Zaloguj się, aby obserwować tę zawartość
Obserwujący
0
Naukowcy rozpoczęli pierwszą w dziejach sekcję najrzadszego i najsłabiej poznanego wieloryba
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Nauki przyrodnicze
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Michael Packard, zawodowy poławiacz homarów, znajdował się około 14 metrów pod wodą, gdy nagle poczuł uderzenie, wokół zapadła ciemność i poczuł, że się przemieszcza. Pięćdziesięciosześciolatek sądził, że został zaatakowany przez jednego z rekinów, które powszechnie występują w pobliżu Cape Cod w stanie Massachusetts. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że nie czuje ani ugryzienia, ani bólu.
Wtedy zdał sobie sprawę, że znalazł się w paszczy wieloryba. Mężczyzna ocenia, że był współczesnym Jonaszem przez około 30 sekund. Nagle waleń wypłynął na powierzchnię wystawił głowę i zaczął nią potrząsać, wyrzuciło mnie w powietrze i wylądowałem w wodzie, mówił po wyjściu ze szpitala. Packarda z wody wyciągnął kolega, Josiah Mayo, z którym łowili homary.
Charles Mayo, ojciec Josiaha, ekspert ds. waleni w Center for Coastal Studies mówi, że tego typu wydarzenia są bardzo rzadkie. Humbaki, bo to właśnie z tym gatunkiem Packard miał bliskie spotkanie, nie są agresywne. Zwierzę najprawdopodobniej polowało właśnie na ryby, gdy na drodze jego otwartej paszczy znalazł się nurek.
Jooke Robins, również z Center for Coastal Studies, dodaje, że odżywiające się humbaki otwierają paszczę i przemieszczają się szybko, starając się wchłonąć jak najwięcej pożywienia. W tym czasie mogą nie widzieć wszystkiego, co mają przed sobą. Myślę, że dla zwierzęcia to było również zaskakujące zdarzenie, dodaje.
Zdaniem Robbins Packardowi nie groziło połknięcie. Humbaki nie mają wystarczająco dużego przełyku, by mógł przezeń przejść dorosły człowiek. Nie oznacza to jednak, że był całkowicie bezpieczny. Gdyby wstrzymał oddech w momencie, gdy humbak go wypluł na powierzchni, mogłoby dojść do zatoru. Musiał zachować zimną krew. Żeby wyjść cało z takiej sytuacji trzeba być profesjonalistą. Przeżył, bo jest mądry, twardy i ma szczęście.
Ani Mayo, ani Robbins nigdy wcześniej nie słyszeli o przypadku, by człowiek znalazł się w paszczy humbaka.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy współpracujący z Sea Shepherd Conservation Society sądzą, że w listopadzie natknęli się w meksykańskich wodach na 3 osobniki należące do nieznanego gatunku wali dziobogłowych. Jeśli uda się to potwierdzić, będziemy mieli do czynienia z ważnym odkryciem.
Zespół płynący na statku Martin Sheen natknął się na te 3 okazy rankiem 17 listopada. Miało to miejsce ok. 160 km na północ od San Benito Islands.
Zwierzęta te wynurzyły się na powierzchnię tuż przy statku. To było fenomenalne spotkanie. Rzadko widuje się wale dziobogłowe, a odkrycie przyjaznej ich grupy jest jeszcze rzadszym zjawiskiem - opowiada Jay Barlow z Instytutu Oceanografii Scrippsów.
W ekspedycji brali udział eksperci od wali dziobogłowych: dr Gustavo Cárdenas Hinojosa z Grupy Badań Ssaków Morskich CONANP (Comisión Nacional de Áreas Naturales Protegidas), wspomniany wcześniej dr Barlow oraz dr Elizabeth Henderson , liderka Whale Acoustic Reconnaissance Program NIWC PAC (Naval information Warfare Center Pacific). Wspierał ich Wydział Naukowy organizacji Sea Shepherd. Celem misji było badanie waleni występujących w wodach otaczających San Benito Islands. Naukowcy chcieli wskazać gatunek z rodziny zyfiowatych, związany z niezidentyfikowanym sygnałem akustycznym nagranym wcześniej w tym regionie.
Uczeni zrobili zdjęcia i nagrali materiał wideo. Posłużyli się też hydrofonem, by nagrać sygnały akustyczne. Eksperci od zyfiowatych są przekonani, że dowody fotograficzne i akustyczne wskazują na obecność nieznanego gatunku wala dziobogłowego.
