Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Lit: złoto przyszłości. Globalny wyścig o dominację w produkcji baterii i zwycięstwo w nowej rewolucji energetycznej

Rekomendowane odpowiedzi

Nigdy dotąd nie inwestowano tak dużo pieniędzy i talentu w baterie, kończy swoją książkę Łukasz Bednarski. Jak sam twierdzi, stworzył publikację niszową. I nawet jeśli ma rację, to jego książkę czyta się lepiej, niż niejeden tytuł kierowany do szerokiego odbiorcy.

"Lit: złoto przyszłości" to fascynująca opowieść o ludziach, przedsiębiorstwach i państwach biorących udział w toczącej się na naszych oczach rewolucji technologicznej, gospodarczej i politycznej. Ale przede wszystkim to opowieść o pierwiastku, który jest dla XXI wieku tym, czym dla wieku XX była ropa naftowa. Ci, którzy posiadają złoża litu i ci, którzy potrafią z nich skorzystać, mogą już wkrótce decydować o przyszłości świata.

Autor jest analitykiem rynku, ale nie znajdziemy tutaj niezrozumiałego branżowego żargonu, wykresów, wzorów i tabelek. Dostajemy opowieść, w której przewijają się i historia polityczno-gospodarcza prowincji Sinciang, i szara eminencja chilijskiego sektora litowego, czytamy o olbrzymim potencjale drzemiącym w górnictwie miejskim i „Arabii Saudyjskiej litu” – Boliwii, dowiemy się też, że rewolucję elektromobilności chciał rozpocząć już Mao Zedong.

Bednarski w jasny sposób tłumaczy jak zbudowany jest i jak działa akumulator litowo-jonowy, a skomplikowane procesy gospodarcze i polityczne wyjaśnia tak, że ani przez moment nie czujemy się zagubieni czy znudzeni. Książka pozwala zrozumieć, dlaczego lit jest tak ważny, jakie szanse i perspektywy przed nami otwiera, ale również, z jakimi zagrożeniami i konfliktami wiąże się jego wydobycie, jakie trudności trzeba pokonać, by rynek akumulatorów litowych mógł się w pełni rozwinąć. O ile na przeszkodzie nie staną alternatywne pierwiastki, jak magnez czy wodór.

Muszę przyznać, że szerokim łukiem omijam książki z dziedziny analiz rynkowych. Ta jest tak świetnie napisana, że chętnie przeczytam więcej. Najchętniej tego samego autora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Cóż to jest za książka! Zupełnie inna niż się wydaje. Bo gdy widzimy, że „matematyk odkrywa tajemnice najznamienitszych gier”, od razu wydaje nam się, że książka będzie pełna wzorów, wariantów rozgrywek. Wydaje się, że autor zaprezentuje zwycięskie strategie. Ale nic z tego.
      Tytuł wydanej przez PWN W 80 gier dookoła świata. Matematyk odkrywa tajemnice najznamienitszych gier wyraźnie nawiązuje do podróżny Fileasa Fogga z powieści Juliusza Verne'a. I słusznie, bo jej autor – Marcus Du Sautoy, profesor matematyki z Oksfordu, który w 2008 roku objął po Richardzie Dawkinsie katedrę Simonyi Professorship for the Public Understanding of Science – zabiera nas w fascynującą podróż po świecie. Nie jest to jednak podróż matematyczna, matematyki w książce jest niewiele. To podróż bardziej kulturoznawcza, historyczna i... osobista.
      W 80 rozdziałach autor opowiada o najróżniejszych grach, od tych powszechnie znanych, jak szachy, go, Prince of Persia, Tetris czy Dungeons & Dragons, po karty hanafuda, zakazane gry Buddy, czy sapo. Wiele z nich miał okazję poznać podczas podróży po całym świecie. Opowiada o swoim udziale w odbywających się w USA zawodach Rock Paper Scissors League Championship, gdzie można spotkać oryginałów co tydzień biorących udział w rozgrywkach, wspomina, jak podczas podróży służbowej do Japonii poznał miejscowego profesora matematyki, który pokazał mu niezwykłe karty hanafuda, o jakich Du Sautoy – kolekcjoner kart do gry – wcześniej nie słyszał. Nota bene, od kart tych rozpoczęła się historia Nintendo.
