Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Guardian

Ale widzisz, dużo się o tym mówi. Ale nikt nie chce się angażować w konflikt militarny w czasie igrzysk, do tego właśnie będą się ściskać, obcałowywać na podium itd. Ładnie, słodko, cudownie - a ludzie giną. Przecież cały ten konflikt jest prowokacją ze stron Rosji, od samego początku. I dlaczego mieliby czekać z tym atakiem na igrzyska - oczywistym jest, że ukryta jest tu pewna taktyka. Moim zdaniem teraz mogą być dwa rozwiązania: albo Gruzja się podda i odda ziemie, albo narobi się tam bojówek i będą się wzajemnie zabijać przez kolejne 20 lat. Przykra sprawa, ale taka już jest polityka Kremlu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Oglądacie/nasłuchujecie/.. tą chińską olimpiadę? ja nie, bo to "Made in China".

Znacie jakieś argumenty poparcia/zgody międzynarodowej opinii: dlaczego pozwolono takim 'faszystom'(powinno być: "komunistom", ale chcę być złośliwy wobec rzeczy martwych) na prawo do zabawy, której nie rozumieją?

// gdyby rozumieli(poza 'promocją' Chin), nie przyznawaliby się - we mnie budzi, takie przyzwolenie innych krajów, niesmak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale widzisz, dużo się o tym mówi. Ale nikt nie chce się angażować w konflikt militarny w czasie igrzysk, do tego właśnie będą się ściskać, obcałowywać na podium itd. Ładnie, słodko, cudownie - a ludzie giną.

Czyli uważasz, że mają się na siebie obrażać jak Irańczycy z Izraelitami? Wojna to wojna, a igrzyska to igrzyska.

Przecież cały ten konflikt jest prowokacją ze stron Rosji, od samego początku.

A ten początek to kiedy był? Akurat to Gruzja od dłuższego czasu planowała atak na Osetię (a Ukraina im dostarczała uzbrojenia). I uderzyła w czasie igrzysk, mając nadzieję, że inne państwa nie zareagują. Chciała odzyskać kontrolę nad Osetią (która w zasadzie tylko formalnie należy do Gruzji).

 

Rosja być może liczy na przyłączenie Osetii do jej ziem (ale na pewno nie siłą, tylko w drodze pokojowych dyskusji). Pamiętajmy też, że wielu mieszkańców Osetii ma obywatelstwo rosyjskie. Rosjanie nie mogą tak po prostu patrzeć, jak oni giną. Osetia zdecydowanie chce oddzielić się od Gruzji i albo mieć niepodległość, albo przyłączyć się do Rosji (do której należy Osetia płn.). Rosja o tym wie, dlatego po skonczeniu konflikty będą mogli rozpocząć rozmowy, w których to Osetia dobrowolnie wyrazi chęć wcielenia swoich ziem do Rosji ;]

 

Dziwi mnie tylko, że wszyscy widzą tylko jednego winowajcę - Rosję. A Gruzja jest święta! Wszyscy stoją po stronie Gruzji! BTW Kaczyński nieźle się teraz naraża Rosji. I już nie zmyślajcie, że to Rosja specjalnie zaczęła, by zagarnąć sobie nowe ziemie... Kiedyś Kosowo chciało się oddzielić (no i im się udało) - zachód krzyczał, że powinni mieć niepodległość, a dziś mówi się o "konieczności zachowania integralności terytorialnej Gruzji". Sami hipokryci wśród polityków (i nie tylko).

 

Oglądacie/nasłuchujecie/.. tą chińską olimpiadę? ja nie, bo to "Made in China".

Znacie jakieś argumenty poparcia/zgody międzynarodowej opinii: dlaczego pozwolono takim 'faszystom' na prawo do zabawy, której nie rozumieją?

// gdyby rozumieli(poza 'promocją' Chin), nie przyznawaliby się - we mnie budzi, takie przyzwolenie innych krajów, niesmak

To jest totalny idiotyzm. Ludzie przypomnieli sobie o Tybecie akurat na czas przed igrzyskami. A problem Tybetu istnieje już przecież od kilkudziesięciu lat! Czemu nikt nie krzyczał, gdy przyznano Chinom organizację olimpiady? Ci krzykacze wtedy nawet pewnie nie wiedzieli, gdzie Tybet leży (a co tam się dzieje, to tym bardziej). Z resztą polityki ze sportem nie wolno mieszać - o co apelował sam Dalajlama! Dalajlama nie cichał niepodległości Tybetu - chcicał tylko wolności ludzi w nim mieszkających. Ale po co słuchać duchowego przywódcę Tybetańczyków, lepiej bezmyślnie nawoływać do bojkotu olimpiady i niepodległości Tybetu!

I co się stało z tymi krzykaczami? Nagle ucichli! Niektórzy z nich nawet pojechali do Pekinu...

 

Ja sie cieszę, że takie kraje jak Chiny istnieją. Oni się mogą śmiać ze zdemokratyzowanego zachodu. I bardzo dobrze - przecz z demokracją w Azji! USA nie będzie się wtrącać wszędzie, gdzie chce (niestety dalej to robia). I wszyscy teraz użalają się nad gruzją, wkrótce wszyscy będą się użalać nad Izraelem. Bo ten Iran taki zły... Szkoda tylko, że ludzie są tak podatni na manipulacje i idiotów przybywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do czego zdolni są ludzie... do jak wielkiego zła...?

Zaraz wyobrażam sobie właśnie wojnę.

Sebaci, dałeś mi dużo do myślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Ja sie cieszę, że takie kraje jak Chiny istnieją. Oni się mogą śmiać ze zdemokratyzowanego zachodu. I bardzo dobrze - przecz z demokracją w Azji! USA nie będzie się wtrącać wszędzie, gdzie chce (niestety dalej to robia). I wszyscy teraz użalają się nad gruzją, wkrótce wszyscy będą się użalać nad Izraelem. Bo ten Iran taki zły... Szkoda tylko, że ludzie są tak podatni na manipulacje i idiotów przybywa.

