działaniu psychotropowym niż efedryna, które również zapewne mają inne odpowiedniki. Właśnie tego nie lubię, pewną część zakazujemy, a pewną zostawiamy, żeby nie robić bałaganu. Według mnie takie preparaty powinny być dostępne do zakupu przez osoby 18+ na receptę a leczenie powinno przebiegać pod wglądem lekarza.

Zresztą jak ktoś się uprze, to i tak wynajdzie trzy oddzielne preparaty i zrobi na własną rękę ECA. I właśnie dlatego lepiej, żeby to było zrobione przez specjalistów i trafiało do docelowej grupy chorych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jednak w Polsce są dozwolone leki o silniejszym działaniu psychotropowym niż efedryna

Sam to napisałeś: LEKI, a nie suplementy diety. Bo jeśli o lekach mówimy, to na rynku spokojnie dostaniesz nawet związki o bliskim stopniu pokrewieństwa z amfetaminą (ot, choćby mazyndol - b. skuteczny przyśpieszacz metabolizmu, choć ma nieco osłabione działanie psychotropowe). Rzecz jasna, są dostępne wyłącznie na receptę.

 

Cały problem polega na tym, że preparaty działające naprawdę silnie (i przez to niebezpieczne) nie powinny być dostępne dla kogoś, kto po prostu chce wyglądać lepiej, tylko dla osób, u których otyłość staje się problemem zdrowotnym. Dlatego, ze względu na poziom zagrożenia, obieg takich środków powinien być kontrolowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm, popatrzmy 1 caps dziennie skład: 250mg korzenia mahuang (20mg efedryny - to jest coś koło 3-5 drażetek tussipectu), 200mg kofeiny choć sporo to i tak ludzie więcej wypiją w jednym RedBullu, aspiryny (w formie kory z wierzby)300mg. Wspominałem o gigantycznej naklejonej instrukcji "Ostrożnie - nie brać w przypadku jakichkolwiek problemów zdrowotnych i nie przekraczać dziennej dawki, nie łączyć z"

Głupi Cirrus [objawowe leczenie alergii] ma 120mg pseudoefedryny - nie wmówisz mi, że owe 120mg odpowiada mniejszej dawce efedryny. Z mniej egzotycznych leków Gripex Max - 60mg pseudoefedryny

 

Zdaję sobie sprawę, że pseudoefedryna jest pochodną efedryny o mniejszych efektach ubocznych jednak działa tak samo.

 

Do czego dążę: diabeł nie jest taki straszny jak go malują, pod warunkiem rozsądnego korzystania, "psychotrop" efedryna  w formie pseudoefedryny jest dostępny na rynku bez recepty. Rzuć okiem na forum hyperreal to się przestraszysz, co i w jakich dawkach dzieci biorą dla odczucia "przyjemności".

Na marginesie samą efedrynę bardzo ciężko przedawkować - przesadzisz = rzygasz jak kot.

 

Założę się, że znajdzie się spora ilość osób, które biorą nieświadomie sporą dawkę ECA dziennie i to oni są najbardziej zagrożeni. (Alergicy leczący ból głowy aspiryną i rozkoszujący się 3+ kawami dziennie i zaziębieni maniacy stawiający na mix Gripex+aspiryna).

 

Ja tam brałem ECA jako środek pobudzający - nie ma niczego gorszego niż zasypianie na klawiaturze w połowie wykonanej roboty. (no to teraz zostanę zjechany...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesiu, pseudoefedryna jest wielokrotnie słabsza* :P Więc stwierdzenie "psychotrop efedryna w postaci pseudoefedryny" jest całkowicie chybione. Poza tym dochodzi kwestia możliwych interakcji pomiędzy samymi składnikami mieszanki.

 

Inna rzecz, że obecnie nawet Tussipect jest (albo w najbliższym czasie ma być, nie wiem dokładnie) dostępny wyłącznie na receptę. Zbyt wielu ludzi go brało dla taniej fazy, więc konieczne było ukrócenie tego zjawiska.

 

 

* Edycja po uwadze k0mandosa :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oza tym dochodzi kwestia możliwych interakcji pomiędzy samymi składnikami mieszanki.

Właśnie w tym cały sens tej mieszanki, która ma być przede wszystkim termogenikiem. Przynajmniej ja to tak rozumiem :P

 

Po drugie chodziło Ci chyba o to, że pseudoefedryna jest wielokrotnie słabsza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Właśnie w tym cały sens tej mieszanki, która ma być przede wszystkim termogenikiem. Przynajmniej ja to tak rozumiem :P

Jasne, tylko sam powiedz, czy bez kontaktu z lekarzem jesteś w stanie stwierdzić, czy możesz sobie pozwolić na tak nagłe zwiększenie obciążenia organizmu? Pamiętaj, że wyższa termogeneza=wyższe tętno=wyższe obciążenie serca. A osoby otyłe przeważnie już mają jakąś tam niewydolność serca, więc dla nich ryzyko jest ogromne. Mam wrażenie, że zapominasz o tym. A poza tym, jeśli idzie o same interakcje, to jedna z asystentek na seminarium mówiła nam, że przyjmowanie 3 leków daje ok. 90% prawdopodobieństwa wystepienia interakcji. A teraz wystarczy, że jakaś osoba będzie sobie jeszcze przyjmowała np. żeń-szeń na lepszą pamięć albo cokolwiek innego i może się nagle okazać, że wszystkie preparaty są dobre, tylko wymieszane ze sobą stają się niebezpieczne. Właśnie dlatego takie preparaty nie powinny być stosowane bez kontroli lekarza.