      Autor nie szczędzi nam też rodzinnych wspomnień. Na przykład o tym, jak bardzo czekał jako 18-latek na planszówkę Dungeons & Dragons, której rodzinne rozgrywki nie przetrwały Bożego Narodzenia po tym, jak rodzice... brutalnie zamordowali śpiącego goblina. Gra trafiła na półkę i nigdy rodzinnie do niej nie wrócili. Natomiast do jej online'owej wersji wróciła jego matka, która w wieku ponad 80 lat mogła wcielać się w postać wielkiej wojowniczki i została kluczową członkinią klanu, w skład którego wchodzili – jak się okazało – członkowie meksykańskiego kartelu narkotykowego z Chicago. W ten sposób Du Sautoy pokazuje, w jaki sposób gry wpływają na nas, naszą psychikę, relację z innymi ludźmi i jak mogą łączyć bardzo różne osoby, które poza światem gier nigdy by się nie spotkały.
      Matematyk Du Sautoy napisał świetną humanistyczną powieść podróżniczą, podczas której zgłębiamy historię i kulturę z nieodzownymi elementami matematyki, a całość okraszona jest wspaniałymi anegdotami z życia autora i innych fascynujących osób. To wspaniała wakacyjna lektura dla każdego, niezależnie od tego, czy interesują nas gry, historia, matematyka, kultura czy podróże.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Chrysopoeia to używany przez alchemików termin na transmutację (przemianę) ołowiu w złoto. Alchemicy zauważyli, że tani i powszechnie występujący ołów ma podobną gęstość do złota i na tej podstawie próbowali opracować metodę zamiany jednego materiału w drugi. Po wielu wiekach badań i rozwoju nauki ludzkość dowiedziała się, że ołów i złoto to różne pierwiastki i metodami chemicznymi nie uda się zamienić jednego w drugi.
      Dopiero na początku XX wieku okazało się, że pierwiastki mogą zmieniać się w inne, na przykład drogą rozpadu radioaktywnego, fuzji jądrowej czy też można tego dokonać bombardując je protonami lub neutronami. W ten sposób dokonywano już w przeszłości zamiany ołowiu w złoto.
      Teraz w eksperymencie ALICE w Wielkim Zderzaczu Hadronów zarejestrowany nowy mechanizm transmutacji ołowiu w złoto. Doszło do niej podczas bardzo bliskiego minięcia się atomów ołowiu. W LHC naukowcy zderzają ze sobą jądra ołowiu, uzyskując plazmę kwarkowo-gluonową. Jednak interesują ich nie tylko bezpośrednie zderzenia jąder atomowych. Z punktu widzenia fizyki niezwykle ciekawe są też sytuacje, gdy do zderzeń nie dochodzi, ale jądra mijają się w niewielkiej odległości. Intensywne pola elektromagnetyczne otaczające jądra mogą prowadzić do interakcji, które są przedmiotem badań.
      Ołów, dzięki swoim 82 protonom, ma wyjątkowo silne pole elektromagnetyczne. Co więcej w Wielkim Zderzaczu Hadronów jądra ołowiu rozpędzane są do 99.999993% prędkości światła, co powoduje, że linie ich pola elektromagnetycznego zostają ściśnięte, przypominając naleśnik. Układają się poprzecznie do kierunku ruchu, emitując krótkie impulsy fotonów. Często dochodzi wówczas do dysocjacji elektromagnetycznej, gdy wskutek interakcji z fotonem w jądrze zachodzi oscylacja, w wyniku której wyrzucane są z niego protony lub neutrony. By w ten sposób ołów zmienił się w złoto (które posiada 79 protonów), jądro ołowiu musi utracić 3 protony.
