Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0

Wyjątkowe dowody na mistrzostwo rzymskich vitriarii
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Ciekawostki
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Aleksander Chrószcz i Dominik Poradowski z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, naukowcy z Istanbul University-Cerrahpaşa oraz Uniwersytetu Atatürka dokładnie przyjrzeli się czaszce psa z okresu rzymskiego, którą znaleziono podczas wykopalisk w ruinach starożytnego Trallelis. Miasto to, zwane obecnie Aydın, leży na południowym-zachodzie Turcji. Wspominają o nim starożytne źródła greckie. W czasach rzymskich i bizantyńskich zwane było Tralles lub Tralleis i było jednym z największych miast u wybrzeży Morza Egejskiego.
Naukowcy są zgodni co do tego, że Rzymianie byli pierwszymi, którzy opracowali współcześnie używane metody selekcji psów. Potrafili nadawać rasom psów pożądane przez siebie cechy. Świadectwami tego procesu są m.in. dzieła Kolumelli „De re Rustica” oraz „Georgiki” Wergiliusza. Dowiadujemy się z nich, że Rzymianie klasyfikowali psy według trzech typów. Canis villaticus były dużymi psami stróżującymi, Canis pastoralis to szybkie i wytrzymałe psy pasterskie, a Canis venaticus to większe od średnich psy myśliwskie. Mniejszych psów nie uwzględniali w tych klasyfikacjach.
W sztuce Grecji i Rzymu widać przedstawienia psów o czaszkach dolichocefalicznych (wydłużonych, jak np. u chartów) i mezocefalicznych (proporcjonalnych jak np. u labradorów). Chrószcz, Poradowski i ich koledzy przyjrzeli się przed kilku laty czaszkom psów z okresu bizantyńskiego. Większość z nich stanowiły czaszki mezocefaliczne, a część była dolichocefalicznych. Nie znaleziono żadnej czaszki brachycefalicznej (jak np. u mopsa).
Znaleziona w grobowcu nr. 3 w Tralleis czaszka psa na pierwszy rzut oka wygląda na czaszkę brachycefaliczną. Jednak dopiero ostatnio możliwe było dokonanie jej dokładnych pomiarów. Na podstawie datowania radiowęglowego określono, że czaszka pochodzi z lat 169 p.n.e. – 8 n.e. Specjalistyczne pomiary potwierdziły, że to czaszka brachycefaliczna. To druga – po znalezionej w Pompejach – czaszka brachycefalicznego psa na terenach pod kontrolą Rzymian. Jednocześnie to czaszka najstarsza. Stanowi ona silny dowód, że Rzymianie jako pierwsi hodowali rasy brachycefaliczne.
Mimo że szkielet zwierzęcia nie jest kompletny, widać, że pies był dobrze traktowany. Miał więc lepsze życie niż większość rzymskich psów, używanych głównie do pracy i traktowanych źle. Najwyraźniej pies z Tralleis był domowym pupilkiem. Badania psów wykazały, że nie żył długo. Zmarł wkrótce po osiągnięciu dorosłości. Został pochowany w pobliżu człowieka. Autorzy badań przypuszczają, że gdy jego pan umarł, psa zabito, by pochować go razem z nim.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Ostatnie badania przynoszą pierwszy dowód, że w rzymskiej Brytanii odbywały się walki gladiatorów. Dotychczas nie mieliśmy żadnych informacji, ani pisemnych, ani archeologicznych, dotyczących tej najbardziej znanej rozrywki Rzymian w prowincji Britannia. Nowe analizy Wazy z Colchester, znalezionej w 1853 roku w rzymskim grobie, dostarczają pierwszych dowodów, że na Wyspach Brytyjskich odbywały się walki gladiatorów.