 

Założę się, że znajdzie się spora ilość osób, które biorą nieświadomie sporą dawkę ECA dziennie i to oni są najbardziej zagrożeni. (Alergicy leczący ból głowy aspiryną i rozkoszujący się 3+ kawami dziennie i zaziębieni maniacy stawiający na mix Gripex+aspiryna).

Tylko widzisz, tu znów dochodzi kwestia kontroli i różnicy pomiędzy lekiem a suplementem. Jeżeli kupisz aspirynę i Gripex naraz, to farmaceutka na 100% zwróci Tobie uwagę, żeby nie brać tego razem. Tymczasme jeżeli kupisz sobie swój magiczny ECA w sklepie z odżywkami dla sportowców, to jak znam życie, sprzedawca jeszcze Tobie zaproponuje karnitynę, Nitrobolon albo inny śmieć, dzięki któremu ryzyko interakcji znów wzrasta. Dla niego to czysty zysk, a on nie ma obowiązku znać się na interakcjach, nie jest przecież farmaceutą.

Po drugie chodziło Ci chyba o to, że pseudoefedryna jest wielokrotnie słabsza.

Jasne, że tak. Przepraszam za pomyłkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jasne, tylko sam powiedz, czy bez kontaktu z lekarzem jesteś w stanie stwierdzić, czy możesz sobie pozwolić na tak nagłe zwiększenie obciążenia organizmu?

Nie, dlatego pisałem o stałej kontroli lekarza nad leczeniem, jeżeli w ogóle zostało by takie dopuszczone.

A osoby otyłe przeważnie już mają jakąś tam niewydolność serca, więc dla nich ryzyko jest ogromne. Mam wrażenie, że zapominasz o tym.

Masz rację. Ale swoją drogą rodzi się tu pewien paradoks, bo taka mieszanka będzie mniej niebezpieczna dla osób z lekką nadwagą, lub też po prostu dla zawodników. Takie preparaty nierzadko umożliwiają zejście z poziomem tkanki tłuszczowej poniżej 10%, nawet jeżeli ma być to sezonowy efekt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to pytanie: ilu krotnie pseudoefedryna jest słabsza od efedryny, skoro na hyperreal do "fazy" wystarczyło 240mg pseudoefedryny - 2 tabletki cirrusa, 4 tab gripexu (niebezpieczna dawka  ze względu na paracetamol). Cały sens ECA polega na interakcji między składnikami - zamiast brania po gramie aspiryny czy kofeiny bierzesz mikro dawkę, która w efekcie synergii daje ten sam / lepszy efekt przy względnie mniejszych efektach ubocznych.

 

Poza tym to była "ciekawostka" a nie wypowiedzenie wojny zdrowemu rozsądkowi. W Polsce są dostępne termogeniki "ECA free", które też dają dobry efekt (lepszy niż samo placebo) w połączeniu z wysiłkiem fizycznym. (Ironicznie rzecz ujmując - zaskakująca jest skuteczność większości preparatów w połączeniu z wysiłkiem fizycznym).

 

Odnośnie delegalizacji tussipectu - śmiertelna dawka LD50 pseudoefedryny dla myszy wynosi 500mg/kg - to jest znowu ruch związany z polityką, a nie zdrowiem obywateli.

Z tego co wyczytałem oficjalnie Tussi w drażetkach jest od czerwca 2008 dostępny wyłącznie na receptę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie, dlatego pisałem o stałej kontroli lekarza nad leczeniem, jeżeli w ogóle zostało by takie dopuszczone.

No i jest :P Tyle, że stosowane są inne preparaty, które najwidoczniej były bardziej skuteczne lub bezpieczniejsze.

Masz rację. Ale swoją drogą rodzi się tu pewien paradoks, bo taka mieszanka będzie mniej niebezpieczna dla osób z lekką nadwagą

Zgadza się. Ale leczenie praktycznie każdej choroby jest łatwiejsze u osób z nadwagą, niż u tych z otyłością.

lub też po prostu dla zawodników. Takie preparaty nierzadko umożliwiają zejście z poziomem tkanki tłuszczowej poniżej 10%, nawet jeżeli ma być to sezonowy efekt.

Pozostaje pytanie, na czym Tobie zależy, bo w przypadku stosowania termogeników na pewno nie można powiedzieć, że "sport to zdrowie".

 

Czesiu - właśnie o interakcje chodzi. Działanie mieszanki trzech leków nie jest takie samo, jak suma działania wszystkich trzech podawanych osobno w różnym czasie. Właśnie dlatego ECA jest potencjalnie niebezpieczne. Poza tym szkodliwosć psychotropów wykracza daleko poza ryzyko zgonu, o czym powinieneś doskonale wiedzieć, skoro tak się tematem interesujesz. I nie daj sobie wmówić bełkotu rozpowiadanego na Hyperreal, że idzie wyłącznie o politykę, bo koszty społeczne uzależnienia idą w grube miliony złotych rocznie. Inna rzecz, że LD50 dla ludzi najprawdopodobniej jest sporo niższe, bo zdarzały się już przypadki śmiertelnych zatruć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym szkodliwosć psychotropów wykracza daleko poza ryzyko zgonu, o czym powinieneś doskonale wiedzieć, skoro tak się tematem interesujesz. I nie daj sobie wmówić bełkotu rozpowiadanego na Hyperreal, że idzie wyłącznie o politykę, bo koszty społeczne uzależnienia idą w grube miliony złotych rocznie. Inna rzecz, że LD50 dla ludzi najprawdopodobniej jest sporo niższe, bo zdarzały się już przypadki śmiertelnych zatruć.