      To niezwykłe, że nasz detektor jest stanie analizować zderzenia, w których powstają tysiące cząstek, a jednocześnie jest tak czuły, że wykrywa procesy, w ramach których pojawia się zaledwie kilka cząstek. Dzięki temu możemy badać elektromagnetyczną transmutację jądrową, mówi rzecznik prasowy eksperymentu ALICE, Marco Van Leeuwen.
      Uczeni wykorzystywali kalorymetry do pomiarów interakcji fotonów z jądrami, w wyniku których dochodziło do emisji 0, 1, 2 lub 3 protonów z towarzyszącym co najmniej 1 neutronem. W ten sposób jądra ołowiu albo pozostawały jądrami ołowiu, albo zamieniały się w tal, rtęć lub złoto.
      Złoto powstawało rzadziej niż tal czy rtęć. Maksymalne tempo jego wytwarzania wynosiło około 89 000 jąder złota na sekundę. Analiza danych z ALICE wykazała, że w całym LHC w latach 2015–2018 powstało 86 miliardów atomów złota. Współcześni fizycy są więc bardziej skuteczni niż alchemicy. Podobnie jednak jak oni, nie obsypią swoich władców złotem. Te 86 miliardów atomów to zaledwie 29 pikogramów (2,9x10-11 grama).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do Muzeum Czech Wschodnich w Hradcu Kralove zgłosili się dwaj turyści, którzy przynieśli... kilka kilogramów złota. Złote monety, bransolety, tabakiery, pudernica, grzebień i klucz na łańcuszku zostały znalezione w bardzo nietypowym skarbie. Zwykle złote skarby zakopane w ziemi pochodzą sprzed wieków lub tysiącleci. Nasi turyści odkryli złoto porastającym lasem byłym polu uprawnym, gdy zauważyli wystającą z ziemi aluminiową skrzynkę.
      Po otwarciu skrzynki okazało się, że wewnątrz jest 598 złotych monet zorganizowanych w 11 kolumn owiniętych czarnym materiałem. Metr obok leżała zaś żelazna skrzynka z wykonanymi z żółtego metalu 16 tabakierami, 10 bransoletami, torbą z metalowej plecionki, grzebieniem, łańcuszkiem z kluczem i pudernicy. Monety ważą niemal 4 kilogramy i są złote. Obecnie naukowcy badają materiał, z którego wykonano pozostałe przedmioty. To niezbędne, by opracować metodę ich konserwacji.
      Skarb jest nietypowy nie tylko dlatego, że nie jest zbyt stary, na co wskazuje chociażby aluminiowa skrzynka. Niezwykły jest też jego skład. Monety zostały wybite w latach 1808–1915, jednak rok 1915 nie jest tym, który wskazuje na datę ukrycia złota. Na niektórych monetach znaleziono bowiem kontrmarki wskazujące, że zostały one wybite w latach 20. i 30. XX wieku na terenie byłej Jugosławii. Jakby jeszcze tajemnic było mało, w skarbie znajdują się głównie monety francuskie, są też austro-węgierskie, belgijskie i ottomańskie. Natomiast brak w skarbie monet niemieckich czy czechosłowackich.
      Sama wartość złota ze skarbu wynosi co najmniej 7,5 miliona koron. Zgodnie z czeskim prawem, znalazcy należy się nagroda szacowana albo na podstawie wartości metalu szlachetnego lub innego cennego materiału, albo na podstawie wartości historycznej znaleziska. W przypadku szacunku po cenie materiału, znalazca może otrzymać do 100% jego wartości. W pozostałych przypadkach jest to do 10% wartości historycznej oszacowanej przez eksperta.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wydawana przez PWN seria „Wspaniałe eksperymenty dla dzieci” to świetna pozycja dla każdego dziecka i rodzica, który chce zainspirować swoje potomstwo. W każdym tomie znajdziemy po kilkadziesiąt eksperymentów.
