Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

A co z możliwością jazdy luksusową limuzyną? Powiedzmy, chciałbym umieć jeździć Maybachem. [...] Mam wobec tego prawo go ukraść, bo chciałbym się poedukować?

To nie jest dobre porównanie, kradnąc samochód pozbawiasz kogoś własności - traci samochód. Kradnąc oprogramowanie do celów szkoleniowych wszyscy zyskują - producent zyskuje potencjalnego użytkownika, złodziej oprogramowania zyskuje wiedzę dzięki której może zyskać pracę w której będzie wykorzystywał oprogramowanie które kiedyś ukradł. Oczywiście kradzież jest zła jednak nie zawsze powoduje straty producenta oprogramowania.

Nawet kopalnia o tym pisała http://kopalniawiedzy.pl/piractwo-straty-korzysci-4503.html

 

A jeszcze inna kwestia jest taka, że gdyby piraci płacili za legalne kopie, wówczas PS mógłby być wielokrotnie tańszy, a przez to bardziej dostępny.

Dokładnie! Jednak możliwość tą skutecznie zabija piractwo ale także pazerność producentów i dystrybutorów.

Czyli aby było to możliwe ktoś musi zrezygnować z zysku inaczej będzie sytuacja tkwiła w martwym punkcie.

 

GIMP nie może się równać PS gdyż PS jest tworzony z myślą o profesjonalistach (zaawansowana obróbka zdjęć, przygotowanie do masowego druku itp) zaś GIMP dla zastosowań amatorskich lub komercyjnych lecz w ograniczonym zakresie (grafika na potrzeby www, amatorska obróbka zdjęć itd).

Oczywiście profesjonalny grafik musi znać PS a często także Flash, CorelDraw, Dreamwaver, Flex i wiele innych aplikacji komercyjnych. Może się ich obsługi nauczyć na kursach, uczelniach ale jedyną szansą aby osiągnąć perfekcję jest nauka we własnym zakresie - aby było to możliwe musi posiadać program, może go kupić... o ile ma tyle pieniędzy. Czyli jeśli nie stać kogoś na zakup oprogramowania nie będzie profesjonalistą... no chyba że ukradnie. Niestety takie są polskie realia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
To nie jest dobre porównanie, kradnąc samochód pozbawiasz kogoś własności - traci samochód.

Niekoniecznie. Mozna go np. ukraść z garażu nocą i oddać jeszcze przed nadejściem kolejnego dnia. Właściciel też tak jakby nie poczuje straty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że firmy zazwyczaj same strzelają sobie w stopę, a później narzekają. Powinny świadomie przygotowywać co najmniej dwie linie produktów, typową komercyjną do profesjonalnego użytku, nawet za te 4 tys. i w pełni funkcjonalną wersję light, ale z ograniczoną ilością funkcji, brak obsługi pluginów czy innych narzędzi, z których i tak korzysta tylko 5% użytkowników, za przystępną cenę dla większości.

Innym czynnikiem problematycznym jest to, że wsparcie i sama dostępność zazwyczaj dotyczy jedynie najnowszych wersji. Wiadomo, konserwacja starych wersji to znów nakłady finansowe, ale zazwyczaj na stronach producentów starsze wersje przestają być w ogóle dostępne, a nie każdy przecież potrzebuje najnowszej wersji, by jedynie przyciąć zdjęcie, zbalansować kolory, posłuchać (legalnej) mp3, wysłać maila itp.

Fakt, są licencje rozgraniczające użytek komercyjny od domowego, ale jest to trudno wychwytywalne i zasadniczo działa to nawet na niekorzyść wersji light.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie to polityka firm jest największym problemem.

Co do samej walki z piractwem to zwycięstwo w tej wojnie będzie Pyrrusowym zwycięstwem.

 

 

-> Firmy muszą korzystać z tego co pozwala im na efektywne funkcjonowanie. Żadna firma nie wymienia taboru tylko dla tego ze wyszedł nowy model ciężarówki. 