Obecnie ekipa czeka na wyniki analizy DNA z próbek wody (w wodzie mogą się znajdować komórki skóry zwierząt).
Widzieliśmy coś nowego, [...] co nie pasowało ani wzrokowo, ani akustycznie do czegokolwiek znanego. Mam ciarki, gdy pomyślę, że mogliśmy dokonać rzeczy dla wielu niemożliwej - odkrycia dużego ssaka nieznanego nauce - podkreśla Barlow.
Jak tłumaczą naukowcy, wale dziobogłowe emitują sygnały echolokacyjne. Są one unikatowe dla gatunku i na ich podstawie można sprawdzać, które z nich występują w danym regionie.
W 2018 r. w wodach na północ od San Benito Islands uczeni nagrali nieznany sygnał. Sygnał, znany jako BW43, wykryto wcześniej u wybrzeży Kalifornii. Specjaliści podejrzewali, że może to być odgłos Mesoplodon perrini; warto dodać, że nie ma potwierdzonych obserwacji M. perrini, nie wiadomo też, jaka jest wielkość populacji czy zasięg gatunku.
Zwierzę udokumentowane na ostatniej wyprawie jest walem dziobogłowym, ale nie jest to M. perrini ani żaden inny znany gatunek. Sygnał akustyczny emitowany przez te zwierzęta to nie BW43. Nie jest to również inny sygnał znany nauce.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W bieżącym roku islandzka flota nie zabije żadnego wieloryba. Dwie największe islandzkie firmy odwołały tegoroczny sezon polowań. Firma IP-Utgerd, która specjalizuje się w polowaniach na płetwale karłowate, oznajmiła, że w ogóle ma zamiar zaprzestać działalności na tym rynku. Z kolei największa islandzka firma, Hvalur hf, która wyspecjalizowała się w zabijaniu płetwali zwyczajnych, odwołała polowania już drugi rok z rzędu. Od 2003 roku, kiedy to po przerwie Islandczycy znowu zaczęli polować na wieloryby, zabili co najmniej 1500 tych zwierząt.
Decyzja o niewypływaniu na polowania ma podłoże ekonomiczne, a nie wynika ze zmiany stosunku do zwierząt. Kristjan Loftsson, dyrektor wykonawczy Hvalur hf powiedział, że jego firmie trudno jest konkurować z japońskimi wielorybnikami, którzy są dotowani przez rząd. Dodatkowy problem stanowi epidemia COVID-19. Z kolei Gunnar Bergmann Jonsson, dyrektor IP-Utgerd mówi, że rozszerzenie przybrzeżnej strefy zakazu połowów spowodowało, że biznes stał się nieopłacalny. Nigdy więcej nie wypłynę na wieloryby. Kończę z tym na dobre, powiedział przed kilkoma dniami.
Islandia jest – obok Norwegii i Japonii – jednym z niewielu krajów, które omijają moratorium na komercyjne połowy Międzynarodowej Komisji Wielorybnictwa twierdząc, że polują na wieloryby dla celów naukowych.
Polowaniu na wieloryby sprzeciwia się wiele osób, państw i organizacji. Mimo tego, że płetwale karłowate nie są zagrożone, polowanie na nie jest zakazane i wywołuje liczne kontrowersje. Jeszcze bardziej kontrowersyjne jest zabijanie drugich największych zwierząt na ziemi, płetwali zwyczajnych, które osiągają długość do 27 metrów.
W 2018 roku Hvalur hf byał oskarżana o zabicie 109 płetwali zwyczajnych, w tym 14 ciężarnych samic, oraz 2 rzadkich hybryd płetwala zwyczajnego i płetwala błękitnego. Organizacja Sea Shepherd sfilmowała, jak ciało jednego z rzadkich wielorybów zostało dostarczone do stacji wielorybniczej. Wydarzenie to dowiodło, że wielorybnicy nie zawsze potrafią rozpoznać gatunek, który zabijają. W reakcji na krytykę Loftsson oskarżył obrońców środowiska o manipulacje i stwierdził, że ma prawo zabić 161 wielorybów, a nie – jak zaplanował – 150.
Obrońcy środowiska mają nadzieję, że flota Islandii w końcu przestanie zabijać wieloryby.