      Zainspiruj swoje dziecko do odkrywania nauki poprzez fascynujące eksperymenty, które bawią i uczą jednocześnie! Seria „Wspaniałe eksperymenty dla dzieci” to doskonały wybór dla małych odkrywców i ich rodzin. Każda książka oferuje wyjątkowe doświadczenia naukowe, które wprowadzają w świat biologii, fizyki i kulinariów, zgodnie z ideą STEAM – łączenia nauki, technologii, inżynierii, sztuki i matematyki.
      Nowe tytuły w serii:
      Ciało człowieka (autor: Orlena Kerek)
      40 eksperymentów, które pomagają zrozumieć funkcjonowanie ludzkiego ciała i układów fizjologicznych.
      Książka rozwija wiedzę o anatomii i zdrowiu poprzez zabawę, umożliwiając dzieciom poznanie swojego organizmu w praktyczny sposób.
      Kuchnia (autor: Megan Olivia Hall)
      50 smacznych doświadczeń naukowych, które łączą gotowanie z odkrywaniem tajemnic chemii i fizyki.
      Dzieci i rodzice wspólnie uczą się o procesach zachodzących w kuchni, rozwijając umiejętności naukowe i inżynierskie.
      Fizyka (autor: Erica Colón)
      40 eksperymentów wyjaśniających podstawowe prawa fizyki, które wpływają na codzienne życie.
      Dzięki książce dzieci uczą się formułować hipotezy, analizować dane i wyciągać wnioski – krok po kroku odkrywając świat fizycznych zjawisk.
      Dlaczego warto?
      Zabawa i nauka: Eksperymenty są proste, angażujące i pełne niespodzianek.
      Praktyczna wiedza: Nauka poprzez działanie pomaga dzieciom lepiej zapamiętać informacje.
      Rozwój umiejętności: Seria wspiera rozwój logicznego myślenia, kreatywności i współpracy.
      Rodzinny czas: Książki zachęcają do wspólnego odkrywania nauki, co sprzyja budowaniu relacji.
      Wejdźcie razem w świat nauki, gotowania i fascynujących odkryć z serią „Wspaniałe eksperymenty dla dzieci”!
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pod wodami zatoki Lüderitz nurkowie odkryli, że Shark Island otaczają ludzkie kości i zardzewiałe, stalowe kajdany. Ludzie, których zmuszono do ich noszenia i których szczątki leżą pod wodą, zostali niemal całkowicie wymazani z namibijskiej i światowej historii. Nazwy ludów, do których należeli – Hererowie, Witbooiowie Nama, Nama z Bethanie – dla większości ludzi spoza Namibii nic nie znaczą.
      To właśnie tam, na jednym z najmniej gościnnych wybrzeży Afryki, w dzisiejszej Nambii, dawnej niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej powstał pierwszy obóz zagłady. To w nim i podobnych mu miejscach Hererowie i Nama mieli zostać wytępieni. Na początku XX wieku w tym miejscu po raz pierwszy w praktyce zrealizowano idee, które już kilka dekad później na masową skalę naziści wprowadzili w Polsce i całej Europie Środkowej i Wschodniej.
      Ludobójstwo w Afryce. Niemieckie zbrodnie kolonialne to jednocześnie tytuł i precyzyjny, i mylący. Bo tylko z pozoru książka Davida Olusogi i Caspera. W Erichsena traktuje o epizodzie niewiele znaczącym w historii świata. To, co wydarzyło się w dzisiejszej Nambii na początku XX wieku miało swoją kontynuację kilka dekad później w naszej części świata i dotknęło rodzin każdego z nas. A to tylko jeden z powodów, dla których warto po książkę sięgnąć.
