Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zgadzam się z Tobą i jest to coś złego. To jak już to ustaliliśmy, pojawia się następny problem. Co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że właśnie robimy najlepszą możliwą rzecz: dyskutujemy i wyjaśniamy sobie nawzajem swoje racje. Być może ktoś z wierzących przemyśli własne postępowanie i zbliży się do zrozumienia rzeczywistości. Nie twierdzę uparcie, że na pewno mam rację, ale każda merytoryczna dyskusja powinna skłonić człowieka do przemyślenia własnego stanowiska. Człowiek jest wolny i jeśli ma ochotę płacić związkowi religijnemu, powinien mieć do tego prawo. Z kolei my mamy prawo przekonywać, że jest to postawa niesłuszna i bezpodstawna. Być może część wierzących odwróci się wówczas od swojej religii lub przynajmniej zacznie żądać jej reformy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

I tu mikroos ma rację. Z jednej strony ksiądz mówi: "Kościół tworzą wierni, on jest tylko powiernikiem Bożym", a z drugiej strony, w takim razie dlaczego papież sprawuje władzę? Jak dla mnie to powinno być walne zgromadzenie (idealna demokracja) w której wszyscy decydujemy o swoim losie, postanowieniach, które nam nie odpowiadają, a nie papiestwo odpowiada za nasz postępowanie. Oczywiście, mam własny rozum i będę żył przede wszystkim w zgodzie ze swoim sumieniem, ale jak będzie się to przeczyło z naukami papiestwa (bo czy one naprawdę pochodzą od Boga?), to będę się czuł wyobcowany, będę mentalnie obwiniany (ot np. na mszy: "Ten co współżył przed ślubem, lub [to jest prawa!] żył w jednym mieszkaniu ze swoją kobietą/mężczyzną jest grzesznikiem!) Jak by nie było, czy wierząc i słuchając kazanie, nie poczujesz się źle, niekomfortowo (WINNY!) swojego postępowania? Jeżeli twardo stąpasz po ziemi będziesz spokojny... a jednak... ziarno zostanie w tobie zasiane...

Skoro są tak pewni swoich przykazań, tak wspaniale tłumaczonych zgodnie z ich interesem, tak odrzucając resztę, wzgardziwszy nią, to czemu.. tak często zawodzą nie mogąc pohamować własnego popędu... "Biblia mówi Adam i Ewa", "Żyj w zgodzie z naturą" ... No to po co celibat?! Przecież popęd seksualny jest naturalny... sprzeczność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, powodem do wprowadzenia celibatu był rozrost prywatnej majętności księży (nie kościelnej) oraz dbanie o swoje rodziny a nie o sprawy Kościoła(jakiekolwiek by one nie były, zarówno ewangeliczne jak i zbieranie kasy). I to na samej górze bardzo się nie podobało.

Celibat sprawiał że majątek księży stawał się majątkiem Kościoła a nie ich rodziny, oraz to że dla księdza rodziną stawali się tak naprawdę inni księża czyli Kościół.

W tym miejscu dochodzimy do fajnego paradoksu.

Kościół to niby wszyscy wierni(ale tylko gdy trzeba dawać lub udzielać pouczeń) jak trzeba brać to Kościołem są tylko księża ;)

Dla celibatu znaleziono mocne uzasadnienie w Nowym Testamencie w postaci słów Jezusa:

Na to Jezus im odpowiedział: "Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą, 35 ci natomiast, którzy zostaną uznani za godnych dostąpienia udziału w tamtym świecie i w zmartwychwstaniu, ani się nie żenią, ani za mąż nie wychodzą.

Niemniej obecna wykładnia tego sprowadza się do dobrowolnego wynikającego z potrzeby oddania się Bogu i rezygnacji z małżeństwa(pytanie czy chodzi także o rezygnajcę z seksu, słyszałem że jeden ksiądz na KULu wykładał że celibat to bezżeństwo a nie brak seksu, ta rzecz mało pewna o tym księdzu ale o innym słyszałem z dużo bardziej pewnego źródła od kobiety z którą kiedyś chodziłem że składał jej propozycję, takie moje małe wtrącenie) :)

W każdym razie chodzi o coś dobrowolnego, o rezygnację płynącą z takiej potrzeby, na zasadzie, nie potrzebuje tego, bardziej potrzebuje głosić Słowo Boże(są tacy ludzie i nie jest ich mało). Tymczasem obecnie pójście na księdza(a Kościół nie toleruje niezależnego głoszenia Słowa Bożego(trudno się dziwić zważywszy na ilość odszczepieństwa)) wiąże się z przymusowym celibatem a jeśli jest coś przymusowego to prawda jest taka że zazwyczaj ulega się popędowi.