Ja się denerwuje sprawą samych Chińczyków(niedemokratycznych, ale może mają pomysł..tyle że kosztem innego chińczyka.. celowo z małej litery - właśnie tak traktują się chińczycy rządzący z chińczykami wyrobnikami), którzy dzielą się na dwie strony: pospolity 'c'hian 'd'oe(chińczyk) kontra Chian Doe(Szef Zmiany W Fabryce 'Czin-cziu-chua' Linii Montażowej Nr 1201 Na Poziomie -213 <żeby Zachód nie wiedział, że Chińczyków jest 5 * więcej>)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja postawię sprawę przewrotnie: dlaczego tak zaciekle bronicie Tybetu, choć wiecie tak niewiele na temat jego wewnętrznych spraw i wyzysku pomiędzy rodakami, który obowiązuje tam na porządku dziennym? Przypominam, że to kraj czysto feudalny, a nawet gorzej: właściciel ziemski nie ma żadnych zobowiązań wobec swojego parobka. Ci wspaniali mnisi, wielcy miłośnicy pokoju, w rzeczywistości mieli rolników niemal na własność i eksploatowali ich ponad normę? Tybet to nie tylko to, co widać w uroczym filmie z wspaniałym Bradem Pittem. Polecam choćby ten materiał do przeczytania: http://www.michaelparenti.org/Tibet.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

Czyli uważasz, że mają się na siebie obrażać jak Irańczycy z Izraelitami? Wojna to wojna, a igrzyska to igrzyska.

Miałem na myśli to, że takie gesty tylko zaciemniają prawdę. Jeżeli potrafimy je odpowiednio zinterpretować nie mam nic przeciwko.

A ten początek to kiedy był? Akurat to Gruzja od dłuższego czasu planowała atak na Osetię (a Ukraina im dostarczała uzbrojenia). I uderzyła w czasie igrzysk, mając nadzieję, że inne państwa nie zareagują. Chciała odzyskać kontrolę nad Osetią (która w zasadzie tylko formalnie należy do Gruzji).

Jest właśnie parę takich rejonów formalnie należnych do Gruzji moim zdaniem jest rzeczą naturalną, że Gruzja się o nie ubiega. Te przygotowania o których napisałeś to jest dobra gra medialna, bo Rosjanie już dawno mieli tam rozstawione swoje wojska - wiedzieli co się stanie i jak sytuację wykorzystać. A Gruzja zagrała va bank, póki Amerykanie nie rozpoczęli interwencji w Iranie - no i poszło tak, jak zaplanowała sobie Rosja.

Rosjanie nie mogą tak po prostu patrzeć, jak oni giną. czas przed igrzyskami. A problem Tybetu

Moim zdaniem zdziwiłbyś się.

Dziwi mnie tylko, że wszyscy widzą tylko jednego winowajcę - Rosję. A Gruzja jest święta! Wszyscy stoją po stronie Gruzji!

A to też jest skutek gry medialnej :) Po drugie Rosji ciężko zadać cios, a teraz jest świetna okazja, właśnie przez obwinianie - zobaczymy jaki będzie kontratak, ale myślę, że to na razie zbyt mało, żebyśmy nie mieli na czym wody zagotować ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

A ja postawię sprawę przewrotnie: dlaczego tak zaciekle bronicie Tybetu, choć wiecie tak niewiele na temat jego werwnętrznych spraw? Przypominam, że to kraj czysto feudalny, a nawet gorzej: właściciel ziemski nie ma żadnych zobowiązań wobec swojego parobka. Ci wspaniali mnisi, wielcy miłośnicy pokoju, w rzeczywistości mieli rolników niemal na własność i eksploatowali ich ponad normę? Tybet to nie tylko to, co widać w uroczym filmie z wspaniałym Bradem Pittem. Polecam choćby ten materiał do przeczytania: http://www.michaelparenti.org/Tibet.html

A Chiny z pewnością wnoszą tam ład, skład i demokrację :) Moim zdaniem działa to tak samo, jak opisałem wcześniej - sposób na łatwy atak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jest właśnie parę takich rejonów formalnie należnych do Gruzji moim zdaniem jest rzeczą naturalną, że Gruzja się o nie ubiega.

Co wcale nie daje im prawa do militarnego wtargnięcia na tereny Osetii płd. w celu całkowitego jej przejęcia (złamali rozejm z Soczii)

 

Te przygotowania o których napisałeś to jest dobra gra medialna, bo Rosjanie już dawno mieli tam rozstawione swoje wojska - wiedzieli co się stanie i jak sytuację wykorzystać.

Ale fakt, że przygotowania były. A czy Rosjanie mieli tam rozstawione wojska? Ja tam wątpię, na początku Gruzini zdołali sporo nabroić... potem Rosja wtargneła z tymi swoimi czołgami... Więc skoro tam byli od początku, to czemu od razu armii gruzińskiej nie przepłoszyli ("gra medialna"? 8)). Ale nie wykluczam, być może faktycznie Rosja wiedziała o planach Gruzji już wcześniej.

Gruzini są rzekomo sojusznikami USA, więc Rosja tym chętniej sie z nimi bije :)

A Gruzja zagrała va bank, póki Amerykanie nie rozpoczęli interwencji w Iranie - no i poszło tak, jak zaplanowała sobie Rosja.

Zagrała va bank gdy zaczeły się igrzyska ;) Mając nadzieję, że konflikt ten pozostanie niejako w cieniu olimpiady i Rosja nie zaatakuje. Być może liczyli też na wsparcie USA i Europy - a ci jak na razie tylko gadają i latają.

 

PS: zwróćcie uwagę na to, że ostatnio popularna jest nagonka na Chiny, zaś Indie są tak bardzo wychwalane za swój szybki rozwój i "potęgę gospodarczą", a nie wspomina się, że tam także są problemy - chociażby głód, który dosięga miliony mieszkańców. A jeszcze trochę i będzie to najliczniejszy naród świata (brak ograniczeń co do ilości posiadanych dzieci).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A Chiny z pewnością wnoszą tam ład, skład i demokrację :) Moim zdaniem działa to tak samo, jak opisałem wcześniej - sposób na łatwy atak.

Ja nie mówię, że Chiny są dobre. Mówię jedynie o tym, że bronienie Tybetu i ignorowanie stostunków społecznych w samym narodzie tybetańskim to postawa nieco schizofreniczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

A jak tak nie sądzę. Jeżeli zjadaliby się tam nawzajem to można dać przyzwolenie Chinom na takie działania? Nikt nie gloryfikuje Tybetu, zwraca się tylko uwagę na niepokojące działania Chin - a usłyszeliśmy o tym dopiero teraz, bo nie Tybet skorzystał z okazji żeby pokazać to światu, ale świat i media się tym zainteresowały i zauważyły, że można burzą medialną zadać cios Chinom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie zgadzam się z Twoim stanowiskiem, ale mały zgrzyt następuje tutaj:

Nikt nie gloryfikuje Tybetu

 

Właśnie w to stwierdzenie nie za bardzo chce mi się wierzyć. To nie jest nic osobistego konkretnie do Ciebie, ale mam wrażenie, że bardzo wielu protestujących (w słusznej sprawie!) uważa Tybet za oazę spokoju i krainę, w której całe społeczeństwo cały dzień medytuje, a manna spada z nieba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mówię, że Chiny są dobre. Mówię jedynie o tym, że bronienie Tybetu i ignorowanie stostunków społecznych w samym narodzie tybetańskim to postawa nieco schizofreniczna.