      Zacznijmy od najbardziej prozaicznego z nich. Książka jest po prostu świetnie napisana. Autorzy nie zanudzają. Czyta się ją czasami jak powieść przygodową, innym razem jak sensacyjną. Jednak sens nie został zatracony. To wciąż książka historyczna, opowiadająca jednak historię tak przerażającą, aktualną i – wbrew pozorom – nam bliską, że nie potrzebuje żadnych ubarwień czy efektów specjalnych, by wciągnąć czytelnika bez reszty.
      Po drugie, opowiada o przerażającym, słabo znanym i przemilczanym, epizodzie historycznym. O zaplanowanym i konsekwentnie prowadzonym ludobójstwie oraz o stworzeniu na potrzeby tego planu obozów zagłady, w którym „rasy niższe” miały zniknąć, zgładzone niewolniczą pracą. Obóz na Shark Island był największym z nich. Nie jest jednak bohaterem opowieści. Są nim ludzie, ich motywy, działania, kierująca nimi ideologia. Obóz jest symbolem, kulminacją ciągu masakr, gwałtów i zbrodni takich jak wypędzenie ludzi na pustynię, by zginęli tam z pragnienia.
      W końcu zaś – i ten aspekt może być szczególnie interesujący dla polskiego czytelnika – autorzy pokazują analogie pomiędzy tym, co Niemcy zrobili Afryce Południowo-Zachodniej, a tym, co niedługo później zrobili w Europie. Analogie same zresztą się nasuwają. Kolonialne patrole wyszukujące i mordujące tubylców – głównie kobiety i dzieci – to nic innego, jak późniejsze Einsatzgruppen. Nie są nam też obcy lekarze dokonujący na więźniach eksperymentów, ludzie zabijani głodem i ciężką pracą, czy prywatne firmy korzystające z siły roboczej zapewnianej przez obozy zagłady. Również koncepcje przestrzeni życiowej, czystek etnicznych i kolonizacji zdobytych terenów kojarzymy z naszej historii. Widzimy, że obozy II wojny światowej nie były aberracją, szaleństwem nazizmu, chwilowym amokiem, w który wpadli Niemcy zafascynowani Hitlerem. Były owocem polityki prowadzonej konsekwentnie przez dziesięciolecia przez państwo niemieckie.
      Olusoga i Erichsen wcale nie uciekają od takich skojarzeń. Wręcz przeciwnie. Trzy ostatnie rozdziały poświęcili pokazaniu związków między teorią i praktyką nazizmu, a teorią i praktyką działań wdrożonych w Afryce Południowo-Zachodniej. A związki te są rozliczne. Od koncepcji filozoficznych i rasowych, po prawne i praktyczne realizowanie ludobójczych planów. Od osobistych związków urzędników, uczonych, żołnierzy, polityków i oficerów z afrykańską kolonią i nazizmem, po symbole, jak brunatne koszule SA, które zostały uszyte jako zapasowe umundurowanie kolonialnych Schutztruppe. Nigdy do Afryki nie dotarły i z czasem z zalegających w magazynach mundurów skorzystały bojówki partii Hitlera.
      Herero i Nama przetrwali. Jednak w świecie, który tak dobrze pamięta hitlerowskie obozy zagłady, nigdy nie upowszechniła się wiedza o tym, skąd się one wzięły, gdzie narodziła się ich idea i gdzie po raz pierwszy sprawdzono je w praktyce. Prawda była skrzętnie ukrywana przez 100 lat. O zagładzie tych ludów mówiono głośno tylko raz, gdy po I wojnie światowej wykorzystano działania Niemiec do uzasadnienia odebrania im afrykańskich kolonii. Kilkanaście lat temu temat mocniej zaistniał w świadomości publicznej. Być może Ludobójstwo w Afryce Olusogi i Erichsena spowoduje, że nigdy już z niej nie zniknie.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...