Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Prawdziwa historia ucha?
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Potrząsanie głową w celu pozbycia się wody, która nalała się do ucha, może prowadzić do... uszkodzenia mózgu. Do takich wniosków doszli naukowcy z Cornell University i Virginia Tech, którzy zbadali przyspieszenie potrzebne do wyrzucenia wody z kanału słuchowego. O wynikach swoich badań poinformowali podczas odbywającego się właśnie 72. Dorocznego Spotkania Wydziału Dynamiki Płynów Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego.
W opublikowanym abstrakcie pracy czytamy: jeden z końców zamkniętej szklanej hydrofobowej tuby o różnej średnicy został użyty jako uproszczony model kanału słuchowego. Tuba została umieszczona na strunie i symulowaliśmy potrząsanie głowy. Badania wykazały, że krytyczne przyspieszenie potrzebne do pozbycia się wody zależy w dużej mierze od ilości wody i jej pozycji w kanale. Stwierdziliśmy, że krytyczne przyspieszenie dochodzi do 10g, co może spowodować poważne uszkodzenie ludzkiego mózgu. Krytyczne przyspieszenie jest znacznie wyższe w tubach o małym przekroju, co oznacza, że pozbycie się wody z ucha poprzez potrząsanie jest trudniejsze dla dzieci niż dla dorosłych.
To właśnie w przypadku dzieci do wytrząśnięcia wody potrzebne jest przyspieszenie nawet 10-krotnie przekraczające przyspieszenie ziemskie.
Na potrzeby badań naukowcy wykorzystali druk 3D za pomocą którego stworzyli model ludzkiego kanału słuchowego opierając się przy tym na danych z tomografu komputerowego. Szklany model został pokryty od wewnątrz krzemowodorem, który dobrze symuluje stopień hydrofobowości jaki panuje wewnątrz ludzkiego ucha.
Z naszych eksperymentów oraz modelu teoretycznego wynika, że jednym z czynników decydujących o wypłynięciu płynu z ucha jest jego napięcie powierzchniowe, mówi Baskota. Zamiast więc potrząsać głową można do ucha wprowadzić coś, co obniży napięcie powierzchniowe. Prawdopodobnie wpuszczenie kilku kropli płynu u niższym napięciu powierzchniowym niż woda, takiego jak alkohol czy ocet, pozwoli zmniejszyć napięcie powierzchniowe i spowoduje wypłynięcie wody z ucha, stwierdził Baskota.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Obrazy Vincenta van Gogha, ze słynną serią słoneczników na czele, blakną szybciej od obrazów współczesnych Holendrowi malarzy. Dzieje się tak ponoć z powodu wykorzystywanej przez niego techniki uzyskiwania żółci.
Styl artysty, z jego intensywnymi barwami widma słonecznego, impastową fakturą i deformacją, znają niemal wszyscy. Uważa się, że ukształtował się on w pełni podczas pobytu w Arles. Vincent używał superjaskrawych kolorów, by oddawać emocje. Stąd jego zamiłowanie do żółcieni chromowej, mieszanej często z bielą barową (BaSO4). Efekt był wyśmienity, ale z czasem, niestety, coraz trudniej dostrzegalny.
Międzynarodowy zespół profesora Koena Janssensa z Uniwersytetu w Antwerpii znalazł na szczęście przyczynę tego zjawiska, co rodzi nadzieje, że uda się zapobiec dalszemu ciemnieniu, a nawet je odwrócić.
Na początku naukowcy pobrali próbki trzech historycznych farb i postarzyli je sztucznie przez 500 godzin (prawie 3 tygodnie), poddając działaniu promieniowania ultrafioletowego. Prace prowadzone w Europejskim Ośrodku Synchrotronu Atomowego w Grenoble wykazały, że tylko jedna próbka, pozyskana z tubki należącej do fowisty Rika Woutersa, znacząco pociemniała i z jaskrawożółtej stała się czekoladowa. Analiza wykazała, że w żółcieni chromowej zaszła redukcja chromu(VI) do chromu(III).