 

 

Pytanie: Jaką w takim razie postawę uważasz za właściwą?

 

Zgadzam się z tym że ludzie gloryfikują Tybet, ale co z tego? Czytałem kiedyś większy artykuł o Dalajlamie i ogólnie o Tybecie. Autor wspomniał, że bezpośrednio po chińskiej inwazji polityka tybetańskiego przywódcy była zupełnie inna od obecnej. Wzywał do bojówek i bojkotowania okupanta. Jednak widać szybko zrozumiał, że takie postępowanie nie ma sensu w konfrontacji z potężnymi Chinami. To prawda że wylansował obecny obraz Tybetu (znany między innymi z filmu "x lat w tybecie" ), jak to napisałeś kraju pełnym medytujących Tybetańczyków i manny spadającej z nieba. I to działa. Ludzie zwrócili na tybet uwagę. Może nie wiedzą o kraju wszystkiego i omylnie go gloryfikują. Ale chyba nie chciałbyś, żeby zamiast tego Tybet kojarzony był z kolejnymi bojówkami i ludźmi wysadzającymi się gdzie popadnie i zabijających zupełnie niewinnych ludzi. Myślę że na skalę światową Dalajlama zrobił coś zupełnie nowego i wybrał jedno z najlepszych wyjść.

 

Zapewne odpowiesz, że wcale nie jesteś przeciwny popieraniu Tybetu. Więc dlaczego problemem jest dla ciebie, że tybetańczycy mądrze wykorzystali tendencje ludzi do podążania za modą? Prawda jest taka, że twoje życzenia są nierealne, zawsze będą wojny, zawsze będzie bieda, a ludzie zawsze będą zachowywać się tak jak grupa. Jeśli ma to być skuteczną metodą wyzwolenia tybetu, albo przynajmniej zwiększenia ich swobód jako narodu (bo w pierwsze raczej nie wierzę) to jestem za.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

To ja poproszę o przykład medialnej gloryfikacji Tybetu w kontekście agresji Chin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja poproszę o przykład medialnej gloryfikacji Tybetu w kontekście agresji Chin.

A nie masz wrażenia, że ogólnie wokół tego konfliktu wytwarza się taki obrazek, że Chiny napadły na pacyfistyczny naród, który dotąd żył bardzo spokojnym życiem bez konfliktów wewnętrznych? Moim zdaniem zbyt mało mówi się o sytuacji w samym Tybecie i ukrywanie jej jest pewną formą manipulacji na korzyść tego państwa i zamieszkującego je narodu.

 

Zapewne odpowiesz, że wcale nie jesteś przeciwny popieraniu Tybetu. Więc dlaczego problemem jest dla ciebie, że tybetańczycy mądrze wykorzystali tendencje ludzi do podążania za modą?

Mam za złe Tybetańczykom to, że kreują samych siebie na ofiary reżimu (co jest, rzecz jasna, prawdą), ale zapominają o tym, że sami uprawiali w najlepsze wyzysk na własnych rodakach. Nie podoba mi się to. Tak samo jak nie podoba mi się to, że dziennikarze, których rolą w społeczeństwie jest przekazywanie obrazu rzeczywistości, naginają fakty i opowiadają się wyraźnie, wbrew etyce dziennikarskiej, za jedną ze stron konfliktu.

 

Prawda jest taka, że twoje życzenia są nierealne, zawsze będą wojny, zawsze będzie bieda, a ludzie zawsze będą zachowywać się tak jak grupa.

Kolejny raz wyciągasz bardzo nieprawidłowe wnioski z tego, co piszę. Nawet nie chce mi się kolejny raz odpowiadać na Twoje dziwaczne stwierdzenia na mój temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

A nie masz wrażenia, że ogólnie wokół tego konfliktu wytwarza się taki obrazek, że Chiny napadły na pacyfistyczny naród, który dotąd żył bardzo spokojnym życiem bez konfliktów wewnętrznych? Moim zdaniem zbyt mało mówi się o sytuacji w samym Tybecie i ukrywanie jej jest pewną formą manipulacji na korzyść tego państwa i zamieszkującego je narodu.

Jeżeli spytałbyś ludzi na ulicy, zapewne ich odpowiedź byłaby podobna do tego co opisałeś. Ale moim zdaniem nie jest to efekt jakiegoś ukrywania rzeczywistości w Tybecie, czy gloryfikacji - bo jak sam udowodniłeś podając link, każdy jest w stanie sobie o tym przeczytać. Inna sprawa, że nie na rękę jest mediom przedstawiać taką rzeczywistość zaraz po relacjach z protestów. Do tego dochodzi fakt, iż skala zjawiska łamania praw człowieka w Chinach i w Tybecie przez swój własny naród nie jest taka sama (a świadczy o tym choćby fakt, że w Chinach ludzie się temu sprzeciwiają, a w Tybecie nie), bynajmniej takie odnoszę wrażenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ale moim zdaniem nie jest to efekt jakiegoś ukrywania rzeczywistości w Tybecie, czy gloryfikacji - bo jak sam udowodniłeś podając link, każdy jest w stanie sobie o tym przeczytać.

A jak myślisz, ilu ludzi zada sobie ten trud, żeby sprawdzić, jak wygląda rzeczywistość? Myślę, że bardzo niewielu. To, że można znaleźć gdzie indziej wiarygodne informacje, nie zwalnia dziennikarza z zasad etyki zawodowej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

Podobnie jak etyka nie nakazuje mu przedstawiać sytuacji wewnętrznej w Tybecie na przestrzeni dziejów w kontekście działań Chin :) Powiedz mi, jak sobie to wyobrażasz? "Oto źli krwiożerczy Chińczycy zaaresztowali protestującego Tybetańczyka, który co jak co, ale ma 100 chłopa którzy zapieprzają dzień i noc na jego polu." ;) Oczywiście, wybacz przekolorowanie, nie staram się być złośliwy, ale wydaje mi się, że nie możesz zarzucić dziennikarzom braku etyki zawodowej ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam za złe Tybetańczykom to, że kreują samych siebie na ofiary reżimu (co jest, rzecz jasna, prawdą), ale zapominają o tym, że sami uprawiali w najlepsze wyzysk na własnych rodakach.