Wierzę, że przyszedł kres działalności największego na świecie zabójcy wielorybów, Kristjana Loftssona i jego firmy Hvalur hf. Najwyższy czas, by Loftsson odwiesił swoje harpuny, a Islandia została krajem, który zajmuje się etycznym obserwowaniem wielorybów, a nie ich zabijaniem, mówi Rob Read z organizacji Sea Shepherd, która walczy o środowisko morskie.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Kilkanaście gatunków małych wielorybów i delfinów jest zagrożonych wyginięciem, a wszystko przez współczesne sieci rybackie, które zabijają rocznie setki tysięcy zwierząt. Takie informacje przynosi najnowszy numer Endangered Species Research.
Niewielkie walenie, jak vaquita czy baiji, żyły obok ludzi przez tysiące lat. Jednak po II wojnie światowej zostały dotknięte przekleństwem plastiku – rybacy na całym świecie zaczęli wymieniać sieci z włókien naturalnych – jak bawełna czy konopie – na bardziej trwałe sieci z tworzyw sztucznych. Sieci skrzelowe nie wymagają użycia kosztownego sprzętu czy dużych łodzi, przez co są szczególnie atrakcyjne dla rybaków łowiących na małą skalę. Jednak przez to giną walenie, inne ssaki morskie i żółwie, które nie są w stanie przegryźć takich sieci, gdy się w nie złapią. Mogły zaś uwolnić się z sieci z włókien naturalnych.
Naukowcy i obrońcy środowiska od 30 lat próbują opracować nowy typ sieci, z których ssaki czy żółwie mogłyby uciec lub ich uniknąć. Dotychczas się to nie udało. Podobnie jak nie udało się przekonać rządów poszczególnych państw, by zakazały i wyegzekwowały zakaz stosowania sieci skrzelowych. W międzyczasie zaś zagłada grozi kolejnym gatunkom.
Powszechny niegdyś w chińskich rzekach niewielki delfin baiji niemal z pewnością wyginął, donoszą autorzy najnowszego opracowania. Na skraju zagłady jest też morświn kalifornijski, którego pozostało kilkanaście osobników. Dla krytycznie zagrożonego garbogrzbieta atlantyckiego prognozy długoterminowe są bardzo złe. Niebezpieczeństwo wisi też nad niewielkim delfinem Maui, którego liczebność wynosi około 60 osobników. Specjaliści obawiają się również o przetrwanie garbogrzbieta chińskiego, morświnka bezpłetwego z rzeki Jangcy, trzech gatunków azjatyckich delfinów rzecznych oraz bałtyckiej populacji morświna zwyczajnego.
Dla każdego z wymienionych gatunków największym zagrożeniem jest stosowanie sieci skrzelowych z tworzyw sztucznych.
Robin Bird, biolog morski i ekspert od waleni z Cascadia Research Collective mówi, że wiele z tych gatunków wyginie, jeśli ludzie nie przestaną stosować takich sieci. Uczony pesymistycznie zapatruje się na przyszłość. Ocalenie tych gatunków wymagałoby bowiem podjęcia odważnych niepopularnych decyzji o ustanowieniu obszarów ścisłej ochrony, gdzie nie wolno byłoby poławiać ryb. Współcześni politycy boją się zaś podejmowania decyzji, które mogą odebrać im poparcie części wyborców.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Przed dwoma tygodniami informowaliśmy, że Japonia wycofa się z Międzynarodowej Komisji Wielorybnictwa (IWC) i otwarcie rozpocznie komercyjne połowy wielorybów. Decyzja ta spotkała się z ostrą krytyką z wielu stron, jednak niektórzy obrońcy przyrody mówią, że tak naprawdę jest ona korzystna dla populacji wielorybów.
Justin Cooke, specjalista od oceny populacji zwierząt morskich w Centrum badań nad zarządzaniem ekosystemem w Emmendingen w Niemczech mówi, że najważniejszą wiadomością jest to, iż Japonia zapowiedziała zakończenie połowów wielorybów na wodach międzynarodowych pod pretekstem prowadzenia badań naukowych. A biorąc pod uwagę spadający popyt na wielorybie mięso Cooke uważa, że jest mało prawdopodobne, by Japonia zabijała na swoich wodach tyle wielorybów, co obecnie na wodach międzynarodowych. Z opinią taką zgadza się Patrick Ramage, specjalista od wielorybów pracujący w International Fund for Animal Welfare w USA. To dobra wiadomość dla wielorybów, mówi i dodaje, że po wystąpieniu Japonii z IWC organizacja ta będzie mogła skupić się na innych rzeczach niż na próbach wymuszenia na Kraju Kwitnącej Wiśni by zaprzestał komercyjnych de facto polowań na wieloryby.