W kolejnym etapie badań naukowcy pobrali próbki ze zmienionych fragmentów dwóch obrazów z Muzeum van Gogha w Amsterdamie: "Widoku na Arles z irysami" z 1888 r. oraz "Brzegu Sekwany" z 1887 r. Wszystko wskazuje na to, że redukcja Cr(VI) do Cr(III) zaszła również na wspomnianych malowidłach. Sprzyjało jej właśnie zmieszanie żółcieni z bielą, czyli coś stanowiącego znak firmowy artysty. Jak wyjaśnia profesor Janssens, chemiczna redukcja zachodzi, kiedy elektrony z nośnika (oleju) farby są przenoszone na chrom pigmentu, ale wydaje się, że do tego konieczna jest obecność drugiego barwnika - bieli barowej. Zmianę wyglądu obrazów odnotował już sam van Gogh, jednak muzealników zastanawiał i martwił fakt, że nie wszystkie dzieła z żółcienią chromową ulegały temu charakterystycznemu odbarwieniu.
Badacze chcą sprawdzić, jakie warunki sprzyjają opisanej wyżej reakcji, a na razie zalecają trzymanie obrazów słynnego Holendra z dala od słońca. Z wynikami studiów ekipy Janssensa można się zapoznać na łamach periodyku Analytical Chemistry.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Igor Berezhnoy, doktorant z Uniwersytetu w Tilburgu, opracował algorytm komputerowy, który pozwala potwierdzić autentyczność obrazów Vincenta van Gogha. Falsyfikat od oryginału można odróżnić m.in. dzięki cechom pociągnięć pędzla.
Informatyk sprawdzał, do jakiego stopnia programy analizy kolorystycznej przydają się podczas badania autentyczności dzieł sztuki. Swoje algorytmy przetestował na cyfrowych reprodukcjach van Gogha. Interesowało go też, czy i w jakim zakresie cechy warsztatowe, np. metoda prowadzenia pędzla, pozwalają ujawnić tożsamość twórcy. W projekcie wzięły udział Muzeum van Gogha i Kröller-Müller Museum.
Podczas okresu francuskiego Vincent van Gogh posługiwał się barwami komplementarnymi (dopełniającymi), które na kole barw znajdują się po przeciwnych stronach, by uwydatnić kontury obiektów lub części sceny. Z tego powodu umieszczał obok siebie np. niebieski i żółty. Mając to na uwadze, Berezhnoy zaproponował nową metodę analizy cyfrowej – Metodę Ekstrakcji Barw Komplementarnych. Dzięki temu udało mu się zidentyfikować podstawowe wzorce kolorystyczne obrazów van Gogha. W przyszłości historycy sztuki będą się mogli posłużyć wynalazkiem podczas rozstrzygania sporów o autentyczność jakiegoś dzieła.
Dodatkowo doktorant opracował Technikę Ekstrakcji Przeważającej Orientacji Przestrzennej Pociągnięć Pędzla. Udowodnił, że pozwala ona wskazać unikatowe cechy warsztatowe i tożsamość artysty. Eksperymenty potwierdziły, że obie metody Ukraińca są równie trafne, jak ekspertyzy fachowców.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Ludzie wolą, by zwracać się do nich, wybierając prawe ucho i chętniej wykonają jakieś zadanie czy zastosują się do prośby, gdy "wnioskodawca" skieruje się raczej do prawego niż do lewego ucha. Doktorzy Luca Tommasi i Daniele Marzoli z Università G. d'Annunzio - Chieti e Pescara wykazali, że istnieje naturalne odchylenie stronne, podyktowane asymetrią funkcjonalną półkul mózgu (Naturwissenschaften).
Jedną z najlepiej poznanych asymetrii jest dominacja prawego ucha w zakresie bodźców słownych. Ma to zapewne podłoże w specjalizacji językowej lewej półkuli. Większość badań w tym zakresie to typowe eksperymenty laboratoryjne, mało kto sprawdzał jednak, które ucho rzeczywiście dominuje w codziennym życiu.
Tommasi i Marzoli obserwowali preferencję w zakresie ucha podczas kontaktów społecznych w hałaśliwych klubach nocnych. W pierwszym studium przyglądano się 286 klubowiczom, którzy rozmawiali, podczas gdy w tle grała głośna muzyka. W 72% sytuacji partner interakcji znajdował się po prawej ich stronie. Spostrzeżenie to potwierdza wyniki badań laboratoryjnych i kwestionariuszy.