Nie rozumiem. To czego oczekujesz? Żeby zamiast mówić "Pomóżcie nam jesteśmy biedni" mówili "Pomóżcie nam, co prawda 60 lat temu byliśmy krajem feudalnym i wyzyskiwaliśmy chłopów, ale kogo obchodzą chłopi, pomóżcie nam!". To chyba jasne żeby coś ugrać muszą sprawić jak najlepsze wrażenie a nie jeszcze wywlekać swoje problemy wewnętrzne sprzed dziesięcioleci.

 

edit: (apropo wypowiedzi Guardiana która "wskoczyła przed moją") Jeśli dwie osoby niezależnie od siebie mają identyczne wrażenia coś musi być na rzeczy  :)

Nie podoba mi się to. Tak samo jak nie podoba mi się to, że dziennikarze, których rolą w społeczeństwie jest przekazywanie obrazu rzeczywistości, naginają fakty i opowiadają się wyraźnie, wbrew etyce dziennikarskiej, za jedną ze stron konfliktu.

 

Przesadzasz. Przykładowy news z tybetu:

http://news.money.pl/artykul/tybet;99;ofiar;zamieszek,127,0,329599.html

 

No i  gdzie tu masz naginanie faktów? Ja widzę suche fakty. A że ludzie to czytający opowiadają się za jedną stroną? To chyba oczywiste - w końcu Chińczycy najechali na Tybet, nie na odwrót. Ale powtarzam (choćby na przykładzie tego artykułu) nie widzę by media stawały po którejś stronie. Słyszałem w tv zarówno o tym, że tybetańczycy prowadzili zamieszki w swoich osiedlach i niszczyli sklepy i o tym że prawdopodobnie milicja Chińska zabiła kilku z nich.

 

Inną kwestią jest to, że w głowach ludzi panują pewne wyobrażenia o tybecie i to, że generalnie bardziej  wspierają tybet od innych narodów walczących o swoje prawa, ale o tym już napisałem. Nie uważam jednak, żeby to było efektem działań mediów (dlaczego miały by wybrać akurat tybet? ). Media jedynie więcej uwagi zwracają na tybet, ponieważ ludzie tego chcą. A to znowu jest efektem działań Dalajlamy. Jego wywiadów, konferencji, rozmów z politykami, ogólnie polityki jaką prowadzi. Ale powiedz, to że jakaś telewizja pokaże z nim wywiad a ludzie go zinterpretują to jest manipulacja mediów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem. To czego oczekujesz? Żeby zamiast mówić "Pomóżcie nam jesteśmy biedni" mówili "Pomóżcie nam, co prawda 60 lat temu byliśmy krajem feudalnym i wyzyskiwaliśmy chłopów, ale kogo obchodzą chłopi, pomóżcie nam!".

Zaczynam się martwić, czy potrafisz czytać ze zrozumieniem (druga ewentualność jest taka, że celowo interpretujesz moje wypowiedzi nieprawidłowo). Ja napisałem bardzo wyraźnie o przedstawianiu sytuacji przez dziennikarzy. Ci ostatni nie powinni przyjmować postawy żadnej ze stron konfliktu, a w tym wypadku, moim zdaniem, właśnie to robią.

 

Inną kwestią jest to, że w głowach ludzi panują pewne wyobrażenia o tybecie i to, że generalnie bardziej  wspierają tybet od innych narodów walczących o swoje prawa, ale o tym już napisałem. Nie uważam jednak, żeby to było efektem działań mediów

Tak? A jak myślisz, skąd mają w takim razie informacje na temat Tybetu? Mnie na historii w szkole o tym kraju nie uczono, a na geografii raczej wspominano o nim z racji tego, że leży w Himalajach, a nie ze względów politycznych.

 

Media jedynie więcej uwagi zwracają na tybet, ponieważ ludzie tego chcą.

Media mają prawo przekazywać informacje na tematy, o których chcą słyszeć ludzie, ale nie mają prawa zakrzywiać rzeczywistości. Moim zdaniem nie przekazują pełnej prawdy o Tybecie.

 

to że jakaś telewizja pokaże z nim wywiad a ludzie go zinterpretują to jest manipulacja mediów?

Pewnie nie. Ale z drugiej strony szkoda, że same media komentują te wydarzenia i robią to w bardzo subiektywny sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam się martwić, czy potrafisz czytać ze zrozumieniem (druga ewentualność jest taka, że celowo interpretujesz moje wypowiedzi nieprawidłowo).

Czy teraz ja mam zacząć pisać że coś mi insynuujesz? Czego nie zrozumiałem? Napisałeś tak:

Mam za złe Tybetańczykom to, że kreują samych siebie na ofiary reżimu (co jest, rzecz jasna, prawdą), ale zapominają o tym, że sami uprawiali w najlepsze wyzysk na własnych rodakach.

 

Mamy zatem następujące opcje:

1. "kreować samych siebie na ofiary reżimu, ale  zapominając o tym, że sami uprawiali w najlepsze wyzysk na własnych rodakach." Czyli defakto samemu kopać dołki pod sobą.

2. "kreować samych siebie na ofiary reżimu, ale NIE zapominając o tym, że sami uprawiali w najlepsze wyzysk na własnych rodakach."

3. "NIE kreować samych siebie na ofiary reżimu i porzucić mediację i wyruszyć do boju z bombkami na plecach"

 

Która opcja najbardziej ci odpowiada? Specjalnie wyedytowałem twoją wypowiedź żeby nie było że wypowiadam się nie na jej temat. Jeśli twierdzisz, że nie rozumiem czegoś z twojej wypowiedzi to pisz czego konkretnie, bo nie wiem jak ci odpowiadać.

 

Tak? A jak myślisz, skąd mają w takim razie informacje na temat Tybetu? Mnie na historii w szkole o tym kraju nie uczono, a na geografii raczej wspominano o nim z racji tego, że leży w Himalajach, a nie ze względów politycznych.

Media mają prawo przekazywać informacje na tematy, o których chcą słyszeć ludzie, ale nie mają prawa zakrzywiać rzeczywistości. Moim zdaniem nie przekazują pełnej prawdy o Tybecie.