Od czasu wprowadzenia w 1986 roku przez IWC moratorium na komercyjne połowy wielorybów Japonia starała się uchylić tę decyzję. Jednocześnie, pod pretekstem badań naukowych, jej flota zabijała wieloryby, których mięso trafiało do konsumentów. W 2014 roku Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, na wniosek Australii, nakazał Japonii zaprzestanie badań naukowych nad wielorybami w Antarktyce. Japonia przez rok ich nie prowadziła, a następnie znowu zaczęła polować na antarktyczne wieloryby twierdząc, że robi to w ramach nowego programu, zgodnego z wyrokiem sądu.
We wrześniu 2018 roku, podczas obywającego się co dwa lata spotkania IWC Japonia zaproponowała nowy plan rozpoczęcia komercyjnych połowów, twierdząc, że nie będą one zagrażały populacji. IWC uznaje, że obecna populacja płetwali antarktycznych, na które głównie poluje Japonia, wynosi kilkaset tysięcy sztuk i nie jest ona zagrożona. Jednak zakaz polowań na wieloryby od dawna nie ma już wyłącznie aspektu ekologicznego, ale przede wszystkim etyczny. Zabijane wieloryby umierają w bolesnych długotrwałych męczarniach. Wniosek Japonii został więc przez IWC odrzucony, a jakby tego było mało organizacja stwierdziła, że jej celem jest odrodzenie populacji wielorybów do poziomu sprzed masowych polowań oraz potwierdziła moratorium na polowania komercyjne. Tego było dla Tokio zbyt wiele i Japonia zapowiedziała wystąpienie z IWC.
W tej sytuacji nie wiadomo na przykład, co stanie się z japońskim Instytutem Badań nad Waleniami, który był formalnie instytucją prowadzącą dotychczasowe polowania na wieloryby. Skoro Japonia nie będzie już musiała udawać, że poluje dla celów naukowych prawdopodobnie Instytut znacznie ograniczy swoją działalność i stanie się rzeczywiście organizacją naukową.
Japonia, jak wspomnieliśmy, zakończyła swój rzekomy program naukowy i zapowiedziała koniec polowań w Arktyce. Jej flota będzie zabijała wieloryby na własnych wodach przybrzeżnych oraz w 320-kilometrowej wyłącznej strefie ekonomicznej wokół nich. Nie wiadomo, jak takie działania odbiją się na populacji wielorybów. Populacja płetwala karłowatego, który zamieszkuje półkulę północną, nie jest zagrożona. Jednak w wodach wokół Japonii i Korei żyje prawdopodobonie unikatowa niezwykła populacja zwana J-stock, która rozmnaża się latem, a nie zimą jak pozostałe wieloryby.
Obecnie na wodach wokół Japonii zabijanych jest około 100 płetwali karłowatych. Teraz, w związku z zapowiadanymi przez Tokio zmianami, ich liczba może wzrosnąć. Władze Japonii zapewniły, że połowy będą ograniczone, by uniknąć negatywnego wpływu na zasoby waleni, jednak nie podały żadnych szczegółów.
Cooke i inni, którzy uważają, że tak naprawdę decyzja Japonii przyniesie więcej korzyści niż szkody, mówią, że to siły rynkowe spowodują pozytywne zmiany. Zmieniają się zamiłowania japońskich konsumentów i rośnie wśród nich świadomość ekologiczna. Jeszcze w roku 1965 w Japonii sprzedano 203 000 ton mięsa wielorybów. W 2015 było to zaledwie 4000 ton. Trzy największe japońskie przedsiębiorstwa połowowe nie wydają się zainteresowane polowaniami na wieloryby. Cooke podejrzewa, że japońskie wielorybnictwo czeka los norweskiego, gdzie sponsorowane przez rząd niszowe operacje dostarczają żywności na niszowy rynek przy ciągłym spadku zainteresowania ze strony konsumentów i spadku zainteresowania polowaniami na wieloryby ze strony rybaków.
Wystąpienie Japonii z IWC będzie miało i tę dobrą stronę, że organizacja będzie mogła więcej czasu przeznaczyć teraz na inne kwestie związane z odrodzeniem populacji wielorybów, takie jak np. kolizje ze statkami czy utrata habitatów, a nie na walce z Japonią o jej rzekomy program naukowych połowów.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.