Spektakularna waza to jedno z najwspanialszych rzymskich naczyń znalezionych na terenie Wielkiej Brytanii. Przedstawiono na niej dwóch mężczyzn walczących z niedźwiedziem oraz pogoń psa za dwoma jeleniami oraz zającem. Trzecia scena to walka pomiędzy dwoma gladiatorami. Secutor, uzbrojony w tarczę i hełm, wznosi miecz nad głową. Przed nim stoi retiarius. W lewej dłoni trzyma wciąż sieć, ale porzucił trójząb. Unosi jeden z palców prawej dłoni, na znak, że się poddaje. Gladiatorzy są podpisani. Secutor to Memnon, a retiarius – Valentinus.
Naczynie jest tak wysokiej jakości, że dotychczas uważano, iż nie jest miejscowym wyrobem, a widoczne na niej imiona gladiatorów zostały dodane już po wykonaniu. Wewnątrz wazy znaleziono ludzkie szczątki należące do osoby w wieku ponad 40 lat, która mogła pochodzić z zagranicy. Autorzy nowej analizy dowiedli jednak, że pochodzący z lat 160–200 zabytek został wykonany z miejscowej gliny, a imiona wyryto przed wypaleniem naczynia. To najsilniejszy dowód, że w Brytanii walczyli gladiatorzy. Waza mogła zaś zostać zamówiona na pamiątkę przez organizatora walki, a z czasem posłużyła jako naczynie pogrzebowe.
Co prawda w Colchester nie znaleziono amfiteatru, ale walki mogły odbywać się w jednym z dwóch teatrów. Wbrew powszechnemu przekonaniu, gladiatorzy rzadko ginęli na arenie. Byli celebrytami, ich trening i utrzymanie były kosztowne. Dlatego właściciele nie chcieli ich śmierci. Na rzymskich arenach zginęły tysiące ludzi, ale byli to głównie przestępcy i jeńcy wojenni. Gladiatorzy nie ginęli tak masowo, jak przedstawia to kultura popularna.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Po 8 miesiącach do bazyliki św. Jana Apostoła i Ewangelisty w Oleśnicy powrócił książę Sylwiusz Nimrod i jego wspaniały sarkofag. Po restauracji niezwykły skarb sztuki sepulklarnej został udostępniony zwiedzającym. Już w kwietniu, gdy informowaliśmy o otwarciu sarkofagu, zachwycaliśmy się zdjęciami zabytku. Po renowacji dokonanej przez A.T. Pracownię Konserwacji Zabytków z Tychów odzyskał on swój oszałamiający blask.
Sylwiusz Nimrod to pierwszy książę oleśnicki z dynastii Wirtembergów. Był synem księcia Juliusza i Anny Sabiny von Schleswig-Holstein-Sonderburg. W maju 1647 r. ożenił się z Elżbietą Marią, córką księcia oleśnickiego Karola Fryderyka Podiebradowicza. Karol zmarł parę tygodni po ślubie. Sylwiusz zaś uzyskał od cesarza Ferdynanda III tytuł księcia oleśnickiego; jednocześnie zrzekł się swoich praw do tytułu księcia Wirtembergii-Weiltingen. Nowy władca energicznie zabrał się do nauki języka polskiego – sprowadził w tym celu diakona Jerzego Bocka, jednego z najlepszych pisarzy polsko śląskich – i odbudowy księstwa po wojnie trzydziestoletniej. Był niezwykłym władcą. Świetnie posługiwał się bronią białą i jeździł konno, studiował matematykę, historię i teologię, interesowały go sztuka i pirotechnika. Podłożył podwaliny pod dynastię, która przez niemal 150 lat rządziła w Oleśnicy.
W 1652 roku Sylwiusz założył na swoich ziemiach Zakon Trupiej Czaszki. Był jego przeorem (wielkim mistrzem), a przeoryszą (wielką mistrzynią) została Sophia Magdalena, wdowa po księciu Karolu Fryderyku. Pierwsi członkowie zakonu to przede wszystkim urzędnicy książęcy i ich żony.