 

W takim razie tak jak ty często robisz poproszę o jakieś dowody na poparcie tezy, że media zakrzywiają fakty na temat Tybetu. Dałem ci przykład z artykułem, nie odpowiedziałeś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

Jest tu pewien zgrzyt faktów, bo mikroos przez zakrzywianie rzeczywistości ma na myśli (a bynajmniej ja takie odnoszę wrażenie) subiektywne przedstawianie faktów, co nie zakrzywia rzeczywistości, ale sprawia złudzenie zakrzywienia imo 8) Nie widzę powodów do tak szorstkiego toku rozmowy, jak to się zwykło mówić chill out 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale zobacz jeśli w Tybecie się coś dzieje to media podają tylko to czego zdołają się dowiedzieć. Jeśli mamy informacje że strzelano do protestantów, podawane są różne wersje obu stron.  Chińczycy twierdzą że tybetańczycy niszczyli sklepy, tybetańczycy twierdzą, że była to akcja pokojowa. Nikt ci nic nie sugeruje kto jest winny, sam oceniasz suche fakty. Gdzie tu jest sugestia? Chyba że sugestią nazwać fakt że tybetowi poświęca się więcej czasu niż innym.

 

No i ten fragment jego wypowiedzi który zresztą oboje skomentowaliśmy podobnie. Podał swoją wątpliwość, ale alternatywy żadnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

patrykus,

 

po pierwsze: napisałem już wcześniej, że rozumiem, że Tybetańczycy starają się zaprezentować w korzystnym świetle. Rozumiem to, choć tego nie popieram i uważam, że źle się dzieje, że dostrzegają winę Chińczyków wobec Tybetu, a własnych przewinień wobec rodaków nie dostrzegają.

 

Po drugie: to naturalne, że w trakcie konfliktu starasz się robić z siebie ofiarę. Ale z drugiej strony rolą mediów (podkreślam: mediów, a nie stron konfliktu) w nowoczesnym, demokratycznym świecie powinno być dotarcie do prawdy i przedstawianie racji obu stron. Jako dowód podam... brak artykułu, bo nie znalazłem jeszcze żadnego, w którym spotkałbym się z jednoczesnym opisem Chin ORAZ Tybetu jako państw, w których łamie się na porządku dziennym prawa obywatela. Nie znalazłem ani wzmianki o ustroju feudalnym i wykorzystywaniu seksualnym poddanych kobiet przez władców ziemskich, które jest w tym kraju (przynajmniej według innych źródeł, niezwiązanych z mass mediami, które odnalazłem) normą.

 

Za to konkretny artykuł przedstawiony przez Ciebie jest ok :) Przynajmniej moim zdaniem

 

I jeszcze jedno odniesienie do wcześniejszego posta:

Podobnie jak etyka nie nakazuje mu przedstawiać sytuacji wewnętrznej w Tybecie na przestrzeni dziejów w kontekście działań Chin

Wprost przeciwnie. Jeżeli w licznych notkach prasowych opisuje się Chiny jako kraj komunistyczny, w którym łamane są prawa człowieka, to wypadałoby - dla równowagi - opisać także ustrój Tybetu w sposób nieco bardziej wyczerpujący, niż to, że jest to biedny kraj zamieszkiwany przez mnichów. Zobacz, ile jest w prasie informacji na temat różnych przypadków łamania praw człowieka w Chinach, a o analogicznych wydarzeniach w Tybecie nie czytałem osobiście ani razu. Możemy spoglądać na sprawę zupełnie inaczej i będę szanował Twój pogląd, ale moim zdaniem postawa wielu dziennikarzy jest bardzo stronnicza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze: napisałem już wcześniej, że rozumiem, że Tybetańczycy starają się zaprezentować w korzystnym świetle. Rozumiem to, choć tego nie popieram i uważam, że źle się dzieje, że dostrzegają winę Chińczyków wobec Tybetu, a własnych przewinień wobec rodaków nie dostrzegają.

 

W porządku. Tylko pamiętaj, że jeśli chcesz się ustrzec posądzenia o hipokryzję i naiwność musisz zaproponować jakąś realną alternatywę. W swoim życiu możesz postępować sobie kryształowo, ponieważ "stać cię na to"  odkąd mieszkasz w wolnym kraju, jednak tybetańczycy jakiś wybór podjąć muszą i nikt nie mówi, że musi to być najwygodniejszy i najpoprawniejszy z wyborów. O to mi chodziło.

 

Po drugie: to naturalne, że w trakcie konfliktu starasz się robić z siebie ofiarę. Ale z drugiej strony rolą mediów (podkreślam: mediów, a nie stron konfliktu) w nowoczesnym, demokratycznym świecie powinno być dotarcie do prawdy i przedstawianie racji obu stron. Jako dowód podam... brak artykułu, bo nie znalazłem jeszcze żadnego, w którym spotkałbym się z jednoczesnym opisem Chin ORAZ Tybetu jako państw, w których łamie się na porządku dziennym prawa obywatela. Nie znalazłem ani wzmianki o ustroju feudalnym i wykorzystywaniu seksualnym poddanych kobiet przez władców ziemskich, które jest w tym kraju (przynajmniej według innych źródeł, niezwiązanych z mass mediami, które odnalazłem) normą.

 

"Prawo" to pojęcie zawierające zbiór regulacji ograniczających naszą swobodę, w każdym kraju mające inny wymiar. Prawo to wewnętrzna sprawa każdego kraju. Dlaczego media mają nam obok relacji z tybetu robić wykład o ich systemie feudalnym z przed dziesięcioleci? To tak jakbyś oczekiwał, że obok relacji z kuwejtu najeżdżanego przez irak, wykładu o prawach kobiet w kuwejcie i ich wykorzystania przez mężczyzn. Są artykuły o dyskryminacji kobiet w krajach arabskich i są artykuły o wojnach, ale nikt ich nie łączy. Arabowie twierdzą, że fakt iż ich żony nie mogą udzielać się w polityce jest ok, my, że nie. Kto ma roztrzygnąć kto ma racje? My za to nie legalizujemy związków homoseksualnych - holendrzy mogą czuć się urażeni. Natomiast okupacja uznana jest przez cały świat za łamanie fundamentalnych międzynarodowych zasad.     