Tu nie chodzi o wojnę PS contra Gimp. Tylko o fakt ze w hipotetycznej sytuacji koszty użytkowania PS wynikłe z faktu ze nie ma ludzi którzy nim umieją się posługiwać może spowodować konieczność jego porzucenia choć by nie wiadomo jak dobry był będzie niemożliwy do użytkowania. Dlatego właśnie Microsoft z jednej stroni ma viste i super 7 ka ale dalej chce świat uszczęśliwiać XP kiem na tanich laptopach bo wie ze jak go tam nie będzie to kraje rozwijające się ma stracone.

Bo jak wejdzie tam linux to winda będzie mieć tam 2% udziału (i tyle albo mniej tez pewnie będzie rynku dla producentów gier for Win). Win tez nie przebije się w firmach bo nikt nie będzie ani przez chwile patrzeć co jest lepsze tylko co ludzie potrafią obsługiwać. 

 

W kwestii piractwa muzycznego ciekawy artykuł

 

http://di.com.pl/news/26827,0,Piractwo_pomaga_gwiazdom_utrzymac_popularnosc.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Złodziej pozostanie złodziejem - nie ważne jak się będzie tłumaczył.

Gdyby każdy złodziej po przeszkoleniu się zakupił oryginał nie byłoby problemu. Gdyby piractwo dotyczyło tylko drogich aplikacji wymaganych przez profesjonalistów... :/

Dla domowego użytkownika, nie jest wcale wielkim problemem znalezienie w pełni zadowalającego odpowiednika za free, ewentualnie niewielką kasę. Tylko ile produktów, które ktoś sprzedaje za kilka(naście) euro jest piraconych na potęgę ? Skończmy z mitem zbyt drogiego oprogramowania potrzebnego statystycznemu złodziejowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym gdyby sprawa piractwa dotyczyła tylko np. PS-a albo AutoCAD-a, uznałbym argument ceny za w miarę słuszny (choć absolutnie NIEdostateczny, by usprawiedliwiać kradzież). Tymczasem rzeczywistość jest taka, że sprawa dotyczy też płyt z muzyką wystawionych na sprzedaż po 30 zł. Hipokryzją ocieka więc biadolenie o PS-ie i szukanie tematu zastępczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I całe szczęście, że do wielu aplikacji są darmowe i równie sprawne odpowiedniki. Jakkolwiek jakoś wcale także to nie zmniejsza piractwa na globalną skalę. Sedno problemu tkwi zwyczajnie w niematerialności tych produktów i łatwości duplikowania treści. Można bez strachu ściągnąć najnowszy album z netu, ale jednocześnie nie odważylibyśmy się zawinąć pod kurtkę płytę w Empiku. Widziałem również ciekawe zestawienie najczęściej ściąganych nielegalnie filmów (aczkolwiek nie sprawdzałem wiarygodności tych danych), że dotyczy to najbardziej klasycznych czy kultowych filmów, a nie najnowszych kinowych premier.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym gdyby sprawa piractwa dotyczyła tylko np. PS-a albo AutoCAD-a, uznałbym argument ceny za w miarę słuszny (choć absolutnie NIEdostateczny, by usprawiedliwiać kradzież). Tymczasem rzeczywistość jest taka, że sprawa dotyczy też płyt z muzyką wystawionych na sprzedaż po 30 zł. Hipokryzją ocieka więc biadolenie o PS-ie i szukanie tematu zastępczego.

Jednak nie można uogólniać problemu piractwa w taki sposób, zupełnie różnymi sprawami jest używanie nielegalnego oprogramowania do celów nauki, używanie programów które są komercyjne ale posiadają darmowe odpowiedniki, nielegalne używanie gier, a także piractwo muzyczne i filmowe.

Każda z tych kategorii ma inne podłoże, przyczyny i inną szkodliwość społeczną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się. O ile, faktycznie, nawet prawo rozstrzyga te kwestie osobno, ich podłoże jest praktycznie takie samo i jest nim brak poszanowania dla własności intelektualnej. Gdyby faktycznie nie kradziono płyt wartych w sprzedaży 30 zł, a kradziono PS-a, wówczas zgodziłbym się z Tobą, że faktycznie mówimy o dwóch różnych zjawiskach. Dopóki tak nie będzie, będę zmuszony uważać, że się mylisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się. O ile, faktycznie, nawet prawo rozstrzyga te kwestie osobno, ich podłoże jest praktycznie takie samo i jest nim brak poszanowania dla własności intelektualnej.