Członkowie zakonu mieli badać tajemnice Boga i natury i kontemplować nad celem życia. Po śmierci Sylwiusza zakon zakończył działalność (w 1709 r. wnuczka Sylwiusza Luise Elisabeth von Württemberg-Öls podjęła próbę kontynuacji Damskiego Zakonu Trupiej Czaszki; zakon upadł jednak po jej śmierci). Niewykluczone, że charakter grupy wpłynął na formę ikonograficzną sarkofagu.
A sarkofag ten jest naprawdę niezwykły. Już sam fakt, że został wykonany z metalu czyni go wyjątkowym. Doktor Agnieszka Trzos, która wraz z mężem przeprowadzała renowację sarkofagu księcia, mówi, że w Europie jest zaledwie około 200 metalowych sarkofagów, z czego 130 w Polsce. Być może są jeszcze jakieś w zamkniętych kryptach, o których nie wiemy.
Państwo Trzos wcześniej zajmowali się sarkofagami polskich władców na Wawelu czy biskupów łuckich w Janowie Podlaskim. Teraz odnowili sarkofag Sylwiusza Nimroda i zapowiadają, że po zdobyciu finansowania zajmą się kolejnymi sarkofagami z Oleśnicy. A trzeba wiedzieć, że w tym dolnośląskim mieście znajduje się jeden z najbogatszych w Polsce zbiorów 15 metalowych sarkofagów. Do tego są w dobrym stanie. Sam fakt, że się zachowały to niemal cud. W czasie II wojny w Oleśnicy stacjonowały wojska radzieckie, zaopatrujące swoje oddziały podczas walk o Festung Breslau. Szczęśliwie ani wówczas, ani po wojnie, nikt nie zniszczył, ani nie ukradł sarkofagów, by np. sprzedać w skupie cynę.
Mauzoleum Wirtembergów znajduje się w podziemiach bazyliki św. Jana Apostoła. Pierwsze wzmianki o istniejącym tutaj kościele pochodzą z 1189 roku. W drugiej połowie XIV wieku kościół przebudowano. Później miały miejsce kolejne przebudowy. W 1700 roku do kościoła dobudowano barokowe mauzoleum. W jego podziemiach chowano zmarłych członków dynastii. W 1998 roku świątynia została podniesiona do bazyliki mniejszej.
Prace nad restauracją sarkofagu Sylwiusza Nimroda trwały 8 miesięcy i kosztowały ponad 200 tysięcy złotych. To, co wyszło spod ręki konserwatorów dowodzi, że dobrze wydano każdą złotówkę. Eksperci najpierw usunęli produkty korozji cyny, które z czasem doprowadziłyby do rozpadnięcia się sarkofagu. Wyprostowali wgniecenia i wzmocnili skrzynię konstrukcją ze stali nierdzewnej, która zapobiega odkształceniom. Następnie zajęli się rekonstrukcją detali: poprawieniem napisów, dorobieniem skrzydła aniołowi czy uzupełnieniem dziur. Konieczne było też wyzłocenie sarkofagu 22,5-karatowymi płatkami złota. Złocenie wykonano techniką mikstion, tą samą, jaką posłużył się twórca sarkofagu. Używa się wówczas kleju złożonego z wolno gotowanego oleju, sykatyw i żywic naturalnych. Płatki złota trzeba nałożyć na klej gdy ten nie jest zbyt mokry, by złoto w nim nie zatonęło, ani zbyt suchy, bo się nie przyklei. Dzięki wiedzy i umiejętnościom konserwatorów, możemy teraz podziwiać wspaniały zabytek w pełnej krasie.
Sylwiusz Nimrod został pochowany w zdobnym, polichromowanym i złoconym sarkofagu ze stopu cyny z ołowiem. W przekroju poprzecznym jest on sześcioboczny, a podłużnym - trumienny (zwężający się w kierunku stóp). Ozdobiono go licznymi rzeźbionymi i płaskorzeźbionymi aplikacjami, w tym listwą o ornamencie falistym i chrząstkowym, krucyfiksem, owalnym kartuszem epitafijnym, kartuszami herbowymi czy okrągłymi medalionami z przedstawieniami o tematyce symbolicznej. Widzimy też ornamenty roślinne i panoplia. Ważący ponad 600 kilogramów sarkofag posadowiono na 6 podporach w formie lwów z mitrami książęcymi na głowach. W narożnikach na lwach stoją pełnoplastyczne postaci aniołów, które obejmują miejsce spoczynku księcia.