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 2016 roku w Pförring na południu Niemiec odkryto grób młodej kobiety z późnego okresu imperialnego. W pochodzącym z V wieku pochówku znaleziono liczne dobra grobowe. Część z nich znajdowało się w pobliżu jej lewego uda, w jednym bloku ziemi. Blok wydobyto więc w całości i zajęli się nim konserwatorzy. Prześwietlenie promieniami rentgenowskimi wykazało, że znajduje się w nim znacznie więcej przedmiotów, niż było widać na powierzchni bloku. Specjaliści rozpoczęli więc żmudny proces wydobywania przedmiotów, ich badania i konserwacji. Teraz dowiadujemy się, że to zestaw praktycznych i ozdobnych przedmiotów, które zmarła nosiła zawieszone u pasa.
      Archeolodzy znaleźli resztki rzemyków, którymi przedmioty były przywiązane do paska. Były wśród nich dwa klucze z brązu, kościany pojemniczek na igłę, liczne pierścienie z brązu, trzy rzymskie monety, muszla ślimaka morskiego, wisiorek z orzecha włoskiego ozdobiony brązem oraz starannie wykonany ozdobny dysk inkrustowany szkłem. Uwagę zwraca różnorodność przedmiotów oraz fakt, że część z nich to przedmioty użytkowe, część zaś to ozdoby lub talizmany. Zdaniem naukowców, ich noszenie u pasa było nie tylko przejawem ówczesnej mody, ale również oznaką statusu społecznego.
      Odkrycie daje nam interesujący wgląd w kulturę późnego okresu imperialnego na znajdującej się na Dunaju granicy Imperium Romanum oraz na ówczesną symbolikę i sposób używania biżuterii. Zestaw znaleziony u młodej kobiety pochowanej w Pförring jest nietypowy. Pozwala nam na wysunięcie ekscytujących wniosków na temat społecznego i kulturowego środowiska, w którym obracała się zmarła, mówi profesor Mathias Pfeil, główny konserwator w Bawarskim Krajowym Biurze Ochrony Zabytków.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wspaniały galeon Vasa, wybudowany na polecenie Gustawa Adolfa na wojnę z I Rzeczpospolitą, zatonął w 1628 roku podczas dziewiczego rejsu po przepłynięciu zaledwie 1300 metrów. Wrak odnaleziono ponad 300 lat później, wydobyto, a okręt zrekonstruowano. Można go podziwiać w specjalnie zbudowanym muzeum. Jednak prace badawcze nad okrętem i tym, co wraz z nim znaleziono, wciąż trwają i wciąż przynoszą niespodzianki. Właśnie okazało się, że na pokładzie w chwili zatonięcia jednostki znajdowała się kobieta.
      Wraz z Vasą zginęło około 30 osób. Ze źródeł historycznych znamy tylko nazwisko jednej z nich. Archeolodzy wydobyli liczne szkielety, które również są przedmiotem badań. Analiza osteologiczna wiele zdradza na temat tych ludzi, ich wieku, wzrostu czy historii chorób. Specjaliści, na podstawie budowy miednicy, od niedawna podejrzewali, że szkielet G należał do kobiety. Analizy DNA ujawniły nam jeszcze więcej informacji, mówi doktor Fred Hocker, dyrektor ds. badawczych w Vasamuseet.
      Muzeum on niemal 20 lat współpracuje z Wydziałem Immunologii, Genetyki i Patologii na Uniwersytecie w Uppsali. Akademicy prowadzą badania wszystkich ludzkich szczątków znalezionych wraz z Vasą, by jak najwięcej dowiedzieć się o każdym zmarłym. Badanie szkieletów z Vasy to dla nas to i interesujące, i wymagające wyzwanie. Bardzo trudno jest uzyskać DNA z kości, które przez 333 lata leżały na dnie morskim. Ale nie jest to niemożliwe, mówi profesor genetyki sądowej Marie Allen. Już kilka lat temu podejrzewaliśmy, że szkielet G należał do kobiety. W materiale genetycznym nie znaleźliśmy chromosomu Y. Ale nie mogliśmy być do końca pewni i chcieliśmy potwierdzić wyniki naszych badań, dodaje.
      Szwedzi nawiązali więc współpracę z doktor Kimberly Andreaggi z należącego do Pentagonu laboratorium AFMES-AFDIL (Armed Forces Medical Examiner System’sArmed Forces DNA Identification Laboratory), które specjalizuje się w testowaniu DNA szczątków, o których przypuszcza się, że należą do zaginionych amerykańskich żołnierzy.
      Pobraliśmy nowe próbki z kości, co do których chcieliśmy poznać odpowiedzi na dodatkowe pytania. AFMES-AFDIL przeanalizowało próbki i dzięki swoim metodom mogło potwierdzić, że G to kobieta, cieszy się Marie Allen.
      Wyniki badań bardzo ucieszyły doktor Annę Marię Forssenberg. Jest ona historykiem w Vasamuseet i od pewnego czasu zajmuje się badaniami nad żonami marynarzy. To odkrycie jest dla mnie szczególnie ekscytujące, gdyż zony marynarzy są często zapomniane przez historię, a odegrały ważną rolę w historii marynarki wojennej.
      To jednak nie koniec badań. Wkrótce powinniśmy dowiedzieć się jeszcze więcej. Allen i Adreaggi uważają, że będą mogły określić przybliżony wygląd poszczególnych osób, kolor ich oczu i włosów, być może nawet DNA zdradzi, skąd pochodziły rodziny zmarłych. Obecnie jesteśmy w stanie wydobyć z historycznego DNA więcej informacji niż wcześniej, a metody badawcze ciągle są udoskonalane. Możemy na przykład stwierdzić, czy dana osoba miała predyspozycje do jakichś chorób, a nawet określić takie szczegóły jak posiadanie piegów oraz czy woskowina w ich uszach była sucha czy wilgotna.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Predyspozycja kobiet do odkładania się większej ilości większej ilości podskórnej tkanki tłuszczowej na biodrach, pośladkach i z tyłu ramion, chroni panie przed stanami zapalnymi mózgu, które mogą prowadzić do demencji czy udarów. Ochrona taka trwa co najmniej do menopauzy, informują naukowcy z Augusta University.