Spłycasz nieco problem - podłoże zależy od tego jak zdefiniujesz piractwo. Czy ktoś, kto ściąga kilka najnowszych albumów w celu odsłuchania i zakupienia oryginałów jest piratem ? Czy ktoś kto ściąga grę, w celu przetestowania przed zakupem (nie zawsze demo wystarczy) również jest piratem ?

O ile mówimy o definicji podłoża piractwa ze względu na brak poszanowania dla praw autorskich - ok. Inna sprawa, że prawa autorskie poszły (w niektórych przypadkach, np. film, muzyka) zbyt daleko - to oczywiście temat na dłuższą dyskusję. Dlaczego nie idziesz dalej i nie zapytasz z czego wynika brak poszanowania dla praw autorskich ? Większość osób, które kategorycznie krytykują piractwo zatrzymuje się w tym miejscu. Tak jest łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby piraci masowo kupowali płyty, które im się spodobają, zgodziłbym się z Tobą. Tymczasem jakoś nie widzę tego zjawiska. Poza tym masz wiele możliwości LEGALNEGO odsłuchu nowych albumów (Last.fm, MySpace, odsłuch w Empiku itp.) i to w zupełności wystarcza.

Dlaczego nie idziesz dalej i nie zapytasz z czego wynika brak poszanowania dla praw autorskich ?

Dlaczego? Bo tak naprawdę nie jest to dla mnie istotne. Cudza własność, jak sama nazwa wskazuje, nie jest moja, więc nie mam prawa do jej przywłaszczenia sobie. Sprawa jest prosta jak budowa cepa: nie twoje, zostaw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A z drugiej strony, skoro tak przy muzyce obstawiacie, to czy fani nie mogą też istnieć wśród grona piratów, ew. ujmując to łagodniej - tych co więcej ściągnęli niż kupili? Gdyby podzielić osoby, które są na koncercie jakiegoś ulubionego zespołu (i które zakupiły legalny bilet, bo przecież chyba nie na ksero weszły), to intryguje mnie jaki byłby procent tych co są fanami w pełni legalnymi w stosunku do tych, co poznali i polubili zespół właśnie dzięki powszechności i łatwości dostępu do mniej legalnego kanału dystrybucji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co to ma do rzeczy? Jeżeli ukradnę Tobie samochód, ale dam Ci torcik z wisienką, to zostanę Twoim kumplem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W pewnym sensie wilk stara się to jakoś wytłumaczyć - znaleźć okoliczności łagodzące, ale trzeba pamiętać że kradzież to nadal kradzież.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co to ma do rzeczy? Jeżeli ukradnę Tobie samochód, ale dam Ci torcik z wisienką, to zostanę Twoim kumplem?

 

To ma do rzeczy, że wyrazem niezrozumienia i nieprzemyślenia jest używanie tej samej wykładni i zestawianie w jednej wypowiedzi wartości intelektualnych niematerialnych jak software, grafika komputerowa i muzyka z samochodami, płytami czy gumowymi kaczuszkami.

Ja nie potrzebuję Ferrari by dojechać do pracy, wystarczy mi nawet Smart, bo poza lansem wśród nierozgarniętych nastolatek niczym się nie różnią. Natomiast w przypadku software konieczna jest pewna funkcjonalność do osiągnięcia określonego celu (no dobra, można znaleźć też genialne prace w Paincie, ale bądźmy poważni). Internet to nie jest piekielne zło piratwa, a dynamiczny kanał dystrybucji i komunikacji. Czy to wina ludzi, że dystrybutorzy muzyki nie potrafią iść z duchem czasu i inteligentnie wykorzystać ekonomicznych aspektów muzyki w Internecie? Skoro ludzie coś robią, to widocznie widzą w tym najbardziej optymalne środowisko. Nawet w miejscu ciągle wydeptywanego na skróty trawnika do sklepu z czasem powstanie nowy chodnik.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ja nie potrzebuję Ferrari by dojechać do pracy, wystarczy mi nawet Smart

W takim razie dlaczego musisz (bezosobowo, to nie jest skierowane konkretnie do Ciebie) pobierać muzę z netu, gdy możesz z niej korzystać dzięki Jamendo albo darmowym odsłuchom w kiepskiej jakości?