 

Oho, widzę że przechodzimy do dobrego starego schematu "wczoraj trawka - jutro heroina". Moim zdaniem to jet jedynie kwestia psychiki i celu, dla którego środek jest brany. <- tak, wiem straszne uproszczenie, które nie uwzględnia fizycznego uzależnienia i efektów odstawienia. Dyskusji o wahaniach nastroju, dziurach w mózgu i narkolepsji się nie podejmuję - aż tak tematu nie zgłębiałem.

 

Zejście z poziomem tkanki tłuszczowej poniżej 10% jest co najmniej niezdrowe i osobiście za nic w świecie nie podjął bym się takiego ryzyka. Z drugiej strony jak mówimy o dopingu istnieją zdecydowanie skuteczniejsze środki niż efedryna umożliwiające zrzucenie tłuszczu (np. testosteron dla mężczyzn). Moje zdanie w tym temacie - w amatorskim sporcie doping odchudzający/jakikolwiek inny jest zbędny, natomiast w sporcie profesjonalnym dopingiem zajmują się profesjonaliści, którzy przede wszystkim wiedzą co i DLACZEGO robią.

 

hyperreal - be! Jednak słabszym psychicznie jednostkom umożliwia zapoznanie się z dawkowaniem i efektami ubocznymi. Jak już ktoś ma brać to lepiej, aby choć się orientował dlaczego nie ma przekraczać dawki XX środka YY. (np. Gościu na sfd chciał użyć gripex jako stymulant (przecie ma pseudoefedryne! :0 ))

 

Odnośnie "politycznej decyzji": po rozważeniu dochodzę do wniosku że masz rację - ograniczenie ilości jednocześnie sprzedanych opakowań tussipectu nie przyniosło by efektu, szczególnie w dobie 5 aptek na jednej ulicy. Tyle że to jest zablokowanie jednego (fakt śmiesznie taniego) medykamentu z jednoczesnym pozostawieniem 150 innych zawierających ten sam składnik na rynku. Moim zdaniem rozsądna ustawa (bez aspektu "politycznego") powinna mieć treść "wszystkie medykamenty zawierające powyżej xx mg pseudoefedryny na opakowanie oraz przekraczające xxx mg pseudoefedryny na tabletkę wymagają przedstawienia recepty"

 

Odnosnie niższego LD50 dla ludzi - no łączenie z alkoholem czyni cuda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Moim zdaniem rozsądna ustawa (bez aspektu "politycznego") powinna mieć treść "wszystkie medykamenty zawierające powyżej xx mg pseudoefedryny na opakowanie oraz przekraczające xxx mg pseudoefedryny na tabletkę wymagają przedstawienia recepty"

Tego się nie robi na podstawie ustaw, lecz rozporządzeń. I takie rozporządzenia wchodzą przecież w życie. Efedryna (to ona była w Tussipekcie, a nie pseudoefedryna, jak zapewne wiesz) jest obecnie całkowicie zakazana bez recepty, o ile wiem, natomiast skład preparatów z pseudoefedryną też jest kontrolowany na bieżąco. Swoją drogą, nie jest wykluczone, że Cirrus też zniknie za jakiś czas z rynku właśnie ze względu na wysoką zawartość pseudoefedryny (potrafi kopać po dwóch dawkach, co już jest b. niebezpieczne np. w przypadku kierowców).

 

Nigdzie nie napisałem, że "wczoraj trawka, jutro heroina", bo sam jestem zdania, że jeżeli legalny jest tytoń, to trawka tym bardziej powinna być (choć idealnie by było, gdyby oba specyfiki były zakazane, ale to już temat na osobną dyskusję). Ale z drugiej strony pozwalanie na stosowanie psychotropów bez kontroli lekarza to chora sytuacja i nie powinno tak być, bo nawet bez szczegółowego zgłębiania tematu zgodzisz się ze mną na pewno, że nie są one neutralne dla psychiki i mogą zaszkodzić, jeśli są stosowane nieumiejętnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakt, ten drobny szczegół przeoczyłem - w zabawę z tussipectem bawiłem się parę lat temu, a dzisiaj nie chce mi się "eksperymentować" żeby powiedzieć jak wypada efektywność w porównaniu z pseudoefedryną. Co nie zmienia faktu - dawka czyni mistrza, a brak rozwagi mistrzów zabija.