W ramach drugiego studium psycholodzy podchodzili do 160 imprezujących osób i mamrotali. Wypowiadali pozbawione sensu, niesłyszalne kwestie i czekali, którą stroną dany człowiek się do nich zwróci. Potem prosili o papierosa. Pięćdziesiąt osiem procent klubowiczów nastawiało prawe ucho, a 42% lewe. Tylko kobiety wykazywały konsekwentną preferencję prawego ucha. W tym przypadku nie zaobserwowano związku między liczbą otrzymanych papierosów a uchem, do którego dotarło pytanie.
W ostatnim eksperymencie naukowcy celowo wypowiadali prośbę o papierosa do lewego lub prawego ucha 176 gości klubów nocnych. Okazało się, że dostawali więcej papierosów, kierując słowa do ucha prawego.
Zdaniem Włochów, udało się potwierdzić, że prawe ucho/lewa półkula dominują w komunikacji werbalnej, a półkule specjalizują się w emocjach o różnych znakach: prawa w negatywnych (unikaniu), a lewa w pozytywnych (zbliżaniu).
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Światło podczerwone stymuluje neurony zlokalizowane w uchu wewnętrznym równie skutecznie, co dźwięk - twierdzą badacze z chicagowskiego Nortwestern University. Odkrycie może oznaczać otwarcie drogi ku nowym, ulepszonym implantom wspomagającym słyszenie.
Powierzchnia ucha wewnętrznego jest u zdrowego człowieka pokryta warstwą włosków. Drgają one pod wpływem wpadającego powietrza, a ich ruch jest wykrywany przez neurony, które konwertują te sygnały na impulsy elektryczne wysyłane następnie do mózgu. Zaburzenie funkcjonowania tych delikatnych struktur, np. w wyniku wad wrodzonych lub uszkodzenia, może prowadzić do głuchoty. Aby przywrócić zdolność do słyszenia, niezbędny jest odpowiedni implant.
Stosowane obecnie protezy działają w oparciu o miniaturowe elektrody. Niestety, jest ich zbyt mało, by zapewnić dobrą jakość słyszenia - dwadzieścia elektrod w porównaniu z 3000 naturalnych komórek to zdecydowanie zbyt mało, by pozwolić na cokolwiek więcej, niż słyszenie rozmów. Zainstalowanie większej liczby przewodów jest z kolei niemożliwe ze względu na wzajemne zagłuszanie się wysyłanych przez nie sygnałów.
Rozwiązaniem problemu może być zastosowanie lasera emitującego światło podczerwone. Pada ono na bardzo małą powierzchnię, a jego odbicia są na tyle słabe, że nie dochodzi do przypadkowej stymulacji sąsiednich komórek. Jak pokazują eksperymenty przeprowadzone przez badaczy z Northwestern University, pomysł taki ma dużą szansę na rozwiązanie problemów związanych ze stosowaniem współczesnych implantów.
Autorzy badania, prowadzeni przez Clausa-Petera Richtera, oświetlali laserem wnętrze ucha martwych świnek morskich. Równolegle prowadzono pomiar aktywności elektrycznej wzgórków dolnych, elementów reagujących na wytwarzane w uchu wewnętrznym impulsy.
Przeprowadzony eksperyment pokazał, że zastosowanie podczerwieni pozwoliło na uzyskanie świetnej jakości sygnału w obrębie wzgórków dolnych. Oznacza to, że gdyby zwierzęta żyły, najprawdopodobniej usłyszałyby bardzo czysty dźwięk.
Obecnie nie wiadomo, w jaki sposób laser aktywuje neurony, gdyż nie zawierają one białek bezpośrednio reagujących na światło. Autorzy badania spekulują, że sygnały powstają w reakcji na ciepło, którego "nośnikiem" jest promieniowanie podczerwone. Jeżeli jest to prawda, będzie to bez wątpienia istotne odkrycie, lecz stanie się ono jednocześnie dużym wyzwaniem. Konieczne będzie bowiem zbadanie, jak neurony znoszą długotrwałe ogrzewanie. Bez tego wyprodukowanie implantów gotowych do zastosowania u ludzi będzie niemożliwe.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.