Księża tłumaczą się że są tacy jak inni. To w takim razie po co księża jeśli inne osoby też są takie same i mogą to samo robić co księża? Wtedy by zabrakło tej centralnej władzy.

W rzeczy samej Kościół tylko z zewnątrz jest taką monolityczną strukturą. Wielu księży propaguje wśród ludzi dość wolny sposób życia, nie zgadza się z poglądami Kościoła na temat antykoncepcji i seksu. Mogą to robić o ile robią to prywatnie i nie publicznie.

Ogólnie mamy przepi... :( (my katolicy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A nie sądzisz, że gdyby religii nie było w ogóle, nie byłoby kłopotu?

Sądzę że gdyby ludzie kierowali się zasadami swojej religii nie było by kłopotu, ci jednak naginają "przepisy Boga" do własnych celów.

Wiara to mocny argument więc któż nie chciał by go wykorzystać do powiększania swej władzy i majątku? Wystarczy wmówić ludziom, że "robię to w imię Boga", a ludzie nie znający dokładnie "zasad" będą gotowi poświęcić życie w imię idei która z wiarą nie ma nic wspólnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że integralną częścią religii jest polityka. Podkreślam: integralną. Tam, gdzie tworzy się religię, jest też władza i próba otumanienia ludzi. W związku z tym moim zdaniem pojęcie takie, jak "kierowanie się zasadami religii" jest na skalę globalną wyłącznie mrzonką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio "ateisciaki" i "katole" (mowie tu zartobliwie) strasznie sie gryza na portalach ;] Prowokacja goni prowokacje ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio "ateisciaki" i "katole" (mowie tu zartobliwie) strasznie sie gryza na portalach ;] Prowokacja goni prowokacje ;]