Podczas gdy w Tychach trwało odnawianie sarkofagu, doczesnymi szczątkami księcia zajmował się dr hab. Henryk Głąb z Instytutu Zoologii i Badań Biomedycznych UJ. Z zapisków historycznych wiemy, że Sylwiusz zmarł nagle w wieku 42 lat. Już po otwarciu sarkofagu naukowcy stwierdzili, że materiał kostny zachował się źle, by nie powiedzieć fatalnie. Jest tylko sklepienie czaszki i dwa zęby [praktycznie nie ma części twarzowej i żuchwy]. Pozostałe części szkieletu są w kiepskiej formie. Na pierwszy rzut oka z tak zachowanego materiału kostnego nie da się pobrać kolagenu będącego podstawą do badań genetycznych. Ale będziemy próbować, mówił doktor Głąb.
Książę nie zdradził zbyt wielu tajemnic. Zauważono, że miał proste czoło, co widzimy też na jego portretach. Potwierdzono, że szczątki należą do mężczyzny, w wieku 40–50 lat. Jeden z zębów był bardzo zniszczony przez próchnicę. Do tego stopnia, że rozwinęła się torbiel korzeniowa. Zmiana była tak zaawansowane, że nie można wykluczyć, iż spowodowała ona wtórne ogniska zapalne w całym organizmie. Bakterie mogły wraz z krwioobiegiem wędrować z niej do serca, nerek czy mózgu.
Książę i sarkofag już są w Oleśnicy, a konserwatorzy zajmują się jeszcze ubiorem księcia. Elementy garderoby zachowały się w stosunkowo dobrym stanie. Dwuczęściowy ubiór uszyty został z jedwabnej, wzorzystej tkaniny. Książę miał na sobie kaftan [do pasa, zapinany z przodu na drobne guziczki]. Do tego [pludry], krótkie spodnie, sięgające do wysokości kolan. Mocno szerokie, w pasie obficie przymarszczone. Zwisając swobodnie, mogły przypominać spódnicę. Zdobione po bokach tasiemką, koronką, z przodu miały rozporek zapinany na guziki. Przy dolnej krawędzi nogawki zachowały się kokardy. Cały strój odpowiada ówczesnemu kanonowi mody zachodniej, charakterystycznej dla mężczyzny w pierwszej połowie XVII wieku, mówiła w kwietniu profesor Anna Drążkowska z Katedry Średniowiecza i Czasów Nowożytnych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Jednak bliższe przyjrzenie się ubiorowi pokazało, że nie zachował się tak dobrze, jak się wydawało. Tkaniny wydobywane z grobów często na pierwszy rzut oka wyglądają dobrze, ale później rozpadają się konserwatorom w rękach. Dlatego też profesor Drążkowska wciąż nie jest zadowolona z uzyskanych efektów. Zapowiada jednak, że za kilka miesięcy powinna ukończyć pracę nad strojem księcia, więc i jego będziemy mogli oglądać w Oleśnicy.
Sylwiusz Wirtemberski był ubrany w jedwabne pończochy; jedna zachowała się w lepszym stanie, a druga tylko fragmentarycznie. Dopełnieniem stroju była obwiązana wokół nogi wstążka z kokardą. Na stopy księcia włożono trzewiki na obcasie z prosto ściętymi noskami. Wiązało się je na kokardę znajdującą się na wysokości podbicia. Sięgające ramion włosy księcia podtrzymywał duży kościany grzebień. Pod głową zmarłego ułożono jedwabną czerwoną poduszkę. Eksperci znaleźli też modlitewnik z okładkami zdobionymi ażurowymi okuciami.