      Mężczyźni w każdym wieku wykazują większą od kobiet tendencję do odkładania się tłuszczu wokół organów w jamie brzusznej, co zwiększa ryzyko stanów zapalnych. Gdy myśli się o tym, co przede wszystkim chroni kobiety, na myśl przychodzi estrogen. Jednak powinniśmy wyjść poza uproszczenie sugerujące, że każda różnica pomiędzy płciami jest zależna od hormonów. Musimy sięgnąć głębiej i lepiej poznać mechanizmy różnic międzypłciowych. Bo dzięki temu będziemy mogli skuteczniej leczyć ludzi i przyznać, że różnice pomiędzy płciami mają wpływ na przebieg chorób i ich leczenie, mówi doktor Alexis Stranahan. Uczona zauważa, że wiele różnic międzypłciowych przypisywanych estrogenowi możne był skutkiem różnic dietetycznych i genetycznych.
      Stranahan wraz z zespołem chcąc zbadać, jak dochodzi do stanów zapalnych w mózgu, przyjrzeli się lokalizacji i ilości tkanki tłuszczowej oraz poziomom różnych hormonów u samic i samców myszy karmionych dietą wysokotłuszczową. Otyłe myszy, podobnie jak otyli ludzie, różnie gromadzą tłuszcz w zależności od płci. W miarę, jak myszy tyły, naukowcy nie zauważyli żadnych śladów stanów zapalnych w mózgu czy insulinooporności. W wieku około 48 tygodni u myszy rozpoczęła się menopauza. Wtedy u samic doszło do zmian rozkładu tłuszczu na bardziej podobny do rozkładu u samców. Wówczas naukowcy przeprowadzili u obu płci zabiegi podobne do liposukcji, w czasie których usunęli tłuszcz podskórny. Nie robili niczego, co wpłynęłoby bezpośrednio na poziom estrogenu. Okazało się, że utrata tłuszczu podskórnego zwiększyła u samic ryzyko wystąpienia stanów zapalnych mózgu. Nie zaobserwowano zmian w poziomach hormonów. Szczegółowe badania pokazały, że stany zapalne mózgów samic były podobne do stanów zapalnych mózgów samców.
      Gdy usunęliśmy podskórną tkankę tłuszczową, nagle mózgi samic zaczęły wykazywać podobne stany zapalne do mózgów samców i u samic pojawiło się więcej tłuszczu brzusznego, mówi Stranahan. Cała zmiana zaszła w ciągu ponad 3 miesięcy, co odpowiada kilkunastu latom u ludzi.
      W grupie kontrolnej myszy podobne zmiany zaszły u tych samic, u których nie usunięto podskórnej tkanki tłuszczowej, ale które po menopauzie pozostawały na diecie wysokotłuszczowej. Z kolei u myszy, którym w młodym wieku usunięto tłuszczową tkankę podskórną, ale które pozostawały na diecie niskotłuszczowej, pojawiło się co prawda nieco więcej tłuszczu brzusznego i nieco więcej stanów zapalnych w tkance tłuszczowej, ale nie zauważono stanów zapalnych w mózgu.
      Doktor Stranahan mówi, że z eksperymentów wynikają dwa podstawowe wnioski. Po pierwsze, nie należy robić sobie liposukcji, a następnie spożywać diety bogatej w tłuszcze. Po drugie, współczynnik BMI prawdopodobnie nie jest dobrym wskaźnikiem zwiększonego ryzyka chorób. Bardziej dokładnym wskaźnikiem jest łatwy do obliczenia stosunek bioder do pasa. Nie wystarczy stwierdzić, że ktoś jest otyły. Trzeba zbadać, gdzie tłuszcz się znajduje. To kluczowa sprawa, stwierdza uczona.
      Stranahan nie zaprzecza, że większa ilość podskórnej tkanki tłuszczowej u kobiet ma na celu zapewnienie energii na potrzeby reprodukcji. Jednak trzeba odpowiedzieć tutaj na wiele pytań, na przykład o to, ile tłuszczu potrzeba, by utrzymać odpowiedni poziom płodności, a jaki jego poziom zaczyna negatywnie wpływać na metabolizm.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Długie życie kobiet po menopauzie to zagadka. Zgodnie z obowiązującym poglądem, selekcja naturalna promuje tych, którzy mogą się rozmnażać. Dlatego w pierwszych dekadach życia nasze organizmy lepiej radzą sobie z pojawiającymi się mutacjami. Jednak po okresie reprodukcyjnym, mechanizm ochronny zostaje wyłączony, po menopauzie komórki stają się bardziej podatne na mutacje. Dla większości zwierząt oznacza to szybką śmierć. Wyjątkiem są tu ludzie i niektóre walenie.
      Z ewolucyjnego punktu widzenia długie życie po menopauzie to zagadka. Nie zyskujemy bowiem kilku lat. Mamy cały długi etap życia po przekroczeniu zdolności do reprodukcji, mówi profesor antropologii Michael Gurven z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara. Naukowiec przywołuje tutaj przykład naszych bliskich krewnych, szympansów, u których dobrze widać związek pomiędzy płodnością a zdolnością do przeżycia, a długość życia tych zwierząt spada wraz ze spadkiem zdolności reprodukcyjnych.
      Gurven we współpracy z ekologiem populacyjnym Razielem Davisonem opublikowali artykuł, w którym rzucają wyzwanie przekonaniu, że po okresie reprodukcyjnym ochronne mechanizmy doboru naturalnego u ludzi zostają wyłączone. Obaj uczeni stwierdzają, że długie życie po utracie zdolności do reprodukcji nie jest u ludzi tylko i wyłącznie zasługą postępów medycyny i opieki zdrowotnej.
      Wyewoluowaliśmy możliwość długiego życia, stwierdza Gurven. A długie życie wynika z wartości, jakie niesie ze sobą obecność starszych dorosłych. Taki pomysł krążył wśród naukowców już od pewnego czasu. My go sformalizowaliśmy i zadaliśmy pytanie, jakie wartości – z ewolucyjnego punktu widzenia – wnoszą starsi dorośli.
      Jeną z prób wyjaśnienia tego fenomenu jest hipoteza babki, mówiąca, że kobieta po menopauzie, pomagając swojej córce w wychowaniu dzieci, wpływa na polepszenie jej kondycji fizycznej, dzięki czemu córka może mieć więcej dzieci, co z kolei zwiększa szanse przetrwania genów matki. Zatem nie chodzi tutaj o reprodukcję, a rodzaj pośredniej reprodukcji. Możliwość wykorzystania całej puli zasobów, a nie tylko zasobów własnych, zupełnie zmienia reguły gry wśród zwierząt społecznych, wyjaśnia Davison.
      Gurven i Davison przyjrzeli się elementowi, który jest motywem centralnym hipotezy babki, czyli transferom międzygeneracyjnym, a mówiąc prościej – dzieleniem się zasobami pomiędzy młodszym a starszym pokoleniem.