Ostatnio to znaczy przez ostatnie 10 lat co najmniej ? Od kiedy to internet zagościł niektórym pod strzechami i byle dureń może się teraz popisywać swoją "mondrościom" ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Często zapominamy, że Dania jest jednym z największych krajów na świecie. W Europie większa jest tylko Rosja. Należy do niej bowiem Grenlandia, a Duńczycy skolonizowali ją pod wpływem legend o zaginionych osadach wikingów. W 985 roku Eryk Rudy poprowadził grupę islandzkich rolników na Grenlandię. Założyli osadę na zachodnim wybrzeżu wyspy i przez ponad 400 lat utrzymywali kontakty z Europą. Urwały się one w XV wieku, ale legendy o osadnikach oraz ich bogactwie przetrwały i stały się siłą napędową XVIII-wiecznej eksploracji Grenlandii.
      Erik Thorvaldsson, zwany Erykiem Rudym, ze swojej osady został wygnany za morderstwo i skazany na 3-letnią banicję. W jej trakcie trafił na tajemniczy ląd, o którym usłyszał od innych. Nie był pierwszym Europejczykiem, który ujrzał Grenlandię. Był jednak pierwszym, który założył tam stałą, kwitnąca kolonię. Udało mu się to dzięki zręcznej propagandzie. Jak czytamy w XII-wiecznej Księdze o Islandczykach (Íslendingabók), kraj ten nazwał Groenland, bo jeśli będzie miał on dobrą nazwę, zachęci to ludzi do osiedlania się tam. Gdy jego banicja się skończyła, namówił część rodaków do założenia osady na Grenlandii.
      Z dowodów archeologicznych wiemy, że osada przetrwała ponad 400 lat. Później utracono z nią kontakt. W czasie wielkich odkryć geograficznych liczne europejskie narody zdobywały i rościły sobie prawa do różnych części świata. Również Grenlandia była celem eksploracji. Głównymi konkurentami Duńczyków byli Holendrzy i Anglicy. Jednak to Duńczycy przechowywali w pamięci zbiorowej legendy o zaginionych osadnikach. Powstało wiele map, ksiąg i manuskryptów, które nie tylko przypominały konkurencyjnym narodom o duńskich ambicjach, ale też promowały pogląd, jakoby potomkowie osadników wciąż mieszkali na Grenlandii i uprawiali tam ziemię.
      Gdy w XV wieku utracono kontakt z osadą na Grenlandii, pojawiły się liczne spekulacje i legendy, dotyczące losu osadników. Ludzie wciąż wierzyli, że osada istnieje. Wielokrotnie próbowano ją odnaleźć i skontaktować się z tamtejszymi mieszkańcami. Król Christian IV, który panował w latach 1588–1648, zorganizował trzy wyprawy poszukiwawcze. I nie były one motywowane wyłącznie ciekawością. O rzekomym bogactwie grenlandzkich osadników krążyły legendy.
      Prawdziwa kolonizacja Grenlandii rozpoczęła się w 1721 roku wraz z założeniem kolonii przez misjonarza Hansa Egede, który chciał nawrócić Inuitów na chrześcijaństwo, a swoją misję miał zamiar finansować dzięki wsparciu legendarnej bogatej osady potomków wikingów oraz eksploracji miejscowych zasobów. Egede nie odnalazł osady, a w XIX wieku opinia publiczna zaczęła akceptować fakt, że na Grenlandii nie ma już potomków wikingów. Wtedy też naukowcy i odkrywcy postanowili rozejrzeć się za innymi częściami Arktyki, do których wikingowie mogli się przenieść. W latach 1870–1920 pojawiło się wiele opowieści przygodowych o izolowanych koloniach potomków wikingów, którzy mieli być niezwykle silni, wytrzymali i imponować wzrostem. W 1912 roku Vilhjalmur Stefansson spotkał na kanadyjskiej Wyspie Wiktorii wysokich Inuitów o rudobrązowych włosach. Wykonał pomiary ich czaszek i stwierdził, że są potomkami zaginionych wikingów, którzy krzyżowali się z miejscową ludnością. Było to sensacyjne odkrycie. Obecne metody DNA wykluczyły jakiekolwiek powinowactwo Inuitów z wikingami.
      A Eryk Rudy? Spłodził syna, Leifa Erikssona, który założył pierwszą europejską osadę w Ameryce Północnej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rosnące na Grenlandii drzewa niezbyt nadają się do wznoszenia budynków czy budowy statków. Dlatego też wikingowie, którzy w latach 985–1450 zamieszkiwali Grenlandię, musieli polegać na drewnie, które przyniosło morze i które importowali. Dzięki szczegółowym badaniom, przeprowadzonym właśnie na 5 stanowiskach archeologicznych, dowiedzieliśmy się, że o ile domy przeciętnych kolonistów wzniesiono głównie z drewna miejscowego oraz przyniesionego przez morze, to farmy elity zbudowano z drewna importowanego z Europy i Ameryki Północnej.