Prof. Drążkowska dodaje, że nie mamy do czynienia ze strojem przygotowanym specjalnie do trumny. Po pierwsze, był on dokładnie wykończony, po drugie - miał część zakrywającą plecy. Książę mógł go nosić na co dzień.
W działania na rzecz odnowienia sarkofagu zaangażowała się oleśnicka Fundacja Kachny. Ta założona w 2019 roku organizacja chce uczynić z Oleśnicy ważny punkt na turystycznej mapie Polski. Za cel stawia sobie edukację oraz promocję miasta. Jej patronką jest Krystyna Kachna Szydłowiecka, która przybyła do oleśnickiego zamku w czasach, gdy władzę nad miastem objęli książęta czescy. W 1536 roku wyszła za księcia Jana z dynastii Podiebradów, z jej posagu i spadku książę dokonał renesansowej przebudowy zamku.
Są w Polsce tacy, co czekają na złoty pociąg, a do nas lokomotywa już przyjechała, powiedział nam prezes Fundacji Kachny, Krzysztof Burzyński. A w podziemiach czekają kolejne skarby. Naukowcy są zachwyceni pozostałymi sarkofagami, szczególnie żony księcia. Jest on wykonany w podobnym stylu, co sarkofag Sylwiusza. Dlatego też i Fundacja Kachny, i eksperci, którzy pracowali nad sarkofagiem księcia, poszukują źródeł finansowania dalszych prac.
Na razie jednak, przynajmniej do Świąt Bożego Narodzenia, szanse na zwiedzanie bazyliki św. Jana i sarkofagu Sylwisza Nimroda mają tylko grupy zorganizowane. Możliwość ponownego zwiedzania, przynajmniej weekendowego, pojawi się zapewne po święcie Trzech Króli. Natomiast latem bazylika będzie otwarta codziennie.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W Bazylice Mniejszej pw. św. Jana Apostoła w Oleśnicy na Dolnym Śląsku odbyły się prace związane z eksploracją sarkofagu księcia Sylwiusza Nimroda z krypty Wirtembergów. Brał w nich udział multidyscyplinarny zespół. Okazało się, że tkaniny, w których pochowano księcia, zachowały się w niezłym stanie. Należy też podkreślić, że cynowy sarkofag jest uważany za arcydzieło sztuki sepulkralnej i zabytek klasy europejskiej.
Początek prac
Ubrani w ochronne kombinezony eksperci uchylili wieko krypty i po drabinie dostali się do jej wnętrza.
Po otwarciu sarkofagu stwierdzili, że materiał kostny zachował się źle, by nie powiedzieć fatalnie. Jak podkreślił dr hab. Henryk Głąb z Instytutu Zoologii i Badań Biomedycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, jest tylko sklepienie czaszki i dwa zęby [praktycznie nie ma części twarzowej i żuchwy]. Pozostałe części szkieletu są w kiepskiej formie. Na pierwszy rzut oka z tak zachowanego materiału kostnego nie da się pobrać kolagenu będącego podstawą do badań genetycznych. Ale będziemy próbować.
Szczegółowe badania miały się rozpocząć po Wielkanocy. Gdyby udało się stworzyć profil genetyczny, w przyszłości można by go wykorzystać do porównań.
Dr hab. Głąb dodał, że zły stan szkieletu nie pozwoli, niestety, zapewne odpowiedzieć na pytanie o przyczynę zgonu pierwszego księcia oleśnickiego z dynastii Wirtembergów. Zgodnie z przekazami historycznymi, 42-letni Sylwiusz Wirtemberski osłabł i po kilku dniach zmarł.
Wydaje się, że sarkofag został kiedyś otwarty, przez co do środka dostało się dużo wilgoci. Połamane były dolne nasady kości promieniowej i łokciowej po obu stronach [są to połamania świeże, doszło do nich, gdy szkielet był już zmacerowany]. Ktoś czegoś tam szukał i być może znalazł. Poza modlitewnikiem w środku nie było żadnych ozdób, z którymi książę mógł być pochowany. Być może ktoś sięgnął po biżuterię. I nie była ona raczej z brązu czy miedzi. Jeżeli już, to ze srebra bądź złota.