 

"Neutralność dla psychiki" - też poddaje się walkowerem, choć zaznaczę że przed demonizowaniem związku trzeba rozważyć skutki krótkotrwałe i długotrwałe związane z przyjmowaniem dawki "końskiej" i dawki "profilaktycznej"(dawka profilaktyczna brzmi niczym herezja) pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mikroosie, co do tego sport=zdrowie. Fakt - termogeniki to już jest pewien krok na drugą stronę. Ale z drugiej strony ECA to nie jest hormon tarczycy, clenbuterol czy DNP. Kwestia sporna, trzeba by w tym momencie mieć sporo wyników badań, żeby ruszyć ją dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co z tego, że to nie hormon tarczycy, jeśli wpływa na równowagę hormonalną organizmu? Nie jest to działanie bezpośrednie, ale pośrednie, bo hormony zawsze dostosowują się do bieżących potrzeb. Jeżeli metabolizm przyśpiesza, spada aktywność tarczycy, przez co nie dość, że wytrącasz jej pracę z równowagi, to jeszcze wywołujesz tolerancję i po pewnym czasie musisz zwiększyć dawkę. Wbrew pozorom, to naprawdę nie są żarty, a organizm naprawdę potrzebuje pewnej ilości tłuszczu do normalnego funkcjonowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak, ale żeby tak bardzo napsuć sobie efedryną układ hormonalny jak przyjmowaniem hormonu tarczycy czy insuliny, to raczej trzeba by się poważnie postarać. Ja nie mówię, że to jest mądre pozbywanie się na siłę tkanki tłuszczowej to poziomu na prawdę skrajnego minimum, ale jeżeli już to robić, to lepiej użyć ECA niż wspomnianych przeze mnie substancji, których konsekwencją może być nawet śmierć przy nieodpowiednim taperingu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no, jasne. Lepiej wypić litr wódy, niż litr paliwa rakietowego. Tylko trzeba by siebie zapytac, czy wybór mniejszego zła oznacza automatycznie mądre rozwiązanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
:D I dlatego warto dyskutować. Wiesz, np. możesz dostać w Polsce na receptę opiaty, ale do pewnej granicy. Więc dlaczego nie może być tak z substancjami przyspieszającymi metabolizm. I odpierając już wspomniany przez Ciebie argument, dla opiatów są również substancje zastępcze w zależności o jakie ich działanie nam konkretnie chodzi (przeciwbólowe, nasenne..). A o niebezpieczeństwie stosowania tych pierwszych dobrze wiesz :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle, że opiatów nie przepisuje się z byle powodu, tylko wtedy, kiedy są naprawdę niezastąpione (a są takie sytuacje, w których działają wyłącznie leki z tej grupy, a i wtedy wybiera się najsłabszy lub możlwie bezpieczny). W przypadku ECA jest bardzo wiele alternatyw i w przeciwieństwie do opiatów nie jest on niezastąpiony. Zresztą napisałem już wcześniej, że istnieje choćby mazyndol, który odchudza bardzo dobrze. Problem w tym, że wszelkie substancje ingerujące tak silnie w metabolizm są potencjalnie niebezpieczne,więc nie licz na to, że dostaniesz je tylko dlatego, że chcesz mieć mięśnie bardziej na wierzchu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Tyle, że opiatów nie przepisuje się z byle powodu, tylko wtedy, kiedy są naprawdę niezastąpione

A to już jest piękna idea, które jednak nie zawsze ma odzwierciedlenie w rzeczywistości :P

Co do samego mazyndolu, z tego co wyczytałem, to już w Polsce nie jest produkowany.

 

A już tak abstrahując, moim zdaniem to jest zła droga do zwalczania otyłości, już prędzej nadwagi. Bo niektórzy ludzie lubią sobie więcej zjeść, mniej zdrowo - ale to nie może być główny powód otyłości. Stosując wspominane leki osoba otyła faktycznie będzie zrzucać tłuszcz przy odpowiedniej aktywności i diecie, ale nie wywoła to zmian trwałych w jej organizmie, co oznacza, że po zakończeniu kuracji (która zapewne musi być w większości przypadków cykliczna) prawdopodobnie problem będzie wracał. Dlatego według mnie lekarstwem na otyłość będzie dokładne wyjaśnienie jej przyczyn i ich korekta, np. jeżeli ktoś rodzi się z bardzo słabym metabolizmem, to rozwiązaniem będzie jego stałe przyspieszenie, o czym zresztą mówi notka o brunatnej tkance tłuszczowej.

Zaś wracając do osób z nadwagą, tutaj termogeniki mogą ułatwić pozbycie się niechcianej ilości tłuszczu i jeżeli się to zrobi z głową to istnieje szansa, żeby taki poziom utrzymać. No ale to zależy od bardzo wielu czynników i nie można generalizować. Ale jeżeli w Polsce można by pójść prywatnie do lekarza, który zna się na rzeczy, ma doświadczenie zawodowe, to nie widzę przeciwwskazań, aby komuś takiemu dać możliwość przepisywania takich substancji.

 

I na koniec, ja mam może taką niezbyt poprawną filozofię, ale ja bym sprzedawał i morfinę, byleby ludzie płacili za to na tyle dużo, aby wystarczyło pokryć wywołane przez nich straty i jeszcze coś zostało :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A to już jest piękna idea, które jednak nie zawsze ma odzwierciedlenie w rzeczywistości :P

Nie powinieneś podważać słuszności idei na podstawie tego, że kilku baranów nie potrafi się do niej dostosować.

co do samego mazyndolu, z tego co wyczytałem, to już w Polsce nie jest produkowany.

Ale jest dystrybuowany, o ile mi wiadomo. Zresztą, nie jest to jedyny taki środek.

Dlatego według mnie lekarstwem na otyłość będzie dokładne wyjaśnienie jej przyczyn i ich korekta, np. jeżeli ktoś rodzi się z bardzo słabym metabolizmem, to rozwiązaniem będzie jego stałe przyspieszenie, o czym zresztą mówi notka o brunatnej tkance tłuszczowej.