Natomiast w przypadku software konieczna jest pewna funkcjonalność do osiągnięcia określonego celu (no dobra, można znaleźć też genialne prace w Paincie, ale bądźmy poważni).

I zgaduję, że wśród piratów jest 100% wybitnych profesjonalistów, którzy bez PS-a nie pociągną, bo GIMP to dla nich za mało? Błagam Cię, opamiętaj się - próbujesz bronić całego środowiska na podstawie argumentu, który ma jakiekolwiek odniesienie być może w stosunku do 5% piratów.

Internet to nie jest piekielne zło piratwa, a dynamiczny kanał dystrybucji i komunikacji.

W takim razie co za różnica, czy będzie się pozwalało na piractwo, czy nie? :-)

Czy to wina ludzi, że dystrybutorzy muzyki nie potrafią iść z duchem czasu i inteligentnie wykorzystać ekonomicznych aspektów muzyki w Internecie?

Każdy właściciel firmy ma prawo do podejmowania własnych decyzji we własnym zakresie. Użytkownik Internetu NIE MA PRAWA decydować za twórcę, czy ten powinien udostępniać soft za darmo, czy nie.

Nawet w miejscu ciągle wydeptywanego na skróty trawnika do sklepu z czasem powstanie nowy chodnik.

Ale dopóki nie powstanie, deptanie trawy wciąż będzie karany

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, że odpowiem po części zbiorczo, ale chciałbym z góry zauważyć, że ja nie bronię piratów. ;-) Jest to zawłaszczenie czyjejś własności intelektualnej lub twórczej i kropka. Poszkodowany ma prawo rościć adekwatne do tego czynu żądania, bo wiem, że nie byłoby mi wesoło gdyby ktoś w ten sposób potraktował moją własną pracę, o ile się na to nie zgodziłem. Tyle, że z powodu istnienia pewnego zjawiska nie mogą odczuwać konsekwencji ani zmian osoby niezainteresowane. Stwierdzam jedynie i bronię swoich przekonań, że to sposób wykorzystania dystrybucji oferowanych treści z powodu nieadekwatności do potrzeb użytkowników wywołuje efekt piracenia (nie mówiąc już o tym, że u nas na uczelni sam wykładowca sugerował użycia cracka do jednej z niezbędnych w toku nauczania aplikacji, bodajże jakiś GIS za parę tys. ;-)). Ktoś może nie mieć pojęcia o Jamendo (np. ja, ale to wynika raczej z tego, że gdy mam potrzebę, to włączam radio internetowe), czy winę ponosi ta osoba czy niewystarczające zareklamowanie serwisu i dotarcie do ewentualnych odbiorców?

 

Każdy właściciel firmy ma prawo do podejmowania własnych decyzji we własnym zakresie. Użytkownik Internetu NIE MA PRAWA decydować za twórcę, czy ten powinien udostępniać soft za darmo, czy nie.

 

Jasne, że tak, ale konsekwencje podejmowania takich właśnie decyzji, nie mając na uwadze potrzeb użytowników, widzimy doskonale po statystykach piractwa. ;-) Stąd mój wcześniejszy pomysł, by określone produkty komputerowe miały tańsze, ale okrojone wersje.

 

Ale dopóki nie powstanie, deptanie trawy wciąż będzie karany

 

Natomiast z tym trawnikiem jest właśnie dokładnie tak jak z piractwem komputerowym. Ludzie szybko przemykają po wydeptanej trawie, bo prawdopodobieństwo złapania przez Straż Miejską lub Policję jest znikome. Jednakże w końcu ktoś jednak zauważa potrzebę istnienia tam chodnika. U nas raz postawili wysoce nieestetyczne barierki przez pół trawnika - efekt był taki, że ludzie wydeptali ścieżkę tuż obok barierki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ktoś może nie mieć pojęcia o Jamendo (np. ja, ale to wynika raczej z tego, że gdy mam potrzebę, to włączam radio internetowe), czy winę ponosi ta osoba czy niewystarczające zareklamowanie serwisu i dotarcie do ewentualnych odbiorców?