Zarówno strój, jak i szkielet znajdowały się w porządku anatomicznym.
Wyjątkowy strój męski
Analizą ubioru zajęła się prof. dr hab. Anna Drążkowska z Katedry Średniowiecza i Czasów Nowożytnych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Elementy garderoby zachowały się w stosunkowo dobrym stanie. Dwuczęściowy ubiór uszyty został z jedwabnej, wzorzystej tkaniny. Książę miał na sobie kaftan [do pasa, zapinany z przodu na drobne guziczki]. Do tego [pludry], krótkie spodnie, sięgające do wysokości kolan. Mocno szerokie, w pasie obficie przymarszczone. Zwisając swobodnie, mogły przypominać spódnicę. Zdobione po bokach tasiemką, koronką, z przodu miały rozporek zapinany na guziki. Przy dolnej krawędzi nogawki zachowały się kokardy. Cały strój odpowiada ówczesnemu kanonowi mody zachodniej, charakterystycznej dla mężczyzny w pierwszej połowie XVII wieku - powiedziała cytowana przez TVN24 ekspertka.
Sylwiusz Wirtemberski był ubrany w jedwabne pończochy; jedna zachowała się w lepszym stanie, a druga tylko fragmentarycznie. Dopełnieniem stroju była obwiązana wokół nogi wstążka z kokardą. Na stopy księcia włożono trzewiki na obcasie z prosto ściętymi noskami. Wiązało się je na kokardę znajdującą się na wysokości podbicia.
Prof. Drążkowska dodaje, że nie mamy do czynienia ze strojem przygotowanym specjalnie do trumny. Po pierwsze, był on dokładnie wykończony, po drugie - miał część zakrywającą plecy. Książę mógł go nosić na co dzień.
Specjalistka zapowiedziała, że strój, jakiego nie ma w polskich zbiorach muzealnych, zostanie poddany konserwacji w jej pracowni. Są fragmenty lepiej zachowane, ale są też takie, które przez lata przykryte ciałem, uległy większej degradacji. Ubytki, dziury, rozdarcia zostaną uzupełnione, tam, gdzie trzeba, tkanina zostanie zdublowana, odtworzony zostanie krój stroju, aby można było pokazywać go na manekinie.
Sięgające ramion włosy księcia podtrzymywał duży kościany grzebień. Pod głową zmarłego ułożono jedwabną czerwoną poduszkę. Eksperci znaleźli też modlitewnik z okładkami zdobionymi ażurowymi okuciami.
Renowacja sarkofagu
Sylwiusz Nimrod został pochowany w zdobnym, polichromowanym i złoconym sarkofagu ze stopu cyny z ołowiem. W przekroju poprzecznym jest on sześcioboczny, a podłużnym - trumienny (zwężający się w kierunku stóp). Ozdobiono go licznymi rzeźbionymi i płaskorzeźbionymi aplikacjami, w tym listwą o ornamencie falistym i chrząstkowym, krucyfiksem, owalnym kartuszem epitafijnym, kartuszami herbowymi czy okrągłymi medalionami z przedstawieniami o tematyce symbolicznej. Specjaliści wymieniają też ornamenty roślinne i panoplia.
Sarkofag posadowiono na 6 podporach w formie lwów z mitrami książęcymi na głowach. W narożnikach na lwach stoją pełnoplastyczne postaci aniołów.
Renowacją sarkofagu zajmie się istniejąca od 1993 r. A.T. Pracownia Konserwacji Zabytków z Tychów. Państwo Agnieszka i Tomasz Trzosowie szacują, że prace potrwają przynajmniej 6 miesięcy. Analiza pobranych próbek pozwoli dokładnie poznać stop sarkofagu. Trzeba także zbadać skład chemiczny powłok dekoracyjnych.