Tyle, że przyczyna otyłości jest bardzo prosta i sami otyli znają ją doskonale. Żrą za dużo, wybierają telewizor zamiast spaceru i samochód zamiast roweru. To naprawdę nie jest skomplikowane i zasłanianie sie tutaj wolnym metabolizmem jest nieco niepoważne. Organizm o wolnym metabolizmie ma przecież, nie licząc przypadków ekstremalnych, naturalnie obniżone także łaknienie.

Zaś wracając do osób z nadwagą, tutaj termogeniki mogą ułatwić pozbycie się niechcianej ilości tłuszczu i jeżeli się to zrobi z głową to istnieje szansa, żeby taki poziom utrzymać.

I właśnie dlatego są w obiegu kontrolowanym przez lekarzy. To oni nadzorują postęp terapii i dobierają takie dawki oraz protokoły leczenia, żeby chudnąć możliwie szybko, ale bezpiecznie i bez większego ryzyka powrotu do poprzedniej wagi. Właśnie na tym polega sens przepisywania termogeników na receptę!

I na koniec, ja mam może taką niezbyt poprawną filozofię, ale ja bym sprzedawał i morfinę, byleby ludzie płacili za to na tyle dużo, aby wystarczyło pokryć wywołane przez nich straty i jeszcze coś zostało :D

