Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Żyją dzięki wiatrakowi?
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Medycyna
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Pierwsze wnioski płynące ze współpracy pomiędzy Seattle Children's Research Institute a analitykami danych z Microsoftu są takie, że matki palące papierosy w czasie ciąży narażają swoje dziecko na nagłą śmierć łóżeczkową. Z badani opublikowanych na łamach pisma Pediatrics wynika, że wraz z każdym wypalonym papierosem ryzyko śmierci niemowlęcia zwiększa się o 0,07%.
Teraz lekarze mogą informować palące kobiety, że znacząco zwiększają ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej. Gdy przeprowadzono publiczną kampanię edukującą rodziców odnośnie prawidłowej pozycji śpiącego niemowlęcia, doszło do 50% zmniejszenia przypadków nagłej śmierci łóżeczkowej. Mamy nadzieję, że przeprowadzenie podobnej kampanii dotyczącej palenia pozwoli uniknąć wielu takich tragicznych zdarzeń, mówi główna autorka badań, doktor Tatiana Anderson.
Każdego roku w USA dochodzi do około 3700 przypadków nagłej śmierci łóżeczkowej. Anderson i jej koledzy szacują, że gdyby żadna kobieta nie paliła w ciąży, można by uratować życie około 800 dzieci.
Naukowcy, chcąc lepiej zrozumieć związek pomiędzy palącą matką a nagłą śmiercią łóżeczkową, przeanalizowali dane za lata 2007–2011 odnośnie palących kobiet. W tym czasie w Stanach Zjednoczonych urodziło się około 20 milionów dzieci i zanotowano ponad 19 000 przypadków nagłej śmierci łóżeczkowej. W części przypadków udało się określić przyczynę, w części zaś nie. Naukowcy sprawdzili też, jak ograniczenie lub rzucenie palenia w ciąży wpływa na zespół nagłej śmierci łóżeczkowej.
Ponad połowa kobiet w ciąży nie zmniejszyła liczby wypalanych papierosów. Gdy porównano z nimi grupę kobiet, które zredukowały palenie przed trzecim trymestrem, okazało się, że w grupie tej ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej spadło o 12%. W grupie kobiet, które rzuciły palenie na czas ciąży ryzyko śmierci dziecko było aż o 23% mniejsze. Jednak i tak było ono większe niż u kobiet, które nigdy nie paliły. Dzieci tych kobiet, które paliły jeszcze na trzy miesiące przed ciążą i rzuciły w pierwszym trymestrze ciąży wciąż były narażone na większe ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej niż matki niepalących.
Kobiety muszą zrozumieć, że rzucenie palenia przed i w czasie ciąży zmniejsza ryzyko śmierci dziecka. Jeśli kobieta nie jest w stanie rzucić papierosów, to powinna przynajmniej zmniejszyć ich liczbę. Każdy papieros mniej to większe szanse dla dziecka, mówi doktor Anderson.
Wykorzystaliśmy sztuczną inteligencję i stworzyliśmy uczący się model, który przeanalizował miliony danych dotyczących urodzeń i zgonów dzieci, w tym informacje o tym, czy matka pali. To pozwoliło nam na dokonanie czegoś, co wcześniej było niemożliwe: ocenienie wpływu każdego dodatkowego papierosa na ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej, mówi Juan Lavista, dyrektor w AI For Good Research Lab Microsoftu. Nadal będziemy prowadzili nasz program AI for Humanitarian Action i wraz z naukowcami z Seattle oraz ekspertami z całego świata będziemy badali inne przyczyny zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej, dodaje.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Każdy z nas doświadczył sytuacji, gdy wchodząc do jakiegoś pomieszczenia nie mógł sobie przypomnieć, po co właściwie do niego poszedł. Profesor psychologii Gabriel Radvansky z University of Notre Dame twierdzi, że takie luki w pamięci są powodowane... przekroczeniem progu pomieszczenia.
Wchodzenie lub wychodzenie przez drzwi jest dla umysłu przekroczeniem ‚granicy zdarzeń', która oddziela od siebie poszczególne części naszej aktywności. Przywołanie w pamięci decyzji lub czynności podejmowanej w innym pomieszczeniu jest trudne, gdyż wspomnienia takie są przez mózg umieszczane w ‚przegródkach' właściwych dla pomieszczeń - dodaje uczony.
Radvansky przeprowadzał eksperymenty na studentach. Odbywały się one w świecie wirtualnym i realnym, a podczas badań studenci mieli wykonywać zadania związane z zapamiętywaniem.