Jest to bardzo ciekawy egzemplarz, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju. Arcydzieło sztuki sepulkralnej. Pochodzi prawdopodobnie z któregoś z warsztatów śląskich. Na razie jest brudny, zanieczyszczony, pokryty grubą warstwą tlenków. Gdzieś w środku znajduje się jakaś sygnatura, gmerk, cecha, która pozwoli nam zidentyfikować twórców - wyjaśnia Tomasz Trzos.
Specjaliści planują: 1) zahamować procesy korozyjne, 2) przeprowadzić konserwację estetyczną i techniczną, 3) wzmocnić konstrukcję wewnętrzną, a także 4) uzupełnić i zrekonstruować warstwy dekoracyjne za pomocą technik pierwotnych. Po renowacji wraz ze szczątkami sarkofag wróci do Bazyliki; ma zostać wystawiony w mauzoleum.
Państwo Trzosowie od lat podejmują się konserwacji zabytkowych obiektów sztuki sepulkralnej, szczególnie sarkofagów i mają w tej dziedzinie spore doświadczenie. W tym miejscu warto podkreślić, że to w ich pracowni zostały odnowione sarkofagi królewskie z Wawelu. Prace trwały 3,5 roku. Dwudziestego piątego czerwca 2020 r. wyjechały ostatnie trzy: króla Augusta II Mocnego oraz królewicza Zygmunta Kazimierza i królewny Marii Anny Izabeli.
Pierwszy książę oleśnicki z dynastii Wirtembergów, założyciel Zakonu Trupiej Czaszki
Jak już wspominaliśmy Sylwiusz Nimrod był pierwszym księciem oleśnickim z dynastii Wirtembergów. Był synem księcia Juliusza i Anny Sabiny von Schleswig-Holstein-Sonderburg. W maju 1647 r. ożenił się z Elżbietą Marią, córką księcia oleśnickiego Karola Fryderyka Podiebradowicza. Karol zmarł parę tygodni po ślubie. Sylwiusz uzyskał od cesarza Ferdynanda III tytuł księcia oleśnickiego; jednocześnie zrzekł się swoich praw do tytułu księcia Wirtembergii-Weiltingen. To on odbudowywał księstwo po wojnie trzydziestoletniej.
Zostawszy księciem oleśnickim, Sylwiusz sprowadził diakona Jerzego Bocka, jednego z najlepszych pisarzy polsko-śląskich. Jego zadaniem było nauczenie księcia języka polskiego.
W 1652 roku Sylwiusz założył na swoich ziemiach Zakon Trupiej Czaszki. Był jego przeorem (wielkim mistrzem), a przeoryszą (wielką mistrzynią) została Sophia Magdalena, wdowa po księciu Karolu Fryderyku. Pierwsi członkowie zakonu to przede wszystkim urzędnicy książęcy i ich żony.
Członkowie zakonu mieli badać tajemnice Boga i natury i kontemplować nad celem życia. Po śmierci Sylwiusza zakon zakończył działalność (w 1709 r. wnuczka Sylwiusza Luise Elisabeth von Württemberg-Öls podjęła próbę kontynuacji Damskiego Zakonu Trupiej Czaszki; zakon upadł jednak po jej śmierci). Niewykluczone, że charakter grupy wpłynął na formę ikonograficzną sarkofagu.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Na podwodnych szczytach w centrum Oceanu Arktycznego, w jednym z najuboższych w składniki odżywcze regionów oceanów, odkryto wielkie kolonie gąbek. Wydaje się, że żywią się one... szczątkami wymarłej fauny. Współpracują przy tym z mikroorganizmami, dzięki którym mają dostęp do składników odżywczych. Niezwykłego odkrycia dokonali naukowcy z niemieckiego Instytutu Mikrobiologii Morskiej im. Maxa Plancka, Instytutu Alfreda Wegenera i międzynarodowy zespół naukowy współpracujący z nimi w ramach ekspedycji Polarstern. Poinformowali o nim na łamach Nature.