Nie zgodzę się. Zbyt duże ryzyko dla otoczenia. Taki lek można przecież komuś np. podrzucić i wyrządzić w ten sposób wielką krzywdę, której żadna kasa nie zwróci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone na modelach mysich, u których poprzez dietę wysokotłuszczową wywołano otyłość wykazały, że samice, w przeciwieństwie do samców, są lepiej chronione przed otyłością i towarzyszącym jej stanem zapalnym, gdyż w ich organizmach dochodzi do większej ekspresji proteiny RELM-α. Stwierdziliśmy, że komórki układu odpornościowego oraz RELM-α są odpowiedzialne za międzypłciowe różnice w reakcji układu odpornościowego na otyłość, mówi profesor Meera G. Nair z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside. Jest ona współautorką badań prowadzonych wraz z profesor Djurdjicą Coss.
      Do białek z rodziny RELM (resistin-like molecule), obok rezystyny, należą też RELM-α i RELM-β. Do wysokiej ekspresji RELM zachodzi w czasie infekcji i stanów zapalnych. Gdy tylko u myszy pojawia się infekcja, błyskawicznie dochodzi do uruchomienia produkcji RELM-α, które ma chronić tkanki. RELM-α reguluje działanie dwóch typów komórek układu odpornościowego: przeciwzapalnych makrofagów i eozynofili. Autorki badań zaobserwowały, że samce myszy wykazywały niższą ekspresję RELM-α, miały mniej eozynofili, a więcej prozapalnych makrofagów, które wspomagały otyłość. Gdy uczone usunęły RELM-α u samic odkryły, że nie były one chronione przed otyłością, miały mniej oezynofili, a więcej makrofagów – podobnie jak samce.
      Mogłyśmy jednak zredukować otyłość u samic myszy podając im eozynofile lub RELM-α to sugeruje, że mogą być one obiecującymi środkami terapeutycznymi, mówi Nair.
      Niedobór RELM-α miał duży wpływ na samców, ale wciąż był on mniejszy niż na samice. Prawdopodobnie dlatego, że samice mają wyższy poziom RELM-α, zatem niedobory bardziej wpływają na ich organizm. Z naszych badań płynie wniosek, że w chorobach metabolicznych, takich jak otyłość, konieczne jest branie pod uwagę różnic międzypłciowych, stwierdza Coss.
      Najważniejsze jednak jest odkrycie nieznanej dotychczas, zależnej od płci, roli RELM-α w modulowaniu reakcji metabolicznej i zapalnej na indukowaną dietą otyłość. Istnieje „oś RELM-α-eozynofile-makrofagi”, która chroni kobiety przed otyłością i stanem zapalnym wywoływanymi dietą. Wzmocnienie tego szlaku może pomóc w walce z otyłością, dodaje Nair.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Obecna epidemia otyłości jest głównie związana ze spożywaniem nadmiernej liczby kalorii, a nie z brakiem ruchu, mówi doktor Esra Tasali, dyrektor Centrum Snu na Wydziale Medycyny University of Chicago. Przez wiele lat my i inne grupy naukowe wielokrotnie wykazywaliśmy, że ograniczenie długości snu wpływa na apetyt, co powoduje, że jemy więcej, a to z kolei wiąże się z ryzykiem przybrania na wadze, dodaje. Podczas randomizowanych badań klinicznych naukowcy z Chicago wykazali, że wystarczy poprawić higienę snu, by zmniejszyć ilość spożywanych kalorii o 270 kcal dziennie.
      W testach klinicznych udział wzięło 80 dorosłych osób. U młodych dorosłych z nadwagą, którzy średnio spali mniej niż 6,5 godziny na dobę, naukowcy – poprawiając higienę snu – byli w stanie wydłużyć ten czas o średnio 1,2 godziny. Docelowo chcieli, by osoby te spały 8,5 godziny na dobę. Okazało się jednak, że już samo poprawienie higieny snu i dłuższy sen spowodowały, że badani mniej jedli. Co ważne, naukowcy w żaden sposób nie wpływali na zwyczaje żywieniowe badanych. Cały eksperyment odbywał się w naturalnych warunkach. Biorące w nim udział osoby spały we własnych domach i zachowywały się tak, jak dawniej. Jedną różnicą było poprawienie higieny ich snu, przez co uległ on wydłużeniu. To wystarczyło, by średnio spożywali o 270 kcal dziennie mniej. To zaś powinno przełożyć się na utratę 12 kilogramów w ciągu 3 lat.
      Większość badań tego typu to badania krótkotrwałe, prowadzone w laboratoriach, a spożywane kalorie pochodzą z diety oferowanej badanym przez naukowców. W naszym badaniu wpływaliśmy jedynie na sen. Badani jedli to co chcieli i ile chcieli. W żaden sposób nie mieliśmy na to wpływu, stwierdza Tasali.
      Naukowcy, by obiektywnie badać ilość kalorii spożywanych przez badanych, wykorzystali metodę „podwójnie oznaczonej wody”. To test z moczu wykonywany u osób pijących wodę, w której atomy wodoru i tlenu zostały zastąpione innymi, naturalnymi łatwymi do śledzenia izotopami. To złoty standard obiektywnego pomiaru wydatkowania energii w warunkach pozalaboratoryjnych. Jego zastosowanie zmieniło sposób prowadzenia badań nad otyłością u ludzi, mówi profesor Dale A. Schoeller.
      Warto podkreślić, że uczestnicy wzięli udział w zaledwie jednej sesji dotyczącej higieny snu. To wystarczyło, by wydłużyli sen o ponad godzinę na dobę. To wystarczyło, by większość zaczęła jeść zdecydowanie mniej. U niektórych spadek wyniósł aż 500 kcal dziennie.
      Eksperyment trwał w sumie miesiąc. Przez pierwsze dwa tygodnie naukowcy zbierali informacje o śnie i diecie badanych, a przez kolejne dwa, po sesji nt. higieny snu, monitorowali skutki dłuższego spania. To nie było badanie nad utratą wagi. Ale nawet po tych dwóch tygodniach zauważyliśmy, że badani zaczęli spalać więcej kalorii niż przyjmowali. Jeśli utrzymaliby higienę snu przez dłuższy czas, doszłoby u nich do klinicznie znaczącej utraty wagi. Wiele osób bardzo się stara, by zmniejszyć ilość spożywanych kalorii i schudną. Można to osiągnąć po prostu śpiąc dłużej, stwierdza Tsali.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Proteina XRN1 odgrywa kluczową rolę w regulowaniu apetytu i metabolizmu przez mózg, informują badacze z Okinawa Institute of Science and Technology Graduate University. U myszy utrata tego białka z przodomózgowia doprowadziła do pojawienia się niepohamowanego apetytu i otyłości, czytamy na łamach iScience. Otyłość powodowana jest przez nierównowagę pomiędzy ilością przyjmowanego pokarmu a wydatkowaniem energii. Wciąż jednak słabo rozumiemy, jak apetyt i metabolizm są regulowane przez komunikację pomiędzy mózgiem a innymi częściami ciała, jak trzustka czy tkanka tłuszczowa, mówi doktor Akiko Yanagiya.