No ok, ale to nie usprawiedliwia jeszcze piractwa. Poza tym dobra nowa płyta dobrego polskiego wykonawcy kosztuje przeważnie 30 zł.

Stąd mój wcześniejszy pomysł, by określone produkty komputerowe miały tańsze, ale okrojone wersje.

Przecież coraz częściej właśnie tak się robi. Są choćby licencje edukacyjne albo darmowe licencje dystrybuowane na uczelniach.

Natomiast z tym trawnikiem jest właśnie dokładnie tak jak z piractwem komputerowym. Ludzie szybko przemykają po wydeptanej trawie, bo prawdopodobieństwo złapania przez Straż Miejską lub Policję jest znikome. Jednakże w końcu ktoś jednak zauważa potrzebę istnienia tam chodnika.

Ja to doskonale rozumiem, naprawdę nie trzeba mi tego wyjaśniać. Tyle tylko, że naprawdę nie powinno być tak, że ktoś najpierw pozbawia twórcę należnych mu pieniędzy, a potem chełpi się, że robi to w imię rzekomej wolności i chęci wprowadzenia zmian. Sorry, to jest zwykła bujda - bezprawiem nie wywalczy się zmian w prawie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież coraz częściej właśnie tak się robi. Są choćby licencje edukacyjne albo darmowe licencje dystrybuowane na uczelniach.

Licencje edukacyjne to świetny pomysł (i reklama, nie ma co się oszukiwać) i dzięki MSDNAA mieliśmy tonę w pełni legalnego i darmowego softu. ;-) Ale studia się skończyły i licencja już nie przysługuje. Poza tym pozwala ona jedynie na edukacyjny charakter użytkowania i nie można wykorzystywać objętych nią komponentów, by tworzyć za ich pomocą komercyjne produkty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i właśnie o to chodzi.

 

Korzystając z licencji edukacyjnej uczysz się stosowania programu, a od "prawdziwego" stosowania jest Twoja przyszła praca. Przecież jeżeli skończysz studia i nie podejmiesz pracy w zawodzie, w której korzystałbyś z tego programu, oznacza to, że i tak nie potrzebowałes tego programu. Dla mnie to jest proste, a licencje skutecznie zamykają usta tym, którzy narzekają, że nie mają jak się nauczyć obsługi programu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i to się sprawdza do czasu, gdy nie musisz uczyć się obsługi innego programu, bo inny pracodawca używa innego środowiska. :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wporzo, ale jeśli pracujesz np. jako grafik, to obsługa PS-a jest bardziej niż pewna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra - masz rację (choć pluginy do PS też kosztują krocie, a sam PS nie wystarczy w warsztacie profesjonalnego grafika). Ale i tak będę się upierał przy tańszych, okrojonych wersjach i piractwo powinno dać autorom aplikacji klarowny sygnał, że powinni zweryfikować podejście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tutaj z kolei ja Ciebie popieram, ale piractwo nie powinno być formą wywierania presji i powinno być mimo wszystko karane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Licencje edukacyjne to świetny pomysł (i reklama, nie ma co się oszukiwać) i dzięki MSDNAA mieliśmy tonę w pełni legalnego i darmowego softu. ;-) Ale studia się skończyły i licencja już nie przysługuje. Poza tym pozwala ona jedynie na edukacyjny charakter użytkowania i nie można wykorzystywać objętych nią komponentów, by tworzyć za ich pomocą komercyjne produkty.

Co do oprogramowania Microsoftu to należy ich pochwalić, zakres darmowych świadczeń dla studentów jest spory, a i zezwalają na nieodpłatne używanie do celów zarobkowych pakietu Visual Studio Express! (co prawda to w ich interesie, ale niewielu producentów oprogramowania w ten sposób potrafi myśleć)

 

