czernm20 1 Napisano 11 lipca Cześć, mam doświadczenia jako osoba, której podawano Adriamicyne oraz Metrotreksat w wieku 10 lat. Zastanawia mnie przyczyna powstawania nowotworów oraz efekt nocebo (opisany np. przez Jacka Londona jako wola życia). Wydaje się, że ciało związane jest logosem biologicznym z umysłem. Jeżeli organizm często kontempluje energie oraz myśli o tym, że ma nowotwór lub zechce w pewnym momencie mieć nowotwór to organizm może wytworzyć taki kompleks okoliczności, aby ten nowotwór zainstniał. Jest też odwrotnie; efekt placebo w jednym opisanym medialnie przypadku spowodował całkowitą reemisje nowotworu złośliwego po podaniu placebo: jednakże po obejrzeniu reklamy, że dany lek jest nieskuteczny ten pacjent znowu zachorował. Przyczyną wad genetycznych może być schopenhauerowska wola, plotyńska jednia bądź ich staropolski odpowiednik a mianowicie jednanie. Nie popadając w skrajny solilsyzm, jako zarzucał lekarz Georgowi Berkeleyowi gdy ten podawał mu "idee leków" o których <mówiąc żartem> wedle anegdoty wystarczy pomyśleć aby wyleczyły np. z gruźlicy, warto przytoczyć problematykę leków homeopatycznych. Chemioterapia ta polega na zmianie metabolizmu i szlaków biorących udział w syntezie DNA, a w tym brały udział inhibitory kwasu foliowego. Skutkuje to wypadaniem włosów, skrajnym narażeniem na infekcje oraz możliwością mechanicznego usunięcia guza. Jest tak, że operacja mogłaby spowodować przerzuty guza bez podania chemioterapii a proces leczenia jest bardzo kosztowny. Pamiętam, że określone sytuacje nasiliły u mnie to, co później zmieniło się w nowotwór kości: myślenie o spalinach samochodu, które wchłaniam w nogę, o zepsuciu tegoż auta na rzecz ofiary, o pomocy i nieostroźnie tak myśląc wyobrażaniu sobie tego bez antycypacji jakichkolwiek konsekwencji. Późniejszy w następnym roku upadek na schodach, dostawanie nieprzerwanie piłką w to miejsce, gdzie później pojawił się guz na lekcji WFu. Bezradność i atak ze strony rówieśników. Nomen omen, jeden miał na imię Adrian. Co więc dalej, jak wyleczyć pacjenta? W trakcie procesu leczenia raz nawet miałem podawane od znachora olej z cytryną, czy skrzyp polny. Lekarz skarcił za to rodziców, ale nie widziała problemu w tym, że młodzi księża przychodzili na oddział chemioterapii. Np. dając pograć w gry strategiczne java, na telefonie. Towarzyszyła mi koncentracja, dobra wiara w wynik leczenia, przeświadczenie że wszystko się uda, zaufanie do lekarzy, wsparcie lokalnej społeczności. Czy więc nie jest tak, zakładając jakiś rodzaj sjentyzmu, że to wola (chcenie czegoś, motyw) stanowi podstawę dla poprawnego procesu leczenia? Tak jest, zapewne. A skoro tak, to i samo to, że myślimy o jakiś adaptacjach genetycznych sprawia, że takie mogą wystąpić. Jednakże jeśli nie są one przemyślane to mogą stanowić dla organizmu balast (chce, bo chce). Zainspirowała mnie do tego postu książka pt. "Ewolucja piękna". Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
l_smolinski 29 Napisano 12 lipca Temat może wyglądać zgoła inaczej. Aczkolwiek ja tu nie mam zadania. Jest na przykład takie coś jak ewolucja kości klinowej. Okazuje się, że zgodnie z pewną koncepcją skoki w ewolucji do homo sapiens są zaprogramowane genetycznie - ktoś już chyba o tym pisał na KW. Więc ogólnie przyczyną wad genetycznych może być zupełnie coś innego - po prostu tak zaprogramowany/zaprojektowany jest nasz genom. To co nazywasz wadą genetyczną może jest skokiem ewolucyjnym 1 Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach
czernm20 1 Napisano 14 lipca Zaprojektowany przez kogo, przez nas samych? A z tą kością, masz na myśli fabellum? Nigdy nie miałem fabellum, ale już mam. Nie wiem jak to możliwe. Rozważając te tematykę przychodzi mi na myśl wola życia. Widziałem jak dziewczyny pozbawione nadziei umierały z przerzutami. To przykre. Udostępnij tę odpowiedź Odnośnik do odpowiedzi Udostępnij na innych stronach