      W ramach badań naukowcy stworzyli mysz, w której przodomózgowiu nie pojawiła się proteina XRN1. W tym regionie mózgu znajduje się m.in. podwzgórze, niewielki obszar odpowiedzialny za uwalnianie hormonów regulujących sen, temperaturę ciała, pragnienie i głód. Naukowcy zauważyli, że w wieku 6 tygodni ich myszy zaczęły gwałtownie przybierać na wadze i w wieku 12 tygodni były już otyłe. Obserwując zachowanie zwierząt uczeni stwierdzili, że myszy pozbawione XRN1 jadły niemal dwukrotnie więcej niż grupa kontrolna.
      To była prawdziwa niespodzianka. Gdy po raz pierwszy pozbawiliśmy mózg XRN1 nie wiedzieliśmy, co odkryjemy. Tak drastyczny wzrost apetytu był czymś niespodziewanym, informuje doktor Shohei Takaoka.
      Japończycy chcieli dowiedzieć się, co powoduje, że myszy tak dużo jedzą. Zmierzyli więc poziom leptyny we krwi. To hormon, który tłumi uczucie głodu. W porównaniu z grupą kontrolną był on znacząco podwyższony. Normalnie powinno to zniwelować uczucie głodu i powstrzymać myszy przed jedzeniem. Jednak zwierzęta pozbawione XRN1 nie reagowały na leptynę.
      Naukowcy odkryli też, że 5-tygodniowe myszy były oporne na insulinę, co w konsekwencji może prowadzić do cukrzycy. W miarę upływu czasu u myszy tych poziom glukozy i insuliny znacząco rósł wraz ze wzrostem leptyny. Sądzimy, że poziom glukozy oraz insuliny zwiększał się z powodu braku reakcji na leptynę. Oporność na leptynę powodowała, że myszy ciągle jadły, glukoza we krwi utrzymywała się na wysokim poziomie, a przez to wzrastała też ilość insuliny, mówi Yanagiya.
      Sprawdzano też, czy otyłość u myszy mogła być spowodowana mniejszą aktywnością fizyczną. Zwierzęta umieszczono w specjalnych klatkach, gdzie mierzono poziom zużywanego tlenu, co służyło jaki wskaźnik tempa metabolizmu. Okazało się, że u 6-tygodniowych myszy nie było żadnej różnicy w wydatkowaniu energii pomiędzy grupą badaną (bez XRN1) a grupą kontrolną. jednak uczeni zauważyli coś bardzo zaskakującego. Otóż myszy bez XRN1 używały węglowodanów jako głównego źródła energii. Natomiast myszy z grupy kontrolnej były w stanie przełączać się pomiędzy wykorzystywaniem węglowodanów w nocy – kiedy to były bardziej aktywne – a wykorzystywaniem zgromadzonego w ciele tłuszczu w dzień, w czasie mniejszej aktywności.
      Z jakiegoś powodu myszy pozbawione XRN1 nie wykorzystywały tłuszczu tak efektywnie, jak grupa kontrolna. Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, przyznaje doktor Yanagiya. Gdy zaś myszy te osiągnęły 12 tygodni życia, ich wydatki energetyczne zmniejszyły się w porównaniu z grupą kontrolną. Jednak naukowcy sądzą, że było to spowodowane otyłością, a nie na odwrót. Myślimy, że przyczyną otyłości było tutaj przejadanie się w wyniku oporności na leptynę, dodaje uczony.
      XRN1 odgrywa kluczową rolę w aktywności genów, gdyż jest zaangażowana na ostatnim etapie degradacji mRNA. Naukowcy odkryli, że u otyłych myszy poziom mRNA wykorzystywanego do wytwarzania proteiny AgRP, jednego z najsilniejszych stymulatorów apetytu, był podwyższony, co prowadziło też do podwyższonego poziomu AgRP. W tej chwili to tylko spekulacja, ale sądzimy, że zwiększony poziom tej proteiny i nieprawidłowa aktywacja wytwarzających ją neuronów może być przyczyną oporności na leptynę u myszy. W normalnych warunkach leptyna zmniejsza aktywność neuronów AgRP, ale jeśli utrata XRN1 powoduje, że neurony pozostają wysoce aktywne, to może to zagłuszać sygnały przekazywane przez leptynę, wyjaśniają naukowcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Autorzy artykułu opublikowanego w Americal Journal of Clinical Nutrition podważają powszechnie panujące przekonanie, że to nadmierna ilość spożywanego jedzenia prowadzi do otyłości. Ich zdaniem model bilansu energetycznego, zgodnie z którym nadwaga i otyłość pojawiają się, gdy pobieramy więcej energii niż wydatkujemy, zawiera liczne błędy. Proponują stosowanie modelu węglowodanowo-insulinowego, zgodnie z którym nadwagę i otyłość powoduje to, co jemy, a nie ile jemy.
      Zgodnie ze stosowanym obecnie modelem bilansu energetycznego zachęca się do spożywania mniejszych ilości pokarmów i większej aktywności fizycznej. Jednak działania takie nie przynoszą skutku, a osób z nadwagą i otyłych jest coraz więcej. Jak mówią autorzy wspomnianego artykułu, model bilansu energetycznego bierze pod uwagę podstawy fizyki, bez uwzględniania biologicznych mechanizmów prowadzących do przybierania na wadze. Dlatego też zaproponowali model węglowodanowo-insulinowy, zgodnie z którym ważniejsze jest to co jemy, a nie ile jemy. Ich zdaniem bowiem epidemia otyłości spowodowana jest częściowo przez hormonalną reakcję na zmianę jakości pożywienia, a w szczególności na obecność w dużych ilości cukru i wysoki indeks glikemiczny pokarmów, co prowadzi do zmian w metabolizmie.
      Wszędzie otacza nas wysoko przetworzona, smaczna żywność, która jest do tego intensywnie reklamowana. W tej sytuacji łatwo przyjmować więcej kalorii niż się potrzebuje, a na nierównowagę energetyczną wpływ ma też siedzący tryb życia. Zgodnie z tą filozofią przyjmowanie zbyt dużych ilości pożywienia w połączeniu z brakiem aktywności fizycznej prowadzi do nadwagi. Problem jednak w tym, że pomimo kampanii informacyjnych zachęcających do jedzenia mniej i ćwiczenia więcej, epidemia otyłości zatacza coraz szersze kręgi.