W regionie, gdzie dokonano niezwykłego odkrycia, znajduje się bardzo mało składników odżywczych. Ocean jest tutaj bez przerwy pokryty lodem, więc z powodu słabego dostępu do światła produktywność glonów jest niewielka, niewiele więc opada na dno. Mimo to na szczytach wygasłych wulkanów zauważono niespodziewanie bogaty ekosystem. Jest on zdominowany przez gąbki, które dorastają tutaj do imponujących rozmiarów. Ich średnica dochodzi nawet do 70 centymetrów.
Na szczytach wulkanicznych tworzących Grzbiet Langseth znaleźliśmy wielkie kolonie gąbek, jednak nie mieliśmy pojęcia, czym się one żywią, mówi Antje Boetius, główny naukowiec ekspedycji Polarstern. Naukowcy pobrali próbki i poddali je analizie. Wykazała ona, że gąbki żyją w symbiozie z mikroorganizmami, dzięki czemu mogą wykorzystywać starą materię organiczną. Dzięki temu żywią się pozostałościami wymarłych mieszkańców tych szczytów górskich, jak np. szczątkami robaków, wyjaśnia główna autorka badań Teresa Morganti.
Gąbki to jedne z najprostszych zwierząt. Odniosły wielki sukces ewolucyjny, spotykamy je zarówno na płytko położonych tropikalnych rafach koralowych, jak i w podbiegunowych głębinach. Wiele z nich żyje w symbiozie z mikroorganizmami, które zapewniają im zdrowie i dostęp do pożywienia. Mikroorganizmy te wytwarzają antybiotyki, rozkładają składniki odżywcze do form przyswajalnych przez gąbki czy rozkładają wydzieliny gąbek. Podobną symbiozę zaobserwowano w przypadku do rodzaju Geodia, który dominuje we właśnie odkrytych koloniach arktycznych.
Teresa Morganti we współpracy z Anną De Kluijver z Uniwersytetu w Utrechcie, przyjrzały się szczegółowo pobranym próbkom i stwierdziły, że przed tysiącami lat w badanym miejscu istniał bogaty ekosystem, dom dla wielu zwierząt. Teraz gąbki rozwijają się na szczątkach tego ekosystemu.
Mikroorganizmy mają tam idealne warunki do życia, z czego korzystają gąbki. Jednak nie jest to współpraca jednostronna. Gąbki działają tam jak inżynierowie ekosystemu. Wytwarzają one bowiem spikule (skleryty), twarde igłokształtne struktury, budujące ich szkielet i tworzące rodzaj mat, po których gąbki się przemieszczają. Maty takie ułatwiają gromadzenie się materiału biologicznego.
Grzbiet Langseth to pasmo górskie znajdujące się niedaleko Bieguna Północnego. Wody powyżej są bez przerwy pokryte lodem. A mimo to biomasa występujących tam gąbek jest porównywalna z biomasą gąbek w płytszych wodach o znacznie lepszym dopływie składników odżywczych. To unikatowy ekosystem. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś takiego na szczytach górskich w środkowej części Oceanu Arktycznego. Na badanym obszarze pierwotna produkcja wód znajdujących się powyżej zapewnia mniej niż 1% zapotrzebowania gąbek na węgiel. Dlatego też ten ogród gąbek może być zjawiskiem przejściowym. Jednak to bogaty ekosystem, w skład którego wchodzą też koralowce, mówi Antje Boetium.
Arktyka należy do obszarów najbardziej dotkniętych skutkami globalnego ocieplenia. A ostatnie odkrycie pokazuje, jak mało wiemy o tym obszarze i jego unikatowym ekosystemie, który może ulec zniszczeniu, zanim go poznamy.
Przypomnijmy, że niedawno podobnie zdumiewającego odkrycia dokonano po przeciwnej stronie kuli ziemskiej, gdy pod lodami Antarktyki odkryto największy na świecie obszar rozrodu ryb.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.