      Najbardziej widocznym przejawem takiego dzielenia się zasobami jest podział pożywienia wśród społeczności nieuprzemysłowiony. Od chwili urodzin muszą minąć mniej więcej 2 dekady, by człowiek zaczął wytwarzać więcej pożywienia, niż sam konsumuje, mówi Gurven, który badał demografię i gospodarkę boliwijskiego ludu Tsimane i innych rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej. Zanim dzieci dorosną, będą w stanie o siebie zadbać i stać się produktywnym członkiem społeczności, dorośli muszą włożyć dużo wysiłku w zdobycie i przygotowanie dla nich żywności. Jest to możliwe dlatego, że dorośli są w stanie wytworzyć więcej żywności niż tylko na własne potrzeby. Ta zdolność pojawiła się w naszej ewolucji już dawno i jest obecna też w wysoko rozwiniętych społeczeństwach przemysłowych.
      W naszym modelu duże nadwyżki wytwarzane przez dorosłych pozwalają poprawić szanse na przeżycie i płodność krewniaków oraz innych członków grupy, którzy również dzielą się swoimi nadwyżkami. Patrząc tylko z punktu widzenia produkcji żywności widzimy, że najwyższą wartość mają tutaj ludzie w wieku rozrodczym. Gdy jednak wykorzystaliśmy dane demograficzny i gospodarcze z wielu różnych społeczności łowiecko-zbierackich i rolniczych okazało się, że nadwyżki dostarczane przez starszych dorosłych, również mają pozytywny wpływ na grupę. Obliczyliśmy, że dłuższe życie starszych osób ma wartość kilku dodatkowych dzieci, mówi Davison.
      Okazuje się jednak, że osoby starsze mają swoją wartość, ale tylko do pewnego wieku. Nie wszystkie babki są cenne. Mniej więcej w połowie 7. dekady życia w społecznościach łowiecko-zbierackich i rolniczych starsze osoby zaczynają zużywać więcej zasobów, niż dostarczają. Ponadto w tym czasie większość ich wnuków już ich nie potrzebuje, więc grupa krewnych, która korzysta z ich pomocy jest mała.
      Żywność to jednak nie wszystko. Starsze osoby uczą i socjalizują dzieci. To właśnie na tym polega ich największa wartość. Nie dostarczają już tak dużych nadwyżek żywności, jak kiedyś, ale dzielą się z wnukami swoimi umiejętnościami i doświadczeniem oraz odciążają rodziców od opieki nad dziećmi. Gdy zdasz sobie sprawę z tego, że starsi pomagają młodszemu pokoleniu w utrzymaniu kondycji pozwalającej mu na wytwarzanie dużych nadwyżek, łatwo zauważysz, że to spora korzyść z obecności starszych aktywnych osób. Starsi nie tylko dają coś grupie, ale ich użyteczność dla grupy powoduje, że i oni coś od niej otrzymują. Czy to nadwyżki żywności, czy to ochronę i opiekę. Innymi słowy, współzależności występują w obie strony, od starszych do młodszych i od młodszych do starszych, wyjaśnia Gurven.
      Zdaniem obu badaczy, w toku ludzkiej ewolucji stosowane przez naszych przodków strategie i długoterminowe inwestycje w kondycję grupy skutkowały zarówno wydłużonym dzieciństwem jak i niezwykle długim życiem po okresie rozrodczym. Dla kontrastu możemy się tutaj przyjrzeć szympansom, które są w stanie zadbać o siebie już przed osiągnięciem 5. roku życia.
      Jednak zdobywanie przez nie pokarmu wymaga mniejszych umiejętności i wytwarzają one niewielkie nadwyżki. Mimo to, jak sugerują Gurven i Davison, gdyby przodek szympansa szerzej dzielił się żywnością z grupą, także i u nich pojawiłyby się mechanizmy preferujące długowieczność. To pokazuje, że naszą długowieczność zawdzięczamy współpracy. Szympansie babki rzadko robią coś dla swoich wnucząt, dodaje Gurven.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Młodzi mężczyźni o dość wysokich dochodach są grupą najbardziej podatną na manipulacje za pomocą pseudoprofesjonalnego pustosłowia dotyczącego finansów. Badamy proces decyzyjny dotyczący spraw finansowych. Wiele osób uważa, że ekonomia i rynki kapitałowe są trudne do zrozumienia. Mamy tam do czynienia z pozornie imponującą terminologią, pełną żargonu i sloganów, których w pełni nie rozumiemy, mówi profesor Gustav Tinghög z Uniwersytetu w Linköping.
      Obiektem badań były manipulacje za pomocą profesjonalnie brzmiącego pustosłowia. Niekoniecznie jest ono nieprawdziwe, ale składa się z luźno powiązanych terminów, które brzmią profesjonalnie i znacząco. W rzeczywistości takie pustosłowie nic nie znaczy. Służy ono jedynie zmyleniu słuchacza.
      Już wcześniejsze badania wykazały, że osoby podatne na takie pustosłowie mają mniej analityczne umysły i niższą inteligencję słowną. Takie osoby często wierzą w nieprawdziwe informacje i teorie spiskowe. Badania wykazały też, że osoby potrafiące dobrze wylewać z siebie takie pustosłowie są postrzegane jako bardziej inteligentne od innych. To akurat najczęściej jest prawdą.
      Gustav Tinghög. Daniel Västfjäll i Mario Kienzler skupili się na pustosłowiu dotyczącym finansów. Na przekazach brzmiących profesjonalnie, które jednak są całkowitym nonsensem. Wyniki swoich badań opublikowali właśnie w Journal of Behavioral and Experimental Finance. Uczeni skonstruowali specjalną skalę, na której badani mieli oceniać znaczenie zdań będących zarówno całkowitym nonsensem, jak i cytatami ze zdobywców Nagrody Nobla z dziedziny ekonomii. W ten sposób naukowcy sprawdzali zdolność badanych do odróżnienia sensownego przekazu ekonomicznego od pustosłowia.
      Badania przeprowaono na ponad 1000 osobach, a każda z nich miała ocenić wypowiedzi dotyczące produktów i usług finansowych, takich jak inwestycje, pożyczki czy zarządzanie pieniędzmi. Uczestników pytano m.in. czy oceniane przez nich zdania zawierają prawdę czy kłamstwo.
      Okazało się, że grupą najbardziej podatną na manipulacje dotyczące finansów są młodzi dobrze zarabiający mężczyźni. Przeceniają oni bowiem swoją wiedzę na temat finansów. Z kolei grupą, która najlepiej potrafiła wyłapać manipulacje i pustosłowie dotyczące finansów były starsze kobiety o niższych dochodach. One bowiem nie przeceniały swojego doświadczenia w finansach.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...