A po studiach.... cóż, soft stosowany do celów zarobkowych może być płatny... zakup takiego softu to inwestycja która się (zwykle) zwraca. Nie można przeginać, producenci muszą na czymś zarabiać aby istnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      MPAA, amerykańskie stowarzyszenie przemysłu filmowego, które w głównej mierze przyczyniło się do zamknięcia Megaupload, wzięło na celownik kolejny serwis. Do sądu okręgowego na Florydzie trafił wniosek o wydanie nakazu zamknięcia Hotfile. Działa on na podobnych zasadach jak Megaupload, a MPAA twierdzi, że ponad 90% przechowywanych tam materiałów stanowią treści chronione prawami autorskimi. Co ciekawe, to niepierwsze starcie Hotfile z przemysłem filmowym. W ubiegłym roku serwis zapowiedział, że pozwie do sądu firmę Warner Bros., gdyż miała ona naruszyć zasady korzystania z narzędzi antypirackich Hotfile doprowadzając do usunięcia z serwisu treści, do których nie posiadała praw.
      MPAA od lat prowadzi działania mające nakłonić władze i prawodawców, że serwisy umożliwiające hostowanie i współdzielenie plików powinny być zamykane. Teraz, niewątpliwie zachęcona skutecznym zamknięciem Megaupload, organizacja postanowiła udać się do sądu. MPAA twierdzi, że Hotfile celowo zachęca użytkowników do nielegalnego dzielenia się chronionymi prawem treściami oraz im w tym pomaga. Prawnicy Hotfile odpowiadają, że zasady działania serwisu są zgodne z  opracowaną przez Bibliotekę Kongresu ustawą DMCA.
      Jeśli jednak MPAA udowodni, że serwis celowo umożliwia łamanie prawa, sąd prawdopodobnie nakaże jego zamknięcie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Megaupload został zamknięty przez władze Nowej Zelandii na wniosek amerykańskich organów ścigania. Kim Dotcom, jego założyciel, poinformował, że wśród użytkowników serwisu znajdowało się wielu urzędników amerykańskiego rządu.
      Prawnicy Megaupload ciężko pracują, by użytkownicy odzyskali dostęp do swoich danych. Prowadzimy negocjacje, by mogli oni odzyskać dane. I wiecie co. Odkryliśmy, że wielu użytkowników Megaupload to amerykańscy urzędnicy rządowi, wśród nich pracownicy Departamentu Sprawiedliwości i Senatu - powiedział Dotcom.
      Za użytkownikami Megaupload wstawiła się też organizacja Electronic Frontier Foundation, która prowadzi stronę MegaRetrieval w odzyskaniu dostępu do danych.
      Megaupload pozwalał użytkownikom na przechowywanie na swoich serwerach ich własnych plików. Oczywiście znaczną część stanowiły pliki naruszające prawa autorskie, jednak nie wszyscy użytkownicy łamali prawo.
      Po aresztowaniu Dotcoma i zamknięciu serwisu użytkownicy stracili dostęp do swoich plików. Co prawda serwery, na których są przechowywane dane zostały już dawno przeszukane i firmy hostujące mogą zrobić z nimi co chcą, jednak domena Megaupload.com została przejęta przez amerykańskie organa ścigania. Firmy hostujące dotychczas Megaupload zgodziły się przez jakiś czas nie kasować danych, mimo że nie otrzymują już pieniędzy za ich przechowywanie. Obecnie trwają starania o to, by użytkownicy mogli przynajmniej przenieść pliki na swoje własne dyski. Ich udostępnienie nie będzie jednak proste. Uruchomienie domeny, która pozwoli na dostęp do tych plików może skończyć się jej ponownym zablokowaniem, jeśli będzie ona oferowała materiały naruszające prawa autorskie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Studenci najsłynniejszej uczelni technicznej świata - MIT-u (Massachusetts Institute of Technology) - mogą otrzymać od władz uczelni certyfikat ukończenia kursu... piractwa. I nie chodzi tutaj o piractwo komputerowe, a to prawdziwe, morskie.
      Uczelnia postanowiła uczynić oficjalnym zwyczaj, który był praktykowany przez jej studentów przez co najmniej 20 lat. MIT wymaga, by uczący się ukończyli w czasie studiów co najmniej 4 różne kursy wychowania fizycznego. Teraz ci, którzy z powodzeniem ukończą strzelanie z pistoletu, łuku, żeglarstwo i szermierkę otrzymają oficjalny certyfikat