      Główny autor artykułu The Carbohydrate-Insulin Model: A Physiological Perspective on the Obesity Pandemic doktor David Ludwig z Boston Children's Hospital i Harvard Medical School mówi, że model bilansu energetycznego nie uwzględnia biologicznych przyczyn przybierania na wadze. Weźmy na przykład pod uwagę okres szybkiego wzrostu nastolatków. W tym czasie młodzi ludzie mogą zwiększyć spożywaną liczbę kalorii o 1000 dziennie. Ale czy to ta zwiększona ilość kalorii powoduje, że rosną czy też nagły wzrost powoduje, że są głodni i się przejadają?, zwraca uwagę Ludwig.
      Model węglowodanowo-insulinowy zakłada, że przyczyną nadwagi jest to co jemy, a nie ile jemy. Zgodnie z nim przyczyną współczesnej epidemii otyłości są współczesne nawyki żywieniowe, które powodują, że jemy bardzo dużo pokarmów o wysokim indeksie glikemicznym, szczególnie zaś wysoko przetworzonych, łatwych do strawienia węglowodanów. Taka żywność prowadzi do zmian w naszym metabolizmie, których wynikiem jest odkładanie się tłuszczu i przybieranie na wadze.
      Gdy spożywamy wysoko przetworzone węglowodany nasz organizm zwiększa wydzielanie insuliny, a zmniejsza wydzielanie glukagonu. To zaś powoduje, że komórki tłuszczowe dostają polecenie przechowywania większej ilości kalorii. A skoro więcej energii jest odkładane, to mięśnie i inne aktywne tkanki otrzymują mniej kalorii. Mózg zauważa więc, że ciało nie dostaje wystarczającej ilości energii i generuje sygnały, przez które czujemy się głodni. Jakby jeszcze tego było mało, gdy organizm próbuje przechowywać energię, metabolizm może zwalniać. W ten sposób możemy czuć się głodni, mimo że w naszym organizmie ciągle odkłada się tłuszcz.
      Dlatego też powinniśmy brać pod uwagę nie tylko to, ile jemy, ale również co jemy oraz jak żywność wpływa na hormony i metabolizm. Zdaniem Ludwiga, poważny błąd modelu bilansu energetycznego polega na tym, że traktuje on wszystkie kalorie tak samo, niezależnie od źródła, z jakiego je przyjmujemy.
      Model węglowodanowo-insulinowy jest znany nauce od 100 lat. Artykuł opublikowany na łamach The American Journal of Clinical Nutrition jest jego najbardziej wszechstronną analizą. W jej opracowaniu wzięło udział 17 ekspertów z USA, Danii oraz Kanady. Podsumowali oni dziesiątków prac naukowych wspierających model węglowodanowo-insulinowy. Na tej podstawie uważają, że w ramach polityki prozdrowotnej należy zwracać uwagę przede wszystkim na to, co jemy.
      Zmniejszenie ilości łatwych do strawienia węglowodanów, które zalały sieci spożywcze w obecnej epoce mody na dietę niskotłuszczową, pozytywnie wpłynie na biologiczne mechanizmy gromadzenia się tłuszczu w organizmie. Dzięki temu ludzie mogą tracić na wadze czując się przy tym mniej głodni, a chudnięcie będzie dla nich łatwiejsze, stwierdza Ludwig.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Coraz więcej tłuszczu w organizmie zwiększa ryzyko demencji i udaru, ostrzegają naukowcy z University of South Australia. Przyjrzeli się oni istocie szarej mózgów około 28 000 osób i odkryli, że w miarę jak tyjemy, dochodzi do atrofii istoty szarej, co zwiększa ryzyko schorzeń neurologicznych.
      Główny autor badań, doktor Anwar Mulugeta mówi, że pokazują one kolejny problem związany z otyłością. Otyłość to złożona choroba, której cechą charakterystyczną jest nadmierna ilość tkanki tłuszczowej. Otyłość wiąże się z chorobami układu krążenia, cukrzycą typu II i chronicznym stanem zapalnym. Obecnie otyłość kosztuje australijską gospodarkę 8,6 miliarda dolarów rocznie, mówi. W ciągu ostatnich pięciu dekad liczba osób otyłych wzrosła. Jednak złożona natura tej choroby powoduje, że nie wszyscy otyli są chorzy z metabolicznego punktu widzenia. A to utrudnia stwierdzenie, kto znajduje się w grupie ryzyka, a kto nie.
      Autorzy badań podzielili otyłych na trzy podtypy. Do podtypu „niekorzystnego” zaliczono osoby z nadmiarową tkanką tłuszczową wokół niższych partii tułowia oraz okolicach brzucha. Osoby te są narażone na większe ryzyko cukrzycy typu II oraz chorób serca. Typ „korzystny” to ten, w którym występują szersze biodra, ale niskie ryzyko wystąpienia cukrzycy czy chorób serca, z kolei do typu „neutralnego” trafiły osoby o niskim i bardzo niskim ryzyku chorób metabolicznych i układu krążenia. Ogólnie rzecz biorąc, osoby należące do tych podtypów charakteryzuje wyższe BMI, ale w każdym podtypie tłuszcz jest różnie rozłożony i występuje różne ryzyko chorób kardiometabolicznych, stwierdza Mulugeta.
      Badania wykazały, że im większy stopień otyłości, szczególnie wśród podtypu „niekorzystnego” i „neutralnego”, tym mniej szarej materii w mózgu. To sugeruje, że mózgi takich osób mogą gorzej funkcjonować. Jednak kwestia ta wymaga dalszych badań.
      Nie znaleźliśmy jednoznacznych dowodów łączących konkretny podtyp otyłości z demencją czy udarem. Nasze badanie sugeruje jednak, że stan zapalny i zaburzenia metaboliczne mogą odgrywać rolę w zmniejszeniu ilości istoty szarej, stwierdza uczony.
      Analizy wykazały, że w grupie wiekowej 37–73 lata ilość istoty szarej zmniejszała się o 0,3% na każdy dodatkowy 1 kg/m2, co jest odpowiednikiem dodatkowych 3 kg wagi dla osoby o wzroście 173 cm.
      Coraz więcej dowodów wskazuje, że otyłość to złożona choroba i że szczególnie szkodliwy jest tłuszcz zgromadzony wokół organów wewnętrznych. My użyliśmy indywidualnych profili genetycznych i metabolicznych, by potwierdzić istnienie różnych typów otyłości. Nasze badania potwierdzają tezę mówiącą, że zanim ocenimy prawdopodobny wpływ otyłości na zdrowie konkretnego człowieka, musimy przyjrzeć się jego typowi otyłości. Nawet bowiem u osób o całkiem prawidłowej wadze, nadmiar tłuszczu w okolicach brzusznych może być powodem do zmartwień, podsumowuje profesor Elina Hyppönen.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...