      Archeolodzy z Uniwersytetu Islandzkiego przebadali drewno pochodzące z nordyckich farm wybudowanych pomiędzy XI a XIV wiekiem. Chcieli sprawdzić, ile budulca pochodziło z importu, a ile stanowiło drewno miejscowe. Udało im się stwierdzić, że 0,27% drewna to niewątpliwy import, a zza morza przywieziono m.in. dąb, buk, choina i sosna Banksa. Kolejne 27% budulca to stanowił albo import, albo drewno przyniesione przez wody morskie. Tutaj zidentyfikowano takie gatunki jak modrzew, świerk, sosnę i jodłę.
      Naukowcy od dawna przypuszczali, że osadnicy na Grenlandii musieli importować żelazo i drewno. Najnowsze badania nie tylko to potwierdzają, ale dowodzą, że drewno przywożono z większej odległości niż dotychczas przypuszczaliśmy. Co więcej, niektóre gatunki to import z Ameryki Północnej. Na przykład choina i sosna Banksa nie występowały wówczas w Europie, zatem jedynym możliwym kierunkiem importu była Ameryka Północna. Tym samym potwierdzono też doniesienia z islandzkich sag, które wspominają, że Leif Erikson (Leifur heppni), Thorfinn Karlsefni Thórdarson (Þorleifur karlsefni) czy Freydís Eiríksdóttir (Freydís) przywieźli drewno z Winlandii.
      Przeprowadzone przez islandzkich uczonych badania uzupełniają naszą wiedzę o średniowiecznym handlu na Północnym Atlantyku oraz dowodzą, że grenlandzcy osadnicy mieli odpowiednią wiedzę, środki oraz łodzie, które aż do XIV wieku pozwalały im pływać do Ameryki Północnej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Marco Hirnstein z Uniwersytetu w Bergen w Norwegii bada, jak czynniki biologiczne, psychologiczne i społeczne wpływają na różnice pomiędzy płciami w zdolnościach poznawczych i jakie mechanizmy neurologiczne leżą u podłoża tych różnic. W przypadku większości zdolności umysłowych różnic takich nie ma lub są pomijalnie małe. Istnieją jednak zadania, w których przeciętnie wyraźnie lepsze są kobiety, a w innych średnio wyraźnie lepsi są mężczyźni, mówi uczony.
      Hirnstein postanowił przyjrzeć się kwestiom związanym ze zdolnościami językowymi, które uznawane są za domenę kobiet. Przyjmuje się, że panie mają lepszą fluencję słowną oraz lepiej wypadają w zadaniach związanych z zapamiętywaniem słów.
      Przewaga kobiet w posługiwaniu się językiem ma polegać np. na tym, że gdy trzeba wymienić słowa zaczynające się na konkretną literę czy należące do konkretnej kategorii, panie radzą sobie z takimi zadaniami lepiej. Czy jednak na pewno? Prowadzone dotychczas badania nie dawały jednoznacznej odpowiedzi, a ostatnia metaanaliza badań na ten temat została przeprowadzona w 1988 roku.
      Hirnstein i jego zespół siedli więc do metaanalizy, do której wybrali traktujące o temacie rozprawy doktorskie, prace magisterskie oraz badania opublikowane w pismach naukowych. W ten sposób zebrali ponad 500 badań, w których łącznie brało udział ponad 350 000 osób. Analiza wykazała, że kobiety są rzeczywiście lepsze, chociaż różnica pomiędzy płciami nie jest bardzo znacząca. Kobiety są lepsze, a przewaga ta utrzymuje się w czasie przez okres całego życia. Jest jednak dość mała, mówi Hirstein.
      Co interesujące, naukowcy zauważyli, że w badaniach, których głównym autorem była kobieta, przewaga pań w posługiwaniu się językiem była większa, niż w badaniach, gdzie głównym autorem był mężczyzna.
      Badania tego typu nie tylko zaspokajają naszą ciekawość dotyczącą różnic pomiędzy płciami. Przydadzą się też w... medycynie. Choroby neurodegeneracyjne diagnozuje się m.in. za pomocą testów słownych. Na przykład przy diagnozowaniu demencji wiedza o tym, że kobiety są generalnie lepsze od mężczyzn pozwoli uniknąć sytuacji, w której demencja nie jest rozpoznawana, mimo że istnieje, a w przypadku mężczyzn będzie można uniknąć postawienia diagnozy o demencji tam, gdzie jej nie ma. Obecnie wiele testów tego typu nie bierze bowiem pod uwagę różnic pomiędzy płciami.
      Wyniki badań opisano na łamach Perspectives on Psychological Science.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwaj detektoryści niezależnie od siebie znaleźli w norweskim Stavanger trzy fragmenty tego samego spektakularnie ozdobionego miecza wikingów. Najbliższe porównywalne znalezisko pochodzi ze szkockiej wyspy Eigg, oddalonej od Stavanger o ponad 700 kilometrów. Szkocki miecz odkryto w grobie z IX wieku.
      Obszar Jåttå/Gausel, gdzie znaleziono miecz, jest znany z grobu tzw. „królowej z Gausel”. Ten odkryty w 1883 roku grobowiec jest jednym z najbardziej bogato wyposażonych grobów wikińskiej kobiety.
      Znalezione obecnie fragmenty rękojeści stanowiły część jednego z najbardziej ozdobnych i najcięższych mieczy epoki wikingów. Ostrza nie odnaleziono, ale rękojeść ma unikatowe zdobienia ze złota i srebra oraz ozdobne szczegóły, których nie zauważono nigdy wcześniej.