W pierwszym z nich badani poruszali się w wirtualnym świecie, przechodzili z jednego pomieszczenia do drugiego, brali jeden z przedmiotów leżących na stole i podmieniali go na inny przedmiot leżący na innym stole w tym samym pomieszczeniu. Naukowiec zauważył, że studenci zapominali więcej po przekroczeniu progu wirtualnego pomieszczenia, niż po przejściu takiej samej odległości w wirtualnym pokoju. To sugeruje, że przejście przez próg oznacza przekroczenie ‚granicy zdarzeń', co negatywnie wpływa na możliwość przywołania wspomnień i decyzji podjętych w innym pomieszczeniu.
W drugim eksperymencie, który odbywał się w prawdziwym świecie, badani mieli za zadanie ukryć w pudełkach przedmioty wybrane spośród rzeczy leżących na stole, następnie albo przejść taką samą odległość w tym samym pokoju, albo pokonać ją, przechodząc po drodze przez drzwi. Również i tutaj okazało się, że osoby przechodzące przez drzwi zapominały więcej.
W ostatnim z badań postanowiono sprawdzić, czy rzeczywiście chodzi o przejście przez drzwi czy też pamięć jest po prostu powiązana z miejscem, w którym powstały wspomnienia. Uczestnicy przechodzili zatem przez kilka drzwi, które w końcu doprowadzały je do pokoju, z którego wyszli. Nie zauważono tam żadnego polepszenia się pamięci.
To ostatecznie przekonało naukowców, że ‚granicą zdarzeń' jest dla naszego umysłu sam akt przejścia przez drzwi.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Myszy są zwierzętami powszechnie wykorzystywanymi w eksperymentach naukowych. Specjaliści porównują uzyskiwane wyniki, okazuje się jednak, że w niektórych okolicznościach mogą to być zabiegi nieuprawnione, gdyż zmiana klatki już w ciągu jednego eksperymentu zmienia fizycznie mózg tych gryzoni (PLoS One).
Zakładamy, że wszystkie wykorzystywane w laboratoriach myszy są takie same, a to nieprawda. Kiedy zmieniamy klatki, zmienia się też mózg, a to, oczywiście, wpływa na rezultaty eksperymentu – opowiada Diego Restrepo z University of Colorado w Denver.
Amerykanie ustalili, że mózg myszy jest ekstremalnie uwrażliwiony na środowisko. Ulegnie np. fizycznemu przekształceniu, gdy "przeprowadzi się" gryzonie z klatki ze swobodnym obiegiem powietrza do wybiegu z ograniczonymi możliwościami w tym zakresie. Zmianie ulegie zwłaszcza rejon związany z czułym powonieniem myszy – opuszka węchowa. Po zmianie pomieszczenia Restrepo zauważył też znaczne zmiany w poziomie agresji.
Oznacza to, że dwa laboratoria prowadzące dokładnie ten sam eksperyment uzyskają, nawet nie wiedząc dlaczego, zupełnie inne wyniki. To może wyjaśnić kłopoty z replikowaniem odkryć dokonanych w innych laboratoriach i wytłumaczyć, czemu poszczególne ośrodki publikują sprzeczne dane, choć wykorzystują w eksperymentach identyczne genetycznie myszy.
Restrepo ubolewa, że zjawisko to mogło doprowadzić do porzucenia wartych zachodu badań. Ma też nadzieję, że inni podążą jego tropem i pomogą ustalić zakres problemu i sposoby jego przezwyciężania.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Jak informują naukowcy z Uniwersytetu Stanforda, kobiety podczas wykonywania prac domowych narażone są na zwiększone ryzyko zachorowań na choroby płuc i serca. Wszystko przez to, że powietrze w pomieszczeniach może być nawet 10-krotnie bardziej zanieczyszczone niż na zewnątrz. A ponieważ to przeważnie kobiety zajmują się odkurzaniem, ścieleniem łóżek i innymi czynnościami domowymi, są one bardziej od mężczyzn narażone na niekorzystne oddziaływanie zanieczyszczeń.
Od dawna wiadomo, że zanieczyszczenia powietrza przyczyniają się do chorób serca i płuc. Powietrze na zewnątrz podlega różnym regulacjom prawnym, a to wewnątrz nie - mimo iż w krajach rozwiniętych większość czasu spędzamy w zamkniętych pomieszczeniach - mówi profesor Lynn Hildemann.