      Carrie Sampson Moore, dziekan wydziału wychowania fizycznego, mówi, że co roku kontaktowali się z nią studenci, prosząc o wydanie zaświadczenia o ukończeniu kursu pirata. Zawsze mówiłam im, że to inicjatywa studencka i byli bardzo rozczarowani - stwierdziła Moore.
      Od początku bieżącego roku postanowiono, że uczelnia zacznie wydawać oficjalne certyfikaty. Drukowane są one na zwoju pergaminu z równą starannością jak inne uczelniane dyplomy. Właśnie otrzymało je czterech pierwszych piratów, a w kolejce czekają następni.
      Mimo, iż cała ta historia może brzmieć niepoważnie, to certyfikat i warunki jego uzyskania są traktowane przez uczelnię całkiem serio. Przyszli piraci nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową, a otrzymanie świadectwa ukończenia kursu wiąże się ze złożeniem przysięgi. Stephanie Holden, która znalazła się w czwórce pierwszych piratów, zdradziła, że musiała przysiąc, iż ucieknie z każdej bitwy, której nie będzie mogła wygrać i wygra każdą bitwę, z której nie będzie mogła uciec.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do nowozelandzkiego sądu wpłynął wniosek o ekstradycję do USA Kima Dotcoma i trzech innych osób pracujących dla serwisu Megaupload.Dotcom i jego współpracownicy oskarżani są o umożliwienie użytkownikom nielegalnego pobierania chronionych prawem treści.
      Amerykanie dodatkowo stawiają im zarzuty wymuszenia, prania brudnych pieniędzy i defraudacji.
      Kim Dotcom odrzuca oskarżenia i w wywiadzie dla jednej z nowozelandzkich stacji telewizyjnych stwierdził: „Nie jestem królem piractwa. Oferowałem online’owy system przechowywania danych. I to wszystko“.
      Dotcom przebywa obecnie na wolności, musi jednak nosić elektroniczną bransoletkę. Nie wolno mu opuszczać Nowej Zelandii i korzystać z Internetu.
      Proces ekstradycyjny rozpocznie się 20 sierpnia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowozelandzki sąd zgodził się na zwolnienie za kaucją założyciela serwisu Megaupload, Kima Dotcoma. Idę do domu zobaczyć się z trójką moich małych dzieci i z ciężarną żoną - powiedział czekającym na niego reporterom Dotcom.
      Mężyczyzna pozostawał w areszcie od 20 stycznia, kiedy to policja dokonała nalotu na jego dom. Megaupload został zamknięty na podstawie międzynarodowego nakazu wystawionego w USA.
      Po wyjściu na wolność Dotcom będzie musiał mieszkać w niewielkim domu obok posiadłości, którą wynajmował oraz nosić elektroniczną bransoletkę. Ograniczono mu swobodę poruszania się, a sędzia zabronił też helikopterom lądowania w miejscu zamieszkania Dotcoma.
      Prokuratura twierdzi, że stoi on na czele grupy, która od 2005 roku zarobiła 175 milionów dolarów na nielegalnej dystrybucji filmów, muzyki i innych treści chronionych prawami autorskimi.
      Prawnicy Dotcoma odrzucają oskarżenia twierdząc, że firma ich klienta oferowała jedynie przestrzeń dyskową.
      Dotcom dwukrotnie starał się o zwolnienie za kaucją. Tym razem sąd uznał, że ryzyko jego ucieczki jest mniejsze niż wcześniej. Sędzia podkreślił też, że nie ma żadnych dowodów, jakoby Dotcom posiadał gdzieś nieujawnione konta, z których środki mogłyby pomóc mu w ucieczce. Dodał, że prokuratura nie znalazła żadnych śladów majątku, który nie zostałby jeszcze przez nią zajęty, a sam fakt, że Dotcom jest bogaty nie wystarczy, by stwierdzić, że powinien przebywać w areszcie.
      Dotcom czeka na decyzję dotyczącą wniosku ekstradycyjnego wystawionego w USA. Decyzja w tej sprawie zapadnie nie wcześniej niż 20 sierpnia.
      Formalnie wniosek jeszcze nie wpłynął do nowozelandzkiego sądu. Prawdopodobnie trafi tam na początku marca. Tymczasem w USA wielka ława przysięgłych dodała w ubiegłym tygodniu kolejne zarzuty przeciwko Megaupload. Stwierdzono, że serwis nielegalnie pobierał chronione prawami autorskimi treści udostępnione na YouTube.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...