      Zabytkiem zajmują się teraz konserwatorzy. Wciąż trudno jest dostrzec wszystkie elementy zdobień, ale już teraz widać złocenia z elementami animalistycznymi, typowymi dla epoki wikingów. Konserwatorzy zauważyli też motyw geometryczne pokryte srebrem, wykonane techniką niello. Obu końcom jelca nadano formę zwierzęcych głów.
      Techniki wykonania są bardzo wysokiej jakości, bogate zdobienia i skomplikowane wzory, a przede wszystkim specjalne ukształtowanie jelca czynią to znalezisko naprawdę unikatowym, stwierdza archeolog Zanette Glørstad.
      Dotychczas w Norwegii znaleziono pojedyncze podobne miecze. Znajduje się również w pozostałych częściach Europy. Dlatego też specjaliści sądzą, że były importowane, chociaż nie można wykluczyć, że jakiś zręczny norweski rzemieślnik potrafił je kopiować. Jednak zdobienia sugerują, że powstał w Anglii lub Francji i można go datować na początek IX wieku, podobnie jak miecz z Eigg, dodaje Glørstad.
      Tak spektakularne znalezisko na obszarze, gdzie wcześniej pochowano „królową z Gusel” wzmacnia hipotezę, że region ten był ważnym punktem kontaktów międzynarodowych na Morzu Północnym.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osadnicy ze Skandynawii żyli na południu Grenlandii przez ponad 450 lat. Nagle, w XV wieku całe osadnictwo zniknęło. Naukowcy wymieniali wiele możliwych przyczyn tego zjawiska, od spadających temperatur przez zarazę po złe zarządzanie zasobami. Teraz odkryto dodatkowy czynnik, którzy mógł spowodować porzucenie grenlandzkich osad – suszę.
      Według islandzkich sag około roku 985 Eryk Rudy popłynął za zachód i zapoczątkował osadnictwo na południu Grenlandii. W szczytowym okresie rozwoju miało tam żyć około 3000 rolników. Boyang Zhao, paleoklimatolog z University of Massachusetts, chciał dowiedzieć się, z jakim klimatem mieli do czynienia osadnicy w latach 985–1450. Zhao i jego zespół przeanalizowali osady z dna Jeziora 578 na południu Grenlandii, w rejonie znanym jako Osiedle Wschodnie. Przy jeziorze znajdują się szczątki dawnej farmy, a na całym tym obszarze istniały największe farmy Osiedla Wschodniego.
      Osiedle Wschodnie powstało w 985 roku. Rozprzestrzeniło się ono na okolice fiordów na południe i południowy-zachód od dzisiejszego Narsarsuaq. Osadnicy utrzymywali się głównie dzięki hodowli zwierząt, a szacowana populacja w tamtych okolicach sięgnęła w szczycie 2000 osób.
      Już w ubiegłym roku uczeni wykazali, że biochemia bakterii z jeziornych osadów zmieniała się w reakcji na temperatury. Teraz datowali poszczególne mikroorganizmy, by odtworzyć przeszłe temperatury. Mimo, że się one zmieniały, naukowcy nie zauważyli długotrwałego trendu spadku temperatur. Gdy zobaczyłem wyniki, byłem zdziwiony, mówi Zhao. Od dawna bowiem mówiono, że główną przyczyną porzucenia osad był spadek temperatur, który znacząco utrudniał hodowlę zwierząt, co z kolei wymusiło wyprowadzkę rolników z Grenlandii.
      Uczeni przyjrzeli się więc izotopom wodoru obecnym w szczątkach roślin w osadach dennych jeziora. Gdy jest sucho i rośliny tracą wodę, w ich liściach pojawia się więcej deuteru. I mierząc właśnie poziom tego izotopu naukowcy odkryli, że w czasie nordyckiego osadnictwa, klimat Grenlandii stawał się coraz bardziej suchy. Cały region doświadczał coraz większej suszy, której szczyt przypadł na XVI wiek. W suchym klimacie doszło do znacznego zredukowania ilości dostępnej trawy, która była niezbędna do utrzymania stad zwierząt, szczególnie w czasie zimy. To zaś zbiega się ze zmianą diety u osadników. Doszliśmy do wniosku, że coraz bardziej suchy klimat odegrał większą rolę w opuszczeniu Osiedla Wschodniego niż zmiany temperatury, czytamy w artykule opublikowanym na łamach Science Advances.
      Trzeba też zauważyć, że osadnicy próbowali dostosować się do zmieniających się warunków. Mamy dowody, że w coraz większym stopniu polegali na rybach i owocach morza. Niewykluczone też, że do upadku osad mogło przyczynić się jedno ze źródeł ich bogactwa, kły morsów. Osadnicy podejmowali niebezpieczne podróże na północ, by polować na morsy i sprzedawać ich kły na europejskich rynkach. Kły były źródłem bogactwa elit z Grenlandii. Jednak odciąganie części osadników od bezpośrednich prac przy pozyskiwaniu żywności mogło, w coraz bardziej pogarszających się warunkach, przyczynić się do upadku osadnictwa.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...