Wystarczy przepłukać...
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Dolna warga jest wrażliwsza od górnej, dlatego to właśnie przede wszystkim jej zawdzięczamy zdolność mówienia, jedzenia czy całowania (Clinical Neurophysiology).
Choć na ustach znajduje się ten sam typ receptorów czuciowych co na dłoniach, niewiele wiadomo o ich działaniu. By wypełnić tę lukę, dr Gabrielle Todd z Uniwersytetu Południowej Australii zbadała wrażliwość czuciową ust grupy dorosłych osób. Naukowcy posłużyli się serią krążków z pleksiglasu o średnicy 1,5 cm, na których wycięto rowki. Odstęp między rowkami wynosił od 0,25 do 3,5 mm. Wykorzystano próbniki z 3 typami rowkowania: 1) poziomym (równoległym do ust), 2) pionowym (prostopadłym do warg) oraz 3) ukośnym. Krążki umieszczano na środku każdej z warg. Badanym zakładano przepaskę i proszono o określenie układu linii.
Rozpatrując łącznie wszystkie 3 ułożenia rowków, Australijczycy stwierdzili, że próg wrażliwości górnej wargi jest znacznie wyższy (1,5 ± 0,9 mm) od progu dla wargi dolnej (1,0 ± 0,7 mm).Oznacza to, że kontrolując przebieg czynności, mózg w większym stopniu polega na danych z dolnej wargi. Todd zauważyła, że o ile mechanoreceptory w palcach silniej reagują na obiekty prezentowane wzdłuż niż w poprzek palca (dzieje się tak ze względu na zależne od kierunku różnice w elastyczności skóry, sposób wyładowywania receptorów oraz układ linii papilarnych), o tyle w wargach nic takiego się nie dzieje.
Różnice w czuciu należy brać pod uwagę planując eksperymenty naukowe, a także podczas terapii mowy czy oceny regeneracji nerwów uszkodzonych np. podczas zabiegów stomatologicznych.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Ludzie często pozytywnie postrzegają ostatnie chwile jakiegoś zdarzenia, ponieważ zwyczajnie sygnalizują one koniec doświadczenia. Jednym słowem: nieważne jakie są naprawdę, będą wydawać się przyjemniejsze, bo zaraz pozostanie po nich tylko wspomnienie.
Ed O'Brien, student z University of Michigan, wyjaśnia, że zjawisko to można wykorzystać w praktyce, bo nawet jeśli zdarzenie jest negatywne czy bolesne, będziemy je lepiej wspominać, jeśli zakończy się miłym akcentem.
O'Brien i Phoebe Ellsworth przeprowadzili eksperyment z 52 ochotnikami, którzy próbowali pralinek w 5 smakach: karmelowych, marcepanowych, śmietankowych oraz z mlecznej i gorzkiej czekolady. Badani oceniali przyjemność czerpaną z jedzenia czekoladek i opisywali smaki, naukowcy wiedzieli więc, w jakiej kolejności konsumowali wybrane wcześniej na chybił trafił przysmaki.
Później badanych wylosowano do 2 grup i częstowano 5 czekoladkami. W jednej grupie przed podaniem każdej kolejnej pralinki, także ostatniej, mówiono "to następna czekoladka". W drugiej przed podaniem ostatniej wyraźnie to zaakcentowano ("To ostatnia czekoladka"). Okazało się, że dla przedstawicieli 2. grupy jedzenie 5. pralinki było przyjemniejsze. Gdy proszono o wytypowanie ulubionego smaku, często wskazywali właśnie na smak 5. z próbowanych czekoladek, mimo że eksperymentator wyciągał je losowo. Co ciekawe, całe doświadczenie także było wyżej oceniane przez osoby z grupy, która wiedziała, kiedy test smakowy się zakończy.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Spośród wszystkich części ciała największą przyjemność sprawia drapanie kostek. Najprawdopodobniej dlatego, że i świąd jest odczuwany w tych okolicach najbardziej intensywnie.
W eksperymencie naukowców pracujących pod kierownictwem prof. Francisa McGlone'a z Liverpoolskiego Uniwersytetu Johna Mooresa wzięło udział 18 zdrowych osób (zarówno kobiet, jak i mężczyzn) w wieku od 22 do 59 lat. By ustalić, jaką rolę w odczuwaniu ulgi odgrywa przyjemność z drapania, akademicy sprawdzali, czy świąd w 3 wybranych punktach ciała - na przedramieniu, plecach i kostce - jest postrzegany z różną intensywnością.