Brała ona udział w badaniach wpływu powietrza w pomieszczeniach na zdrowie kobiet w południowym Bangladeszu. Kobiety te gotują posiłki w domach, całymi godzinami przebywając w zadymionym pomieszczeniu. Badania wykazały, że przeciętna kobieta jest narażona na oddziaływanie 15-krotnie większej dawki szkodliwych substancji niż przeciętny mężczyzna. Związana jest z tym większa zachorowalność wśród kobiet i dzieci, które z nimi przebywają.
Profesor Hildemann zaczęła się zastanawiać, czy podobną zależność pomiędzy czystością powietrza a płcią można obserwować też w krajach rozwiniętych. Przejrzała ona wyniki szeroko zakrojonych badań dotyczących płci i miejsca zatrudnienia w USA. Odkryła, że przeciętny Amerykanin spędza w pomieszczeniach około 90% czasu. Kobiety są obecne w domu o około 12% dłużej niż mężczyźni, a w kuchni - pomieszczeniu z największą koncentracją zanieczyszczeń powstających podczas gotowania - spędzają 2-4 procent czasu więcej.
Następnie uczona wraz ze swoim zespołem postanowiła zbadać zależność pomiędzy aktywnością w domu, a wystawieniem na zanieczyszczenia. Sprawdzili co dzieje się podczas odkurzania. Okazało się, że osoba odkurzająca wchłania około 250 razy więcej kurzu, niż osoba, która siedzi obok na krześle. Kurz unosi się nawet wówczas, gdy odkurzacz nie jest włączony.
Profesor Hildemann radzi zatem, by usunąć z domu dywany i wykładziny oraz zrezygnować z produktów o zapachu cytrynowym i sosnowym - tworzą one bowiem z kurzem cząstki, które są bardzo łatwo wdychane.
Istnieje korelacja pomiędzy tradycyjnymi rolami płciowymi, a wystawieniem na zanieczyszczenia powietrza. Powinniśmy wiedzieć więcej na temat związku pomiędzy miejscem, czynnością i stężeniem zanieczyszczeń. Dzięki temu dowiemy się, jak zmniejszyć ekspozycję na zanieczyszczenia wewnątrz pomieszczeń - mówi uczona.
-
przez KopalniaWiedzy.pl
W niewielkich pomieszczeniach konwekcja naturalna związana z ciepłem ciała unosi mikroorganizmy, kurz i pyłki do strefy oddechowej człowieka. Bogatsi o tę wiedzę, naukowcy wspominają o projektowaniu systemów przepływu powietrza, które minimalizowałyby kontakt z potencjalnie szkodliwymi cząstkami.
Jedna z tradycyjnych teorii dotyczących konwekcji była taka, że unoszące się nad ciałem gorące powietrze chroni przed opadającymi cząstkami. Ale w małych pomieszczeniach jest dokładnie na odwrót – wyjaśnia John McLaughlin z Clarkson University.
Amerykanie stworzyli symulację komputerową człowieka siedzącego na środku pomieszczenia o powierzchni 4,8 m2, gdy przez kratkę nawiewu powietrza trafiało tam 1000 cząstek o średnicy 10 mikrometrów. Naukowcy tłumaczą, że taka wielkość odpowiada niektórym przenoszącym wirusa grypy kropelkom śliny. Powietrze opuszczało pokój dwiema szczelinami wentylacyjnymi, umieszczonymi w suficie i za człowiekiem.
Kiedy temperatura powierzchni skóry sięgała 25 stopni Celsjusza (jak ubranie osoby w stanie spoczynku), cząstki unosiły się pod sufit zawieszony na wysokości 2,4 m, odbijały się od niego i gromadziły nad głową modela, przytrzymane tu właśnie przez konwekcję. Gdy ciało miało temperaturę otoczenia, bezpośrednio nad delikwentem zbierało się mniej cząstek. Na koniec na rozgrzanym organizmie osiadło 29 cząstek, a na chłodnym tylko jedna. Uzyskano zbliżone rezultaty, kiedy średnicę cząstek zmniejszono pięciokrotnie do 2 mikrometrów. McLaughlin porównuje ciepłe ludzkie ciało do kaloryfera, który oddziałuje na ruch kurzu czy mikrobów w pomieszczeniu.
W przyszłości Amerykanie zamierzają wypracować bardziej realistyczny model sytuacji. Nie da się bowiem ukryć, że wydychane ciepłe powietrze na pewno zmieni ruch rozmaitych cząstek.
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.