Pomysłowi autorzy badania opublikowanego na łamach British Journal of Dermatology drażnili skórę ochotników włoskami owoców świerzbowca właściwego (jego strąki są pokryte długimi, szczeciniastymi i parzącymi włoskami). Przez 5 minut nie wolno się było drapać. W tym czasie proszono o ocenę natężenia swędzenia w każdym drażnionym punkcie. Później naukowcy osobiście drapali plecy, przedramiona i kostki swoich "ofiar" za pomocą szczoteczek do pobierania cytologii, by technika drapania pozostawała u wszystkich taka sama. Dla porównania oszacowywano natężenie swędzenia i przyjemność z podrapania, kiedy między stymulacją a drapaniem nie pojawiała się wymuszona przerwa. Pomiarów za pomocą wizualnej skali analogowej dokonywano w 30 sekundowych odstępach (wizualna skala analogowa służy do oceny zmiennej subiektywnej cechy, która może przybierać wartości w sposób ciągły, przy czym nie da się jej zmierzyć dostępnymi urządzeniami).
Okazało się, że uśrednione oceny intensywności świądu i przyjemności z drapania były w przypadku kostki i pleców wyższe niż w odniesieniu do przedramienia. Dla przedramienia i kostki im silniejszy świąd, tym większa przyjemność z drapania. We wszystkich 3 przypadkach im silniejszy wyjściowy świąd, tym silniejszy spadek uczucia swędzenia pod wpływem drapania. Jeśli chodzi o przedramię i plecy, stopień odczuwanej przyjemności zmienia się (spada) równolegle do zmniejszenia świądu, natomiast w przypadku kostki przyjemność cały czas pozostaje intensywna i spada tylko nieznacznie, gdy spada nasilenie świądu. Jednym słowem: kostka swędzi najbardziej intensywnie, a jej drapanie wydaje się bardzo przyjemne (w dodatku przez wyjątkowo długi czas). Najsłabiej swędzi przedramię, a jego drapanie daje krótszą i niezbyt intensywną przyjemność.
Akademicy sądzą, że kostki okazały się tak wrażliwe na swędzenie, bo to rejon często wchodzący w kontakt np. z bakteriami czy owadami, które można usunąć ze skóry właśnie za pomocą drapania. Co by nie mówić, intensywna przyjemność z ich skrobania spełnia więc ważną ewolucyjnie funkcję.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Wybierana przez wiele odchudzających się osób dieta z dużą zawartością białka i niską węglowodanów prowadzi do zmian w jelicie grubym, które mogą zwiększać ryzyko raka jelita grubego (American Journal of Clinical Nutrition).
W studium zespołu doktora Harry'ego J. Flinta z Uniwersytetu w Aberdeen wzięło udział 17 otyłych mężczyzn. Naukowcy przyglądali się tylko krótkoterminowym zmianom w stężeniu metabolitów, np. związków N-nitrozowych, o działaniu kancerogennym, a nie rzeczywistemu ryzyku. Nie wiadomo więc na pewno, czy w dłuższej perspektywie czasowej wysokobiałkowa dieta naprawdę zwiększa ryzyko różnych chorób jelita grubego. Brytyjczycy przestrzegają jednak przed ograniczeniem ilości nieprzyswajalnych węglowodanów, czyli włókien (błonnika).
Mężczyźni, którzy brali udział w eksperymencie, testowali 3 krótkie diety: 1) jednotygodniowe menu obliczone na podtrzymanie dotychczasowej wagi, 2) miesięczną dietę wysokobiałkową z umiarkowaną ilością węglowodanów (HPMC od ang. high-protein, moderate-carbohydrate) oraz 3) miesięczną dietę wysokobiałkową i jednocześnie niskowęglowodanową (HPLC od ang. high-protein, low-carbohydrate). W ramach pierwszej dozwolone było spożywanie 360 g węglowodanów, 116 g tłuszczu i 85 g białek dziennie. Na śniadanie proponowano badanym płatki, jajka i tosty, lunch składał się z kanapki i sałatki, a kolacja z dodawanych do makaronu ryby, kurczaka lub soi. Menu ze średnią zawartością węglowodanów zezwalało na 181 g węglowodanów dziennie, podczas gdy niskowęglowodanowe na zaledwie 22 g. W ramach tego ostatniego panowie jadali na śniadanie jajka na bekonie, a obiad i kolacja składały się w dużej mierze z mięsa (także drobiowego) i ryb z dodatkiem warzyw i sera. Obie diety wysokobiałkowe zapewniały nieco mniej niż 140 g białek dziennie: HPMC 139 g, a HPLC 137 g. Dieta niskowęglowodanowa zawierała jednak prawie 2-krotnie więcej tłuszczu: 143 g w porównaniu do 82 g.
Po zakończeniu każdej z diet naukowcy badali próbki kału, określając poziom metabolitów fenolowych, kwasów tłuszczowych o krótkich łańcuchach (powstających w wyniku fermentacji błonnika) i związków azotu. Stwierdzili, że kiedy mężczyźni byli na dietach wysokobiałkowych, zwiększała się ilość związków N-nitrozowych (N-nitrozoamin i nitrozoamidów) oraz kwasu fenylooctowego, fitohormonu z grupy auksyn. Gdy badani przestrzegali diety wyskobiałkowej i niskowęglowodanowej, zmniejszało się stężenie pozyskiwanych z włókien przeciwutleniających kwasów fenolowych, takich jak kwas ferulowy i jego pochodne.
Cztery tygodnie diety o podwyższonej zawartości białka i zmniejszonej węglowodanów, w tym włókien, prowadzą zatem do znacznego obniżenia w kale stężenia metabolitów chroniących przed rakiem i jednoczesnego wzrostu poziomu groźnych metabolitów. Badając wpływ diety na metabolity pokarmowe i związane z działaniem miroflory jelitowej, Brytyjczycy ustalili także, że przy diecie HPLC skurczyła się grupa Gram-dodatnich bakterii Eubacterium rectale.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Stres przyczynia się nie tylko do siwienia, ale i utraty włosów. Dotąd promowano wiele sposobów na porost włosów, od szarlatańskich po jak najbardziej naukowe, ale żaden nie był skuteczny w 100%. Wygląda jednak na to, że podczas badań nad wpływem stresu na układ pokarmowy przez przypadek odkryto białko – astresynę-b - prowadzące do długotrwałego odrostu włosów.
Akademicy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles współpracowali z kolegami z Departamentu Spraw Weteranów, Salk Institute oraz Oregon Health and Sciences University. Nasze odkrycia pokazują, że krótkie leczenie tym peptydem daje zaskakujące rezultaty w postaci długotrwałego odrostu włosów u chroniczne zestresowanych zmodyfikowanych genetycznie myszy. Toruje to drogę terapii łysienia u ludzi za pomocą modulowania działania receptorów hormonów stresu – wyjaśnia Million Mulugeta z UCLA.
Podczas eksperymentów akademicy wykorzystywali myszy, u których dochodziło do wydzielania nadmiernych ilości kortykoliberyny (hormonu odpowiadającego za uaktywnienie zachowań lękowych oraz zahamowanie apetytu i aktywności seksualnej). W miarę gdy gryzonie się starzały, traciły włosy. W końcu ich grzbiety stawały się zupełnie łyse. Dzięki temu łatwo je było odróżnić od zwierząt niezmodyfikowanych genetycznie.
Naukowcy z Salk Institute opracowali astresynę-B. Białko wstrzykiwano dootrzewnowo łysym myszom, by sprawdzić, jak jego zdolność blokowania receptorów kortykoliberyny wpłynie na przewód pokarmowy (astresyna-B jest antagonistą receptorów CRF1/CRF2). Pojedynczy zastrzyk nie dał żadnych efektów, dlatego iniekcje powtarzano przez 5 dni. Zmierzono wpływ terapii na wywołaną stresem reakcję jelita, a następnie eksperymentalne zwierzęta włożono do klatek z owłosionymi pobratymcami. Po ok. 3 miesiącach naukowcy chcieli przeprowadzić kolejne doświadczenia na przewodzie pokarmowym myszy, ale okazało się, że nie są w stanie powiedzieć, które gryzonie są które. Wszystkie były bowiem jednakowo owłosione.
Kolejne badania potwierdziły, że to astresyna-B odpowiadała za odrastanie włosów. Co ważne, terapia peptydem była bardzo krótka – wystarczył jeden zastrzyk dziennie przez 5 kolejnych dni, by rezultaty utrzymywały się nawet przez 4 miesiące. To stosunkowo długi czas, zważywszy że myszy żyją krócej niż dwa lata – podkreśla Mulugeta.
Na razie nie wiadomo, czy astresyna-B zadziała podobnie na ludzi. Zespół przetestował jednak na myszach minoksydyl, który przy stosowaniu zewnętrznym stymuluje mieszki włosowe. Podobnie jak u ludzi uzyskano lekki odrost włosów, co pozwala mieć nadzieję, że badany obecnie peptyd również oddziałuje analogicznie na oba gatunki.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.